- Opowiadanie: jbk - Księżniczki i potwory

Księżniczki i potwory

Opo­wia­da­nie prze­re­da­go­wa­ne 3.05 – po­pra­wio­ne li­te­rów­ki, for­ma­to­wa­nie itp. rze­czy wy­mie­nio­ne w pierw­szych top 10 ko­men­ta­rzy.

Edit 22.05 – drob­niej­sze po­praw­ki.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Księżniczki i potwory

Dra­tew­ka pró­bo­wał zbli­żyć się do wieży. Czaił się w krza­kach już dwie go­dzi­ny, ale głu­pie zom­bie nie od­pusz­cza­ły, dra­piąc cią­gle o mur. Lina za­mo­co­wa­na na ple­cach i brak wina w bu­kłacz­ku mocno mu prze­szka­dza­ły w cier­pli­wym cze­ka­niu.

"Prze­klę­ta Pięk­na" – za­klął w my­ślach – "czemu pie­przo­na peł­nia wy­pa­da do­pie­ro za dwa dni!"

Bez pełni księ­ży­ca Pięk­na była bez­u­ży­tecz­na, ot, zwy­kła księż­nicz­ka. Szewc wie­dział, że albo ona, albo on, jed­nak w tej chwi­li ża­ło­wał, że to nie kró­lew­nę wy­sła­no na akcję ra­tun­ko­wą.

W końcu roz­po­znał szum skrzy­deł i na ho­ry­zon­cie za­ma­ja­czył smok, chwi­lę póź­niej opadł nie­da­le­ko krza­ków, Dra­tew­ki oraz tlą­cych się jesz­cze zwłok zom­bia­ków.

– No w końcu! My­śla­łem, że tu z nudów umrę.

– To ty mnie nu­dzisz.

Smok Wa­wel­ski jak zwy­kle nie zro­zu­miał. A może jego przy­pad­ko­we tek­sty, miały jakiś głęb­szy sens – nie­waż­ne, w tym mo­men­cie Dra­tew­ka chciał za­ła­twić spra­wę i spa­dać z tego miej­sca nie­umar­łych.

Smok jed­nak przy­le­ciał, co nie było takie pewne, a co szew­czy­ko­wi znacz­nie uła­twia­ło wy­ko­na­nie za­da­nia.

– Dobra, le­ci­my na wieżę, opad­niesz na dach, ja wska­ku­ję do środ­ka i ra­tu­ję to co, zo­sta­ło z księż­nicz­ki.

– Pa­mię­taj o wło­sach.

Dra­tew­ka prze­cze­sał fry­zu­rę ręką, ale wie­dział, że wy­glą­da rów­nie uro­czo, co przed chwi­lą, czyli w ogóle. Nie był księ­ciem z bajki, więc uroda nie była mu dana.

– Pa­mię­taj o wło­sach księż­nicz­ki – spre­cy­zo­wał smok.

– Co? – Dra­tew­ka już wie­dział co, ale pró­bo­wał nie­zręcz­nie ukryć za­kło­po­ta­nie.

– Są ważne.

Szew­czyk ski­nął głową wsia­da­jąc na smoka. Tak, księż­nicz­ka Rosz­pun­ka ni­ko­go tak na­praw­dę nie ob­cho­dzi­ła, za to jej włosy aż za wiele osób.

Gdy to wszyst­ko się za­czę­ło, sie­dzia­ła za­mknię­ta w wieży z za­le­d­wie kil­ku­dnio­wy­mi za­pa­sa­mi je­dze­nia. Minął ty­dzień, kiedy sobie o niej przy­po­mnia­no i ko­lej­ny dzień, gdy wy­sła­no Dra­tew­kę i smoka na ra­tu­nek.

Wła­ści­wie to wy­sła­no sa­me­go Dra­tew­kę, a on sam do­ga­dał się ze smo­kiem, co nie było wcale trud­ne. Smoki mają sła­bość do wież i dzie­wic. Oraz do dar­mo­we­go ludz­kie­go bu­fe­tu, nawet jeśli to zom­bie.

Dra­tew­ka miał tro­chę szczę­ścia, że Pięk­na nie była w fazie. Jego zle­ce­nio­daw­cy nie mogli cze­kać na peł­nię, spra­wa była pilna. Pew­nie księż­nicz­ka od­bi­je to sobie póź­niej, ale on bę­dzie wtedy pa­mię­tał, by trzy­mać się bli­sko smoka w cza­sie pełni. Wszyst­kim prze­cież do­brze wia­do­mo, że wil­ko­ła­ki i smoki szcze­rze się nie­na­wi­dzą.

Smok zni­żył lot nad wieżą i za­czął dymić z noz­drzy. Tym razem ka­mu­flaż nie był po­trzeb­ny, bo głu­pie zom­bie i tak słabo ko­ja­rzy­ły fakty i nie strze­la­ły­by do nich z ba­li­sty, ale Dra­tew­ka nie miał za­mia­ru się kłó­cić ze smo­kiem, zwłasz­cza sie­dząc na jego grzbie­cie.

Po wy­lą­do­wa­niu na dachu wieży, z któ­rym smok miał nie lada kło­pot, gdyż stare da­chów­ki za­czę­ły się zsu­wać pod jego łap­ska­mi, Dra­tew­ka stur­lał się z grzbie­tu i zręcz­nie przy­wią­zał linę do łapy. Wyj­rzał zza kra­wę­dzi dachu. Okno było tro­chę po­ni­żej, a potem długo, długo nic i całe morze ciem­ne­go dymu.

– Ja tu po­cze­kam – od­parł smok, nawet nie pa­trząc na Dra­tew­kę. Za­wi­nął ogon wokół dachu i usta­wił ciel­sko w stro­nę pra­żą­ce­go słoń­ca.

To przy­po­mnia­ło Dra­tew­ce, że nie ma już wina w bu­kła­ku, więc mu­siał jak naj­szyb­ciej za­ła­twić spra­wę.

Zła­pał za linę, wy­mie­rzył skok i po chwi­li z gra­cją wy­lą­do­wał w kom­na­cie księż­nicz­ki.

*

Włosy fak­tycz­nie sta­no­wi­ły spory pro­blem, ale jakoś udało się je zwią­zać mimo pro­te­stów Rosz­pun­ki. Samo wy­do­sta­nie się z kom­na­ty prze­bie­gło cał­kiem zgrab­nie, gdyż za­rów­no Dra­tew­ka jak i księż­nicz­ka po­ru­sza­li się po linie rów­nie zwin­nie.

Razem wgra­mo­li­li się na smoka, który, tym razem bez słowa ko­men­ta­rza, wzbił się w prze­stwo­rza.

Kło­po­ty za­czę­ły się po opusz­cze­niu wieży, gdy mi­ja­li Pierw­szy Las. Oka­za­ło się, że włosy księż­nicz­ki nie zo­sta­ły tak po­rząd­nie zwią­za­ne, jak utrzy­my­wał szew­czyk, a przy moc­niej­szym po­dmu­chu wia­tru oplo­tły smoka, znacz­nie utrud­nia­jąc na­wi­ga­cję i oplą­tu­jąc lewe skrzy­dło. Pil­nie po­trzeb­ne było awa­ryj­ne lą­do­wa­nie. Smok w pa­ni­ce za­cząć po­ka­sły­wać ogniem, w końcu zni­żył się nad lasem, w prze­lo­cie wy­pa­lił cał­kiem spory skra­wek, za­wró­cił i wy­lą­do­wał na wciąż tlą­cej się ziemi.

Po roz­wia­niu dymu oka­za­ło się, że po­szła z nim jakaś chat­ka, mieli jed­nak na­dzie­ję, że ni­ko­go w niej nie było. Jakby mieli mało pro­ble­mów z in­wa­zją zom­bie.

Smok nad­wy­rę­żył sobie lewe skrzy­dło, więc po­stój w lesie miał zająć przy­naj­mniej kilka go­dzin. Pierw­szy Las sły­nął z róż­no­rod­no­ści ma­gicz­nych stwo­rzeń, choć rzad­ko kiedy były one agre­syw­ne.

*

Sta­rusz­ka wy­bie­gła z lasu z pod­nie­sio­ną laską i zgrab­nie prze­ska­ki­wa­ła nad osmo­lo­ny­mi ko­rze­nia­mi i więk­szy­mi ka­mie­nia­mi. Jak na tak wie­ko­wą osobę po­ru­sza­ła się żwawo i zgrab­nie.

– Mor­der­cy! Skur­wy­sy­ny! – z od­da­li do­bie­gał jej krzyk.

Rosz­pun­ka się­gnę­ła po swoje włosy, praw­do­po­dob­nie w celu obez­wład­nie­nia i udu­sze­nia sta­ro­win­ki, smok na­to­miast roz­grze­wał gar­dziel. Wolał inne me­to­dy.

Je­dy­nie Dra­tew­ka był przy­go­to­wa­ny na kon­fron­ta­cję słow­ną.

– Spo­koj­nie bab­ciu, po­wiedz nam co się… – Ko­bie­ci­na była już pra­wie przy nich.

– Mor­der­cy! Tam dzie­ci były! – Nagle po­tknę­ła się, upa­dła i za­czę­ła szlo­chać. – Moje bied­ne dzie­ciacz­ki!

Dra­tew­kę za­mu­ro­wa­ło. W jego wi­zu­ali­za­cji chwa­ły i suk­ce­su nie było miej­sca na pło­ną­ce i wrzesz­czą­ce z bólu dzie­ci.

– Co wy­ście zro­bi­li… mor…dercy… skur…wy…sy…ny… – Sta­rusz­ka za­no­si­ła się szlo­chem. W tle ma­ja­czy­ły zglisz­cza chat­ki.

Rosz­pun­ka za­kry­ła się wło­sa­mi i od­da­li­ła kilka kro­ków. Dra­tew­ka nie spo­dzie­wał się po niej nic wię­cej, do tej pory tylko w spra­wie wło­sów po­tra­fi­ła wy­ra­zić kon­kret­ną opi­nię.

Smok uspo­ko­ił gar­dziel i wró­cił do oglą­da­nia nad­wy­rę­żo­ne­go skrzy­dła.

To na bar­kach Dra­tew­ki, naj­bar­dziej nie­win­ne­go z całej trój­ki, spo­czy­wa­ła od­po­wie­dzial­ność za po­lu­bow­ne za­ła­twie­nie spra­wy.

– Przy­kro mi z po­wo­du pani stra­ty. – Do­brze, że czę­sto prze­by­wał na dwo­rze, pod­ła­pał dzię­ki temu kilka kwe­stii na spe­cjal­ne oka­zje. – Do­sta­nie pani re­kom­pen­sa­tę od króla.

– Co? – Sta­rusz­ka mo­men­tal­nie ucię­ła szloch, wpa­tru­jąc się w niego. – Co to zna­czy?

– To zna­czy, że król pani za­dość­uczy­ni. – Kon­ster­na­cja na twa­rzy sta­rusz­ki nie mi­ja­ła. – Do­sta­nie pani złoto za dzie­ci.

– A po co mi ja­kieś zimne, me­ta­lo­we, bły­skot­ki. Ja chcę moje ma­leń­stwa! – Znów ude­rzy­ła w szloch.

– Może pani prze­cież przy­gar­nąć inne dzie­ci, a za złoto kupić im odzie­nie i coś do je­dze­nia.

– Inne dzie­ci? – Po­now­nie prze­rwa­ła szloch i wpa­try­wa­ła się w szew­ca.

– Tak. Jest prze­cież dużo sie­rot, może je pani przy­gar­nąć, za­opie­ko­wać się nimi, za złoto kupić to, co po­trze­ba, od­bu­do­wać chatę na ten przy­kład.

Sta­rusz­ka spoj­rza­ła na zglisz­cza i wsta­ła, pod­pie­ra­jąc się na lasce. Na jej twa­rzy nie było już widać śladu po wcze­śniej­szej roz­pa­czy.

– Przy­gar­nąć nowe, zdro­we dzie­ciacz­ki. – Uśmiech­nę­ła się, od­sła­nia­jąc bie­lut­kie zęby. – To mi się po­do­ba. A kiedy do­sta­nę to złoto, nową chat­kę i świe­że dzie­ciacz­ki?

Dra­tew­ka za­czął po­dej­rze­wać, że chyba nie­opatrz­nie coś obie­cał nie tej oso­bie, któ­rej po­wi­nien.

– Mu­si­my naj­pierw wró­cić do kró­le­stwa, a wtedy… – Za­sta­na­wiał się, czy da się z tego jakoś wy­brnąć.

– Do­brze. Pa­mię­taj, mło­dzień­cze, że w za­cza­ro­wa­nym lesie słów nie rzuca się na wiatr. – Sta­ro­win­ka spoj­rza­ła na niego czule. – Bo mogą się szyb­ko do­paść, roz­szar­pać kłam­li­we gar­dło i wy­żreć tra­wio­ne oszu­stwem trze­wia – do­koń­czy­ła z nie­na­wi­ścią w oczach.

Jed­nak nie dało się wy­brnąć. Dra­tew­ka tylko ski­nął głową w nie­mym prze­ra­że­niu.

– Masz sie­dem dni, zanim słowa cię do­pad­ną, szew­czy­ku – po­wie­dzia­ła na od­chod­ne i po­drep­ta­ła w stro­nę lasu, tym razem ko­rzy­sta­jąc z po­mo­cy la­secz­ki.

Dra­tew­ka wie­dział, że z wiedź­ma­mi z za­cza­ro­wa­nych lasów się nie dys­ku­tu­je. Po co mu to ra­to­wa­nie ko­lej­nej księż­nicz­ki było? Do tego do­pro­wa­dza nad­mier­na am­bi­cja i pa­zer­ność.

Nie mó­wi­łeś jej, że je­steś szew­cem. Praw­do­po­dob­nie masz pięć dni – pod­su­mo­wał smok.

Dla Dra­tew­ki sta­rusz­ka też nie wy­glą­da­ła na taką, co lubi cze­kać.

*

Po po­wro­cie do mia­sta i ode­bra­niu na­gro­dy od króla, Dra­tew­ka zde­cy­do­wa­nie mu­siał się na­ra­dzić ze sta­ry­mi zna­jo­my­mi, a przede wszyst­kim napić w naj­lep­szej miej­skiej go­spo­dzie.

– Chyba, że upo­lu­je­my wiedź­mę. – Nie spo­dzie­wał się innej pro­po­zy­cji od Drwa­la.

– Jak niby upo­lu­je­my wiedź­mę! Prze­cież wia­do­mo, że na wiedź­my się nie po­lu­je. Można je co naj­wy­żej po­ko­nać pod­stę­pem! – wtrą­cił Le­śni­czy. – Te, a może znów zro­bisz tę sztucz­kę z ba­ra­nem?

– Mam jej pod­ło­żyć za­tru­te­go ba­ra­na?

– Nie no, zro­bisz wy­pcha­ne­go dzie­cia­ka.

– Nawet smok nie na­brał się na ba­ra­na, a wiedź­ma na­bie­rze się na dzie­cia­ka? – Szewc po­wo­li tra­cił cier­pli­wość do to­wa­rzy­szy, więc po­sta­no­wił się uczci­wie upić.

Pra­wie mu się udało prze­łknąć pierw­szy łyk piwa, gdy do ich stołu po­de­szła otu­lo­na w płaszcz po­stać.

– Prze­pra­szam. – Twarz nie­zna­jo­mej skry­wał kap­tur, ale głos su­ge­ro­wał, że nie jest zbyt wie­ko­wa. – Co masz na myśli mó­wiąc, że smok nie dał się na­brać?

– Ano tylko to – Le­śni­czy już za­czął tłu­ma­czyć, nim Dra­tew­ka kazał nie­zna­jo­mej spa­dać – że be­stia miała zjeść ba­ra­na, ale przej­rza­ła pod­stęp i się do­ga­da­ła.

– To zna­czy miała umrzeć, ale teraz żyje?

– Ano żyje i ma się do­brze, lata sobie gdzieś za Trze­cim Lasem i wpada tylko, jak jej się nudzi.

– Więc jed­nak opo­wie­ści się zmie­nia­ją – po­wie­dzia­ła tak cicho, że tylko Dra­tew­ka, sie­dzą­cy naj­bli­żej, to usły­szał.

– Jakie opo­wie­ści? – Zro­bił miej­sce na ławie, by ko­bie­ta usia­dła, jed­nak ta nie miała za­mia­ru. Po­chy­li­ła się je­dy­nie nieco bar­dziej nad sto­łem.

– Nasze opo­wie­ści. – Spoj­rza­ła po męż­czy­znach, ale naj­wi­docz­niej nie zro­zu­mie­li. – Jeśli chcesz po­ko­nać tę wiedź­mę, to do­wiedz się jaka jest jej opo­wieść – zwró­ci­ła się bez­po­śred­nio do Dra­tew­ki.

– Opo­wieść? A jak niby mam to zro­bić?

– Mu­sisz od­na­leźć Opo­wia­dacz­kę, która ci powie, z którą bajką masz do czy­nie­nia.

– Opo­wia­dacz­kę? Co ty ba­jasz, mała? – Drwal już wsta­wał, ale nie­zna­jo­ma szyb­ko i zwin­nie im umknę­ła, trza­ska­jąc przy tym drzwia­mi go­spo­dy.

*

Szewc nie miał po­ję­cia o jaką cza­row­ni­cę bądź opo­wieść cho­dzi, ale po­sta­no­wił ude­rzyć do osoby, która naj­wię­cej mogła wie­dzieć o tam­tym lesie, gdyż wy­cho­wa­ła się w jego cie­niu.

Osta­tecz­nie au­dien­cję u księż­nicz­ki Rosz­pun­ki umó­wił znacz­nie ła­twiej, niż za­kła­dał.

Nawet jego skrzęt­nie wy­se­lek­cjo­no­wa­ne wy­mów­ki się nie przy­da­ły, wi­docz­nie księż­nicz­ka z ja­kie­goś po­wo­du była mu przy­chyl­na.

Sie­dzia­ła na wy­so­kim stoł­ku, włosy miała za­ple­cio­ne w cią­gną­cy się po pod­ło­dze war­kocz i wy­glą­da­ła bar­dzo nie­szczę­śli­wie z tego po­wo­du. Nawet nie spoj­rza­ła na niego, gdy wcho­dził do po­miesz­cze­nia, za­afe­ro­wa­na nowym ucze­sa­niem.

– Witaj, wiel­moż­na pani – roz­po­czął jak na szew­ca nie przy­sta­ło. – Chciał­bym zadać ci pewne ważne py­ta­nie. Cho­dzi o nasz po­stój w lesie i wiedź­mę, którą wtedy spo­tka­li­śmy. – Zy­skał jej za­cie­ka­wio­ne spoj­rze­nie. – Czy wiesz może, jak ma ona na imię?

– Nie – od­par­ła i znów spoj­rza­ła na włosy.

"O co jej cho­dzi z tymi ku­dła­mi?" – Po­sta­no­wił po­dejść ją z innej stro­ny.

– Za­sta­na­wia­ją mnie te włosy. Jaką ta­jem­ni­cę one skry­wa­ją? Mają w sobie jakąś magię?

– Po pro­stu są dłu­gie.

– Ale dla­cze­go nie po­zwo­lisz ich ściąć? Prze­cież takie włosy to tylko pro­blem.

Rosz­pun­ka sku­li­ła się na krze­śle.

– To nie tak. Wtedy to był tylko wy­pa­dek. To ja muszę być księż­nicz­ką z naj­dłuż­szym wło­sa­mi.

– Ach, tak, są na­praw­dę pięk­ne. – Dra­tew­ka tra­cił już na­dzie­ję na do­wie­dze­nie się cze­go­kol­wiek. – A wra­ca­jąc do wiedź­my z lasu. Może za­uwa­ży­łaś coś w po­bli­żu miej­sca lą­do­wa­nia albo sły­sza­łaś ja­kieś plot­ki?

– Nie. Byłam uwię­zio­na w wieży, pra­wie z nikim nie roz­ma­wia­łam.

W Dra­tew­ce pło­myk na­dziei za­tlił się moc­niej.

– Tak! – krzyk­nął, a księż­nicz­ka aż pod­sko­czy­ła na krze­śle, wi­dząc jego pod­eks­cy­to­wa­nie. – Prze­cież mia­łaś tę drugą wiedź­mę. Ona mu­sia­ła ci coś mówić. Na pewno obie się znały, miesz­ka­ły prze­cież tak bli­sko!

– Ona… – Rosz­pun­ka usil­nie pró­bo­wa­ła sobie przy­po­mnieć. – Ona lu­bi­ła dzie­ci.

– Tak, to już za­uwa­ży­łem, która wiedź­ma ich nie lubi. – Nie było sensu tu dłu­żej sie­dzieć, więc Dra­tew­ka wstał zbie­ra­jąc się do wyj­ścia. – Dzię­ku­ję za roz­mo­wę, księż­nicz­ko. Na mnie już czas.

– I pier­ni­ki.

– Pier­ni­ki?

– Tamta wiedź­ma lu­bi­ła też pier­ni­ki.

– Skąd to wiesz? Twoja wiedź… opie­kun­ka wspo­mi­na­ła o tym?

– Kie­dyś mi przy­nio­sła kilka pier­ni­ków. Do­sta­ła je od sta­rej przy­ja­ciół­ki, ale nie mogła ich zjeść, gdyż była wtedy na die­cie. – Rosz­pun­ka zmarsz­czy­ła brwi, pró­bu­jąc coś sobie przy­po­mnieć. – Tam, gdzie upa­dli­śmy, pach­nia­ło pier­ni­ka­mi.

– Tam pach­nia­ło spa­le­ni­zną i stra­chem.

– I pier­ni­ka­mi.

Dra­tew­ka nie miał za­mia­ru się kłó­cić.

– Dzię­ku­ję, księż­nicz­ko. Być może ura­to­wa­łaś mi życie.

Rosz­pun­ka nic nie od­po­wie­dzia­ła, tylko uśmiech­nę­ła się lekko, więc on rów­nież bez słowa wy­szedł.

*

Choć Dra­tew­ka my­ślał, że od­na­le­zie­nie Opo­wia­dacz­ki to kasz­ka z mlecz­kiem, oka­za­ło się być to drogą przez mękę. Osta­tecz­nie za­czął się za­sta­na­wiać, czy sobie nie wy­my­ślił całej sceny w go­spo­dzie i ta­jem­ni­czej po­sta­ci w płasz­czu, którą wła­śnie wy­pa­trzył po dru­giej stro­nie ulicy.

Nie wie­rzył, że po­dob­ne przy­pad­ki się zda­rza­ją, więc czym prę­dzej po­biegł w tamtą stro­nę, by roz­wiać wąt­pli­wo­ści.

Zła­pał ją za ramię i z im­pe­tem ob­ró­cił, przy oka­zji od­rzu­ca­jąc kap­tur z głowy. Roz­po­znał ją. Pla­ty­no­we włosy, nie­ska­zi­tel­na uroda.

– Czyś ty zmy­sły po­stra­dał? Jak śmiesz mnie do­ty­kać! – syk­nę­ła Kop­ciu­szek.

– Prze­pra­szam pani, po­my­li­łem cię z kimś innym. – Pu­ścił, a wła­ści­wie po­zwo­lił jej wy­szar­pać ramię z uści­sku.

Zanim po­wsta­ło za­mie­sza­nie i ktoś jesz­cze roz­po­znał kró­lo­wą, za­rzu­ci­ła kap­tur, po czym znik­nę­ła w tłu­mie.

Wtedy zro­zu­miał, że wczo­raj­sze­go dnia wypił po pro­stu za dużo piwa.

Pod­szedł do ławek na po­bli­skim skwer­ku i usiadł na brze­gu jed­nej.

"Co, do cho­le­ry, kró­lo­wa tu ro­bi­ła?"

– Kró­lo­wa szu­ka­ła cie­bie, ale chcia­ła za­cho­wać dys­kre­cję.

Szew­czyk aż pod­sko­czył na ławce, gdy bo­go­wie do niego prze­mó­wi­li. Ro­zej­rzał się po nie­bie, jed­nak nie za­uwa­żył, by ktoś się tam ob­ja­wiał.

– Dla­cze­go się roz­glą­dasz po nie­bie?

Głos boga był tuż obok. Dra­tew­ka spoj­rzał na drugi brzeg ławki. Sie­dział na nim nie­wiel­ki na­kra­pia­ny pta­szek. Szpak prze­chy­lił głów­kę, wpa­tru­jąc się w szew­czy­ka.

– Czy to ty do mnie mó­wisz? Jak to moż­li­we? Je­steś za­mie­nio­ną w ptaka kró­lew­ną? Jak Ci na imię?

Dra­tew­ka przy­siągł­by, że pta­szek prze­wró­cił ocza­mi.

– Uspo­kój się wresz­cie i idź do złot­ni­ka.

Pta­szek od­le­ciał, więc Dra­tew­ka, chcąc nie chcąc, czym prę­dzej udał się do złot­ni­ka.

Rosz­pun­ka, wiedź­ma, Kop­ciu­szek, a teraz pta­sia kró­lew­na. Zbyt wiele się dzia­ło w jego pra­wie nor­mal­nym życiu.

Wpadł do złot­ni­ka trza­ska­jąc drzwia­mi. Wła­ści­ciel ob­rzu­cił go po­gar­dli­wym spoj­rze­niem i ski­nął w stro­nę drzwi, pro­wa­dzą­cych na po­dwó­rze.

Na ze­wnątrz cze­ka­ła na niego Kop­ciu­szek. Ma­je­sta­tycz­na i pięk­na nawet w tak skrom­nych sza­tach.

– Je­steś, szew­czy­ku. Widzę, że moje ptasz­ki cię od­na­la­zły.

– Twoje ptasz­ki? Więc to nie była za­klę­ta księż­nicz­ka? – Nie mógł ukryć roz­cza­ro­wa­nia.

– Nie tym razem. Co ci po­wie­dzia­ła Rosz­pun­ka na temat wiedź­my?

Dra­tew­ka po­czuł się zbity z tropu. Zde­cy­do­wa­nie za mało mu mó­wio­no.

– A czemu chcesz wie­dzieć, pani? – od­parł nie­zbyt przy­jaź­nie.

– Chcę wie­dzieć, która wiedź­ma dybie na twoje cenne życie. Prze­cież nie chcie­li­by­śmy cię stra­cić. – Znie­wa­la­ją­cy uśmiech po­dzia­łał.

– Ta od pier­ni­ków.

– Baba Jaga. To wiele uła­twia, skoro mamy już Jasia i Mał­go­się.

– Nie ro­zu­miem, pani. – Zde­cy­do­wa­nie nie na­dą­żał za tą opo­wie­ścią.

– Nie mu­sisz się już przej­mo­wać wiedź­mą. Znam jej bajkę, więc na pewno się do­ga­da­my. – Uśmiech Kop­ciusz­ka był rów­nie pięk­ny, co nie­po­ko­ją­cy. – Dla cie­bie mam jesz­cze jedno za­da­nie. Cał­kiem pro­ste, jak mnie­mam.

– Oczy­wi­ście, pani, co tylko sobie ży­czysz. – Po­czuł się za­że­no­wa­ny wła­sną żar­li­wo­ścią.

– Od­bę­dziesz jesz­cze jedną roz­mo­wę z Rosz­pun­ką.

– Ale… dla­cze­go ja? – Proś­ba nie wy­da­ła mu się skom­pli­ko­wa­na, ale mu­siał za­py­tać dla za­sa­dy.

– Gdyż praw­do­po­dob­nie tylko tobie ufa. Nie martw się. Po­wiem ci, jakie py­ta­nia masz za­da­wać.

*

Dra­tew­ka wszedł do kom­na­ty. Je­dy­na osoba, któ­rej na niej za­le­ża­ło. Rosz­pun­ka na­praw­dę to do­ce­nia­ła, nawet wy­si­li­ła się, by sku­pić na nim wzrok.

– Witaj, Rosz­pun­ko.

To nic, że zwró­cił się do niej po imie­niu. Ski­nę­ła mu z lek­kim uśmie­chem.

– Ja tylko na chwi­lę i już zmy­kam szyć buty. Chcę wie­dzieć, co mia­łaś na myśli mó­wiąc "to był tylko wy­pa­dek". Wy­da­wa­ło mi się, że cho­dzi o smoka, ale chyba nie?

– Nie.

Szyje buty. W końcu jest szew­cem, więc może jej też uszy­je. Wtedy mógł­by jesz­cze tu przyjść.

– O jaki wy­pa­dek więc cho­dzi?

Rosz­pun­ka nie lu­bi­ła ta­kich pytań, zwłasz­cza gdy sły­sza­ła je raz po raz.

Prze­cież nie zro­bi­ła tego spe­cjal­nie. Chcia­ła tylko ura­to­wać swo­je­go księ­cia, ale on już prze­kro­czył gra­ni­cę.

– Mo­żesz mi opo­wie­dzieć o tam­tym wy­pad­ku? – Szew­czyk był nie­ustę­pli­wy.

Tak, jemu mogła po­wie­dzieć. Z pew­no­ścią zro­zu­mie, że jej ksią­żę spadł z tak bar­dzo wy­so­ka, iż nie mógł się już sam pod­nieść. Mu­sia­ła mu pomóc, prze­cież księż­nicz­ka nie może żyć bez swo­je­go księ­cia. Włosy były już tak dłu­gie, że po­zwa­la­ły na le­cze­nie nie­mal­że śmier­tel­nych ura­zów. Mu­sia­ła spró­bo­wać.

– Nie mo­głam go tak zo­sta­wić. Mój ksią­żę spadł z wieży, więc go ule­czy­łam. Wstał od­mie­nio­ny, ale teraz już nie zgi­nie.

– Wstał jako zom­bie?

– Od­mie­nio­ny.

– A potem wszy­scy wo­ko­ło także zo­sta­li od­mie­nie­ni?

Kiw­nę­ła głową.

Ura­to­wa­ła swo­je­go księ­cia. Z pew­no­ścią Dra­tew­ka ją teraz po­chwa­li. Uśmiech­nę­ła się.

– Ro­zu­miem już. Dzię­ku­ję za roz­mo­wę, pani.

Dla­cze­go nie użył imie­nia? Czy po­win­na mu coś jesz­cze wy­tłu­ma­czyć?

Pod­nio­sła wzrok, ale Dra­tew­ka opu­ścił już kom­na­tę.

*

Dra­tew­ka miał wra­że­nie, że nie po­wie­dział Kop­ciusz­ko­wi nic od­kryw­cze­go.

– Tak, to by się zga­dza­ło – od­par­ła kró­lo­wa nie­spo­koj­nie, jed­nak bez śladu za­sko­cze­nia. – Trze­ba bę­dzie się tym zająć jak naj­szyb­ciej, jed­nak to już nie twoje zmar­twie­nie, szew­czy­ku. Spi­sa­łeś się.

– Dzię­ku­ję, pani.– Dra­tew­ka po­czuł na­ra­sta­ją­cą dumę, w końcu miał ku temu powód.

– Jutro od­wie­dzę twoją wiedź­mę, więc mo­żesz już spać spo­koj­nie.

Mógł­by, ale jesz­cze nie tej nocy.

*

Pierw­szy Las szu­miał zło­wro­go. Kop­ciu­szek nie prze­pa­da­ła za środ­kiem trans­por­tu, który sa­mo­dziel­nie opra­co­wa­ła, jed­nak był on naj­szyb­szy. Wy­sko­czy­ła z uprzę­ży a ptasz­ki roz­pro­szy­ły się, sia­da­jąc na po­bli­skich drze­wach.

Po­la­na była wciąż osmo­lo­na, przy jej skra­ju stał nie­wiel­ki sza­łas. Szyb­ko tam do­tar­ła i za­stu­ka­ła w liche drzwicz­ki.

Otwo­rzy­ła jej we­so­ła sta­rusz­ka.

– Trze­ci dzień, a on się już spra­wił! – Rzu­ci­ła okiem na Kop­ciusz­ka, uśmie­cha­jąc się przy tym sze­ro­ko. – Wy­ro­śnię­ta z cie­bie dziew­czyn­ka! Ale to nic, jak je­stem głod­na, to nie wy­brzy­dzam.

– Nie zjesz mnie.

– A kto mnie po­wstrzy­ma?

Chma­ra pta­ków po­de­rwa­ła się z po­bli­skich drzew, po czym z im­pe­tem wle­cia­ła w wiedź­mę, prze­wra­ca­jąc ją na progu i przy­gważ­dża­jąc do pod­ło­gi.

– Idiot­ko, je­stem tu po to, aby ura­to­wać twoje marne życie! – Kop­ciu­szek spoj­rzał na wiedź­mę z od­ra­zą. – Wiem jak zgi­niesz, cza­row­ni­co.

– Skąd… – Ptaki nie po­zwa­la­ły wiedź­mie zła­pać tchu.

– Za­bi­je cię dwój­ka dzie­ci. Chyba, że od­pu­ścisz i obie wy­świad­czy­my sobie pewną przy­słu­gę.

– Jaką przy­słu­gę?

Kop­ciu­szek ob­rzu­ci­ła cza­row­ni­cę ba­daw­czym spoj­rze­niem.

– Mo­żesz zmie­niać wy­gląd?

– Mogę wiele rze­czy, w końcu je­stem wiedź­mą – od­par­ła z po­gar­dą.

– Jak do tej pory wy­ka­za­łaś się je­dy­nie je­dze­niem dzie­ci – zri­po­sto­wa­ła Kop­ciu­szek. – Mam ci do za­ofe­ro­wa­nia wy­god­ne i do­stat­nie życie księż­nicz­ki.

– Któ­rej księż­nicz­ki? – Wiedź­ma już wie­dzia­ła, że od­po­wiedź nie ma zna­cze­nia. Po­dob­nej ofer­ty się nie od­rzu­ca.

– Wkrót­ce zo­ba­czysz.

*

Sie­dzia­ła na tro­nie w nie­wy­god­nej sukni, u boku księ­cia-kre­ty­na.

Za­czy­na­ła ro­zu­mieć, dla­cze­go księż­nicz­ce tak bar­dzo za­le­ża­ło na uwol­nie­niu się od tego losu. Mijał do­pie­ro drugi dzień, a ona już umie­ra­ła z nudów.

Głód na­ra­stał, nawet po­mi­mo na­mó­wie­nia księż­nicz­ki na ostat­ni po­si­łek. Wcale nie był po­trzeb­ny do wy­ko­na­nia prze­mia­ny, jed­nak dla­cze­go mia­ła­by sobie od­ma­wiać?

Naj­gor­sze, że nie mogła teraz zre­zy­gno­wać. Do­pó­ki nie od­naj­dzie i nie za­bi­je dzie­ci z wła­snej bajki, musi po­zo­stać Kop­ciusz­kiem.

Koniec

Komentarze

Prze­rwa­łam lek­tu­rę z po­wo­du złego za­pi­su dia­lo­gów.

 

-Nie zjesz mnie.

-A kto mnie po­wstrzy­ma?

Wszę­dzie bra­ku­je spa­cji. Jesz­cze raz przej­rzyj tekst pod kątem li­te­ró­wek. 

For­mat tek­stu też warto by było zmie­nić – tam, gdzie są gwiazd­ki, dodać spa­cje i wy­po­środ­ko­wać. Bę­dzie schlud­niej.

 

Po po­pra­wie, wrócę. 

Opo­wia­da­nie bajek na nowo bywa fajne. U cie­bie po­mysł jest nie­zły, choć te zom­bia­ki i zja­da­nie dzie­ci tro­chę od czapy. Opo­wia­da­nie jed­nak leży tech­nicz­nie. Błęd­nie za­pi­sa­ne dia­lo­gi, sporo li­te­ró­wek. 

Przy­kła­dy:

– “My­śla­łem, że tu z nudów umnę” – umrę;

– “spre­zy­co­wał smok” – spre­cy­zo­wał;

– “w prze­strzo­wa” – w prze­stwo­rza;

– “O pad­nię­ciu dymu oka­za­ło się” – po opad­nię­ciu;

– “roz­grze­wał gar­dzieł” – gar­dziel;

– “od­da­li­ła kilka kro­ków” – o kilka kro­ków;

– “Pa­mię­taj mło­dzień­ce” – mło­dzień­cze;

– “bo mogą się szyb­ko do­paść, roz­szar­pać kłam­li­we gar­dło i wy­żrzeć tra­wio­ne oszu­stwem trze­wia” – cię; wy­żreć;

– “po­sta­no­wił za­ga­ić ją z innej stro­ny” – na pewno “za­ga­ić” tu pa­su­je?;

– “Wro­śnię­ta” – wy­ro­śnię­ta;

– “Przy­gwoż­dża­jąc” – przy­gważ­dża­jąc.

 

Jedno z dwoj­ga – albo wino szew­czy­ka za mocne było, albo za słabe. I cze­goś w opo­wia­da­niu po pro­stu bra­ku­je.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

@li­te­rów­ki – nawet jeśli nie uzna­jesz włą­czo­nej na stałe au­to­ko­rek­ty w żad­nej for­mie, choć­by jako spraw­dza­nia pi­sow­ni (to aku­rat jest przy­dat­ne), to jest jesz­cze opcja spraw­dza­nia ręcz­ne­go, do­stęp­na chyba w każ­dym edy­to­rze, włącz­nie z open of­fi­ce. Wy­ła­pa­nie li­te­ró­wek jest po pro­stu uprzej­me wobec po­ten­cjal­nych czy­tel­ni­ków i ko­men­ta­to­rów…

 

(ja też nie do­czy­ta­łam do końca z po­wo­du za­pi­su i błę­dów)

http://altronapoleone.home.blog

Czy­ta­łem, czy­ta­łem… I prze­rwa­łem.Nie­ste­ty. Sporo tych błę­dów, nie­do­re­da­go­wa­ne zu­peł­nie.

Razem wgra­mo­li­li się na smoka, który tym razem bez słowa ko­men­ta­rza wzbił się w prze­strzo­wa.

Po­wiedz mi, pro­szę, bo myślę i myślę… i wy­my­ślić nie mogę. Jak można zro­bić TAKĄ li­te­rów­kę? Tę (i kil­ka­na­ście in­nych) zro­bi­łaś spe­cjal­nie, praw­da? Tylko po co?

Warsz­ta­to­wo jest więc bez­na­dziej­nie – nie ma się co cza­ro­wać. A szko­da, bo pod tym wszyst­kim kryje się cał­kiem przy­jem­na opo­wieść. Co praw­da tro­chę wtór­na (w pierw­szej ko­lej­no­ści przy­cho­dzi mi oczy­wi­ście te­ma­ty­ka Po­ko­ju Świa­tów, no i jeden z tek­stów Jo­se­he­im), ale na­pi­sa­na dość lekko, z nie­wy­mu­szo­nym hu­mo­rem. Te zom­bie nie­zbyt mi pa­su­ją, ale z dru­giej stro­ny dzię­ki nim tekst tro­chę bar­dziej się wy­róż­nia.

Po­sta­ci też wy­pa­dły nie­zgo­rzej, szcze­gól­nie Baba Jaga.

 

Tyle ode mnie. Ła­pan­ki nie bę­dzie, bo i tak masz to w głę­bo­kim po­wa­ża­niu. 

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Au­tor­ko, nie mogę za­kwa­li­fi­ko­wać tego opo­wia­da­nia do kon­kur­su, po­nie­waż jest pełne ra­żą­cych błę­dów. Li­te­rów­ki, zły zapis dia­lo­gów, nie­zręcz­no­ści. Masz jesz­cze dzi­siej­szy dzień na po­praw­ki.

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Jest po­mysł, ale resz­ta… No, nie ma co po­wta­rzać, że jest źle. Chwy­taj przy­dat­ne linki:

Dia­lo­gi – mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dia­lo­gi – kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Pod­sta­wo­we po­ra­dy por­ta­lo­we Se­le­ne: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o be­to­wa­niu au­tor­stwa Psy­cho­Fi­sha: Betuj bliź­nie­go swego jak sie­bie sa­me­go

Temat, gdzie można pytać się o pro­ble­my ję­zy­ko­we:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szu­kać spe­cja­li­stów do “ri­ser­czu” na wy­bra­ny temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Po­rad­nik łow­ców ko­men­ta­rzy au­tor­stwa Fin­kli, czyli co robić, by być ko­men­to­wa­nym i przez to zbie­rać duży więk­szy “fe­ed­back”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Do po­pra­wy zapis dia­lo­gów, li­te­rów­ki, in­ter­punk­cja:

-Do­brze. Pa­mię­taj mło­dzień­ce, że w za­cza­ro­wa­nym lesie słów nie rzuca się na wiatr – sta­ro­win­ka spoj­rza­ła na niego czule – bo mogą się szyb­ko do­paść, roz­szar­pać kłam­li­we gar­dło i wy­żrzeć tra­wio­ne oszu­stwem trze­wia – do­koń­czy­ła z nie­na­wi­ścią w oczach.

 

Przy­no­szę ra­dość :)

No cóż, jakiś po­mysł był, choć nie­spe­cjal­nie od­kryw­czy, ale zo­stał za­mor­do­wa­ny przez fa­tal­ne wy­ko­na­nie. Jbk, przy­kro mi to pisać, ale opo­wia­da­nie, w obec­nym kształ­cie, w ogóle nie po­win­no uj­rzeć świa­tła dzien­ne­go.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cie­ka­wy po­mysł, za­rżnię­ty wy­ko­na­niem.

Fa­bu­ła nawet za­in­te­re­so­wa­ła, w miarę zgrab­nie po­łą­czy­łaś różne bajki. Może nie jest to zbyt ory­gi­nal­ny po­mysł (w dzie­ciń­stwie oglą­da­łam “Ara­be­lę”), ale da się jesz­cze sporo z niego wy­ci­snąć.

Bo­ha­te­ro­wie go­to­wi, coś tam do nich do­kła­dasz od sie­bie (jak włosy Rosz­pun­ki), w sumie wy­pa­da jako tako.

Wię­cej tu baśni niż le­gend, ale szew­czyk musi wy­star­czyć.

Tylko to wy­ko­na­nie… Pełno masz li­te­ró­wek, in­ter­punk­cja ku­le­je na obie nogi, myśl­ni­kom bra­ku­je spa­cji…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ku­ję wszyst­kim za ko­men­ta­rze – szcze­gól­nie No­Whe­re­Man.

Tekst prze­re­da­go­wa­łam, więc więk­szość błę­dów, a przede wszyst­kim te z ko­men­ta­rzy, są obec­nie po­pra­wio­ne.

Teraz po­win­no się to le­piej (nor­mal­nie) czy­tać. 

Nie znam się, to się wy­po­wiem.

Rze­czy­wi­ście czyta się znacz­nie le­piej i teraz je­stem w sta­nie do­ce­nić po­mysł, sta­wia­ją­cy na “kla­sycz­ne” le­gen­dy ;) Je­stem pod wra­że­niem, zwłasz­cza że błędy wy­pi­sał ci tylko Sta­ruch, mnie nie star­czy­ło czasu przy za­my­ka­niu kon­kur­su, a Reg zre­zy­gno­wa­ła. Świet­na ro­bo­ta, nie­ste­ty po ter­mi­nie, w do­dat­ku tro­chę się jesz­cze spraw ucho­wa­ło. Dla­te­go nie mogę do­pu­ścić tek­stu do gło­so­wa­nia. Ale bar­dzo chęt­nie jesz­cze po­czy­ta­ła­bym twoje tek­sty :)

 

Uwagi:

ale głu­pie zom­bie nie od­pusz­cza­ły(+,) dra­piąc cią­gle o mur.

nie­da­le­ko krza­ków Dra­tew­ki ← to Dra­tew­ka miał te krza­ki na wła­sność? ;)

Smok jed­nak przy­le­ciał, co nie było takie pewne, a co szew­czy­ko­wi uła­twia­ło, może nawet umoż­li­wia­ło wy­ko­na­nie za­da­nia. ← skoro uła­twia­ło, to wia­do­mo, że za­da­nie jest moż­li­we. Zda­nie jest śred­nio zbu­do­wa­ne. Ja bym na­pi­sa­ła coś ta­kie­go, o ile do­brze ro­zu­miem sens: Choć szew­czyk nie miał pew­no­ści, czy smok przy­le­ci, ten zja­wił się, uła­twia­jąc Dra­tew­ce za­da­nie.

ja wska­ku­je do środ­ka ← wska­ku­ję

że Pięk­na nie była w fazie. ← w ja­kiej, kur­czę, fazie? Księ­życ za­wsze jest w ja­kiejś fazie ;>

od­parł smok(+,) nawet nie pa­rząc na Dra­tew­kę. ← pa­trząc?

jak utrzy­my­wał szew­czyk(+,) a przy moc­niej­szym po­dmu­chu wia­tru oplo­tły smoka, znacz­nie utrud­nia­jąc na­wi­ga­cję i wplą­tu­jąc się w lewe skrzy­dło. ← jak włosy mogły się wplą­tać w smo­cze skrzy­dło? Mogły się ewen­tu­al­nie za­wi­nąć do­oko­ła… smo­cze skrzy­dło jest ra­czej gład­kie

O pad­nię­ciu dymu oka­za­ło się ← coś tu się po­sy­pa­ło. No i czy dym opada? Nie roz­wie­wa się ra­czej?

wsta­ła(+,) pod­pie­ra­jąc się na lasce.

– Przy­gar­nąć, nowe, zdro­we dzie­ciacz­ki. – Uśmiech­nę­ła się(+,) od­sła­nia­jąc bie­lut­kie zęby.

Pa­mię­taj(+,) mło­dzień­ce, że ← mło­dzień­cze?

ale z głosu nie mogła być zbyt wie­ko­wa. ← nie­zręcz­ne, ew. głos su­ge­ro­wał, że nie mogła być zbyt wie­ko­wa

ale nie­zna­jo­ma szyb­ko i zwin­nie im umknę­ła, ich spoj­rze­niom oraz za­mia­rom trza­ska­jąc przy tym drzwia­mi go­spo­dy.

– Witaj, pani – roz­po­czął jak na szew­ca nie przy­sta­ło. ← prze­cież przy­wi­tał się jak każdy

"O co jej cho­dzi z tymi ku­dła­mi?" pPo­sta­no­wił po­dejść ją z innej stro­ny. ← może nie być czy­tel­ne, bez pół­pau­zy i Po­sta­no­wił… jako nowe zda­nie. Bo ono nie do­ty­czy po­my­śla­nej kwe­stii. Taki zapis, jak dałaś, byłby ok przy: “O co jej cho­dzi z tymi ku­dła­mi?” – po­my­ślał.

że od­na­le­zie­nie Opo­wia­dacz­ki, to kasz­ka z mlecz­kiem

Rosz­pun­ka, wiedź­ma, Kop­ciu­szek(+,) a teraz pta­sia kró­lew­na.

za­klę­ta księż­nicz­ka?– Nie mógł ukryć ← zja­dło spa­cję

– Dzię­ku­ję, pani.– Dra­tew­ka po­czuł na­ra­sta­ją­cą dumę, pra­wie jakby miał ku temu powód. ← ale prze­cież miał powód, a nie pra­wie ;>

Wy­sko­czy­ła z uprzę­ży(+,) a ptasz­ki roz­pro­szy­ły się

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Naz – dzię­ki za ko­men­tarz, uwzględ­ni­łam po­praw­ki w tek­ście.

Pew­nie coś jesz­cze kie­dyś na­pi­szę, skoro już wiem, jak to po­win­no wy­glą­dać. ;)

Nie znam się, to się wy­po­wiem.

Nowa Fantastyka