Sewati rozłożył skrzydła, kiedy wyczuł ją z oddali. Wreszcie nadeszła.
– Co się stało? – zapytała Oktawia.
– Burza.
Feniksjanka spojrzała ze zdziwieniem na czyste niebo, a potem na kompana, ale po chwili zrozumiała. Donnera nie zaskoczyło to pytanie. Avesowie instynktownie potrafili wychwytywać zmiany w pogodzie, nawet gdy następowały daleko od nich. Jednak ta umiejętność nie u każdej rasy działała tak samo. W końcu – na co wyznawcom innych bogów było wiedzieć, kiedy do świata ma zstąpić Ptak Gromu?
– Sewati, za dwie godziny musimy wrócić do obozu – zaoponowała Oktawia. – Nie będą na nas czekać z odlotem.
Mężczyzna zaczął machać skrzydłami, podskoczył i wzbił się w powietrze. Towarzyszka ruszyła w ślad za nim.
– Za bardzo się przejmujesz – stwierdził. – Nasze modły nie będą trwały tyle czasu. A nawet jeśli, nie zapominaj, że wielu najemników to też donnerowie. Przełożeni będą musieli zaczekać, czy tego chcą, czy nie.
Oktawia pokiwała głową.
– W sumie nie myślałam o tym w ten sposób. – Aveska dopiero niedawno wybrała życie najemnika, więc jeszcze nie wiedziała, jakie w tej profesji panują zwyczaje. Dotychczas pracowała w pobliskim szpitalu, gdzie pomagała między innymi żołnierzom, którzy przylatywali z operacji przeprowadzanych w Drodze Mlecznej i wymagali kompleksowej opieki. W końcu jednak doszła do wniosku, że chce od życia czegoś więcej.
– Wiesz, nikt ci nie każe lecieć ze mną – rzekł Sewati. – Dlaczego nie pomodlisz się do Feniksa?
– Modliłyśmy się już rano. W intencji udanej misji.
– Rozumiem.
Sewati szanował Oktawię i jej religię. Poznali się, gdy wrócił ledwo żywy z misji na Sykoraksie; wprawdzie jego rany opatrzono już na statku, ale donnera czekała jeszcze długa rekonwalescencja w Ornitodei. Tam to właśnie Oktawia pomogła mu stanąć na nogi. Mężczyzna odwiedzał Aveskę jeszcze po tym, jak wypisano go ze szpitala, a raz nawet zgodziła się spotkać po pracy. Wówczas opowiedział przyjaciółce o tym, jak wygląda awanturnicze życie najemnika, tak że ta poczuła się zachęcona.
Odkąd feniksjanka podjęła decyzję, by porzucić dotychczasowe życie, zawsze trzymali się razem.
Na horyzoncie przed ich oczami pojawiły się ciemne chmury. Z różnych stron masowo zlatywali Avesowie, którzy z pewnością również nie chcieli przepuścić okazji, aby zobaczyć Ptaka Gromu. Punktem zbornym były Góry Kaelskie – rozległe pasmo z masywnymi szczytami; niektóre niemal sięgały chmur. Mieli się udać w okolice jednego z nich.
– Nie boisz się? – spytał nagle Sewati. – Ptak Gromu nie tknie swoich wyznawców, ale z tobą może być różnie.
– Chciałabym zobaczyć wasze modły z bliska – odparła Oktawia.
– Może cię to przerazić.
– Wiem, opowiadałeś. Ale jestem na to gotowa. Swoją drogą, dobrze pamiętam, że Ptak Gromu nie zrobi krzywdy też tym, którzy sprzyjają jego wyznawcom?
– Jeśli uwierzysz w jego potęgę, to tak. Ale nie mogę wymagać, żebyś tylko dlatego uznała Feniksa za kogoś gorszego.
– Nie uznaję. Skąd ten pomysł? Feniks szanuje życie, a Ptak Gromu woli zniszczenie. Nie tak to wyglądało przypadkiem? – zapytała Oktawia z przekąsem.
Sewati westchnął.
– Widzę, że mało wiesz o naszej religii. Ale nie będę tego teraz wyjaśniał.
Nie było na to czasu, ponieważ dolecieli już na miejsce.
Część donnerów – innych Avesów o granatowym upierzeniu – już klękała, zadzierając głowy w stronę pochmurnego nieba. Sewati poczuł się podniecony. Kiedy tylko oboje wylądowali, również uklękli. Mężczyzna wpatrywał się w chmury z urzeczeniem, a feniksjanka co chwila kierowała wzrok to ku niebu, to ku towarzyszowi, to ku kolejnym nadchodzącym Avesom.
Niedaleko uderzył piorun. Oktawia pisnęła z przerażenia, ale Sewati nie zwrócił na to uwagi. Nie posiadał się ze szczęścia.
Gdy po chwili rozległ się grzmot, donner szeroko otworzył dziób, popadł w ekstazę. W oczach pojawiły się łzy.
Przepiękne.
I zaczął się festiwal.
Wrzaski Avesów, jęki ich zachwytu rozbrzmiewały wszędzie. W każdej sytuacji te odgłosy brzmiałyby upiornie. W każdej oprócz tej. Ptak Gromu zstąpił do nich, rozmawiał z nimi. Sewati był tylko kroplą w rzece – rwącej, nieprzerwanej i niepowstrzymanej. I jako ta kropla czuł się wspaniale.
Zawitała kolejna błyskawica. Jeszcze nim uderzyła w ziemię, Avesowie zaczęli ją formować. Wyginała się, przybierała różne kształty, rozszczepiała. Drobinki pioruna krążyły bezładnie po okolicy, zaskakiwały feerią barw. Urzekały bez reszty.
W końcu uderzyły o ziemię jednocześnie, kierowane taumaturgią donnerów. Rozległ się huk.
Chmury rzucały błyskawicami jeszcze długo. W pewnej chwili Sewatiemu zdawało się, że ponad Avesami zamajaczyła sylwetka lecącego ogromnego ptaka. Otaczała go bujna siatka elektryczna; wyładowania bez przerwy zmieniały położenie.
Donner zapomniał, gdzie jest. Był tylko Ptak Gromu. Jedyny i niezrównany partner w boju.
Oktawia tylko klęczała osłupiała i przyglądała się temu… dziwactwu. Co innego jej pozostało? Gdyby postanowiła uciec, mogłaby tylko zrobić sobie krzywdę, tak nieobliczalna wydawała się ta „modlitwa”. Ale jedno ją zaskoczyło: to, jak spójnie donnerowie używali taumaturgii gromu. Jakby nie tworzyli zbioru indywidualności, lecz jeden trwały organizm, mogący uczynić szkodę tym, którzy ośmielą się z tym ludem zadrzeć.
Nieprzewidywalność. Jedność. Drapieżność.
Uwierzyła, jak groźni i wojowniczy mogą być Avesowie z domeny Ptaka Gromu.