- Opowiadanie: Fasoletti - Sobowtórzy (FUNKY)

Sobowtórzy (FUNKY)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sobowtórzy (FUNKY)

Krótkie i zwięzłe, kończące się w sumie w połowie pierwotnego zamysłu, ale niestety limit znaków dał popalić…

 

I

Funky raźnym krokiem przemierzał korytarze agencji Universs. W końcu zatrzymał się przed ciężkimi, stalowymi drzwiami, które gdy przyłożył kciuk do czytnika linii papilarnych, stanęły przed nim otworem. Wszedł do niewielkiego pomieszczenia.

– Witaj Paul. – przywitał się z czarnowłosym, brodatym mężczyzną siedzącym za biurkiem.

– Funky! Dobrze, że tak szybko przyszedłeś! – ucieszył się Barley widząc detektywa. – Pewnie jesteś zły, że ściągnąłem cię z urlopu, ale sprawa którą musimy rozwiązać jest bardzo poważna. Zanim jednak przejdziemy do rzeczy, kogoś ci przedstawię.

Dopiero teraz Funky zauważył zgrabną blondynkę, która z zainteresowaniem wpatrywała się w jeden z wiszących na ścianie obrazów. Słysząc jednak, że o niej mowa, podeszła bliżej i stanęła obok Paula.

– Oto Amelia Rockefeller, nasz nowy nabytek. Amelio, to porucznik Funky Koval, jeden z naszych najskuteczniejszych detektywów. Będziecie razem pracować nad misją, o której zaraz opowiem. – rzekł spokojnym głosem Barley.

Funky i Amelia podali sobie ręce na powitanie.

Paul tymczasem nacisnął kilka przycisków umiejscowionych na blacie, a na wbudowanym w ścianę ekranie pojawiła się twarz mężczyzny. Osobnik ów był gruby, łysawy i w podeszłym wieku. Skórę miał pooraną licznymi zmarszczkami, a z pomiędzy warg wystawało mu grube cygaro.

– Poznajecie? – spytał.

– Jasne! To przewodniczący UKJ, Garreth Geborah.– wyrwał się Funky.

– Co to jest UKJ? – zapytała Amelia. – Skądś znam tego człowieka.

– UKJ to Unia Księżyców Jowisza. A to właśnie jej przewodniczący. I to z nim mamy problem. – Barley pogładził dłonią kruczoczarne wąsy. – Facet kompletnie ześwirował. Pozrywał wszystkie sojusze i nałożył na inne planety embarga handlowe. Przestrzeń wokół księżycy jest zamknięta i pilnowana. Każdy statek który się w niej znajdzie, zostaje natychmiast zestrzelony.

– Hmm, a reszta przywódców? Geborah ma całkowitą władzę tylko na Europie. – zauważył Funky. -Co z rządzącymi Io, Ganimedesem i Kallisto?

– To jest właśnie najdziwniejsze. Żaden z nich nie zgłosił sprzeciwu. Do tego urwał się kontakt z naszym agentem działającym na Europie, może go pamiętasz, nazywał się Peter Kloon. – Barley zrobił zatroskaną minę.

– Tak, pamiętam – mruknął Funky. – Pobiliśmy się kiedyś w barze o jedną dziewczynę. Wtedy widziałem go po raz ostatni.

– Ja znałam go dobrze, jeszcze z czasów studenckich – wtrąciła Amelia. – Chodziliśmy do tej samej grupy. Był miłym facetem, ale kiedy za dużo wypił, robił się strasznie natarczywy…

– Nie ważne – przerwał Paul. – Jest jeszcze jedna sprawa. Garreth zerwał traktat pokojowy z Drollami. Znasz ich. Poczuli się urażeni, a dla nich każda uraza to pretekst do wojny. Dali Unii miesiąc na wyjaśnienia, a potem ruszą na księżyce Jowisza z całą flotą, jaką posiadają.

– Ale czy to nie wywoła międzygalaktycznego konfliktu? – wtrąciła się Rockefeller.

– Otóż to. Nie możemy do tego dopuścić. Wasze zadanie jest proste. Spróbujemy przeszmuglować was na Europę, tam musicie odkryć dlaczego Unia podjęła tak drastyczną politykę. Coś mi tu cuchnie, tylko jeszcze nie wiem co. –Barley zamyślił się.

– Możesz na nas liczyć szefie! A przynajmniej na mnie. Ta misja to będzie czysta przyjemność. – Funky uśmiechnął się szeroko i puścił oko do Amelii.

Ta udała, że tego nie widzi.

– W takim razie odprawa jutro o ósmej. Funky, zostań jeszcze na chwilę.

Amelia szybkim krokiem opuściła biuro. Koval wygodnie rozsiadł się na krześle.

– Niezła jest, co? – zapytał z szelmowskim uśmieszkiem.

– Niestety, muszę cię zmartwić. To lesbijka.

– Co???! Taka ładna dziewczyna i jest lesbijką?

– Przykro mi przyjacielu. – odparł Paul ze smutną miną. – Ale kto wie, może uda ci się obudzić w niej heteroseksualne instynkty. Do zobaczenia na odprawie.

– Do jutra. – Funky machnął szefowi ręką na pożegnanie i także opuścił pomieszczenie. Skierował się w stronę domu, przed misją musiał dobrze wypocząć.

 

II

– Wsiadajcie i ruszamy! – krzyknął wesoło Paul, otwierając tyle drzwi swojego autolotu.

Czekający przed olbrzymim hangarem Funky i Amelia wykonali polecenie i już po chwili cała trójka śmigała nad betonowym pasem startowym w kierunku pustyni. Zdziwiona Amelia wyglądała przez szybę, podziwiając piaszczyste wydmy i niewielkie oazy.

– To nie wylatujemy z bazy? – spytała w końcu.

– Nie – odparł Barley. – Za dużo niepowołanych oczu widziałoby wasz wylot, a nie mamy pewności czy i w naszych szeregach nie zakonspirował się jakiś szpieg.

Funky milczał. Podróż trwała kilkadziesiąt minut. Paul zatrzymał pojazd w pobliżu rozpadającej się, niewielkiej szopy. Amelia zrobiła zdziwioną minę.

– To tu? I czym my stąd odlecimy? Traktorem?

Paul i Funky wybuchnęli śmiechem. Wysiedli z autolotu.

– Będzie wam się dobrze ze sobą pracować – stwierdził Barley i wydostał z kieszeni kurtki niewielkiego pilota.

Nacisnął jeden z umiejscowionych na nim przycisków i na oczach zszokowanej Rockefeller, dwa ogromne siłowniki uniosły budynek w górę. Pod nim pojawiła się kwadratowa dziura, z której po chwili, na podnośniku grawitacyjnym, wychynął niewielki stateczek.

– Boże, Paul, masz tutaj kolekcję unikatów? – Funky rozdziawił usta. – To Eagle 2100? O tym pojeździe krążą legendy wśród inżynierów. Nikt nie wie czy naprawdę istnieje.

– No to już wiesz, że tak. To jedyny model, jest dostatecznie mały by przelecieć niezauważenie przez otaczającą Jowisza sieć radarów, oraz potrafi rozproszyć światło tak, że będzie niewidoczny dla patrolowców. Tu macie chip z rozkazami. – Barley wręczył porucznikowi maleńki kawałek plastiku i wsiadł powrotem do swojego pojazdu.

– Nie lecisz z nami? – Amelia posmutniała.

– Tym razem nie, mój wylot mógłby wzbudzić podejrzenia, musicie radzić sobie sami. Ja wracam do biura, mam jeszcze kilka spraw do załatwienia i dopilnowania. Powodzenia. – Barley zasunął szybę w drzwiach i wzniecając tumany piachu pomknął do agencji.

Koval tymczasem rozsiadł się wygodnie w fotelu pilota i studiował konsolę sterowniczą pojazdu, o którym słyszał tylko w opowieściach. Po chwili dołączyła do niego Rockefeller. Zamknęła i uszczelniła właz.

– To co poruczniku, startujemy?

– Ma się rozumieć! – szeroko uśmiechnięty detektyw nacisnął kilka guzików, sprawdził ciśnienie w kabinie, sprawność obwodów, po czym uruchomił zapłon.

Zostawiając za sobą pomarańczową smugę Eagle 2100 poszybował w niebo z ogromna prędkością.

 

III

Pojazd mknął przez przestrzeń niczym błyskawica. Amelia podziwiała widoczne w oddali galaktyki i chmury gwiezdnego pyłu, zmieniające swe kształty pod wpływem wiejącego w niektórych obszarach, kosmicznego wiatru.

– Poproszę Mars o pozwolenie na przelot przez ich strefę ochronną. – rzekła w końcu, gdy nasyciła oczy przepięknymi obrazami.

– Nie, zobaczymy co to cudo potrafi – Funky uśmiechnął się szeroko i uruchomił maskowanie.

Z wnętrza pojazdu nie mogli zobaczyć, jak robi się niemalże przezroczysty. Przelecieli niezauważeni dosłownie kilkadziesiąt metrów od ogromnego krążownika Federacji Marsjańskiej, tuż obok kokpitu pilotów. Ci nawet nie zareagowali.

– Wiesz, że jak nasz teraz namierzą, będziemy mieli spore problemy? Mogą nawet zacząć strzelać. -rzekła przerażona Amelia, widząc jak Koval wykonuje statkiem piruety tuż przed kabiną eskortującego krążownik myśliwca.

– Dobra, koniec tego dobrego, mamy przecież zadanie do wykonania. – stwierdził w końcu. – W okolicy Jowisza nie pójdzie nam tak łatwo, ci tutaj mieli uruchomione tylko niewielkie radary, zbyt słabe by wykryć nasz stateczek nawet wtedy, gdybyśmy na nich wylądowali. UKJ jest przygotowana na niespodziewane wizyty, a ich systemy szpiegowskie i obronne działają pełną parą.

Nie wyłączając maskowania, ale już bez zbędnej brawury pojazd przeciął atmosferę Marsa i skierował się w stronę Jowisza.

Kolejne godziny lotu minęły Funkyemu i Amelii na rozmowie, oraz obserwacji przestrzeni. W końcu ujrzeli przed sobą, czerwoną, poznaczoną brązowymi pasmami sylwetkę planety – matki, wokół której niby dzieci, krążyły księżyce.

– To nasz cel! – detektyw zmniejszył prędkość i uważnie obserwował wskazania radaru.

Urządzenie pokazywało ogromna ilość statków patrolowych pilnujących przestrzeni wokół wszystkich ciał niebieskich w okolicy.

– Wchodzimy w zasięg ich urządzeń Funky, włączam maskowanie. – zakomunikowała Amelia.

– Zrozumiałem.

Eagle 2100 stał się niewidoczny i niczym duch przemykał pomiędzy ogromnymi krążownikami, mijał wyrzucone na orbitę radary, aż w końcu wszedł w atmosferę Europy.

– Cholera, mam nadzieję że wezmą nas za jakiś meteor! – krzyknął Funky, gdy ujrzał, jak ich statek zostawia za sobą długą, czerwonawą smugę.

– Obyś miał rację, o tym nie pomyśleliśmy. W najlepszym wypadku wyślą oddział na miejsce lądowania, w najgorszym, po prostu będą strzelać.

Po kilkunastu minutach pojazd wyleciał ze strefy zagrożenia i oczom detektywów ukazał się skalisty krajobraz Europy. Koval posadził niewidzialną maszynę w jednym z niewielkich kraterów i wyskoczył z kabiny. To samo uczyniła Amelia.

– Szybko, zanim kogoś tu przyślą. – poganiał ją Funky.

– A co jeśli znajdą statek?

– Trudno, gdy wykonamy zadanie, znajdziemy jakiś sposób na wydostanie się stąd. Teraz najważniejsze to oddalić się jak najszybciej. – Mówiąc to Koval rozpoczął wspinaczkę po zboczu.

Gdy wyszedł poza krawędź, jego oczom ukazały się brązowe skały, a w oddali majaczyły niebosiężne, stalowe wieże uzdatniaczy powietrza oraz przetworników atmosferycznych, dzięki którym klimat Europy był zbliżony do ziemskiego. Gdy jego towarzyszka także wygramoliła się z otworu, szybkim krokiem ruszyli w kierunku Tras, stolicy księżyca, oraz siedziby UKJ. Nie uszli może kilkuset metrów, gdy z oddali doszedł do nich ryk silników.

– Szlag! – zaklął Funky. – Trafili na nasz ślad! – Odbezpieczył pistolet laserowy i wraz z Amelią wskoczyli za niewielkie skałki wyrastające w pobliżu drogi, którą podążali.

Trzech mężczyzn na skuterach powietrznych sunęło powoli, dokładnie badając zostawione przez intruzów, na piaszczystym podłożu, ślady. Gdy dotarli do skał, zsiedli z pojazdów i na piechotę podążyli w kierunku kryjówki detektywów. Każdy z napastników trzymał gotową do strzału strzelbę Gaussa. Funky wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu i wyciągnął z kieszeni mały, owalny przedmiot.

– Granat plazmowy… – szepnęła Rockefeller.

– Tak, zamknij oczy i nie wyglądaj zza załomu – Funky ustawił zapłon na zbliżeniowy, po czym odbezpieczył pocisk i rzucił.

Oślepiający blask rozświetlił okolicę. Detektyw wyszedł z kryjówki i stanął na sporym głazie. W dole, obok skuterów, zobaczył trzy zwęglone, dymiące jeszcze ciała.

– Chodź Amelia, szybko! Bierzemy pojazdy i uciekamy. Ktoś mógł widzieć błysk!

Wsiedli na zdobyte maszyny i pomknęli do stolicy.

 

IV

Gdy kopuły Tras ukazały się na horyzoncie, Funky i Amelia, obawiając się rozpoznania pojazdów należących do Europejskiej gwardii, porzucili je i dalej ruszyli na piechotę. Szeroką, piaszczystą drogą, sunął tłum ludzi oraz kosmitów, kierujących się w stronę miasta. Detektywi dołączyli do tego pochodu. Podróż trwała kilkadziesiąt minut, które to porucznik wykorzystał na rozmowy z wędrującymi ludźmi, dotyczące głównie sytuacji politycznej. Dowiedział się, iż przewodniczący Unii faktycznie mógł zwariować, ale najdziwniejsze było to, że pozostali członkowie nie reagowali. Czyżby Geborah ich zastraszył? A może kupił? Na te pytania trzeba było znaleźć odpowiedź.

W końcu wędrowcy dotarli do celu. Ujrzeli wysoki na kilkadziesiąt metrów, stalowy mur, oraz ogromne, otwarte na oścież wrota, broniące dostępu do stolicy. Wokół kręciło się pełno uzbrojonych w lasery strażników. Czujnie obserwowali wchodzący do miasta tłum, od czasu do czasu legitymując jakiegoś nieszczęśnika. Zwykle ta rutynowa kontrola kończyła się bez problemów, ale czasami ktoś został aresztowany i wrzucany do kwadratowego autolotu, a następnie wywożony w kierunku centrum. Funkyemu i Amelii udało się wejść bez problemów. Z bliska, ogromne, stalowe kopuły sprawiały wrażenie jeszcze większych niż gdy oglądało się je z oddali.

– Gdzie teraz? – spytała Rockefeller.

– Do Siedziny UKJ. Musimy zbadać co się tam dzieje.

– A jak wejdziemy do środka? Główną bramą nas raczej nie wpuszczą.

– Spokojnie. Paul zapoznał mnie ze szczegółowymi planami budynku. Istnieje pewne tajne wejście, którym politycy ulatniają się w obliczu zagrożenia. Musimy tylko znaleźć hotel „Pod podłym Drollem”.

– Piękna nazwa… – mruknęła Amelia i ruszyła za porucznikiem.

Ten w mgnieniu oka odnalazł budynek. Zameldował siebie i Amelię na nazwisko Price.

– Już późno. Jeżeli chcesz możesz pozwiedzać miasto, a ja tymczasem zapoznam się dokładniej z materiałami przekazanymi mi przez Paula. – rzekł Funky do swej towarzyszki, spoglądając wcześniej na zegarek. – A jutro z samego rana wkraczamy do akcji.

– W takim razie do zobaczenia wieczorem – Amelia puściła mu oko i wtopiła się w gęsty tłum.

Porucznik wszedł do obszernego holu, po czym skierował kroki do windy. Wszedł do wynajętego pokoju, usiadł na łóżku i z kieszeni spodni wyciągnął przenośny mikrokomputer. Załadował otrzymany od Paula chip, po czym ułożywszy się wygodnie, zaczął dokładnie studiować jego zawartość. Analizował ostatnie spory wewnątrz Unii, życiorysy jej najwyższych rangą przedstawicieli, teorie spiskowe i knowania ruchu oporu, plany głównej siedziby oraz wszystkie możliwe warianty działania. Był zaskoczony szczegółowością danych, jakie przekazał mu Barley. Praca ta pochłonęła go tak bardzo, że nawet nie zauważył jak za oknem zapadł mrok. Wyłączył mikrokomputer i zrobił sobie gorącą kawę. Nagle do pokoju weszła Amelia.

– Hej, Funky – przywitała się.

Koval spojrzał na nią zaskoczony uwodzicielskim brzmieniem jej głosu. Ubrana była w krótką spódniczkę i bluzkę z ogromnym dekoltem, eksponującym jej ponadprzeciętnych rozmiarów piersi.

– Ekhm… Widzę że byłaś na zakupach… – odparł zaskoczony porucznik.

– Tak – odparła. – Jak podoba ci się mój nowy kostium? – mrugnęła kilkakrotnie, wyzywająco pomalowanymi powiekami i przywarła do detektywa.

Funky poczuł na swojej klatce piersiowej, jak twardnieją jej sutki. Chwyciła jego głowę w obie dłonie i pocałowała go. Dłonią pełzła powoli po jego udzie, aż dotarła do okolic krocza. Koval odepchnął ją brutalnie.

– Cos mi tu nie pasuje! – krzyknął. – Paul mówił mi że jesteś lesbijką!

– Cóż z tego? – poprawiła włosy i zrobiła kilka kroków w jego stronę. – Pociągasz mnie poruczniku, nawet nie wiesz jak bardzo – mruczała.

Funky spoglądał, jak sunąc powoli, krok za kroczkiem i zalotnie kołysając biodrami, podchodziła do niego coraz bliżej. Nagle zobaczył, że dziewczyna ściska coś w dłoni, którą cały czas trzymała za plecami. Podpuścił ją na w miarę bezpieczną odległość, po czym z nienacka trzasnął pięścią w twarz. Amelia zakołysała się i upadła na kolana.

– Ty skurwysynu! – krzyknęła. – Z dłoni wypuściła strzykawkę z jakimś błękitnym płynem.

Koval doskoczył do niej i poprawił kopniakiem w brzuch. Już miał wybiegać na korytarz, gdy do pokoju wparowało kilku przedstawicieli lokalnej władzy. Detektyw z szybkością błyskawicy wyciągnął z kabury pistolet i już po chwili jeden z napastników leżał martwy, z ogromna dziurą wypaloną w brzuchu. Następnie ciosem w twarz znokautował kolejnego oponenta i chciał przemknąć obok reszty, gdy nagle Rockefeller, która w między czasie pozbierała się do kupy, trzasnęła go butelką w głowę. Oczy Funkyego zalała krew, a ostanie co widział, to zakuwający go w kajdanki policjanci.

 

V

– Obudź się człowieku! – mocny, basowy głos przywrócił Funkyemu świadomość.

Otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Poczuł niemiłosierny ból głowy, ale nie zwracał na niego uwagi. Znajdował się w niewielkim pomieszczeniu bez okien, przykuty żelaznym łańcuchem do stalowej ściany. Naprzeciwko niego, tak samo skrępowany siedział jakiś mężczyzna.

– No! Nareszcie! Już myślałem że nigdy się nie ockniesz!

Funky przyjrzał się nieznajomemu. Badał dokładnie jego twarz, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd ją zna.

– Ty jesteś Garreth Geborah! Przewodniczący UKJ! Co tu się do cholery dzieje!? – krzyknął nagle, gdy powróciła mu pamięć.

– Spokojnie – odparł Garreth. – Skoro mnie poznałeś, to może powiesz mi z kim ja mam do czynienia.

– Detektyw Funky Koval, z Universs. – przedstawił się porucznik spokojniejszym głosem. – Skoro uprzejmości mamy za sobą, to może powiesz mi o co tutaj u diabła chodzi? Przyleciałem z misją zbadania twoich wyczynów, a teraz leżę razem z tobą w jakiejś prymitywnej celi. Do tego moja partnerka okazała się zdrajczynią.

Garreth westchnął głośno.

– To dużo bardziej skomplikowane iż Ci się wydaje. Jakieś dwa miesiące temu, w okolicy Urana, wyrosła niewielka, czarna dziura. Po kilku dniach zniknęła, a na jej miejscu pojawił się dziwny statek, zmierzający w kierunku Europy. Prom ten wylądował u nas i okazało się, że należy do przedstawicieli rasy Torolpów. Tak przynajmniej twierdzili kosmici, którzy nim przylecieli. Pochodzili z nieznanego nam układu, mieszczącego się gdzieś na krawędzi wszechświata, a oni sami, patrolując teren wokół swojej planety, wpadli w czarną dziurę i trafili tutaj. Ugościliśmy ich z należytym szacunkiem i obiecaliśmy pomoc. Mieszkali jakiś czas na Europie, a my zauważyliśmy, że niektórzy z naszych przyjaciół zaczynają się dziwnie zachowywać. Zupełnie jakby coś odmieniło ich charakter. Pewnej nocy, do mojego pokoju weszło dwóch Torolpów, wśród nich był mężczyzna wyglądający zupełnie tak samo jak ja. Byłem w szoku. Związali mnie i uwięzili tutaj. Co jakiś czas przychodzili by przy pomocy dziwnego urządzenia wydobywać z mojej głowy potrzebne im informacje… To jakieś diabły, potrafią upodabniać się do nas!

– Hmmm… – Funky zamyślił się. – Więc prawdopodobnie tak samo stało się z Amelią. Tylko kiedy udało im się ją podmienić… W każdym razie musimy ich powstrzymać, inaczej wywołają konflikt w całej galaktyce.

– Tak, to właśnie ich zamiar. Powiedzieli mi o tym, podczas jednego z przesłuchań. – Geborah roześmiał się szaleńczo. – Wyobrażasz sobie? Wywołają wojnę domową, a gdy poszczególne planety zostaną nią osłabione, oni wkroczą ze swoją flotą i podbiją je minimalnym nakładem sił.

– Cholera! – zaklął Funky. – Gdybym tylko miał mój zegarek… Przepaliłbym te prymitywne łańcuchy.

Rozmowę przerwał im odgłos kroków dochodzący zza drzwi, które po chwili uniosły się w górę. Stanął w nich mężczyzna wyglądający identycznie jak Funky. Detektyw rozdziawił usta i patrzał, jak jego sobowtór podchodzi do niego w towarzystwie dwóch strażników.

– Zdziwiony detektywie? – zapytał. – Na pewno. Pójdziesz teraz z nami, przesłuchamy cię, a gdy wydrzemy z twojej głowy interesujące nas informacje, zginiesz. – odwrócił się do Garretha. – A ty nie będziesz nam już potrzebny.

Jeden ze strażników przystawił przewodniczącemu UKJ pistolet do głowy i strzelił. Ciało Geboraha drgnęło konwulsyjnie, gdy wiązka laserowa przepaliła mu na wylot czaszkę.

– Wy skurwysyny! – Koval kopnął w łydkę jednego z napastników, który podszedł zbyt blisko.

Ci zaśmiali się dziko i podnieśli detektywa z podłogi, po czym poprowadzili wąskim korytarzem do pomieszczenia przesłuchań. Funky wyrywał się i szarpał, ale nadaremno. Pokój do którego weszli, był niewiele większy od celi, z której porucznik został przed chwilą zabrany. Jedynym nowym elementem był tutaj metalowy fotel, z którego do kilku komputerów odchodziły setki kabli. Funky został na nim posadzony siłą, a na głowie zapięto mu specjalną obręcz. Jego sobowtór siadł przed jednym z niewielkich ekranów i nacisnął kilka guzików. Detektywowi zawirowało w głowie, poczuł dziwne ssanie w uszach i prawie zwymiotował. Strażnicy widząc to, wybuchnęli śmiechem.

– Wyśpiewasz nam wszystko co wiesz! – krzyknęli.

Nagle zza drzwi dobiegły do nich odgłosy walki. Mężczyźni zatrzymali maszynę i nasłuchiwali, trzymając karabiny w pogotowiu. Niespodziewanie potężny wybuch wysadził drzwi z futryny, a do pomieszczenia wkroczył mały, przypominający wyglądem i wzrostem szczura, osobnik. W czterech małych łapkach ściskał pistolet, prawie tak duży, jak on sam. Błyskawicznie zastrzelił obu strażników, którzy oszołomieni leżeli pod ścianą, ale zawahał się, widząc dwóch Funkich. Prawdziwy detektyw pod wpływem wybuchu, który uszkodził fotel, uwolnił się z niego i teraz obaj sobowtórowie stali obok siebie. Droll nerwowo celował to w jednego, to w drugiego, nie mogąc podjąć decyzji. Tymczasem prawdziwy Koval rzucił się na swój duplikat z pięściami. Rozgorzała walka. Napastnicy zaciekle okładali się po głowach i dusili. Szczuropodobny opuścił lufę i czekał. Po chwili do pomieszczenia wkroczył Barley.

– Spokój! – wrzasnął, widząc dwóch poruczników.

– Panie Barley! Złapałem tego podłego klona! Niech pan strzela! – wrzasnął jeden z detektywów, siedząc okrakiem na swoim przeciwniku i ściskając mu szyję, aż tamten zrobił się siny.

Paul wycelował i za chwilę mózg Funkyego, który z nim rozmawiał, przyozdobił ścianę.

– Kurwa, szefie, skąd się tutaj wziąłeś? – zacharczał prawdziwy porucznik, rozcierając grdykę. – Ten skubaniec prawie mnie wykończył. Miał tyle siły co trzech porządnych chłopów. Skąd wiedziałeś do kogo strzelać? I gdzie w ogóle jesteśmy?

– To siedziba UKJ Funky. Niedługo po twoim odlocie policja odnalazła ciało Amelii. Nabraliśmy poważnych podejrzeń i wyruszyliśmy za wami. Z pomocą Drolli i ich technologii udało nam się, z niewielkim oddziałem, niezauważenie przedrzeć na Europę. W hotelu w którym spałeś, powiedziano nam, że lokalna policja zabrała cię tutaj, więc najechaliśmy siedzibę Unii. Kilku jeńców których pojmaliśmy, opowiedziało nam o Torolpach i ich spisku. Teraz musimy znaleźć prawdziwego Geboraha i załatwić fałszywego.

– Prawdziwy nie żyje – odparł ze smutną miną Funky. – Zastrzelili go na moich oczach. A co do podróbki, to bardzo chętnie się z nią policzę.

– Tak też myślałem – Barley uśmiechnął się i podał Kovalowi pistolet. – No to w drogę. Trzeba skopać kilka tyłków.

 

VI

Mężczyźni wybiegli z pomieszczenia. Na ramieniu Barleya siedział Droll, który z zabójcza precyzją eliminował kolejnych wypadających przed nich napastników. Drogę za nimi zasłały trupy.

– Gdzie teraz szefie? – spytał detektyw, kiedy dobiegli do windy, znajdującej się na końcu korytarza.

– Do gabinetu Geboraha! Biegiem!

Cała trójka weszła wnętrza dźwigu. Urządzenie w mgnieniu oka wyniosło ich na sto dwudzieste piętro, na którym znajdował się pokój przewodniczącego. Wpadli do niego, wysadzając drzwi niewielkim, przenośnym ładunkiem wybuchowym. Barley miał pełną torbę owych miniaturowych bomb.

– Zabezpieczyłem się na każdą ewentualność – uśmiechnął się do Funkyego.

W całym budynku słychać było odgłosy strzelaniny.

– Szefie. Zabezpieczyliśmy budynek. Oprócz strażników i kilku cywili, nie znaleźliśmy nikogo. – doszedł do nich głos z radia, które Paul miał przypięte do paska.

– On musi być gdzieś wśród nich – odezwał się milczący dotąd Droll. – Musimy sprawdzić każdego…

Nie dokończył. Wiązka z laserowego pistoletu strąciła go na ziemię. Kosmita umarł, trzymając się małymi łapkami za ogromną dziurę w swoim niewielkim brzuchu. Paul i Funky z przerażeniem spostrzegli fałszywego Garretha Geboraha, stojącego w tajnym przejściu, które przed chwilą pojawiło się w jednej ze ścian gabinetu.

– To koniec Torolopie! Poddaj się! – krzyknął detektyw. – Wszyscy twoi ludzie zostali pojmani.

Torlop zaśmiał się dziko i wycelował głowę Barleya. Ale Funky był szybszy. Już po chwili kosmita leżał na ziemi drgając konwulsyjnie. W chwili śmierci powrócił do swojego naturalnego wyglądu.

– Dzięki przyjacielu – uśmiechnął się Paul. – Ależ to paskudne – dodał, spoglądając na przypominające krewetkę ciało obcego.

– Nie ma sprawy szefie. – Funky poklepał dowódcę po ramieniu. Co teraz?

– Nie wiem, skoro główny sprawca zamieszania nie żyje, pozostaje nam aresztować resztę jego podwładnych i wracać do domu. Policja na reszcie księżyców zostanie poinformowana o zajściu i sama zajmie się sprawdzeniem pozostałych przywódców.

***

Tłum skutych jeńców posuwał się wolno, wchodząc po niewielkich schodkach, na statek, mający zabrać ich do międzygalaktycznego więzienia. Funky i Paul przyglądali się temu widowisku. Na lotnisko przybyły również tłumy mieszkańców Europy, by popatrzeć na tych, którzy spowodowali tyle zamieszania. Pojmani Torolopowie ciągle wyglądali jak ci, których skopiowali. Nagle Funky pośród tłumu zobaczył coś dziwnego. Przez chwilę wydawało mu się, że gdzieś w oddali Amelia Rockefeller przepychała się pomiędzy ludźmi, ale gdy spojrzał w tamtym kierunku po raz drugi, już jej nie było.

– Coś mi się wydaje Paul, że to jeszcze nie koniec.

– Mnie również… – odparł Barley, patrząc w tę samą stronę co Funky Koval.

 

Koniec

Komentarze

Do konkursu. :)

odlecieć traktorem - fajny ukłonik w stronę oryginału ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

kurcze,
poprawne, ale trochę shematyczne i przewidywalne. w pierwszej fazie trochę ziewałem, ale to zapewne dlatego, że pora już późna. dalej mnie wciągnęło, chociaż bez przesadnych ochów i achów.
pewnie gdybym mógł oceniać, dałbym czwórkę (choć do historii literatury raczej nie przejdzie), a tak tylko...
byłem, czytałem,
kłaniam się i pozdrawiam :)

No tak Leszku, jak pisałem na początku, limit znaków... Trzeba było kończyć, tak szybko jak się zaczęło...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka