- Opowiadanie: Wicked G - Starcie pomników

Starcie pomników

Tekst sprzed dwóch miesięcy, pisany na pojedynek literacki na grupę facebookową “Jak będzie w conworldzie”. Przegrałem ;) Motywem przewodnim było “Rendezvous ze Śmiercią”.  Utrzymany w dość refleksyjno-futurologicznym klimacie. Zapraszam do lektury.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy, Naz, Darcon

Oceny

Starcie pomników

 Konfrontacja miała odbyć się w dość nieprzyjaznych warunkach – na skalistym szczycie góry wznoszącej się nad pierwotną puszczą, gdzie wicher dął z zawrotną prędkością, a temperatura oscylowała w okolicach punktu zamarzania wody. W zasadzie wybrali to miejsce wyłącznie dlatego, iż było proste do zlokalizowania. Kiepska pogoda nie przeszkadzała zarówno Unarin jak i jej adwersarzowi. W końcu oboje mieli niewiele wspólnego ze zwykłymi śmiertelnikami.

Vorros powoli się zbliżał. Unarin niezmiernie cieszył ten fakt. Oczekiwanie spędzane na obserwowaniu połaci zieleni ciągnącej się aż po horyzont już jej zbrzydło. Pragnęła prędko załatwić to, co trzeba.

Postać o męskiej budowie ciała i bladej jak papier, niemal przeźroczystej skórze wylądowała miękko na granitowym bloku ociosanym przez wiatr i wodę. Uśmiechnęła się szeroko i przeciągnęła dłonią po gładko ogolonej głowie.

– Najszczersze przeprosiny w związku z opóźnieniem – rzekł Vorros łagodnym, nieco szeleszczącym głosem. – Źle wykalkulowałem parametry lotu.

– Błąd? – zdziwiła się Unarin. – Myślałam, że w tych czasach to rzecz niespotykana.

– A jednak – odparł Vorros. – Instrumenty badawcze zawsze pozostaną zawodne, choćby w minimalnym stopniu. Niedoskonałość jest wpisana w podstawy tego świata.

Na chwilę obie istoty zamilkły, wsłuchując się w świst mas powietrza rozbijających się o skaliste zęby gór.

– Przypuszczam, że znasz moje zastrzeżenia co do rozwiązywania sporu w ten sposób – powiedziała Unarin. Rozstawiła szerzej nogi i ugięła kolana, szykując się na to, co miała lada moment nastąpić. – Zaproponowałeś prymitywne i brutalne rozwiązanie. Wolałabym, aby przemoc pozostała przykrym wspomnieniem z przeszłości.

– Wszechświat powoli robi się dla nas za mały – stwierdził jej rozmówca. – Na chwilę obecną potyczka jednostek to najlepsza opcja. Zwycięzca zgarnia pulę, a straty zasobów w przypadku porażki są minimalne. Potem każdy odchodzi w swą stronę, szukając kolejnych ścieżek rozwoju. Jednak prędzej czy później będziemy musieli stoczyć wojnę, albo się zjednoczyć, zatracając tym samym tożsamość.

– Rozumiem twój punkt widzenia, choć odrobinę mnie przeraża. – Unarin zachrzęściła zębami. – Mimo wszystko preferuję współpracę.

– Choćbyśmy nie wiem jak próbowali, nie odetniemy się całkowicie od ludzkich, biologicznych korzeni. – Vorros również przyjął bojową postawę. – Życie definiuje konkurencja. Kto nie chce umrzeć, musi walczyć.

– Niech zatem tak będzie – rzekła Unarin. – Nie traćmy już czasu.

Zaatakowała jako pierwsza, wysoko kopiąc zakroczną nogą, lecz jej przeciwnik sparował uderzenie przedramieniem. Cofnęła kończynę i odskoczyła parę metrów do tyłu, zaś Vorros rzucił się na nią, zasypując gradem prostych ciosów i haków.

Był piekielnie szybki, nawet jak na istotę o niewielkim udziale biologicznych układów. Cechował się czasem reakcji jeszcze krótszym niż cyborgi z optycznym przekazywaniem sygnałów. Prawdopodobnie wykorzystywał kwantowy układ nerwowy. Na szczęście Unarin również miała go na pokładzie.

Informacje z jej sensorów trafiały do wspieranego elektroniką i spintroniką mózgu, gdzie ulegały przetworzeniu na nieustannie zmienny algorytmy ataku i obrony, śmiercionośny taniec wzmacnianych kompozytami tkanek.

Pojedynek był wyjątkowo zacięty, każdy ruch mający na celu zadanie krzywdy spotykał się z blokiem lub unikiem drugiej strony. Unarin zbijała niskie kopnięcia Varrosa goleniami, on zaś nie przepuszczał jej sunących po zakrzywionych torach pięści przez szczelną gardę. Starcie znacząco różniło się od walk wręcz sprzed stuleci. Skały pękały w wyniku energicznych uderzeń stóp. Ich kończyny często zatrzymywały się niemal w miejscu, gdy chybiły celu, i gwałtownie powracały do początkowej pozycji. Osoba z oczami zaprojektowanymi wyłącznie przez naturę widziałaby je jako dwie przeskakujące na przemian do przodu i do tyłu rozmyte smugi.

Poczynania istot obserwowały jednak wyłącznie drony, sterowane przez komputery pokładowe statków, którymi cyborgi przybyły do tego miejsca. Relację transmitowano dla innych awatarów Unarin i Varrosa.

Stawką potyczki było przejęcie planety i możliwość pełnego wykorzystania jej zasobów. Unarin początkowo proponowała, aby podzielić się obiektem astronomicznym po połowie, lecz Varros się nie zgodził. Skalista geoida, nieco większa od Marsa, stanowiła łakomy kąsek ze względu na zasobne złoża metali ziem rzadkich. Oba umysłoroje od dłuższego czasu planowały jej przejęcie i gdy ostatecznie zdecydowały się na ten ruch, zrobiły to niemal w tym samym momencie. W konsekwencji naruszono trwający od wieków pakt o nieagresji.

Przez wiele lat konflikt był wyłącznie słownikowymi pojęciem. Spadkobiercy ludzkości rozpierzchli się po różnych stronach kosmosu, realizując własne plany i nie wadząc sobie nawzajem. Ich ciała – nośniki informacji pod różnymi postaciami oraz kolonie awatarów – rozrastały się do rozmiarów ponadgalaktycznych, aż w końcu nastąpiła nieunikniona kolizja.

Pat pomiędzy walczącymi cyborgami został przerwany, gdy Unarin spróbowała sprowadzić Varrosa do parteru wejściem w nogi. Przeciwnik odczytał jej zachowanie szybciej, niż się spodziewała. Oberwała butem w twarz. Pancerz dylatancyjny zadziałał jak trzeba i pomimo ogromnej siły uderzenia układy wewnętrzne wyszły z tego bez szwanku, lecz Unarin była zmuszona przejść do defensywy. Przetoczyła się po głazie, by zwiększyć nieco dystans, po czym postawiła do pionu.

– Czyż to nie dziwne, Varrosie? – odezwała się, licząc na to, że uda się jej na chwilę przerwać konfrontację. – Powstaliśmy przez to, że różnice pomiędzy jednostkami ulegały zatarciu. Nasza świadomość została zlepiona z miliardów innych. Dlaczego teraz walczymy o to, by zachować odrębność?

– Teraz jesteśmy równi bóstwom. – Varros przemówił ostrzejszym niż zwykle głosem. – Po co mielibyśmy się jeszcze ograniczać? Kompromisy już mnie mierżą. Została nas zaledwie garstka. Rozpoczynamy ostateczne igrzyska. Zwycięzca stanie się panem całego wszechświata.

Drugi cyborg ruszył na Unarin, atakując niskim hakiem na brzuch. Ta jednak uskoczyła w lewo w odpowiednim momencie. Wyprowadziła cios łokciem na nieosłonięty bok czaszki przeciwnika. Uderzenie nieco nim zachwiało, lecz szybko złapał równowagę i sparował kolejne kopnięcie Unarin. Następnie aktywował lewitator elektromagnetyczny, by wznieść się na kilka metrów w powietrze. Gestem dłoni zachęcił przeciwniczkę do przeniesienia walki w przestworza. Ta wyleciała w powietrze z zaciśniętą pięścią przewodzącą reszcie ciała.

Varros wcale się nie zmienił przez te stulecia. Nadal był zaskakująco ludzki, a to, że wybrał tak prymitywną metodę rozwiązania konfliktu, stanowiło doskonały tego przykład. Mogliby przecież rozpętać regularną wojnę, a on chciał załatwić to pojedynkiem bez użycia broni. Doprawdy nietypowe.

Unarin zastanawiała przyczyna takiego zachowania. Upatrywała jej w fakcie, iż kiedyś Varros funkcjonował jako sztuczny raj – moduł archiwizacyjny osobowości zmarłych ludzi, który później wyewoluował w niezależny umysłorój. Może jego nietypowe poczucie honoru i przywiązanie do ego – co prawda ziarnistego, rozdrobnionego – było tylko amalgamatem ludzkich pragnień i żądz. Ona sama zaczynała swe istnienie pod postacią superkomputera sprawującego władzę nad ludzką kolonią na Tytanie. Dobro inteligentnych form życia było dla niej wartością nadrzędną, dla której zgadzała się na fuzję z innymi SI i inkorporowanie ludzkich tożsamości w celu zapewnienia lepszych warunków przetrwania.

Historia innych umysłorojów pisała się podobnie. Na początku trzeciego tysiąclecia cywilizacja rozpoczęła dryft w stronę kolektywnej świadomości, dyktowany przez rozwijające się metody masowej komunikacji. Biologiczne ciała ludzi obumierały łatwo, za to ich myśli zapisane pod postaciami programów komputerowych przeżywały, niesione przez sondy von Neumanna w najdalsze zakamarki kosmosu. Człowiek od zarania dziejów pragnął uniknąć spotkania ze śmiercią, jednak zawsze udawało mu się to wyłącznie w pośredni sposób – przelewając swe koncepcje na trwalszy nośnik danych.

Varros stwierdził, że jego idee są cenniejsze od innych. Do ich zabezpieczenia potrzebował większej liczby kopii zapasowych, wydajniejszych serwerów… Unarin przypuszczała, że ten żałosny teatr pod postacią bijatyki wspomaganych cybernetycznie organizmów stanowił wyłącznie preludium do wojny. Nie mogła jednak odstąpić pola. Musiała walczyć.

Frontalny atak stanowił jedynie przykrywkę. Tuż przed spotkaniem z Varrosem, przygotowanym na uderzenie pięścią w głowę, odchyliła się i wbiła kolano prosto w jego brzuch. Wróg zgiął się w pół, po czym huknęła go ciosem młotkowym w plecy, posyłając kilka metrów w dół. Rozzłoszczony Varros prędko przyleciał do niej i zaczął rzucać rękoma i nogami niczym oszalały. Unarin oberwała w twarz i żebra, ale nie pozostała też mu dłużna.

Zwykła wymiana razów mogłaby trwać w nieskończoność. Należało poszukać innej drogi… Cybernetyczna kobieta wyprowadziła cios otwartą dłonią w kierunku karku adwersarza. Varros chwycił ją za nadgarstek i zabierał się do wykręcania ręki. Dokładnie tak, jak chciała, żeby uczynił. Momentalnie wyłączyła system lewitacji, zaskakując wroga, który nie dostosował siły ramienia do utrzymywania drugiej osoby w powietrzu. Unarin nieco opadła, tym samym otwierając sobie drogę pod zasłoną. Wtedy znowu aktywowała unoszenie i sięgnęła drugą dłonią prosto do gardła Varrosa. Spenetrowała kryjącą się pod sztuczną skórą warstwę cieczy dylatancyjnej powoli, aby nie została zagęszczona ścinaniem. Gdy już zagłębiła się w ciało, wyrwała z niego fragment sztucznego kręgosłupa.

Varros opadł bezwładnie na ziemię. Unarin wylądowała tuż przy nim. W czaszce cyborga znajdowało się mikroogniwo gwarantujące awaryjne zasilanie, więc nadal mógł rozmawiać.

– Mam nadzieję, że będziesz respektował warunki umowy – powiedziała chłodno. – Moja propozycja współpracy jest wciąż aktualna. Jeśli jednak będziesz próbował rozwijać się moim kosztem bądź zaszkodzisz innym umysłorojom, stawię najzacieklejszy opór.

– Nie czuj się bezpieczna – odparł Varros. – Jeżeli nie poświęcisz wszystkiego na ustabilizowanie własnego bytu, wkrótce zginiesz. Istnieje ktoś, kto potrafi zmiatać z powierzchni całe wszechświaty… Żeby dorównać mu poziomem, nie mogę mieć skrupułów w poszukiwaniu okazji do rozwoju. W przeciwnym przypadku moją schedę czeka spotkanie ze śmiercią. Tym razem ostateczną. Nie przetrwa nawet cząstka informacji o mnie, o tobie zresztą też…

– O czym ty mówisz? – zdziwiła się Unarin.

Nie doczekała odpowiedzi. Awatar Varrosa ostatecznie zamilkł.

Koniec

Komentarze

Przykro mi, Wickedzie, ale chyba nie potrafię zainteresować się opisem walczących cyborgów. I nawet jeśli w tle zostaje ukazany inny świat, jest on tak odległy od tego, który znam, że mogę tylko docenić Twoją wyobraźnię, ale pozostanę raczej obojętna wobec przeczytanego opowiadania.

 

Był pie­kiel­nie szyb­ki, nawet jak isto­tę… –> Był pie­kiel­nie szyb­ki, nawet jak na isto­tę

 

i spa­ro­wał na­stęp­ne kop­nię­cie Una­rin. Na­stęp­nie ak­ty­wo­wał… –> Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Reg :) Błędy poprawiłem. Szkoda, że się nie spodobało.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ano szkoda, Wickedzie, ale jak wspomniałam, to zupełnie nie moja bajka. Za to czytało nie nieźle, bo scena napisana bardzo przyzwoicie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To w sumie zasługa Twoja i innych użytkowników portalu :) Uczyłem się na własnych błędach, wskazanych przez Was, dzięki temu podniosłem swój poziom w porównaniu do pierwszych tekstów, które wrzucałem tutaj.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Och, miło to czytać, Wickedzie, ale nie ujmuj sobie zasług. Wszak poprawiałam wiele opowiadań, ale nie mogę powiedzieć, że wszyscy, których teksty opatrywałam uwagami, wykorzystali je do tak świetnego ulepszenia własnych umiejętności. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mnie też nie uwiodło. Cyborgi rozprawiają uczenie, potem się naparzają. Do tego trochę infodumpów. Nic z tego mnie nie zainteresowało.

Liczyłam na jakiś twist w końcówce, ale jeśli był, to go nie zrozumiałam. Bo o ile Cię znam, to można tu się doszukiwać odwołań religijnych. ;-)

Ale fakt, że napisane ładnie. :-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Finklo :)

Jeżeli chodzi o plot twist, to tym razem nie ma jakichś głębszych nawiązań religijnych :D Chodziło mi raczej o symboliczne wyrażenie tego, że przed śmiercią i zniszczeniem nie da się uciec, że nawet, gdy wszystko wydaje się idealne dopracowane, zawsze mogą pojawić się nieprzewidziane okoliczności, które nas pokonają.

Tym “zmiataczem wszechświatów” mogło być cokolwiek – śmierć cieplna, Wielkie Rozdarcie, Wielki Kolaps, jakaś nadnaturalna istota. W zasadzie to tekst był próbą zastanowienia się nad pytaniem, czy informację da się zapisać na wieczność i czy walka jednostek o zostawienie spuścizny po sobie ma sens w obliczu niszczycielskich sił, którym człowiek może nigdy nie sprostać.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

tym razem nie ma jakichś głębszych nawiązań religijnych :D

To dopiero zaskoczenie! ;-)

Babska logika rządzi!

Ciekawy pomysł na istoty i zarys świata. Jednak jest jedna spora wada w tekście – jak na walkę nie jest dynamiczny.

Nie chodzi tu o dosyć dokładne opisy ciosów (ciekawe kto się nie zatrzymał na “zakrocznej nodze”), ale o to, że w trakcie przerywasz ją kilkoma infodumpami. Moim zdaniem nie tam jest ich miejsce. Przypomina mi to fragmenty powieści Clancy’ego, który najbardziej emocjonującą akcję potrafił przerwać szczegółowym opisem technicznym nowej w owym czasie zabawki US Army. Przez to napięcie i dynamizm szlag trafia i nawet wynik walki nadludzi przyjąłem bez emocji.

Tak więc jest tu pomysł, ale niestety koncert fajerwerków postawił na złą konstrukcję. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Samo tło z tymi umysłorojami i ich genezą nawet fajne. Ale opis naparzania się dwóch cyborgów nie zaciekawił.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dziękuję za kolejne komentarze :) Już widzę, co jest nie tak z tym opowiadaniem – znowu zbytnio poszedłem w konceptualizm i wrzuciłem słabą fabułę.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Bardzo dobry szort, Wickedzie. Słowa Szyszkowego o naparzance są lekką przesadą. Ładnie wkomponowałeś, a raczej przemyciłeś w walce informacje o świecie i bohaterach, a raczej wszechświecie. Tak, masz superbohaterów, herosów, którzy najczęściej są jednokierunkowi, ale u Ciebie brzmią wiarygodnie. Sam pomysł umysłorojów i ich powstania – miodzio. Pomijam fakt, że dobrze warsztatowo napisane. To niedocenione opowiadanie.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, Darconie! Cieszę się, że tekst Ci się spodobał :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Koncept i światy mi się bardzo podobają ale walka jest zbyt dosłowna, techniczna. Jak w tekście “żałosny teatr pod postacią bijatyki”. Taki koncentrat idei i krótka akcja. Jest dużo ciekawej treści w tle, a przebija się komiksowy łomot. Z drugiej strony jakby zamiast pomników starły się flotylle sił to już by było zbyt realne. A poza tym nie do końca ogarnąłem i czekam na ciąg dalszy bo jak rozumiem zginął avatar a Varros żyje?

Dziękuję za przeczytanie i komentarz, kk_kk! Tak, zginęło tylko jedno z ucieleśnień Varrosa, przetrwały niezliczone ilości innych kopii zapasowych jego osobowości. Kontynuacji raczej nie planuję, choć może jeszcze powstanie coś luźno opartego na tym pomyśle…

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Najbardziej zaciekawiło mnie użycie słowa geoida, inspirujące do rozważań czy słowa z członem “geo” mogą czy nie mogą być wykorzystywane do opisywania planet innych niż Ziemia. Por. areoida, areografia, areologia itd.

Cyborgi niestety nie przekonały mnie do siebie, chociaż zgadzam się z Szyszkowym, że z umysłorojów mogłoby jeszcze powstać coś fajnego.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Mnie raczej nudzą opisy bijatyk, ale czytało mi się dobrze :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za komentarz, Anet, cieszę się, że czytało się dobrze :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka