- Opowiadanie: Finkla - Nie przychodzi Baba do Lekarza [Jokeria]

Nie przychodzi Baba do Lekarza [Jokeria]

Kolejne opowiadanko, którego akcja rozgrywa się w Jokerii, krainie z dowcipów. To zamknięta całość, nie trzeba znać poprzednich tekstów, żeby się bawić (mam nadzieję).

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Użytkownicy V

Oceny

Nie przychodzi Baba do Lekarza [Jokeria]

Irytacja narastała. Na niczym nie dało się skupić. Każdy przedmiot tylko czyhał na okazję, żeby wyślizgnąć się z palców, czyniąc maksymalnie duże szkody. Wczoraj ledwie napoczęta rolka papieru toaletowego wpadła do sedesu. Dzisiaj na drzwiach kibla dla personelu wisiała kartka z napisem: „Awaria”. Pod spodem cieć krzywo nabazgrał ołówkiem: „chydrałlik pszyjdzie za 8 lat. pszed południem”. Do tego czasu Lekarz będzie musiał korzystać z wiecznie zadymionego sracza dla pacjentów. Gdyby oni chociaż palili coś lepszego niż biełomory… Albo gdyby konserwator nie wieszał swoich narzędzi w powietrzu nad umywalką… Konował miał już na czole dwa guzy od bliskiego spotkania szóstego stopnia z młotkiem, a na lewym nadgarstku – skaleczenie od śrubokrętu krzyżakowego. Niby mógł łazić do łazienki piętro niżej, ale na oddziale wariatów ryzyko ciężkich uszkodzeń ciała było jeszcze większe.

Rano, kiedy po raz sto osiemdziesiąty czwarty próbował się dodzwonić, nagle otworzyły się drzwi – salowa przyniosła drugie śniadanie. Lekarz drgnął tak silnie, że słuchawka telefonu zanurkowała do kawy. Kiedy próbował ją wyciągnąć w celu resuscytacji, kubek przewrócił się, a czarna jak sumienie ordynatora ciecz zalała papiery na biurku. Oczywiście, zaczynając od nazwisk pacjentów. Teraz już nikt nie mógł odgadnąć, kto ma AIDS, a kto alzheimera.

Wszystkie te problemy – drżące dłonie, rozbiegane myśli – rozwiązałby niezobowiązujący seks z Babą. Jeden szybki numerek na rozładowanie napięcia! Ale ona nie przychodziła. Nawet grabarz się nie pojawił. Skąpany w kawie telefon odmawiał współpracy, przekazywał jedynie charkoty i piski.

W końcu Lekarz postanowił działać.

 

***

 

Poszukał adresu Baby w rejestracji. Niestety, okazało się, że w kartotece mieszczą się dokumenty tysięcy różnych kobiet, a Lekarz nie mógł sobie przypomnieć żadnych dokładniejszych danych. Trzeba było słuchać świętej pamięci dziadunia (dobrego znajomego porucznika Rżewskiego), który mawiał: „Przed bzyknięciem panienki zawsze zapisuj sobie jej imię na ręce”!

Mikołaj miał sporo adresów dziewczynek, ale głównie grzecznych, a Baba z pewnością do nich nie należała. Lekarz przypomniał sobie, jak kreatywnie potrafiła wykorzystać sprzęty w gabinecie. Od obrotowego stołka z okrągłym siedziskiem, przez stetoskop, do szpatułek i wzierników… Po czymś takim szybki numerek z pielęgniarką na leżance śmierdział nudą prawie tak, jak seks ze ślubną po dwudziestu latach małżeństwa.

Wreszcie konował przypomniał sobie, kto na pewno zna wszystkie adresy pacjentów. Łódzkie pogotowie! Za dwie flaszki dostał poszukiwane informacje od kierowcy erki.

Pospiesznie udał się z wizytą domową i… pocałował klamkę. Baba nie otwierała. Albo nie było jej w domu, albo zmarła przed telewizorem. W końcu każdy mógłby sobie boki zerwać, oglądając „Familiadę”.

Lekarz pomyślał, że mógłby (za kolejną flaszkę) poprosić Jasia, żeby otworzył oporne drzwi. Podobno chłopak miał imponującą kolekcję wytrychów… Ale takie postępowanie w stosunku do pacjentki wydawało się niewłaściwe. Po długim namyśle medyk wezwał na pomoc Sherlocka Holmesa.

 

***

 

Następnego dnia stanęli pod mieszkaniem Baby we dwóch: Lekarz i słynny detektyw.

Holmes nacisnął dzwonek, postukał w drzwi laską, szarpnął za klamkę. Kiedy żadna z tych metod nie pomogła, rozejrzał się czujnie i zdjął kraciastego deerstalkera. Okazało się, że pod spodem ma nieco przygnieciony kok.

– Nie spodziewałem się, że tak się pan czesze – wykrztusił Lekarz.

– Niewykluczone, że będziemy musieli się przebrać za kobiety. Mój fryzjer twierdzi, że z taką koafiurą mogę wkroczyć nawet do damskiej toalety i nikt się nie zorientuje.

Przygryzając munsztuk, Sherlock wyjął z włosów wsuwkę. Wygiął ją kilkakrotnie i zaczął manipulować przy zamkach Baby.

Po piętnastu minutach i zniszczeniu dwóch ustników do fajki, detektyw sprowadził klienta na ulicę. Gwizdnął ogłuszająco na palcach, rzucił sześciopensówkę nadbiegającemu chłopcu i powiedział:

– Przyprowadź tutaj Jasia.

– Ale czy to wypada? – wątpił konował, orząc pazurami czuprynę. – Prosić pospolitego złodziejaszka o takie rzeczy?

– Jeśli wypróbowałeś wszystko, co dopuszczalne, i nie zadziałało, cokolwiek pozostało, jakkolwiek mało etyczne, musi ci pomóc.

Jaś wynegocjował gwineę za bezśladowe włamanie. Po obejrzeniu drzwi bezlitośnie wykpił mężczyzn:

– Szlamarze od siedmiu boleści! Takie zamki to przedszkolak potrafi rozpruć obgryzionym paznokciem i zaschniętymi glutami…

Po chwili mieszkanie Baby stało otworem.

Jednak, zanim Holmes wpuścił kogokolwiek do środka, opadł na czworaki i obejrzał przez lupę każdy cal kwadratowy podłogi w przedpokoju.

– Skórzane półbuty damskie. Na płaskim obcasie, model „Afrodyta W Wielkim Mieście”, rozmiar trzydzieści sześć, nieco znoszone, ciemnobrązowe…

– Fenomenalne! – krzyknął zaskoczony Lekarz. – Jak pan na to wpadł? Rozumiem rozmiar, ale kolor?

– Elementarne, drogi doktorze. Na stoliczku pod lustrem leżą szczotka do butów oraz szmatka ze śladami ciemnobrązowej pasty, równie starej jak najświeższe ślady na podłodze. – Łapiduch z szacunkiem pokiwał głową. – A poza tym ten model produkowany jest tylko w jednym kolorze, a przy szafie leży pudełko, z którego zostały wyjęte, z obrazkiem na wieczku.

Po przetrząśnięciu całego mieszkania Sherlock ogłosił:

– Kobieta, która tu mieszka, ma trzydzieści sześć lat.

„A mnie mówiła, że dwadzieścia osiem. Nic dziwnego, że kuracje nie skutkowały” – pomyślał Lekarz.

– Bezdzietna, niezamężna – kontynuował detektyw. – Wykształcona, dużo czyta. Skarży się na zdrowie, chociaż bez poważnych podstaw. Zaryzykowałbym twierdzenie, że to hipochondryczka. Osobowość wybitnie ekstrawertyczna. Często i łatwo zawiera nowe znajomości. Lubi nieskrępowany seks i wykazuje przy nim mnóstwo fantazji…

– Ależ, panie Holmesie! – wybąkał Lekarz, czerwony jak flaga ZSRR. – Nie przy dzieciach!

– Jakbym o tych rzeczach nie wiedział… – zaoponował niespeszony Jaś. – Mógłbym wam, dziadki, parę rzeczy opowiedzieć. Albo chodźmy do burdelu, tu niedaleko jest niekiepska ćmiarnia, przygruchamy sobie parę lafirynd i pokażę wam, do czego służy lacha.

– My tu prowadzimy śledztwo, chłopcze! – oburzył się łapiduch, chociaż idea wcale nie wydawała mu się odrażająca. Po chwili dodał do Sherlocka: – Proszę powiedzieć coś, czego nie wiem. Interesuje mnie, co się stało z Babą, a nie, jaki ma charakter.

– Ach, oczywiście. Jakieś dwa tygodnie temu, wnosząc po stanie zasuszenia kwiatków na parapetach, Baba spakowała wyjętą z pawlacza walizkę i wyjechała.

– Ale dokąd?!

Detektyw bezradnie rozłożył ręce:

– Po tylu dniach nikt już nie będzie pamiętał…

Jaś przerwał wyszukiwanie co cenniejszych fantów i ponownie wtrącił się do rozmowy dorosłych:

– Wsiadła do pociągu jadącego do Wąchocka.

– Co?! Skąd możesz to wiedzieć?! – wrzasnął Lekarz.

Chłopak wzruszył ramionami.

– Normalnie to niby nie lubi dzieci, ale jak trzeba walizkę ponieść, to od razu mnie wyhaczyła, kiedy poszłem sobie na wagary…

– Dlaczego od razu nie powiedziałeś, że jest w Wąchocku? – wściekał się konował.

– Jeszcze nie wiemy, czy pojechała do końca trasy ani, czy tam została – odezwał się Holmes. – Chyba że coś na ten temat mówiła?

Jaś pokręcił głową.

– W takim razie nic tu po nas – zadecydował detektyw. – Wychodzimy. Za pół godziny odjeżdża najbliższy pociąg do Wąchocka, pojadę i popytam ludzi.

 

***

 

Holmes nic nie znalazł, nikt w wielkim mieście nie rozpoznał fotografii zaginionej. Baba przepadła jak kamień w wodę.

Lekarz chwycił się pomysłu podsuniętego przez Jasia i odwiedził przybytek rozkoszy. Ale kiedy ujrzał pracownice, na których roiło się od krętków kiły, dwoinek rzeżączki i chlamydii… Uciekł czym prędzej, nawet nie próbując wytropić wirusa niedoboru odporności w słabym świetle czerwonych lampek.

Rąbka tajemnicy uchyliła dopiero Poczta Jokeryjska, która z raptem dwudziestodniowym opóźnieniem dostarczyła pocztówkę wysłaną z Wąchocka. Baba napisała:

 

Kochany Panie Doktorze!

W moim życiu wiele się zmieniło, musiałam wyjechać. Jeśli Pan kiedykolwiek za mną zatęskni, znajdzie mnie Pan w metropolii uwiecznionej na odwrocie kartki. Będę w budynku przy ul. Dowcipnej 15.

Pozdrawiam serdecznie, płucowo i wątrobowo,

Baba

 

Zdjęcie po drugiej stronie pocztówki przedstawiało wąchocką Dzielnicę Okrągłych Domów.

 

***

 

Lekarz jeszcze tego samego dnia znalazł się w pociągu zmierzającym do jedynego miasta w Jokerii zarządzanego przez grupę sołtysów. Po południu już był na miejscu.

Bez większych problemów znalazł Dowcipną 15. Wznosił się tam okazały, pomalowany na biało budynek. Medyk załomotał kołatką do solidnych drzwi. Po chwili otworzyła kobieta przebrana za zakonnicę:

– Pochwa!

– Na wieki! – odpowiedział Lekarz, z rozmarzeniem wspominając ulubioną pacjentkę.

– W jakiej sprawie nas odwiedzasz, synu?

– Chciałbym zobaczyć się z Babą. Czy ją zastałem?

– Proszę za mną.

Nieznajoma zaprowadziła gościa do pokoju wyposażonego tylko w jedno krzesło przymocowane do podłogi i kazała czekać.

Po kilku minutach otworzyły się okiennice w ścianie przed meblem. Odsłoniły niewielki zakratowany otwór, w którym widać było głowę i ramiona Baby. Miała na sobie biały habit z czarnym szkaplerzem.

– O! Pan doktor! Co za niespodzianka! – Uśmiechnęła się tak ciepło, że aż Lekarz poczuł gorąco w sercu. Gorąco, wraz z krwią, popłynęło do bioder.

– Wielkie nieba! Tylko niech mi pani nie mówi, że wstąpiła do klasztoru!

– Tak się stało, panie doktorze. Odkryłam swoje powołanie!

– Pani?! Taka…

– Jaka? – zainteresowała się Baba, jeszcze bez złości.

– Taka… osoba… pełna radości życia… – bąkał łapiduch. – Zawsze głodna nowych wrażeń, chętna do poznawania… świata. I nagle pozwala się pani zamknąć na zawsze w czterech ścianach? Chyba że to jakiś kawał? Albo to nie na zawsze, tylko tymczasowo? Może chciała się pani wyciszyć, schronić się przed czymś?

– Nie, klamka już zapadła. Złożyłam śluby i pozostanę tutaj, wśród sióstr cysterek, do końca moich dni.

– Ale… To niemożliwe! Jak, dlaczego?!

– A wie pan doktor, że to stało się w waszej klinice?

– Co takiego?

– Objawienie. Kiedy ostatnio wybierałam się do pana na badania kontrolne, Opatrzność sprawiła, że w windzie nacisnęłam nie ten przycisk i wysiadłam na innym piętrze. Zaraz podszedł do mnie Bóg. Miał śnieżnobiałą szatę i długą siwą brodę. Przedstawił mi się, a potem powiedział, że koniec świata jest już bliski, wszyscy powinniśmy się nawrócić i pokutować za grzechy. Więc przybyłam tutaj.

Baba pewnie chętnie dodałaby więcej szczegółów, ale w tej chwili Lekarz zobaczył przez okienko, jak do pokoju za kratą wchodzi kobieta przeb… nie, prawdziwa siostra furtianka. Powiedziała:

– Czas wizyty dobiega końca. Pożegnajcie się i zmówcie wspólną modlitwę.

Baba zdążyła tylko szepnąć:

– Następnym razem niech pan doktor przyniesie nam kilka bananów albo ogórków.

 

***

 

Lekarz był zdruzgotany.

Już nigdy nie miał zaznać szczęścia z Babą, od kilku tygodni – mniszką. Katastrofa! Poszukiwania napełniały go chęcią do działania, popychały do czynów, hamowały drżenie rąk… Dawały cel życiu. Teraz to wszystko znowu zniknęło, ale stare kłopoty zostały. Kibel nadal był zamknięty na trzy spusty. Dobrze, że chociaż udało się wycyganić od magazyniera zastępczy aparat telefoniczny. Wyglądał jak psie gówno i zamiast uczciwego dzwonka puszczał melodyjkę z jakiejś durnej komedyjki szpitalnej. Ale przynajmniej umożliwiał rozmowę.

W poszukiwaniu partnerek do niezobowiązującego seksu medyk odwiedził nawet zaprzyjaźnionego patologa. Na próżno – podczas wizyty w kostnicy odkrył, że w związku mężczyzny z kobietą tylko jedno z nich powinno być sztywne. A jeszcze plamy opadowe… Fuj!

Siedział przy biurku w opustoszałym gabinecie i niespiesznie wertował podprowadzoną koledze książeczkę o samobójstwach. Jak długo umiera wisielec, jak ratować ofiary przedawkowania lekarstw… Mnóstwo przydatnych informacji.

Rozważania przerwał telefon. Lekarz odebrał natychmiast, aby nie słuchać wkurwiającej muzyczki:

– Halo!

– Pochwa!

– Pomyłka! Oddział ginekologiczny ma inny numer. Wewnętrzny… – Sprawdził w spisie wiszącym obok biurka. – Trzysta dwadzieścia pięć.

– Niech będzie pochwalony!

Kobieta gadała jak zakonnica, ale to nie był głos Baby.

– Przepraszam, nie poznałem. Na wieki wieków.

– A bo my się jeszcze nie znamy. Matka Wielokrotnie Przełożona, Klasztor Cysterek w Parafii Świętego Sołtysa.

– Miło mi. W jakiej sprawie matka dzwoni?

– Siostra Babulalia wiele nam opowiadała o pańskich licznych talentach. A że mamy ostatnio istną epidemię migren i omdleń, chciałam spytać, czy nie mógłby pan zostać klasztornym medykiem…

Koniec

Komentarze

Przeczytane. Pozdrawiam.

Dziękuję, Karolino. :-)

Również pozdrawiam.

Babska logika rządzi!

Sprawnie skonstruowane; Jaś to moja ulubiona postać: przeczytałem “rozłupić” zamiast “rozpruć”, co mnie wielce rozbawiło.

Pochwa… pochwalona bądź autorko. – już wiem dlaczego księża się nie jąkają – to by dopiero było, gdyby na ambonie coś takiego padło ; D

 

Pozdrawiam

Dziękuję, Marlowie (tak się Twój nick odmienia?). :-)

Też lubię Jasia. Łobuziak, ale na ogół sympatyczny. Podejrzewam, że większy problem stanowiłoby kazanie wygłaszane przez jąkałę… ;-)

Babska logika rządzi!

Nim zdążyłem przeczytać opka, drukarka wypluła mi bilet do Wąchocka… obym uprzedził Lekarza. Taka fucha… zdarza się tylko raz w życiu! 

Opowiadanie z przytupem:)

Dziękuję, Elfinderze. :-)

Ależ szybka ta Twoja drukarka. Zaprawdę, godna własnego opowiadanka. ;-) Wiesz, jak facet przestaje przychodzić do Lekarza, to łapiduch tak nie cierpi. Chyba że gej…

 

Edytka: Chyba źle zrozumiałam komentarz. W takim razie – powodzenia w wyścigu. Ale klasztor duży, może dla dwóch fachowców znajdzie się robota… ;-)

Babska logika rządzi!

Odmienia się przez wszystkie przypadki – u mnie rządzą zasady wygody; Twoja odmiana wygląda na wygodną, więc zatwierdzam ; D

 

Uff! Kamień z serca! ;-)

Babska logika rządzi!

Cóż, ponury dzisiaj dzień był, i to na każdym odcinku. Od kwestii meteorologicznych, przez sprawy zawodowe, po ogólnoustrojowe. Ogólnonastrojowe, znaczy. Dlatego zapewne błędem było czytanie Twojego tekstu teraz, a nie, na przykład, jutro rano. Bo mimo, iż uwielbiam prosty, niewymagający humor, a pomysł absurdalnego świata, opartego na rzeczywistości popularnych dowcipów uważam za nad wyraz zacny, to jednak opowiadanie nie zdołało zrobić wyrwy w palisadzie mego ponurogrodu. Dlatego, choć kilka momentów było całkiem zabawnych (teksty Sherlocka choćby), to niestety na temat całości mogę powiedzieć jedynie: Meh. 

No fajne, ale ani jakoś nie rozbawiło, ani nie zachwyciło pomysłowością, ani nie zaskoczyło fabułą. Choć nie mogę powiedzieć, że straciłem czas.

Cóż, bywa. Kiwam przeto głową w uznaniu sprawności warsztatowej (co zaskoczeniem raczej nie jest) i nuże podążam nurzać sie w nurtach nurtującego ponuractwa. 

Ponuram! Tfu, pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję, Thargone. :-)

Oj, niedobrze. Wiem, że muszą być w życiu takie dni, ale oby trafiały się jak najrzadziej i trwały jak najkrócej. Niech najbliższy promień słońca wypali wielką wyrwę w palisadzie.

Pomysł świata z dowcipów nie jest nowy – to już trzeci tekst. :-)

I ja pozdrawiam.

Babska logika rządzi!

To pierwsze opowiadanie z Twojej serii Jokerii, które przeczytałam i chyba sięgnę po kolejne, a raczej poprzednie :) Po okropnej nocy w pracy, gdzie miałam ochotę wszystko zniszczyć, wreszcie na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Świetny pomysł i wykonanie. Lekarz, baba, Wąchock, dobry humor i odrobina absurdu… Jestem zadowolona :)

 

Miłego dnia 

Poziom abstrakcji niezwykle wysoko podniósł mi się dzisiaj. Najpierw Szyszkowy, teraz Finkla. Że Finkla pisać potrafi, wiedzą już chyba nawet Eskimosi. Widać, że autorka świetnie się bawi, pisząc Jokerowo. Ja, niestety, pewnie połowy wymaganych dowcipów nie znam. Czyli kolejne dziś opko – sztuka dla sztuki. Za to – jakże pięknie ta sztuka podana :). Szkoda tylko, że Lony zabrakło.

Aha, czemu Holmes przygryza munsztuk? Koniem bywa? I zdaje mi się, że mniszki opisane tu to “cysterski”, a nie “cysterki”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję rannym ptaszkom. :-)

 

Katiu, cieszę się, że opko rozbawiło. Takie było jego zadanie. Nic wielkiego, ale w krainie dowcipów humor jest podstawową wartością. Oczywiście, że zapraszam do poprzednich.

 

Staruchu, właściwie żadne dowcipy nie są wymagane. No, trzeba wiedzieć, że jest seria “przychodzi baba do lekarza”, bo do niej mocno nawiązuję. Reszta to tylko smaczki. Ale jeśli chciałbyś się upewnić – pytaj śmiało. Lubię opowiadać dowcipy. :-)

Jakiej Lony zabrakło?

Munsztuk to także część fajki, którą trzyma się w ustach.

I będę się upierać, że mniszka to cysterka. Panowie – cystersi.

Babska logika rządzi!

Zauważyłam, że zniknęły numery użytkowników i zmieniła się nieco struktura tej strony internetowej. Już nie ma Twego numeru – 7900. A tak łatwo człowiek się przyzwyczaja… Ale na tym świecie nie ma nic trwałego. Pozdrawiam ciepło.

 

O, a ja tego nie zauważyłam. Muszę sprawdzić, co w takim razie mam. Że strona się zmienia – to byłaby nowość.

Edytka: Nie, mam 7900, jak miałam.

Babska logika rządzi!

Munsztuk to część fajki? Całe życie się człowiek uczy.

O “cysterki” kopii kruszył nie będą, ale “cysterski” bardziej mi się podoba ;).

A Lona? Z dowcipu. “Przychodzi ksiądz do burdelu: – Niech będzie pochwa Lony”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, ale “cysterski” wygląda mi na przymiotnik.

Popatrz, nie znałam tego. Pochwa w moim tekście pochodzi od katechetki, która chciała się dostosować do języka młodzieży mówiącej “nara”, “dozo” itd.

Babska logika rządzi!

No proszę. A mnie się wydawało, że to taki stareńki dowcip. 

I zdaje się (po wyguglowaniu), że rzeczywiście są “cysterki”. Kto takie brzydkie słowa wymyśla i kto ich używa? Domagam się benedyktynek ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dobra benedyktynka nie jest zła. Mnisi znają się na nalewkach… ;-)

W prawdziwym, naszym Wąchocku jest opactwo cystersów, więc zostawię cysterki. Niech będzie silniejsze nawiązanie do rzeczywistości.

Zapomniałam napisać, że żarcik zacny.

Babska logika rządzi!

O, nalewki nie są złe! A “cysterki” jakoś za bardzo mi się z “cysternami” kojarzą. Niech tam. A doktor powinien mniszkom przynieść mizerię.

BTW – widzę, że parafilia się pojawiła ;). 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Zawsze można pić benedyktynkę cysternami. Najlepiej u Dominiki albo Franciszka.

I banany w plasterkach. No, ale jeśli sam przyjedzie (albo Elfinder tam wpadnie), to już pal licho witaminki.

Ale którą parafilię masz na myśli? Bo chyba doszukać się można kilku – fetyszyzm medyczny Baby, pedofilia (trochę naciągana) no i te ogórki…

Babska logika rządzi!

O nekrofilii przeczytałem i pomyślałem…. Fuuu!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A, faktycznie. Nekrofilia też była, ale nic im w końcu nie wyszło, więc zapomniałam o sprawie.

Babska logika rządzi!

Pochwa, Finkla!

No fajne to było. Mam ostatnio kryzys; pisać nie mogę, czytać też nie mogę, ale jak zobaczyłam Twój tekst, w dodatku z tagiem “humor”, to pomyślałam, że odrobina rozrywki może dobrze mi zrobi. No i fajnie, bo uśmiechnęło w tym ponurym, deszczowym dniu.

Ciekawe wykorzystanie postaci i dowcipów. Tak w połowie zaczęłam się nawet zastanawiać, czy lekarz nie okaże się również babą, ale jednak nie. Chłop z krwi i kości, a w dodatku desperat (nekrofilia).

No to teraz będzie wesoło w klasztorze w Parafii Świętego Sołtysa. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Dzięki, AQQ. :-)

Na wieki.

Cieszę się, że tekścik uśmiechnął. Deszczowym dniem nie ma co się przejmować. Wysuszyć ubranka i oby do wiosny. :-)

Będzie się działo w klasztorze cysterek. [Biip], który leczy!

Babska logika rządzi!

No cóż, kolejne opowiadanie z serii. Przeczytałam, ale bez spodziewanej satysfakcji, albowiem nagromadzenie zabawnych sytuacji, momentów, powiedzonek, skojarzeń, postaci i dowcipów, że o słynnym Wąchocku nie wspomnę, sprawiło że w pewnym momencie tekst przestał mnie śmieszyć i nawet zakończenie nie zdołało poprawić wrażenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. :-)

Czyli w Twoim wypadku przedobrzyłam? Bywa i tak.

Babska logika rządzi!

Wydaje mi się też, Finklo, że przystępując do lektury kolejnego opowiadania ze świata Jokeii, wiem/ przeczuwam czego się mogę spodziewać. Wcześniejsze teksty niosły powiew świeżości, były jak pierwszy raz słyszany dobry dowcip, kolejne są już tylko powielaniem pomysłu, swoistym mnożeniem bytów. I choć nadal trafiają się fajne zdania, to całość, niestety, już tak nie bawi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozumiem. Ale, kurczę, lubię ten świat. Mogę się w nim wygłupiać bez zahamowań. A pierwsze teksty też nie były całkiem udane, bo dostałam trochę krytycznych uwag, więc nadal jest nad czym pracować.

Babska logika rządzi!

Skoro uważasz, że jest nad czym pracować, pracuj, ale i zaskakuj. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK, dopisuję do listy uwag, skarg i zażaleń. ;-)

Babska logika rządzi!

Mnie nie rozbawiło. Ale napisane ładnie. :)

Dzięki, Ocho. :-)

Dobrze, że chociaż ładnie wyszło. :-/

Babska logika rządzi!

Czytałam wczoraj na wykładzie i się uśmiałam, zamiast robić notatki jak porządna studentka. :D Bardzo przyjemny tekst, bardzo dobrze napisany. No i pomysł zacny.

W wolnym czasie sięgnę po inne opowiadania z Twojej serii. :) 

Dziękuję, Rosso. :-)

Fajnie, że rozbawiłam. Mam nadzieję, że wykładowca się nie kapnął. :-)

Do innych jokeryjskich tekścików oczywiście zapraszam. Do sesji jeszcze daleko… ;-)

Babska logika rządzi!

Tekst jest niezły i napisany, jak to u Ciebie, bardzo porządnie. Jednak humor, choć “pieprzny”, ma trochę za mały pazur jak dla mnie. Nie każdy żart chwycił, a rozwiązłość Baby trafiła w cel dwa pierwsze razy, a potem z lekka się zużyły.

Podsumowując: napisane porządnie, choć humor śmieszył tylko z początku. Potem niestety się zużył z deczka. Ale wiadomo, de gustibus i te sprawy ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki, NoWhereManie. :-)

Znudziła Cię rozwiązła Baba? Bywa i tak.

Cóż, chyba muszę pogodzić się z faktem, że romanse nie są dla mnie. Nawet takie pozbawione głębszych uczuć. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie znałem wcześniejszych Jokerii (były jakieś?).

Szczerze, za pierwszym odpadłem przy Sherloku. Absurd nie chwycił. Ale zaraz, coś tu nie gra. Finkla takiej fuszerki by raczej nie wypuściła… Dobra, wróciłem, czytam, twardy jestem.

Aha, kumam. Poskładałem kawałki. Fajny pomysł, ale jakichś spektakularnych salw nie było. :)

Pozdro!

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Dzięki, Zalth. :-)

Tak, były wcześniej dwie Jokerie – o ratowaniu jokeryjskiego świata i lokomotywie Jasia.

Miło, że tak we mnie wierzysz. O co chodzi z fuszerką?

Babska logika rządzi!

O co chodzi z fuszerką? – Jak jest osoba, i wiesz, że dobrze pisze, ale po kilku linijkach zastanawiasz się, po cholerę to czytasz, to albo to fuszerka, albo ty nie trybisz tekstu. Tylko dlatego czytałem drugi raz.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

A nie wchodzi w grę opcja, że gusty Twoje i osoby się rozjechały?

No, ale dzięki za drugie podejście. :-)

Babska logika rządzi!

Opcja gustem też wchodzi w grę, ale jak poskładałem kawałki, to doczytałem. Więc gdzieś tam wspólny mianownik był.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Chałwa wspólnemu mianownikowi! ;-)

Babska logika rządzi!

Chałwa!

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Parę razy podchodziłem do tego komentarza. Parę razy czytałem Twój tekst. Niełatwo komentuje się teksty stworzone przez kogoś z Twoim pisarskim obyciem. Jednak spróbuję. 

Gdybym miał stosować porównania, powiedziałbym, że jesteś jak świetny kierowca, który tak sprawnie, że niemal automatycznie przemierza trasę między dwoma punktami. Prowadzenia auta można tylko pozazdrościć. Zdarza się czasem, że wypracowana technika i sprawność władania piórem okazują się pułapką. Bo jeśli ktoś wchodzi do Twojego auta, to oprócz dotarcia do punktu finałowego, chciałby też przeżyć podróż. Doświadczyć różnorodnych uczuć i zachwycić się widokami.

Żal, złość, zawiść, strach, smutek, radość lub gniew są częstym gościem w realnym świecie, czemu więc nie miałyby pojawiać się w tym wydumanym. Czemu jest tak, że jadąc z nieznajomym pociągiem i słysząc jego opowieść, zastanawiamy się nad cudzymi problemami, a czytając opowiadanie, nie zawsze wikłamy się myślowo w perypetie głównego bohatera. Poruszasz piórem tak sprawnie, że stać Cię na zafundowanie czytelnikowi porcji wrażeń, której szuka. Niechże rozwiązywane problemy staną się ważne także dla czytającego. Niechże utożsami się z bohaterem. Ja tego nie potrafię, Ty z łatwością mogłabyś tak pisać. Lecz – z nieznanego powodu – stajesz na progu żartu i ironii, bojąc się przekroczyć próg. 

Wiesz, Finklo, to tylko parę luźnych uwag, w dodatku powstałych po przeczytaniu zaledwie dwóch lub trzech Twoich opowiadań. To co piszę jest powierzchowne, lakoniczne i zapewne błędne. Najgorsze, że jest też infantylne. Tylko że jak inaczej mogę odwdzięczyć się za Twoje ciekawe komentarze:)

Dobrej nocy, Finklo:)

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

Dziękuję, Corneliusie. :-)

Masz rację. Ale. Jokeria to kraina zamieszkała przez postacie z dowcipów. Tutaj wystąpili głównie prominenci: Baba, Lekarz, Jaś. Jestem przeświadczona, że te teksty muszą być lekkie. Że to wszystko musi być traktowane żartobliwie. Bo bohaterowie mają śmiech w genach, we krwi, w historii.

Być może to błąd, być może cała seria jest oparta na błędnych założeniach. Ale nie potrafię o nich pisać poważnie. A lubię ich, lubię opowiadać dowcipy, znam sporo, więc research mam odpracowany już na wstępie.

Dzięki za komplementy. :-) Mogę obiecać, że w tekście, który piszę na “Legendę”, już nie będzie aż tak śmiesznie.

I nawzajem. :-)

Babska logika rządzi!

No tak, cały Cornelius, czegoś nie dojrzał i z czymś się nie zapoznał. Humor to ważna i potrzebna rzecz. Czytając to opowiadanie parę razy się uśmiechnąłem. Czyli zwycięstwo Finkli. Jeszcze raz: miłych snów!

Wrażliwości na słowo i wszystkiego, co jest dobre w moim pisaniu, nauczyła mnie Reg. Dziękuję:)*

No, (u)śmiech to zdrowie. :-)

Oj tam, zwycięskim bym tego tekstu nie nazwała. Ale Corneliusa nawróciłam. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo sympatyczne. Nie doświadczyłem może wybuchów śmiechu, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Holmes postać dość oczywista w zachowaniu, za to Jaś bardzo udany. Widać, że bawisz się tym tekstem i fajnie brać w tym udział jako czytelnik, bo naprawdę można to odczuć. :)

 

Teraz już nie wiadomo, kto złapał AIDS, a kto alzheimera.

Jak się łapie alzheimera? :D

 

Jeden szybki numerek na rozładowanie napięcia! Ale ona nie przychodziła. Nawet grabarz się nie pojawił.

Jak bardzo Lekarz był zdesperowany, że rozważał szybki numerek z grabarzem?!

Dziękuję, Ac. :-)

Fajnie, że się pouśmiechałeś. O to chodziło.

Alzheimera najlepiej łapać za splątki neurofibrylarne. ;-)

Wydaje mi się, że w lekkim tekście taki skrót myślowy jest do zaakceptowania. Uważasz, że powinnam zmienić?

Grabarz to odwołanie do parki dowcipów o babie:

 

Przedostatni dowcip o babie:

Przychodzi grabarz do lekarza i mówi:

– Baba już więcej nie przyjdzie.

 

Ostatni dowcip o babie:

Przychodzi trup baby do lekarza i mówi:

– Panie doktorze, może mi pan przepisać coś na robaki?

Babska logika rządzi!

Chciałbym powiedzieć, że jest do zaakceptowania, ale z mojej perspektywy jest to błąd. Cytując klasyka:

A w ogóle to bukszprytu się nie refuje.

Tak AIDS, jak i alzheimera się ma. Złapać można HIV. Jestem przekonany, że można to napisać bez wzbudzania takich wątpliwości. :)

No dobra, to zmienię. Dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałem. Ten dowcip o Babie, która usłyszała głos Boga, bo pomyliła piętra nawet mi się podobał.

Dziękuję, Marcinie Robercie. :-)

Miło, że żart kogoś rozbawił.

Babska logika rządzi!

A ja nie będę narzekał. Wprawdzie nie czytałem wcześniejszych, ale przy tym bawiłem się dobrze. Humor różnego kalibru, ale że lubię wyłapywać ukryte nawiązania, to znalazłem sporo dla siebie. Choć i tak największe wrażenie zrobiła “ciecz czarna jak sumienie ordynatora”.

Nie wiem tylko, czemu wewnętrzny na ginekologię to 325.

Dziękuję, Coboldzie. :-)

Fajnie, że dobrze się bawiłeś i że znalazłeś różne nawiązania. To porównanie mnie też się podobało. :-)

Numer wewnętrzny jest wzięty z sufitu. Nie ma tu żadnego ukrytego przesłania.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka