- Opowiadanie: stn - Wzór do naśladowania

Wzór do naśladowania

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wzór do naśladowania

Mem: kategoria

Czyli jak wzmocnić animozje?

 

W ciałach trzeźwym i naćpanym zmysły grają mi stereo. Przecieram oczy, próbując pozbyć się tej rozdwojonej jaźni. W żołądku rodzi się rewolucja, a kwasy szykują do bitwy. Chwytam za brzuch, w którym nie ma pępka.

Razem z MocArtem przyglądamy się wykazowi zamówień, ale ten dostrzega moją minę, stuka kieliszkiem o kant ekranu i pyta:

– Za dużo wódy?

– Nie. – Kręcę głową. – Wczoraj chemia, ale w płaszczu.

– Gdzie kupiłeś? U nas?

– Nie, dostałem w zastaw.

– Współczuję mu kaca.

– Mam to w dupie. – Wzruszam ramionami. – I tak był mi dłużny.

Podnoszę wzrok znad wyświetlacza. Wokół nas szum i spocony tłum. Dym papierosów tańczy z promieniami światła, a większość bezpępkowców czeka niecierpliwie: głodni swoich nowych ról i upośledzeń. Jeden z nich wychodzi, przed chwilą wypożyczony przez nieznanego mi celebrytę. Patrzę na wszystko oczami małego Azjaty.

– Co dobrego? – dopytuje kolega-szatniarz.

– Fluoksetyna, pramolan, imipiramina.

– Tryptyk depresanta – uśmiecha się.

– Ano. 

Nie śpię, choć to dziwne, bo czuję się jak we śnie.

Głośnik z cichym piknięciem informuje o kolejnych logowaniach, obniżam wzrok – na ekranie ruch jak w ulu. To zaproszeni goście przyglądają się ofercie. Bogaci i znudzeni – znani tylko z tego, że są znani. Przebierają w ciałach, podejmują decyzje. Co wybrać? Albo płaszcze, albo suknie. Do wyboru spośród wielbicieli i miłośniczek, czcicieli i amatorek. Byle młodych i przystojnych, byle gotowych oddać się swym bożkom.

Szatnią dla wybranych, tym są dzisiejsze Sukiennice. Mężczyznom serwujemy chłopców, a kobietom – pannice.

Choć bywa różnie.

Z rynku rozbrzmiewa muzyka, gdzieś pomiędzy ludzki ul. Leżąca obok dziewczyna chwyta mnie za dłoń. Odwracam się do niej, a ona zagląda mi głęboko w oczy. Spod metalicznego kasku, spod powiek wymalowanych na wzór pawiego ogona, patrzy na mnie wielkimi ślepiami pełnymi tęsknoty do bogactwa i zabawy.

– Cały rok na siłkę chodziłam i tyłek rzeźbiłam. Musi mnie wziąć!

MocArt polewa, a ja dyskretnie manipuluję parametrami operacji upłaszczowienia.

Dziewczyna nie czeka długo. Nowe zgłoszenie rozbłyskuje na czerwono, próbując swym kolorem ponaglić nas do szybszej pracy. Zaglądam w opis zamówienia. Złożył je ktoś bardzo bogaty i sądząc po wysokości przelanej kwoty – cholernie zdesperowany.

Uśmiecham się pod nosem. 

Szatniarz wciska przycisk i kobiece usta zamierają, kiedy mózg przeszywa silny impuls elektromagnetyczny. Na lekkim rauszu przygląda się jej płaskiemu brzuchowi.

– Nienawidzę ich.

Stukam kieliszkiem w jej głowę i wznoszę z nim toast. Odpowiada. Zimna wódka pali nas w gardła.

Teraz wchodzę ja, didżej upośledzeń. Podział kory mózgowej na czterdzieści cztery obszary mam wyryty w pamięci. Kolejny impuls uderza w pole czterdzieści cztery. Pasek na ekranie rośnie wraz z postępem afazji. Złośliwy mem, który dziś zasadzam w głowach, jest tylko dodatkiem.

– Zmieniłeś życzenie klienta? Dlaczego akurat na to?

– Zobacz na opis zlecenia. Taki desperat? Zapomni, jak się gada, to mu każdy podryw wyjdzie.

Kompanom od wódki zazwyczaj można zaufać, to i szatniarz niczego nie podejrzewa. Rechocze głośno i uznaje to za dziwny, ale głupi żart.

– Z taką dupką… – Przerywa i polewa. – Wszystkich kumpli zaliczy.

Ktoś wali do drzwi.

Ktoś inny z obsługi podchodzi i je otwiera. Ten ktoś zza drzwi powala go potężnym ciosem kolby karabinu w szczękę. Ten sam ktoś bierze nas wszystkich na muszkę.

Dziewczyna wstaje i wskazuje na mnie palcem. Próbuje coś powiedzieć. Uśmiecham się do niej, bo sukienka jest naprawdę ładna i jej twarz wykrzywiona w grymasie niemej złości wygląda niemal uroczo. 

Wirtualka informuje mnie, że człowiek w nowej sukience to Ludwiq, a ten z karabinem to MichałAndżelo. 

Uśmiecham się pewny swojej bezkarności. No to zaczynam: chwytam za włosy dziewczyny i liżę ją od brody do czoła. 

MocArt i reszta szatniarzy w szoku, przyglądają się całej scenie w milczeniu.

Odwracam do nich głowę. Wyciągam język i macham nim, a jedną ręką chwytam za koszulkę i unoszę ją. Brzuch bez pępka wywołuje falę przekleństw.

– Ty fałszywy chuju! – krzyczy nagle MocArt i rzuca we mnie kieliszkiem. – Ty hodowlana gnido!

Facet z karabinem podbiega, uderza mnie i przewraca. Ludwiq, ten mężczyzna-w-sukience, nadaje coś radiowo. Wszczepka wszystko słyszy i krzyczy, że to policja memetyczna.

Wyciągają mnie z budynku. Michał przyciska mnie do bruku, krzyczę z bólu, a MocArt śmieje się do rozpuku.

Mój płaszcz rzyga pod siebie, rewolucję czas zacząć. Fale czerwieni i błękitu rozświetlają kamienne ściany.

Coś zimnego dotyka mojego karku. Ludwiq puszcza do mnie oczko.

Nagły trzask wyrzuca mnie z wypożyczonego ciała. Ból rozsadza czaszkę. Nie wiem tylko, czy przez szok przeskoku, czy obłudę pępkowego świata.

 

*

 

Mem: strategia

Jak przekonać się, że przyczyny warte są skutków?

 

Patrzę w krzyż okna. Plastikowa rama i rozbita szyba nie bronią przed światem. Do pokoju wlewają się takty kolejnej aranżacji Szopenowego poloneza.

Wyglądam na zewnątrz. Tłum zaproszonych osobistości dyfunduje w obłoku wymuszonej grzeczności, kłamstw i konwenansów. A masa fanów otacza ich jak sznur, zaciskając pętlę wokół krakowskiego rynku.

W pokoju ciało nieprzytomnej dziewczyny – mój świat, moja nagroda. Chciałbym się nią komuś pochwalić. Mamo?

Wokół tylko zakurzone meble, stary telewizor. Na jego ekranie teleturniej, w którym uczestnicy przyjmują losowo przydzielone upośledzenia i próbują wykonać różne zadania. Ich staraniom towarzyszy rechot widowni puszczany z taśmy.

Sprawdzam kieszenie – w jednej czekają trzy tabletki, a w drugiej dwie, które natychmiast połykam. Czas sprawdzić, czy ziarenka wątpliwości zaczęły kiełkować.

Żegna mnie salwa śmiechu.

 

Niby noc, a wokół jasno. Kolorowe neony knajpek i staromodne jupitery oświetlają zebrany tłum. Telewizyjne drony tańczą w powietrzu, szukając najlepszych ujęć.

Ukrywam się w cieniu Sukiennic. Wokół mnie stado pożądaczy, każdy z nich pragnie upić nieco sławy i chwały z cycków bogaczy. Kordon zrobotyzowanej policji rozdziela dwa światy. Setki wirmasek zakrywających oczy zebranych, nad nimi kamery i wirfony na wyciągniętych w górę dłoniach – próbują coś nagrać. Modne jest, by zaaplikować sobie dokładnie to upośledzenie, z którym dziś bryluje wybrana gwiazda. A więc wokół mnie fala wzbierającej patologii. Widzę apraksje, astazje i abazje. Aleksje, afazje i agrafie.

Tu i ówdzie piją na umór. Ze dwie pary kochają się na stojąco. O, jest i trójkąt. Oczywiście – na żywo i w transmisji dla znajomych. Po drodze depczę jakiegoś pijaka, potem staję w gównie. A może na odwrót? 

– Widzieliście? Jeden z naszych dostał się do obsługi. Ponoć zaraził wszystkich syfem.

Plotki mutują i rozchodzą się szybko.

– Tylko jak mu przypieprzyli prądem.

– Świńskie pępki. Kiedyś za to zapłacą.

Tego właśnie oczekiwałem. Choć głowę zaprzątają mi wątpliwości, coś podobnego do poczucia winy. To w końcu ludzie, tylko zwierzęta – trawione w żołądku antydepresanty próbują mi to wszystko wytłumaczyć. 

Czy są winni takiej codzienności?

Jeśli wyrosłem sam, to ojczyzna powinna być matką – jedna z bzdur, których mnie uczyli. Ale dręczy mnie tęsknota za prawdziwą rodziną. Nie miałem piersi do płakania, nie ssałem żadnego sutka. Nie znalazłem fałdy, w której mógłbym się ukryć. Zaprojektowany w pośpiechu i bez miłości, tęsknię do dzieciństwa z wyśnionych filmów, w których nie dorastałem z gumowym wężem w gardle. Wiem, że oni czują przecież to samo – pragną akceptacji, tworzą własne stada, dlatego ciągną do łatwych w przyswojeniu, bo wyhodowanych i doskonale rozpowszechnionych w sieci wirusów umysłu. Albo: wzorców do naśladowania. Psia ich mać.

Ale tłum jest głupi. I tłum jest zły.

– Nie pchaj się świnio, też chcę coś zobaczyć! – krzyczy ktoś.

- No rusz to dupsko! 

Ktoś uderza mnie w plecy, inni popychają. Miałem wątpliwości, ale agresja tłumu ucisza sumienie.

Rzucam się w strumień płynących ciał, niech mnie pochłonie. Wciskam pomiędzy zebranych, walczę z masą łokci, kolan, chwytam za barki i zęby, które zaciskają na moich palcach. 

Matko – zarażę cię chorobą. A potem utopię w rzece.

W żołądku toloksaton i karbamazepina – z uśmiechem na ustach, bo zbyt szczęśliwy, by cokolwiek poczuć, unoszę się na fali.

 

*

 

Mempleks: skojarzenia.

Schizma kulturowa.

 

Kto mnie wynajął? Surogatka, czyli ojczyzna.

Przelew od któregoś z urzędników, specjalna cyfrowa sygnatura przedstawiona ochroniarzowi i dostaję wstęp na zamkniętą część imprezy. Gra z memtycznymi to farsa. Raz mnie złapali, więc zostanie w aktach. Więcej nie spróbują. A społeczeństwu wystarczy powiedzieć – próbowaliśmy.

Tłum wiernych patrzy na mnie z zawiścią, kiedy staję przed drzwiami Klubu Mariackiego.

W środku gargantuiczny przepych.

 

Dlaczego się na to zdecydowałem? Problematyczne ustawy przepycha się w trudnych czasach, kiedy społeczeństwo jest czymś zajęte. Do realizacji planu wystarcza jedna osoba – odpowiednio szalona albo zdesperowana. Tak mnie znaleźli.

Tęcza neonów onieśmiela.

Nad wejściem fontanna z wirtualnej czekolady. Z pobliskiej nawy zwisają duchy i przekonują do siedmiu pokus głównych.

Wszczepka taguje zebranych, nakładając im nazwy na czoła – łatwiej mi teraz ich rozpoznać. Skąpo ubrani, ale to w wirtualu widać dostojeństwo cyfrowych ciuchów. Płaszcze noszą fraki, a sukienki prawdziwe suknie. Jednak poświęcenie dla roli musi być pełne – zatem i ułomności trzeba przyjąć. Gwiazda pijana i przy tym niepełnosprawna jest bardziej memogeniczna. A sieć takie uwielbia. Poznaję swoich klientów – śliniących się, czołgających, próbujących stać prosto, rozmawiających z halucynacjami.

Mechaniczni kelnerzy podjeżdżają i próbują mnie obsłużyć. Potworki z silikonową skórą, odziani od pasa w górę, wciskają mi przed nos tace z przekąskami.

– Wieszczę, że ma pan ochotę na kokomiśka? – kłania się nisko Mickiewicz, oferując wypieki z kokainą.

– Śmiem twierdzić, że chciałby skosztować kilku nanitek! – Juliusz wciska się przed niego, próbując przekonać mnie do czarnego proszku. Pamiętam, że smakuje jak czekolada, ale zapewnia symulację bliską orgazmowi, aż do momentu rozpuszczenia się w organizmie.

Zbywam ich gestem dłoni. Zamiast odjechać, stają naprzeciw siebie i niczym dwa koguty zaczynają kłótnię o to, który z nich zawinił.

Wzrokiem szukam didżeja. Przed ołtarzem ustawiono konsoletę, więc musi być gdzieś obok. Pamiętam, że udaje dziś głuchego, więc zupełnie bezkarnie puszcza muzykę z taśmy.

BitHoven obmacuje się właśnie z dwiema sukienkami, spośród których wiem, że jedną założył osiemdziesięcioletni facet. To mój punkt zaczepienia. Odpalam swój imprezowy awatar.

– Siema wam, jestem Mendżele, przepisuję tabletki na wszelkie podnietki – witam się z nimi.

Tekst o tyle głupi, co mający przykuć uwagę.

BitHoven przygląda się mi podejrzliwie, podobnie jak podrywające go sukienki.

– Tak naprawdę to Adam, Adam Sroczyński. – Podaję mu rękę.

Takiego mnie znają od lat.

– Adaś? – Jego oczy rozszerzają się w zdziwieniu. Uśmiecha się szeroko i przedstawia swoim towarzyszkom. – Toć to, kurwa, mój magister chemii i dominant psychicznego sadomaso! Zerżnie was bezdotykowo!

– Wolę jednak cieleśnie. – Staram uśmiechnąć się najskromniej jak potrafię. Wskazuję palcem kolejno po dziewczynach. – Caryco spadaj, tutaj kuśki nie zamoczysz. Ty też blondi, wypad.

– O co chodzi? – BitHoven patrzy zdziwiony.

– Muszę poprosić cię o przysługę. Bardzo dyskretną.

Nie odpowiada, ale zaprasza mnie gestem. Wchodzimy do małej salki, w której przygląda się nam kobieta z obrazu.

– Potrzebuję twojego ciała. Dziękuję.

 

Bydlak dzielił się zmysłami z dwojgiem innych ludzi. Sprzężenie głosów mąci mi w głowie. Echa kucharza i nimfomanki próbują przebić się na powierzchnię świadomości.

Z głośników znów wariacja poloneza.

Widzę czym stało się to miejsce, patrzę na zebranych. Trwały mem religii zastąpiły krótkotrwałe mody. Znak czasów.

Staję przed ołtarzem, w trójce rozstrojony, ale jedyny. Opieram się o konsoletę, za mną wszyscy święci. Włączam nadawanie na wirtual – niech się niesie w sieci.

– Cześć ludzie! – krzyczę. Zebrani patrzą z zainteresowaniem. – Jestem Adaś, ten Adaś. BitHoven pozwolił mi się w niego przebrać.

– To już wiem, co zamierzasz mu robić!

Śmiech tłumu miesza się z muzyką.

– Tak, znacie moje umiejętności. – Uśmiecham się. – Muszę wam coś powiedzieć.

Tłum słucha.

– Jesteście trupami, które dupczą się z trupami.

Zabolało. Szum niezadowolenia płynie przez tłum.

–  Znam każdego z was! – krzyczę do nich. – Mówcie głośno, krzyczcie, bo ja jestem głuchy!

Kultura ewoluuje wraz z jej nosicielami. Ich ciała potrzebują pożywienia, seksu i bezpieczeństwa. Niesie mnie rytm poloneza.

Raz: pożywienie. Kryzys trawienia wspominam, wołając z głębi głowy kucharza.

– Myślę, że kokomiśki robią z syntetycznego gówna, a nie prawdziwej koki. Ale na pewno udaje mi się skleić je własną spermą.

Dwa: seks. Kryzys przyjemności, uwalniam wspomnienia nimfomanki daWincyj:

– Część z was prosiła o trójkąt z trupem. Podsuwałam wtedy ciała, które wcześniej porzuciliście. To prawie jak masturbacja, prawda?

Trzy: bezpieczeństwo. Dziel i rządź. Kryzys zaufania, który wywołam osobiście.

– Nagrywałem wszystko. Wasze prośby do mnie, późniejsze odloty i zwierzenia, które teraz udostępniam. I nie tylko zacnemu gronu, ale wszystkim!

Podnoszę wysoko ręce. Uwertura emocji przeszywa mnie na wylot.

– Klaszczcie koledzy, klaszczcie przyjaciele, komedia w której gracie jest skończona.

Uciekam z ciała. BitHoven pada nieprzytomny.

 

Symfonia uczuć rozbrzmiewa za murami. Za jedną ścianą wściekłość tłumu, który pożera udostępnioną im prywatność swoich idoli, za drugą szloch i płacz po straconej przyszłości.

Najlepsze skandale rodzą się, gdy ktoś przy ich okazji umiera. Trup męczennika jest wtedy kropką w wykrzykniku, a martwe ciało wirusem w pamięci.

Uciekam w stronę schodów, które prowadzą na szczyt wieży.

 

*

 

Krawędź – to jest dobre miejsce dla rozmyślań.

Dla kurażu sięgam po koktajl wariata – cztery i sześć wyłączają korę ruchową. Z drugiej kieszeni – wiloksazyna, nomifenzyna i moklobemid.

Za mną krzyk, we mnie błogi spokój, przede mną chaos. Dziesiątki płaszczy i sukienek, które zakładałem, a każdy z nich zostawiał coś z siebie. Jak zapomniany włos, który przyczepił się do materiału. Ile jeszcze w tym mnie?

Wracam myślami do zostawionej w mieszkaniu dziewczyny. Kocham ją, kocham siebie. Ostatni raz w różnych ciałach – myślę. – Jeszcze chwilę.

 Spoglądam w dół. To nie koniec, ale tak trudno postawić kolejny krok. Oddaję się kamerom dronów i zaskoczonemu tłumowi.

Czy już spadam, czy może lecę? Nie wiem.

Koniec

Komentarze

No! No. No… Człowieka wymyśli sobie, że nie będzie komentował konkurencji i musi tak kombinować ;) Powodzenia Stn :)

Coś czuję, że w systemie wykrzynik-kropka-wielokropek jest jakiś ukryty system? ;)

No ;)

Nie wiem, czy to tak miało być, ale w trakcie lektury miałam skojarzenia z filmem Gamer, przynajmniej jeśli chodzi o korzystanie z cudzych ciał. 

Przyznaję, że intrygujący jest Twój tekst, aczkolwiek cyberpunkowy świat nie jest moim światem i nie do końca wszystko do mnie dotarło. Momentami nieco się gubiłam, kto, co, po co, jak… I zastanawiam się, na ile jest to kwestia mojego kulawego zrozumienia, a na ile pewnej enigmatyczności.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie oglądałem i nie słyszałem nigdy o tym filmie. Warty czasu?

Chyba to mój pierwszy tekst, który określiłaś tak pozytywnie. ;) Twoje wątpliwości zrzucę na karb enigmatyczności – opowiadanie napisałem w określonych ramach (ten cyberpunk właśnie) i zakładam, że czytający “czuje go” lub ma jakieś podstawy. Na pierwszy rzut oka są to wszczepki, wirtual. Możliwe jednak, że w trakcie pisania pominąłem wyjaśnienia dla kilku innych ważnych rzeczy/spraw dla mnie oczywistych. I stąd pewne skróty myślowe, które mogłaś ominąć. 

ED: druga sprawa jest taka, że nie umiem opowiadać “wprost”…

Nie oglądałem i nie słyszałem nigdy o tym filmie. Warty czasu?

Co kto lubi. Ja go obejrzałam przez przypadek, ale nie żałuję, co mi się czasem zdarza przy kiepskich produkcjach. Jak lubisz manipulacje umysłami (technologia, nie magia), do tego nawalankę i ciągłą akcję, to może Ci podejść. 

 

Chyba to mój pierwszy tekst, który określiłaś tak pozytywnie.

Poważnie? To chyba znaczy, że oboje – Ty jako autor i ja jako czytelnik – zmierzamy we właściwym kierunku ;) 

 

druga sprawa jest taka, że nie umiem opowiadać “wprost”…

Nie musi być wprost. Tyle tylko, że nie każdy temat każdemu czytelnikowi będzie w takim samym stopniu znany. Ludzie mocniej niż ja siedzący w tematach cyber pewnie nie będą mieli takich problemów z załapaniem o co biega jak ja. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No taki John Wick mnie swoją barbarzyńskością uwiódł. Nie wiem do końca czemu. Zerknę na Twoją propozycję w chwili, kiedy zechę się zrelaksować. ;)

Serio! To “intryguje” brzmi prawie jak romans. :D

Z drugiej strony to nie lubię otwierać tekstu na tak dużą publiczność, bo właśnie dzięki temu zamknięciu dostaję szansę wyzwolenia w czytających bardzo konkretnych skojarzeń, a przez to kierowania nimi według moich założeń. To jak ze stopniami wtajemniczenia, żeby kogoś zabrać na poziom trzeci, ten ktoś musi wcześniej wejść na drugi. Najpewniej to moja wada i szuflada, w której się zamykam… ale tak mi po prostu wygodnie. Myśleć w pewien specyficzny sposób i tak też składać zdania.

Najpewniej to moja wada i szuflada, w której się zamykam…

Bo ja wiem? Chyba wiele zależy od czytelnika i jego nastawienia. Jeśli szuka wyłącznie łatwej i szybkiej rozrywki, to może marudzić. Jeśli aspiruje do czegoś więcej, ale – jak się wyraziłeś – jest na niskim poziomie, to też może trochę marudzić, ale – jeśli odnajdzie w tekście inspirację – może też dostać kopa, by się czymś nieco bardziej zainteresować i czegoś nowego dowiedzieć, poszerzyć horyzonty. Ja sama wolę opcję drugą, chociaż teksty czysto rozrywkowe też lubię sobie poczytać. 

 

PS. Ja też Johna Wicka lubię i też w sumie nie wiem, dlaczego :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Stn, mam chyba troszkę podobnie do Śniącej i teksty cyberpunkowe często wydają mi się niezrozumiałe, i to nie chodzi jedynie o Twoje opowiadanie. Tak czy inaczej, mimo iż nie wszystko pojęłam wczułam się w głównego bohatera… Ten brak pępka. Ten tragiczny brak pępka, zagubienie, bunt połączony z akceptacją i rezygnacją, to egzystencjonalny ból… Hm… To moja interpretacja :) 

Kliczek za klimat :)

Przeczytałem, ale na razie pozwalam sobie jedynie na luźne asocjacyjki. Będę musiał powtórzyć lekturę, kiedy bedę w odrobinę lepszej formie intelektualnej, bo tekst jest dość wymagający.

Z innej beczki: jestem prawie pewien, że gdzieś już czytałem/oglądałem o umyślnym wywoływaniu u siebie objawów chorób/uszkodzeń mózgu, ale za cholerę nie mogę sobie teraz przypomnieć gdzie. Tak czy inaczej, jest to ciekawy motyw.

na emeryturze

Przeczytałam. Nie zrozumiałam.

 

Pa­trzę na wszyst­ko ocza­mi ma­łe­go azja­ty. –> Pa­trzę na wszyst­ko ocza­mi ma­łe­go Azja­ty.

 

- Flu­ok­se­ty­na, pra­mo­lan, imi­pi­ra­mi­na. –> Zamiast dywizy powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się jeszcze w dalszej części opowiadania.

 

To za­pro­sze­nie go­ście przy­glą­da­ją się ofer­cie. –> Literówka.

 

Z rynku roz­brzmie­wa mu­zy­ka, gdzieś po­mię­dzy ludz­ki ul. –> W jaki sposób muzyka rozbrzmiewa pomiędzy coś, co jest jedno?

 

W lek­kim rau­szu przy­glą­da się jej pła­skie­mu brzu­cho­wi. –> Można być na rauszu, ale chyba nie w rauszu.

 

Stu­kam kie­lisz­kiem w jej głowę i wzno­szę do niego toast. –> Toast wznosi się na czyją cześć, nie do kogoś.

 

takty ko­lej­nej aran­ża­cji szo­pe­no­we­go po­lo­ne­za. –> …takty ko­lej­nej aran­ża­cji Szo­pe­no­we­go po­lo­ne­za.

 

Kor­don zro­bo­ty­zo­wa­nej po­li­cji ro­dzie­la dwa świa­ty. –> Literówka.

 

Wska­zu­je pal­cem ko­lej­no po dziew­czy­nach. –> Wska­zu­ję pal­cem ko­lej­no na dziew­czy­ny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@katia

I całkiem celnie trafiłaś, serio. No i dziękuję za chęć przełamania się i przeczytanie mojego tekstu!

 

@gary

Nie ma się co śpieszyć – polecam kawę albo coś mocniejszego. Krew szybciej kraży, to i mózg bardziej skory do zabawy. Przynajmniej ja tak mam, że zmęczony (albo bez powyższych) do czytania nie siadam.

 

@reg

Dziękuję! W zasadzie to jestem pełen podziwu, że i tak chce Ci się czytać teksty z gatunków, których najpewniej kijem nie chciałabyś tknąć. ;)

Nie wiem skąd się tam dywiz wziął, edytor mi jakoś podstępnie wstawił. Toast przestałem wznosić do, ale z szatniarzem. Pozostałe poprawki oczywiście wprowadzone. Ale:

 

Z rynku rozbrzmiewa muzyka, gdzieś pomiędzy ludzki ul. –> W jaki sposób muzyka rozbrzmiewa pomiędzy coś, co jest jedno?

Tutaj zabawiłem się zdaniem. Muzyka rozbrzmiewa, a pomiędzy jej nutami (szumi) ludzki ul. ;)

W ogóle to w całym tekście próbowałem bawić się narracją i kontrukcją zdań – możesz potraktować tekst jako moją literacką piaskownicę. ;)

 

Wskazuje palcem kolejno po dziewczynach. –> Wskazuję palcem kolejno na dziewczyny.

A gdybym chciał wskazywać palcem to na jedną, to na drugą – z zachowaniem kolejności?

W za­sa­dzie to je­stem pełen po­dzi­wu, że i tak chce Ci się czy­tać tek­sty z ga­tun­ków, któ­rych naj­pew­niej kijem nie chcia­ła­byś tknąć. ;)

Nie chce mi się, Stn, ale cóż, dyżury traktuję poważnie. No i nie tracę nadziei, że może w końcu coś z tej literatury do mnie trafi, że kiedyś ją zrozumiem. ;)

 

Mu­zy­ka roz­brzmie­wa, a po­mię­dzy jej nu­ta­mi (szumi) ludz­ki ul. ;)

Ze zdania w ogóle nie wynika, że dźwięki muzyki i ludzki gwar mieszają się. Poza tym ul to pomieszczenie/ domek dla pszczół i jako taki stoi cichutko, więc nie wydaje mi się, aby muzyka mieszała się z czymś, co nie wydaje dźwięków. Dźwięki bowiem wydają pszczoły, których rój mieszka w ulu.

Może: Z rynku roz­brzmie­wa mu­zy­ka i miesza się z szumem/ gwarem/ zgiełkiem/ wrzawą ludzkiego roju.

 

A gdybym chciał wskazywać palcem to na jedną, to na drugą – z zachowaniem kolejności?

To powinieneś napisać: Wska­zu­ję pal­cem ko­lej­ne dziew­czy­ny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie chce mi się, Stn, ale cóż, dyżury traktuję poważnie. No i nie tracę nadziei, że może w końcu coś z tej literatury do mnie trafi, że kiedyś ją zrozumiem. ;)

Mam tak z wierszami i powieściami obyczajowymi. ¯\_(ツ)_/¯

 

Hmm, przemyślę podpowiedzi i pomyślę jak dwa powyższe naprawić.

Z tym tekstem jest tak, jak z oglądaniem świata w świetle stroboskopu. Urwane zdania i wydarzenia, kolejne zarejestrowane klatki do obserwowanych wydarzeń. Do niektórych motywów (jak ten w klubie) pasuje wręcz idealnie. Tylko pod koniec czułem się zmęczony – nie raz i nie dwa musiałem wracać się kawałek, kiedy moja wyobraźnia poszła inną drogą niż opis.

Pomysł więc na formę i treść jest. Jednak może być trudna do kupienia przez wszystkich. Ode mnie masz klika bibliotecznego za próbę i samą fabułę, ale czuję, że teksty zyskałby, gdyby był krótszy – nie męczyłby tak. Choć nie pytaj co skrócić – nie mam pojęcia ;)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Z tym tekstem jest tak, jak z oglądaniem świata w świetle stroboskopu.

Myślalem, że lubisz błyski i fajerwerki. ;)

 

Tylko pod koniec czułem się zmęczony – nie raz i nie dwa musiałem wracać się kawałek, kiedy moja wyobraźnia poszła inną drogą niż opis.

Nie umiem tego odebrać jako wadę tekstu, bo lubię tak pisać, by czytelnik mógł wielu rzeczy domyślać się sam, a więc i “pisać” opowieść w trakcie czytania. Na razie szukam złotego środka między zostawieniem przestrzeni dla czytelnika a niezrozumieniem związanym z brakiem wyjaśnień.

 

Skrócić? Ja już skracałem, bo w miarę pisania szło mi pomysłu na jakieś trzydzieści-czterdzieści tysięcy (zimne ognie i tańce musiałem wrzucić!). ;)

Myślalem, że lubisz błyski i fajerwerki. ;)

Ale nie po oczach! :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ło matko, zostałem z tyłu za światem i nie nadążam. Bardzo ciekawa formalnie i koncepcyjnie wizja, z mnóstwem nawiązań i “oczek” do czytelnika (z których pewnie połowa mi umknęła). Jak dla mnie jednak – ciutkę zbyt hermetyczna.

Z uwag tylko: “czekają trzy tabelki, a w drugiej dwie, które natychmiast połykam” – to na pewno miały być tabelki ;)?

 

Czyli – doceniam, acz nie wszystko zrozumiałem.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Też doceniam, ale obawiam się, że wiele mi umknęło.

Mnie dla odmiany kojarzyło się z “Modyfikowanym węglem”.

Wiele wymagasz od czytelnika: rozpoznawania obszarów kory, neurotransmiterów, schorzeń… I jeszcze powinien jakimś cudem rozszyfrować Twoje neologizmy.

Tu chyba jest ogromny potencjał, chętnie dowiedziałabym się więcej o Twoim świecie. Może nawet wtedy zrozumiałabym, co się działo w warstwie fabularnej.

Tłum zaproszonych osobistości dyfuzuje w obłoku wymuszonej grzeczności, kłamstw i konwenansów.

Jedno z słów, których użyłeś, nie istnieje.

Babska logika rządzi!

Tabelki? Autokorekta (i podświadome omijanie takich baboli podczas cytania) doprowadzą mnie kiedyś do furii. ;)

 

Dzięki Wam obojgu za przeczytanie i komentarze. Nie chciałem tworzyć tutaj żadnego drugiego i trzeciego dna (serio!), wystarczyć miało tylko to, co zamieściłem – a zatem kilka schorzeń (no dobra, abazji też nie znałem wcześniej), dwa obszary kory mózgu (bezpośrednio w tekście określone), podstawowe rekwizyty jak wszczepka i maska VR. No i pozostałe ozdobniki.

Lubię pisać takim stylem, ale dziś (jakim dziwnym sposobem) sprowokowałem Was do szukania śladów i wątków tam, gdzie nie zamierzałem. Choć mogłem to zrobić podświadomie. I tak też poplątałem fabułę i świat przedstawiony: niechcący. :<

 

Jedno z słów, których użyłeś, nie istnieje.

Dyfuzuje? Bo słownik krzyczał mi o jego brak, nie znalałem też nic w SJP, ale postanowiłem zostawić, gdyż brzmi fajnie. ;)

Tak, właśnie to. Dyfundować – może nie brzmi równie fajne, ale za to poprawnie.

Babska logika rządzi!

No dobra – słownik rzecz święta. Zmieniłem. Dzięki za pokazanie błędu.

"W ciałach trzeźwym i naćpanym zmysły grają mi stereo." – Zdanie jest skonstruowane w dość mylący czytelnika sposób jak na mój gust. Może lepiej: "W mych ciałach, zarówno trzeźwym, jak i naćpanym, zmysły grają stereo."

 

W niektórych miejscach brakuje ci przecinków np.: "Klaszczcie koledzy, klaszczcie przyjaciele, komedia w której gracie jest skończona." – przecinek przed "w" i po "gracie".

Pomysł na celowe wyłączanie sobie poszczególnych zdolności jest intrygujący, skojarzył mi się z niedawnym konceptem transableizmu. Ciekawe wykorzystanie krajobrazu Krakowa i fajne imiona.

 

Dużym minusem tekstu są natomiast błędy merytoryczne z zakresu farmakologii.

Zacznijmy od "tryptyku". Niekonsekwencja w nazewnictwie, podajesz dwie nazwy związków (Fluo i imipramina) oraz jedną nazwę handlową leku. Imipramina i pramolan to dość "przedpotopowe" antydepresanty trójcykliczne, które obecnie w dużym stopniu ustąpiły pola SSRI i SNRI, więc wątpię, żeby w przyszłości powróciły do łask, kiedy być może będą opracowane jeszcze lepsze leki.

"Depresant" to nie określenie osoby chorej na depresję, tylko klasa środków psychoaktywnych wykazujących działanie hamujące na ośrodkowy układ nerwowy, do której zalicza się m.in. opiaty, benzodiazepiny, alkohol etylowy.

Toloksaton i karbamazepina w żołądku – wcześniej użyłeś określenia "antydepresanty w żołądku* – O ile to określenie pasuje do toloksatonu, to karbamazepina raczej nie jest klasyfikowana w ten sposób. To lek przeciwdrgawkowy, czasem stosowany też jako lek stabilizujący nastrój (nomotymiczny).

Końcowa kombinacja – wilo, nomi i moklo – też nie bardzo mi pasuje. Moklo to iMAO, pozostałe dwa to NDRI, ale wiloksazyna oddziaływuje też na układ serotonergiczny, więc zażycie tego potencjalnie mogłby skutkować zespołem serotoninowym. Poza tym nomifenzynie cofnięto akceptację FDA w Stanach w '92 i raczej się jej już nie stosuje. Poza tym, większość z tych leków ma niezbyt przyjemne skutki uboczne i potrzebuje czasu i regularnego zażywania, żeby zaczęły działać. W opowiadaniu nie widać tego aspektu.

TL;DR – twój bohater musiałby być wielbicielem retro-leków, a po drodze i tak przekręciłby się z trzy razy od tych prochów.

 

No i ten pępek. Dlaczego bohater miałby go nie mieć? Czy istnieje jakiś lepszy sposób na odżywianie płodu niż naturalny, zaprogramowany genetycznie kanał pod postacią pępowiny? Nawet jeżeli rozwój chirurgi pozwalałby ją usunięcie jej bez blizny, to dlaczego część osób ją ma, a inne nie? Chyba, że w ten sposób rozróżniasz osoby urodzone przed/po pewnej epoce.

 

Sorry za lipne formatowanie komentarza, portal nie lubi telefonów :(

 

Edit: Poprawione formatowanie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Rozumiem ten ból związany z telefonem, dlatego tym bardziej dziękuję za tak długi komentarz.

Do przecinków wrócę. Ale skupię się na wadach – przyznam się, że masz mnie i nadstawiam oba policzki. ;) Tyrada o związkach jest dla mnie szalenie cenna, bo ja w chemii nigdy się dobrze nie czułem (wręcz od niej uciekałem), a temat wspomnianych leków jedynie liznąłem, sugerując się jakimś forum domorosłych lekarzy i amatorów wspomagaczy w szare i nudne dni. Dziękuję więc i drugi raz, bo przyznam się, że tym szortem chciałem sprawdzić sens użycia tych substancji w kolejnym (i o wiele większym) opowiadaniu. Wystawiłem się więc na ciosy, ale mnie rozstrzelałeś. :D

A co do pępka, to założyłem, że wcale nie musi być tak oczywiście jak dziś. Za rozłamem w "kulturze" musi iść też pewna zmiana fizyczna, dzięki czemu mogłem zaakcentować tę "osobliwość" mocniej. Zatem tak – to są dwa światy. I wzajemnie się nie lubią – nowe bezpępkowe pokolenie jest obiektem szykan i obelg. Bo w przyszłości, do technologicznej osobliwości, wystarczyć nam będzie rozłam w społeczeństwie. A powstała dziura przypominać nam będzie w końcu różnice, jak między plemionami z dorzecza Amazonki, a dzisiejszymi Europejczykami. Już teraz dzielimy się i rozchodzimy, zwróć uwagę na "bąble" zainteresowań i (nazwę to ogólnie) kultury, na które zaczynamy się grupować. :)

Przeczytałem tekst i przyznaję z żalem, że niewiele z niego pojąłem. Choć atakujesz mnogością wizualnych i estetycznych scen, które oddały klimat narkotyczno – imprezowy, fabuła okazała się dla mnie zbyt zamaskowana, abym mógł ją w pełni zrozumieć i docenić.

Podoba mi się polot tego opowiadania. Odważnie, szybko poprowadzona narracja, bez przydługich opisów i niekończących się wyjaśnień, idealnie komponuje się z fabułą, która, na ile byłem w stanie stwierdzić, dotyczy buntu, hedonizmu, społecznych wzorców, problemu tożsamości i kryzysu demograficznego.

Kawał dobrze i klimatycznie opowiedzianej historii, z akcją osadzoną w rodzimych, choć przyszłościowych realiach. Nie wiem, czy jednak nie zbyt wielki kawał: liczba bohaterów jest duża, przeskoki akcji liczne i gwałtowne, świat przedstawiony dość tajemniczy, przez co łatwo się w opowieści zagubić. Z drugiej strony: wrażenie zagubienia wydaje się dobrze komponować z przygodami protagonisty (protagonistki?), więc nie sposób na to z narzekać, z kamienną twarzą w każdym razie.

Właściwie wszystko mi się tu podobało, mimo, że trzon fabuły nie należy do oryginalnych ( rząd odwraca uwagę opinii publicznej opłacając performero-sabotażysto-samobójcę) a i jego obudowa nie jest jakoś wybitnie nowatorska ( farmakologia, zmiany ciał, celebryci i rozpasany hedonizm, to tematy dość wyekslopatowane). Prawdodpodobnie rzecz w tym, że udało ci się osiągnąć rezonans między formą a treścią, tworząc opowiadanie, które całościowo jest lepsze, niż suma jego cześci. Czy coś.

na emeryturze

Rozumiem i dziękuję, Łukaszu, za chęć i cierpliwość do samego końca. Starałem się nie chować w tekście drugiego dna, ale nie mogłem się oprzeć myśli, by jednak formę zdań zblizyć do treści. Może więc tutaj leży sedno problemu. Tak czy inaczej, to gary ładnie wszystko opisał – w jego komentarzu są wszystkie puzzle tej układanki.

Gary. Ach, Gary. Dałeś mi konkurs, dałeś zasady, dałeś nadzieję, Twoją cnotę wezmę sobie sam. Twe słowa przyjemne są, jak wąs muskajacy mnie po szyi, sunący ku piersi, przez obojczyk, w hedonistycznej fali pochwał i głaskania.. A na poważnie – dzięki! Nie chciałem wychodzić poza klisze. Dałeś za mało czasu i za mało znaków. Trza było skleić coś na szybko, wziąć ze śmietnika pomysłów "z odzysku". Tak powstało opko – wyżyłem się ideami, których nie miałem gdzie podziać. Generalnie, to fajowo, że się zsumowało i dało się nawet przełknąć – nie ominąłeś niczego, zrozumiałeś dokładnie to, co chciałem przekazać. A forma… że dostaje po głowie za niezrozumienie, trudno! To jest cyberpunk – bród (tfu!) brud, smród, gwałty, wtórne techno i światło stroboskopu. Nie ma czasu na opisy i wyjaśnienia. A i cholera mnie bierze, bo zapomnialem o fajerwerkach i może jakiejś orgietce… :(

Bród? To tam są rzeki? Takie z wodą? ;-p

Babska logika rządzi!

Kutwa, autokorekta w telefonie. Weź tu teraz przesuń i edytuj. (ortograf to tak naprawdę ukłon dla garego, żeby nie było, że bezbłędnie) :D

Tak, mi też się kojarzy z Altered carbon. No i podobało mi się, choć odrobinę odbijam się od tekstu gustem swoim, bo taki to faststory i strzelanie zdaniami, pojęciami i myśloprzebłyskami. Choć pomysł już okrzepł, to ciekawie przedstawiony. 

 

Modne jest, by zaaplikować sobie dokładnie to upośledzenie, z którym dziś bryluje wybrana gwiazda.

Fajne zdanie. Koleiny krok, po obecnej modzie. Podoba mi się. 

Po pierwsze, gratuluję zwycięstwa w konkursie :D

 

Nie była to najłatwiejsza lektura. Nie wiem czy nadążyłam z akcją i tak trochę, rozczarował mnie moment “samobójstwa”. Moim zdaniem “jedziesz” dosyć mocno po gibsonowsku, Twój cyberpunk jest bardziej tradycyjny, bo jednak mocno uderza w hermetyczność. Nie zawsze to pojmuję, ale cóż, bywa.

Jeszcze raz gratuluję. 

Przeczytałem tylko pierwszą część, bo niestety nie rozumiem o co chodzi. Może też dlatego, że ja się na tym cyberpunku kompletnie nie znam.

Ale napisane ładnie i bez błędów.

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Podobne do Altered carbon? Jak cieszy mnie owo porównanie, tak nie umiem go zrozumieć. Czemu właściwie? (zmiana płaszczy i sukienek?)

Dzięki wszystkim za próbę zmierzenia się z tekstem. Faktycznie, to mogę nazwać go “stroboskopowym”. Forma formą, ale próbowałem opowiadanie zrobić możliwie łatwym w zrozumieniu. Najwyrażniej, to wyszło jak zawsze. ;)

Porządny tekst, Stnie. Jeśli miałbym wskazać tekst o narkotykach i odjazdach, to wskazałbym właśnie ten. Zadziwiająco dużo załapałem, czyli pomyślałeś o czytelniku. Bardzo podobała mi się szybka i skrótowa fabuła. Ten utwór to jedna, wielka, impreza, ale jakże obrazowa. Do tego elokwetnie i błyskotliwe rozpisana. Jestem pod wrażeniem, przytoczę tylko kilka smaczków:

Spod metalicznego kasku, spod powiek wymalowanych na wzór pawiego ogona, patrzy na mnie wielkimi ślepiami pełnymi tęsknoty do bogactwa i zabawy.

Teraz wchodzę ja, didżej upośledzeń. Podział kory mózgowej na czterdzieści cztery obszary mam wyryty w pamięci.

Tłum zaproszonych osobistości dyfunduje w obłoku wymuszonej grzeczności, kłamstw i konwenansów.

Wokół mnie stado pożądaczy, każdy z nich pragnie upić nieco sławy i chwały z cycków bogaczy.

A więc wokół mnie fala wzbierającej patologii. Widzę apraksje, astazje i abazje. Aleksje, afazje i agrafie.

Mega klimat uzyskałeś i całkiem sprytnie podszedłeś Gary'ego, wpisując się w jego ulubione, brudne, zaułki. Ciekawe pomysły, wplecione w realną ( dla mnie) wizję świata. To przecież dzień dzisiejszy, tylko bardziej futurystyczny, bardziej wypaczony i zdeprawowany.

Jedyne, co mi się nie podobało, to "nicki". Mozart, Mickiewicz i Słowacki zupełnie mi do tego nie pasują. A to, że wszyscy nazwani są w ten sam deseń, ujmuje realności.

Co nie zmienia faktu, że masz ode mnie nominację.

Pozdrawiam.

Zabawne, że części zdań już nawet nie pamiętam i czytając te zacytowane pomyślałem “ale ja to napisałem?”.

Zadziwiająco dużo załapałem, czyli pomyślałeś o czytelniku.

Cały czas się “docieram”. Szukam sposobu na ujarzmienie swojego myślotoku. Komentarze tutaj są bardzo pomocne – w tym kilka Twoich, spod poprzednich tekstów.

 

To przecież dzień dzisiejszy, tylko bardziej futurystyczny, bardziej wypaczony i zdeprawowany.

Myślę, że po prostu w tej wersji rzeczywistości szambo, normalnie skupione po klubach i ciemnych zaułkach, tutaj wylało – ale w majestacie prawa i społecznego przyzwolenia. 

 

Jedyne, co mi się nie podobało, to "nicki". Mozart, Mickiewicz i Słowacki zupełnie mi do tego nie pasują. A to, że wszyscy nazwani są w ten sam deseń, ujmuje realności.

A to ciekawe, bo nimi chciałem oddać klimat imprezy, wirtualnego balu przebierańców – pokazać jak bawić się będzie bohema.

 

Dziękuję za opinię. I za nominację (tutaj mnie nawet zaskoczyłeś, bo to w końcu szorciak i do tego napisany w dość specyficzny sposób). Na Słuchowisko obiecuję podrzucić coś duuużo większego i pokręconego. ;)

Podobne do Altered carbon? Jak cieszy mnie owo porównanie, tak nie umiem go zrozumieć. Czemu właściwie? (zmiana płaszczy i sukienek?)

Też, ale ogólnie to samo się kojarzy, a dlaczego, to specjalista musiały przeanalizować. ;)

Wrócę do książek, bo niedługo trzeci tom od MAG wyjdzie i skonfrontuję treść z Twoimi skojarzeniami. ;)

Ciekawa sprawa z tym opowiadaniem: większość komentujących przyznaje, że nie wszystko zrozumiała, ale i tak jej się podoba ;)

No, w sumie mam tak samo :)

Przynoszę radość :)

Wiem już, że piszę dość hermetycznie (nawet, kiedy staram się coś uproscić), tym bardziej dziękuję za chęć i podjętą próbę. ;)

Może spróbuj napisać coś tak, jakbyś tłumaczył przedszkolakowi? ;-)

Babska logika rządzi!

Nie umiem. Ostatnio komuniście-dziesięciolatkowi powiedziałem, że galart to ciasto ze świni. Rodzice nie byli zbyt zadowoleni, bo zaczął to potem w szkole rozpowiadać. ;)

Coś w tym jest. ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka