- Opowiadanie: Katk - Władca Marionetek

Władca Marionetek

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy V, Naz

Oceny

Władca Marionetek

Za­mknął oczy, nie chcąc wi­dzieć oko­licz­ne­go brudu. Pra­gnął się od­ciąć, od­gro­dzić. Nie było to pro­ste. Drew­nia­ny pod­kład ko­le­jo­wy od­ci­skał mu się na ple­cach, a głowa ob­le­czo­na tur­ba­nem cier­pia­ła od opar­cia z me­ta­lo­wej szyny. Piach walił po nie­osło­nię­tych czę­ściach twa­rzy co chwi­la, smy­ra­jąc, szar­piąc i szczy­piąc w usil­nej pró­bie do­sta­nia się pod po­wie­ki. Nieco mil­szych wra­żeń do­star­cza­ła mu ban­dan­ka – tro­skli­wie otu­la­ła nos i uszy, mu­ska­jąc przy tym usta zgod­nie z ryt­mem wia­tru. Jesz­cze mo­ment i mógł­by po­czuć się cał­kiem przy­jem­nie, lub cho­ciaż za­cząć uda­wać. Mimo całej nie­kom­pe­tent­no­ści łóżka, od­po­czy­nek na to­rach po­tra­fił dać za­po­mnie­nie, jeśli bar­dzo tego chciał. Bar­dzo chciał.

Nie tylko wa­run­ki oto­cze­nia utrud­nia­ły mu od­da­nie się ma­rze­niom o wiel­kich, cy­wi­li­zo­wa­nych i bez­piecz­nych me­tro­po­liach. Nagle po­czuł się… dziw­nie. Miał wra­że­nie, że wnętrz­no­ści za­czę­ły mu się skrę­cać, wy­wi­jać jakby z pra­gnie­nia wy­do­sta­nia się na ze­wnątrz, leżał jed­nak dalej ni­czym jedna z belek pod nim, może nawet tak samo sztyw­no. Roz­luź­nił się tak szyb­ko, jak fala mdło­ści od­pu­ści­ła, ale tylko na mo­ment, krót­ki mo­men­cik. Zaraz tar­gnął się na bok, wstrzą­śnię­ty drże­niem ca­łe­go ciała. Z tru­dem od­na­lazł kra­niec chu­s­ty owi­ja­ją­cej twarz i od­sło­nił spierzch­nię­te usta nie­mal w ostat­niej chwi­li, gdy wszyst­ko zbli­ży­ło się do­sta­tecz­nie do gar­dła. Już nie było sensu ani moż­li­wo­ści po­wstrzy­my­wa­nia kasz­lu. Wraz z char­ko­tem po­czuł na ję­zy­ku roz­pra­sza­ją­cy się, że­la­zi­sty smak krwi do­pra­wio­ny go­ry­czą żółci.

Ban­dan­ka z po­wro­tem mu­snę­ła wargi, od­gra­dza­jąc nos od zie­mi­ste­go za­pa­chu pust­ko­wi, kar­miąc go jego wła­snym, ostrym. Atak minął, jakby wy­plu­cie sa­me­go sie­bie było naj­lep­szym le­kar­stwem. Uchy­lił po­wie­ki, a oczy za­pro­te­sto­wa­ły su­chym szczy­pa­niem. Pierw­sze co zo­ba­czył, to ciem­no­czer­wo­na plama na tle brą­zo­wa­wych – sta­rych i wy­schnię­tych – na­ło­żo­ne na spróch­nia­łą deskę. Tak, dość czę­sto mie­wał pro­ble­my nad ranem. Także po po­łu­dniu, wie­czo­rem, nocą. Uśmiech­nął się kwa­śno prze­wra­ca­jąc się na drugi bok.

– Cza­sa­mi marzę, byś mogła ru­szyć.–Gwiz­do­wi i tur­ko­to­wi kół z jego ma­rzeń to­wa­rzy­szył od­głos ła­ma­nych kości. Jego wła­snych.

Lo­ko­mo­ty­wa nie od­po­wie­dzia­ła na de­li­kat­nie przy­tłu­mio­ny ma­te­ria­łem głos żad­nym świ­stem, buch­nię­ciem pary, ni­czym. Sam jej prze­rdze­wia­ły wy­gląd rów­nież nie dawał na­dziei na ja­ką­kol­wiek uży­tecz­ność. Więk­szość wią­za­rów pier­wot­nie łą­czą­cych koła spo­czy­wa­ła na ziemi przy­kry­ta koł­der­ką pyłu. Bra­ko­wa­ło też nie­któ­rych czę­ści: wo­dzi­deł, drzwi do ka­bi­ny ma­szy­ni­sty, z pew­no­ścią wielu śrub. Jesz­cze mniej cie­ka­wie pre­zen­to­wa­ło się kilka dal­szych wa­go­nów, cho­ciaż męż­czy­zna mu­siał przy­znać, że zro­bił co mógł przy ama­tor­skiej kon­ser­wa­cji oraz prze­ra­bia­niu ma­szy­ny pa­ro­wej na wła­sne ko­rzy­ści.

Cią­gła praca, stres i osła­bio­ny or­ga­nizm nie po­zwa­la­ły mu na­brać ciała, choć ubiór z wielu luźno po­łą­czo­nych warstw mógł wy­wo­ły­wać od­mien­ne wra­że­nie. Prze­tarł za­czer­wie­nio­ne oczy i na­tych­miast po­my­ślał o go­glach, jako o bra­ku­ją­cej czę­ści stro­ju. Miał na­dzie­ję zdo­być je już wie­czo­rem.

Nie­mal­że po­czuł przez rę­ka­wicz­kę cie­pło szyny, o którą się pod­parł­szy, wstał. Wie­dział, że ja­kieś kil­ka­dzie­siąt me­trów dalej to­ro­wi­sko urywa się, za­to­pio­ne w pia­sku bądź roz­kra­dzio­ne. Cza­sa­mi gdy tak pa­trzył w od­le­głą fa­ta­mor­ga­nę – za­wsze świa­do­my, że to nie­praw­dzi­wy widok – do­strze­gał całe mia­stecz­ko zbu­do­wa­ne z po­cią­gów. Wy­obra­że­nie po­łą­czo­ne ze zwi­da­mi two­rzy­ły tak rze­czy­wi­sty obraz, że za­czy­nał świę­cie wie­rzyć w ist­nie­nie ta­kie­go miej­sca. Ale nie tam. Tam je­dy­nie ćwierć dnia drogi dalej znaj­do­wa­ła się mie­ścin­ka, bar­dzo po­ukła­da­na i po­dej­rza­nie do­brze zor­ga­ni­zo­wa­na, jak na sza­leń­stwo bu­dzą­ce się w całej resz­cie ludz­ko­ści. Tak po­ukła­da­na, by wy­rzu­cić ze swo­jej spo­łecz­no­ści nie tyle spraw­cę zbrod­ni, a współ­win­ne­go za eks­pe­ry­ment, wy­buch i tylko jedną ofia­rę śmier­tel­ną. Może dla­te­go, że to spraw­ca był ofia­rą.

Męż­czy­zna skie­ro­wał wzrok ku Ostoi. Zde­cy­do­wa­nie, jej miesz­kań­cy byli zbyt za­sad­ni­czy. Po­zo­sta­ły ro­dzaj ludzi lubił zwać Hie­na­mi – prze­cież cha­rak­te­ry­sty­ka tych le­gen­dar­nych stwo­rzeń z ksią­żek ide­al­nie do nich pa­so­wa­ła. Tak, też miał im po­dob­nych za są­sia­dów. Swo­je­go czasu cho­wał się przed ra­bu­sia­mi w tyl­nych wa­go­nach, pod­czas gdy ci prze­pro­wa­dza­li de­mon­taż jego kró­le­stwa. Kiedy za­czę­li po­ja­wiać się coraz czę­ściej, jemu aku­rat koń­czy­ły się za­pa­sy i chcąc prze­trwać mu­siał po­sta­wić wszyst­ko na ostat­nią kartę. Od tam­te­go dnia Jego Hieny bar­dzo się zmie­ni­ły. Wszy­scy się zmie­ni­li. Wszyst­ko. Je­dy­nie prze­klę­te przez bogów pust­ko­wie po­zo­sta­wa­ło takie samo. Nie mógł nawet uda­wać, że nad nim rów­nież prze­jął kon­tro­lę.

Ru­szył wzdłuż pa­ro­wo­zu, wznie­ca­jąc po­szar­pa­ny­mi bu­cio­ra­mi pył iden­tycz­ny do tego, który spa­dał mu z ubra­nia przy każ­dym, naj­drob­niej­szym ruchu. Cięż­kie okry­cie po­łą­czo­ne z żarem sło­necz­nym spra­wia­ło, że spa­cer wzdłuż ko­lej­nych czło­nów po­cią­gu był kosz­ma­rem, bar­dziej niż prze­grza­nia bał się jed­nak po­pa­rzeń. Przy trze­cim wa­go­nie z wy­rwa­ną nie­mal całą ścia­ną bocz­ną, włosy pod tur­ba­nem miał już prak­tycz­nie cał­ko­wi­cie prze­po­co­ne. Wie­dział, że po­ran­ne spa­ce­ry – kiedy to i tak pa­no­wał naj­więk­szy ,,chłód” – sta­no­wi­ły dla niego wy­si­łek, na jaki nie po­wi­nien po­zwa­lać sobie ktoś trosz­czą­cy się o wła­sne życie. A jed­nak nie po­tra­fił ich sobie od­mó­wić. Był to jego ry­tu­ał, utrzy­mu­ją­cy psy­chi­kę w zdro­wiu.

Wspiął się po scho­dach utwo­rzo­nych z wy­rwa­nych krze­seł, po­zo­sta­ło­ści bla­chy z otu­li­ny i in­nych ru­pie­ci, do wa­go­nu z któ­re­go tak nie­wie­le zo­sta­ło. Po czę­ści był to wynik pracy po­ma­gie­rów-Hien, jego pierw­szych nie­wol­ni­ków i gło­si­cie­li ,,kul­tu­ry”. Po czę­ści na­tu­ral­ny w świe­cie pech, jaki mu­siał daw­niej do­tknąć ma­szy­nę. Lubił wy­obra­żać sobie wy­buch, który do­pro­wa­dził po­ciąg do ruiny. Pa­trząc na to, że resz­ta do­mo­stwa jesz­cze nie po­sy­pa­ła mu się na głowę, do­mnie­mał, że ów po­jazd ma­so­we­go użyt­ku miał pecha mniej wię­cej w tym samym cza­sie co resz­ta świa­ta, choć zo­stał znisz­czo­ny przez inne oko­licz­no­ści. W za­sa­dzie nie wie­dział co do­kład­nie ze­psu­ło śro­do­wi­sko, mó­wi­ło się różne rze­czy. Nie wie­rzył w Boga, bogów czy prze­zna­cze­nie, bał się fa­na­ty­ków wo­ła­ją­cych o karze, ro­zu­miał za to mą­drych beł­ko­czą­cych coś o uszko­dze­niu at­mos­fe­ry. A przy­naj­mniej uzna­wał ich ga­da­nie za naj­bar­dziej sen­sow­ne. Świat zo­stał do­tknię­ty przez pech. Pech, że ludz­kość bie­gła w tę stro­nę, a nie inną.

Prze­mie­rzał znisz­czo­ny wagon, kon­tem­plu­jąc, a za je­dy­ne­go to­wa­rzy­sza roz­my­ślań miał za­wo­dze­nie pu­sty­ni – ciche i nie­po­ko­ją­ce. Po stro­nie jego lewej ręki – tam gdzie była znisz­czo­na ścia­na – po­usu­wa­no do­słow­nie wszyst­ko, każde krze­sło, każdą prze­gro­dę mię­dzy prze­dzia­ła­mi. Prawa zo­sta­ła je­dy­nie nad­gry­zio­na kłem czasu. Nie było po­trze­by jej roz­bie­rać – zbyt do­brze się trzy­ma­ła, poza tym tyle miej­sca ile miał, wy­star­czy­ło do wy­sta­wia­nia przed­sta­wień.

Do­tarł­szy do drzwi na końcu wa­go­nu otwo­rzył je i prze­szedł do ko­lej­ne­go przez mo­stek. Oto­czo­no go z obu stron ba­rier­ką, która nie ule­gła znisz­cze­niu, cho­ciaż jej uży­tecz­ność już dawno mi­nę­ła – nikt prze­cież nie spad­nie pod­czas sza­lo­ne­go pędu ma­szy­ny pa­ro­wej uzie­mio­nej na wieki. Męż­czy­zna uznał ten stan rze­czy za po­twier­dze­nie śle­po­ty losu. 

Za wej­ściem cze­kał go inny świat. Świat ojca.

Ciem­ność roz­świe­tla­ły nie­licz­ne szpar­ki w ścia­nach i pro­mie­nie sło­necz­ne roz­pra­sza­ją­ce się o brud­ne od pia­chu i kurzu szyby. Wiąz­ki świa­tła mu­ska­ły dzie­siąt­ki kar­ło­wa­tych syl­we­tek o ka­ry­ka­tu­ral­nie wy­krzy­wio­nych twa­rzach wy­ry­tych w zbyt du­żych gło­wach. Pa­sa­że­ro­wie spo­czy­wa­li na po­prze­cie­ra­nych sie­dze­niach krwa­wią­cych ma­te­ria­łem, nie mogąc cie­szyć się luk­su­sem in­tym­nych prze­dzia­łów, gdyż w ta­ko­we nie było wy­po­sa­żo­ne wnę­trze. Żaden się nie po­ru­szył i nie przy­wi­tał nowo przy­by­łe­go, nie wzdry­gnął się, nie mru­gnął. Po pro­stu trwa­li, wle­pia­jąc mar­twe, szkla­ne oczy w prze­strzeń i ra­cząc ją obrzy­dli­wy­mi uśmie­cha­mi-gry­ma­sa­mi.

Re­zy­den­to­wi ma­szy­ny pa­ro­wej od ma­ło­ści nie po­do­ba­ły się kukły ojca, in­nych jed­nak nie miał, a bra­ko­wa­ło mu od­po­wied­nich sprzę­tów do zro­bie­nia no­wych, tak samo pro­fe­sjo­nal­nych. Mu­siał po­go­dzić się z ich przy­krą współ­pra­cą.

Od­da­lił się od drzwi, gdzie obok wciąż le­ża­ły dawne za­bez­pie­cze­nia – dechy i przy­wle­czo­na nie wia­do­mo skąd torba wy­pcha­na po brze­gi jak naj­cięż­szy­mi śmie­cia­mi. Kil­ku­krot­nie ura­to­wa­ły go one przed łu­pież­ca­mi nie po­sia­da­ją­cy­mi od­po­wied­nie­go wy­po­sa­że­nia do wy­wa­że­nia – lub wy­sa­dze­nia – wrót do azylu lal­ka­rza. Za­blo­ko­wa­ne wej­ście swo­je­go czasu wzbu­dza­ło duże za­in­te­re­so­wa­nie i za­wo­alo­wa­ny męż­czy­zna uświa­da­miał sobie, że na­le­ża­ło jak naj­szyb­ciej wy­brnąć z sy­tu­acji bez wyj­ścia. Nawet w tak obrzy­dli­wy spo­sób.

,,Udało się. Przy­naj­mniej po czę­ści” po­my­ślał. Do­wo­dem zwy­cię­stwa mo­gły­by być za­bez­pie­cze­nia po­tul­nie le­żą­ce przy drzwiach, już nie­po­trzeb­ne. Do­wo­dem po­raż­ki – krew po­zo­sta­wia­na na to­rach każ­de­go dnia. Lalki zaj­mu­ją­ce co po­nie­któ­re fo­te­le nie ra­czy­ły za­brać głosu w tej spra­wie.

Męż­czy­zna przy­po­mniał sobie, jak jego oj­ciec roz­ma­wiał z tymi ka­ry­ka­tu­ral­ny­mi po­sta­cia­mi, na­da­jąc każ­dej imię. Nie lu­bi­li ich tak samo, praw­da, i wła­śnie to sta­no­wi­ło po­cząt­ko­wo głów­ny napęd jed­no­stron­nych kon­wer­sa­cji, które z cza­sem sta­wa­ły się coraz po­waż­niej­sze. I cho­ciaż był mo­ment, w któ­rym wi­dząc sza­leń­stwo ro­dzi­cie­la syn chciał wszyst­ko po­rzu­cić, to osta­tecz­nie uznał takie od­da­nie się sztu­ce za… sztu­kę. Po­krę­cił głową na myśl, co zro­bił ze spad­ko­bier­czym dzie­łem i zaraz po­ża­ło­wał, czu­jąc po­tęż­ny za­wrót głowy. Za­to­czył się. Nie dał rady za­cho­wać rów­no­wa­gi, jed­nak­że chwy­ciw­szy się opar­cia jed­ne­go z sie­dzeń zdo­łał upaść na nie, miast na pod­ło­gę. Gdy uczu­cie ko­ło­wa­nia mi­nę­ło, pod­niósł wzrok na miej­sce obok. Ku­kieł­ka-są­siad­ka nie ra­czy­ła zwró­cić na niego uwagi. Jej sztyw­ne, nie­pro­por­cjo­nal­ne ciał­ko błysz­cza­ło miej­sca­mi od farby, a miej­sca­mi stra­szy­ło prze­żar­te rdzą. Znisz­cze­nia naj­moc­niej do­tknę­ły stre­fę pod jej pra­wym okiem, się­ga­jąc w dół, aż do zębów za­ci­śnię­tych jakby w stra­chu, że to na nią mógł spaść. Mimo wszyst­kich sta­rań bra­ko­wa­ło mu ma­te­ria­łów do lep­sze­go dba­nia o swo­ich pod­opiecz­nych. Spoj­rzał prze­cią­gle na twarz stę­ża­łą w od­wiecz­nym szczę­ko­ści­sku, na licz­ne otwor­ki w ciele i szpa­ry mó­wią­ce o lo­ka­li­za­cji ukry­tych szu­fla­dek lub sta­no­wią­ce uj­ście dla pary.

– Two­je­go imie­nia też nie pa­mię­tam.

Zo­sta­wił ją samą, acz nie do końca, miała prze­cież wielu to­wa­rzy­szy po­dró­ży, uwię­zio­nych w niej od dłu­gie­go czasu. Roku? Nikt nie li­czył.

Pod­czas gdy lal­karz wy­cho­dził na krót­ki mo­stek pro­wa­dzą­cy do ostat­nie­go już wa­go­nu – po­mi­ja­jąc ten wy­wró­co­ny – roz­my­ślał, czy nie nadać no­wych imion brzyd­kim współ­pra­cow­ni­kom.

Tym razem prze­szedł od świa­tła do ciem­no­ści, choć nie­zu­peł­nych. Prze­dziw­nie urzą­dzo­na była owa część jego do­mo­stwa. Przez po­zba­wio­ne szyb, po­za­bi­ja­ne de­cha­mi okna świsz­czał prze­ciąg, po­zwa­la­ją­cy wy­wiać z wnę­trza słod­ka­wo-mdły za­pach, cho­ciaż w nie­wy­star­cza­ją­cym stop­niu. Nie­licz­ne wiąz­ki świa­tła od­bi­ja­ły się od wielu szkla­nych na­czyń, garn­ków i kolb nie­raz po­łą­czo­nych ru­recz­ka­mi w mi­ster­ną sieć. Nie­gdy­siej­szy prze­dział re­stau­ra­cyj­ny dalej słu­żył do przy­rzą­dza­nia do­bro­dziejstw, przy­naj­mniej tak mógł są­dzić na po­cząt­ku, tak mo­gli­by twier­dzić nie­świa­do­mi nie­wol­ni­cy, któ­rych stwo­rzył. Z cza­sem ,,kuch­nia” stała się obo­siecz­ną bro­nią.

Głów­ne pa­le­ni­sko za­ję­te przez wiel­ki gar (to od niego za­czy­nał się pro­ces go­to­wa­nia) nie grza­ło, lal­karz wy­two­rzył już do­sta­tecz­ną ilość elik­si­ru, mu­siał je­dy­nie uwa­żać, by zbyt wiele go nie od­pa­ro­wa­ło. Teo­re­tycz­nie nie miał o co się mar­twić – zgro­ma­dził cał­kiem sporo skład­ni­ków po­trzeb­nych do po­now­nej syn­te­zy. Ma­szy­na pa­ro­wa oka­za­ła się być świet­nym ma­ga­zy­nem. Gdy tylko tu przy­był, ze­brał wiele sma­rów, ole­jów i in­nych pro­duk­tów, tylko cze­ka­ją­cych na wy­od­ręb­nie­nie z nich tego, co war­to­ścio­we. Po­ciąg krył rów­nież po­kaź­ną ilość wody, choć nie za­wsze na­da­ją­cej się do picia. O jej za­sob­ność męż­czy­zna prze­stał się jed­nak mar­twić, odkąd zo­stał mia­no­wa­ny ,,me­sja­szem kul­tu­ry” i ,,pa­mię­cią po za­mierz­chłej cy­wi­li­za­cji”, mimo że wcale a wcale ta­ko­wej nie znał.

Tak czy ina­czej, wolał oszczę­dzać. Skądś – nie wie­dział skąd – brał siłę do roz­wa­gi, która utrzy­my­wa­ła go przy nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cym życiu. 

,,Kuch­nia” mimo braku za­gro­że­nia po­zo­sta­wa­ła po­rząd­nie za­bez­pie­czo­na – tylne drzwi trwa­ły po­tęż­nie za­ry­glo­wa­ne, a i te bli­żej ,,lal­kar­ni” za­trza­snął za po­mo­cą deski. Se­kret ka­rie­ry mu­siał po­zo­stać se­kre­tem.

Lal­karz skie­ro­wał krok ku bla­to­wi, który ongiś zaj­mo­wa­ły ra­ry­ta­sy za­chę­ca­ją­ce po­dróż­ni­ków do po­dej­ścia. Teraz wy­star­czy­ła ku temu ma­nier­ka z wodą. To­wa­rzy­szył jej ze­staw pa­czu­szek z su­szo­nym i wę­dzo­nym ja­dłem, które coraz trud­niej było mu tknąć; oraz cały kom­plet na­rzę­dzi ku­char­skich, go­to­wych do dal­sze­go wy­twa­rza­nia ,,sztu­ki”. Ob­ra­zu do­peł­nia­ła maska ga­zo­wa, nie­ste­ty, uszko­dzo­na. Ścią­gnął, czy ra­czej zszar­pał tur­ban z głowy i po­dob­nie agre­syw­nie trak­tu­jąc ban­dan­kę, się­gnął po ma­nier­kę, szyb­ko przy­kła­da­jąc ją do ust. Nie ode­rwał się od niej póki gło­śno nie prze­łknął ostat­niej kro­pli. Woda wy­da­wa­ła się jakby prze­sią­kać mdłym opa­rem, cho­ciaż prę­dzej uwie­rzył­by, że to zmy­sły pła­ta­ją mu figle. Nie­zbyt prze­ję­ty, na­peł­nił na­czyń­ko cie­czą ze sto­ją­ce­go obok, szczel­nie za­mknię­te­go szyb­ko­wa­ru i mi­mo­cho­dem za­sta­no­wił się, co by się stało, gdyby po­my­lił wodę z wy­twa­rza­nym przez sie­bie na­pa­rem. Myśl wy­da­ła mu się ku­szą­ca, nie sko­rzy­stał jed­nak. Za­mknął jak zwy­kle szczel­nie na­czy­nie za­wie­ra­ją­ce ży­cio­daj­ny płyn, jakby w czy­stej ma­ni­fe­sta­cji we­wnętrz­nej hi­po­kry­zji. Odło­żył ma­nier­kę na miej­sce, bio­rąc w za­mian maskę ga­zo­wą. Gu­mo­wa po­wło­ka okle­iła mu twarz i mimo że od­dy­cha­ło się cięż­ko, to przy­naj­mniej mógł czę­ścio­wo od­gro­dzić się od przy­jem­ne­go – zbyt przy­jem­ne­go – za­pa­chu. Tylko czę­ścio­wo, gdyż fil­try od dawna nie dzia­ła­ły.

Wie­dział, że je­że­li wie­czo­rem wszyst­ko ma pójść do­brze, musi za­brać się do pracy. Ru­szył wzdłuż roz­licz­nych bla­tów z na­czy­nia­mi, zer­ka­jąc do nie­któ­rych i kon­tro­lu­jąc ilość oraz kolor za­war­to­ści. Pa­trzył w mętne cie­cze, a niema fa­scy­na­cja za­czy­na­ła go opla­tać coraz ści­ślej. Czemu w ogóle za­ło­żył tę maskę? Czemu wal­czył z pra­gnie­niem? Za­ci­snął mocno zęby, jakby chcąc od­gryźć głowę nie­sfor­nym boż­kom ku­szą­cym go nie­ustan­nie.

Kon­tro­la prze­bie­gła po­myśl­nie, na­sta­ła więc pora pracy nad głów­nym bo­ha­te­rem wy­stę­pu. Leżał on na wznak na jed­nym z bla­tów. Z po­wy­cią­ga­ny­mi szu­flad­ka­mi, otwar­tą, nie­skry­wa­ją­cą serca klat­ką pier­sio­wą oraz z roz­krę­co­nym kil­ko­ma try­bi­ka­mi nie wy­glą­dał tak prze­ra­ża­ją­co jak jego współ­bra­cia. Twarz miał po­zba­wio­ną ust, oczu, wszyst­kie­go czym twarz się cha­rak­te­ry­zo­wa­ła.

– Twarz bez twa­rzy – wy­chry­piał zza maski.– Na­zwał­bym cię Ni…

Nikt. Nie był w sta­nie do­koń­czyć, po­czuł się jak fał­szerz. Był tylko od­twór­cą roli ar­ty­sty, nie­uda­nym pla­gia­tem. Nie czuł się na si­łach uda­wać. W celu od­cią­gnię­cia się od nie­chcia­nych myśli się­gnął po wę­giel ka­mien­ny z lnia­ne­go wora, le­żą­ce­go nie­opo­dal i za­czął go roz­drab­niać na mniej­sze frag­men­ty, tak by zmie­ści­ły się do szu­flad­ki nieco przy­po­mi­na­ją­cej kon­struk­cją grill. Za­peł­nił ją i zaraz umie­ścił w od­po­wied­nim miej­scu, w kukle. Za po­mo­cą śru­bo­krę­tu do­krę­cił i spraw­dził wszyst­kie śrub­ki, oraz try­bi­ki, upew­nił się czy nic nie po­my­lił. Na­stęp­nie usta­wił lalkę do pionu i wyjął z jej trze­wi coś na wzór szklan­ki. Uzu­peł­nił ją wy­do­by­tym z wiel­kie­go gara elik­si­rem, który zda­wał się pra­gnąć tra­fić do wnętrz­no­ści lal­ka­rza, a nie lalki. Po­sta­no­wił znowu za­grać wbrew sobie, po czym za­mknął drzwicz­ki od za­war­to­ści ku­kieł­ki. Jako że zo­sta­ła wy­czysz­czo­na już wcze­śniej wy­star­czy­ło roz­ża­rzyć wę­giel­ki, by była go­to­wa do pracy. To wła­śnie za­baw­ka bez twa­rzy ura­to­wa­ła mu życie przed dwie­ma Hie­na­mi, które nie­gdyś zbyt na­tar­czy­wie krę­ci­ły się wokół jego domu. Miał szczę­ście, że ra­bu­sie nie za­strze­li­li lub po pro­stu nie za­tłu­kli go od razu, gdy tylko go zo­ba­czy­li – dziw­ne­go, za­wo­alo­wa­ne­go osob­ni­ka z jesz­cze dziw­niej­szą ku­kieł­ką pod pachą. Wi­docz­nie mieli ocho­tę na tro­chę roz­ryw­ki, toteż ze zło­wiesz­czym śmie­chem zgo­dzi­li się po­pa­trzeć na sztu­kę, co było ostat­nim ży­cze­niem lal­ka­rza. Nie po­ża­ło­wa­li, cho­ciaż po­win­ni. Kiedy tylko para wpra­wi­ła try­bi­ki w ruch, kukła za­czę­ła nie­zgrab­ny ta­niec, a jej wład­ca snu­cie opo­wie­ści zgod­nej z cho­re­ogra­fią. Kiedy scep­tycz­nie roz­ba­wio­ne oczy pu­stel­ni­czych łow­ców chło­nę­ły przed­sta­wie­nie, do ich re­cep­to­rów wraz z roz­py­la­ną parą tra­fia­ły czą­stecz­ki nar­ko­ty­ku. Re­zy­dent po­cią­gu, dawny miesz­ka­niec Ostoi, syn na­ukow­ca i ar­ty­sty w jed­nym miał świa­do­mość, że po uka­za­niu samej sztu­ki zo­stał­by za­bi­ty, a do­by­tek ojca roz­kra­dzio­ny. Miał świa­do­mość, że po­dzie­le­nie się je­dy­nie nar­ko­ty­kiem skoń­czy­ło­by się zra­bo­wa­niem go i praw­do­po­dob­nie nie­wol­ni­czą pracą przy dal­szej pro­duk­cji. Lub śmier­cią, gdyby ban­dy­ci oka­za­li się zbyt po­chop­ni. A tak… Wy­stęp zo­stał zwień­czo­ny szlo­chem dwóch osił­ków, któ­rzy w eks­ta­zie za­czę­li wie­rzyć, że to ,,kul­tu­ra” ich zba­wi­ła. A lal­karz był jej no­si­cie­lem. Wy­grał.

Prze­grał.

Mógł umrzeć w imię ja­kiejś war­to­ści, a nie żyć wbrew niej. Do­dat­ko­wo zbrod­nia męż­czy­zny na tym się nie koń­czy­ła – nie tylko zdra­dził sztu­kę, ale i za­czął wy­pa­czać jej obraz w oczach ludz­ko­ści. 

Dal­sza praca po­le­ga­ła na przy­go­to­wy­wa­niu ko­lej­nych ku­kie­łek do wy­stę­pu: czysz­cze­niu, re­pe­ro­wa­niu i wy­peł­nia­niu ich. Kiedy wy­brał i do­pro­wa­dził do użyt­ku wszyst­kich bo­ha­te­rów zbli­ża­ją­ce­go się wie­czo­ru, wró­cił do na wpół zde­wa­sto­wa­ne­go wa­go­nu sta­no­wią­ce­go scenę i za­czął roz­kła­dać lalki w od­po­wied­nich miej­scach. Nie oba­wiał się, że ktoś je ukrad­nie, czy za bar­dzo za­in­te­re­su­je się ich kon­struk­cją – zbyt go sza­no­wa­li. ,,Me­sjasz” za­śmiał się pod nosem. ,,Zło­dziej” po­pra­wił tytuł, za­sta­na­wia­jąc się nawet jakie przed­mio­ty chciał­by skraść tego dnia. ,,Jesz­cze tro­chę wody, gogle, może po­rząd­niej­szą maskę ga­zo­wą – jeśli mam cał­ko­wi­cie oddać się de­ge­ne­ra­cji, to mógł­bym przy­naj­mniej po­rzu­cić sa­mo­bój­cze myśli i za­dbać wresz­cie o zdro­wie”. Cho­ciaż myśl ta była krót­ka i sar­ka­stycz­na, szyb­ko po­czuł obrzy­dze­nie do czę­ści sie­bie, która się z nią utoż­sa­mia­ła.

Przy­go­to­wa­nia wy­cień­cza­ły go cał­ko­wi­cie, jed­nak­że po­cie­szył się myślą o na­gro­dzie – przez na­stęp­ne dwa dni bę­dzie mógł leżeć bez prze­rwy, bądź nawet gnić.

Pierw­si wi­dzo­wie po­ja­wi­li się, zaj­mu­jąc miej­sca jak naj­bli­żej sceny. Lal­karz za­brał z kuch­ni dwie roz­ża­rzo­ne i pa­ru­ją­ce ka­dziel­ni­ce, na­stęp­nie wy­wie­sił je nad sceną na frag­men­tach bla­chy sta­no­wią­cych po­zo­sta­łość daw­nej otu­li­ny. Chciał roz­bu­dzić od­po­wied­ni na­strój w zgro­ma­dzo­nych – w więk­szo­ści przed­sta­wi­cie­li Hien – aby się nie znie­chę­ci­li ocze­ki­wa­niem.

Stwier­dziw­szy, że przy­go­to­wał już wszyst­ko, sta­nął na sce­nie na­prze­ciw­ko nie­kom­plet­nej wi­dow­ni i za­czął wraz z ku­kła­mi wpa­try­wać się w swo­ich gości. Wi­dział zza maski ga­zo­wej, jak garst­ka zgro­ma­dzo­nych przy­sto­so­wu­je się men­tal­nie do przy­ję­cia dawki ,,kul­tu­ry”. Na po­cząt­ku byli może tro­chę pod­eks­cy­to­wa­ni, po­ka­zy­wa­li mię­dzy sobą jakie dary przy­nie­śli, z cza­sem jed­nak ci­chli coraz bar­dziej. W końcu cał­ko­wi­cie za­mil­kli i sta­nę­li sztyw­no, so­li­dar­ni wobec swo­je­go guru.

Świat jakby przy­ciem­niał, słoń­ce za­czę­ło cho­wać się za po­cią­giem i ho­ry­zon­tem, za ple­ca­mi lal­ka­rza. Cho­ciaż sam nie mógł zo­ba­czyć za­cho­du znie­na­wi­dzo­nej tar­czy, wie­dział, że do­sko­na­le widzą owe zja­wi­sko jego nie­wol­ni­cy. To mu wy­star­czy­ło. Robił od­po­wied­nie wra­że­nie, skoro przy­ćmie­wał nawet ogni­ste­go ol­brzy­ma.

Gro­ma­da po­więk­sza­ła się, aż na­de­szła cała, kil­ku­na­sto­oso­bo­wa grupa z Ostoi. Wy­raź­nie róż­ni­li się od Hien. Ubiór tych dru­gich był zbie­ra­ni­ną róż­no­rod­nej za­war­to­ści szaf z ruin ze­szłe­go świa­ta – wy­bla­kły acz nie­po­zba­wio­ny ko­lo­rów. Zaś oby­wa­te­le mia­stecz­ka mieli za­rzu­co­ne na barki dłu­gie, za­zwy­czaj białe szaty. Po­sia­da­li tka­czy w swej mi­zer­nej spo­łecz­no­ści i tylko nie­licz­ni przed­sta­wi­cie­le no­si­li ja­kieś ko­lo­ro­we ozna­cze­nia. Re­zy­dent ma­szy­ny pa­ro­wej wzdry­gnął się na wspo­mnie­nie, jak zo­stał ob­dar­ty z wła­snej, ro­dzi­mej płach­ty. Wy­da­wa­ło mu się jed­nak, że nie od­czu­wał już urazy do by­łych współ­o­by­wa­te­li. Co in­ne­go do świa­ta.

Mu­siał przed sobą przy­znać, że cała ta zbie­ra­ni­na na­pa­wa­ła go w pew­nym sen­sie na­dzie­ją. Na­dzie­ją, że coś może się zmie­nić. Oto mnoga część przed­sta­wi­cie­li Ostoi opu­ści­ła swoją zie­mię, osła­bia­jąc ją, a ramię w ramię stali ra­bu­sie, któ­rzy w nor­mal­nej sy­tu­acji po­win­ni wy­ko­rzy­stać mo­ment nie­mo­cy dru­giej spo­łecz­no­ści. Coś ich po­łą­czy­ło. Szko­da tylko, że ułuda i mi­sty­fi­ka­cja, chciał­by wy­rzec lal­karz, lecz nie zdo­był się na rów­nie od­waż­ną szcze­rość.

Zlu­stro­wał ze­bra­nych, któ­rych na­pię­cie w nor­mach trzy­ma­ły chyba tylko roz­py­la­ne w po­wie­trzu wonie. Nie wy­ko­nał w ich stro­nę żad­ne­go gestu – jesz­cze – tylko wy­cią­gnął za­pał­ki i niby po­kor­ny sługa za­czął pod­cho­dzić do ku­kie­łek, umiesz­cza­jąc w od­po­wied­nich otwor­kach każ­dej po kilka za­pa­lo­nych pa­łe­czek. Do­kład­nie pil­no­wał ko­lej­no­ści – lalki miały różne role oraz inny czas po­trzeb­ny do za­ini­cjo­wa­nia ruchu, więc chwi­la, w któ­rej roz­po­czy­na­ło się ogrze­wa­nie pary była klu­czo­wa dla prze­bie­gu przed­sta­wie­nia.

Wi­dow­nia śle­dzi­ła po­czy­na­nia cu­do­twór­cy w nie­mym za­chwy­cie, cze­ka­jąc, aż to czego tak bar­dzo im bra­ko­wa­ło wy­peł­ni na nowo ich umy­sły. I ciała.

Pierw­sze, na razie nie­wiel­kie ob­łocz­ki pary za­czę­ły ulat­niać się znad ku­kieł­ki bez twa­rzy. Za­koń­czyw­szy oży­wia­nie mar­twych po­sta­ci lal­karz sta­nął nad głów­nym bo­ha­te­rem i wcią­gnął mocno po­wie­trze przez ze­psu­te fil­try, jakby w chęci, by nar­ko­tyk odu­rzył naj­sam­pierw jego. Za­wiódł się, pary było jesz­cze zbyt mało. Ma­rio­net­ka za­czę­ła lekko po­dry­gi­wać. Wska­zał na nią obu­rącz.

– Oto. Je­stem.–Z dru­gim sło­wem zbli­żył gwał­tow­nie ręce do maski znie­kształ­ca­ją­cej jego głos.–Ja!

Za­sta­no­wił się kogo uj­rze­li, gdy od­sło­nił twarz. Zwy­kłe­go, zmę­czo­ne­go i spo­co­ne­go czło­wiecz­ka? A może ,,me­sja­sza”, ,,świa­dec­two mi­nio­nej kul­tu­ry”, mę­dr­ca nad mę­dr­ca­mi, sta­re­go mło­dzień­ca ma­ją­ce­go przy­po­mnieć im dawną świet­ność? Od­rzu­cił maskę za sie­bie. Ku­kieł­ka unio­sła ręce, a lal­karz po­stą­pił w ślad za nią. Scenę po­kry­wa­ło coraz wię­cej pary, która za­czę­ła wy­do­by­wać się także z są­sied­nich ak­to­rów.

– Oto. Je­steś. Ty!

Lalka i jej wład­ca jed­no­cze­śnie wska­za­li na wi­dow­nię. Nie­któ­rych ten gest wy­raź­nie po­ru­szył, inni cze­ka­li znie­cier­pli­wie­ni.

– Błą­kasz się po świe­cie i wi­dzisz tobie po­dob­nych. Pa­trzysz na cudy świa­ta, cud stwo­rze­nia, z matki na córę prze­ka­zy­wa­ny.–Fak­tycz­nie kukła bez twa­rzy po­drep­ta­ła na prawo, gdzie spo­tka­ła się z dwój­ką ko­biet, jedną wyż­szą od dru­giej. Wy­ko­ny­wa­ły gesty jakby pod­czas roz­mo­wy. Nie­na­zwa­ny Nikim od­wró­cił się od nich szyb­ko i za­czął drep­tać w prze­ciw­nym kie­run­ku.– Czy to cud warty walki, nie wiesz. Od­po­wie­dzi dalej szu­kasz. Mija czas, zmie­niasz miej­sca i cele, rzu­ca­ny przez los gdzie­kol­wiek. Tylko brat­nia dusza jest w sta­nie cię za­trzy­mać. Jed­nak nawet jak już się na­ty­kasz na dru­gie­go po­dróż­ni­ka, tar­ga­ją tobą wąt­pli­wo­ści. Brat twój czy wróg? Obawy są nie­uza­sad­nio­ne, po­dró­żu­je­cie przez jakiś czas razem, jed­nak to ty po­sta­na­wiasz go zdra­dzić, po­rzu­cić.

Po­czuł niemą sa­tys­fak­cję, wi­dząc jak po­stać opusz­czo­ne­go to­wa­rzy­sza po­dró­ży upa­dła niby mar­twa z sa­mot­no­ści, kiedy kukła bez twa­rzy po­zo­sta­wi­ła ją w tyle. Co uważ­niej­si wi­dzo­wie rów­nież to do­strze­gli, mógł to roz­po­znać po ich mi­mi­ce.

Wraz z tym co mówił, bo­ha­ter-każ­dy i jego sce­nicz­ni bra­cia po­twier­dza­li wszyst­kie słowa, bądź sta­no­wi­li tło wy­da­rzeń. Coraz więk­sza licz­ba lalek dzia­ła­ła, pręż­nie pro­du­ku­jąc parę, która zdą­ży­ła za­dy­mić całą scenę i część wi­dow­ni oka­zu­ją­cej więk­sze i więk­sze za­chwy­ce­nie wi­do­wi­skiem. Przez świa­do­mość męż­czy­zny prze­mknę­ła krót­ka, bo­le­sna myśl, że uno­szą się pod wpły­wem nie tej twór­czo­ści, któ­rej po­win­ni. Szyb­ko po­wró­cił uwagą do przed­sta­wie­nia, sta­ra­jąc się zbyt­nio nie po­nieść przez ude­rza­ją­cy rów­nież o jego neu­ro­ny spe­cy­fik. Dla sztu­ki.

Dla sztu­ki.

Wła­dał ku­kła­mi, wła­dał ludź­mi. Mimo że nie do­szedł jesz­cze do punk­tu kul­mi­na­cyj­ne­go kilka osób za­czę­ło pła­kać. Jedna się śmia­ła. Po­zo­sta­li byli niby za­hip­no­ty­zo­wa­ni.

Nagle lal­karz roz­ka­słał się, prze­ry­wa­jąc swoją kwe­stię i plu­jąc krwią na kukłę bez twa­rzy, czemu za­wtó­ro­wa­ły za­dzi­wio­ne wes­tchnię­cia do­bie­ga­ją­ce z wi­dow­ni. ,,Gdy­bym padł na sce­nie, to do­pie­ro by się im spodo­ba­ło. Wnie­bo­wstą­pie­nie nie­mal­że. To by­ło­by… pięk­ne”. Jesz­cze nie dziś miały na­stą­pić te mary. Kon­ty­nu­ował opo­wieść, choć już im­pro­wi­zu­jąc, zgu­bił w końcu frag­ment roli. Bo­ha­ter-każ­dy stał się tra­gicz­nym, spla­mio­nym krwią, która spa­dła na niego z góry, mimo że pla­mić się nie chciał.

Pod­czas krót­kiej prze­rwy mię­dzy kwe­stia­mi, kiedy zimny pot zalał mu oczy, otarł je i spoj­rzał na swoje kukły. Nie te sce­nicz­ne. Te sta­no­wią­ce wi­dow­nię. Zo­ba­czył gdzieś z tyłu, jakby przez mgnie­nie, maskę ga­zo­wą, do­pie­ro póź­niej syl­wet­kę osoby, która ją no­si­ła. Po­wró­cił do swych tań­czą­cych lalek mimo myśli, które nagle ude­rzy­ły go z wiel­ką siłą. Nie oba­wiał się, że fil­try ta­jem­ni­cze­go osob­ni­ka mogły dzia­łać po­praw­nie. Nie oba­wiał się, że nar­ko­tyk na niego nie po­dzia­ła i że obcy przej­rzy co się kryje za mgłą okry­wa­ją­cą scenę. Miał na­dzie­ję, że ów nie­zna­jo­my bę­dzie w sta­nie oglą­dać przed­sta­wie­nie na trzeź­wo. Że je do­ce­ni. I że nie jest tylko ułudą, wy­ima­gi­no­wa­nym ma­rze­niem. Ha­lu­cy­na­cją. Że po­cho­dzi z me­tro­po­lii po­dob­nej jego do­mo­wi. Me­tro­po­lii z ma­szyn pa­ro­wych.

Oczy zza maski ga­zo­wej śle­dzi­ły ta­niec lalek. Także tej, która po­cią­ga­ła za sznur­ki.

 

Koniec

Komentarze

Czy “dechy bu­du­ją­ce tory” to cza­sem nie pod­kła­dy ko­le­jo­we? Brak in­for­ma­cji, co mu się na tych ple­cach od­bi­ło, po­wo­du­je u mnie nie­do­syt i nie po­zwa­la sku­pić się na dal­szej czę­ści tek­stu ;)

Macit, dzię­ku­ję ci, fak­tycz­nie to było bar­dzo nie­ści­słe okre­śle­nie, umknę­ło mi pod­czas po­pra­wia­nia tek­stu. Już spre­cy­zo­wa­łam, cho­ciaż nie­zbyt sub­tel­nie ^^’. Tak, cho­dzi­ło o pod­kła­dy ko­le­jo­we.

Coś mi tu “Sy­be­rią “ pach­nie :). 

Opo­wia­da­nie cał­kiem, cał­kiem. Może tro­chę prze­ga­da­ne, może tro­chę za mało o świe­cie – ale ma kli­mat, ma po­mysł (tro­chę co praw­da nie­naj­śwież­szy), na­pi­sa­ne też w miarę zgrab­nie. Mi­nu­sy – chru­pią­cy cza­sem język i dość ste­reo­ty­po­we za­koń­cze­nie.

Chrup­ki :):

– “Dechy sta­no­wią­ce pod­kład ko­le­jo­wy” – mia­łem stycz­ność :) – za­pew­niam, że pod­kła­dów nie robi się z desek; muszą być z jed­no­rod­ne­go ka­wał­ka drew­na, bo prze­no­szą pa­skud­ne ob­cią­że­nia;

– “Cią­gła praca, stres i osła­bio­ny or­ga­nizm naraz nie po­zwa­la­ły mu przy­brać ciała” na­brać ciała;

– “mógł przy­pra­wić cał­kiem inną opi­nię” – wy­wo­łać cał­kiem inne wra­że­nie;

– “nie ra­czy­ły za­brać zda­nia” – za­brać głosu albo mieć zda­nia; 

– “ka­ry­ka­tu­ral­ny­mi po­sta­cia­mi, na­da­jąc każ­de­mu imię” – skoro po­sta­cie, to każ­dej;

– “po­mi­ja­jąc ten prze­wa­lo­ny” – wy­wró­co­ny;

– “za­trzą­snął za sobą” – za­trza­snął;

– “skie­ro­wał krok ku blatu, na któ­rym ongiś ra­ry­ta­sy za­chę­ca­ły po­dróż­ni­ków do po­dej­ścia” – “ku bla­to­wi” i ta druga część zda­nia brzmi jakoś dziw­nie;

– “pa­czu­szek z su­szo­nym, ma­ry­no­wa­nym i wę­dzo­nym ja­dłem” – ma­ry­nu­je się w pły­nie, płyn cięż­ko utrzy­mać w pa­czusz­ce;

– “Obraz do­peł­nia­ła maska ga­zo­wa” – ob­ra­zu;

– “puki nie prze­łknął ostat­niej kro­pli z gło­śnym ak­cen­tem” – brrr, ort – póki; i jak się prze­ły­ka z ak­cen­tem?;

– “tra­fić do wnętrz­no­ści lal­karz, a nie lalki” – lal­ka­rza;

– “wy­star­czy­ło roz­ża­rzyć wę­gli­ki” – wę­gli­ki to nie to samo, co wę­giel­ki;

– “mógł umrzeć w imię ja­kiejś war­to­ści, a nie żyć wbrew im i wy­pa­czać ich obraz w oczach ludz­ko­ści” – skoro “war­tość”, to “wbrew niej” i “wy­pa­czać jej obraz”;

– “bę­dzie mógł w re­kom­pen­sa­cie leżeć bez prze­rwy” – w re­kom­pen­sa­cie? “w za­mian” może?;

– “Pierw­si wi­dzo­wie po­ja­wi­li się, zaj­mu­jąc miej­sce” – zaj­mu­jąc miej­sca;

– “co by się nie znie­chę­ci­li” – “co by”? ra­czej żeby, aby.

 

Jest po­ten­cjał, jest kli­mat, bra­ku­je szli­fu i ja­kiejś iskier­ki. W każ­dym razie – po­rząd­ne rze­mio­sło.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Sta­ru­chu, dzię­ku­ję ci bar­dzo za opi­nię i cenne wska­zów­ki. Wpro­wa­dzi­łam więk­szość po­pra­wek, nie mogę się jed­nak prze­ko­nać do po­zby­cia się słowa ,,re­kom­pen­sa­ta” – moim zda­niem dość do­brze od­da­je po­dej­ście głów­ne­go bo­ha­te­ra. Uwa­żasz, że jest nie­wła­ści­wie użyte? Będę wdzięcz­na za wy­ja­śnie­nia.

Wy­bacz ilość błę­dów, które mu­sia­ły tro­chę prze­szka­dzać w czy­ta­niu – fak­tycz­nie po­de­szłam do po­pra­wek zbyt ,,po łeb­kach”. Tym bar­dziej je­stem wdzięcz­na za twoją pomoc.

Cie­szę się, że w miarę się po­do­ba­ło :). Na­wią­za­nie do Sy­be­rii przy­pad­ko­we, cho­ciaż fak­tycz­nie – na tyle, na ile znam tę pro­duk­cję – te lalki mogą się mocno ko­ja­rzyć. 

Hmm, co do za­koń­cze­nia, moż­li­we że w ja­kimś za­kre­sie wieje sztam­pą, ale jest nie do ru­sze­nia. Mimo wszyst­ko musi po­zo­stać wła­śnie takie, bo jest klu­czo­we dla prze­sła­nia (przy­naj­mniej tego, które mia­łam na myśli pi­sząc ten tekst).

No więc ja mia­łam spory pro­blem z do­brnię­ciem do końca przez język tego opo­wia­da­nia. Po­mysł jest fajny, za­koń­cze­nie nie­złe, ale wy­ko­na­nie… Sta­ruch wy­pi­sał sporo ję­zy­ko­wych ba­bo­li, do­rzu­cam parę in­nych, ale to rap­tem część. Dla mnie ten tekst jest miej­sca­mi kom­plet­nie nie po pol­sku, a nad­miar nie­uda­nych me­ta­for przy­tła­cza.

 

“głowa ob­le­czo­na tur­ba­nem cier­pia­ła od opar­cia z me­ta­lo­wej szyny“ – co?

 

“Ban­dan­ka ści­śle owią­zu­ją­ca nos i uszy ma­so­wa­ła usta zgod­nie z ryt­mem wia­tru“ – ma­so­wa­ła?? Masaż wy­ma­ga na­ci­sku, a nie mu­ska­nia

 

“Wy­nisz­cze­nie or­ga­ni­zmu mu­sia­ło o sobie przy­po­mi­nać, ina­czej nie by­ło­by tak wy­nisz­cza­ją­ce.” – mózg mi się za­wie­sza

 

“Przy­go­to­wa­nia wy­cień­cza­ły go cał­ko­wi­cie, jed­nak­że po­cie­szył się, że przez na­stęp­ne dwa dni bę­dzie mógł w re­kom­pen­sa­cie leżeć bez prze­rwy“ – w re­kom­pen­sa­cie?? Nie (prze­czy­ta­łam ko­men­tarz po­wy­żej), to ni­cze­go nie od­da­je, ję­zy­ko­wo to jest beł­kot.

 

Ban­dan­ka z po­wro­tem mu­snę­ła wargi od­ci­na­jąc nos od zie­mi­ste­go za­pa­chu pust­ko­wi, kar­miąc go jego wła­snym, ostrym. – od­ci­na­jąc nos od za­pa­chu?

 

Atak minął, jakby wy­plu­cie sie­bie sa­me­go było naj­lep­szym le­kar­stwem. – Nawet ro­zu­miem to uczu­cie po ostat­niej gry­pie, ale nie je­stem prze­ko­na­na do jego li­te­rac­kie­go uję­cia

 

dawki ,,kul­tu­ry” → cu­dzy­słów kom­plet­nie zbęd­ny

 

Uchy­lił oczy, które za­pro­te­sto­wa­ły su­chym szczy­pa­niem. – uchy­lić oczy???

 

dwoma Hie­na­mi, które → dwie­ma (skoro które). Wiel­ka li­te­ra su­ge­ru­je, że cho­dzi nie o zwie­rzę­ta, tylko jakiś gang czy co­kol­wiek, o któ­rym czy­tel­nik poza tym nic nie wie?

 

“Nie wie­dział skąd brał chęci do tej całej roz­wa­gi, która za­trzy­my­wa­ła go w kon­ty­nu­acji bo­le­sne­go życia.” – czyli po pro­stu nie wie­dział, co trzy­ma­ło go wciąż przy życiu, po­mi­mo cier­pień?

 

Bra­ku­ją­cych prze­cin­ków nie wska­zu­ję, bo jest ich za dużo.

http://altronapoleone.home.blog

dra­ka­ina, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i uwagi. Jest w tym wszyst­kim coś po­cie­sza­ją­ce­go – skoro po­mysł się po­do­ba, to i warsz­tat może kie­dyś też zdo­bę­dę.

Część po­pra­wek wpro­wa­dzi­łam, nad resz­tą muszę po­sie­dzieć, jak i nad całym tek­stem. Chcia­łam, żeby był na­pi­sa­ny dość cięż­kim, nie­przy­stęp­nym ję­zy­kiem, w za­ło­że­niu miało to two­rzyć kli­mat. Nie za­mie­rzam się kłó­cić o pewne ję­zy­ko­we oczy­wi­sto­ści, tutaj nie­ste­ty jest sporo błę­dów. A jeśli całe zda­nia są, jak to się mówi, nie po pol­sku – wtedy cały kon­cept jest do wy­rzu­ce­nia.

Co do za­rzu­tu o Hie­nach – z tego co widzę, wcze­śniej w tek­ście jest wy­tłu­ma­cze­nia kim są i skąd po­dob­ne okre­śle­nie się wzię­ło. 

OK, pierw­sze wy­stą­pie­nie Hien mi umknę­ło, zgoda, ale do­tar­łam do końca do­pie­ro za dru­gim po­dej­ściem, za­chę­co­na opi­nią Sta­ru­cha – za pierw­szym styl mnie przy­tło­czył. Nie­ste­ty za­miast cię­ża­ru i nie­przy­stęp­no­ści wy­szła nie­po­rad­ność na gra­ni­cy nie­za­mie­rzo­nej gro­te­ski, więc to bez­względ­nie mu­sisz prze­pra­co­wać. Mam ską­d­inąd wra­że­nie, że po­nie­waż po­wo­li, dro­bia­zgo­wo opi­su­jesz ko­lej­ne czyn­no­ści, to w zu­peł­no­ści wy­star­czy, nawet opi­sa­ne cał­ko­wi­cie zwy­czaj­nym ję­zy­kiem, żeby dać kli­mat, któ­re­go tu chcesz.

 

PS. Skąd takie (nie: po­dob­ne) okre­śle­nie się wzię­ło.

http://altronapoleone.home.blog

Hmm. Nie uwio­dło.

Fa­bu­ły prak­tycz­nie nie ma, bar­dzo sta­tycz­ny tekst, ma­ją­cy chyba skła­niać do re­flek­sji.

Bo­ha­ter nie­źle zbu­do­wa­ny, ale nie w moim typie. Nawet nie ma­ru­dzi, tylko ma­rud­nie myśli, że nic mu się nie po­do­ba.

Le­gen­dy w ogóle nie widzę.

Styl jesz­cze nie wy­ro­bio­ny, czę­sto coś mi zgrzy­ta­ło w zda­niach. Tra­fia­ją się po­wtó­rze­nia, słowa użyte nie­zu­peł­nie zgod­nie z prze­zna­cze­niem. Na przy­kład “ma­szy­na pa­ro­wa”. Dla mnie to ro­dzaj sil­ni­ka. A Ty wy­da­jesz się ją trak­to­wać jak sy­no­nim pa­ro­wo­zu albo po­cią­gu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Drew­nia­ny pod­kład ko­le­jo­wy od­ci­ska­ły mu się na ple­cach,

Skoro jeden pod­kład, to od­ci­skał się.

Nie­któ­re zda­nia/sfo­mu­ło­wa­nia są… dziw­ne, na przy­kład:

głowa ob­le­czo­na tur­ba­nem cier­pia­ła od opar­cia z me­ta­lo­wej szyny

Piach walił po nie­osło­nię­tych czę­ściach twa­rzy co chwi­la, smy­ra­jąc, szar­piąc i szczy­piąc w usil­nej pró­bie do­sta­nia się pod po­wie­ki.

Mimo całej nie­kom­pe­tent­no­ści łóżka

Wy­nisz­cze­nie or­ga­ni­zmu mu­sia­ło o sobie przy­po­mi­nać, ina­czej nie by­ło­by tak wy­nisz­cza­ją­ce.

Takie rze­czy mnie za­trzy­mu­ją, bo muszę się za­sta­na­wiać, o co cho­dzi.

Dość cięż­ki tekst.

Przy­no­szę ra­dość :)

Fin­klaAnet dzię­ku­ję wam za prze­czy­ta­nie tek­stu i ko­men­tarz.

Fin­kla, bo­ha­te­ra sama nie lubię, w za­ło­że­niu miał przed­sta­wiać sobą pewną po­sta­wę. Jeśli cho­dzi o Le­gen­dę, pierw­szą wska­zów­ką było na­wią­za­nie do Ho­ra­ce­go w opi­sie nad tek­stem, ko­lej­ny­mi – to do ja­kiej rangi urósł lal­karz w oczach spo­łecz­no­ści. Moż­li­we, że nie ta­kiej in­ter­pre­ta­cji ocze­ku­je się od tego kon­kur­su – mówi się trud­no.

Anet, po­chy­lę się nad zda­nia­mi, które wy­mie­ni­łaś. Ten cię­żar miał być ce­lo­wy, jed­nak z tego co widzę dla więk­szo­ści jest nie­zja­dli­wy. Za­cze­kam na wię­cej opi­nii, o ile jesz­cze ktoś się skusi. 

Może po­zo­sta­li nie będą mieć z tym pro­ble­mu ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Potok świa­do­mo­ści – z po­my­słem, ale nie­ste­ty ra­czej mnie zmę­czył niż za­ba­wił. Do­ce­niam świat i bo­ha­te­ra, ale po pro­stu nie tra­fi­ło w gust. Bywa.

Co do wy­ko­na­nia, to mo­gło­by być lep­sze. Chwy­taj przy­dat­ne linki:

Dia­lo­gi – mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dia­lo­gi – kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Pod­sta­wo­we po­ra­dy por­ta­lo­we Se­le­ne: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o be­to­wa­niu au­tor­stwa Psy­cho­Fi­sha: Betuj bliź­nie­go swego jak sie­bie sa­me­go

Temat, gdzie można pytać się o pro­ble­my ję­zy­ko­we:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szu­kać spe­cja­li­stów do “ri­ser­czu” na wy­bra­ny temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Po­rad­nik łow­ców ko­men­ta­rzy au­tor­stwa Fin­kli, czyli co robić, by być ko­men­to­wa­nym i przez to zbie­rać duży więk­szy “fe­ed­back”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re­Man, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i garść przy­dat­nych lin­ków. Po­czu­łam nad sobą taką opie­kuń­czą rękę, to bar­dzo miłe. Nawet nie wiesz jak po­krze­pia mnie ta de­li­kat­na po­chwa­ła po­my­słu – szko­da tylko, że nie tra­fił on w twoje gusta. Tym bar­dziej je­stem wdzięcz­na za po­ra­dy.

Prze­czy­ta­łam opo­wia­da­nie. Kwa­li­fi­ku­je się do kon­kur­su.

 

Uwagi:

 

Po­zwo­lę sobie na su­ge­stię, mam na­dzie­ję, przy­dat­ną. Nadal mo­żesz przez dwa dni wy­gła­dzać tekst. Mo­men­ta­mi zda­niom i ob­ra­zom nic nie można za­rzu­cić i bar­dzo do­brze uka­zu­ją twoją wizję, a za chwi­lę przej­rzy­stość znika. Nie wahaj się po­uci­nać to, co brzmi tak sobie, a do­pi­sać gdzieś ja­kieś krót­kie zda­nia umac­nia­ją­ce kon­kre­ty two­je­go świa­ta.

 

Za­mknął oczy(+,) nie chcąc wi­dzieć oko­licz­ne­go brudu.

Na­uczył się znaj­do­wać osło­ny dla czę­ści ciała, które nie miały na­tu­ral­nych. ← nie ro­zu­miem.

Od tam­te­go dnia Jjego Hieny

po­ma­gie­rów-Hien ← po­ma­gie­rów Hien

Pa­sa­że­ro­wie spo­czy­wa­li na sie­dze­niach krwa­wią­cych ma­te­ria­łem ← tego też nie ro­zu­miem

mu­siał je­dy­nie uwa­żać(+,) by zbyt wiele go nie od­pa­ro­wa­ło

się­gnął po ma­nier­kę(+,) szyb­ko przy­kła­da­jąc ją do ust.

a jej wład­ca snu­cie po­wie­ści zgod­nej ← ra­czej opo­wie­ści?

bę­dzie leżeć bez prze­rwy, bądź nawet zgnić.

Na­dzie­ją(+,) że coś może się zmie­nić.

Szko­da tylko, że ułuda i mi­sty­fi­ka­cja(+,) chciał­by wy­rzec lal­karz

jakby chcąc(+,) by nar­ko­tyk odu­rzył naj­sam­pierw jego.

– Oto. Je­stem.– Z dru­gim sło­wem zbli­żył gwał­tow­nie ręce do maski znie­kształ­ca­ją­cej jego głos.– Ja!

z matki na córę prze­ka­zy­wa­ny.– Fak­tycz­nie ← po­trze­bu­jesz dwóch spa­cji przy pół­pau­zach dia­lo­go­wych

Coraz więk­sza ilość lalek dzia­ła­ła ← licz­ba

do­pie­ro póź­niej syl­wet­kę(+,) na któ­rej gło­wie ona wi­sia­ła.

Miał na­dzie­je ← na­dzie­ję

 

Opi­nia o fa­bu­le po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

Życzę po­wo­dze­nia :)

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Naz, dzię­ku­ję ci za ko­men­tarz. Uwagi bar­dzo cenne, zaraz za­cznę wy­gła­dzać tekst – zbyt wiele osób wy­tknę­ło mi brak wy­szli­fo­wa­nia tek­stu, bym mogła to zi­gno­ro­wać. Dzię­ku­ję też za wska­za­nie kon­kret­nych błę­dów!

Z nie­cier­pli­wo­ścią cze­kam na opi­nię do­ty­czą­cą fa­bu­ły :).

Nie wiem, czy opu­bli­ko­wa­nie dwóch ko­men­ta­rzy pod rząd to duże faux pas na tym por­ta­lu – jeśli tak, niech ktoś da znać i zaraz to po­pra­wię. Chcia­łam się od­nieść do kilku wcze­śniej­szych uwag, także tych sprzed wielu dni.

Jesz­cze raz dzię­ku­ję wszyst­kim za po­ra­dy. Po­czy­ni­łam pewne po­praw­ki, moż­li­we że ry­chło w czas, gdyż więk­szość osób wy­ro­bi­ła sobie już pew­nie zda­nie o tym opo­wia­da­niu. Nie chcę jed­nak prze­sad­nie sobie pluć w brodę – gdyby nie wy, wielu błę­dów bym nie do­strze­gła, zbyt za­śle­pio­na myślą, że ma być jak jest i krop­ka. 

Nie­któ­rych fraz za­mie­rzam jed­nak dalej bro­nić, moż­li­we że nie­słusz­nie – jeśli ktoś i w tym miej­scu zwró­ci mi uwagę na wy­raź­ny błąd, będę bar­dzo wdzięcz­na i przyj­mę to z po­ko­rą.

,,Atak minął, jakby wy­plu­cie sie­bie sa­me­go było naj­lep­szym le­kar­stwem” – moż­li­we że nie brzmi to naj­le­piej, jed­nak miała być też to me­ta­fo­ra od­no­śnie stanu umy­słu bo­ha­te­ra. Moż­li­we że jest zbyt nie­zgrab­na na tym eta­pie tek­stu, jed­nak chcia­łam by sta­no­wi­ła pew­ne­go ro­dza­ju wpro­wa­dze­nie do jego de­pre­syj­nej aury. Na razie ją po­zo­sta­wię.

Po­zo­sta­wi­łam też zapis ,,kul­tu­ra” w tej for­mie – cho­ciaż czy­tel­nik w po­cząt­ko­wym eta­pie nie wie, czym zaj­mu­je się bo­ha­ter, to ten cu­dzy­słów wska­zu­je, że jego dzia­ła­nia nie są oczy­wi­ste/czy­ste. Przy­naj­mniej chcia­łam by tak było.

Wiele po­wtó­rzeń po­pra­wi­łam, ale nie wszyst­kie – nie­któ­re są ce­lo­we - jeśli coś dalej źle brzmi, bar­dzo chęt­nie przyj­mę dal­szą kry­ty­kę.

,,Jego Hien” – to miała być tro­chę taka nazwa wła­sna, jed­no­cze­śnie wska­zu­ją­ca na moc uza­leż­nie­nia Hien od głów­ne­go bo­ha­te­ra, nie­mal­że boską. Jeśli jest to jed­nak bar­dzo nie­po­praw­ne, to zmie­nię.

,,Pa­sa­że­ro­wie spo­czy­wa­li na sie­dze­niach krwa­wią­cych ma­te­ria­łem” do­da­łam ,,po­szar­pa­nych” przed ,,sie­dze­nia­mi”, jed­nak nie je­stem pewna czy roz­wią­zu­je to pro­blem zro­zu­mia­ło­ści zda­nia. Będę wdzięcz­na za opi­nię.

,,po­ma­gie­rów-Hien” myśl­nik miał wska­zy­wać, że to Hieny są po­ma­gie­ra­mi. Ktoś spoza por­ta­lu za­rzu­cał mi, że bez niego za­czął sobie wy­obra­żać, że to Hieny mają po­ma­gie­rów.

Sta­ra­łam się wy­gła­dzić zda­nia, nie­któ­rych jed­nak chyba nie po­tra­fię – na przy­kład te z po­cząt­ku wy­mie­nio­ne przez Anet

W każ­dym razie jesz­cze raz dzię­ku­ję za pomoc. Mam na­dzie­ję, że ktoś jesz­cze skusi się do czy­ta­nia i że wra­że­nia będą nieco, hmm… gład­sze. 

 

 

Tam je­dy­nie ćwierć dnia drogi dalej znaj­do­wa­ła się mie­ścin­ka, bar­dzo po­ukła­da­na i po­dej­rza­nie do­brze zor­ga­ni­zo­wa­na, jak na sza­leń­stwo bu­dzą­ce się w całej resz­cie ludz­ko­ści. Na tyle po­ukła­da­na, by wy­rzu­cić ze swo­jej spo­łecz­no­ści nie tyle spraw­cę zbrod­ni, a współ­win­ne­go za eks­pe­ry­ment, wy­buch i tylko jedną ofia­rę śmier­tel­ną.

 

Kawał do­bre­go tek­stu. To, co więk­szość uzna­ła z pro­blem – brak akcji, ja w przy­pad­ku wy­mo­wy tego opo­wia­da­nia uzna­ję za dobre po­su­nię­cie. A jako, że je­stem fanem kon­cep­cji, bar­dziej niż wzo­ro­we­go wy­ko­na­nia, to dam klika na za­chę­tę do dal­szych por­ta­lo­wych po­pi­sów :)

 

A czy wy­mo­wa tek­stu speł­nia wa­run­ki kon­kur­su? Nie uczest­ni­czę, więc wy­po­wiem się ta­jem­ni­czo. Na­wią­za­nie do le­gen­dy jest, ale czy sta­no­wi to oś/sedno opo­wia­da­nia? ;)

 

Po­zdra­wia Czwart­ko­wy Dy­żur­ny

Katk, nie wiem, co zro­bić z po­cząt­kiem.

Za­sta­nów się, czy łóżko może być kom­pe­tent­ne.

A tu może wy­star­czy tak:

Wy­nisz­cze­nie or­ga­ni­zmu mu­sia­ło o sobie przy­po­mi­nać, ina­czej nie by­ło­by tak wy­nisz­cza­ją­ce.

Przy­no­szę ra­dość :)

Przy czy­ta­niu sta­wa­ły mi przed ocza­mi sceny ze sta­rych Mad Mak­sów, nie­źle Ci się udało od­ma­lo­wać obraz po­sta­po. Błędy Ci wy­ła­pu­ją moi po­przed­ni­cy, ale jesz­cze tro­chę ich się tra­fia. Fak­tycz­nie nie­któ­re zda­nia nie­przy­jem­nie zgrzy­ta­ją, ale ple­ase, nie zmu­szaj mnie do ich wska­za­nia. Spa­nie na to­rach wy­da­je mi się nie­spe­cjal­nie wy­god­ne gdy ma się lo­ko­mo­ty­wę i wa­go­ny. Po­nad­to za­mknię­cie się na noc jest bez­piecz­niej­sze. Sza­lo­ny lal­karz? Coś mi się ko­ja­rzy, nie Blade run­ner?

Cał­kiem in­te­re­su­ją­ce, nie­spiesz­ne opo­wia­da­nie, jak kroki sta­re­go, cho­re­go czło­wie­ka. Tro­chę se­kre­tów, nie­do­po­wie­dzeń, ge­ne­ral­nie ok. Wra­że­nia ra­czej po­zy­tyw­ne ;)

Blac­tom, Anet, en­de­rek, dzię­ku­ję wam za ko­men­ta­rze :).

Blac­tom, klik jest bar­dzo miłą nie­spo­dzian­ką, dzię­ku­ję. Cie­szę się, że tekst przy­padł ci do gustu. Co do sa­me­go te­ma­tu ,,Je­stem Le­gen­dą” masz rację, nie jest on sed­nem mo­je­go opo­wia­da­ni, nie­mniej uwa­żam, że w pe­wien spo­sób do niego pa­su­je – ta fraza może być sar­ka­stycz­nym po­dej­ściem do głów­ne­go bo­ha­te­ra, bądź do le­gend(sław) jako ta­kich. Chcia­łam to ugryźć z nieco innej, nie tak oczy­wi­stej stro­ny. 

Dzię­ku­ję za wska­za­nie po­wtó­rze­nia. Z tego co pa­mię­tam, zo­sta­wi­łam je ce­lo­wo, ale słowa wy­stę­pu­ją chyba w zbyt dużej od­le­gło­ści od sie­bie i nie brzmi to naj­le­piej. Na­pra­wię to, gdy tylko skoń­czy się kon­kurs.

Anet, zda­nie z ,,wy­nisz­cze­niem” na razie usu­nę­łam, ale jak już kon­kurs minie, wsta­wię za­pro­po­no­wa­ną przez cie­bie po­praw­kę na stare miej­sce. Póki co muszę się wstrzy­mać, by za­cho­wać się zgod­nie z za­sa­da­mi. Ta ,,kom­pe­tent­ność” miała być per­so­ni­fi­ka­cją, ale po prze­czy­ta­niu cał­ko­wi­tej de­fi­ni­cji, muszę ci przy­znać, że jest to per­so­ni­fi­ka­cja na wy­rost. Po­my­ślę i po­pra­cu­ję nad tym, gdy już będę mogła. W każ­dym razie bar­dzo ci dzię­ku­ję, za pomoc w szli­fo­wa­niu tek­stu. To bar­dzo miłe i po­moc­ne :).

en­de­rek, cie­szę się, że ogól­ne wra­że­nia są po­zy­tyw­ne. Do cał­ko­wi­te­go wy­szli­fo­wa­nia ,,Wład­cy…” czeka mnie jesz­cze pew­nie długa droga, ale kie­dyś się uda. A z tym spa­niem na to­rach to tro­chę taka moja wpad­ka, teraz to widzę. W mojej wizji on wcale na nich nie sypia, tylko co rano się tam prze­cha­dza – gdzieś tam w opku po­ja­wi­ło się zda­nie, że to jego po­ran­ny ry­tu­ał, ale fak­tycz­nie chyba zbyt zdaw­ko­wo to opi­sa­łam i czy­tel­nik nie wie o co cho­dzi. Do­brze, że o tym wspo­mnia­łeś, dzię­ku­ję. A po­do­bień­stwo do Blade run­ne­ra jak jest to przy­pad­ko­we i mam na­dzie­ję, że nie jakoś bar­dzo rzu­ca­ją­ce się ;).

No cóż, hi­sto­ria bo­ha­te­ra i jego lalek na parę, nie­ste­ty, nie­spe­cjal­nie przy­pa­dła mi do gustu. Mogę do­ce­nić po­mysł, tu­dzież nie­źle opi­sa­ną, klau­stro­fo­bicz­ną prze­strzeń zruj­no­wa­ne­go po­cią­gu, ale jed­no­cze­śnie muszę wy­znać, że zu­peł­nie nie po­do­ba mi się spo­sób, w jaki ta hi­sto­ria zo­sta­ła opo­wie­dzia­na.

W jed­nym z ko­men­ta­rzy mó­wisz o tek­ście: Chcia­łam, żeby był na­pi­sa­ny dość cięż­kim, nie­przy­stęp­nym ję­zy­kiem, w za­ło­że­niu miało to two­rzyć kli­mat. Ow­szem, kli­mat w ja­kimś stop­niu udało Ci się stwo­rzyć, ale ów cięż­ki i nie­przy­stęp­ny język spra­wił, ze chyba sama sobie rzu­ci­łaś kłody pod nogi, skut­kiem czego wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia bar­dzo wiele do ży­cze­nia, a lek­tu­ry Wład­cy ma­rio­ne­tek nie mogę uznać za sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cą.

 

a głowa ob­le­czo­na tur­ba­nem cier­pia­ła od opar­cia z me­ta­lo­wej szyny.  –> Ra­czej: …a głowa owi­nię­ta tur­ba­nem cier­pia­ła, opar­ta o szynę.

Czy ta szyna mogła być inna, nie me­ta­lo­wa?

Można cier­pieć z ja­kie­goś po­wo­du, ale chyba nie można cier­pieć od cze­goś.

 

Mimo całej nie­kom­pe­tent­no­ści łóżka, od­po­czy­nek na to­rach po­tra­fił dać za­po­mnie­nie, jeśli bar­dzo tego chciał. –> CZEGO łóżka???

Czy Au­tor­ka by­ła­by uprzej­ma wy­ja­śnić, jakie kom­pe­ten­cje ma łóżko?

 

Roz­luź­nił się tak szyb­ko, jak fala mdło­ści od­pu­ści­ła… –> A jak szyb­ko od­pu­ści­ła fala mdło­ści?

 

Wraz z char­ko­tem po­czuł na ję­zy­ku roz­pra­sza­ją­cy się, że­la­zi­sty smak krwi do­pra­wio­ny go­ry­czą żółci. – Czy to zna­czy, że po­czuł char­kot na ję­zy­ku?

 

Także po­po­łu­dniu, wie­czo­rem, nocą. –> Także po­ po­łu­dniu, wie­czo­rem, nocą. Lub: Także po­po­łu­dniem, wie­czo­rem, nocą.

 

– Cza­sa­mi marzę, byś mogła ru­szyć.– Gwiz­do­wi… –> Brak spa­cji po krop­ce.

Nie­wie­le tu dia­lo­gów, a i tak nie za­wsze są za­pi­sa­ne po­praw­nie. Po­win­naś sko­rzy­stać z po­rad­ni­ka, do któ­re­go link podał NWM.

 

zro­bił co mógł przy ama­tor­skiej kon­ser­wa­cji oraz prze­ra­bia­niu ma­szy­ny pa­ro­wej na wła­sne ko­rzy­ści. –> Co to zna­czy prze­ra­biać ma­szy­nę pa­ro­wą na wła­sne ko­rzy­ści?

 

Na tyle po­ukła­da­na, by wy­rzu­cić ze swo­jej spo­łecz­no­ści nie tyle spraw­cę zbrod­ni… –> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

mu­siał po­sta­wić wszyst­ko na ostat­nią kartę. –> Sta­wia się coś na jedna kartę, nie na ostat­nią.

 

Od tam­te­go dnia Jego Hieny bar­dzo się zmie­ni­ły. –> Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

 

który spa­dał mu z ubrań przy każ­dym, naj­drob­niej­szym ruchu. –> …który spa­dał mu z ubra­nia przy każ­dym, naj­drob­niej­szym ruchu.

Ubra­nia wiszą w sza­fie, leżą w szu­fla­dach i na pół­kach. Odzież, którą mamy na sobie, to ubra­nie.

 

Wspiął się po scho­dach utwo­rzo­nych z wy­rwa­nych krze­seł, po­zo­sta­ło­ści bla­chy z otu­li­ny i in­nych ru­pie­ci do wa­go­nu… –> Co to są ru­pie­cie do wa­go­nu?

 

Prze­mie­rzał wy­nisz­czo­ny wagon… –> Prze­mie­rzał znisz­czo­ny wagon

 

Prawa zo­sta­ła je­dy­nie nad­gry­zio­na kłem czasu. –> Prawa zo­sta­ła je­dy­nie nad­gry­zio­na zębem czasu.

 

wy­star­czy­ło do wy­sta­wia­nia przed­sta­wień. –> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

za­wo­alo­wa­ny męż­czy­zna uświa­da­miał sobie… –> Na czym po­le­ga­ło za­wo­alo­wa­nie męż­czy­zny?

 

Znisz­cze­nia naj­moc­niej do­tknę­ły stre­fę pod jej pra­wym okiem, się­ga­jąc w dół, aż do zębów za­ci­śnię­tych jakby w stra­chu, że to na nią mógł spaść. –> Nie ro­zu­miem zda­nia.

 

Spoj­rzał prze­cią­gle na twarz stę­żo­ną w od­wiecz­nym szczę­ko­ści­sku… –> Spoj­rzał prze­cią­gle na twarz stę­żałą w od­wiecz­nym szczę­ko­ści­sku

 

Nie­gdy­siej­szy prze­dział re­stau­ra­cyj­ny dalej słu­żył do przy­rzą­dza­nia do­bro­dziejstw… –> Na czym po­le­ga przy­rzą­dza­nie do­bro­dziejstw?

 

te bli­żej „lal­kar­ni” za­trzą­snął za po­mo­cą deski. –> Li­te­rów­ka.

 

z su­szo­nym i wę­dzo­nym ja­dłem, które coraz cię­żej było mu tknąć… –> …z su­szo­nym i wę­dzo­nym ja­dłem, które coraz trud­niej było mu tknąć

 

na­peł­nił na­czyń­ko cie­czą z po­bli­skie­go, szczel­nie za­mknię­te­go szyb­ko­wa­ru… –> …na­peł­nił na­czyń­ko cie­czą z bli­sko sto­ją­ce­go/ sto­ją­ce­go obok, szczel­nie za­mknię­te­go szyb­ko­wa­ru

Po­bli­skie jest coś, co znaj­du­je się nie­da­le­ko, np. sklep, ale nie sto­ją­cy obok gar­nek.

 

Uży­wa­jąc po­bli­skie­go śru­bo­krę­tu, do­krę­cił i spraw­dził wszyst­kie śrub­ki i try­bi­ki… –> Uży­wa­jąc śru­bo­krę­tu, do­krę­cił i spraw­dził wszyst­kie śrub­ki i try­bi­ki…

 

po czym za­mknął drzwicz­ki od za­war­to­ści ku­kieł­ki. –> Mogą być drzwi do po­miesz­cze­nia, czy drzwicz­ki od szaf­ki, ale co to są drzwicz­ki od za­war­to­ści?

 

Kiedy scep­tycz­nie roz­ba­wio­ne oczy pu­stel­ni­czych łow­ców… –> Na czym po­le­ga scep­tycz­ne roz­ba­wie­nie?

 

na uryw­kach bla­chy sta­no­wią­cych po­zo­sta­łość daw­nej otu­li­ny. –> …na frag­men­tach bla­chy, sta­no­wią­cych po­zo­sta­łość daw­nej otu­li­ny.

Sprawdź zna­cze­nie słowa ury­wek.

 

aż na­de­szła cała, kil­ku­na­sto­oso­bo­wa ka­ra­wa­na z Ostoi. –> Czy to na pewno była ka­ra­wa­na?

 

Po­sia­da­li tka­czy w swej mi­zer­nej spo­łecz­no­ści i tylko nie­licz­ni przed­sta­wi­cie­le no­si­li ja­kieś ko­lo­ro­we od­zna­cze­nia. –> Na pewno od­zna­cze­nia?

 

wzdry­gnął się na wspo­mnie­nie, jak zo­stał ob­dar­ty z wła­snej, ro­dzi­mej płach­ty. –> Na czy po­le­ga ro­dzi­mość płach­ty?

 

z matki na córę prze­ka­zy­wa­ny.– Fak­tycz­nie… –> Brak spa­cji po krop­ce.

 

że uno­szą się pod wpły­wem nie tej twór­czo­ści, którą po­win­ni. –> …że uno­szą się pod wpły­wem nie tej twór­czo­ści, któ­rej po­win­ni.

 

Szyb­ko po­wró­cił uwagą do przed­sta­wie­niu… –> Li­te­rów­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Re­gu­la­to­rzy, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i uwagi. Uf, tro­chę tego jest. Cięż­ki język na pewno jest kłodą pod nogi, i dla mnie, i dla czy­tel­ni­ka. Nie za­mie­rzam go zbyt­nio uprasz­czać, bo mu­sia­ła­bym się cał­ko­wi­cie od­ciąć od pier­wot­nych za­ło­żeń tego opo­wia­da­nia, ale w przy­szło­ści do­ło­żę sta­rań, żeby było to na­pi­sa­ne bar­dziej po­praw­ną pol­sz­czy­zną. Dzię­ku­ję jesz­cze raz za wska­za­nie kon­kret­nych miejsc, gdzie coś zgrzy­ta/jest otwar­cie nie­po­praw­ne, na pewno mi to po­mo­że w pracy nad tek­stem.

Od­nio­sę się do kilku błę­dów/zgrzyt­nięć.

Co do tej nie­szczę­snej ,,kom­pe­ten­cji”: tak, dość gruba per­so­ni­fi­ka­cja, w któ­rej dobre łóżko ma kom­pe­ten­cje do bycia do­brym łóż­kiem, a jako że tory (na któ­rych od­po­czy­wał bo­ha­ter) są nie­wy­god­ne, to są nie­kom­pe­tent­nym łóż­kiem. Uf, tak po­gma­twa­ne, pew­nie nie­po­praw­ne – jak pi­sa­łam wcze­śniej, po­pra­cu­ję nad tym.

Nie­po­praw­nie użyte słowa: ,,uryw­ki” z pew­no­ścią, słowo ,,ka­ra­wa­na” spraw­dza­łam i uzna­łam, że mogę go użyć, za­kła­da­jąc że można uogól­nić to pierw­sze zna­cze­nie i że bę­dzie ono zro­zu­mia­łe. No, moż­li­we że nie można. ,,Od­zna­cze­nia” miały być ,,od­zna­cze­nia­mi” – w Ostoi ko­lo­ro­we na­szyw­ki miały swoje od­zwier­cie­dle­nie w hie­rar­chii. Nie wy­tłu­ma­czy­łam tego, my­śląc, że samo to słowo wy­star­czy.

Wiel­ką li­te­rę przy ,,Jego Hie­nach” już pró­bo­wa­łam tłu­ma­czyć, chcia­łam aby była to nazwa wła­sna. Miało być to takie wy­bi­ja­ją­ce się z tek­stu, wy­raź­nie za­zna­czo­ne, wska­zu­ją­ce na moc uza­leż­nie­nia Hien od bo­ha­te­ra.

Co to za­pi­su dia­lo­gów pra­co­wa­łam nad tym ostat­nio, ale nie zro­zu­mia­łam chyba wcze­śniej­szych uwag Naz, a prze­glą­da­jąc na szyb­ko po­rad­nik nie zna­la­złam tych zasad. Wi­docz­nie zro­bi­łam to po łeb­kach, za co prze­pra­szam. Jak tylko skoń­czy się moja hi­sto­ria z tym kon­kur­sem, po­pra­wię i to.

Z resz­tą uwag się zga­dzam, albo jesz­cze nad nimi myślę. W każ­dym razie jesz­cze raz dzię­ku­ję za pomoc :).

 

Katk, bar­dzo się cie­szę, że uzna­łaś uwagi za przy­dat­ne. ;)

 

Co do tej nie­szczę­snej ,,kom­pe­ten­cji”: tak, dość gruba per­so­ni­fi­ka­cja, w któ­rej dobre łóżko ma kom­pe­ten­cje do bycia do­brym łóż­kiem, a jako że tory (na któ­rych od­po­czy­wał bo­ha­ter) są nie­wy­god­ne, to są nie­kom­pe­tent­nym łóż­kiem. Uf, tak po­gma­twa­ne, pew­nie nie­po­praw­ne – jak pi­sa­łam wcze­śniej, po­pra­cu­ję nad tym.

No cóż, sta­ram się zro­zu­mieć Twoje wy­ja­śnie­nie, nie­ste­ty, nie tra­fia ono do mnie. Spa­nia na to­rach, moim zda­niem, żadną miarą nie można po­rów­ny­wać do noc­le­gu w nawet naj­mar­niej­szym łóżku, o jego kom­pe­ten­cji nie wspo­mi­na­jąc. A gdy­byś, za­miast owej nie­kom­pe­ten­cyj­no­ści, użyła zde­cy­do­wa­nie wła­ściw­sze­go słowa – dys­kom­fort? Z okre­śle­nia lóżko, też bym zre­zy­gno­wa­ła. Wtedy zda­nie mo­gło­by brzmieć: Mimo ca­łe­go dys­kom­for­tu le­go­wi­ska, od­po­czy­nek na to­rach po­tra­fił dać za­po­mnie­nie, jeśli bar­dzo tego chciał.

 

…słowo ,,ka­ra­wa­na” spraw­dza­łam i uzna­łam, że mogę go użyć, za­kła­da­jąc że można uogól­nić to pierw­sze zna­cze­nie i że bę­dzie ono zro­zu­mia­łe.

To słowo jest zro­zu­mia­łe, ale nadal uwa­żam, że w tym przy­pad­ku ra­czej nie jest naj­wła­ściw­szym okre­śle­niem kil­ku­na­stu przy­by­łych osób. Pro­po­nu­ję: …aż na­de­szła cała, kil­ku­na­sto­oso­bo­wa grupa/ gro­ma­da/ ekipa z Ostoi.

 

,,Od­zna­cze­nia” miały być ,,od­zna­cze­nia­mi” – w Ostoi ko­lo­ro­we na­szyw­ki miały swoje od­zwier­cie­dle­nie w hie­rar­chii. Nie wy­tłu­ma­czy­łam tego, my­śląc, że samo to słowo wy­star­czy.

A gdy­byś, za­miast od­zna­czeń, użyła słowa ozna­cze­nia?

 

Za­pi­sy­wa­nie dia­lo­gów – może po­moc­ny okaże się ten po­rad­nik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Życzę po­wo­dze­nia w dal­szej pracy twór­czej. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Mam pro­blem z tym opo­wia­da­niem. Za nie­zro­zu­mie­nie uwag prze­pra­szam, w dia­lo­gu cho­dzi­ło mi tylko o to, że bra­ku­je ci spa­cji:

 

– Cza­sa­mi marzę, byś mogła ru­szyć.– Gwiz­do­wi i tur­ko­to­wi ← tutaj brak spa­cji od­dzie­la­ją­cej krop­kę od pół­pau­zy

– Oto. Je­stem.– Z dru­gim sło­wem zbli­żył gwał­tow­nie ręce do maski znie­kształ­ca­ją­cej jego głos.– Ja! ← tu w dwóch miej­scach

 

W opo­wia­da­niu bra­ku­je tro­chę prze­cin­ków. Do­dat­ko­wo jesz­cze zna­la­złam:

Męż­czy­zna skie­ro­wał wzrok ku Ostoi. Zde­cy­do­wa­nie, byli zbyt za­sad­ni­czy. ← bra­ku­je pod­mio­tu, kto był za­sad­ni­czy

no­wo­przy­by­łe­go ← czy na pewno tak po­win­no być to za­pi­sa­ne?

nie­ste­ty dla re­zy­den­ta po­cią­gu, uszko­dzo­na.

więc chwi­la, w któ­rej ogrze­wa­nie pary zo­sta­wa­ło roz­po­czę­te była klu­czo­wa ← w któ­rej roz­po­czy­na­ło się ogrze­wa­nie pary

Szyb­ko po­wró­cił uwagą do przed­sta­wieniu ← my­śla­mi do przed­sta­wie­nia, ewen­tu­al­nie uwagą do przed­sta­wie­nia

maskę ga­zo­wą, do­pie­ro póź­niej syl­wet­kę, na któ­rej gło­wie ona wi­sia­ła. ← maska wisi na haku, ale na twarz jest na­ło­żo­na, nie po­wie­szo­na

 

Li­te­rów­ki wy­pi­sa­ne przez Reg po­win­ny znik­nąć ;) Nie mówię, żebyś się zga­dza­ła ze wszyst­kim, ale kto jak kto, Reg po­tra­fi wska­zać źle użyte słowa/li­te­rów­ki. Czemu ja ich nie za­uwa­ży­łam – po­dej­rze­wam, że za­ma­sko­wa­ły się w two­jej oso­bli­wej sty­li­sty­ce i umknę­ły mi pod­czas lek­tu­ry na te­le­fo­nie. Ani mnie to nie uspra­wie­dli­wia, ani też nie oskar­ża, bo nie muszę wy­pi­sy­wać wszyst­kich błę­dów. Ale po­win­nam, żeby tek­sto­wi pomóc. 

Opo­wia­da­nie ma dys­ku­syj­ną sty­li­sty­kę, na gra­ni­cy po­praw­no­ści, ale tego się nie cze­piam. Jest tro­chę błę­dów na te 25K zna­ków, to już do do­cze­pie­nia się. Moje uwagi wpro­wa­dzi­łaś lub się wy­tłu­ma­czy­łaś z za­pi­sów. Fa­bu­ła jest nie­wąt­pli­wie ory­gi­nal­na. Po zsu­mo­wa­niu za i prze­ciw tylko w nie­wiel­kim stop­niu szala prze­chy­la się na do­pusz­cze­nie do gło­so­wa­nia.

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Re­gu­la­to­rzy, dzię­ku­ję, te po­praw­ki które teraz za­pro­po­no­wa­łaś cał­ko­wi­cie mnie prze­ko­nu­ją – pa­su­ją do stylu i roz­wią­zu­ją kwe­stię nie­zro­zu­mia­ło­ści tych frag­men­tów. Tak przy­naj­mniej mi się wy­da­ję. Jesz­cze raz dzię­ku­ję. 

A tak jesz­cze przez cie­ka­wość spy­tam – od­po­wiedz oczy­wi­ście tylko jeśli bę­dziesz miała czas i ocho­tę. Pi­sa­łaś, że nie po­do­ba ci się to w jaki spo­sób przed­sta­wi­łam hi­sto­rię – cho­dzi­ło ci wła­śnie o to­por­ny styl tek­stu, czy też o coś bar­dziej ogól­ne­go (np: przez przed­sta­wia­nie hi­sto­rii w za­sto­so­wa­nej prze­ze mnie chro­no­lo­gii, na­cisk na ja­kieś rze­czy)?

Naz, bar­dzo ci dzię­ku­ję, że osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­łaś się do­pu­ścić mój tekst do gło­so­wa­nia – szcze­rze mó­wiąc, po ilo­ści błę­dów, które re­gu­la­to­rzy mi jesz­cze zna­la­zła, szcze­rze wąt­pi­łam w trwa­łość swo­jej kwa­li­fi­ka­cji. Cie­szę się, że dałaś mi szan­sę. Z tego co czy­ta­łam, mogę chyba jesz­cze po­pra­wić li­te­rów­ki i prze­cin­ki, praw­da? Ale czy mogę też po­za­mie­niać źle użyte słowa i nowe, wska­za­ne przez cie­bie błędy, czy zo­sta­wić to już jak jest na czas trwa­nia kon­kur­su?

Tak, Katk, wła­śnie przez to, co za­ło­ży­łaś sobie, że bę­dzie za­le­tą tek­stu – ów cięż­ki, nie­przy­stęp­ny język, a do­dat­ko­wo nie za­wsze po­praw­ne i czy­tel­ne sfor­mu­ło­wa­nia, tu­dzież licz­ne uster­ki – to wszyst­ko spra­wi­ło, że nie była to naj­ła­twiej­sza lek­tu­ra.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Tytuł ko­ja­rzy mi się jed­no­znacz­nie z po­wie­ścią He­in­le­ina, ale to taka dy­gre­sja. Tego sko­ja­rze­nia nigdy się nie po­zbę­dę – zresz­tą, to tytuł płyty Me­tal­li­ki oraz film.

Prze­brnę­łam przez tekst, ale z tru­dem. Do­ce­niam Twoją kon­se­kwen­cję, ale to nie dla mnie.

Li­te­rów­ki, prze­cin­ki, duża/mała li­te­ra, źle użyte/od­mie­nio­ne słowa, drob­ne po­wtó­rze­nia – można, a nawet trze­ba po­pra­wiać. Nie można nic do­pi­sy­wać, uci­nać, zmie­niać fa­bu­ły itp.

"Po opa­no­wa­niu warsz­ta­tu na­le­ży go wy­rzu­cić przez okno". Vita i Vir­gi­nia

Cięż­ki w lek­tu­rze tekst. Rze­czy­wi­ście jest tu pe­wien stru­mień świa­do­mo­ści (nie poj­mu­je, po co tak roz­wle­czo­ny wstęp o le­że­niu i wsta­wa­niu z torów) i nad­miar opi­sów oraz nie za­wsze udane kon­struk­cje zdań, nie za­wsze tra­fio­ne me­ta­fo­ry. Żeby pisać takie opo­wia­da­nia i nie od­rzu­cić (ewen­tu­al­nie nie znu­żyć) od­bior­cy trze­ba na­praw­dę pisać na naj­wyż­szym po­zio­mie. Przede wszyst­kim warsz­ta­to­wym. Ta­kich asów jest na por­ta­lu nie­wie­le, jeśli w ogóle są. Przez ten chro­bo­czą­cy miej­sca­mi język, zgrzy­ty sty­li­stycz­ne i za­wi­łe zda­nia opi­su­ją­ce pro­ste czyn­no­ści i oko­licz­no­ści, mia­łem po­waż­ne pro­ble­my z do­czy­ta­niem do końca. Na ko­niec zaś jesz­cze do­szedł kło­pot z od­czy­ta­niem pu­en­ty czy ra­czej wy­mo­wy tek­stu (wy­raź­nej pu­en­ty zbra­kło). Spo­dzie­wa­łem się ja­kie­goś szo­ku­ją­ce­go fi­na­łu, np. o tym, że głów­ny bo­ha­ter sam okaże się lalką (no wła­śnie, takie lalki na­pę­dza­ne parą to chyba nie ma­rio­net­ki?), ale nie. W za­koń­cze­niu cho­dzi chyba tylko o to, że bo­ha­ter chciał­by, żeby do­ce­nio­no jego sztu­kę bez po­mo­cy środ­ków odu­rza­ją­cych. Jest to zatem praw­do­po­dob­nie opo­wieść o nie­speł­nio­nym ar­ty­ście, który na do­da­tek żyje w cie­niu osią­gnięć ojca w po­sta­po­ka­lip­tycz­nym, al­ter­na­tyw­nym świe­cie roz­wi­nię­tym w ste­am­pun­ko­wej wer­sji.

Na plus na pewno sce­no­gra­fia, po­mysł na fa­bu­łę i po­stać głów­ną. A przede wszyst­kim kli­mat. Jed­nak osią­gnę­łaś ten kli­mat, au­tor­ko, bar­dzo cięż­ki­mi środ­ka­mi i nie je­stem prze­ko­na­ny czy w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku taki ma­newr był opła­cal­ny. Na razie. Uwa­żam bo­wiem, że naj­lep­sze do­pie­ro przed Tobą. Że po­peł­nia­jąc takie utwo­ry, nie­do­sko­na­łe, nie­wy­wa­żo­ne od­po­wied­nio i obar­czo­ne zbyt am­bit­ny­mi jak na obec­ny po­ziom Two­je­go warsz­ta­tu pró­ba­mi do­da­nia ję­zy­ko­wi po­etyc­ko­ści, za­im­po­no­wa­nia gę­sto­ścią po­rów­nań i ozdob­ni­ków, w końcu znaj­dziesz złoty śro­dek i wszyst­kich tu za­chwy­cisz. Bo masz za­dat­ki, umiesz zna­leźć ory­gi­nal­ną per­spek­ty­wę i nie idziesz na ła­twi­znę w te­ma­ty­ce. Poza tym widać, że masz sporo po­my­słów, stwo­rzy­łaś kilka uda­nych me­ta­for i przede wszyst­kim wiesz, o co cho­dzi w pi­sa­niu. Resz­ta to kwe­stia wy­ro­bie­nia, wpra­wy i okieł­zna­nia roz­bu­cha­ne­go stylu.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Re­gu­la­to­rzy, dzię­ku­ję za od­po­wiedź. Praw­do­po­dob­nie mr.maras ma rację i jesz­cze mój warsz­tat nie był na tyle wy­ćwi­czo­ny, bym mogła pisać w tym stylu.

De­ir­driu, dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Tytuł wieje tro­chę po­wta­rzal­no­ścią, ale mam do niego sen­ty­ment ze wzglę­du na jego ge­ne­zę. Przy­kro mi, że tekst na­strę­czył ci nie­przy­jem­no­ści pod­czas czy­ta­nia – nie­ste­ty tak jak więk­szość tu wspo­mi­na, nie jest on naj­przy­jaź­niej­szy dla czy­tel­ni­ka.

Mr.maras, dzię­ku­ję ci za kom­plek­so­wą opi­nię, kry­ty­kę i po­chwa­ły. Co do ,,ma­rio­ne­tek”, po­ja­wia­ją się one chyba tylko w ty­tu­le (jeśli to słowo jest gdzieś w tek­ście, to mój błąd) i zo­sta­wię je tam ze wzglę­du na to, że ,,Wład­ca ma­rio­ne­tek” to dość okle­pa­ny zwrot i nie­ja­ko na­rzu­ca tek­sto­wi pewną wy­mo­wę/prze­kaz (może i ,,Wład­ca lalek” nie za­bu­rzył­by go zbyt­nio, ale wolę obec­ną wer­sję). I w tym prze­ka­zie cho­dzi­ło mi o pewne bar­dziej ogól­nie pra­wi­dło, nie ty­czą­ce się tylko sztu­ki. W sumie to, o czym we­dług cie­bie jest tekst oczy­wi­ście nie od­bie­ga od praw­dy, ale nie jest moim głów­nym za­ło­że­niem, sed­nem, cho­ciaż moż­li­we że roz­wi­ja­jąc swoją myśl, mógł­byś do niego dojść. Moż­li­we, że da­wa­łam zbyt słabe wska­zów­ki, albo że to mój cięż­ki język znie­chę­ca do roz­wa­żań. 

Mam na­dzie­ję, że twoje prze­wi­dy­wa­nia nie okażą się mylne. Tak wła­ści­wie nie jest to moje naj­śwież­sze opo­wia­da­nie i za­sta­na­wiam się, w któ­rym miej­scu teraz stoję. Po­dej­rze­wam jed­nak, że skoro przy po­pra­wia­niu po­mi­nę­łam wiele błę­dów i uzna­łam styl za wy­star­cza­ją­cy, by go tutaj za­pre­zen­to­wać, jesz­cze przede mną da­le­ka droga. Dzię­ku­ję za wszyst­kie pod­po­wie­dzi, z pew­no­ścią bar­dzo mi po­mo­gą w li­te­rac­kich wo­ja­żach ;).

 

Po­mi­mo in­try­gu­ją­ce­go po­my­słu i szta­fa­żu (bo jest i ste­am­punk i kolej), bar­dzo trud­no mi się czy­ta­ło. Od­no­szę wra­że­nie, że nie­po­trzeb­nie si­li­łaś się na ory­gi­nal­ność w kon­stru­owa­niu zdań – wy­szło nie­po­rad­nie. Choć­by wspo­mi­na­na wyżej nie­kom­pe­tent­ność (nie­kom­pe­ten­cja?) łóżka – no nie pa­su­je! Nie­funk­cjo­nal­ność, nie­prak­tycz­ność – OK, nie­efek­tyw­ność – od biedy, jeśli już chcesz temu łóżku nadać odro­bi­nę ży­wot­no­ści, ale kom­pe­ten­cja – nie da rady. Tak sobie myślę, że łą­cząc słowa w nowe związ­ki fra­ze­olo­gicz­ne le­piej po­słu­gi­wać się sło­wa­mi po­tocz­ny­mi; się­ga­jąc do słow­ni­ka wy­ra­zów ob­cych na­ra­żasz się na po­dej­rze­nie po­słu­gi­wa­nia się sło­wa­mi, któ­rych zna­cze­nia nie ro­zu­miesz. Sko­necz­ny miał kie­dyś w opo­wia­da­niu “krnąbr­ne krze­sło” – brzmi o wiele le­piej niż “nie­kom­pe­tent­ność łóżka”.

Dziw­nie kon­stru­ujesz zda­nia do­ty­czą­ce związ­ku przy­czy­no­wo-skut­ko­we­go, np.: “głowa (…) cier­pia­ła od opar­cia z me­ta­lo­wej szyny”, “wnętrz­no­ści za­czę­ły mu się skrę­cać, wy­wi­jać jakby z pra­gnie­nia wy­do­sta­nia się”.

No i “maska ga­zo­wa”. Nie ist­nie­je coś ta­kie­go. Mam na­dzie­ję.

Dużo czy­taj.

Jeśli czy­tasz dużo – czy­taj wię­cej ;)

Trud­no mi jed­no­znacz­nie oce­nić ten tekst. Bo z jed­nej stro­ny nie spo­sób nie do­ce­nić ory­gi­nal­ne­go, zwłasz­cza jak na po­sta­po, po­my­słu i po­nu­re­go, cięż­kie­go kli­ma­tu. Rzecz w tym, że kli­mat ów zo­stał osią­gnię­ty przy po­mo­cy nieco mę­czą­ce­go stylu, nieco prze­kom­bi­no­wa­nych zdań, które nie są nie­czy­tel­ne, ale czę­sto bra­ku­je im pew­nej zręcz­no­ści kon­struk­cyj­nej; czy­tel­nik za­czy­na się za­sta­na­wiać – ale po co tak? Nie le­piej by­ło­by pro­ściej? 

Oczy­wi­ście nie ma tra­ge­dii, bo naj­czę­ściej nawet trud­no podać kon­kret­ne przy­kła­dy tego, co jest nie tak, bar­dziej cho­dzi o ja­kieś ogól­ne wra­że­nie. Po pro­stu, żeby bawić się sło­wem i sty­lem, trze­ba mieć nie­li­che do­świad­cze­nie. Nie mam co praw­da po­ję­cia jak długo już pi­szesz, może to Twój setny tekst. Tyle, że jedni po­trze­bu­ją mniej, inni wię­cej czasu i pracy na osią­gnię­cie tego po­zio­mu kunsz­tu, który po­zwa­la na pełną kon­tro­lę nad sło­wem, za­ba­wę w kom­bi­no­wa­nie przy struk­tu­rze zdań i sty­li­stycz­ne wy­gi­ba­sy. Póki co, naj­le­piej pisać pro­sto.

Tak czy owak nie­zły tekst, głow­nie ze wzglę­du na po­mysł. Mimo prak­tycz­ne­go braku akcji, czy­ta­łem z za­in­te­re­so­wa­niem, chcia­łem się do­wie­dzieć o co cho­dzi. Zna­czy – wcią­gnę­ło. A to spory plus. 

Po­zdra­wiam! 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Co­bold, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i opi­nie. O tej ,,nie­kom­pe­te­no­ści” już dużo było mó­wio­ne, tłu­ma­czy­łam ge­ne­zę tego sfor­mu­ło­wa­nia, ale ro­zu­miem też, że trze­ba je zmie­nić, tak samo jak nie­któ­re kon­struk­cje zdań (za­cze­kam z tym jed­nak do końca kon­kur­su). Czę­ścio­wo jest to sty­li­za­cja, ale zbyt nie­po­rad­na, jak mó­wisz – być może nawet ten tekst po­trze­bu­je po­now­ne­go na­pi­sa­nia od po­cząt­ku. Dzię­ku­ję za po­ra­dy, sta­ram się nad­ra­biać książ­ko­we za­le­gło­ści na tyle, na ile czas mi po­zwa­la. Co do maski ga­zo­wej, fakt, gafa, bar­dzo nie­ład­na na­le­cia­łość z ję­zy­ka po­tocz­ne­go. Dzię­ki za zwró­ce­nie mi na to uwagi.

Thar­go­ne, dzię­ku­ję za ko­men­tarz i cie­szę się nie­zmier­nie, że opo­wia­da­nie zdo­ła­ło cię on wcią­gnąć mimo swo­jej cięż­ko­ści. Stu tek­stów nie mam jesz­cze na kon­cie i czuję, że sporo czasu przede mną, by taki wynik osią­gnąć – piszę bar­dzo nie­re­gu­lar­nie i tylko wtedy, kiedy mam jakiś (we­dług mnie) so­lid­ny kon­cept. Przy­zna­ję, że po­peł­ni­łam ten tekst jakiś czas temu, a moim głów­ny­mi głów­ny­mi za­ło­że­nia­mi było do­kształ­ce­nie się w opi­sy­wa­niu wra­żeń zmy­sło­wych i stwo­rze­nie kon­kret­ne­go, cięż­kie­go kli­ma­tu. Jakby nie pa­trzeć, nawet się udało, cho­ciaż w przy­szło­ści muszę uwa­żać by nie po­wtó­rzyć błę­dów zwią­za­nych ze sty­li­sty­ką tek­stu. Przy­znam szcze­rze, oso­bi­ście nie prze­pa­dam za bar­dzo pro­sto na­pi­sa­ny­mi tek­sta­mi i stąd wy­ni­ka moja nad­mier­na chęć uroz­ma­ica­nia ję­zy­ka. Jed­nak wiado trze­ba znać umiar i dzię­ku­ję bar­dzo za uwagi, które po­mo­gą mi w przy­szło­ści tro­chę się opa­no­wać/opa­mię­tać. :)

Ste­phen King w swo­jej książ­ce “Jak pisać. Pa­mięt­nik rze­mieśl­ni­ka” (którą przy­ta­czam czę­sto) opi­sał pewną me­to­dę. Po­le­cił otwo­rzyć przy­pad­ko­wą książ­kę na lo­so­wej stro­nie i spraw­dzić jak dłu­gie są aka­pi­ty. To nam powie, czy tekst bę­dzie się do­brze czy­ta­ło. A aka­pi­ty we “Wład­cy ma­rio­ne­tek” są przez cały czas mon­stru­al­nie dłu­gie, przez co opo­wia­da­nie jest nie­zgrab­ne i po­wol­ne.

Nie­wie­le się tu dzie­je, dla­te­go hi­sto­ria w ogóle nie po­ry­wa. Opis bu­do­wa­nia lalki przy­wo­dzi na myśl “Aka­de­mię Pana Klek­sa” (to do­brze). Są tu po­my­sły, z któ­rych nie wy­ni­ka żadna cie­ka­wa akcja. Mo­gło­by być le­piej, ale nie jest. Za­koń­cze­nie rów­nież nie robi wra­że­nia.

“Wład­ca ma­rio­ne­tek” byłby może fajny jako film krót­ko­me­tra­żo­wy w re­ży­se­rii To­ma­sza Ba­giń­skie­go. Ale w obec­nej for­mie nie­ste­ty jest ra­czej słaby. Trze­ba dzwo­nić do Tomka ;)

Po­zdra­wiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Mę­czy­łem się z tym opkiem dość długo, głów­nie ze wzglę­du na te bloki tek­stu. Po­mysł niby jakiś tam jest, może nie jakiś prze­ło­mo­wy, ale na pewno cie­ka­wy, ale trud­no mi było go do­ce­nić przez nie­zbyt do­brze ob­ra­ną formę. Do­dat­ko­wo mało jest tutaj ja­kichś in­te­re­su­ją­cych wy­da­rzeń, wię­cej opi­sy­wa­nia niż fa­bu­ły. No, nie prze­ko­na­ło. 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich ży­łach po­ma­rań­czo­wy sok!

Nowa Fantastyka