- Opowiadanie: kotf - Scape

Scape

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Scape

Max przeskoczył na drugą stronę. W ostatniej chwili złapał za poręcz. Oblał go zimny pot. Nawet nie chciał patrzeć w dół. Rozglądnął się.

– Siostra! – krzyknął przez com. – Co teraz?

– Powinieneś być w głównym szybie wentylacyjnym – odpowiedział głos Madeleine.

– Co ty nie powiesz – wyrwał mu się sarkastyczny komentarz. – Jak mam się do cholery wydostać z tej krypy?

– Hej! – oburzyła się Madeleine. – Uważaj na swój język!

– Że, co? Cholera? Znam lepsze przekleństwa! – stwierdził. Poczuł za sobą odrzut powstający po trafieniu miotacza. -Schował się z filar podtrzymujący chodnik. – O kurwa!

– Niech no tylko wujek się dowie!

– Znalazłaś mi wyjście! – krzyknął. – Tu się robi powoli nieprzyjemnie.

– Spoko – Madeleine, ucichła na chwilę. – To nie… – koło ucha Maxa przeleciała wiązka miotacza. – To nie… – Kolejny strzał trafił w filar, za którym się skrywał. – To nie…

– Dosyć tego! – Max wyskoczył i pobiegł wzdłuż chodnika, chowając się za kolejnymi filarami.

– Hej! – Madie oburzyła się znowu. – Myślisz, że to tak łatwo znaleźć schematy Hibary w Corenecie!

– Tak! – krzyknął Max.

W końcu dotarł do śluzy. Włączył przesłonę, która wytworzyła bańkę ochronną wokół jego głowy. Następnie ustawił miotacz na pełną moc i strzelił w zamek śluzy. Ta otworzyła się na pustkę kosmosu. Max poczuł jak lata.

Oddalał się od przestarzałego frachtowca. Opadał ku czerwono-białej powierzchni planety. Sprawdził pomiary kombinezonu. Wszystko grało. No może wszystko.

– Wujek nie da rady ciebie teraz zgarnąć – stwierdziła Madie. – Celnicy akurat dzisiaj go postanowili skontrolować.

– Co! – Maxa znowu oblał zimny pot. – Zrób coś natychmiast! Nie przeżyję spotkania z planetą!

– Spokojnie – odezwała się Madie. – Włamuję się właśnie do drony sprzątającej. Zaraz Będziesz miał transport.

Max uspokoił się. Co prawda kontakt Madie i jej plany odnośnie statku okazały się nieprzydatne, to jednak uciekł z dyskiem pełnym numerów kont. Teraz tylko wróci do domu i rozłoży się na kanapie. Może pieniędzy starczy tym razem na kilka miesięcy nic nie robienia.

– Jak tam drona – Maxa tknęło ponownie złe uczucie. – Madie?

– To ciekawe – usłyszał zdziwiony głos Madie. – Zmienili im OS. Może to mi zająć więcej niż parę minut.

– Ile? – zapytał się ze zrezygnowanym głosem.

– Dwie godziny – odpowiedziała Madie.

– Ale, ja, ale ty, CHOLERA!

– Spokojnie, nie zginiesz, kombinezon wytrzyma.

– Ale ja nie! Wiedziałem, że nie można ci zaufać! Zawsze to samo!

– Hej! Ja też ryzykuję! Jak możesz być taki podły! – Madie rozpłakała się. – Mam tylko piętnaście lat!

– Madie, proszę nie płacz – Max poczuł jak robi mu się ciepło. – Nie teraz! Zgarnij coś innego niż dronę.

– To jest pomysł!

– Co! – krzyknął. – Nie pomyślałaś, żeby zgarnąć coś innego.

– No wiesz, stres te sprawy – odpowiedziała.

– Jak wrócę, to jesteś martwa! – stwierdził.

– Mam satelitę meteo na niskiej orbicie. Mogę ciebie nim zatrzymać na kilka godzin, zanim złamię kody w dronie.

– Nie chcę być krytykiem, ale – zaczął sarkastycznie, po czym podniósł głos. – W tym planie jest luka! Jak zderzę się z satelitą z tą szybkością, to po mnie.

– Spoko – stwierdziła Madie. – Przejęłam już kontrolę nad twoim kombinezonem. Silniki wyhamują ciebie za trzy, dwa jeden.

Poczuł się jakby jakby coś szarpnęło go do tyłu. Zobaczył też satelitę, o którym mówiła Madie. Ten z drobnego punkciku na horyzoncie w ułamku sekundy zmienił się w bryłę wielkości myśliwca.

Uderzając w niego wydał jedynie odgłos w postaci „Ugh!". Bolało jak cholera, ale magnesy w kombinezonie przytwierdziły go do satelity.

– Wiedzę stąd mój dom – powiedział Max.

– Znowu powiedzonko z XX wieku?

– Nie mogłem się powstrzymać. Czy moje uderzenie nie ściągnie satelity z kursu?

– Pewnie tak – Madie zamilkła na chwilę. – Spali się w atmosferze za pięć godzin.

– Gdybym mógł… – zaczął Max.

– Tak, tak wiem – przerwała mu Madie. – Nie przeszkadzaj mi. Za godzinę będzie drona.

– Do tej pory powinni skończyć kontrolować wujka.

– Nic z tego. Włamałam się do kamer sieci policyjnej.

– Niech zgadnę -westchnął. – Pełne przeszukanie osobiste?

– Tiaa.

– Dobra. Odezwij się w razie komplikacji.

– Okej.

Nastała cisza. Max leżał krzyżem przyczepiony do satelity. Natalie się wkurzy gdy nie przyjdzie na randkę. Ostatnio miała coraz częstsze humory. Nie miał co dzisiaj liczyć na noc z atrakcjami.

– Madie – odezwał się. – Ile jeszcze…

– Pięć minut mniej. Miałeś siedzieć cicho.

– Taka mądra? Następnym razem się zamienimy.

– Chętnie. Znasz się na zaporach typu księżycowego?

– Yyy…

– To siedź cicho.

Zastanawiał się czym tym razem wujek wkurzył policję. Zawsze miał „ciężki" rozum i najpierw coś dwa razy zrobił, zanim pomyślał. Szczególnie gdy mógł kogoś lub coś uderzyć. Jednak gdyby nie on, to nie miał by gdzie się podziać z Madie, po tym jak ich rodzice zniknęli.

– Ile jeszcze?

– Dwie minuty mniej. Pooglądaj coś. Nad Cerudią jest noc.

– Jasne.

Oglądał zalane nocnym światłem wybrzeże kontynentu. Zawsze się dziwił dlaczego ktoś jeszcze mieszka na planetach. W końcu wszystko można by wyhodować i wytworzyć w kosmosie. Pewnie dlatego, że taniej. No i powietrze za darmo. Zastanowił się. Znał przynajmniej tuzin planet, na których płaciło się podatek od pojemności płuc.

– Ile jeszcze?

– Nie wierzę, że jesteś starszy!

– To spróbuj tu poleżeć!

– Nie przeszkadzaj. Bo odłączę połączenie.

– Czekaj! Masz może jakieś audio. Książka, albo muzyka. Wszystko jedno. Po prostu włącz.

– Może być techno rap?

– Nie lubię muzyki klasycznej.

– Dawaj Umdackę.

– Przecież to muzyka dla debili.

– Cicho! Puszczaj!

Słuchawki zalał dźwięk „Drifting Ship", ulubionej formacji Maxa. Próbował kręcić głową, ale przytwierdzenie do satelity krępowało go. Odsłuchał składankę raz, drugi i trzeci.

– Ile jeszcze?

– Zaraz kończę.

– Możesz wyłączyć muzykę, znudziła mi się.

– Już – muzyka zamilkła.

– Jak z droną.

– Mam! Włamałam się. Daj mi jeszcze piętnaście minut.

Max poczuł jakiś trzask i satelita rozpadł się na dwie części. Jego część zaczęła spadać w stronę planety.

– Madie! – krzyknął. – Odczep mnie! Oddaj mi kontrolę nad kombinezonem!

– Już! – na te słowa, Max odłączył się od kawałka satelity.

– Ile mam czasu?

– Drona już leci! Będzie za dwie minuty

– Świetnie, bo zaczyna się robić gorąco. Dosłownie.

– Już powinieneś ją widzieć – stwierdziła.

Rozglądnął się. Zauważył mały punkcik, który po chwili urósł do rozmiarów cylindrycznego pojazdu z dwoma wysięgnikami w kształcie ludzkich rąk. Jedna z nich złapała go w locie. Uspokoił się. Cała adrenalina i strach odpłynęły. Zostało już tylko zmęczenie.

I przemożna chęć rozprawienia się z Madie.

Koniec

Komentarze

Poczuł za sobą odrzut powstający po trafieniu miotacza. – Lepiej by może było pociskiem z miotacza?

-Schował się z filar podtrzymujący chodnik. - O kurwa! – za filar chyba.

koło ucha Maxa przeleciała wiązka miotacza – z miotacza. Miotacz się w wiązkę zmienił?

Kolejny strzał trafił w filar, za którym się skrywał – pocisk chyba trafił, Ew. wiązka trafiła.

- Ile? - zapytał się ze zrezygnowanym głosem. – Dziwne zdanie. Nie lepiej było napisać po prostu „zapytał zrezygnowanym głosem.”?

Poczuł się jakby jakby coś szarpnęło go do tyłu. – To „się” jest tutaj zbędne.

Uderzając w niego wydał jedynie odgłos w postaci „Ugh!". – Toto też jakieś pokraczne. – Uhg! – jęknął, uderzając w niego. – tak np. brzmiałoby sprawniej.

Próbował kręcić głową, ale przytwierdzenie do satelity krępowało go. – Też tu coś jest nie tak. Przywiązanie do drzewa krępowało go? Przyklejenie do papieru krepowało go? Nie, takie sformułowanie raczej poprawne nie jest.

Tyle wyłapałem po przeczytaniu. Co do fabuły, to brzmi to jak wyjęty z większej całości fragment. Zaczyna się jakoś, nie bardzo wiadomo jak, akcji w sumie niewiele, po za tym że gość spada, a jego dziewczyna nim steruje…  Zakończenie również nijakie. Do tego sporo błędów i dziwacznych sformułowań. Na więcej niż 3 nie da rady tego cenić.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki, następnym razem spróbuję lepiej

Dostałam ataku śmiechu :D
Tylko wokół głowy? Hihihihi. Przepraszam, dalej już nie czytałam.

Nowa Fantastyka