- Opowiadanie: RomantycznyStoik - Purple Rain

Purple Rain

Moja pierwsze opowiadanie wystawione na światło dzienne. Historia napisana w czasie zimowych wieczorów i to chyba również najlepszy czas na jej przeczytanie. ;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Purple Rain

 

„ Uważaj, gdy bierzesz coś za ludzki błąd. Czasem tam gdzie ty odkryłeś błąd, ktoś schował swoją tajemnicę.” ~ Mądrości Internetu

*

Leżąc w swoim ulubionym fotelu, zawsze czuł się bezpiecznie. To była jego osobista świątynia spokoju. Czasem po prostu leniuchował, innym razem obserwował elektryczny kominek albo kota, z którym musiał mieszkać. Jednak najbardziej fascynowało go okno. Zwłaszcza jesienią i latem. Zawsze wychodził na zewnątrz z cichą nadzieją, że wreszcie to zobaczy na własne oczy.

Jednak tak się nie działo. Każdy spacer, każda podróż, każde przebywanie na łonie natury kończyło się tak samo. Nie wiedział, dlaczego tak się dzieje i co takiego jest w tym oknie. Kończyło się zawsze rozczarowaniem podróżą, przez co bardzo często, kończył kilkugodzinnym pobytem na fotelu. Leżał wtedy, słaby i bezsilny. Rozmyślał, szukając jakiegoś sensu w swojej obecnej sytuacji.

Czasem jednak wzywało go okno i wszystkie smutki schodziły na bok. Liczyła się tylko ta chwila.

*

Było już ciemno, kiedy Tomek kończył pracę, ale po szybie spływały krople deszczu, obrysowane światłem lampy. Nie ma co liczyć na białe Święta, pomyślał, ale może nadgodziny chociaż się opłacą. Szlag. Znowu pada. Jeśli to jest jakiś żart ze strony Matki Natury, to ani trochę nieśmieszny. Nie mogąc przestać się irytować tym, że czwarty dzień z rzędu leje akurat po robocie, zaczął zamykać biuro.  I czwarty raz z rzędu zapomniałem parasola. Nie, nie zapomniałem. Kochana pogodynka znów zapewniała mnie, że po południu nie będzie deszczu! Jutro już na pewno wezmę parasol, choćby pokazali 30 stopni w TV!

Włożył kurtkę i naciągnął kaptur na głowę. Wyszedł z budynku, zamykając biuro. Do domu miał około 10 minut piechotą, ale w deszczu była to dla niego straszna katorga. Woda z nieba zalewała ulicę, tworząc coraz większe kałuże na drodze i chodniku. Dni były coraz krótsze, więc jedyne światło dochodziło z lamp ustawionych w szeregu, mocno zgarbionych, jakby każda z nich chciała wyszeptać swoją historię przechodniowi znajdującemu się pod nią. Tomasz mijał je obojętnie, zajęty własnymi myślami. Przypomniał sobie, że lodówka jest pusta, więc z rozgoryczeniem stwierdził, że będzie musiał nadrobić drogi, aby wstąpić do sklepu. Gdy już udało mu się do niego dotrzeć, był całkowicie przemoknięty. Postanowił zrobić trochę większe zakupy, żeby w jutrzejszy wieczór mieć czas tylko dla siebie.

Pozbierał z półek najprzydatniejsze rzeczy i ruszył do kasy. Przystanął jeszcze chwilę przy lodówkach, ponieważ nabrał ochoty na mrożoną pizzę, ale przypomniał sobie, że ostatnio jego zamrażarka szwankuje, więc szybko porzucił ten pomysł. Może na weekendzie sam zrobię jakąś pizzę? W sumie, czemu nie, mógłbym zrobić, niż zmarnować kolejny dzień. Moje lenistwo mnie przeraża, jednak przecież na wszystko musi być radaChyba najlepiej zacząć od małych celów i stopniowo piąć je w górę.

Pogrążony w swoich myślach udał się do kolejki. Gdy zdał sobie sprawę, że kolejka jest dość długa i będzie musiał chwilę poczekać, ogarnęła go irytacja. Dlaczego ostatnio ciągle wszystko wprawia mnie w złość? Chyba będę musiał trochę odpocząć przez weekend i oczyścić głowę, bo jestem jakiś nabuzowany.

Po kilku minutach oczekiwania, będąc już obsługiwanym przy kasie, Tomek nie mógł się doczekać, kiedy wróci do domu. Deszcz wciąż padał, a on przeklinając pod nosem ruszył w stronę swojego mieszkania.

*

Pieskie życie nie zalicza się do tych najwspanialszych. Bo kto z nas chciałby żyć w biało-czarnym świecie, w którym brakuje kolorów? Czasem nie dostrzegamy rzeczy oczywistych, bardzo zmieniających każdy nasz dzień. Bo kto z nas zastanawia się w ciągu dnia o tym, że widzi niebieskie auto mknące po autostradzie, lub zieloną trawę na łące, po której mknie brązowa sarenka, wystraszona odgłosami kroków? Żyjąc od samych narodzin w czarno-białym świecie jesteśmy nieświadomi tego, co nas otacza. Bo jakże wytłumaczyć ślepcowi to, co sami widzimy?

Tak właśnie postrzega świat Abel przesiadując w swoim fotelu. Nie ma pojęcia, że leży na czerwonym, skórzanym fotelu. Nie wie o tym, że kocica, z którą spędza tyle czasu stroszy do niego swoją rudą sierść. Nie rozumiał, czemu jego Pani tak często wpatruje mu się w oczy. Bowiem Abel, jako pies husky „cierpiał” na heterochromię. Jego lewa tęczówka była błękitna, prawa natomiast była piwna. On jednak nie miał o tym pojęcia i jego oczy, które czasem widywał w tafli wody w czasie spacerów nad jeziorem, były tak samo szare jak wszystko dookoła.

Tego dnia od rana było bardzo słonecznie. Wiatr delikatnie podmuchiwał, zrzucając już ostatnie liście z łysiejących drzew. Abel, obudzony krzątaniną na parterze, zbiegł szybko, żeby się pożegnać z Panią. Sara wyściskała go serdecznie, wystawiła miseczki dla niego i kocicy, a potem zniknęła w łazience, zanim wyszła, umalowana, do pracy.

*

 Wycinek Artykułu z Informatora Internetowego

Dnia 20 listopada na niebie zaobserwowano niezwykłe zjawiska: na Księżycu pojawiły się cztery czerwone punkty. Jasność Proximy Centauri niespodziewanie wzrosła, co jest nietypowe dla jej typu widmowego, po czym całkowicie zanikła. Również Gwiazda Barnarda przestała emitować światło. Gwiazda ta od zawsze wzbudzała zainteresowanie astronomów swoją niezwykle małą masą – ich szacunki wskazywały, że będzie ona świecić jeszcze przez około 250 milionów lat. Wspomniane obserwacje budzą pewien niepokój, ponieważ obie gwiazdy znajdują się stosunkowo blisko Ziemi. Według nieoficjalnych danych do NASA zgłoszono około stu podobnie niezwykłych obserwacji, dokonanych przez amatorów z całego świata, wszystkich w ciągu jednego dnia. Naukowcy nie znają przyczyny tych zjawisk. Laik nie byłby w stanie ich odróżnić od pospolitych "spadających gwiazd", ale wtajemniczeni podejrzewają spisek na skalę globalną, być może przygotowywaną inwazję istot pozaziemskich. Prosimy o poinformowanie o tych wydarzeniach jak największej liczby osób. Nie przechodźmy obojętnie wobec manipulacji władców tego świata, którzy ewidentnie chcą coś przed nami ukryć.

Liczba wyświetleń: 132

 

*

Iza obudziła się z okropnym bólem głowy. Wczorajsze alkoholowe ekscesy mogły się do tego przyczynić. Była trochę rozpalona, a jej gardło praktycznie zupełnie odmawiało posłuszeństwa. Ta druga przypadłość była zagadką, ponieważ wyglądało trochę jak bakteryjne zapalenie gardła, jednak fakt, że wczoraj zorganizowała karaoke z powodu zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, mogło mieć ogromny wpływ na decyzję bakterii o przeniesieniu się do właśnie jej jamy ustnej.

Zwlokła się z łóżka w poszukiwaniu kawy. Nastawiła wodę, a w międzyczasie poszła wziąć szybki prysznic. Gdy wychodziła z łazienki usłyszała jakiś dźwięk. Na początku myślała, że to domofon, jednak po chwili dotarły do niej wibracje ze stołu. Babcia.

– Cześć Izuniu kochanie. Jak się miewasz?

Iza przycisnęła telefon barkiem do ucha, sięgając po ulubiony złoty kubek.

– Witaj Babciu, wszystko w porządku u mnie, a u Ciebie?

– Dziecinko, nie oszukuj starej babki. Przecież słyszę, że ledwo mówisz.

Złoty kubek pobrał haracz w postaci trzech łyżeczek cukru.

– Aaa nic takiego Babciu, wczoraj trochę sobie pośpiewałam i została mi taka chrypa. Szybko mi przejdzie.

– Śpiewałaś, nie śpiewałaś, ale zażyć coś trzeba. Najlepiej jak najszybciej! A później mi zmykaj do łóżka i owiń szyje, najlepiej grubym szalikiem!

Gorąca kawa sparzyła jej obolałe gardło.

– Znowu przesadzasz. To nic wielkiego, poza tym nie mam czasu na leżenie, bo dzisiaj mam zajęcia i w dodatku ważne kolokwium z mikroekonomii.

– Wykończysz ty mnie na stare lata. Nie dość, że o Siebie w ogóle nie dbasz, to już praktycznie mnie nie odwiedzasz. Kiedy przyjedziesz odwiedzić staruszkę? – W głosie można było wyczuć nutkę żalu.

– Postaram się wrócić do domu w następny weekend. Wtedy na pewno Cię odwiedzę. A jeśli nie, to z pewnością przyjdę do Ciebie z mamą w Święta. Robisz tyle pyszności babciu, że nie sposób oprzeć się twojej kuchni.

W głosie Pani Janiny pojawiła się nutka zadowolenia.

– Tylko nie jedz tej chemii ze sklepów. Jeśli przyjedziesz do mnie przed Świętami to nauczę Cię trochę gotować. Kto to widział, żeby dziewczyna nie umiała poradzić sobie w kuchni!?

– Oj Babciu, czasy się teraz zmieniają, teraz kobiety są bardziej niezależne, nie są już zwykłymi kurami domowymi, które cały dzień siedzą w garach.

– W takim razie, ponieważ są niezależne, to tym bardziej powinny umieć czasem coś sobie zrobić do jedzenia. Mówi się, że przez żołądek dociera się do serca. Ale nie musi to być męskie serce! Jeśli dobrze się odżywiasz, Twoje własne serducho pokazuje Ci rzeczy, o których czasem nie mamy pojęcia. Najpierw musimy umieć wsłuchać się w siebie, potem dopiero możemy spoglądać na innych.

Izabela dopijała swoją kawę i zabrała się do spakowania swoich książek na uczelnie. 

– No dobrze, ale co do tego ma moje śniadanie? – Spytała, trochę poirytowana.

Kobiecie jednak nie było dane odpowiedzieć, ponieważ telefon Izy zakończył tą rozmowę.

*

Telefon nie chciał się włączyć. Podpinała go do ładowania, ale była przekonana, że ładowała go całą noc.

Iza doszła do wniosku, że jej smartfon najzwyczajniej w świecie się zepsuł. Godząc się z tym faktem postanowiła wysuszyć swoje włosy. Zabrała suszarkę i wszystkie kosmetyki ze sobą do pokoju, gdzie oddała się porannej toalecie.

Po kilku minutach usłyszała dźwięk przekręcanego klucza. Jej współlokatorka wpadła do mieszkania i nawet nie zdejmując płaszcza wpadła do kuchni, gorączkowo czegoś szukając.

– Cześć. Szukasz czegoś? – Iza spoglądnęła na biegającą po kuchni przyjaciółkę.

Justyna nawet nie obdarzyła jej spojrzeniem.

– Gdzie są ziemniaki? – spytała.

– Ale po co ci teraz ziemniaki? – zdziwiła się Iza.

Justyna wyszarpnęła spod zlewu nieotwarty jeszcze worek ziemniaków i pobiegła z nim do pokoju. 

– Co ty robisz Justyna?

Iza całkowicie nie miała pojęcia, co się dzieje. Justyna rozdarła siatkę i zaczęła układać ziemniaki w rządku na swoim biurku. Gdy już udało się jej rozstawić wszystkie, rzuciła reklamówkę na podłogę, usiadła przy swoim biurku i… zaczęła się śmiać. Z czasem zaczęło się to przeradzać w histeryczne okrzyki radości.

– Justyna możesz powiedzieć mi, co się tu dzieje? – Iza była wyraźnie podirytowana – Co ty do cholery robisz z tymi ziemniakami?

– Siadaj, Iza, Ty nic nie rozumiesz? Siadaj Ci mówię i patrz na to cudo! – Justyna nie kryła swojej euforii, mówiąc w sposób jakby chciała kogoś przekrzyczeć.

Iza usłyszała dźwięki dobiegające z korytarza. Po odgłosie ciężkich, niezdarnie stawianych kroków, domyśliła się, że to ich Francuski współlokator.

Francis, zaniepokojony okrzykami dobiegającymi z ich pokoju postanowił sprawdzić, co się dzieje. Stanął w drzwiach, widocznie zdenerwowany.

Que se passe-t-il ici? – zapytał w progu.

Spojrzał najpierw na Izę, która stała nad Justyną z pytającym wzrokiem, spoglądnął później na Justynę a później na biurko i oniemiał z zaskoczenia. Zakrył ręką twarz i wbił swój wzrók w ziemniaki.

 Incroyable…

Wyskoczył szybko i pobiegł do swojego pokoju. Było słychać jak skwapliwie ściąga coś z szafy. Dało się słyszeć brzęk metalu i po paru sekundach był z powrotem u dziewczyn ze swoim puzonem. Niezmiernie uradowany, wszedł do pokoju, wykonał kilka rozgrzewkowych ruchów i… zaczął grać.

 

*

– Tomek od pewnego czasu jest bardzo nerwowy. Nie wiem, co mu jest. Ciągle się denerwuje, nawet bez powodu. Siedzi w pracy do późnych godzin, praktycznie codziennie bierze nadgodziny. Odkąd się z nią rozstał, bardzo dziwnie się zachowuje. Martwię się o niego. Mam nadzieję, że nie wymyśli nic głupiego.

– Faktycznie, od tego czasu coś niedobrego się z nim dzieje. W sumie ten związek wydawał się tylko przelotnym zauroczeniem z obu stron. Myślisz, że jednak mocno to przeżył?

– Na to wygląda. Chyba będziemy musieli z nim porozmawiać. Dopóki się nie otworzy, nie wiemy, co tak naprawdę się dzieje. Chociaż boję się, że to może nic nie dać.

Popatrzyli na siebie.

– Musimy spróbować, nawet, jeśli jest już za późno.

 *

Ten dzień był dla Abla bardzo monotonny. Po wyjściu Sary z domu, przeleżał w swoim fotelu do wieczora. Kocica natomiast była w znakomitym humorze. Gdy już się najadła do syta, zaczęła swą przygodę po domu. Próbowała nawet zaczepić Abla, ale szybko zrozumiała, że to nie jest najlepszy pomysł. Przypadkiem udało się jej włączyć telewizor i trochę przestraszona i jednocześnie zaciekawiona zaczęła spoglądać na poruszający się obraz. 

Z momentem, gdy zaczęło się robić ciemno, Kocica zaczęła tracić energię. Stanęła przy oknie i zaczęła obserwować wieczorną panoramę. Nagle, nad Miastem zebrały się chmury i ochłodziło się a ona, jakby wyczuwając zmianę pogody, szybko zeskoczyła z okna, wpakowała się na kanapę i zajęła się higieną osobistą.

Abel natomiast, jakby ożywiony tym faktem nagle poderwał głowę z fotela i zaczął interesować się tym, co dzieje się na zewnątrz. Zjadł resztki jedzenia z miski i skierował się w stronę okna. Uradowany widokiem chmur na niebie usadowił się na parapecie i cierpliwie spoglądał w górę. Nie przeszkadzał mu mały parapet, ani to, że za oknem nic się nie działo, jakby na chwilę czas zastygł w miejscu.

On jednak wiedział, na co czeka. Wiatr za oknem zaczął się wzmagać a chmury stawały się coraz bardziej groźne. U Abla coraz bardziej można było wyczuć podekscytowanie a jego oczy zaczęły ze zniecierpliwieniem spoglądać ku niebu.

W pewnym momencie natura stanęła na skraju przepaści, próbując do końca, resztką sił, utrzymać panujący spokój. Jednak wystarczyło to na zaledwie kilka chwil. Pokonana przez buntujący się Żywioł oddała mu w posiadanie swoje Miasto. Abel, który czekał na tą upragnioną chwilę, stał w oknie z zapartym tchem, o ile można powiedzieć coś takiego o psie. Pewne jest jednak to, że Kocica, która spoglądała wtedy na niego, prychnęła jedynie zażenowana i powróciła do kąpieli. Abel natomiast obserwował swoimi oczami coś pięknego i dla niego kompletnie niewytłumaczalnego.

Obserwował, jak z nieba zaczynają spadać pierwsze krople fioletowego deszczu.

*

Deszcz tego dnia był niezwykle obfity. Strugi deszczu obficie spadały na maszerującego Tomka, który wychodząc ze sklepu ruszył obraną przez siebie drogą do domu. Pogoda wokoło przytłaczała go, a on czuł się całkowicie bezbronny. Ulica była pusta i nikomu nie marzyło wychodzić się w taką pogodę na zewnątrz. Prawie nikomu. Mężczyzna nawet nie zauważył, że przechodząc przez przejście dla pieszych wpadł praktycznie pod nadjeżdżające auto. Dało się słyszeć ogromny pisk opon, próbujących wyhamować przed pieszym, który niespodziewanie wdarł się na jezdnie. Prawie się udało. Być może, gdyby nie warunki pogodowe Kierowca zdążyłby szybciej wyhamować na suchej nawierzchni, lub wcześniej zauważyć zagrożenie. Tak jednak nie było i chociaż auto praktycznie zdołało się zatrzymać, to jednak metalowe cielsko zdołało dopaść Tomka i wywrócić go na ziemię. Próbował się ratować przed upadkiem, jednak pomimo niewielkiej prędkości, z jaką został potrącony, to nie miał szans uratować się przed powaleniem. Wypuścił torbę z zakupami z rąk i uderzył plecami o asfalt. Kierowca auta szybko odpiął pasy, wyskoczył na ulicę i podbiegł w stronę poszkodowanego.

– Nic Ci nie jest?

Stał on nad Tomkiem wydając się trochę zmartwiony sytuacją, jednak bardziej z powodu ewentualnych konsekwencji incydentu, niż samego stanu zdrowia leżącego.

– No i powiedz, po jaką cholerę wszedłeś mi pod koła?

Tomek leżał przez chwilę oszołomiony na drodze, jednak po pewnym czasie odzyskał jasność umysłu i zaczęło do niego powoli docierać to, co się stało. Gdy próbował podnieść się, poczuł ogromny ból pleców i kręgosłupa. Przemógł jednak ból i sam stanął o własnych nogach, bezskutecznie czekając na pomoc nieznajomego. Przypomniał sobie wtedy słowa, jakie skierował do niego Kierowca. Popatrzył na niego przez krótką chwilę, a później skierował się w stronę swoich zakupów i podniósł je z ziemi.

– A ty odpowiesz mi – powiedział, odwracając się do niego plecami – dlaczego we mnie wjechałeś?

I nie czekając na odpowiedź, ruszył chwiejnym krokiem w dalszą drogę.

*

Abel z szeroko otwartym pyskiem obserwował świat za oknem. Jego oczy, które w praktyce nie potrafiły odbierać koloru, patrzyły na zjawisko, które widują jedynie tutaj, w tym niewielkim oknie. Całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, co widzi i nie miał pojęcia jak to nazwać i wyrazić w swoich psich słowach. Fioletowy deszcz gęsto spadał na ziemię, pokrywając ją warstwą fioletowych kałuż. Abel obserwował to z wielkim zachwytem, tak jak ludzie czasem oglądają spadające gwiazdy. Dla niego było to jednak coś więcej, coś niewytłumaczalnego.

Sara wróciła po pracy do domu, a gdy Abel ujrzał ją w drzwiach nieco spochmurniał. Przypomniał sobie o tym, że nie potrafił nikomu pokazać tego cudu, dziejącego się w jego psich oczach. Czasem szczekał na swoją Panią, lub ciągnął ją za nogawkę od spodni aby zaciągnąć ją do okna, lecz ta gdy przychodziła wyglądała jedynie na krótką chwilę i nie widząc nic specjalnego w ulewie za oknem, głaskała swojego pupila i wracała z powrotem do swojego fotela. Również Kocica przychodziła czasem do okna zainteresowana zachowaniem Abla, lecz i ona nie mogła dostrzec niczego specjalnego w strugach deszczu. I tak było za każdym razem. Z tego powodu sposępniał również teraz. Położył głowę na łapach i ze smutkiem w oczach wciąż spoglądał przez szybę.

Mijał czas, a deszcz za oknem nie ustawał na sile. Abel leżał zamyślony, zapatrzony gdzieś daleko, w jakąś nieuchwytną, zagubioną myśl. Nagle dostrzegając jakiś ruch na zewnątrz, szybko się podniósł, próbując dostrzec poruszający się kształt. Wyostrzył swój wzrok i zobaczył jakąś postać idącą ulicą. Był to mężczyzna, wysoki, w średnim wieku. W jednej ręce trzymał reklamówkę z zakupami. Powłócząc jedną nogą szedł chodnikiem po drugiej stronie drogi. Roztaczała się nad nim aura fioletu, tak jakby deszcz, który spadał na niego otaczał go niczym płaszcz.

Abel zapomniał o swoich dotychczasowych smutkach i zaczął obserwować tego człowieka. Całe jego zainteresowanie skierowało się teraz w stronę tej tajemniczej osoby. W pewnym momencie Abel zauważył, że obok mężczyzny idą jeszcze dwie postaci. A dokładnie rzecz mówiąc, był przekonany, że unoszą się one delikatnie nad ziemią. Nie miał pewności czy są tam naprawdę, wydawały mu się one trochę niewyraźne, a ich twarze były jakby zamazane. Szły one za mężczyzną i zdawało się, że z wielkim przejęciem coś do niego mówią. Mężczyzna jednak, jakby nie słyszał ich głosów, szedł naprzód ze spuszczoną głową, próbując ochronić się przed deszczem.

Kilkadziesiąt metrów przed nim Abel zobaczył rozpościerająca się nieprzeniknioną ciemność. Mężczyzna pogrążony w myślach kierował się w jej stronę. Abel próbował go ostrzec, wydając kilka głośnych sygnałów dźwiękowych swoim psim gardłem. Przez moment wydawało się, że mężczyzna usłyszał go i na moment podniósł głowę, rozglądając się za źródłem dźwięku. Jednak po chwili znów wrócił do swojej wędrówki, nie zauważając niczego szczególnego. Wkroczył w ciemność nie zmieniając tempa, bez żadnego zawahania. Wszedł w tą pustkę w otaczającej go ciszy oraz samotności a w ślad za nim, niczym dwaj strażnicy, podążały dwie tajemnicze postacie. Abel był jedynym świadkiem tego zdarzenia. Patrzył przez okno bezsilny, nie mogąc nic zrobić. Zobaczył jak mężczyzna znika w ciemności i ujrzał krótki błysk światła tuż za nim a później świat wrócił do normy. Ulica była pusta, a po fioletowym deszczu nie było już żadnego śladu.

*

Izabela zostawiła mieszkanie w totalnym chaosie. Jej współlokatorka wpatrywała się w ziemniaki, natomiast Francuz grał im symfonię na puzonie. Później wpadły jeszcze jakieś dwie osoby, podające się za przyjaciół. Dziewczyna o różowych jak guma balonowa włosach, która przedstawiła się jako Ola, a z nią facet mieniący się bardem-gawędziarzem, co opowiada historie po karczmach. Różowa przyniosła latarkę, którą postawiła na stole. Justyna spróbowała ją włączyć, ale nic z tego. Latarka nie zaświeciła. Pusty natomiast przyniósł jakieś dwa, małe metalowe walce, z niewielkim wybrzuszeniem z przodu. Widoczny był na nich napis „AA”, a on sam twierdził, że wyniósł je ze spotkania dla Anonimowych Alkoholików, na którym przypadkiem się znalazł, a swoją obecność tam nazwał „niefortunnym zbiegiem okoliczności”. Położyli swoje rzeczy obok ziemniaków i wspólnie zaczęli szukać swojego miejsca w pokoju. Ola usiadła na dywanie, wyprostowała nogi i za wszelką cenę próbowała dosięgnąć palcami rąk swoich stóp robiąc skłony, jednak całkowicie jej to nie wychodziło. Pustelnik natomiast zauważył parę gołębi za oknem i to właśnie je wybrał, jako słuchaczy jego nowej ballady, zatytułowanej „O rycerzu, który nie walczył mieczem”.

Iza nie miała pojęcia, co się dzieje. Wydawało się jej, że śni jakiś nierealny sen, który nie może być prawdziwy. Próbowała się uszczypnąć w rękę, ale to nie pomagało. Wymknęła się do łazienki by, choć na chwilę uspokoić myśli. Gdy tam weszła od razu ujrzała poduszkę leżącą w centrum pomieszczenia. Nie miała bladego pojęcia, co ona tu robi, ani kto ją tu przyniósł. Całkowicie zrozpaczona oparła się o zlew i zaczęła myśleć, jak zachować się w tej sytuacji. Przyszła jej do głowy najlepsza przyjaciółka, z którą zawsze sobie pomagały. Zadzwoniła, więc do niej, a ta od razu przekierowała ją na wideo rozmowę.

– Cześć Izabel. Czemu dzwonisz?

– Ehh, Nie wiem jak Ci to powiedzieć. Ludzie wokół mnie… zwariowali.

– Zwariowali?! Co Ty mówisz? Stało się coś?

– No właśnie, stało się. Dzisiaj przed południem Justyna nagle wpadła do mieszkania jak poparzona i spytała czy mamy ziemniaki. Powiedziałam jej, więc, że są jeszcze jakieś koło zlewu, a ona wyciągnęła je, zabrała do pokoju, położyła na stole i zaczęła się śmiać! Śmiała się do ziemniaków, rozumiesz? Ale to jeszcze nie koniec! Za chwilę przyszedł do nas ten nasz współlokator, Francuz i gdy zobaczył te ziemniaki na biurku, krzyknął coś wesoło po francusku i wybiegł do swojego pokoju po puzon. A gdy wrócił, zaczął grać dla tych ziemniaków. Teraz wpadły jeszcze do nas jakieś dwie osoby, całkowicie nie wiem, kim oni są, dziewczyna przyniosła latarkę i wszyscy zastanawiali się jak ją włączyć. Najlepsze jest to, że drugi chłopak, który się wprosił, przyniósł baterię i nikt nie wpadł na pomysł, żeby włożyć je do latarki! Po prostu nie wiem, nie mam pojęcia, o co chodzi. Czy ja na pewno nie śnię? Jesteś tam w ogóle?

– Tak, jestem i nawet nie wiem co powiedzieć.

Iza była do tej pory zbyt zajęta swoją opowieścią, by przyglądnąć się temu, co widzi na ekranie. Teraz jednak ujrzała, że jej przyjaciółka znajduje się w jakiejś ruderze. Pokój był całkowicie nienadający się do życia w normalnych warunkach. Okna miały powybijane szyby, ramy były poniszczone a tynk wokół nich był mocno naruszony. Wszędzie na podłodze leżały butelki po alkoholu, śmieci, które już zaczęły się rozkładać oraz resztki jedzenia. Na łóżku leżał podziurawiony materac, a na nim mocno zużyte, dwa stare koce.

Jedyną rzeczą, która koiła oczy, była czerwona róża, stojąca w szklanym wazonie na rozpadającym się stole. Róża ta zachwycała swoim intensywnym kolorem, rozpiętością i ilością płatków, które idealnie się na siebie nachodziły. Róża wytrwale utrzymywała swoje piękno, pomimo warunków, w jakich się znajdowała oraz mętnej wody, jaką została obdarzona. Wprawny ogrodnik, mógłby zauważyć pewne drobne szczegóły świadczące o tym, że kwiat opada już z sił i niebawem zacznie usychać.

Dziewczyna zdała sobie sprawę, że Iza miota wzrokiem po pomieszczeniu, które widzi na ekranie. Spuściła wzrok i nerwowo zaczęła bawić się paznokciami. Iza popatrzyła na przyjaciółkę zaniepokojona, zapominając o swoich problemach.

– Możesz mi wytłumaczyć, co Ty najlepszego wyprawiasz? – Iza nie kryła frustracji.

Dziewczyna jeszcze bardziej się speszyła, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć.

– Chcesz Sobie zniszczyć życie, tak? Znowu robisz to samo! Wciąż się niczego nie nauczyłaś?

Kobieta podniosła głowę i popatrzyła na Izę. Po policzku spłynęła jej pierwsza łza.

– Ja go nadal kocham… – powiedziała to cicho, ostatnim wysiłkiem swoich płuc.  W Izabeli początkowo zaczęło wszystko buzować, a jej złość chciała dać upust wszystkim emocjom i wykrzyczeć całe to rozgoryczenie, które w niej tkwiło. Jednak, gdy zobaczyła jak kolejne łzy spływające po policzkach swojej najlepszej przyjaciółki, zrozumiała, że to byłoby najgorsze, co teraz mogła zrobić. Wszelkie negatywne uczucia nagle zniknęły, a w ich miejsce pojawiła się ogromna troska i współczucie. Chciała powiedzieć coś pocieszającego jednak nic nie przychodziło jej do głowy. – Jestem kompletną idiotką. Przepraszam. Zamiast Cię wspierać i pocieszać, wciąż wylewam swoją złość, która tylko pogarsza sytuację. Przecież wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej i zawsze tak będzie.

Po tych słowach, gdy przyjaciółka zobaczyła, jak bardzo Iza się wzruszyła wpadła jej w ramiona. Iza na początku była zaskoczona tym faktem, nie wiedziała jak się zachować, jednak później przyciągnęła do siebie z całej. Dziewczyna szlochała szczerze i wreszcie mogła wyzbywać się tego ciężaru, który tkwił jej na sercu.

– Iza, co ja mam teraz zrobić? Ja naprawdę nie wiem… Proszę, pomóż mi…

Izabela była totalnie zdezorientowana. Nie miała kompletnie pomysłu, jak doradzić swojej towarzyszce. Chciała jej pomóc, ale wydawało jej się, że nie jest w stanie wczuć się w tą sytuację. Nie mogła zrozumieć, po co i dlaczego to wszystko działo się tak niewinnej osobie. Spojrzała na nią i wtedy wszystko zrozumiała.

Szkło wbite w serce Izy rozpadło się nagle i niespodziewanie, wprowadzając zamęt w jej ciele. Sama zainteresowana nie miała o tym pojęcia. Nie wiedziała też, że dzięki temu, odzyskała swój wzrok. W swoich ramionach miała bowiem osobę, w której nie zobaczyła naiwnie zakochanej dziewczynki. Przeszywając ją na wskroś, ujrzała czystą i nieskazitelną dobroć, ukrytą głęboko, schowana pod tonami cierpień i smutku świeciła niczym latarnia morska, nad bezkresem ciemnych wód, groźnie falujących podczas sztormu. Jednak dopiero, gdy popatrzyła w jej oczy zobaczyła coś, co całkowicie wprawiło ją w osłupienie. Odnalazła w nich nie tylko odpowiedź na pytania, których biała niczym śnieg dusza, zamknięta w środku przyjaciółki, nie mogła ujrzeć, przydeptana ilością trosk i bólu. Ujrzała tam również rzeczy, jakich nie spodziewała się zobaczyć. Coś, co wydawało jej się, że już dawno z siebie wyparła. Myliła się. Tyle lat… Wszystkie wspomnienia przeleciały jej przed oczyma w ciągu tych kilku chwil. Nie było w nich już cierpienia. Szkło, które tyle lat ją raniło nie było już problemem. Nie mogło już jej zaszkodzić i zniekształcić obrazu, który miała przed sobą.

– Miłość nie jest uczuciem niszczącym. Przynajmniej ta prawdziwa. Ona będzie w nas kwitnąć i nas rozwijać nawet, jeśli czasem będzie ciężko i nie będziemy dawać sobie rady. Ale nigdy nie może nas zabijać i sprawiać, że z każdym dniem staniemy się coraz słabsi. Miłość nie jest egoistyczna i nigdy nie myśli o sobie. I dopiero, gdy znajdą się dwie takie osoby, które wzajemnie chcą się poświęcić tej drugiej połówce, wtedy to będzie miłość prawdziwa, miłość spełniona i naprawdę szczęśliwa.

Istnieje jednak jeszcze inny rodzaj miłości – miłość do drugiego człowieka. Jest ona aktem w pełni bezinteresownym jednak mimo to, całkowicie uszczęśliwia nasze serce i duszę. I to nie prawda, że są ludzie, których nie da się kochać. Wszyscy jesteśmy stworzeni po to, by kochać i być kochanym. I nawet, jeśli widzisz, że ktoś nie nosi w sobie tej miłości, nie idź tą samą drogą co on, bo tam gdzie między dwojgiem ludzi nie ma już miłości z ani jednej ani drugiej strony, jest tylko nienawiść. A nienawiść prowadzi jedynie do śmierci.  Iza nie zdawała sobie sprawy z tego, co powiedziała. Przyjaciółka wpatrywała się w nią, pochłaniając każdej jej słowo. Siedziała koło niej, bardziej pewna siebie i zdecydowana. Słowa, które były zawarte w jej oczach, drążyły właśnie tunel przez ciemności jej życia. Nie zdążyły jednak dotrzeć do celu, zanim usłyszała jakieś dźwięki przed drzwiami. Wystraszona, podniosła się szybko i spoglądnęła w kierunku drzwi.

Wrócił – pomyślała. Pogrążona w strachu i obawach przestała myśleć racjonalnie. Zdążyła jeszcze popatrzeć w ekran swojego telefonu i spojrzeć Izie w oczy. Iza uśmiechnęła się szeroko, ponieważ wiedziała jak dziewczyna jest bardzo blisko celu. Dało słyszeć się jak ktoś wchodzi do mieszkania, niepewnym krokiem oraz ciężko dysząc. Dziewczyna spochmurniała trochę i odpowiedziała jedynie:

– Przepraszam.

I chwilę później już jej nie było.

*

Iza idąc za natchnieniem postanowiła nie tracić ani chwili. Wybiegła z łazienki i wpadła do pokoju. Kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się tam dzieje pakowała do torby najważniejsze rzeczy.

Justyna budząc się z letargu spojrzała na nią.

– Co ty robisz? – Spytała.

– Jadę go odszukać – powiedziała to z pewnością i radością na twarzy.

Justyna oniemiała z zaskoczenia.

– Naprawdę? Ale dokąd jedziesz, czy wiesz cokolwiek, co by Ci mogło pomóc?

– Niestety nie.

– Więc dokąd jedziesz?

– Na koniec świata.

– A skąd wiesz, że on tam właśnie jest?

Iza zaśmiała się i uśmiechnęła do przyjaciółki.

– Przecież dokładnie tam go zostawiłam.

Justyna uspokojona tymi słowami, z troską popatrzyła na współlokatorkę.

– Napisz czasami.

– Z pewnością będę. A Ty, proszę Cię uważaj na siebie i nie rób już więcej głupot.

Obie uśmiechnęły się serdecznie i uściskały na pożegnanie.

– Masz moje słowo Izunia.

Iza jeszcze raz obrzuciła wzrokiem mieszkanie i z radością wymalowaną na twarzy wyszła z mieszkania.

Justyna natomiast wróciła do pokoju i popatrzyła po twarzach swoich towarzyszy.

– No moi drodzy, czas zakończyć tą maskaradę.

I wyrzuciła ziemniaki przez okno.

*

Iza wyszła przed kamienicę i zaczęła zastanawiać się, w którą stronę ruszyć. Na początku nie widziała żadnej drogi. Zobaczyła dwójkę mężczyzn, jeden był bardzo młody, drugi natomiast był w średnim wieku a jego uroda była dość nietypowa, podkreślana przez długawe ciemne włosy oraz czarne jak smoła oczy. Tuż koło nich wychodziła brama na ulicę. Iza ruszyła w tamtą stronę. Wyszła na zewnątrz a później skierowała się w stronę autostrady. Gdy po mozolnej wędrówce dotarła do niej, próbowała złapać jakiś samochód. Przez pierwszą i drugą godzinę nie było żadnych efektów. Ani jedno auto się nie zatrzymało. Iza nie poddawała się. Po pewnym czasie kierowcy zaczęli się zatrzymywać. Żadne nie jechało w interesujące ją miejsce. Nagle, trochę podirytowana już Iza, zauważyła nadjeżdżający samochód. Był nie wielki, srebrny, jednak najbardziej ciekawiło to, że pojazd nie miał żadnej rejestracji. Izabela miała przeczucie, że to jest właśnie ten samochód. Nie wystawiła nawet ręki a mężczyzna sam do niej podjechał.

Iza nie chcąc przegapić okazji, podeszła do osuniętej szyby i zapytała:

– Jedziesz może na koniec świata?

Mężczyzna spojrzał na nią z radością.

– Nie do końca tam jadę Iza, ale myślę, że jakoś się dogadamy.

Dziewczyna popatrzyła na niego z zaciekawieniem.

To jak? – spytał. – Wsiadasz?

Roześmiała się.

– Pewnie, że tak. Druga taka okazja może się nie przydarzyć.

I nie marnując czasu zabrała z drogi wszystkie swoje rzeczy i zapakowała je do bagażnika. Gdy wsiadła do auta kierowca spytał:

– Ten pies z tyłu też z nami jedzie?

Iza zaskoczona pytaniem spojrzała za siebie. Na tylnym siedzeniu siedział pies i przyglądał się jej uważnie. Na szyi nie miał on obroży, tylko rzemyk z przywiązanym do niego fioletowym szkiełkiem.

– Oczywiście, że tak. Bez niego nie damy sobie rady.

I nieświadomi tego, co ich czeka, wyruszyli w długą podróż. Nie znali dokładnej trasy jednak oboje mieli cel, który im przyświecał. Wyruszyli z nadzieją, że uda im się go zrealizować.

KONIEC

 

 

P.S

Wyskoczył Przez okno za… Ziemniakami

21-letni mieszkaniec Krakowa wyskoczył z 4 piętra przez okno. Jak donosi policja, z zeznań świadków wynika, że wyskoczył on za workiem ziemniaków, który wyrzuciła jedna z jego współlokatorek. Mężczyzna zginął na miejscu.

Prokuratora dokładnie zbada tą sprawę. Jednym z dowodów rzeczowych jest puzon, z którym chłopak miał wyskoczyć. Na razie motywy sprawcy są nieznane.

 

 

Koniec

Komentarze

Hmmm. Tekst mnie nie uwiódł. Mam wrażenie, że jest zbyt chaotyczny. Pokazujesz sporo wątków, które wolno się ze sobą splatają. Pod koniec wszystko przyspiesza, ale właściwie nic nie wyjaśniasz. Co mają wspólnego z resztą dziwne zjawiska astronomiczne? O co chodziło z telefonem od babci?

Przedstawiasz za to sporo szczegółów, które według mnie nic nie wnoszą – że jak facet wychodził z pracy, to włączył alarm, że kotka bawiła się takimi to a takimi przedmiotami…

Pani psa nie wyprowadziła go na spacer przed pójściem do pracy? Biedna psina…

Dwie dziewczyny rozmawiają przez telefon i nagle jedna zaczyna obejmować drugą? Technika tak poszła do przodu?

Faceta potrącił samochód, że ledwo może wstać, ale nikt nie myśli o wezwaniu pogotowia?

Technicznie – nie jest dobrze. Interpunkcja niedomaga, słowa użyte niezgodnie z instrukcją obsługi, dziwne konstrukcje zdań, problemy z dużymi literami, sporo błędów typowych dla początkujących…

Ubrał kurtkę, zaciągnął mocno kaptur na głowę,

Ubrań się nie ubiera.

wyszedł z budynku zamykając drzwi i włączając alarm.

Taka konstrukcja zakłada jednoczesność czynności. Da się wyjść z budynku i w tej samej chwili zamknąć drzwi? BTW, przecinek po “budynku”.

Do domu miał około 10 minut piechotą,

W beletrystyce liczby raczej piszemy słownie.

co jest nietypowe dla czerwonych Karłów, a następnie w niewytłumaczalny sposób… rozpłynęła się w powietrzu! Natomiast inna z Karłowatych,

Dlaczego dużymi literami?

Jednak szacunki wskazywały, że będzie ona świecić jeszcze przez około 250 milionów lat!

Żadne halo. Naszemu Słońcu zostało jeszcze kilka miliardów lat spokojnego świecenia.

Według nieoficjalnych danych, do NASA, przybyło ok.100 innych niespotykanych zachowań na niebie,

Znaczy, zachowania weszły po schodach i zapukały do drzwi? Napłynęły informacje/ zgłoszenia. I raczej nie o zachowaniach, a o zjawiskach.

– Witaj Babciu, wszystko w porządku u mnie, a u Ciebie?

Ty, twój, pan itp. w dialogach piszemy małą literą. Tylko w listach dużą. Babcię też tak możesz potraktować.

Babska logika rządzi!

Mi się nie podobało. Nie mogłem się zainteresować i doczytałem na siłę. Takie to wszystko niejasne. Wydaje mi się że można ten tekst poprawić i uwypuklić ważniejsze wątki. Nie będę dziś krytykancki.

Nie zgodzę się w kliku punkach z Finkla:

wyszedł z budynku zamykając drzwi i włączając alarm.

Taka konstrukcja zakłada jednoczesność czynności. Da się wyjść z budynku i w tej samej chwili zamknąć drzwi? BTW, przecinek po “budynku”. Ta konstrukcja wskazuje na kolejność nie jednoczesność to chyba oczywiste.

Jednak szacunki wskazywały, że będzie ona świecić jeszcze przez około 250 milionów lat!

Żadne halo. Naszemu Słońcu zostało jeszcze kilka miliardów lat spokojnego świecenia.

Odgaduje, że chodziło tu “niezwykłość” a nie “długość” Czas nie ma tu znaczenia. 

Według nieoficjalnych danych, do NASA, przybyło ok.100 innych niespotykanych zachowań na niebie,

Znaczy, zachowania weszły po schodach i zapukały do drzwi? Napłynęły informacje/ zgłoszenia. I raczej nie o zachowaniach, a o zjawiskach.

Nie róbmy z czytelnika idioty. Niespotykane zachowania vel zjawiska z łatwością można sobie wyobrazić, nie trzeba od raz wykładać jak krowie na rowie. Dzięki takiej konstrukcji czytelnik ma szansę współtworzyć

 

Dalekopatrzący, ze mną się możesz nie zgadzać, ile chcesz, nawet ciekawa dyskusja się może z tego urodzić. Ale w kwestii imiesłowów współczesnych mam po swojej stronie słownik PWN.

Niech będzie, że z 250 milionami lat chodziło i fakt zgaśnięcia przed czasem, a nie o szacowany czas życia.

Też jestem za tym, żeby nie robić z czytelnika idioty. Ale to nie wyklucza szanowania go, czyli dostarczania dopieszczonego tekstu, w którym nie trzeba zgadywać, co poeta chciał przez to powiedzieć. Nadal twierdzę, że “zachowania na niebie przybywające do NASA” brzmią śmiesznie. A rechot w niewłaściwym momencie potrafi zniszczyć każdy nastrój.

Babska logika rządzi!

Masz słodki pseudonim :)

 To miejsce uspakajało go, będąc jego osobistą świątynia spokoju.

Uspokajało. Ale to zdanie mogłoby być zgrabniejsze: To była jego osobista świątynia spokoju.

 kota, z którym musiał mieszkać.

Dlaczego musiał?

każde obcowanie na łonie natury

Obcuje się z kimś, ewentualnie z czymś.

 Powrót do domu kończył się zawsze rozczarowaniem, przez co bardzo często, kończył kilkugodzinnym pobytem na fotelu.

Rozwlekłe, poza tym rozczarowaniem kończyła się chyba wędrówka? Staraj się nie powtarzać tego samego słowa w jednym zdaniu i nie wstawiaj przecinków między podmiot, a orzeczenie.

 Tomek kończąc pracę, znowu zbierając nadgodziny, które chciał odłożyć na prezenty świąteczne, wyglądnął przez okno.

Wyjrzał. Za dużo pchasz w jedno zdanie. Spróbuj tak: Było już ciemno, kiedy Tomek kończył pracę, ale po szybie spływały krople deszczu, obrysowane światłem lampy. Nie ma co liczyć na białe Święta, pomyślał, ale może nadgodziny chociaż się opłacą.

 Ubrał kurtkę, zaciągnął mocno kaptur na głowę

Włożył kurtkę i naciągnął kaptur na głowę.

 Do domu miał około 10 minut piechotą, ale w deszczu była to dla niego straszna katorga.

Szarżujesz. To tylko deszcz, nie wojna, trzęsienie ziemi i koklusz. Jeśli bohater ma być mękołą i marudą, to w porządku, ale wolę zwrócić uwagę.

 Woda zalewała z nieba ulicę, tworząc coraz większe kałuże na drodze i chodniku. Dni były coraz krótsze, więc jedyne światło dochodziło z lamp ustawionych w szeregu

Niezbyt to ładne. Woda z nieba zalewała ulicę – byłoby lepsze składniowo, a krótkość dni tylko pośrednio wpływa na oświetlenie. Za to zgarbione lampy niezłe.

 Tomasz idąc wzdłuż nich, niechętny do wysłuchania ich opowieści rozmyślał nad tym, co jeszcze dzisiaj musi zrobić.

Tomasz mijał je obojętnie, zajęty własnymi myślami.

 z rozgoryczeniem stwierdził, że będzie musiał nadrobić drogi, aby wstąpić do sklepu

Tak, to mękoła. Może jednak zaznacz to wyżej, żeby było jasne.

 Pozbierał z półek najprzydatniejsze rzeczy

"Potrzebny" i "przydatny" to nie to samo.

 nabrała go ochota na mrożoną pizzę

Naszła go ochota, albo nabrał ochoty.

 szybko porzucił ten pomysł

Zbyt wysoki ton. To tylko pizza, nie nowe źródło czystej energii. W weekend, nie "na weekendzie", i całe to rozmyślanie o pizzy jest trochę z sufitu.

 mógłbym zrobić coś bardziej pożytecznego dla świata, niż zmarnować dzień.

To sugeruje, że zmarnowanie dnia jest pożyteczne.

 Moje lenistwo mnie przeraża, jednak przecież na wszystko musi być rada.

Tak, ale dwie połowy tego zdania nie łączą się logicznie. On chce przełamywać swoje lenistwo, robić coś dla świata – czego chce?

 Chyba najlepiej zacząć od małych celów i stopniowo piąć je w górę.

Piąć się w górę.

 Pogrążony w swoich myślach udał się do kolejki.

A w czyich? Spróbuj: Zamyślony, dołączył do kolejki.

 Gdy zdał sobie sprawę, że kolejka jest dość długa i będzie musiał chwilę poczekać, ogarnęła go irytacja. Dlaczego ostatnio ciągle wszystko wprawia mnie w złość?

Podręcznikowy objaw depresji. Serio.

 Po kilku minutach oczekiwania, będąc już obsługiwanym przy kasie, Tomek nie mógł się doczekać, kiedy wróci do domu.

Dlaczego tak dokładnie wypisujesz, co robił – a zupełnie nie opowiadasz o samym Tomaszu i jego postrzeżeniach? Wiemy, jak się robi zakupy, nie piszesz dla przyszłych archeologów.

 Pieskie życie nie zalicza się do tych najwspanialszych

Nagły skok, zdezorientowałeś mnie. Jeśli to ma być kishōtenketsu, byłoby miło to wcześniej odrobinę zasugerować (jakieś japońskie motywy, może?), żeby nie wyskakiwało znienacka. Ktoś, kto nigdy czegoś nie miał, raczej nie odczuwa braku tego (zresztą psy widzą kolory, tylko słabo, a za to mają mnóstwo innych bodźców).

 Nigdy nie rozumiał swojej Pani, która często przychodziła i wpatrywała się w jego oczy.

Nie rozumiał, czemu jego Pani tak często wpatruje mu się w oczy.

 Bowiem Abel, jako pies Husky „cierpiał” na Heterochromię.

Nazwy ras psów i chorób (defektów) piszemy małą literą. I nie cierpiał, tylko po prostu miał.

 On jednak nie miał o tym pojęcia i jego oczy, które czasem widywał w tafli wody w czasie spacerów nad jeziorem, były tak samo szare jak wszystko dookoła.

Widywał odbicie. Rozróżniaj rzecz w sobie i rzecz dla nas ;P

 Wiatr delikatnie podmuchiwał

Co robił?

 Abi, obudzony krzątaniną Właścicielki na dole…

Abel, obudzony krzątaniną na parterze, zbiegł szybko, żeby się pożegnać z Panią. Sara wyściskała go serdecznie, wystawiła miseczki dla niego i kocicy, a potem zniknęła w łazience, zanim wyszła, umalowana, do pracy.

Po co Ci to metro? Jakie to ma znaczenie? Styl wycinka poprawiam w całości, bo błędy są zbyt wplecione w tekst, żeby je wyłuskać:

Dnia 20 listopada na niebie zaobserwowano niezwykłe zjawiska: na Księżycu pojawiły się cztery czerwone punkty. Jasność Proximy Centauri niespodziewanie wzrosła, co jest nietypowe dla jej typu widmowego, po czym całkowicie zanikła. Również Gwiazda Barnarda przestała emitować światło. Gwiazda ta od zawsze wzbudzała zainteresowanie astronomów swoją niezwykle małą masą – ich szacunki wskazywały, że będzie ona świecić jeszcze przez około 250 milionów lat. Wspomniane obserwacje budzą pewien niepokój, ponieważ obie gwiazdy znajdują się stosunkowo blisko Ziemi. Według nieoficjalnych danych do NASA zgłoszono około stu podobnie niezwykłych obserwacji, dokonanych przez amatorów z całego świata, wszystkich w ciągu jednego dnia. Naukowcy nie znają przyczyny tych zjawisk. Laik nie byłby w stanie ich odróżnić od pospolitych "spadających gwiazd", ale wtajemniczeni podejrzewają spisek na skalę globalną, być może przygotowywaną inwazję istot pozaziemskich. Prosimy o poinformowanie o tych wydarzeniach jak największej liczby osób. Nie przechodźmy obojętnie wobec manipulacji władców tego świata, którzy ewidentnie chcą coś przed nami ukryć.

Tyle styl. Natomiast sam pomysł wycinka jest bez sensu – pasowałby raczej na stronę internetową jakiejś grupy noszącej czapeczki z folii, ale w żadnym razie do poważnej gazety. Poważne gazety nie uwierzyłyby w kosmitów bez komunikatu Reutera, choćby przyszli do redakcji z blasterami.

 Wczorajsze wojaże alkoholowe

Czyli wyjechała za wódką? "Wojaż" to podróż.

 Była trochę rozpalona

"Rozpalona" znaczy, że miała wysoką gorączkę. Nie można mieć trochę wysokiej gorączki.

 Ta druga przypadłość była zagadką, ponieważ wyglądało trochę jak bakteryjne zapalenie gardła, jednak fakt, że wczoraj zorganizowała karaoke z powodu zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia, mogło mieć ogromny wpływ na decyzję bakterii o przeniesieniu się do właśnie jej jamy ustnej.

Związek zgody – przypadłość wyglądała, fakt mógł. I co w tym takiego dziwnego, że się zaziębiła?

 Z łóżka wstała z ochotą na poranną kawę.

Język jest liniowy. Jeśli czytam "z łóżka wstała z ochotą" to widzę wesoło zrywające się dziewczę. A Ty celowałeś chyba w coś takiego: Zwlokła się z łóżka w poszukiwaniu kawy.

 Usłyszała wychodzący z głośnika głos należący do seniorki rodu.

Naprawdę nie musisz nam każdej informacji kłaść do głów łopatą. Widzimy, że babcia dzwoni.

 Iza podtrzymując telefon barkiem, próbowała w międzyczasie zaparzyć swoją upragnioną kawę. Jej ulubiony złoty kubek miał jej poprawić humor.

A może tak: Iza przycisnęła telefon barkiem do ucha, sięgając po ulubiony złoty kubek.

 Dziecko, przecież słyszę, Ty ledwo, co mówisz! Starą babkę chcesz oszukać? Mów, co Ci się stało, zanim całkiem osiwieje!

Okropnie nienaturalne i pocięte w strzępy przecinkami: Dziecinko, nie oszukuj starej babki. Przecież słyszę, że ledwo mówisz.

 Złoty kubek pobrał haracz, w postaci trzech łyżeczek cukru.

Niepotrzebny przecinek, i dlaczego "haracz"? Kubek nie zjada cukru?

Dialog z babcią jest nudnawy – co on tu robi? I nie pisz zaimków dużą literą (tylko zwroty do adresata w korespondencji).

 W roztargnieniu nie zauważyła, że jej Babcia zaczęła mówić bardzo filozoficznie, co nie zdarzało się tej prostolinijnej osobie.

No faktycznie, dość filozoficznie, ale to chłopska (babska?) filozofia. To, że babunia nie czytała Kanta, nie oznacza, że nie może mieć mądrości życiowych do wygłoszenia. "Prostolinijny" to nie to samo, co "prostaczek".

 Spytała trochę podirytowana.

Spytała, trochę poirytowana.

 Kobiecie jednak nie było dane odpowiedzieć, ponieważ telefon Izy zakończył tą rozmowę.

Tę rozmowę. Strasznie wysoki ton.

 Gdy telefon przestał działać Izabela zaczęła zastanawiać się, co jest powodem awarii.

Bardzo nienaturalne. Można to wyciąć.

 postanowiła wysuszyć swoje włosy

A czyje? I kiedy je umyła?

oddała się porannej toalecie

Już mówiłam – zbyt wysoki ton. Zob. bathos.

 wpadła do kuchni, skwapliwie czegoś szukając.

– Cześć. Szukasz czegoś? – Iza spoglądnęła na biegającą po kuchni przyjaciółkę.

Gorączkowo, nie skwapliwie (https://sjp.pwn.pl/szukaj/skwapliwie.html). Iza spojrzała. Może lepiej byłoby to opisać: wpadła do kuchni i zaczęła łomotać szafkami.

 Tylko po co Ci ziemniaki? – rzekła Iza, nie kryjąc zdziwienia.

Na półce, nie "w". Bathos: Ale po co ci teraz ziemniaki? – zdziwiła się Iza.

 Dziewczyna rzuciła się na półkę, nie podając żadnego wytłumaczenia swojego zachowania. Wyciągnęła szybko siatkę ziemniaków, które jeszcze nie były otwarte i wzięła je ze sobą, zapominając o swojej torebce, którą zostawiła w kuchni.

Justyna wyszarpnęła spod zlewu nieotwarty jeszcze worek ziemniaków i pobiegła z nim do pokoju.

 Iza całkowicie nie miała pojęcia, co się dzieje.

Nie musisz nas o tym zapewniać. Podzielamy.

 usiadła przy swoim biurku i… zaczęła się śmiać. Początkowo to był zwykły uśmiech, jednak z czasem zaczął przeradzać się w histeryczne okrzyki radości.

Uśmiech to jeszcze nie śmiech. Opisz to.

 Justyna możesz powiedzieć mi, co się tu dzieje? – Iza była wyraźnie podirytowana

Poirytowana tym, że jej współlokatorka zwariowała? Może tak:

– Justyna, powiesz mi, o co chodzi? – krzyknęła Iza.

 Justyna nie kryła swojej euforii, mówiąc w sposób jakby chciała kogoś przekrzyczeć.

Może faktycznie chciała? Opisz to – piała, chichotała, wołała, wrzeszczała.

 Iza usłyszała dźwięki dobiegające z korytarza. Po odgłosie ciężkich, niezdarnie stawianych kroków, domyśliła się, że to ich Francuski współlokator.

Non sequitur – najpierw jakieś dźwięki, potem kroki? Opisz te dźwięki. Po polsku rogalik jest francuski, ale człowiek może być tylko Francuzem.

 Zakrył ręką twarz i wbił swój wzrók w ziemniaki.

Po pierwsze, cudzego wzroku wbić nie mógł. Po drugie, jak na nie patrzył przez palce?

Dialog o Tomku – a, to on z Izą zerwał, tak? Ale można by to skrócić i uładzić.

 Popatrzyli po sobie, z wymalowanymi twarzy emocjami.

Wyrzuć te emocje, bo to straszny bathos.

 Ten dzień był dla Abla bardzo monotonny.

Ten dzień upłynął Ablowi bardzo monotonnie.

 zaczęła swą przygodę po domu

Wędrówkę.

 Zobaczyła jakiegoś chłopaka z blizną w pelerynie jednak nie wiele z tego rozumiała.

W pelerynie mógł mieć najwyżej zacerowane rozdarcie. Niewiele zrozumiała.

 Z momentem, gdy zaczęło się robić ciemno, Kocica zaczęła tracić energię.

Nie po polsku: Kiedy zaczęło się ściemniać, kocica była już trochę zmęczona.

 wieczorną panoramę

https://sjp.pwn.pl/szukaj/panorama.html

 Nagle, nad Miastem zebrały się chmury i ochłodziło się a Ona, jakby wyczuwając zmianę pogody, szybko zeskoczyła z okna, wpakowała się na kanapę i zajęła się własną higieną osobistą.

Nic tu się nie łączy: Nad miastem zbierały się chmury. Kotka, jakby wyczuwała zmianę pogody, zeskoczyła z okna na kanapę i zajęła się myciem.

 jakby ożywiony tym faktem

Jak fakt może cokolwiek ożywić? Strasznie dużo "się" w tym akapicie.

 U Abla coraz bardziej można było wyczuć podekscytowanie a jego oczy zaczęły ze zniecierpliwieniem spoglądać ku niebu.

Teraz pomyśl o przyszłych archeologach i opisz to. Jak wygląda podekscytowany pies? I nie wydłubuj mu oczu, żeby same patrzyły.

 W pewnym momencie natura stanęła na skraju przepaści, próbując do końca, resztką sił, utrzymać panujący spokój.

Przepraszam, że co? Cały akapit przegadany, i po co te wielkie litery?

 nikomu nie marzyło wychodzić się w taką pogodę na zewnątrz

Bałagan składniowy. Są ludzie, którzy lubią deszcz.

 chociaż auto praktycznie zdołało się zatrzymać, to jednak metalowe cielsko zdołało dopaść Tomka

Praktycznie i praktycznie… Czemu ożywiasz auto? Kierowca nie przejechał go specjalnie.

 Próbował się ratować przed upadkiem, jednak pomimo niewielkiej prędkości, z jaką został potrącony, to nie miał szans uratować się przed powaleniem.

Niepotrzebne zdanie, powtarza to, co już wiemy. Pomimo niewielkiej prędkości nie miał szans się uratować.

 wypiął pasy

Odpiął. Wypiąć można co innego, też na p.

 Stał on nad Tomkiem wydając się trochę zmartwiony sytuacją…

Bathos: Stał nad Tomkiem, wystraszony.

 No i powiedz, po jaką cholerę wszedłeś mi pod koła?

Nie, spoko, codziennie kogoś przejeżdżam. Czytaj między wierszami. Cały ten akapit jest trochę od rzeczy – jeśli facet się boi pozwu, czemu nie próbuje załagodzić sytuacji, nie nadskakuje, nie dzwoni po pogotowie? I po co właściwie Tomasz miał ten wypadek? Tj. co chciałeś osiągnąć?

 Jego oczy, które w praktyce nie potrafiły odbierać koloru, patrzyły na zjawisko, które widują jedynie tutaj, w tym niewielkim oknie.

On na nie patrzył, tymi oczami: Tylko tutaj, w tym jednym oknie, widywał takie zjawisko.

 Całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, co widzi

To jak mógł się tym fascynować? Chyba nie rozumiał, co widzi?

 warstwą fioletowych kałuż

Kałuże nie tworzą warstw.

 całkowicie pochłaniającego bez reszty.

Nie dawaj dwóch synonimicznych określeń w jednym zdaniu.

 Przypomniał sobie o tym, że nie potrafił nikomu pokazać tego cudu, dziejącego się w jego psich oczach.

Nie potrafi. A Ty potrafisz komuś pokazać, co sam widzisz?

 ciągnął ją za nogawkę od spodni aby zwabić ją

Zwabić można jakąś zachętą, a on ją zaciągał do okna.

 wracała z powrotem

A jak inaczej?

 Z tego powodu sposępniał również teraz.

Powtórzenie, wytnij.

 deszcz za oknem nie ustawał na sile

Nie tracił na sile, albo nie ustawał.

 Nagle dostrzegając jakiś ruch na zewnątrz, szybko się podniósł, próbując dostrzec poruszający się kształt. Wyostrzył swój wzrok i zobaczył jakąś postać idącą ulicą.

Nagle mignął mu na ulicy jakiś ruch. Zerwał się i skupił wzrok na sylwetce przechodnia.

 Roztaczała się nad nim aura fioletu, tak jakby deszcz, który spadał na niego otaczał go niczym płaszcz.

Nie rozumiem. Nad nim – czy dookoła?

 unoszą się one delikatnie nad ziemią

Unoszą się nieznacznie nad ziemią. "Delikatnie" to w ogóle nadużywane słowo, a tutaj nie pasuje.

 Nie miał pewności czy są tam naprawdę

Przecinek przed "czy". Strasznie filozofuje ten pies.

 wydając kilka głośnych sygnałów dźwiękowych swoim psim gardłem

BATHOS.

 bez żadnego zawahania

Bez wahania.

 Wszedł w tą pustkę w otaczającej go ciszy oraz samotności

Nie otaczał go aby szum deszczu?

 Patrzył przez okno bezsilny, nie mogąc nic zrobić.

Wystarczy: Patrzył przez okno, bezsilny.

 Jedną była różowo włosa dziewczyna, która twierdziła, że ma na imię Ola, drugą był Pustelnik zwany też Pustym, uznający się za barda podróżującego po karczmach i opowiadającego historię wieśniakom i gościom gospody.

Różowowłosa. Skoro twierdziła, pewnie miała. I skąd wiadomo, że zwano go Pustym? Moja wersja: Dziewczyna o różowych jak guma balonowa włosach, która przedstawiła się jako Ola, a a nią facet mieniący się bardem-gawędziarzem, co opowiada historie po karczmach.

 Justyna widząc to, próbowała włączyć ją, jednak ta nie emitowała żadnego światła.

Jednocześnie? Justyna spróbowała ją włączyć, ale nic z tego. Latarka nie zaświeciła.

 Położyli swoje rzeczy obok ziemniaków i wspólnie zaczęli szukać swojego miejsca w pokoju.

?

 Pustelnik natomiast zauważył parę gołębi za oknem i to właśnie je wybrał, jako słuchaczy jego nowej ballady, zatytułowanej

Wybrał je na słuchaczy. Stężenie surrealizmu osiąga poziom krytyczny.

 Przyszła jej do głowy najlepsza przyjaciółka, z którą zawsze sobie pomagały. Zadzwoniła, więc do niej, a ta od razu przekierowała ją na wideo rozmowę.

Tak nagle? Nie mogłeś wcześniej wprowadzić tej przyjaciółki? Może zamiast babci? I przecinek przed "więc" niepotrzebny.

 całkowicie nie wiem, kim oni są, dziewczyna przyniosła latarkę i wszyscy zastanawiali się jak ją włączyć (…) nikt nie wpadł na pomysł, żeby włożyć je do latarki!

Zupełnie nie wiem. I to Izabela nie wiedziała, co to są baterie do latarki.

 przyglądnąć się

Przyjrzeć się.

Teraz jednak ujrzała…

Dopiero teraz zauważyła, w jakiej ruderze siedzi jej przyjaciółka – ze ścian odpadały płaty tynku, odsłaniając beżową polepę. W oknie brakowało szyby, na podłodze leżały butelki po alkoholu, pomięte papierki i brązowy, nadgniły ogryzek. Łóżko pod oknem przykrywał podziurawiony koc.

 Jedyną rzeczą…

Ale na wyszarzałym stoliku stał szklany wazon z mętną wodą, a w nim – róża. Najczerwieńsza na świecie, piękna jak z obrazka na tle ponurego otoczenia, choć uważny obserwator mógłby zauważyć pierwsze oznaki uwiądu, jeden i drugi zwiotczały płatek.

Chcesz Sobie zniszczyć życie, tak? Znowu robisz to samo! Wciąż się niczego nie nauczyłaś?

Przecież dzwoniła, żeby poprosić o pomoc, choleryczka jedna.

 ostatnim wysiłkiem swoich płuc

Bathos. Wytnij.

 W Izabeli początkowo zaczęło wszystko buzować, a jej złość chciała dać upust wszystkim emocjom i wykrzyczeć całe to rozgoryczenie, które w niej tkwiło.

Straszny bathos: Izabeli zrobiło się gorąco. Przez chwilę miała ochotę zwrzeszczeć przyjaciółkę, wyładować na niej całą swoją frustrację.

 Po tych słowach, gdy przyjaciółka zobaczyła, jak bardzo Iza się wzruszyła wpadła jej w ramiona.

… przed chwilą była w innym pomieszczeniu. I czy ta "przyjaciółka" ma imię?

 jak kolejne łzy spływające po policzkach

Jak łzy spływają.

 Nie mogła zrozumieć (…) Spojrzała na nią i wtedy wszystko zrozumiała.

To mogła, czy nie?

 Szkło wbite w serce Izy rozpadło się nagle i niespodziewanie, wprowadzając zamęt w jej ciele.

??? Przepraszam Cię z serca, ale ten akapit to bełkot.

 inny rodzaj miłości – miłość do drugiego człowieka

A poprzednio mówiłeś, rozumiem, o miłości do psa?

 Słowa, które były zawarte w jej oczach, drążyły właśnie tunel przez ciemności jej życia.

Co?

 Justyna uspokojona tymi słowami, z troską popatrzyła na współlokatorkę.

Cały ten akapit jest z kosmosu. Kogo ona chce szukać? Dlaczego? Nic wcześniej nie wskazuje na potrzebę poszukiwania kogokolwiek, chyba, że Tomasza. Którego chyba coś zjadło.

 jego uroda była dość nietypowa, podkreślana przez długawe ciemne włosy oraz czarne jak smoła oczy

Włosy i oczy są składnikami urody. Opisz go porządnie.

 Tuż koło nich wychodziła brama na ulicę.

Nie po polsku. Gdzie Iza właściwie jest?

Gdy po mozolnej wędrówce dotarła do niej, próbowała złapać jakiś samochód.

W siatkę?

 kierowcy zaczęli się zatrzymywać. Żadne nie jechało w interesujące ją miejsce

Żaden kierowca nie jechał tam, dokąd chciała (i przed chwilą chciała jechać, gdzie ją los poniesie).

 – Nie do końca tam jadę Iza, ale myślę, że jakoś się dogadamy.

Skąd on wie, jak ona ma na imię? Ja bym się wystraszyła.

 Nie znali dokładnej trasy jednak oboje mieli cel, który im przyświecał. Wyruszyli z nadzieją, że uda im się go zrealizować.

Ale jaki cel, u licha ciężkiego?

Drugi wycinek – sprawcą może tu być tylko Iza, jako, że to ona wyrzuciła ziemniaki. Ale dlaczego facet za nimi wyskoczył? To znikąd nie wynika.

 

Podsumowując: przegadane i na siłę filozofujące – ale nie bardzo wiem, jaka teza tu przyświeca. Nadshiftoza, niedociśnięte alty (e zamiast ę). Przypadkowa interpunkcja, tekst jest w ogóle niechlujnie napisany. Słowa użyte niezgodnie ze znaczeniem, problemy z gramatyką, mnóstwo powtórzeń. Słabe dialogi. Dziwna fabuła – zdarzenia nie łączą się w żadną konkretną całość i nie wskazują na żaden morał, im bliżej końca, tym większy chaos.

 

Finkla – “zachowania na niebie przybywające do NASA” brzmią nie śmiesznie, tylko bez sensu. Co się zachowuje na tym niebie? Poza tym jestem po Twojej stronie – przeciętny czytelnik nie jest telepatą.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Może to kwestia poczucia humoru. ;-)

Babska logika rządzi!

Dzięki wielkie za wszystkie słowa krytyczne, jak i wszelkiego rodzaju komentarze i poprawki! Zwłaszcza Tarninie, która bardzo celnie wypunktowała większość moich gramatyczno-logiczno-składniowych błędów. Poczułem się, jakby sam Shakespeare zlitował się nad jakimś biednym dzieciakiem, próbującym skleić parę słów. Jestem w pełni świadomy jak bardzo leżą moje umiejętności poprawnego pisania. :/ Dlatego też spodziewałem się, że dostanę porządnego kopniaka, ale chyba właśnie po to tutaj przyszedłem. Czasem mi się wydaje, że na siłę chcę być oryginalny i przez to piszę niepoprawnie, robiąc wszystko opak ;D Na szczęście Maturę zdałem, więc teraz jest już tylko z górki ! ;)

 Co do samej fabuły to macie rację, za dużo jest pytań pozostawionych bez odpowiedzi, osobiście jestem zwolennikiem nierozwiązania niektórych kwestii, ponieważ jest to pewne przyzwolenie na udział w tworzeniu, kiedy każdy może dokończyć daną historię, ale też w kwestiach umiaru. Inspirowałem się moją niedawną lekturą “Ferdydurke”, a raczej jej niezrozumiałym(przynajmniej dla mnie :/) stylem i dlatego oznaczyłem opowiadanie hasztagiem “absurd”, licząc, że jeśli ktoś przeczyta o kobiecie gapiącej się w ziemniaki, to nie “zdziwi” go wyściskanie się przez telefon. Co do nazw własnych, to faktycznie są błędy, ale np. Babcia czy Miasto są po prostu nazwami własnymi w tym utworze. Dlatego też umieściłem cytat na początku opowiadania, ale przy mojej ilości błędów, jest on co najmniej komiczny.

Moją Achillesową piętą są skróty logiczne, typu “Ubrał kurtkę” i zbyt dużo metafor, które wpycham w opowiadanie nałogowo, ukazując przykładowo śmierć Tomcia jako wypadek samochodowy. Poza tym jeśli utwór jest kiepsko napisany, no to żadna metafora nie dotrze do czytelnika, bo słaby tekst nie zachęca do szukania drugiego dna, a z reguły taki jest właśnie mój cel.

Dziękuje jeszcze raz Tarnino, myślę, że mi to pomoże w dużym stopniu, bo nic nie pomaga jak kawał konstruktywnej krytyki, zwłaszcza, że wszystko mi bardzo dobrze wytłumaczyłaś i pokazałaś mi wiele fajnych propozycji na poprawienie tego wszystkiego. No i dzięki Tobie, wiem co to jest Bathos, a to słowo idealnie mnie opisuje. ;D

Śmiechoguzik, Finklo. Śmiechoguzik :)

Poczułem się, jakby sam Shakespeare zlitował się nad jakimś biednym dzieciakiem, próbującym skleić parę słów.

 He does me double wrong

That wounds me with the flatteries of his tongue.

William Shakespeare, Ryszard II

pewne przyzwolenie na udział w tworzeniu, kiedy każdy może dokończyć daną historię

Nie na tym polega udział w tworzeniu, co ciekawe – zajrzyj do Tolkiena “O baśniach”.

Inspirowałem się moją niedawną lekturą “Ferdydurke”, a raczej jej niezrozumiałym(przynajmniej dla mnie :/) stylem

No, właśnie. I już wiemy, kogo za to winić – to, że czegoś nie rozumiesz, nie oznacza automatycznie, że to wielka mądrość czy wielka sztuka. Czasami szafka z łazienki – to tylko szafka z łazienki.

przeczyta o kobiecie gapiącej się w ziemniaki, to nie “zdziwi” go wyściskanie się przez telefon.

Widzisz, tylko gapienie się na ziemniaki jest fizycznie i technicznie możliwe, a psychologicznie może być nawet zasadne. A telefoniczny portal nie jest.

Babcia czy Miasto są po prostu nazwami własnymi w tym utworze

Miasto jeszcze może być, ale babcia – oj, chyba nie. Poza tym, o ile wiem, nie ma czegoś takiego, jak nazwa własna “w tym utworze”. Jeśli nazwa może mieć więcej, niż jeden desygnat, jest nazwą pospolitą (nawet, gdyby na całym świecie została tylko jedna kanapka, “kanapka” pozostaje nazwą pospolitą), jeśli jeden i tylko jeden – własną, jeśli żadnych – pustą (nazwy bytów nieistniejących to osobny problem).

śmierć Tomcia jako wypadek samochodowy

No właśnie, dopiero teraz się połapałam, że go uśmierciłeś.

 

Ale muszę Cię pochwalić, że politycznie Waść mówisz :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciekawy tekst, choć niełatwo jest dopatrzeć się powiązań między poszczególnymi fragmentami – ale mam wrażenie, że taka już natura tego typu opowiadań. Ujęły mnie zwłaszcza fragmenty z perspektywy psa, jego nagłe dostrzeżenie niezwykłego fioletowego deszczu.

Reszta bohaterów ni ziębiła, ni grzała – zabrakło mi ukazania wyraźniejszych ich cech. W tekście też jest pełno szczegółów, ale nie wszystkie są potrzebne. Zbytni detalizm także szkodzi, co szczególnie odezwało się w drugim fragmencie, podczas wizyty w sklepie. Nic nieznaczące wydarzenie otrzymało tyle znaków, że zastanawiałem się, jaki jest tego cel.

Technicznie nie jest najlepiej. Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No cóż, czytałam, ale nie bardzo umiem powiedzieć, o czym, bo zbiór specyficznych scen i sytuacji, w których poczynania ludzi mieszają się z zachowaniem zwierząt i jeszcze dodatkowo mącą sprawę wzmianki o kosmosie i ziemniakach. Nie traciłam jednak nadzieję, że coś się w końcu wyjaśni, niestety, nie doczekałam się niczego.

Bardzo źle czyta się opowiadanie, którego kolejne fragmenty coraz bardziej gmatwają sprawę, zamiast cokolwiek wyjaśnić. Jeśli do tego dodamy fatalne wykonanie, lektury tego opowiadania żadną miarą nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

Wielka szkoda, że, mając łapankę Tarniny, nie pokusiłeś się o poprawienie tekstu, tak aby kolejni czytelnicy nie musieli się potykać o liczne błędy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niestety widać, że to pierwsze opowiadanie :/ Zdania niepotrzebnie rozwlekasz, zamiast pisać krótko, konkretnie. Zniszczył mnie moment, kiedy bohater rozważa kupno mrożonej pizzy, później orientuje się, że jednak nie może jej kupić, bo ma niesprawną zamrażarkę. Wątpię, aby czytelnik był zainteresowany każdą myślą bohatera, szczególnie tą głupią :P. A absurdalnych wywodów i zbędnych opisów pojawia się w tekście wiele. Mnóstwo powtórzeń, zdecydowanie za dużo, tak jakbyś nie czytał tekstu odpowiednio wiele razy przed publikacją. Masz takie swoje „powiedzonka”, które drażnią. Spróbuj się tego wyzbyć na przyszłość. Tekst nie wiadomo o czym. Brak pomysłu. Starasz się pisać o wzniosłych wartościach, ale brzmi to średnio, nieudolnie.

 

Dzisiaj słyszałem w wywiadzie z Wojciechem Chmielarzem, że nie zna autorów, których pierwsze teksty nie byłyby słabe. Więc głowa do góry! Trenuj, a będzie lepiej :D

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka