- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - O mężnym Waflu, co Honor ma nawet dla kurwy żydzewskiej

O mężnym Waflu, co Honor ma nawet dla kurwy żydzewskiej

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

O mężnym Waflu, co Honor ma nawet dla kurwy żydzewskiej

W Łodzi się działa owa historia. Z Pańskiej łaski dnia pochmurnego mężny nasz Wafel, szlachcic pośród ultrasy, strzeż Panie duszę jego, prawilną drogą krocząc, materialny stan swój pragnął polepszyć, pełen wigoru więc udać się raczył do pośredniaka.

W kolejce już będąc, wmieszał się świetnie w pospólstwo, zwady nie czyniąc, jak każda morda zrobić powinna, klubu broniąc przed kurewstwem jedynie, nie przed ludem szarym, Bogu Ducha winnym. Albowiem rzeźba jego i postura zanadto już szaraków uniżała, a koszulka barwy klubowe mieć musiała, przeto respekt wzbudzała ogromny, ale i nienawiść, co się okaże niebawem.

Sąsiad nasz wspaniały, do drzwi się już w kolejce zbliżając [reguły kolejki respektując właściwie], odór wyczuł obelżywy. Głowę swą obróciwszy, wzrok napotkał degenerata przebrzydłego, co z oczu mu było widać kurewstwem. Słusznych też gabarytów indywiduum, przypełznąć do niego miało czelność i syknąć paskudnie:

– E, kurwa, udzielasz się?

– Zaiste – odrzekł dumnie nasz panicz, pierś z dumą wypinając.

– To dawaj na zewnątrz – sarknął tenże robak paskudny. Acz miał on rozum, aby wśród pospólstwa burdy nie czynić, co przyznać mu trzeba.

– Zaczekaj imć moment, gdyż moja już kolej wejść do ajenta – zadeklarował pan Wafel, dostrzegając przezornie, że drugi już był w kolejce.

– Dobra.

Następnie zaś do pokoju się udał, mając w pamięci swą żonę i dziecko, aby na ich utrzymanie łożyć jak ojciec przykładny.

Z urzędnikiem się uporawszy w sposób właściwy, na korytarz wrócił, pysk natręta widząc już z daleka. Na widok koszulki nieszczęśnej z logiem fatalnym „Widzew Łódź”, ledwie się nasz Wafel od wymiotów powstrzymał. Mijając go, zaprosił kulturalnie:

– Chodź więc na zewnątrz.

– E, to czekaj, to ja se też już wejdę – wybełkotał żydzewiak, choć w kolejce był daleko.

– Dobrze więc – zgodził się panicz, tchórza w oponencie bezbłędnie wyczuwając. – Raczyć się będę tytoniem przed drzwiami przybytku, tam też mnie znajdziesz.

Tako uczynił jak powiedział.

Papierosem się delektując, plan już obmyślał i w rozumie miarkował, jak oponenta swego zręcznie na ziemię położyć. Kolejnego odpaliwszy, zmartwił się wielce, że pies żydzewski tak wiele czasu jego marnuje, wlekąc się niemiłosiernie (a palił nasz panicz powili, bo niespieszno mu było ani trochę). Trzeciego odpaliwszy, tak sobie postanowił, że wejdzie niechybnie przeciwnika swego upomnieć, a dyshonor mu czyniąc z jego własnej winy, jeśli się ten zjawić nie raczy przed końcem papierosa.

I takoż się stało.

Próg przestąpiwszy, szmery wśród szaraków wywołał, a nawet i trwogę bezzasadną. Przyszedł on przeto, honoru dopełnić!

– Idziesz waść? – rzekł wszem i wobec, gnidę parszywą niemal pod samymi drzwiami widząc.

Tamten, pokręciwszy się głupio, odparł w końcu:

– A, kurwa, dobra, to se kiedy indziej przyjdę najwyżej. – I zebrawszy się na godności namiastkę, kolejkę opuścił.

Wyszli więc. Aby burdy nie czynić na ulicy, Wafel nasz sokolim swym wzrokiem bramę wypatrzył najodpowiedniejszą na potyczkę. Tam się więc skierowali, przytyków sobie po drodze nie czyniąc żadnych, a obaj nawzajem milczeniem poszanowanie okazując. Mąż nasz szlachetny, plecak oponenta widząc, podstęp wyczuwał niechybnie, acz strachu to mu nie przysporzyło ni za grosz.

W bramie stanąwszy, naprzeciw siebie do boju gotować się poczęli. Wprzódy stawy swe rozgrzewając, aby kontuzji się nie nabawić, ultras cnotliwy zmiarkował, że wróg jego z plecaka wyciągać ma czelność kastet.

– Bez sprzętu – nakazał imć Wafel, znajomością kodeksu pojedynków się wykazując.

– Dobra, bez sprzętu… – odburknął oponent, takoż zasady mając w poszanowaniu.

Jako gotowość swą wzajemną zmiarkowali, walczyć poczęli, a bój ten pieśni był godny zaiste, albowiem chóry anielskie skandować poczęły:

 

Psalm I, Gdy idę korytarzem

 

Gdy idę korytarzem o jednym tylko marzę

by wszystkich żydzewiaków trafił szlag!

By żony ich zdradzały, a córki się puszczały,

a stary ełkaesiak śpiewał tak:

Chuj wam w dupę wszystkie żydy zajebane!

Dziś ŁKS będzie bez was wódkę pił!

Dziś ŁKS będzie ruchał wasze żony!

Ciao bambino, wypierdalaj, tam są drzwi!

 

Ległszy ciężko pod śmietnikiem, pies żydzewski domu swego zapach wąchał. Krwią brunatną morda parszywa zalana, paskudniej jeszcze wyglądała niż poprzednio, co wyczynem było niemałym.

– Wstajesz waść? – zapytał paladyn, a barwy jego (biel, czerwień i biel) z murów bałuckich go pozdrawiały. Zważyć należy, że sąsiad nasz furią się nie porywał, z politowaniem na oponenta patrząc, ciosów mu nie zadawał nad miarę.

– Ta, czekaj… – zabuczał tamten, z betonu zbierając niemrawo swe cielsko niezdarne. Kiedy już sztuki tej dopełnił, a i głową skinął, znak dając swej gotowości, walczyć poczęli po raz wtóry. A i cherubini widząc to, śpiewem radosnym się unieśli:

 

Psalm II, Literka Ł

 

Literka Ł!

Literka K!

Literka S! – Jak ŁKS!

La la la la la la la lala la la la la ŁKS.

Literka Ł!

Literka K!

Literka S! – Jak ŁKS!

La la la la la la la lala la la la la ŁKS!

 

Tryumf odnosząc po raz wtóry, dzielny nasz mąż z litością już patrzył na wroga swego. Żar walki tlił się w nim jeszcze, choć życie już nie bardzo. Przeto ostrzegł go rycerz wiosenny tymi słowami:

– Wstań waść po trzykroć, a po trzykroć leżeć będziesz, jako i po trzykroć klubem Łodzi jest ŁKS!

– Yyy… – na mowę się próbował zebrać ten bęcwał, jeno porykiwanie z ust jego uszło, jak u zwierza.

Wstał i po trzykroć. Co nastąpiło, każdy rezolutny czytelnik domyślić się raczył już dawno. Grom to był z jasnego nieba, albo szatan (przeklęte jego imię) w kocioł swój widłami zawalił, li to kometa niebiańska, albo to pięść Wafla naszego, psu żydzewskiemu jego miejsce pokazała!

Au! Au! Au!

Sprawność jako taką w kończynach odzyskawszy zebrał się on do pionu po raz czwarty, ale w oczach jego widać było rozumność u jemu podobnych paszkwili niespotykaną.

– Jeszcze waść wstajesz? – zadziwił się nasz miły Wafel, zwycięzca niechybny, chwalmy imię jego!

– Wstaję, ale po to tylko by paniczowi cześć oddać. Jam się okazał psem, waść przeciwnikiem najgodniejszym. Honor waszmości i cnoty wzorem być winny. Klub waszmości chlubą się okrył, a i ja lekcji dzisiejszej nie zapomnę nigdy i za nią dziękuję, krwią się zalewając. Jam jest… – I tu ksywę swą podał, której przez grzeczność Ci drogi czytelniku oszczędzę.

– Jam jest Wafel z Retkini – odrzekł nasz wiktor, dłoń wyciągając do pokonanego.

– Zaprawdę powiadam ci, Waflu z Retkini, jeśli w kłopoty wpadniesz na Bałutach, na imię me powoływać się możesz do końca świata i jeden dzień dłużej.

– Dzięki ci za to, oponentem byłeś godnym.

I tak właśnie rozeszli się do domów, każdy lekcję swoją przyswajając. Ultras cnotliwy wstąpił jeszcze do sklepu po mleczną czekoladę Milka, gdyż bardzo ją lubił.

Ale to już historia na inny raz…

Koniec

Komentarze

No cóż, dziwny i osobliwie stylizowany tekścik opisujący spotkanie dwóch panów, chyba kibiców różnych klubów piłkarskich, zupełnie nie przypadł mi do gustu. No i, Anonimie, zupełnie zapomniałeś o fantastyce. :(

No dobra, a gdzie tu jest fantastyka?

Jak to gdzie? ŁKS górujący nad Widzewem toć czyste fantasy! Bajka wręcz, której dziecię najmniejsze wiary dać nie zechce!^^

No i są jeszcze chóry janielskie i diaboł widelcem w gar walący. Czego chcieć więcej?

 

Ale tak zupełnie serio serio, to zaznaczyć pragnę, że jakkolwiek Łódź jest mi niezwykle bliska (choć tak cholernie daleka), to jednak oficjalnie odmawiam wystąpienia pod jakimikolwiek jej klubowymi barwami (do Widzewa mam jednak jakiś niejasny sentyment z dzieciństwa – nic nie poradzę i radzić nie chcę; idę za głosem serca. Inna rzecz, że ze wszystkich możliwych skojarzeń miejskich, to właśnie Retkinia budzi najbardziej pozytywne odczucia), więc wstępu do niniejszego komentarza nie należy traktować inaczej, niż traktowany być powinien.

 

A przechodząc do meritum, to muszę przyznać, iż szalenie mi się ten króciak podobał. Przyciągnął mnie tu jasna rzecz tytuł – mocny i intrygujący, choć, z wyżej wymienionych powodów, średnio dla mnie przyjemny – i byłem ciekaw, czy treść mu dorówna w wymowie. Ta, na szczęście, nie zawiodła. Historia Świętej Wojny Podwórkowej, przedstawiona za pomocą takiej stylizacji, rozbawiła i zachwyciła, zwłaszcza że tekst poprowadzony jest rewelacyjnie. Tematyka co prawda nie całkiem moja, a epatowanie nienawiścią momentami raziło, ale, generalnie, pomysł zacny nielicho, a wykonanie jeszcze lepsze. W cholerę lubię takie quasisienkiewiczowskie klimaty, więc naprawdę doskonale się bawiłem podczas lektury. I za to dzięki.

Nic, tylko Autorowi pogratulować talentu, a ŁKSowi – takich kibiców.

 

Peace!

 

Chylę czoło przed sprawnością pióra, chociaż opowieść fantastyki nie zawiera.

Do tytułu podszedłem z pewną obawą, ponieważ zdawać się mogło, że tekst ten będzie słabą w wykonaniu prowokacją jakiegoś trolla internetowego, ale jak okazało się – zgoła niepotrzebną. Rozbawiłeś mnie, Autorze.

Stylizacja i tematyka (nie do końca mi obca) skojarzyła się z niezrównaną “Celiną” Kazika Staszewskiego, za co plus dodatkowy.

Podobnie jak Zalth, bałem się słabego, trollującego tekstu. Niepotrzebnie.

Niby prosta opowiastka o spotkaniu dwóch kiboli, ale tak umiejętnie obrobiona, okraszona stylizacją i celnym humorem, że mi bardzo przypadła do gustu. Trzymasz ten humor dla mnie do samego końca, nie przeładowujesz go ani nie zamieniasz na zbyt grubiański.

Tak więc po wszystkim czuję się bardzo ukontentowany :)

Nie jestem fanem jakiejkolwiek drużyny piłkarskiej, może dlatego czytałem z przyjemnością, nie doszukując się fantomowej krzywdy. Uśmiechnąłem się wiele razy, przelatując przez tekst z przyjemnością. Zazdroszczę umiejętności stylizowania.

Ślę pozdrowienia!

Zacny tekścik, a ta poezja religijna – najwyższy poziom :D Tytuł mistrzostwo.

 

Spodziewałem się po tytule czegoś bardzo złego i wulgarnego. Ale wyszło to całkiem sprawnie, stylizacja nie przeszkadzała, napisane nawet lekko. Chociaż tekst trochę się ciągnął, a motywy zaczęły powtarzać.

A kliknę i odanonimizuję anonima. :)

Ha! Sk*****y. Gratki, fajny tekst. :)

edit: Utajniam. :p

Strona główna go zdradziła. :P

O proszę, nigdy bym go o taki tekst nie podejrzewał :)

:|

 

Mam nadzieję, że przeżyję swoją następną wizytę w mieście rodzinnym, jeśli nie to winni ci, co klikali [niemniej do swojej tożsamości się nie odniosę, bo za jakiś czas tekst zjedzie ze strony głównej, oby szybko].

Zaznaczę tylko, że :

Nienawiść oczywiście jest elementem stylizacji [kronikarze przedstawiali wydarzenia historyczne w takim świetle, w jakim im się opłacało], a mnie nie obchodzą kluby ani trochę. :D

Mnie też tekst rozbawił, chociaż nie powiem, że boki zrywałam. Udana stylizacja, lekkie pióro. Połączenie Sienkiewiczowskiego dramatyzmu z walką bojówek kibiców piłkarskich wyszło naprawdę przednio, ale… No właśnie, ale: nie ma fantastyki i szczerze mówiąc, nie nazwałabym tekstu groteską. Groteska polega na łączeniu grozy, czy czegoś co odrzucające z komizmem, u Ciebie wyraźnie dominuje to drugie, a pierwszego brak całkowicie. W dodatku w tekstach groteskowych zazwyczaj właśnie wprowadza się do rzeczywistości elementy magiczne (tutaj niby są chóry anielskie, ale jakoś to mi nie starczyło, by mówić o tej kategorii stylistycznej). Sądzę, że można tu raczej mówić o absurdzie, ale nie grotesce, bo choć kontrast stylu i tematu jest, to nie jest to taki kontrast, jaki charakteryzuje właśnie groteskę. To jest o tyleż zarzut z mojej strony, że jak przeczytałam taga, bardzo liczyłam na przeczytanie jakiegoś fajnego utworu groteskowego, bo sama chciałam takiż napisać ostatnimi czasy i byłam ciekawa, jak ujął tę kategorię inny użytkownik. Niemniej całość raczej na plus, głównie za to, że technicznie tekst jest bardzo dobry, a to zawsze w cenie. 

Poemat heroikomiczny prozą?

Ciekawe jest to, że to panowie (wiem, bo obserwowałem) dali pięć klików. Paniom jakoś tekst nie przypadł do gustu.

 

P.S. Jak szanowny Pan autor w przyszłości chce zachować anonimowość, to niech niech nie wkleja fragmentu reprezantywnowego (czy jakoś tak).

Wypraszam sobie takie insynuacje! Napisałam, że tekst mi się podoba, ale trochę rozczarował, bo nie jest groteską, a tak mi tagi obiecywały >: Klika bym może dała, gdyby jeszcze była taka możliwość… Może. Finklo, myślę, że poemat heroikomiczny to jest właśnie to!

Zalth, też to zauważyłam. :-)

Doszłam do wniosku, że panom wystarczy wizja toczącej się piłki i już są szczęśliwi. A baby to by jeszcze chciały, żeby było fantastycznie…

Jaka tam piłka, jak i pierwszy piewca, i sam autor orzekli wyraźnie, że temat ich nie interesuje. I dla mnie było fantastycznie – nie jakoś bardzo, ale prawdę mówiąc bardziej marginalne motywy przechodziły, czasem nawet w nominacjach do piórek, a może i samych piórkach. Ja tu naprawdę nie mam się do czego przyczepić.

 

Peace!

No to mordobicie tak Was urzekło. ;-p

Honor!

Nie kumam, co jest honorowego w tym, że jakiś idiota, idąc do urzędu, ubiera się w barwy klubu albo zabiera ze sobą kastet…

Bo trzeba w mordę czasem dostać, aby to jasne było. :)

Och. Wiele straciłam, ale przynajmniej rozumiem, dlaczego mecze piłki kopanej nigdy mnie nie rajcowały…

Hmm. Mógłbym niekrótki wywód napisać dlaczego “honor” jest pojęciem, które idealnie przystawało do epoki rycerzy czy samurajów, ale kompletnie nie przetrwało próby czasu i obecnie funkcjonuje głównie w środowiskach “ludzi z zasadami”, pełniąc istotną rolę w utrzymywaniu ich konsonansu godnościowego opartego na niskim etosie (np. płatny zabójca, który “nie sprząta” kobiet i dzieci), zamiast etosu wysokiego, opartego nie na zasadach, a na wartościach. Mógłbym, ale odeślę tylko do książki prof. Kosewskiego.

 

Natomiast sam tekst zacny. Kwestie wulgaryzmów potraktowałbym nieco inaczej (czyniąc tekst bardziej strawnym dla płci pięknej, acz absolutnie z niesfornych słów nie rezygnując), ale szanuję również autonomiczny wybór Autora co do estetyki.

Piłki nożnej nie znoszę, nie cierpię i dla mnie mogłaby nie istnieć . I przyznaję urzekła mnie ta walka klubowa, bo u mnie w mieście jest tylko jeden piłkarski (chyba…), dlatego żem kliknął. Za epickość, język też :D

Finkla,

Poemat heroikomiczny prozą?

Nom, o coś takiego chodziło własnie mniej więcej.

 

Zalth,

 

Jak szanowny Pan autor w przyszłości chce zachować anonimowość, to niech niech nie wkleja fragmentu reprezantywnowego (czy jakoś tak).

A no własnie, kiedyś o tym pamiętałem, a fragment wkleiłem z przyzwyczajenia. Oh, well…

 

BTW, Finkla, a cóż ma ten tekst z piłką wspólnego? W tej subkulturze zupełnie nie o to chodzi… :D

 

 

Mi się tekst podoba i nie podoba. Z tego pierwszego to bardzo ciekawie wyszła stylizacja, płynność i tempo. Czytało mi się bardzo dobrze. Z niepodobania to jakoś nie może mi się skleić ten rycerski wzorzec z podśmietnikową sytuacją i bohaterami. Choć na pewno ciekawy eksperyment to jest. 

BTW, Finkla, a cóż ma ten tekst z piłką wspólnego? W tej subkulturze zupełnie nie o to chodzi… :D

No, mieszkam w Łodzi. Teoretycznie wiem, że to są kluby sportowe, ale kojarzą mi się głównie z piłką nożną. Nie raz i nie dwa widziałam stadion każdego z nich, ale jakichkolwiek innych obiektów sobie nie przypominam. No i wiadomo, że jak ktoś mówi “Derby Łodzi”, to nie ma na myśli curlingu…

Jeśli nie chodzi o nogę, to już wyłącznie mordobicia zostają?

Jeśli nie chodzi o nogę, to już wyłącznie mordobicia zostają?

Otóż to.

Na krucjaty się chodziło propagować wartości katolickie czy mordować Saracenów? :D

Nie wiem. Tego też nigdy nie rozumiałam.

Polecam całkiem dobry film “Hooligans” z Frodo w roli głównej. Ta subkultura to kompletnie nie moja bajka, ale film daje szansę otarcia się o zrozumienie i nic więcej.

Ta subkultura to kompletnie nie moja bajka… – Aż Wisły pomylił i po Płocku z maczetą się obwozi.

Bo jako sławny humorysta lubię takie kabarety jak Ekstraklapa, a że się trafiło chłopakom sezon temu awansować i taki leń jak ja nie musi na stadionie tyłka odmrażać, tylko może na eleganckości zdalnie mecz obejrzeć, to coś tam śledzę. Nazwałbym się pseudokibicem, ale to godne miano już zarezerwowane. A maczeta to do obrony przed żoną – nie widziałeś nigdy pająka nieśmiało skradającego się do partnerki z niemym błaganiem w oczach – “matko, ale by teraz podeszło mieć maczetę!”.

W ogóle nie wiem, dlaczego pod tak przesympatycznym tekstem komentarza jeszcze nie machnąłem. No to macham.

Tekst, jako się rzekło, przesympatyczny. Stylizacja bardzo udana, rzecz czytało się znakomicie. Oczywiście, poza chórami anielskimi, fantastyki tam za grosz. No bo przecież każdy kibic potwierdzi, że to tam sama, najprawdziwsza prawda opisana została, żadnego zmyślania, toczka w toczkę jako żywo i zaprawdę. Tak to właśnie zawsze wygląda, gdy wraży kibice się spotkają: honor i prawilność. I happy end. 

Za walory dokumentalne należy się jakaś nagroda. Pulicer, czy co tam.

A mnie się nie podobało :(

Należy tutaj pochwalić finezję, bo napisanie tak długich i pokręconych zdań to nie jest rzecz łatwa. Mimo to wydaje mi się, że na dłuższą metę mogłoby to być męczące. Dobrze więc, że tekst ma taką długość, jaką ma. Jak na humorystyczny eksperyment to naprawdę nieźle. Innymi słowy – daję okejkę. 

Ciekawy eksperyment folklorystyczny, dobrze się to czytało. Myślę, że Finkla ma rację, i co do fantastyki, i co do heroikomiczności.

Przeczytałem bez problemów i nawet mnie rozbawiło, chociaż satyrą to nie jest, w odróżnieniu od "Monachomachii", na przykład. I w tym widzę podstawową wadę tego tekstu (bo brak fantastyki mi nie przeszkadza).

Nowa Fantastyka