
Delikatne, białe światło rozjaśniło komnatę, a blask księżyca rozlał się po niewielkim, kamiennym pomieszczeniu ujawniając jego wystrój. Na posadzce leżało rozciągnięte, grube, brunatne futro, przypominające nieco niedźwiedzia. Tuż pod ścianą stało kilka drewnianych regałów z książkami, których grzbiety były iluminowane wspaniałymi złotymi i srebrnymi nićmi, a za wypisane na nich tytuły, wielu uczonych mogłoby zabić. Tuż pod dużym oknem przez którego szybę wpadała świetlna łuna, znajdowało się wyłożone aksamitnymi poduszkami i jedwabną pościelą koloru purpury, łóżko, na którym dało się dostrzec leżącą postać. Jej blada skóra była doskonale gładka i bez skazy, a czarne jak noc włosy tak długie, że niemal spadały za posłanie. Sprawiałaby wrażenie martwej gdyby nie oddychająca, powoli unosząca się klatka piersiowa. Otworzyła swoje przenikliwe, ciemne oczy. Wciąż w bezruchu, zamrugała kilka razy, a po jej policzku spłynęła łza, szybko wchłonięta przez miękką poduszkę. Leżała tak przez kilka minut z ponurym wyrazem na tak pięknej twarzy, dręczona przejmującym smutkiem, który przecież w takim miejscu wydawał się bardzo odległy. Przesunęła dłoń wzdłuż uda w górę, zatrzymując się w okolicy żeber. Syknęła, pomimo zewnętrznej nieskazitelności, ból był mocny i przenikliwy, do tego głębsze oddechy nie wchodziły w grę. Kobieta zaczęła ostrożnym ruchem podnosić się z przyciągającego łoża. Nie było to proste, zmęczenie i rana nie pozwalały jej na gwałtowne i szybkie ruchy, nie to co kiedyś, jedno jest pewne, już nigdy nie odzyska dawnej formy. Kiedy w końcu udało się jej wyprostować podeszła do ustawionego w kącie podłużnego lustra. Księżyc w pełni wyraźnie oświetlił jej nagie ciało. Dla wielu, idealne w każdym calu. Długie, prawie do kolan czarne włosy mocno kontrastowały z jej wręcz białą w tym świetle cerą. Kształtna figura, delikatne rysy twarzy, piękne spojrzenie oraz ta bijąca od niej aura kobiecości tworzyły bardzo niepowtarzalny wizerunek. Spoglądając w swoje odbicie jej miękkie, tworzące cienką linie usta wykrzywił wyraz obrzydzenia, odwróciła wzrok i jeszcze raz, tym razem z mniejszą siłą dotknęła ukrytej pod skórą rany. Bolało, jednak będąc przygotowaną, nie zważała na to masując swoje dotkliwie okaleczone wnętrze. Po chwili skierowała się w stronę umieszczonego obok łóżka kufra i wyciągnęła z nich ubrania. Wśród nich warta uwagi była długa, ciągnąca się do ziemi, czarna jak włosy właścicielki suknia. Zdobiona purpurowymi i srebrnymi elementami, haftowana w okolicach krótkich rękawów, sprawiała wrażenie bardzo dostojnej. To właśnie ją miała na sobie tego pamiętnego dnia, od którego się wszystko zaczęło, kiedy krwawy świt zwiastował, górę usypaną z trupów na której szczycie stał odkupiciel i wybawca, bohater znad rzeki Daine, Edwin Vermont.
Gdy tylko zeszła po murowanych schodach i przekroczyła próg, jej oczom ukazała się wielka sala balowa. Mimo późnej pory, wspaniale oświetlona przez zawieszone pod stropem, pokaźnych rozmiarów żyrandole. Wyłożone granitem ściany, magicznie błyszczały odbijanym światłem, a wypolerowana, jasna posadzka, niczym nieskazitelne zwierciadło, sprawiała wrażenie, że pomieszczenie jest jeszcze większe. Wewnątrz, wzdłuż długich, uginających się pod jadłem stołów, zasiadali bogato i bajecznie ubrani ludzie. Kobiety w długich, falujących sukniach we wszystkich możliwych kolorach, których głowy, często były zdobione przez kwiaty lub kapelusze. Mężczyźni natomiast, odziani we fraki lub pikowane kurty czasem z dodanym dostojnym płaszczem lub peleryną, prosili właśnie partnerki do tańca. Na scenie, mieszczącej się w narożniku sali, pojawiło się kilka osób z instrumentami takimi jak harfy, flety czy bębny. Gdy tylko rozbrzmiała muzyka, goście, jak prowadzeni, podążali za nią w rytm tanecznych kroków.
Ból w ukrytej pod skórą ranie znów o niej przypomniał. Czarna, koronkowa suknia, rzucała się w oczy wśród panującego tu przepychu barw, niczym czarna róża pośród kwiatów. Była jak kropla atramentu na pergaminie, przechodząc coraz bliżej, centrum pomieszczenia. Sprawnie minęła tańczące pary i kierowała się w stronę największego ze stołów.
Siedział przy nim młody mężczyzna, a jego rozbawione, niebieskie oczy osadzone na zmęczonej, pokrytej słabym zarostem twarzy, zdradzały poczucie, spokoju i bezpieczeństwa. Na jego ramionach spoczywało białe, ozdobne futro, a na głowie, odbijająca blask korona.
-Aila! Moja droga, dobrze Cię widzieć! – zawołał władca – Widzę, że szybko wracasz do zdrowia, to wspaniale!
-Panie – ukłoniła się delikatnie.
Ten człowiek to Tangrid Nodunhar. Objął władzę w królestwie po śmierci ojca w bitwie nad rzeką Daine i jak na razie wszyscy są mu wdzięczni za miesiąc zabaw i bankietów po wygranej wojnie.
-Nie ma potrzeby być tak oficjalnym – mówił Tangrid – Po za tym to Tobie powinniśmy się kłaniać – mówiąc to wstał, a gdy muzyka przestała grać, zawołał – Oto nasza bohaterka, to jej zawdzięczamy wszystko to co dzisiaj mamy! To dzięki jej odwadze i poświęceniu możemy stać w tej sali i cieszyć się zwycięstwem!- Tłum szlachty wydał z siebie okrzyk aprobaty i uznania, a król, teatralnym gestem skłonił się w stronę Ailii.
-Dziękuję, Panie – odparła niewzruszona – jednak przyszłam tu w konkretnej sprawie, chcę Cię o coś prosić
-Co tylko zapragniesz, moja droga – rzekł unosząc złoty kielich
-Proszę o pozwolenie na opuszczenie zamku, chcę wyruszyć na północ w poszukiwaniu skazy.
Po tych słowach Król oraz Ci którzy to usłyszeli, zamilkli. Władca musiał stracić właśnie dobry humor, a na jego twarz wstąpił niepokój.
-Nie mogę na to pozwolić.
-Ale…
-Żadnych sprzeciwów! – krzyknął rozeźlony – Nie możemy pozwolić by nasze poświęcenie poszło na darmo! To zbyt ryzykowne, powinnaś wiedzieć lepiej niż inni, że nawet najmniejsze zakłócenie skazy może skutkować katastrofą. – wskazał na zebranych w sali ludzi – spójrz na nich, wystarczająco już wycierpieli, nie mogę narażać moich poddanych na takie niebezpieczeństwo.
-Tak, Panie – przyznała z rezygnacją – nic nie można zrobić – wykonała lekki ukłon i skierowała się do wyjścia, gdy tylko Tangrid opadł na krzesło i stracił nią zainteresowanie.
Już miałem pisać, że kompletnie nie zrozumiałem opowiadania, ale potem zerknąłem na tagi. No tak, fragment… To tylko parę słów w kwestiach technicznych. W niektórych miejscach źle zapisujesz dialogi, nad przecinkami też trzeba trochę popracować, a ten ogromny blok tekstu wypadałoby rozbić na kilka akapitów.
O fabule trudno coś napisać, bo po przeczytaniu pojawia się wiele pytań, a odpowiedzi żadnych. Także czekam na całość ;)
Po chwili skierowała się w stronę umieszczonego obok łóżka kufra i wyciągnęła z nich ubrania.
Z niego.
Shiroku, przedstawiłeś zaledwie dwie niewiele mówiące scenki, powiązane ze sobą postacią dziewczyny, więc trudno cokolwiek powiedzieć o Twoim przyszłym dziele.
Ponieważ zaprezentowany fragment jest napisany w sposób pozostawiający, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia, sugerowałabym, abyś, nim podejmiesz dalsze prace nad Chwałą dni minionych, przypomniał sobie zasady rządzące językiem polskim. Dużo czytaj.
…z książkami, których grzbiety były iluminowane wspaniałymi złotymi i srebrnymi nićmi… – Nawet najwspanialsze nici, tak złote jak i srebrne, nie służą do iluminacji.
Za SJP PWN: iluminować, iluminacja 4. zob. winieta. 5. zob. miniatura w zn. 3
Otworzyła swoje przenikliwe, ciemne oczy. –> Zbędny zaimek. Czy mogła otworzyć cudze oczy?
Leżała tak przez kilka minut z ponurym wyrazem na tak pięknej twarzy, dręczona przejmującym smutkiem, który przecież w takim miejscu wydawał się bardzo odległy. –> Czy to celowe powtórzenia?
Kobieta zaczęła ostrożnym ruchem podnosić się z przyciągającego łoża. –> Czy łoże miało jakiś rodzaj magnesu?
Spoglądając w swoje odbicie jej miękkie, tworzące cienką linie usta wykrzywił wyraz obrzydzenia… –> Czy dobrze rozumiem, że gdy usta patrzyły w swoje odbicie, coś je nagle zbrzydziło?
Po chwili skierowała się w stronę umieszczonego obok łóżka kufra i wyciągnęła z nich ubrania. –> Miała ubrania w łóżku i w kufrze?
Zdobiona purpurowymi i srebrnymi elementami, haftowana w okolicach krótkich rękawów, sprawiała wrażenie bardzo dostojnej. –> Kobieta może się dostojnie prezentować w jakiejś sukni, ale nie wydaje mi się, aby to suknia mogła być dostojna.
Kobiety w długich, falujących sukniach… –> Co to znaczy, że suknie były falujące?
Mężczyźni natomiast, odziani we fraki lub pikowane kurty czasem z dodanym dostojnym płaszczem lub peleryną… –> Płaszcze i peleryny także nie bywają dostojne.
-Aila! Moja droga, dobrze Cię widzieć! – zawołał władca – Widzę, że szybko wracasz do zdrowia, to wspaniale! –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie; ten błąd występuje w tekście wielokrotnie. Brak kropki po didaskaliach. Powtórzenie.
Źle zapisujesz dialogi, pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
Zapis powinien wyglądać tak: – Aila! Moja droga, dobrze cię widzieć! – zawołał władca. – Szybko wracasz do zdrowia, to wspaniale!
– Po za tym to Tobie powinniśmy się kłaniać… –> – Poza tym to tobie powinniśmy się kłaniać…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.