- Opowiadanie: czupir - Archanioł i bogowie

Archanioł i bogowie

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Archanioł i bogowie

Prolog

 

 

W 1995 roku Adam miał osiem lat, siedział z dwoma kolegami na zniszczonej drewnianej ławce którzy, przeglądali gazetę Łużycką, której zazwyczaj pisali totalne bzdury. Ale dla dzieciaków były to jednak prawdzie sensacje. Po przeczytaniu artykułu o starej wiedźmie Adamowi na rękach pojawiła się gęsia skórka, a w ten dzień nie wiedząc dlaczego, zaczął bać się całego otoczenia. Następnego dnia w tej samej gazecie przeczytał artykuł o dziwnym obiekcie na niebie, który zmienia kształty. I co okazało się prawdą, na niebie coś przypominającego gwiazdę, która raz była trójkątem, a raz kwadratem. Przez kolejne dni ze znajomymi wpatrywał się w obiekt.

Inni twierdzili, że to planeta Saturn i po prostu gołym okiem było widać jej odbijające się światło, co daje złudzenie zmieniających się kształtów. Czuł, że to coś złego, coś czego nie można lekceważyć, nie wiedział jednak, że ten dziwny punkt na niebie związał z nim swój los.

Pewnego dnia obiekt znikł, a on próbował odnaleźć go w innym miejscu na niebie, tak intensywnie o tym myślał, że jasny punkt pojawiał się także w jego snach. Pewnego razu na lekcji plastyki uczniowie mieli namalować farbami coś, co ich pasjonuje, jedni malowali zwierzęta, inni strażaków i policjantów. Jeden chłopiec obrazował na kartce więzienie i jak późnej wyjaśniał, że kiedyś dołączy do swych rodziców którzy, odsiadują dożywocie a on sam jest wychowywany przez dziadków. Adam pomalował całą kartkę na niebiesko, a na samym środku zrobił kolorową kropkę.

– Czy to niebo? – spytał pan nauczyciel.

– Tak – odparł chłopiec nawet na niego nie spoglądając. Wpatrzony był w swoją świeżą pracę.

– Kosmos to świetna pasja, tylko powiedz chłopcze dlaczego namalowałeś jedną gwiazdę? Kosmos jest przepełniony gwiazdami i planet… – nauczyciel nie zdążył skończyć zdania bo przerwał mu Adam prawie na niego krzycząc.

– To nie jest gwiazda ani planeta, to coś piękniejszego ale niezidentyfikowanego, wasze umysły i tak tego nie zrozumieją!

Nauczyciela zatkało, fakt że był nowy i dopiero poznawał tę klasę ale ten ośmiolatek go zszokował.

– Dobrze, niech tak zostanie – powiedział wreszcie nauczyciel.

– Może to ufo – głośno krzyknęła Amelia, siedząca z drugiej strony klasy pod samym oknem, co wywołało euforie śmiechu w całej klasie prócz Adama, który spojrzał na nią i się skrzywił. W tym momencie zadzwonił dzwonek, nauczyciel przyglądał się chłopcu, który wyszedł z klasy sam ze spuszczoną głową. Po części zrobiło mu się przykro na myśl, że taki uroczy malec może nie mieć przyjaciół a po drugie na samym początku zaszedł mu już za skórę.

Przez kolejne tygodnie Adam powoli zapominał o jasnym punkcie, który nie dawał spokoju jego myślom. Na jego twarz powrócił już uśmiech, nie trwało to zbyt długo. Pewnej nocy miał koszmar, że goni go jakieś światło, obudził się roztrzęsiony z wrzaskiem i płaczem ledwie łapiąc oddech, w jego pokoju na szczęści szybko pojawiła się matka tuląc go do siebie i uspokajając. Dopiero gdy doszedł do siebie opowiedział jej co się stało i jaki miał sen, rodzice wiedzieli o dręczącym go problemie jakim był punkt na niebie, którego już tak na prawdę dawno nie było. Chodził do szkolnego psychologa i z czasem wszystko poszło w niepamięć a jego życie wróciło do normy.

 

1

 

10 lat później

 

Zadzwonił ostatni dzwonek szkoły dla Adama, który szybko wyszedł z klasy ze swym przyjacielem Mateuszem na którego wszyscy wołali po prostu Mati. Adam miał przewieszoną torbę przez ramię w której miał kilka zeszytów, z resztą sam nie wiedział po co skoro był to ostatni dzień w szkole. Ale jak przystało na najlepszego ucznia w szkole jak i w całym województwie nie wypadało by jak inni po prostu nie poszedł do szkoły. Za kilka dni matura, wszyscy jego bliscy zastanawiają się czy osiągnie najlepszy wynik w szkole a nawet w całym kraju. Wszystkie konkursy z matematyki, fizyki i geografii wygrywał i zgarniał główne nagrody od ośmiu lat. Jedni twierdzili że to fenomen inni że twarda ręka i wychowanie jego rodziców. Mimo wszystko chciał odpocząć od nauki, poszli z Matim do jednego ze sklepów i kupili cztery dobrze schłodzone piwa. Wychodząc ze sklepu mijali Amelię ich koleżankę z klasy ubraną w szary dres z długimi kasztanowymi rozpuszczonymi włosami i wielkimi zielonymi oczyma które wymieniły wzrok z Adamem.

– Cześć kujonku – powiedziała uśmiechając się.

Adam nienawidził gdy ktoś nazywał go kujonem, sam twierdził, że wiedza sama wchodzi do jego głowy, miał rację. Przeszedł obok nic nie mówiąc.

Mati mijając ją powiedział cicho – musiałaś?

Poszli na ławkę na osiedle, dźwięk otwierających się puszek przywrócił Adamowi uśmiech na twarzy, upił wielkiego łyka i odsapnął.

– Od razu mi lepiej – powiedział zadowolony.

– Stary – zaczął Mati – od piątej klasy się przyjaźnimy, jesteś najlepszy w szkole w ścisłych przedmiotach, lubisz to. Szczerze sam nie lubię gdy ktoś mówi do ciebie kujon. Oczywiście bez obrazy ale mi kujona nie przypominasz, nie wyglądasz na takiego ani nie siedzisz całymi dniami w książkach. Nie wiem jak to wszystko ogarniasz ale cię podziwiam, szacunek – Mati stuknął się z przyjacielem puszkami.

– Widzisz z jednej strony nauka naukom ale wolałbym umieć grać w piłkę, bo natura chyba się pomyliła bo od dziecka chciałem być piłkarzem a nie pochłaniać wiedzę jak odkurzacz. W piłkę byłem taki słaby że wuefista powiedział ojcu na boku, że nawet nie musi mi załatwiać lewego zwolnienia lekarskiego, po prostu miałem siedzieć i mieć obecność.

– No co ty, z początku było całkiem ok biegałeś dość szybko dobrze się ruszałeś, później stałeś się jakiś sztywny, z początku myślałem że może na coś chorujesz i masz problemy ruchowe.

Adam zaśmiał się, nie miał mu za złe tych słów.

W oddali przeszła Amelia spoglądając na nich szczerze się uśmiechając.

– To do ciebie ten uśmiech – powiedział Adam.

– Hah! Do ciebie! Od dawna cię obserwuje, nawet nie wiesz gdzie i kiedy. Mimo że jest dla ciebie nadzwyczaj nie miła, ostatnio przypatrzyłem się jej na chemii jak odpowiadałeś przy tablicy jak Pani Ania chciała na siłę udowodnić że sobie nie poradzisz z zadaniem. Wtedy Amelia miała maślane oczy, patrzyła na ciebie i nie mogła oderwać od ciebie wzroku! Dopiero gdy zaczepiła ją jej koleżanka Ewka z ławki do się opamiętała.

– Ona jest za fajna na takiego drętwiaka jak ja!

– Kto jest drętwy, stary ludzie ze szkoły nie wiedzą jaki jesteś wyluzowany, nikt nie zna cię tak jak ja! Po za szkoła jesteś normalnym chłopakiem uśmiechniętym i dowcipnym. Fakt że dawno nie widziano cię z żadną laską ale rok maturalny to się rozumie. – powiedział Mati.

– Matura nie matura, nie mam odwagi rozmawiać z dziewczynami, gdy staję przed nimi włącza mi się hamulec – otworzył drugie piwo i upił łyka – o czym miałbym z nią rozmawiać – zaśmiał się – może o prawie Keplera albo o matmie.

– Podobno chodzi na mecze Nysy – wtrącił Mati

– Siemano – usłyszeli donośny głos swojego starszego kolegi, który wyłonił się zza krzaków i do nich podszedł następnie przybił im piątki na przywitanie. Ubrany w szarą bluzę miał przewieszony przez barki niebiesko biały szalik stołecznej drużyny piłkarskiej Nysy Zgorzelec. Odwrócił się w stronę Amelii siedzącej daleko na ławce i uniósł rękę wysoko witając ją a drugiej ręce trzymał butelkę piwa.

– Macie zapalniczkę? – spytał Paweł bo tak się nazywał.

Adam z kieszeni wyciągnął swoją i mu podał, Paweł odpalił skręconego fajka a drugą stroną zapalniczki otworzył piwo.

– Łykacie? – spytał oddając zapalniczkę.

– Nie dzięki mamy swoje, zdrówko – odparł Adam.

W trójkę się napili.

Paweł spytał – co tam, koniec szkoły młodzieży świata?

– Wreszcie koniec! – odpowiedział Mati a następnie spytał – Amelia chodzi na mecze?

Paweł obejrzał się w jej stronę, akurat na nich patrzyła i pewnie się domyślała że któryś o nią spytał.

– Chodzi z ojcem i młodszą siostrą. Mają zniżkę w klubie kibica. Dziś mecz, idziecie?

– Nie dzięki, za kilka dni matura no wiesz.. – odparł Mati.

– Aaa, się rozumie – dopił piwo do końca – śmigacie do sklepu?

– Nie Santi dzięki zaraz do domu, trzeba się ogarnąć i widzimy się wieczorem! – powiedział Adam.

Santi, tak przyjaciele nazywali Pawła. Gdy pożegnał się z nimi i odszedł przystanął na chwilę przy Amelii i razem poszli w stronę sklepu a ona odwróciła się i pomachała w ich stronę.

– Wieczorem jakiś grill? – spytał Mati.

– Myślę że tak, w końcu od dziś mamy wakacje.

– Dla Ciebie tak, bo nie musisz się uczyć do matury, ja idę kuć żeby mieć chociaż trzydzieści procent na zdanie – skwitował Mati.

Adam się zaśmiał – kujon!

Po chwili rozeszli się do domów, mieszkali na tym osiedlu lecz dopiero zaczęli się kumplować w piątej klasie. Adam wracając do domu pomyślał o Amelii i jej uśmiechu. Nagle zrobiło mu się ciepło a w brzuchu dostał motyli. Nie, nie możliwe pomyślał jest za fajna na mnie!

Dźwięk SMS przerwał jego wrzenie w organizmie, spojrzał na telefon miał wiadomość od nieznajomego numeru. "Cześć kujonku, będziesz wieczorem na grillu?" ogarnęła go złość, lecz szybko stłumił ją drugi SMS od Santiego "Dałem jej twój numer, nalegała. Pokój!!!"

Na jego twarzy zagościł niespodziewanie radosny uśmiech i przez kolejne dwadzieścia minut nie wiedział co jej odpisać aż wreszcie wystukał "Cześć, będę a Ty?" odpowiedzi nie dostał dość długo, zdążył zjeść obiad i przejrzeć powierzchowne notatki przygotowane na maturę. Wciąż jednak czekał na SMS którego do końca dnia się już nie doczekał.

Pomyślał sobie, że znów z niego zadrwiła, był jednak do tego przyzwyczajony więc szybko odrzucił miłe myśli, ubrał się na sportowo i wyszedł z domu po drodze zabierając z lodówki kilka kiełbas. Na osiedlu było już kilku znajomych, niektórzy z partnerkami, przywitał się ze wszystkimi i wdał się w rozmowę. Wszyscy rozmawiali o szkole i o planach na wakacje, ktoś czasem podmuchiwał do rozpalonego grilla, Mati z Rudym przynieśli zgrzewkę schłodzonego piwa.

– Nysa Nysa Nysa – dobiegł z oddali donośny okrzyk.

– Santi wraca, pewnie wygrali – powiedział Mati a lekko wypity Santi podszedł do nich i się z każdym przywitał.

– Jaki wynik? – spytał ktoś siedzący na ławce.

– Remis dwa dwa – powiedział Santi a na koniec dodał mały okrzyk – aaaa…

– Czyli jest dobrze – powiedział Adam częstując go piwem.

Ten jednak odmówił a w ręce trzymał małą butelkę wody niegazowanej – mina dziś już starczy ale kiełbaską nie pogardzę, a zresztą – ściągnął z pleców plecak i wyciągnął z niego kilogram zapakowanej kiełbasy i cały chleb.

– Siemka – odezwał się znajomy głos. Adam spojrzał w stronę gościa i zobaczył Amelię, miał wreszcie ochotę jej coś powiedzieć.

– Tak – powiedziała.

– Nie rozumiem? – spytał Adam.

– Tak głuptasie! Będę na grillu, konto mi w telefonie zablokowali – roześmiała się.

Adamowi zrobiło się głupio, tej opcji nie przemyślał, ale jak? Przecież to głupie, a może jednak. Do pomocy przyjacielowi przyszedł Mati podając Amelii piwo.

– On nie śmiały, ale jak wypije kilka piw to jeszcze cię przegada – powiedział przyjaciel Adama.

– Dzięki – podziękowała za piwo, stała chwilę i patrzyła na niego upijając kilka łyków piwa uśmiechając się do niego – no powiedz coś – napomknęła.

– Co słychać – spytał.

Wybuchła śmiechem i złapała go za bark, jego ciało zaczęło wrzeć od środka, zatkało go totalnie, lecz po chwili stresu zrobiło się luźniej gdy upuściła rękę i powiedziała.

– Przepraszam, mam chyba w naturze ci dokuczać ale tak jak bardzo jestem dla ciebie wredna tak bardzo cię lubię – uśmiechnęła się szeroko i dodała – przystojniaku!

Teraz to kompletnie go sparaliżowało a w tysiącu myślach w jego głowie jedna byłą taka czy ona się czasem nie upiła i go z kimś nie pomyliła. A on poczuł z tyłu szturchnięcie i ktoś mu szepnął – działaj stary! – był to głos Santiego.

– Nie mam ci tego za złe – zawahał się – ślicznotko – uśmiechnął się szeroko a Amelia dostała rumieńców – idziemy się przejść – zaproponował sam nie wierząc w swoje słowa.

Wzięła go pod ramię i poszli wolnym krokiem do pobliskiego parku, przez pierwszy etap drogi prawie w ogóle nie rozmawiali, ona szła uśmiechnięta a on skrępowany, motyle w jego brzuchu na nowo wzięły nad nim kontrolę.

– Z drewnem do parku… – złapała się drugą ręką za usta – przepraszam, to miał być żart, no wiesz! – w kąciku jego ust pojawił się mały uśmiech – rozluźnij się przecież ja nie gryzę.

Adam wziął głęboki wdech po czym spokojnie wypuścił powietrze.

– Jak ci idzie w szkole? – spytał.

– Nie jest źle, mam problemy z matmy ale to już koniec roku została tylko matura więc się tym nie martwię!

– A z czego zdajesz dodatkowy?

– Geografia – powiedziała spoglądając w jego oczy.

– Ja też! Masz ochotę powtórzyć sobie informacje w jakiś dzień? – zaproponował odważnie.

– Proponujesz mi randkę przy gegrze? – puściła go i splotła swoje ręce.

– Chciałem tylko…. – nie zdążył się wytłumaczyć.

– Ale z ciebie kombinator, kto by pomyślał. Ale to sprytnie wymyśliłeś. To kiedy? – zaśmiała się.

Adam nie zrozumiał jej zachowania ale uznał to za kolejny żart z jej strony.

– Może w sobotę? – powiedział z uśmiechem na twarzy.

– Wieczorem rozumiem? – też się uśmiechnęła teraz już jedną ręką bawiła się swoimi włosami.

– Tak – wrzał na jej widok chciał by ta chwila się nie kończyła gdy ona tak na niego patrzy i bawi się swoimi włosami, nie chciał teraz wracać. Wyglądała pięknie w żółtym świetle padającym z latarni.

– Super, chodźmy się jeszcze przejść bo zaczną gadać – powiedziała.

– Pewnie już gadają i nie zdziwiłbym się gdyby któreś nas śledziło – zasugerował.

Szli wolnym krokiem robiąc kółko wokół stawu powoli wracając na osiedle idąc już dobry metr od siebie, choć Adam bardzo chciał się zbliżyć nie chciał być nachalny.

Ona opowiadała mu trochę o sobie, o tym jak mieszka sama z matką i że traktują siebie jak przyjaciółki. Była szczera, z początku go nie lubiła, miała go za samoluba i gbura lecz z czasem zauważyła to czego inni nie potrafili zobaczyć, nauka go nasycała i nie robił tego z własnej przyjemności.

– Po prostu szybko przyswajam wiedzę – starał się jej wytłumaczyć.

– Ok! Fajnie że masz takich znajomych, że tolerują cię takim jakim jesteś! – powiedziała.

Te słowa go nieco zabolały.

– A co ze mną nie tak?. – spytał spokojnie.

– Nie nic, nie zrozum mnie źle! Chodzi o to że wokół wszyscy mają cię za kujona no wiesz, a tak naprawdę fajny z ciebie chłopak, tylko pozazdrościć! – wytłumaczyła.

– A twoi znajomi? Ty masz ich pewnie mnóstwo na każdym osiedlu – powiedział z małą krztą zazdrości.

– Tak – powiedziała z impetem – jest ich tak dużo, że można by ich rozpisać na całą książkę z polaka – znów się zaśmiała – to jeszcze mi powiesz, że zmieniam chłopaków jak rękawiczki a inni ustawiają się w kolejce?

– Nie… – chciał coś powiedzieć ale mu przerwała.

– Jak nie! Wy tak myślicie, no może nie wszyscy ale większość. Tak naprawdę mam mniej znajomych niż ty! Gdyby nie Santi nie przyszłabym dziś do ciebie na osiedle i nie miałabym odwagi napisać ci sms, zaprosił mnie bo wiedział, że ja po prostu chciałam cię jeszcze dziś zobaczyć – uśmiechnęła się do niego a on poczerwieniał.

– Fajnie! – powiedział z entuzjazmem.

– Wiesz dziewczyny teraz latają za torebkami, tipsami i tym która więcej pokaże ciała, niektóre nie tolerują mnie bo ubieram się jak chłopak – Adam spojrzał na nią i miała rację, gdyby nie długie włosy i piękna buźka mógłby pomylić ją z chłopakiem – co głupio ci? Lubie luźne dresy – znów się zaśmiała. Przygryzła dolną wargę i spojrzała ostro na niego co wywołało u niego podwójne uczucie motyli w brzuchu.

Odważył się upewnić – to jutro?

Amelia zachichotała, złapała go za bluzę i przyciągnęła do siebie a on nie stawiał oporu, szepnęła mu do ucha – sobota jest pojutrze głuptasie – po czym dotknęli się policzkami a on dosłownie zesztywniał, pocałowała go w policzek i odskoczyła z uśmiechem.

– Chodźmy już do reszty! – powiedziała.

Wrócili na osiedlowego grilla i do późnego wieczora siedzieli na ławkach, Santi opowiadał śmieszne historie i dobre dowcipy podtrzymując atmosferę. Co jakiś czas ktoś ich uciszał z okna i straszył policją ale byli do tego przyzwyczajeni i nie zwracali uwagi. Gdy wszyscy się rozchodzili Adam chciał odprowadzić Amelię pod jej dom, lecz ta przeprosiła go i chciała wrócić sama. Musiał to zrozumieć, po powrocie do domu wrzał w środku jak nigdy wcześniej. Chciał pochwalić się rodzicom, że był na randce w parku ci jednak skwitowali go pytaniami o przygotowania do matury. Z przykrością wrócił do swojego pokoju trzaskając drzwiami, odpalił komputer i założył słuchawki, ona ciągle była w jego myślach, jej uśmiech włosy i piękne oczy.

 

2

 

W sobotę rano Adam obudziło pukanie do drzwi, słyszał że jego mama otwiera i kogoś wpuszcza do środka, domyślił się kim był gość, po chwili w jego drzwiach od pokoju pojawił się Mati.

– Stary otwórz tu okno bo idzie się zaczadzić twoimi bąkami – powiedział mu na przywitanie.

– Co tam? – spytał Adam – spać nie możesz?

– Już prawie południe! Dziś masz randkę, we wtorek matura z polaka, czuje że obleje a tak poza tym to mam sprawę! – powiedział przyjaciel Adama.

Ten usiadł na łóżku będąc do połowy pod kołdrą.

– Co się dzieje? – spytał.

– Mógłbym skorzystać z internetu? Potrzebuję coś sprawdzić, wiesz że z tym u mnie ciężko!

– Nie ma sprawy, hasło znasz! – powiedział Adam i zaczął wygrzebywać się z łóżka – kawę? Herbatę? Browar? Idę się ogarnąć!

– Kawa! Sypana jak można – odpowiedział grzecznie.

Adam spojrzał na niego zaspanymi oczyma, mimo tego wiedział, że coś jest nie tak znał go zbyt dobrze. Poszedł zrobić kawę i do łazienki. W tym czasie jego przyjaciel spochmurniał i zaczął przeszukiwać internet, z kieszeni spodni wyciągnął małą karteczkę i przepisał coś na komputer, czytał jakiś artykuł nie zwracając uwagi że Adam przyniósł kawę, który spojrzał w monitor i skojarzył sobie artykuł z maturą, pewnie chce sobie coś przypomnieć pomyślał podając kawę.

– Nie mówiłeś że zdajesz z biologi – powiedział Adam.

Jego przyjaciel się zmieszał szybko wyłączył przeglądarkę i wyglądał strasznie na zestresowanego jakby co najmniej został przyłapany na oglądaniu pornoli. Jego twarz znacznie pobladła, wstał.

– Sorry muszę już iść! – powiedział drżącym głosem.

Adam od razu wiedział, że coś jest nie tak, przyjaciel przeszedł obok niego chcąc wyjść z pokoju. Złapał go za ramię i obrócił w swoją stronę, po twarzy Matiego spływały łzy.

– Ej, co się dzieje! Mi możesz powiedzieć!

Mati usiadł na łóżku – moja mama umiera, wczoraj zabrała ją karetka bo zasłabła dziś jest wciąż nie przytomna. Więc wkradłem się do dyżurki i spisałem na kartce rozpoznanie – podał Adamowi kartkę a on przeczytał napis „haemorrhagio subarachnodalis” była to łacińska nazwa jakiejś choroby, jednak w jego oczach pojawił się strach, jakby wiedział co znaczą te słowa,w pierwszej chwili go zatkało ale musiał reagować.

– W jakim stanie jest twoja mama?

– Mówiłem, jest nieprzytomna, dowiedziałem się dziś tylko że ją będą transportować helikopterem do kliniki we Wrocławiu. Najprawdopodobniej na operację!

– Czyli działają, będzie dobrze zobaczysz! – powiedział Adam kładąc mu rękę na barku – pojedziemy tam choćby nawet dziś, zatrzymamy się u mojego kuzyna.

– Przecież ja mam młodszą siostrę a we wtorek matura! – zaskomlał w płaczu Mati.

Adam chwilę pomyślał.

– Teraz nie ma nic ważniejszego niż zdrowie twojej mamy! Całe życie poświęciła żeby cię dobrze wychować powinieneś być przy niej bez względu na wszystko, Korneli załatwimy gdzieś spanie na te kilka dni może do jakiejś koleżanki.

– Z Amelii siostrą się przyjaźni – powiedział Mati i po chwili dodał – ty jesteś normalny? Całe życie poświęciłeś nauce, prze wszystkie lata uczyłeś się żeby napisać maturę jak najlepiej! Jeżeli zawalisz nigdy sobie tego nie wybaczę!

– A ja sobie nigdy nie wybaczę jeżeli tam nie pojedziemy – powiedział stanowczo i dodał twardo – razem!

– Adam, jeżeli ona umrze ja i Kornelia zostaniemy całkowicie sami, mama ledwie pozbierała się po śmierci ojca i teraz ma dołączyć do niego? Rozdzielą mnie z siostrą, ją dadzą do domu dziecka a ja na ulicę!

Adam nie wiedział co mu odpowiedzieć, przychodziło mu tylko jedno do głowy.

– Wierzę, że wszystko będzie dobrze!

W tym momencie do pokoju weszła jego mama widząc zapłakanego przyjaciela jej syna spytała o co chodzi, opowiedzieli jej o wszystkim z wyjątkiem tego, że dziś jadą do Wrocławia. Zalała się łzami dobrze wiedząc jak ciężkie życie ma rodzina Matiego, szczerze mu współczując przytuliła go serdecznie i ofiarowała pomoc gdy będzie czegoś potrzebował. Gdy tylko się trochę uspokoił poszli na piwo, musieli szybko wymyślić plan działania. Po pierwsze pieniądze na wyjazd, po drugie załatwić siedmioletniej Korneli pobyt u Amelii i po trzecie odwołać z nią randkę, na którą ona wyczekiwała z niecierpliwością i mimo że zostało jeszcze kilka godzin do wieczora siedziała gotowa do wyjścia ciągle zerkając na telefon czy nie ma tam wiadomości od Adama.

Telefon zadzwonił a na jego ekranie był napis „Adaś:*” , pierwszy raz w życiu poczuła jak w środku przewracają jej się wnętrzności z wrażenia, chyba się zauroczyła. Odebrała telefon.

– Tak słucham – powiedziała szczęśliwie.

– Cześć Amelia, słuchaj zanim rzucisz słuchawką proszę wysłuchaj mnie! – zapadłą chwilowa cisza, lecz Adam słyszał jak oddycha i kontynuował – Matiego mama miała wylew – w słuchawce usłyszał, o Boże – to bardzo poważna sprawa, mamy do ciebie wielką prośbę! Mati musi jechać do Wrocławia bo tam transportowali jego mamę i nie ma z kim zostawić siostry, a ona się zna z Twoją!

– A ty? – spytała niespokojnym głosem.

– Ja jadę z nim!

– Kiedy?

– Dziś – gdy to powiedział usłyszał jęk przykrości w słuchawce – posłuchaj, naprawdę zależy mi na tym spotkaniu, w środku we mnie wrze gdy o tobie myślę, płonę gdy na ciebie patrzę, proszę wybacz to bardzo dla mnie ważne!

– Adam nie rób ze mnie idiotki, to zrozumiałe. Spotkamy się innym razem. Zaraz porozmawiam z rodzicami i dam znać. Buźka! – rozłączyła się.

– I? – spytał Mati.

– Da zaraz znać! Wszystko będzie dobrze! Teraz co ja powiem rodzicom, dla nich moje wykształcenie jest priorytetem.

– Adam, zrozumiem jeżeli nie pojedziesz ze mną, muszę tylko pożyczyć na bilet i druga sprawa czy będę mógł zatrzymać się u twojego kuzyna.

– Jasne że tak, właśnie mu napisałem sms że dziś będziemy.

– Ale… – Mati chciał coś powiedzieć ale Adam mu się wtrącił.

– Rzadko z nimi rozmawiam poważnie, może napiszę list – po chwili zastanowienia – albo lepiej nie bo jeszcze na policje zadzwonią i narobią mi kłopotów – przeklną pod nosem – pójdę i im to powiem, albo zrozumieją albo nie. Ale mnie nie powstrzymają. Twoja mama dla mnie też zrobiła wiele w życiu i czuję potrzebę bycia teraz przy niej!

Mati spojrzał na niego pytająco – że co? – spytał.

– Była psychologiem szkolnym przecież, dzięki niej żyje! Miałem paranoje w dzieciństwie na temat ufo. Słyszałem głosy, widziałem światła, wszystko przychodziło w snach, popadałem w paranoję. Opowiem ci w pociągu. Twoja mama pewnie ci nic nie opowiadała bo taka była jej praca, tajemnica zawodowa której dotrzymała i za to szanuję ją najbardziej.

Matiego zatkało, jak ten zawsze uśmiechnięty chłopak mógł mieć w dzieciństwie rzeczy o których mu właśnie powiedział.

– Ale jak? – spytał.

– Opowiem ci później – powiedział Adam i z uśmiechem na twarzy dodał – chodźmy spakować twoją siostrę i zaprowadzić do Amelii, jej mama ma urlop zaopiekuje się nią tyle ile da radę.

Adam w myślach podziękował niebiosom, że chociaż tyle dobrego. Poszli do Matiego spakować Kornelię, wytłumaczyli jej że mamusia musiała zostać w szpitalu na badania i niebawem wróci do domu a Mateusz po nią jedzie. Zrozumiała to i nie robiła problemów, dobrze znała siostrę Amelki i nawet cieszyła się, że spędzi z nią kilka dni na dodatek zawsze była tam mile widziana. Gdy Mati zaprowadził ją do domu Amelii jego przyjaciel czekał przed płotem, po dłuższej chwili Mati wrócił z Amelią która podeszła do Adama i go od razu przytuliła.

– Hej – powiedziała smutnym głosem.

A on znów płonął w środku – cześć piękna – powiedział a ona spojrzała na niego szczęśliwymi oczyma mimo smutku na twarzy.

– Pisz proszę o wszystkim, rozmawiamy ze sobą od dwóch dni a ja czuje tak wielką wieź z Tobą ze nie wiem sama o co w tym chodzi!

– Ja czuje to samo – powiedział odważnie nie zmieniając wyrazu twarzy – musimy jeszcze iść do moich rodziców, to będzie na prawdę ciężka rozmowa.

Pocałowała go w policzek i złapała jego dłoń, chciała jeszcze przez kilka sekund być przy nim.

Czas jednak leciał dla nich zbyt szybko, po pożegnaniu z Amelią udali się do Adama, on sam czuł wielki stres ale z drugiej strony wiedział, że nie ma innej drogi. Czuł w sercu chęć bycia przy przyjacielu. Gdy weszli do jego domu rodzice byli po obiedzie.

– Dzień dobry – powiedział Mati załamanym głosem.

– Cześć chłopaki – odpowiedział ojciec Adama.

– Chłopcy zjecie zupki? – spytała jego mama.

Usiedli w wąskiej kuchni i dostali ciepły posiłek.

– Jak przygotowania do matury? – spytała mama.

– Mamo! Właśnie chciałem o tym porozmawiać – powiedział jej syn.

– Tak?

Adam przez chwilę się zawahał przez męczący go stres ale postanowił rzucić wszystko na jedną kartę.

– Jestem przygotowany na sto procent, dziś wyjeżdżam z Mateuszem, wrócimy przed maturą. Zdążymy!

Jego mamę zatkało, nie wiedziała czy jej syn żartuje czy mówi poważnie, przez te wszystkie lata starali stworzyć mu najlepsze warunki do nauki a on teraz przed egzaminem uważanym za najważniejszy w życiu tak po prostu wyjeżdża!

– Adaś, rozumiem że chcesz być bliski z przyjacielem, on będzie miał gdzie spać zadzwonię do… – mówiła ale syn nie dał jej skończyć.

– Do Roberta wiem, już mu pisałem. Odpisał, że nie ma problemu. Mamo proszę zrozum, znam wszystkie lektury na pamięć, mógłbym ci je wszystkie wyrecytować, mamo do jasnej cholery wiem jak zrobić bombę atomową – podniósł głos – muszę tam jechać rozumiesz! Jestem jej to winien!

Teraz kompletnie ją zatkało, nie mogła wykrztusić ani słowa, do kuchni wszedł jego ojciec.

– Synu – powiedział stanowczo – masz przed sobą wielką szansę, możesz w życiu być kimś.

Adam nie pozostał dłużny.

– A wy jaki macie wykształcenie? Średnie? Czy któreś z was skończyło studia? Myślicie że mnie to kręci? Robiłem to wyłącznie dla was nigdy dla siebie! – te słowa ich zabolały a w matki oczach pojawiły się łzy – zrozumcie, gdyby nie ta kobieta skończyłbym w psychiatryku dla dzieciaków, nie wiecie przez co przeszedłem. Prosiłem by nie mówiła tego nawet wam! Maturę zdam, a jeśli nie teraz to za rok albo dwa! A jeżeli zastanawiacie się dlaczego nie wybrałem kierunku studiów to wam teraz powiem, bo się na nie nie wybieram!

Rodzice nie wiedzieli jak zareagować, ich syn zawsze spokojny ułożony i bezkonfliktowy sprzeciwił im się znacznie podnosząc głos. Lecz ojciec chyba go zrozumiał.

– Adam, czy taka jest twoja decyzja? Przez te wszystkie lata staraliśmy się dać Ci to czego chciałeś!

– Z naciskiem na naukę – dodał Adam.

– Chcieliśmy po prostu żebyś w życiu był kimś, miał wykształcenie i dobrą pracę! – kontynuował ojciec.

– Wiele o mnie nie wiecie. Ale do matury jestem przygotowany i ją napisze, chcę tylko z Matim być przy jego mamie! Jestem jej to winien!

Wszyscy się zastanawiali dlaczego tak mówił, rodzice wiedzieli o jego problemem z dzieciństwa ale chyba nie zdawali sobie sprawy z tego jak bardzo musiał przezywać to ich syn.

– Tylko uważajcie na siebie – powiedziała mama Adama a jemu samemu spadł kamień z serca, był szczęśliwy w tym momencie że go zrozumieli. Doskonale wie, że ma w sobie coś wyjątkowego co pozwala mu chłonąc wiedzę inaczej niż innym i z tą tajemnicą podzielił się tylko z mamą swojego przyjaciela i teraz wie, że będzie musiał mu o tym powiedzieć.

 

3

 

Najgorzej było kiedy był w piątej klasie. Choć starał się wśród rówieśników tłumić emocje jako dziecku mu to nie wychodziło zbyt dobrze. Bywały takie chwile, że nie odzywał się do nikogo przez kilka dni. Zamykał się w pokoju siedząc i skomląc pod nosem wpatrując się w swoje ręce. Jednak w szkole uważano go za bardzo inteligentnego chłopca, który po prostu nie potrafi się przełamać do innych ludzi. Będąc w piątej klasie poznał swojego przyjaciela Matiego, którego mama była pedagogiem szkolnym do którego uczęszczał. Po pierwszym ich spotkaniu gdy Pani pedagog zrobiła mu testy uspokoiła jego rodziców, nie widziała żadnych patologicznych wad u ich syna. A raczej wskazywała na wysoki iloraz inteligencji i bardzo dobą pamięć chłopca. Po kilku takich spotkaniach stwierdziła, że jest bardzo podatny naukę i warto z nim pracować, wezwała rodziców Adama i zaproponowała darmowe spotkania w jej gabinecie w domu. Gdyż tam mogłaby spokojnie z nim pracować. Zamknięty w sobie chłopiec nie chciał z byt dużo opowiadać, a ona chciała spokojnie dojść do tajemnicy jego zamknięcia, ponieważ próbowała ze wszystkich stron znaleźć rozwiązanie jak uporać się z jego problemem zaczęła czytać więcej psychologicznej literatury i radzić się kilku znajomych doktorów. Adam z czasem zaczął opowiadać jej swoje sny.

– Biegłem, biegłem i biegłem a ona wciąż mnie goniła, krzyczała w mojej głowie tak okropnie głośno, że nie słyszałem własnych myśli. Te sny są tak realne, że czuję w nich ból. A gdy się budzę jeszcze przez jakiś czas boli, czasem mocno – powiedział chłopiec.

– Co cię boli? – spytała spokojnie.

– Głowa, od naporu wiedzy – stwierdził dziesięcioletni chłopiec.

Gdy chciała dowiedzieć się więcej nic już nie mówił.

Jej ciekawość była co raz większa, z jednej strony chciała mu pomóc a z drugiej chciała poznać jego myśli. Pewnego wieczoru studiując kolejną książkę pomyślała o dość dziwnym sposobie terapii, zahipnotyzuję go. I tak się stało bez zgody jego rodziców i jego samego na kolejnym spotkaniu wprowadziła chłopca w lekką hipnozę. Nieświadomy chłopiec zaczął odpowiadać na pytania z większą łatwością niż wcześniej.

Poprosiła by wyobraził siebie samego jako drzewo z wielką zieloną koroną stojące obok wielkiego lasu. Niebo miało być czyste i przejrzyste, poprosiła by punkt który nie dawał mu spokoju wyobraził sobie jako jakieś zwierzątko bądź jako chmurę na niebie. To co czuł opowiadał jej z emocjami a ona słuchała zszokowana.

Z lasu lasu wybiegła horda czarnych krwiożerczych wilków które rzuciły się na niego, jedne wgryzały się w korę drzewa a drugie próbowały wspiąć się na niego. Na niebie zgromadziły się ciemne chmury szybko przekształcając się w okropną burzę z której waliły pioruny prosto w niego powoli roztrzaskując wielkie drzewo na strzępy, słychać było w jego opowieści przeszywający go ból, starała się go utrzymać jeszcze przez chwilę w tym stanie.

– Adaś czy widzisz coś dobrego.

– Tak światło! – krzykną i się otrząsnął płacząc. Rzucił się na nią i mocno ją przytulił – niech mi Pani tego więcej nie robi, nigdy więcej – zaszlochał.

Tuliła go mocno i przepraszała, zarwali układ, że zostanie to między nimi. Dała odpocząć mu od spotkań ponad miesiąc a ona sama zastanawiała się czym było światło które pojawiło się na samym końcu jego opowieści.

Pewnego dnia gdy Mateusz wpuścił go wcześniej do domu i pozwolił poczekać w jej gabinecie na jego mamę która zaraz miała wrócić z pracy usiadł na krześle i przeglądał leżące książki na jej biurku. Właściwie to niektóre tylko brał do rąk i nawet ich nie otwierał czytał tylko tytuły. Pedagog weszła do swojego gabinetu z kilkoma kartkami.

– Cześć Adaś, zrobimy dziś kilka testów – powiedziała pytająco.

– Wprowadziła mnie Pani w stan średniej hipnozy prawda? – odpowiedział spoglądając jej w oczy.

Usiadła naprzeciw niego i powiedziała – tak, chciałam wiedzieć co w Tobie siedzi, co jest Twoim problemem.

– I już Pani wie? – spytał.

– Nie – odpowiedziała szczerze.

– Myślę, że powinniśmy na tym zakończyć nasze spotkania, dziękuję Pani za wszystko lepiej śpię i mam wreszcie przyjaciela.

Pani Agnieszka mama Matiego była zszokowana słowami dziesięciolatka.

– Na pewno nie potrzebujesz rozmowy?

– Nie, naprawdę dziękuję za wszystko – odpowiedział.

– To mam nadzieję, że w jakiś sposób tobie pomogłam.

– Tak bardzo – odłożył książkę na jej biurko.

– Jeżeli miałbyś jakiś problem, chciał o czymś porozmawiać, coś by się stało czegoś byś nie rozumiał zawsze możesz do mnie przyjść.

– Wiem proszę Pani, dziękuję. W sumie to jest jeszcze coś co się dzieje odkąd miałem te wszystkie sny – gdy to powiedział widziała jak się trzęsie, że boi się powiedzieć. Widziała w jego oczach strach.

– Jeżeli nie jesteś gotowy nie musisz mi mówić – uśmiechnęła się, i mimo że przez cały ten okres chciała dowiedzieć się właśnie tego nie musiała wiedzieć tego w tym momencie.

– Dziękuję – odpowiedział pożegnał się i wyszedł.

Od tego dnia było mu lżej wrócił do rzeczywistości i z czasem zapominał o przeszłości, choć czasem sny próbowały powrócić to nauczył odstawiać się te myśli na bok.

 

4

 

Stali we dwóch na peronie oczekując na pociąg, spoglądali na rozkładający się budynek stacji który kiedyś tętnił życiem a dziś jest wyłącznie miejscem do spania dla bezdomnych i meneli. Gdy pociąg podjechał weszli do środka i zajęli wolny przedział. Do tego momentu mało rozmawiali, Mati był w szoku po tym co usłyszał w domu Adama rodziców, miał nadzieję że jego przyjaciel wyjaśni mu wszystko w dość zrozumiały dla niego sposób. Adam otworzył piwo i zaczął rozmowę – przepraszam, że musiałeś tego wszystkiego wysłuchiwać.

– Spoko luz – odpowiedział i otworzył swoje piwo i upił łyczka. Spojrzał za szybę i widział jak powoli zmienia się krajobraz.

– Obiecałem, że wyjaśnię Ci wiele rzeczy pociągu – zaczął Adam a przyjaciel spojrzał na niego i czekał co ma mu do powiedzenia – jako dzieciak miałem problem, to wiesz, dla was dzieciaków nie było to nic nadzwyczajnego byłem po prostu dziwakiem. I byłem coś mnie nawiedzało we snach, był to punk na niebie który kiedyś obserwowaliśmy siedząc na ławce pod blokiem przy schodach – Mati skiną głową na znak, że pamięta o czym opowiada – co noc miałem straszne koszmary które oddziaływały na moją psychikę, bałem się zasypiać. A gdy padałem ze zmęczenia sen brał nade mną górę. A wtedy czułem się jakby coś mi wszczepiali, badali i robili doświadczenia, nie myśl proszę że oszalałem. Zawsze czułem okropny ból, widziałem rzeczy nieludzkie, takie które są tylko w horrorach. Takie miałem sny każdej nocy i właśnie terapia Twojej mamy pozwoliła mi wrócić do rzeczywistości. Zacząłem normalnie żyć i śnić. Myślę, że wielki na to wpływ miało jedno zajście, Twoja mama mnie zahipnotyzowała i powiedziałem jej wszystko, prawie wszystko. To tak jakby – pomyślał – nie umiałem o tym mówić normalnie, ta wizja w którą wprowadziła mnie Twoja mama pokazała mi coś i od tamtej pory wszystko zmieniło się na lepsze.

– Co takiego – spytał Mati a Adam zacisnął zęby bo nie umiał mu o tym powiedzieć – więc? – ponaglił Mati.

Adam zmienił temat – chciałeś wiedzieć jak tak szybko chłonę wiedzę? – Mati skiną głową załapując temat – w sumie to nie wiem jak, pewnego ranka po kolejnej koszmarnej nocy uświadomiłem sobie, że nie przeczytałem lektury, nawet do niej nie zajrzałem. Siedząc w szkole trzymałem książkę w dłoniach i nie miałem ochoty jej otwierać. Nie musiałem, gdy Pani zadawała pytania z treści książki znałem każda odpowiedź, każdego bohatera znałem lepiej niż był opisywany w streszczeniach i opracowaniach? Rozumiesz? Stary byłem w szoku, podjarany tym wszystkim poszedłem do biblioteki i zacząłem dotykać innych książek, lecz nic się nie stało – spuścił głowę i ręką rozczochrał włosy następnie znów spojrzał w oczy Matiemu – pomyślałem przypadek? Niemożliwe, kurwa nie otworzyłem jej przecież a znałem każde słowo – Mati patrzył na niego i zastanawiał się czy na prawdę nie oszalał ale nic nie mówił – zadana była kolejna lektura, wypożyczyłem i starałem się ją przeczytać nie otwierając książki. Skupiałem się na tym całymi dniami i nic się nie działo. Kończąc spotkania z Twoją mamą stało się to po raz kolejny, gdy wpuściłeś mnie do jej gabinetu w chwilę zdążyłem przeczytać wszystkie książki z jej biurka, wiedząc zarazem w jaki stan hipnozy mnie wprowadziła i dlaczego stosowała wobec mnie taką trapię a nie inną. Chciałem jej o tym powiedzieć lecz nie powiedziałem. Ale byłem bardzo ciekaw ja to robić i za kilka dni wróciłem do Twojej mamy prosząc o jeszcze kilka spotkań. Opowiedziawszy jej o zajściu z książkami miała podobną minę do twojej teraz – Adam powiedziawszy te słowa zaśmiał się głośno i dopił piwo – uwierzyła mi dopiero gdy wypisałem jej na kartce zdania z książki o hipnozie podając stronę i wers. Po kilku tygodniach pracy z Twoją mamą nauczyłem się wreszcie panować nad tym i może masz mnie za kompletnego wariata to prawda, ale dlatego nikt w szkole nie zagnie mnie z nauką. To samo z matma fizyka i chemia Twoja mama stwierdziła, że to fenomen i musi to zostać tajemnicą. Wyobrażasz sobie gdyby dowiedziały się o tym media? Długo bym nie pożył jakby się dowiedzieli, że potrafię zrobić bombę atomową albo podważyć wiele praw fizyki? Myślę, że to przez tamten punkt na niebie przez który miałem koszmary i to może być związane z moim darem!

– Ty coś bierzesz? – zapytał – stary co ty mi chcesz powiedzieć? Że dar dali ci obcy? Po co? Stary zryłeś mi banie!

– Usiądź proszę – powiedział Adam – mówię prawdę, myślę że komunikowali się ze mną podczas snów tylko miałem za słabo rozwinięty mózg żeby to pojąć dlatego mnie obdarzyli darem. Nie rozumiem dlaczego musiałem tak cierpieć, twoja mama pomogła mi zrozumieć jak mogę chłonąć wiedzę dotykiem i ją analizować w głowie która ma więcej wiedzy niż encyklopedia.

– Czyli wszystkich oszukałeś. – wtrącił Mati. – nie byłeś uzdolnionym dzieckiem tylko nawiedzonym.

– Zrozum Mati ten dar może przydać się nam obydwojgu w przyszłości, żeby była bezpieczna dla naszych rodzin.

– Po pierwsze nie myśl że jeżeli wykorzystasz ten swój niby dar do robienia pieniędzy, to zatrzymasz mnie przy sobie, nie w tą stronę. Chcę do czegoś dojść sam a po drugie skoro masz taki dar to pomyśl jak pomóc mojej matce.

– Myślę o tym non stop, dzięki niej nie oszalałem.

Zakończyli burzliwą rozmowę rozmowę spokojnie dopijając jeszcze po piwie, puste puszki zapakowali w zrywkę. Byli już blisko Wrocławia a w międzyczasie kontroler sprawdził im bilety, nagle do ich przedziału ktoś otworzył drzwi.

– Dzień dobry straż kolejowa – powiedział jeden z dwóch umundurowanych facetów.

– Dzień dobry – odpowiedzieli jednocześnie.

– Poproszę dokumenty – powiedział drugi a chłopcy wyciągnęli je bez problemu – no panowie będzie mandacik po stówce za picie piwka.

– Jak to? – spytał Mati.

– Normalnie, jakiś problem? – powiedział pierwszy wielki jak ich dwoje.

– Jedziemy do mojej mamy do szpitala, jest ciężko chora chcieliśmy się troszkę odprężyć.

– Zamknij pysk – powiedział sokista a drugi kończył wypisywać mandaty a gdy skończył wręczył im je razem z dowodami i na koniec bezczelnie dodał – miłego dnia!

Gdy wyszli Mati powiedział – co za śmieć!

– Daj mi Twój mandat – powiedział Adam – to moja wina, zapłacę!

– Nie coś ty.

– Daj go i mnie nie wkurzaj – powiedział głośno a przyjaciel dał mu mandat.

– Czuje się głupio, dziękuję – powiedział Mati przytłoczonym głosem.

– Nie ma sprawy, dojeżdżamy. Dawaj lecimy.

Wzięli plecaki i wyszli po chwili na tłoczny peron.

– Pamiętasz jak dotrzeć do kuzyna? – spytał Mati, a Adam spojrzał na niego z uśmiechem.

– Niestety – zaśmiał się – chodź idziemy – po chwili wyszli przed budynek i skierowali się na pobliski przystanek tramwajowy. Adam kupił bilety i sprawdził na mapie rozjazdów jak dojechać do kuzyna.

– Dwunastka! Siedem przystanków i jesteśmy.

– Zaraz niby ma przyjechać – powiedział Mati też spoglądając na rozkład jazdy.

– No i jedzie spójrz – powiedział Adam spoglądając za nimi, w oddali zza zakrętu wyłonił się niebieski tramwaj z wielkim wyświetlanym numerem na przodzie.

Okazało się, że nie było wielkiego tłoku jak się spodziewali, ale jechali ponad trzydzieści minut przez zakorkowane miasto. Była sobota więc innych to nawet nie dziwiło. Wysiedli w pobliżu domu kuzyna Adama, rozprostowali kości Adam ziewną.

– Zmulił mnie ten browar – powiedział i znów ziewną.

Mati się cicho zaśmiał i zapytał – daleko do twojego kuzyna?

– Tamten blok – Adam skierował palcem na dwa bloki dalej – już trochę późno jak nic nie pił może nas podrzuci do szpitala.

Mati sprawdzał coś w telefonie – nie jest źle, według GPS to jakieś piętnaście minut piesze.

– To lecim zanieść plecaki i do szpitala.

Poszli pod blok i zadzwonili domofonem, usłyszeli tylko dźwięk by otworzyć drzwi. Weszli do środka a następnie po schodach na drugie piętro, Adam zastukał w drzwi.

Po krótkiej chwili usłyszeli jak ktoś od środka otwiera zamki i szelest kluczy. Gdy już się otworzyły drzwi stał przed nimi trochę starszy chłopak ubrany w luźne szare dresy i długa koszulkę a w ustach miał nieodpalonego papierosa.

– Siema – powiedział uśmiechając się.

– Siema to mój ziomuś Mati, nie będziemy ci robić kłopotu.

– Wbijajcie, sublokator z którym mieszkam wyjechał na jakiś czas do starych możecie się u niego przekimać.

Weszli do środka, mieszkanie składało się ze skromnego pokoju dwóch dużych pokoi kuchni i łazienki. Weszli do pokoju w którym mieli przenocować, był posprzątany, zostawili plecaki na łóżku.

– Idziemy teraz do szpitala, do Matiego mamy pogadamy jak wrócimy ok?

– Spoko, mam na wieczór trochę gandzi a poza tym pykam w sporo giere online.

Adam się zaśmiał – dobra dobra, to tymczasem do później.

Wyszli i udali się w stronę szpitala, szli w milczeniu i gdy byli co raz to bliżej w ich sercach budził się niepokój i strach. Matiemu przelatywało miliony myśli przez głowę a Adam myślał jak użyć swojego daru by pomóc jego matce.

– Będzie dobrze – chciał pocieszyć przyjaciela Adam.

– Mam taką nadzieję – odparł jego przyjaciel.

Stanęli przed wielkim budynkiem – szpital wojskowy, adres się zgadza więc chodźmy – powiedział Adam i wszedł pierwszy. Budynek okazał się tylko izbą przyjęć, gdy przeszli przez niego i wyszli na zewnątrz z drugiej strony stanęli przed wielkim długim budynkiem który był połączony z dwoma sąsiednimi dużymi blokami.

– To się nazywa szpital – powiedział Mati.

Widok tak wielkiego szpitala zrobił na nim wrażenie ale też dodał otuchy, że jest tu dobra kadra lekarzy i pomogą jego mamie. Przeszli kamiennym chodnikiem wokół którego było postawionych wiele kwietników a wszędzie gdzie było tylko wolne miejsce rosła piękna zielona trawa. Weszli do środka i po półgodzinnym czekaniu w kolejce do informacji dowiedzieli się na jaki oddział mają się udać. Udali się na oddział neurologi chirurgicznej bali się wejść do środka. Korytarz za szklanymi drzwiami był pusty a dodatkowy zapach szpitala doprowadził ich do większego strachu. Weszli do środka, po lewej stronie był od razu pokój ordynatora a kawałek dalej dyżurka. Ten pierwszy był zamknięty więc udali się do drugiego w którym uchylone były drzwi, było w nim troje lekarzy i dwie pielęgniarki.

– Dzień dobry – powiedział Mati pukając w drzwi – chciałem się dowiedzieć coś o stanie zdrowia mojej mamy, została dziś przetransportowana ze Zgorzelca helikopterem do waszego szpitala.

– Dzień dobry – odpowiedziała jedna z pielęgniarek, pani Michalska?

– Tak – odpowiedział Mati a w jego ciele wszystko wrzało.

– Będzie leżeć w sali numer 245, obecnie jest na badaniach, więc dziś już jej nie zobaczysz. Ale jutro rano możesz przyjść, zostaw numer telefonu to będziemy dzwonić gdyby coś było potrzebne albo byłoby coś nie tak.

Pielęgniarka okazała się miłą kobietą, która dodatkowo dała im numer na dyżurkę by rano zadzwonili dowiedzieć się czy mogą już przyjść. Po wymianie numerów podziękowali i wyszli. Adam zadzwonił do kuzyna Robsona pytając czy coś potrzebuje z pobliskiego marketu. Mieli kupić tylko piwo zupki chińskie i jakieś chipsy.

Adam zapłacił za wszystko kartą a Mati powiedział gdy odeszli od kasy – stary ja ci to wszystko kiedyś oddam.

– Od tego ma się przyjaciół a przyjaźń nic nie kosztuje – skwitował go Adam.

Nie ciągnęli tego tematu dalej, Mati wciąż był przytłoczony myślami co z mamą, wrócili do domu zamieniając kilka słów o szkole i Amelii. Było już późno Adam czuł się lekko wstawiony a Matiego piwo nie brało ze stresu. Robson siedział przy komputerze, dopalał papierosa i łykał kolejne piwko. Grał w jakąś grę przez internet i ciągle coś pisał, po chwili wyciągnął sreberko z biurka i je otworzył. Mati z Adamem poczuli znajomy im aromat. Następnie wyjął paczuszkę bletek i skręcił jointa, odpalił go pociągając kilkakrotnie – nie zaciągaj się – powiedział podając Matiemu.

– Nie dzięki – powiedział.

– Dawaj to tylko trawa, na spokojniejszy sen – powiedział Adam łapiąc go za bark.

– Ok – zdecydował się jego przyjaciel i chwycił jointa, ściągnął kilka małych machów i podał Adamowi, lecieli tak w kółko aż nie spalili całego.

– Staryyy… – przeciągnął Mati – czuje jak pulsuje mi mózg.

Adam się zaśmiał, jego oczy przybrały koloru czerwieni a Robson zawiesił się z lekkim uśmiechem na twarzy.

– Powiem wam kawał – zaczął Adam – wchodzi baba do windy a tam schody.

Buchnęli śmiechem a Adam dławił się śmiechem a z oczu leciały mu łzy. Dopili piwo, pogadali i pośmiali się jeszcze przez jakiś czas. Matiego zmogło i Adam zaprowadził go do ich pokoju i położył do łóżka, sam poszedł wsiąść prysznic i tez położył się bo czuł, że nadciąga sen. Gdy się położył i zamknął oczy coś nim wstrząsało i nie mógł otworzyć oczu, poczuł w głowie ostry ból. Zaczął nagle śnic, że przed nim stoi czarna postać, która wyciągnęła do niego rękę, czuł strach i na siłę próbował się ruszyć lecz ogarnął go paraliż, serce biło mu jak szalone.

Nagle obudził się i podniósł z jękiem, cały był mokry a serce myślał, że zaraz wyskoczy.

– Już nie jarzę tego gówna – skwitował i położył się na boku myśląc o tym czy koszmary znów wrócą.

 

Rankiem obudziło ich słonce padające zza okna, w kuchni zjedli po zupce chińskiej a Robson zrobił im kanapki z nutellą. Mati co chwilę spoglądał na telefon czy nie dzwoni a Adam zaklną pod nosem po czym wybiegł z kuchni i po chwili wrócił.

– Kurwa mać! – skwitował swoje zachowanie – dwanaście sms od Amelii i kilkanaście nieodebranych, pomyśli że zapomniałem.

– A nie zapomniałeś – spytał kuzyn.

– Pamiętałem, myślałem o niej ale miałem za dużą bombę na bani żeby do niej coś napisać nie pomyślałem, żeby sprawdzić telefon.

– Napisz jej prawdę – powiedział Mati – zrozumie.

Adam usiadł i napisał jej o wszystkim, nie dostał odpowiedzi. Wyszli do szpitala nie dzwoniąc czy mogą przyjść, po prostu poszli w ślepo. Pogoda zmieniła się na chłodną i pochmurną. Gdy weszli na oddział dyżurka była zamknięta więc poszli pod wskazany wcześniej numer. 245 otworzyli drzwi, leżała kobieta podłączona pod wiele sprzętu medycznego. Wszędzie były monitory i numerki. W ustach miała wsadzona rurkę i była strasznie blada. Chłopcom na pierwszy widok popłynęły łzy. Podeszli do łóżka i Mati wziął jej kartę ale prawie nic nie rozumiał. Adam wziął ją od niego i jego źrenicę nagle się powiększyły. Ale oddał przyjacielowi by odłożył na miejsce tłumacząc, że też nic nie rozumie,

Adam nie wiedząc dlaczego ale z kilku słów dowiedział się wiele więcej, czując że po prostu wie co jej jest.

Mati złapał ją za rękę i lekko pogłaskał.

– Będzie dobrze mamo – powiedział, lecz nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. Adam podszedł z drugiej strony i też lekko pogłaskał jej opuchnięta od igieł dłoń. Zaryzykował chciał odczytać z dotyku jej ciała co dokładnie się dzieje, czy to co przed chwilą przeczytał jest prawda. Poczuł w sercu wielki ból, który przeszył go aż do samej głowy. Już wiedział jaka jest sytuacja, spojrzał na swego plączącego przyjaciela, nie wiedział co ma zrobić wiedział jednak że kobieta która leży przed nimi umiera i nie ma dla niej ratunku. Zastanawiał się dlaczego nie operowali, dlaczego zwlekają, a może odczytał coś źle, może da się coś zrobić w końcu lekarze wiedzą lepiej. Żałował, że mało czytał lektury medycznej, że nie wie zbyt wiele na temat tej choroby.

– Zaraz przyjdę – powiedział Adam, wstał i wyszedł. Mati wciąż stał przy swej mamie i głaskał ją po ręce.

Adam poszedł i zapukał do drzwi ordynatora po chwili otworzył mu drzwi starszy mężczyzna.

– Dzień dobry, jestem od pani Michalskiej. Możemy porozmawiać?

– Dzień dobry, proszę wejść. Syn? – odpowiedział lekarz.

– Właściwie to nie, jej syn jest przy niej na sali. Ja przyszedłem tutaj o coś pana prosić – był zdeterminowany odłożył na bok stres i niechęć rozmowy z innymi ludźmi – bo widzi Pan, ja wiem że ona umiera.

Lekarz spojrzał na niego poważnie – chłopcze… – lekarz chciał coś powiedzieć.

– Nie spodziewaliście się tak dużego wylewu prawda? Na dodatek ma tak słabe serce że boicie się, że nie przeżyłaby operacji!

– Skąd ty to wiesz? – spytał zszokowany.

– Po prostu wiem.

– Nie mogliśmy jej operować bo wcześniej nie przeżyłaby operacji.

– A dziś przeżyje? Przeżyje kolejną noc?

– Będzie operowana, zrobimy wszystko co w naszej mocy.

– I właśnie dlatego tutaj jestem, jej syn jest u niej ma jeszcze córkę a maż nie żyje! Za dwa dni matura, chciałbym prosić doktorze aby nie mówił mu pan o tym, ze ona może umrzeć w każdej chwili.

Lekarz nie wiedział co miał odpowiedzieć, chłopiec kompletnie go zszokował.

– Muszę mu powiedzieć o operacji i o tym co może stać się później.

– Śpiączka, paraliż? Jeśli się operacja w ogóle uda.

– Wszystko zależy od jej organizmu i całej operacji.

– Rozumiem, czy mogę go przyprowadzić by pan z nim porozmawiał? On musi napisać tę maturę bez tego ciężko będzie mu znaleźć pracę.

– Niech przyjdzie.

– Dziękuję – powiedział Adam i wyszedł.

Chwilę później już był w sali gdzie leżała mama jego przyjaciela a on sam bacznie przy niej czuwał.

– Ordynator chciałby z Tobą porozmawiać, ja posiedzę przy niej! Będzie dobrze! – powiedział z uśmiechem na twarzy Adam.

– Dzięki zaraz wracam – odpowiedział Mati i wyszedł.

Adam usiadł przy mamie przyjaciela i złapał ją za dłoń, była ciepła i delikatna, pomyślał chwilę i zaczął mówić na głos.

– Nigdy nie miałem odwagi do Pani przyjść i podziękować, dziękuję za poświęcony mi czas. Dzięki Pani zrozumiałem jaki posiadam dar lecz nie potrafię go wykorzystać żeby Pani pomóc. Gdy miałem te sny, które były przeszyte bólem i ogromnym strachem zawsze gdzieś tam ratowało mnie białe światło. Nigdy nie wiedziałem co to było, dopiero wtedy gdy użyła pani hipnozy widziałem co to było – Adam się zawahał i spojrzał na jej twarz, po jego policzku spłynęła łza – to Bóg – nagle poczuł jak kobieta ściska jego dłoń. W pierwszej chwili wzdrygną ze strachu lecz kontynuował – nie wiem dlaczego, po prostu wtedy słyszałem jego głos, jak ich odgonił i zabronił wracać. Od tamtej pory przestałem się bać, dzięki Pani! Dziękuję – gdy skończył pomyślał – Boże… Boże gdybyś mógł coś sprawić – zamknął swe oczy i próbować coś jej przekazać, sam dokładnie nie wiedział co chciał zrobić, ale starał się w jakiś sposób przekazać jej zdrowie. Lecz nic się nie działo, modli się przez chwilę i skończył w momencie gdy wrócił jej syn.

– Co jest? – spytał Mati

– Nie nic, też to wszystko przeżywam – tłumaczył Adam – co powiedział lekarz?

– Że jutro rano ma operację i że wszystko jest na dobrej drodze, jest nieprzytomna ale podobno wszystko słyszy co się do niej mówi.

– Aha – powiedział Adam i spojrzał na nią, w jej wcześniejszym wyrazie twarzy nie było niczego widać prócz bólu, teraz widniał mały uśmiech.

Siedzieli przy niej do samego wieczoru, w międzyczasie zjedli obiad w szpitalnej stołówce. Gdy zabrali ją na operację wrócili do domu i czekała przed nimi ciężka noc, nerwy i stres nie pozwolą im na stres. W ciągu całego dnia Adam relacjonował większość rzeczy Amelii wysyłając jej wiadomości na telefon lecz bez żadnego odzewu. Telefonu też nie miała ochoty od niego odbierać.

Gdy siedzieli późnym wieczorem na kanapie pijąc piwo i oglądając jakiś mecz w telewizji ktoś zapukał do drzwi. Robson poszedł otworzyć

– Kuzyn do ciebie! – zawołał Robson z korytarza.

Adam stanął przed drzwiami i poczuł jak uginają mu się nogi, w drzwiach stała Amelia. Miała pochmurny wyraz twarzy taki jak zanim zaczęli się spotykać. Wiedział, że zaraz dostatnie kilka ostrych słów reprymendy ale nie wierzył, że ona tu stoi. Jak ich znalazła.

– Cześć – powiedziała – mamy chyba do pogadania co?

– Cześć, tak wejdź – powiedział speszony.

– Kawę, herbatę piwo? – spytał jego kuzyn.

– To mój kuzyn – wskazał na Robsona Adam.

– Amelia! – podała mu rękę – długo nie zabawię, śpię u koleżanki.

Adamowi było niezręcznie głupio, nie wiedział jak ma się zachować. Usiedli w salonie, Mati się z nią przywitał.

– Nie masz kaca? – spytała – czy jeszcze nie wytrzeźwiałeś?

– Nie.. – zaczął lecz mu przerwała.

– Wiesz co to znaczy martwić się o kogoś? O kogoś na kim ci zależy, gdy ktoś wyjeżdża i nie daje znaku życia a się dobrze bawi z kumplami. Wiesz jak to jest?

– Przepraszam, pewnie źle się z tym czułaś.

– Nie wcale się źle z tym nie czułam – pawie płakała – zakochałam się w gościu który ma mnie totalnie gdzieś! – wstała i wyszła na korytarz ubierać buty – powiedziałam twoim rodzicom, że jestem twoją dziewczyną, żeby dali mi adres. Chciałam się z Tobą zobaczyć, być przy Tobie. Myślę o tobie dzień w dzień od kilku lat i gdy odważyłam się z tobą pogadać to żałuję wszystkiego, bo zobacz jak mnie potraktowałeś!

Wyszła z trzaskiem drzwi, i przez chwilę nikt się nie odezwał. Adam stał jak sparaliżowany.

– Idź za nią idioto! – krzyknął Robson.

Adam otrząsnął się nagle i wybiegł za nią w samych klapkach! Dogonił ją na dole klatki, z jej oczu wypływały szczere łzy.

– Przepraszam – powiedział i chciał ją przytulić, lecz Amelia go odtrąciła.

– Nie chcę Cię znać!!! – wykrzyczała.

– Przepraszam, proszę porozmawiajmy!

Oparła głowę o jego bark nie przestając płakać! Przytulił ją przyciągając delikatnie do siebie.

– Myślałem o Tobie. bałem się napisać za dużo po pijaku! – powiedział.

– A może ja czekałam żebyś napisał za dużo, na przykład że o mnie myślisz! – powiedziała nie odrywając od niego głowy.

Nie wiedział co miał powiedzieć, był na siebie zły, że nawet w tak ważnej chwili miał tremę i wewnątrz siebie bał się z nią rozmawiać.

– Przepraszam! – powiedział raz jeszcze prawie jąkając – naprawdę o Tobie myślę, tylko się bałem pisać i ze stresu też często nawet nie wiedziałem co napisać.

Amelia lekko podniosła głowę i go pocałowała w usta. Pocałunek był długi i bardzo namiętny, Amelia była tak mocno w niego wtulona, że czuła jak bardzo jest sparaliżowany i podniecony pocałunkiem, gdy skończyli spojrzała mu w oczy.

– Jutro trzeba wracać, pojutrze matura. Idź do przyjaciela potrzebuje Cię najbardziej, jutro wieczorem przyjdę na osiedle to pogadamy. I proszę nie zatrzymuj mnie!

– Rozumiem – pocałował ją instynktownie a ona wtuliła w niego swe ciało, on złapał ja za pośladki i jeszcze mocniej wciskał w siebie. Gdy skończyli odetchnęli z uśmiechem.

– Do jutra – powiedziała i odeszła. Po kilku krokach powiedziała – Boże co ja robię! Chyba go kocham – na jej twarzy był wielki promienisty uśmiech.

Adam wrócił do kuzyna i przyjaciela także z uśmiechem i od razu został zalany gradem pytań jak poszło i czy się pogodzili.

Gdy opowiedział im o wszystkim zjedli i chwilę odpoczęli.

– Idziecie do szpitala? – spytał Robson.

– Tak – odpowiedział Mati.

– Skoro dziś jest operowana to i tak jej nie zobaczycie.

– Ale będziemy blisko – odparł Adam.

Ogarnęli się i wyszli, mama Matiego była już operowana. Gdy doszli do szpitala siedzieli w holu w ciszy, byli tak długo aż wybiła godzina opuszczenia szpitala przez odwiedzających a operacja jeszcze się nie skończyła. Co wprowadzało ich w większy niepokój.

Musieli opuścić szpital więc udali się powoli do domu kuzyna Adama.

– Jak to jest mieć taki dar? – spytał Mati przyjaciela.

– Z jednej strony fajnie bo mogę w chwilę przyswoić wiedzę i mieć pojęcie o wielkich i niezwykłych rzeczach. Ostatnio czytałem fajną książkę o tematyce fantasy, orki smoki i te sprawy. Tak mnie zaciekawiła, że chciałem znać już koniec bo wciąż była zagadkowa więc użyłem daru i skończyłem ją w kilka sekund i byłem wkurzony bo cała przyjemność z czytania się wtedy skończyła. A druga sprawa nad którą pracuje to mimo wchłanianej wiedzy chce się nauczyć ją wykorzystywać. Czytam wiele książek naukowych w kilka sekund a gdy któraś okazuje się ciekawa i warta mojej uwagi to ją przeglądam. To jest tak, że wewnątrz siebie umiałbym stworzyć dosłownie prawie wszystko ale czy fizycznie bym umiał to jeszcze tego nie wiem – odpowiedział ze stoickim spokojem.

– A nie boli Cię bania od tylu informacji? – zaśmiał się jego przyjaciel.

– O dziwo nie – odwzajemnił śmiechem Adam – napiszę sms do Amelki że wracamy. Wyciągnął telefon i napisał jej relację z dnia i dodał na końcu że o niej myśli i mocno całuje. Nie dostał odpowiedzi.

Obydwoje nie mogli tej nocy spać, błądzili myślami o mamie Matiego, próbując nie myśląc non stop wspominali dzieciństwo, a dokładnie najśmieszniejsze jego sytuacje. Nad ranem gdy już za oknem robiło się szaro dopadło ich zmęczenie i ogarnął ich sen.

Matiego obudził dzwoniący telefon, bał się odebrać ale gdy się zdecydował i nacisnął zieloną słuchawkę ktoś się już odłączył.

– Kurwa – przeklną głośno – to pewnie ze szpitala, spojrzał na budzącego Adama który wyskoczył z łóżka i zaczął się ubierać.

– Lecimy! – powiedział Adam.

A Mati siedział jak sparaliżowany.

– Co jest? – spytał jego przyjaciel, który praktycznie był gotowy do wyjścia.

Adam nie dał mu skończyć i przerwał szybko – będzie dobrze! Dawaj nie mamy czasu!

Mati się otrząsną i szybko narzucił na siebie ubranie i wyszli, szli szybkim tempem i po kilku minutach byli już w szpitalu.

Zauważył ich ordynatora mający kamienną twarz, zaprosił Matiego do siebie.

– Czy mój przyjaciel może wejść ze mną? – spytał drżącym głosem.

Lekarz skiną głową i weszli do środka jego gabinetu, poprosił chłopców by usiedli i zaczął.

– Operacja trwała dłużej niż myśleliśmy, ale Twoja mama ją przeżyła – Mati odetchnął a Adam złapał go za bark – jednak jej stan jest zły, a nawet krytyczny najważniejszy jest teraz czas, wszystko okaże się w ciągu kilku godzin lub kilku dni. Chciałbym cię jednak poinformować, że jeśli twoja mama wyzdrowieje będzie musiała być pod stałą opieką – w oczach obydwu chłopców pojawiły się łzy – musisz być silny i musimy czekać! Rozumiem że jutro macie maturę, mogę zadzwonić do dyrektora i poprosić byś pisał na poprawach.

– Nie – powiedział Mati – napiszę ją dla niej, jedno z jej marzeń było bym zdał. Czy mogę ją zobaczyć.

– Tak, zadzwonię po siostrę zaprowadzi cie i da odpowiedni strój – powiedział lekarz, i zadzwonił telefonem służbowym po pielęgniarkę, po chwili przyszła siostra dyżurna i zabrała Matiego do jego mamy. Adam też chciał wyjść ale chwilę się zawahał, odwrócił się w stronę ordynatora.

– Są jakieś szanse? – spytał.

Lekarz dopiero teraz gdy nie było Matiego w gabinecie okazał na swej twarzy współczucie i ból.

– Módlcie się – odpowiedział.

Adam wyszedł i czekał na przyjaciela na korytarzu, w międzyczasie napisał do Amelii sms, odpisała mu, że będzie się modliła za Matiego mamę. To dłuższym czasie jego przyjaciel wrócił cały roztrzęsiony.

Adam wstał i go przytulił.

– Będzie dobrze!

– Ona ma rury które wychodzą z jej głowy, jest nie przytomna i jest bardzo słaba – ledwie odparł będąc w szoku.

Usiedli i posiedzieli jeszcze przez chwilę by Mati jakoś choć trochę doszedł do siebie, następnie wrócili do kuzyna spakowali rzeczy podziękowali za gościnę i wyruszyli na PKP. W kasie biletowej Mati powiedział – Dziękuję za wszystko.

– Nie musisz mi za nic dziękować! – odparł Adam.

– Ale chcę!

– Po kupieniu biletów wsiedli od pociągu i siedzieli w ciszy do momentu gdy znów nie odezwał się pierwszy Mati.

– Mam czarne myśli, są silniejsze ode mnie!

– Wsadź paznokieć palca wskazującego u nasady kciuka aż ból będzie tak okropny że odrzucisz czarne myśli. Czytałem kiedyś „Pielgrzyma” Paulo Coello tam byłą taka technika i czasem pomaga, spróbuj.

Mati spojrzał na niego jak na głupka, ale po chwili spróbował. Sprawiając sobie ból tak długo aż złe myśli znikły, po czasie powiedział – będzie dobrze!

Do Zgorzelca dotarli przed szesnastą, Adam zaprosił Matiego do siebie na obiad, opowiedzieli wszystko co u jego mamy, wszyscy starali się go pocieszyć, że wszystko się dobrze skończy, rodzice Adama zaproponowali by jego przyjaciel jeszcze przez kilka dni został u nich. Zgodził się i poszli po jego rzeczy a następnie zobaczyć co u jego siostry która przebywała w domu Amelii. Zadzwonił dzwonkiem i otworzyła mama Amelii

– Dzień dobry, jest Kornelia? – spytał.

Jej mama pierw zmierzyła ostrym wzrokiem Adama a następnie spojrzał ana Matiego i się mile uśmiechnęła.

– Oczywiście, wejdziecie czy ją zawołać?

– Zawołać ją można, i będę miał prośbę czy może zostać u Państwa jeszcze kilka dni? Z mamą jest źle!

– Jej mina spoważniała – tak, tak nie ma problemu. Dziewczynki! – krzyknęła i po chwili dwie pomalowane farbami po twarzy zeszły po schodach w domu, Kornelia rzuciła się na brata.

– Hej braciak!

– Cześć Kochana!

– Jak mamusia? Kiedy wróci?

Mati spojrzał na nią i powiedział spokojnie – mama musi jeszcze zostać w szpitalu, muszą jej zrobić bardzo dużo badań.

– Ale jest zdrowa? – spytała.

– Tak – skłamał jej brat.

– Dziewczyny chodźcie na deser – wtrąciła mama Amelii – a te szybko pobiegły do kuchni – może u nas zostać, jest grzeczna i się słucha.

– Dziękuję to do zobaczenia!

– Powodzenia na maturze – powiedziała zamykając drzwi, lecz gdy zamknęły się do końca spojrzała jeszcze raz na Adama przeszywającym wzrokiem, a w środku jego ciała przeszedł strach.

– Co jest? – spytał Mati.

– Ale na mnie spojrzała, widziałeś?

– Stary teściowe zawsze tak patrzą, chodźmy!

– Czekaj, a Amelia? Powinna już wrócić.

– To zadzwoń i zapytaj jej mamy – Mati się zaśmiał.

– Dobra nie! Chodźmy jestem z nią umówiony na później.

Gdy odchodzili nie zauważyli, że Amelia stała przy oknie i słyszała ich całą rozmowę. Uśmiechała się.

Wieczorem Mati powtarzał notatki które dał mu Adam, a on sam na chwilę wyrwał się z domu by spotkać się z Amelią. Czekała na niego na jednej z ławek, podszedł i stanął nad nią.

– Cześć – powiedział.

Ta wstała i spojrzała na niego, w oczach miała blask tęsknoty. Wtuliła się w niego i go pocałowała. A on cały zdrętwiał, był od niej o głowę wyższy więc gdy go całowała stawała na palcach. Tulili się i namiętnie całowali dość długo, gdy skończyli odchyliła się i powiedziała.

– Tęskniłam.

– I ja też! – odpowiedział zawstydzony.

– Kłamczuch! Jak Mati? Trzyma się? Co mówili lekarze?.

– Trzyma się ale sytuacja jest ciężka, musi wierzyć że będzie dobrze.

Przytuliła się do niego i powiedziała – ja też wierzę! Modliłam się całą noc o łaskę i zdrowie dla jego mamy, to wspaniała kobieta.

– Wiem – powiedział głaszcząc ją po głowie. Ich spotkanie nie trwało długo, jutro matura, odprowadził ją kawałek tyle na ile mu pozwoliła a następnie wrócił do domu myśląc o niej non stop. W ogóle nie przejmował się jutrzejszym dniem, cieszył się w myślach jej uśmiechem który dla niego był najpiękniejszy na świcie. Gdy wracał do domu pod blokiem naprzeciw niego szedł człowiek wielki i zgarbiony odziany jak na jego oko w kapłańskie szaty które były bardzo podarte. Serce lekko mu zadrżało gdy przechodził obok spojrzał pod kaptur człowieka i zobaczył jego wzrok który był skupiony na nim. Niebieskie oczy przyglądały się Adamowi i przez chwilę poczuł jakby stał w bezruchu. Po chwili otrząsnął się i poszedł dalej, chciał obejrzeć się czy czasem nieznajomy człowiek za nim nie idzie, czuł jakby ktoś za nim był i zaczął się bać. Odwrócił wzrok do tyłu i nikogo nie było. Przez chwilę odczuł ulgę ale gdy wszedł do bramy zaczął myśleć jak ten ktoś mógł nie iść, nawet gdyby skręcił do którejś bramy jeszcze by go widział.

W domu Mati czekał na niego w pokoju z kolacją, którą zrobiła jego mama, pierw wziął prysznic i po zamienieniu kilku słów z rodzicami wreszcie poszedł do swojego pokoju gdzie czekał na niego przyjaciel.

– Jak tam? – spytał Adam.

– Lipa, masz zajebiste notatki ale jeden dzień to zbyt krótko by się nauczyć, nie dam rady – odpowiedział podłamany Mati.

– Będzie dobrze! Kładź się jutro będzie lepszy dzień!

Jego przyjaciel tak zrobił, położył się pomodlił o zdrowie dla matki i próbował zasnąć.

Adam zaś patrzył w sufit i myślał o Amelii, o jej oczach i uśmiechu. Myślał o tym jak pomóc mamie Matiego, gdy zamknął swe oczy i chciał wyobrazić sobie twarz Amelii w jego myśli wtrąciło się coś innego. Twarz człowieka schowana pod kapturem. Była to twarz mężczyzny w dojrzałym wieku w którego oczach zobaczył błysk. Jego postura przypomniała mu od razu człowieka którego spotkał ostatnio co trącił go barkiem pod blokiem. Otworzył oczy i lekko uniósł głowę, w ciemności swojego pokoju oprócz przyjaciela nie widział nikogo innego. Położył się i obrócił na prawy bok zamknął znów oczy. A jego ciało całe zadrżało od głowy po same nogi, przeszył go straszny dreszcz i chciał otworzyć oczy lecz teraz nie mógł. Były zamknięte i spowiła go ciemność, czuł jak coś lub ktoś chwyta go za szyję i szepcze mu do ucha. „Wracamy” usłyszał coś chrypkim głosem. I nagle otrząsnął się cały spocony, nawet przysiadł na łóżku paranoicznie oglądając się wokół.

– Co jest do jasnej cholery! – powiedział głośno.

Położył się i przeżegnał się, zmówił ojcze nasz i zamknął ze strachem oczy. O dziwo nic się już nie działo. Jego serce dalej biło jak szalone ale powoli zaczęło wracać do normy, Adam po chwili zasnął. I nie widział tego czegoś co stało w jego pokoju. Stał wielki mężczyzna z kapturem na głowie nad jego łóżkiem i wyglądał jakby na niego spoglądał.

 

5

 

Obudził ich budzik, obydwoje wstali umyli zęby i ubrali się na maturę. Mama Adama zrobiła im lekkie śniadanie, które czekało na nich w kuchni.

– Dzięki mamo za grzanki – powiedział Adam.

– To grzanki szczęścia a zaraz dostaniecie po kopniaku szczęścia! – odpowiedziała.

Chłopcy się zaśmiali i nastawili się na kopniaka z kapcia mamy Adama.

– Nie dziękujemy – powiedzieli obydwoje.

Zjedli do końca wyperfumowali się i wyszli, w drodze do szkoły Adam przypominał Matiemu o lekturach z polskiego jakie mogą być na maturze, choć miało to już małe znaczenie. Nie chciał zaprzątać go złymi myślami. Gdy weszli do szkoły i podeszli pod salę gimnastyczną złapał go za bark i powiedział.

– Będzie dobrze!

– Oby – odpowiedział Mati.

Po sprawdzeniu dowodów wylosowali ławki w których będą siedzieli Matiemu przypadła ławka pod ściana a Adamowi pierwsza w samym środku przed samą komisją. Wymienili się uśmiechami i usiedli, choć Adam doskonale widział po uśmiechu przyjaciela że nie jest szczery. Ten chłopak tracił wszystko, zostanie sam z siostrą bez mieszkania i żadnych warunków do życia jeżeli przyjdzie najgorsze. Lecz mimo wszystko czuł w środku że jakoś to będzie. Czuł dosłownie że z jego matką będzie wszystko w porządku. Oczyma przebierał po wielkiej sali widząc wielu znajomych ze szkoły lecz szukał jeszcze kogoś, tej do której jego serce chciało wyskoczyć pobiec i ją przytulić. Gdy nagle pojawiła się w drzwiach sali w rozpuszczonych włosach ubrana w białą koszulę i czarną sukienkę po kolana. Swoim wzrokiem znalazła go od razu i się uśmiechnęła. Gdy wylosowała miejsce miał wielka nadzieję, że będzie blisko, lecz jak na złość wylosowała miejsce na samym końcu. Przez chwilę posmutniał ale gdy obrócił się i widział jak siada a w jego głowie pojawiła się jedna „Niech się to już skończy!”

Zadzwonił dzwonek, zaczęło się. Przemowa Pani dyrektor i omówienie wszystkiego a następnie rozdanie kart maturalnych. Adam wypełnił wszystkie odpowiedzi w kilka minut a końcowej rozprawki nawet nie tknął. Podniósł rękę do góry.

Podszedł do niego jeden z nauczycieli.

– Adamie nie przesadzasz. Dopiero zaczęliśmy.

– Skończyłem i mam prawo wyjść.

Nauczyciel spojrzał na jego kartę i widział wypełnione odpowiedzi wiedział, ze Adam jest jednym z lepszych uczniów w szkole i postanowił pozwolić mu wyjść na własną odpowiedzialność.

Adam wstał i wyszedł a opuszczając salę spojrzał na Amelię i Matiego. Wyszedł i usiadł na ławce i czekał na koniec. Dopiero teraz zorientował się, że reszta wyjdzie za około czterdzieści minut. Nie wziął nawet telefonu więc postanowił się przejść po szkole.

Na korytarzu spotkał kilku nauczycieli ukłonił się i poszedł dalej. Przystanął obok klasy w której nauczano historii, coś go zainteresowało. Nad drzwiami klasy były namalowane hieroglify jednej ze starożytnych kultur. Dla wielu uczniów były to zwykłe obrazki i znaki. Ale Adam przystanął i stał jak zahipnotyzowany. Znaki które widział odczytał mimowolnie. Opowiadały o bogach Egipskich a zarazem o Azteckich i innych. Znaki były pomieszane, ale Adama coś natchnęło. Poszedł szybkim krokiem do biblioteki która była jeszcze otwarta. Wszedł w dział historii i dotykał książek a po chwili znał ich całą treść, dotykał wszystkich jakbyś czegoś szukał. Z boku wyglądało to tak jakby palcem przebierał książki i szukał czegoś.

– W czymś pomóc – odezwała się pani bibliotekarka.

Adam się wystraszył i spojrzał na nią. Gdy zobaczył ze to kobieta którą zna odpowiedział.

– Dzień doby, przepraszam, szukam wszystkiego o hieroglifach. Wszystko co pani ma!

– Chodź proszę. – powiedziała i następnie poprosiła by poczekał w czytelni gdzie nikogo nie było.

Przyniosła mu kilka książek i usiadła obok.

– Mnie też interesują hieroglify – powiedziała.

Adam nie wiedział co ma zrobić, naglił go czas nie chciał się wdawać w zbędą rozmowę. Zaraz musiał wracać i być przy przyjacielu a zarazem chciał zobaczyć Amelię z bliska, chciał stanąć obok niej i zatopić się w jej uśmiechu.

Wymyślił, przejrzał szybko każda książkę a tak naprawdę każda już znał na pamięć. Jedna zainteresowała go najbardziej. Opisywane legendy Azteckich bogów.

– Czy mógłbym ją wypożyczyć na kilak dni. – spytał.

Pani bibliotekarka się uśmiechnęła i powiedziała – wyłącznie dlatego, że jesteś jednym z lepszych uczniów i ci ufam i dlatego że mamy wspólne zainteresowanie.

– Dziękuję bardzo oddam jak najszybciej – wziął ją i wyszedł mimo że znał ją na pamięć. Wolał ją zabrać do domu i spokojnie przyjrzeć się rysunkom i zdjęciom w książce. Lepiej będzie mu patrzeć na nie niż sobie przypominać.

Czas miną mu szybko tak, że się nawet nie zorientował gdy podszedł pod drzwi sali gimnastycznej gdzie odbywała się matura właśnie zadzwonił dzwonek kończący egzamin. Po chwili powoli zaczęli wychodzić uczniowie, jedni patrzeli na niego śmiejąc się z zazdrości inni patrzeli na niego z szacunkiem wiedząc ile zdobył dla szkoły. Pierwsza wyszła Amelia gdy go zobaczyła podbiegła i rzuciła się na niego a wszyscy wokół zaczęli się patrzeć. Wielu przystojnych chłopaków ze szkoły było teraz zazdrosnych bo ta nawet nie odpowiadała im cześć a co dopiero tuli się z tym kujonem.

– Raczej zaliczę – powiedziała!

– Super! – odpowiedział zestresowany. Pocałowała go w policzek a on zrobił się czerwony. – myślałem, że jesteś na mnie zła.

– Bo jestem – powiedziała i się zaśmiała. Puściła go i spojrzała w stronę sali. – Mati idzie.

Z sali wyszedł Adama przyjaciel i podszedł do nich strapiony.

– Dupa.

– Jak to? – spytał Adam – napisałeś coś.

– Napisałem wszystko nawet rozprawkę. Ale i tak dupa blada bo myślałem o mamie i nie mogłem się skupić.

– Będzie dobrze! Twoja mama wyzdrowieje – powiedział Adam. – chodźmy stąd chciałbym wam coś pokazać!

Dopiero teraz zobaczyli, że pod ręką trzyma jakąś księgę. Wyszli ze szkoły i udali się na podwórko. Amelia rozmawiała z Matim o tym o czym pisali na egzaminie, Adama nawet nie pytali bo wyszedł na samym początki. W międzyczasie rodzice Adama zadzwonili do Matiego i poprosili syna do telefonu. Musieli pilnie wyjechać, nie powiedzieli dlaczego, przekazali mu tylko że zobaczą się za tydzień że pieniądze ma w swoim biurku i życzyli mu powodzenia na maturze.

– Przez całe życie truli mi o nauce i maturze a gdy przyszedł najważniejszy egzamin to wyjeżdżają. – powiedział Adam. – chodźmy do mnie, masz czas? – spytał Amelii.

– Tylko się przebiorę i będę, proszę źle się w tym czuję.

– Jesteś piękna – powiedział Adam a następnie znów zrobił się czerwony.

Amelia się uśmiechnęła pocałowała go w policzek i powiedziała mu do ucha że on jest przystojny. Poszła do domu, a chłopaki do Adama. Też się przebrali i długo nie czekali na Amelię. Gdy zadzwoniła dzwonkiem i otworzył Adam zobaczył ją w szarym dresie.

– A taka ci się podobam? – spytała.

– Najbardziej na świecie! – odpowiedział.

Ta weszła przeszła obok i skwitowała z uśmiechem – masz szczęście.

Adam zamknął drzwi na górny zamek, przez czas gdy jej nie było zdarzył jeszcze zaparzyć herbatę. Usiedli w pokoju jego rodziców, wstydził się usiąść obok Amelii więc usiadł przy stole między przyjacielem a nią. Położył książkę na stole, Mati znał jego zdolność jego chyba dziewczyna nie.

Zapadła chwilowa cisza Adam spoglądał na książkę i otworzył gdzieś w środku gdzie były Azteckie hieroglify. Patrzył na nie, Mati nie chciał się odzywać. Ogólnie to nawet nie miał ochoty nic mówić, spoglądał co jakiś czas czy nie ma nieodebranego połączenia z wrocławskiego szpitala.

– Więc? – spytała Amelia.

A Adam jakby oprzytomniał otrząsnął się i rozejrzał spokojnie po pokoju tak jakby sprawdzał czy są sami. Spojrzał Matiemu w oczy i skinął głową. Przyjaciel wiedział o co chodzi, czas powiedzieć o wszystkim Amelii. Najwyżej uzna że jest szalony i wyjdzie.

– Amelka – powiedział pierwszy raz tak do niej – jesteś inteligentną dziewczyną i nie chciałbym, żebyś wzięła mnie za wariata jeśli wyznam ci moją tajemnicę – spojrzał na nią a ta patrzyła na niego normalnie jeszcze dokładnie nie wiedząc o co mu chodzi – Mateusz już wie – spojrzała na Matiego a ten skinął jej głową z poważną miną. Teraz zrozumiała, że to nic żartobliwego – Nie wiem jak to powiedzieć, więc powiem szczerze tak jak ja to widzę. Mati zna wcześniejszą wersję, dopóki nie przeczytałem tej książki – przyjaciel spojrzał na niego a on kontynuował spoglądając na książkę by nie patrzeć na nich bo doskonale wiedział, że to go bardziej zestresuje. Wziął głęboki oddech i zaczął od początku – doskonale wiecie, że jako dziecko miałem ze sobą problem. Z normalnego chłopaka stałem się dziwnym jak dla wielu niezrozumiałym dzieckiem, który miał ze sobą problem. Wszyscy się ze mnie śmiali i szydzili. A później stałem się jednym z najlepszych w szkole. Mati wie dlaczego lecz chcę żebyś tez poznała tę prawdę o mnie. Stało się coś dziwnego, przez moje koszmary i dziwne wizje w snach trafiłem do szkolnego psychologa. Do Matiego mamy, dzięki której odkryłem swój dar. – przeciągnął ręką po otwartej książce – potrafię poznać treść każdej rzeczy w której jest coś zapisane. – nikt nic nie mówił, Amelia wyglądała na poważną a Adam wciąż dotykał książki – mój mózg stał się przechowalnią danych a zarazem ogromną encyklopedią do której mam dostęp.

– Jak to – spytała poważnie Amelia.

I teraz spojrzał w jej zmartwione oczy.

– Do dziś myślałem, że to przypadek. Że coś mnie nawiedziło i odeszło a dar został.

– Do dziś? – spytał Mati.

Adam przyciągnął książkę do siebie. – chcąc nie chcąc umiem odczytywać chyba wszystko. – zaczął poważnie – z tych zdjęć i ilustracji skonstruowałem w swojej głowie wyjaśnienie chyba naszego istnienia. To co widziałem kiedyś na niebie, to co dręczyło mnie w snach i nie dawało mi spokoju przez wiele lat. To prastarzy Bogowie.

– Najarałeś się czegoś? – spytała Amelia

– Daj mu skończyć proszę! – powiedział Mati.

Adam kontynuował.

– Przybywali z kosmosu a ludzie ich wielbili i wyznawali. Jednak z tego co wyczytały moje oczy a nigdzie nigdy o tym nie pisano. Oni czegoś się boją! I tego nie mogę odgadnąć!

Adamem jakby zakręciło i padł z krzesła na ziemię, oczy miał szeroko otwarte. Doskoczyli szybko do niego Mati z Amelią nie wiedząc co mają robić. Nie zauważyli, że za oknami nagle zrobiło się ciemno.

– Co z nim – wrzasnęła – brał coś?

– Nie! Nie rozumiesz co mówił!

Do drzwi domu coś głośno zapukało. Mati z Amelią spojrzeli na siebie pytająco.

– Idę otworzyć. – powiedział Mati i gdy wstał dopiero zobaczył co dzieje się na dworze, jakby huragan przechodził przez miasto i wszystko pociemniało. Znów ktoś zapukał. Mati podszedł do drzwi i spojrzał przez judasz, nikogo nie widział.

– Co jest – otworzył drzwi a przed nim stał wielki mężczyzna ubrany w poszarpaną mniszą szatę, którego głowę przykrywał kaptur. Mati instynktownie zrobił krok w tył i machnął z całej siły drzwiami próbując je zatrzasnąć. Jednak obcy zdołał złapać ręką drzwi i otworzył je spokojnie a Mati potknął się o leżącego na podłodze buta i upadł na plecy jęcząc. Nie mógł nic powiedzieć strach go sparaliżował. Postać przeszła obok niego i spojrzała mu w oczy poszedł do pokoju gdzie był Adam z Amelią. Dziewczyna widząc wielką postać wtuliła się w Adama.

– Proszę nie rób nam krzywdy – wrzasnęła. Gdy nagle zobaczyła jak postać przyklękła obok nich i złapała jej dłoń spokojnie. Spojrzała ze strachem w kaptur człowieka i zobaczyła mężczyznę o niebieskich oczach.

– Nie bój się – powiedziała postać.

Amelia puściła Adama a obcy dotknął jego czoła a następnie położył mu rękę przy szyi. Adam się cały naprężył lecz po chwili zamknął swe oczy i zemdlał. Człowiek spojrzał na Amelię i wbiegającego do pokoju z nożem Matiego. Oni też zemdleli. Gdy puścił Adama w miejscu gdzie go trzymał pojawił się wisiorek. Dokładnie krzyż.

 

6

 

Adam obudził się w swoim łóżku, podniósł się szybko i zobaczył że obok niego leży Amelia i Mati. Złapał się za głowę próbując sobie przypomnieć co się stało. Zobaczył, coś na swojej szyi. Złapał za krzyż i się zdziwił.

– Ten krzyż będzie cie chronił przed tamtymi. – powiedział ktoś siedzący na krześle w kącie pokoju.

Adam drgnął ze strachu spoglądając w tamtą stronę. Zauważył wielkiego mężczyznę który już nie miał kaptura na głowie, teraz widział go doskonale. Facet po czterdziestce dobrze zbudowany, krótko ścięty z wieloma widocznymi ranami na głowie. – nie bój się! – powiedział znów.

– Kim jesteś? Co się dzieje.

– Chodźmy to drugiego pokoju, twoi znajomi jeszcze pośpią.

Człowiek wstał i wyszedł. Adam nie bał się go w sumie, poszedł za nim. Wszedł do pokoju rodziców i zauważył na stole otworzoną książkę z hieroglifami którą wypożyczył. Przypomniało mu się jak opowiadał Amelii i Matiemu o tym co odkrył.

Człowiek stał i wskazał chłopakowi krzesło by usiadł.

– Dopóki będziesz nosił ten krzyż nie będą mieli wstępu do twojego umysłu. Prawie nad tobą zawładnęli.

– Kto? Kim jesteś? – spytał.

Nagle w drzwiach pojawili się jego przyjaciele Mati z Amelią. Obcy człowiek który nie zdradził jeszcze swojego imienia kontynuował. Podszedł do książki i wskazał ręką.

– Ci, którzy próbowali cię wykorzystać byś zebrał wszystkie dane o naszej planecie a następnie wykorzystać je do naszego unicestwienia. Bez twojej wiedzy są słabi.

– Nie rozumiem. – powiedział Adam.

– Więc zobacz.

Wszystko jakby przygasło a oni wszyscy się gdzieś przenieśli. Przez chwilę, wędrowali jakby w kosmosie widząc szybko kręcąca się ziemię. By nagle przemknąć przez chmury i przeszłości. Widzieli jak starożytne cywilizację wyznają pozaziemskich bogów składając im ofiary z ludzi. Widzieli jak nie pozwalają się ludziom rozwijać próbując mieć ciągle nad nimi władzę. Jednak ludzi na ziemi było zbyt wielu aż w końcu nie dało się zapanować nad wszystkimi. Ci którzy nieustannie wierzyli w swych bogów wypisywali i malowali hieroglify w nadziei ze kiedyś powrócą i ich oświecą. Widzieli jak czają się wokół planety oglądając przebieg historii. Gdy narodził się chłopiec o imieniu Jezus, który później nazwał się Synem Bożym, wszyscy znikli jakby się go bojąc. Jednak po setki latach zaczęli wracać, buntować ludzi i napajać ich złem. Widzieli pierwszą i drugą wojnę światową jak szybko przemija w ich oczach, wszystko to co się dzieje złego na świecie. Aż do dnia kiedy zobaczyli małego chłopca spoglądającego w gwiazdy. A następnie mającego koszmary. A nad nim ktoś stał, nie był to człowiek i dotykał jego głowy. Wybrali tego chłopca i rozwinęli jego umysł do perfekcji, jednak był zbyt młody i musieli poczekać aż dorośnie. Chłopcem okazał się Adam. Widać było teraz jego wszystkie koszmary, całe zło które mu się śniło. Od piekła po ciężkie paraliże przesiąknięte bólem. Widzieli jak wykrzywiał się w snach i pojawiał się ktoś, kto łagodził jego bóle. To człowiek który ich odwiedził. Wizja się przerwała.

Młodzi stali a Adam siedział jak osłupiały.

– W twojej głowie spisane są wszystkie ludzkie technologie i tajniki wojenne. Poświęcili wiele swoich darów by złączyć go w jeden dla ciebie. Osłabili się a dzięki tobie mogą znów odzyskać siły i będą chcieli zapanować nad ludźmi bo to dobry gatunek do prowadzenia wojen. Ich światy powymierały ludzie są ich ostatnią szansa.

– Ale kto? – spytał wreszcie Adam.

– Bogowie z wszechświata – odpowiedział nieznajomy.

– Bogowie?

– A co piszą w waszych księgach? O starożytnych bogach?

– A ty kim jesteś? – spytał Mati.

– Jestem Gabriel, wysłany przez tego, który stworzył tu życie. A ja jestem tu dlatego, żeby nie pozwolić by te życie wymarło.

– A możesz tak dokładniej w skrócie? – spytał Mati i wszyscy dziwnie na niego spojrzeli.

– Umysł twojego przyjaciela potrafi odczytywać wszystko co zostało gdzieś zapisane i łączyć w sobie wszystko w jedność. Tamci chcą wykorzystać go jako swoją ofiarę by stać się potężnymi wojownikami którzy zamienią ludzi w swoich służących przemieniając ich w dzikie bestie. Tak by walczyli między sobą.

– Dlaczego ja?

– To czysty przypadek, krzyż który ci podarowałem na jakiś czas nie pozwoli im ciebie namierzyć. Lecz nie wiem na ile to starczy, oni sami przybrali ludzkie postacie po to by cię odnaleźć i zabić. Dlatego musimy opuścić miasto.

– Stary chyba oszalałeś. Myślisz że uwierzymy w te bajeczki! A Ty może jesteś aniołem który przybył pomóc Adamowi. – powiedział twardo Mati.

Gabriel odpowiedział spokojnie – nie proszę cię o wiele, jeżeli nie udasz się z nami to też zginiesz. Obydwoje jesteście z nim związani, nie szukają już tylko jego ale i was.

– A co naszymi rodzinami? – wtrąciła dziewczyna.

– Są skupieni na razie na was, nie wiem jaką dysponują siłą. Musimy już iść!

– Chodźmy powiedział Adam – zabrali niezbędne rzeczy w plecak i wyszli szybko udając się za miasto w stronę lasu. Gdy znikli z pola widzenia bloków i ulicy Adam spytał.

– Co mamy w ogóle robić, mamy całe życie uciekać? Nie da się jakoś ich powstrzymać?

– Da się, musiałbym cię zabić. – odpowiedział Gabriel.

Wszyscy zbledli, a Adam przysiadł na powalonym drzewie.

– Czyli wszystko na marne, wiedziałem że ten cały dar to ściema. A ty nie możesz nic zrobić?

– Nie wiem, schodząc na ziemię utraciłem całą swą anielską moc. Jestem zwykłym śmiertelnikiem. Muszę cię tylko chronić. Tutaj przenocujemy rano pomyślimy co dalej.

Nie rozpalili ogniska, żeby nie ściągać na siebie niepotrzebnie uwagi. Zapadł zmrok Adam siedział przytulony z Amelią a obok Mati, wszyscy milczeli. Gabriel poszedł na zwiady.

– To jest jakieś chore – powiedział Mati – jeszcze wczoraj siedzieliśmy pisaliśmy maturę!

– Przeczuwałeś coś? – dodała Amelia.

– Nie wiem, czasem tak, czasem nie. Starałem się nie myśleć, że coś mogłoby być już źle. Myślę, że powinniśmy się rozdzielić. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś się wam stało.

– Nie! – skwitowała wtulona Amelia.

– Zrozum proszę! Będzie wszystko dobrze. Coś wymyślę, muszę poszukać w głowie jak ich pokonać i wszystko wróci do normy. Skoro bali się ludzi w starożytności teraz powinni tym bardziej.

– Chyba na odwrót – wtrącił Mati – dziś ludźmi łatwiej manipulować. Znajdź jak najszybciej jakiś pomysł jak z tego się wykaraskać!

– Coś wymyślę obiecuję. Śpijmy jutro pewnie długo będziemy szli nie wiadomo gdzie.

– Ok – powiedział jego przyjaciel.

Amelia wtulona już przysypiała, Adam zaś nie zmrużył oka. Czekał aż usną, rozejrzał się nigdzie nie widząc Gabriela. Pocałował Amelię w policzek oparł ją o pień i odszedł.

 

7

 

Las nocą wyglądał niczym z horroru, im głębiej wchodził do lasu tym bardziej zaczynał się bać. Starał z całych sił się nad tym panować. W oddali zobaczył jakieś światła. Pomyślał, że to jakaś wioska więc niedaleko musi być droga szedł w tamtą stronę. Lecz światła jakby zbliżały się w jego stronę, przystanął na chwile i obserwował. W oddali usłyszał nawet latający helikopter. Słychać było też szczekanie psów. Szybko się domyślił, że to nie światła jakiegoś miasteczka. Już ich ktoś szuka. Odwrócił się w stronę z której przyszedł i tam też były już światła. Czy już odnaleźli jego przyjaciela i tą w której się kochał. Gdzie jest Gabriel. Gdy tak się zastanawiał usłyszał gdzieś.

– Mamy go.

Jego wyostrzony zmysł spojrzał w stronę gdzie dochodził głos i zauważył, że otaczało go już około dziesięciu komandosów z noktowizorami na głowach. Stał sparaliżowany wiedząc, że nie ma drogi ucieczki. Myślał co robić. Dlaczego nic nie mógł wymyślić. Po chwili usłyszał jakiś wystrzał i poczuł jak coś go oplata, jeden z ludzi wystrzelił w niego siatką a on padł na ziemię jak zwierze wpadając w panikę próbując się wydostać.

– Obiekt zatrzymany – powiedział jeden i podszedł do niego, przyklękną nad nim.

– Spróbujcie się ze mną! – usłyszeli wszyscy inny głos i spojrzeli przed siebie. W ciemności było widać wysokiego mężczyznę z wielkim świecącym mieczem.

Wszyscy podnieśli broń w jego stronę a Adam przyglądał się zajściu. Był to Gabriel. Wszyscy musieli zdjąć noktowizory ponieważ na nich nie było widać człowieka ich oczy spowiła ciemność a anioł przeszedł do ataku tak szybko, że nikt się nie zorientował. Jeden z komandosów gdy został raniony mieczem wystrzelił z karabinu serię pocisków. Co rozniosło się po okolicy i od razu wszystkie jednostki wokół ruszyły w ich stronę. Gabriel po wykończeniu wszystkich uwolnił chłopaka.

– Posłuchaj! Biegnij i nie daj się złapać! A gdy cię złapią nie daj się złamać. Oni nie są silni.

Adam spojrzał mu w oczy w podzięce i natychmiast ruszył. Gdy był już daleko usłyszał kilka strzałów i krzyk Gabriela, do jego oczu zaczęły napływać łzy. Biegł nie patrząc już na nic wokół. Słyszał jak spuścili za nim psy. Czuł jak nadchodzą i są coraz bliżej. Wybiegł na jakąś drogę. Jednak nie przejeżdżał, żaden samochód nawet nie wiedziałby jak zatrzymać kogoś w środku nocy. Nagle nad jego głową pojawił się helikopter świecąc prosto na niego wielką lampą. Z dwóch stron drogi widział jak nadjeżdżają radiowozy i wiedział, że nie ma szans na ucieczkę. Przeczytał setki tysięcy książek i nie wiedział jak postąpić.

– Klęknij i unieś ręce do góry. – krzyknął jeden z policjantów.

Adam wykonał jego polecenie i poczuł jak wala go ktoś na ziemię wyginając mu ręce a następnie go skuwając kajdankami. Płakał. Został wsadzony do wielkiego opancerzonego wozu a przy nim siedziało czterech uzbrojonych mężczyzn.

Przypomniał sobie słowa przyjaciela o manipulacji, co się stało żeby ściągać tyle jednostek policji i wojska dla jednego maturzysty. I chyba się domyślił. Coś wykorzystuję wszystkich by go pojmali tylko co z nim zrobią.

Głowę miał spuszczoną, miał nadzieję że Mati z Amelią zdołali jakoś uciec. Myślał też o Gabrielu, który stał się śmiertelnikiem i oddał życie dając mu szansę na ucieczkę. Czy to już wszystko? Czy tamci bogowie o których opowiadał anioł chcą bawić się ludźmi jak pionkami. Do głowy naszła mu też myśl, że będą chcieli zniszczyć wszystko i stworzyć nową cywilizację której będą bogami a ludzie będą ich wyznawać i składać im ofiary.

Samochód się zatrzymał i po chwili otworzyły się drzwi. Nie widział nikogo twarzy bo wszyscy mieli kominiarki, wysadzili go z wozu i zaprowadzili do wielkiego hangaru. W sumie to nie widział nikogo prócz tych kilku komandosów. Posadzili go w jednym z pomieszczeń na drewnianym krześle. Ciągle był skuty. I został sam.

Czy na pewno sam, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności rozglądając się nikogo nie widział ale czuł czyjąś obecność i to kilku osób. Usłyszał w głowie przerażające syczenie. Gdy wyostrzył wzrok zobaczył jak ledwie widoczne poświaty przemieszczają się po pomieszczeniu.

– Czy to w nim jest nasza skryta moc? Musimy ją odzyskać! – powiedział jakiś głos. Lecz Adam dalej nikogo nie widział. Jedna z poświat stanęła jakby przed nim.

– Ma medalion ich boga! – powiedziała i próbowała zerwać krzyż z jego szyi jednak gdy poświata była blisko krzyża to zabrała szybko swą dłoń jakby została czymś porażona.

Zasyczał – jest chroniony! Ale to nie problem – jest ktoś kto ściągnie mu to bez problemu. Poświaty znikły, Adam się trochę uspokoił próbował głęboko oddychać. Przecież musi być jakiś sposób. A co się stanie jeśli przestanie być chroniony krzyżem którym obdarzył go anioł.

Coś w nim podpowiedziało mu, by zaczął wreszcie używać swojej wiedzy. Tylko nie wiedział jak. Szukał w głowie jak w encyklopedii jak się uwolnić lecz nic nie znalazł. Po chwili otworzyły się drzwi do środka weszło kilku wojskowych tym razem już bez kominiarek i Adam widział ich twarze. Jego uwagę przykuła postać najwyżej odznaczona z pośród tych którzy weszli. Drzwi zamknięto. Adam poznał po generale że jest manipulatorem, że jedna z poświat która wcześniej krążyła wokół niego przejęła nad tym człowiekiem kontrolę.

– Poruczniku proszę zdjąć krzyż z szyi pojmanego – powiedział.

Wojskowy podszedł do Adama od tyłu próbował odpiąć naszyjnik.

– Nie ma zapinki! – powiedział.

– To zerwij!

Porucznik próbował zerwać lecz nie miał tyle siły.

– Może zetniemy mu głowę? – zasugerował porucznik.

A generał wpadł w złość! – milcz gniocie genetyczny! Rozkuj go!

Porucznik zdjął Adamowi kajdanki. A ten od razu zaczął masować sobie ręce.

– Wyjść! Wszyscy!.

Wszyscy wyszli i został sam generał z Adamem.

– Myślisz że obdarowaliśmy cię naszą mocą, żebyś mógł sobie od tak pochłaniać wiedzę świata.

– Przecież po to mu ją daliśmy – odezwał się jakiś głos z boku lecz nikogo Adam nie widział.

– Milcz! – wrzasnął. – musieliśmy dać ją niewinnej istocie. Musieliśmy dbać o to, żebyś się nas bał. I o nas zapomniał. By wrócić teraz i odebrać ci to co dla nas zebrałeś. A następnie wyczyścić planetę zostawiając kilkunastu ludzi. Ta planeta będzie nasza.

– Tak myślałem, zniszczyliście swoje a teraz udajecie bogów żeby zniszczyć naszą. – powiedział Adam odważnie.

– Milcz! – wrzasnął generał i uderzył go w twarz a chłopak spadł z krzesła zalewając się krwią.

– Skoro umiecie panować nad ludzkimi ciałami, dlaczego sami nie podbijecie świata. – spytał podnosząc się i stając na nogi.

– Bo… – odezwał się znów inny głos lecz szybko zareagował generał.

– Milczeć do jasnej cholery.

Adam próbował się dowiedzieć dlaczego nie zrobili tak jak zapytał coś musi im stać na przeszkodzie. I właśnie chyba go olśniło. Wiara ludzi.

Mimo, że świat jest napędzony nienawiścią i przemocą to przecież w większości ludzi na świecie jest silna wiara w dobro. Adam podejrzewał, że przybrani bogowie potrafią tylko zawładnąć ciałem tych którzy są słabi. A co się stanie gdy pojmą jego wiedzę, wtedy nie będzie można zrobić już nic.

– Zdejmij wisiorek a wypuścimy twoich przyjaciół i pożyją jeszcze kilka dni zanim zgładzimy wasz świat.

Wystawił rękę a nad nią pokazał się obraz przetrzymywanych Matiego i Amelii mieli związane usta i ręce.

Adamowi zadrżało serce, wpadł w złość.

– Nie jesteście bogami, oni tak nie postępują!

– A jak, kiedyś odwiedzaliśmy wszystkie planety i każdy składał nam pokłony. Obdarowywali nas! Składali nam ofiary. Wierzyli w nas! Kim jesteśmy jak nie bogami!

– Trochę bardziej rozwiniętą cywilizacją niż my ale totalnie głupszą!

Adam znów oberwał i padł na ziemię. Pojawiło się pięć poświat wokół generała, Adam widział ich zarysy. Wyglądali prawie jak ludzie.

– Jest mi was żal. Czego chcecie!

– Zdejmij naszyjnik a będzie bolało tylko przez chwilę.

Adam powstał i złapał za naszyjnik. Zamknął swe oczy i myślał o swojej rodzinie, przyjacielu i jego mamie o ukochanej. O Gabrielu.

Zerwał naszyjnik a poświaty zaczęły się śmiać z naiwności człowieka.

– Ja wierzę tylko w jednego Boga. W stworzyciela nieba i ziemi! – wystawił krzyż w ich stronę myślał, że to w jakiś sposób zadziała. Lecz się pomylił generał wyrwał mu naszyjnik i rzucił na ziemię. Złapał Adama za gardło. I lekko uniósł. Poświaty zaczęły nabierać kształtów.

– Teraz gdy odzyskamy swoje moce i kształty zrównamy tę planetę z ziemią a ty będziesz się temu przyglądał.

Adam próbował się wyrwać, coś zakuło go w sercu i nagle powiedział w myślach. „przepraszam Gabrielu że zawiodłem, myślałem że swą wiarą zdołam ich pokonać. Przepraszam”

Nagle usłyszał głos anioła.

– Zrobiłeś coś więcej!

Za plecami przemieniających się poświat w normalne formy pojawił się wielki archanioł w srebrno złotej zbroi z wielkim złotym mieczem a zza jego pleców wystawały wielkie szare skrzydła.

– Skoro nazywacie się bogami to zmierzcie się z boską mocą!

Archanioł przeciął pierwszą i druga poświatę które się rozproszyły w jęku. Doskoczył do trzeciej czwartej i piątej i uczynił to samo.

Gdy chciał zadać cios obcemu w ciele generała ten odskoczył wyszedł z ciała człowieka.

– Mam dość siły by się z wami zmierzyć! – powiedział i przeniknął przez ścianę!

Adam padł na ziemię. Do pokoju wbiegło kilku uzbrojonych żołnierzy na widok archanioła nie wiedzieli co mają robić. Gabriel podszedł do Adama i wziął go na ręce. Spojrzał każdemu osobno w oczy. A ci przepuścili go by wyszedł. Szedł teraz między setkami zbrojnych trzymając chłopaka nieprzytomnego na rękach. Swój miecz miał przy pasie a ludzie klękali przed nim żegnając się. W oddali widział stojącego obcego na wzniesieniu.

– Nie dajcie się oszukać! On jest przeciwko wam! – krzyczała postać.

Ludzie patrzeli na nieznajomego który wyglądał jak człowiek w reku trzymał wielką dzidę a jego ciało pokryte było czerwonymi tatuażami.

Archanioł Podszedł do jednego człowieka i podał mu Adama.

– Nigdy nie przestawajcie wierzyć w dobro. – powiedział i wyskoczył wysoko w górę jego skrzydła się otworzyły i poleciał w stronę wroga wyciągając miecz!

Zaatakował przybranego boga a ten sparował jego cios.

– Na tej planecie jest zbyt wiele wiar i bogów! Nie jesteście jedyni! – wrzasnął obcy.

– Ale wszyscy umieją okazać miłosierdzie! – odpowiedział Archanioł.

Wymienili kilka ciosów, obcy ciągle coś wrzeszczał.

– Ta planeta jest moja! Jesteście gnidami! – próbował atakować Archanioła.

Ten wytrącił mu dzidę z ręki i złapał go za szyję uniósł do góry.

– Jesteś jedynie kolejnym wysłannikiem diabła podającego się za boską istotę.

Wbił swój miecz w jego ciało i rzucił nim o ziemię.

Na niebie nagle pojawiło się światło bijące w Gabriela. Ciało obcego rozpłynęło się. Archanioł spojrzał w oddali widząc Adama który już oprzytomniał i widział całą sytuację.

– Dziękuję ci chłopcze za danie mi nowej nadziei, za postawienie się za tym co masz w sercu!

Archanioł zaczął znikać w świetle. Gdy światło znikało wszyscy usłyszeli głośny grzmot. Klękali wszyscy. Obok Adama pojawił się generał który wcześniej był manipulowany przez obcych.

– To chyba twoje! – powiedział wręczając mu krzyż na wisiorku.

– Dziękuję, muszę odnaleźć przyjaciół.

Generał obrócił się w tył a z hangaru biegli w jego stronę jego przyjaciel i ukochana. Ruszył od razu w ich stronę ściskając ich obojga. Amelia pocałowała go w usta płacząc. Obok nich pojawił się generał.

– Co teraz – spytał Adam.

– Wiem chłopcze co masz w swojej głowie. Lecz to zostanie między nami.

– Dziękuję. Czy mógłbym mieć prośbę w zamian za wyrządzoną nam krzywdę?

– To zależy o co poprosisz.

– Potrzebujemy dostać się jak najszybciej do Wrocławia do szpitala.

– To się da zrobić. Chodźmy.

Poszli na lądowisko i cała trójka weszła do helikoptera wojskowego. Gdy wystartował Amelia wtuliła się w Adama a Mati siedział zasmucony.

– Czuje że nie będzie do końca tak dobrze, nigdy nic nie kończy się dobrze.

– Miej nadzieję! – odpowiedział mu Adam.

 

8

 

Wylądowali na szpitalnym lądowisku, generał załatwił im telefonicznie opiekę. Czekało na nich dwoje ludzi. Weszli na oddział neurologii chirurgicznej i musieli czekać na lekarza. Pamiętali doskonale w której sali leżała mama Matiego gdy siedzieli na krzesłach obok. Kogoś z sali wywieźli przykrytego białą pościelą. Pielęgniarki które wywoziły ciało spojrzały na nich z łzami w oczach widząc trójkę młodych ludzi wyczekujących na wieści. Pojechały dalej.

– Bardzo mi przykro – powiedziała Amelia i go przytuliła.

Adam stał i nie mógł uwierzyć, Mati zalał się łzami.

– Nic nie mogłem zrobić – powiedział Adam. Przytulił także Matiego.

– Halo – zawołał ich lekarz stojący za nimi. Patrzył na nich zdziwiony.

– Pańska matka została przeniesiona do normalnej sali numer sto dwadzieścia trzy jej stan się polepszył, najwyraźniej ktoś nad nią czuwał. Piętro niżej!

Stali wpatrzeni w niego i nie wiedzieli czy się cieszyć czy dalej płakać. Byli pewni że zwłoki które wywoziły siostry to były zwłoki jego mamy.

– Chodźmy – powiedział Mati i poszedł w stronę drzwi.

Amelia złapała Adama za rękę i poszli za nim. Adam się uśmiechnął i w myślach powiedział „Dziękuję”

 

 

 

Koniec

Komentarze

Tak po pierwszym rzucie oka: popraw dialogi, zapisz je tak, aby każdy był od nowego akapitu. I porozbijaj też te ogromne bloki na mniejsze akapity. Lepiej będzie się czytać ;)

Czupirze, dołączam do prośby Karola. Lektura opowiadania w obecnym stanie jest prawdziwą męczarnią.

Mam wrażenie, że przyda Ci się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Jeśli sprawisz, że opowiadanie będzie nadawać się do czytania, wrócę tu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z tego, co widzę, Autor nie poprawił się od poprzedniej publikacji. Ponownie dostarczył blok tekstu, który wygląda jak brudnopis – głównie ze względu na nieskładne, niechlujnie zapisane zdania. Przejrzałam kilka początkowych linijek i stwierdzam, że w obecnej formie tekst, zwłaszcza tak długi, nie nadaje się do czytania. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Witam, poprawiłem. Źle mi skonwertowało wcześniej tekst. Pozdrawiam i dziękuję za szczere kom. 

Zapomniałeś ustawić, że to na konkurs grafomański :)

Przynajmniej tak wnioskuję po przeczytaniu pierwszych kilku zdań.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Nadal tekst nie zachęca do czytania.

W 1995 roku Adam miał osiem lat, siedział z dwoma kolegami na zniszczonej drewnianej ławce[+,] którzy przeglądali gazetę Łużycką, która zazwyczaj pisała [kolokwializm; gazeta nic nie pisze, robią to dziennikarze] totalne bzdury. Ale dla dzieciaków były to jednak prawdzie sensacje. Po przeczytaniu artykułu o starej wiedźmie Adamowi na rekach [literówka] pojawiła się gęsia skórka[+,] a w ten dzień[+,] nie wiedząc dlaczego[+,] zaczął bać się całego otoczenia. Następnego dnia przeczytał w tej samej gazecie przeczytał artykuł o dziwnym obiekcie na niebie, który zmienia kształty. I co okazało się prawdą, na niebie było coś przypominającego gwiazdę, która raz była trójkątem[+,] a raz kwadratem. Przez kolejne dni ze znajomymi wpatrywał się w obiekt, [Zakończyłabym tu zdanie, następne jest o czymś innym.] inni twierdzili, że to planeta Saturn i po prostu gołym okiem było widać jej odbijające się światło[+,] co daje [Dlaczego nagle zmienia się czas?] złudzenie zmieniających się kształtów. Jednak wyobraźnia Adama miała swoją rację, [Nie jestem pewna, czy istnieje taki zwrot.] to było coś niezidentyfikowanego i niepojętnego przez [Raczej “niepojętnego dla”, ewentualnie “niepojętego przez”, ale to niezręczna konstrukcja.] jego [Czyli czyich znajomych? Tajemniczego czegoś?] znajomych. Czuł, że to coś złego, coś[+,] czego nie można lekceważyć, nie wiedział jednak[+,] że ten dziwny punkt na niebie związał z nim swój los. Pewnego dnia punkt znikł[+,] a on próbował odnaleźć go w innym miejscu na niebie, tak intensywnie o tym myślał, że jasny punkt pojawiał się także w jego snach. Pewnego razu na lekcji plastyki uczniowie mieli namalować farbami coś[+,] co ich pasjonuje, [Tu też postawiłabym kropkę.] jedni malowali zwierzęta, inni strażaków i policjantów. Jeden chłopiec namalował więzienie i jak późnej wyjaśniał, że [Albo bez “jak”, albo bez “że”.] kiedyś dołączy do swych rodziców[+,] który [literówka] odsiadują dożywocie[+,] a on sam jest wychowywany przez dziadków. Adam pomalował całą kartkę na niebiesko[+,] a na samym środku zrobił kolorową kropkę.

Dlaczego to jest jeden akapit? Raczej trzymaj się zasady “jedna myśl – jeden akapit”. A tutaj masz ze trzy sceny rozciągające się na dobre kilka dni. Przecinki tłumnie gdzieś uciekły, pozostały tylko niedobitki. Dobrze, jeśli “który” następuje blisko po słowie, do którego się odnosi. W Twoim tekście trzeba się zastanawiać, o co chodzi. Powtórzenia. Literówki. Początek tekstu to coś, co ma zahaczyć czytelnika, zrobić na nim korzystne wrażenie, a nie zniechęcić.

Babska logika rządzi!

Jest bardzo źle, odpuszczam :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka