- Opowiadanie: SIMON ITALIANO - GŁOS (fragment 1-3)

GŁOS (fragment 1-3)

Cześć! “GŁOS” to moje fanowkie opowiadanie z uniwersum Metro 2033 (można go czytać bez znania oryginału, nie martwcie się o spoilery). Jest to tylko fragment, ale jak dokończę to wyślę całość. Jestem ciekawy waszego zdania i zapraszam do dyskusji.

Pozdrawiam Szymon Włoch.

Oceny

GŁOS (fragment 1-3)

Głos

Rozdział 1

Głos z przeszłości

Nie miałem zbyt wiele czasu. Za pół godziny wraca Alisa, moja żona, zmęczona po całym dniu w pracy. Schodziłem szybko po schodach mojej kamienicy, aby kupić jej piękne kwiaty z okazji jej urodzin. Zasługiwała na coś znacznie lepszego, ale tylko na to mnie było stać. Na dworze panowała świetna pogoda, zapowiadał się udany dzień. Wchodząc do kwiaciarni uśmiechnąłem się serdecznie do sprzedawczyni i poprosiłem o bukiet żółtych tulipanów, Alisa je bardzo lubiła. Zadowolony z siebie wyszedłem z kwiaciarni. Naokoło mnie unosiła się piękna wioń kwiatów. Ich zapach zawsze będzie mi przypominał o mojej ukochanej… Wtem usłyszałem przeszywający całą okolicę hałas! Był to dźwięk syreny. Nie wiem skąd dobiegał ten okropny pisk. Otaczał mnie z każdej strony. Po chwili poczułem nieopisany ból głowy. Ciarki przeszły mi po plecach. Naglę z zakrętu wybiegł tłum przerażonych ludzi. Kobiety z dziećmi na rękach, mężczyźni w garniturach, młodzież, która przed chwilą grały beztrosko w piłkę. Kierowali się prosto na mnie! Chodź byli tak różni od siebie to wszystkich łączył jeden cel… przeżyć. Nie ważne jak, po prostu przeżyć za wszelką cenę. Jest to nasz instynkt pierwotny, którego nigdy się nie pozbędziemy. Naokoło dało się słyszeć hałas syreny i krzyki tłumu „Atak bombowy! To apokalipsa!” Pewnie myślicie, że powinienem teraz, niczym rycerz na koniu, pomóc starszym i słabszym ludziom. Podnieść ich z ziemi i dotrzeć z nimi w jakieś bezpieczne miejsce, żeby nie zostali rozdeptani przez tłum, lecz ja po prostu biegłem przed siebie. Możecie mnie nazwać tchórzem, ale daje wam słowo, że na moim miejscu zrobilibyście to samo. Nie myślałem o niczym, po prostu biegłem, jak najdalej stąd. Przede mną widniało już wejście do metra, tam właśnie zmierzałem, aby ukryć się razem z innymi ludźmi. Kiedy tak biegłem minąłem bardzo podobną starszą panią do sprzedawczyni z kwiaciarni… a właściwie jej rozdeptane i martwe ciało. Może to była ona, ale przecież nie mogłem jej w żaden sposób pomóc. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej otwór do metra był już blisko, tylko to się teraz liczyło. Nagle syreny i krzyki zakłócił odgłos wybuchu. Niebo spowiło się czarnym pyłem, a budynki zaczęły upadać, jeden po drugim a razem z nimi nasze resztki godności i człowieczeństwa…

Obudziłem się cały zlany potem. Leżałem na moim materacu w sali sypialnej na stacji Nowosłobodskiej. Naokoło mnie spało jeszcze kilka osób. Doszedłem do wniosku, że znowu śniły mi się koszmary i nie mam się czym przejmować. Postanowiłem nie marnować dnia i po chwili odpoczynku ruszyłem w kierunku poczty głównej naszej stacji, po nowe zlecenie. Byłem kurierem od kilku lat. Jeździłem po wszystkich stacjach metra i roznosiłem listy i przesyłki, między innymi z amunicją lub prowiantem. Dzięki temu miałem wiele fałszywych paszportów i mogłem bez większych przeszkód, oczywiście nie licząc mutantów, złodziei i chorób, podróżować po metrze. Kurierzy w metrze byli trochę jak stalkerzy, tylko trochę bardziej pacyfistyczni, ale za to znacznie gorzej zarabiali i niestety nie mieli oni takiego dużego szacunku… i powodzenia u kobiet.

Kiedy dotarłem na pocztę, ku mojemu zdziwieniu, nikt tam nie spał. Wręcz pracowali na pełnych obrotach. Patrzyli na mnie jakby czekali kiedy się tu zjawię. Byli widocznie zdenerwowani. Podszedł do mnie mój zleceniodawca i bez zbędnych przedłużeń zaczął mi opowiadać o moim nowym zadaniu, które miało najprawdopodobniej okazać się największym w mojej karierze.

– Dobrze, że jesteś Adamie! Pewnie wiesz, że od jakiegoś czasu nie dostajemy zapasów amunicji ze stacji Trubna. Nie przejmowaliśmy się tym, ponieważ mieliśmy inne problemy, myśleliśmy, że mają jakieś opóźnienie, albo karawana została zabita lub obrabowana. Kilka dni temu próbowaliśmy się z nimi skontaktować, ale nie odbierali telefonów, widocznie padł im prąd, mimo to zaczęliśmy się niepokoić tą sprawą. W środku nocy dostaliśmy nagraną wiadomość głosową od jednego z mieszkańców.

– Jak ona brzmiała? – zapytałem zainteresowany.

– „Koniec jest bliski! Sąd ostateczny dopiero ma nadejść! Najpierw upadnie Hanza a potem reszta metra…”

– Przecież to niedorzeczne! Równie dobrze mógłby to być jakiś obłąkany wariat.

– Wiemy o tym i liczymy się z tą wersją zdarzeń, mimo to trzeba to sprawdzić. Niestety wszyscy nasi stalkerzy są aktualnie w trakcie misji na drugim końcu metra, musimy liczyć, między innymi, na twoją pomoc! Udaj się na stację Trubna i zobacz co tam się dzieje. Nie martw się, nie będziesz sam, znajdziemy ci kompana. Za ten czas przygotuj się na wyprawę i przyjdź za pół godziny, szczegóły omówimy później.

– Dobrze.

Pospiesznie mijałem sale na stacji i śpiących naokoło ludzi. Biorę niezbędne rzeczy do plecaka, między innymi wojskowy nóż, prowiant, maskę przeciw gazową, paszporty i w mgnieniu oka wracam na pocztę. Tam czekał już na mnie mój nowy kompan w pełnym rynsztunku, w rękach trzymał karabin ak. Zapowiada się ciężka misja…

Rozdział 2

Głos tuneli

– Oto Adrian, twój nowy towarzysz – rzekł mój przełożony. Podszedłem do Adriana i podałem mu rękę na przywitanie. – Mam nadzieje, że podróż minie wam bez większych problemów i szybko wrócicie z raportem. Dowiedzcie się tak dużo, ile tylko zdołacie, będą to niezwykle przydatne informację dla naszej stacji.

– Oczywiście – odpowiedziałem. – powinniśmy na coś szczególnie zwrócić uwagę?

– Przede wszystkim miejcie oczy szeroko otwarte, ale o tym chyba nie muszę wam przypominać. Polecam, abyście dotarli tunelami do Cwietnoj Bulwaru, odpoczęli tam trochę a następnie przejść krótki odcinek drogi, przez powierzchnie, aż dotrzecie do Trubna i zbadacie zaistniałą sytuację. Jakbyście długo nie wracali to wyślemy do was kogoś, nie martwcie się.

– Ma się rozumieć.

Następnie uścisnąłem dłoń przełożonemu i ruszyłem razem z Adrianem w głąb tuneli. Mój szef był dobrym człowiekiem i jednym z nielicznych zleceniodawców w metrze, którym władza nie uderzyła do głowy. Zawsze dawał mi uczciwe zlecenia i dobrą zapłatę, lecz dziś czułem narastający niepokój. Dostałem misję, która była nie przystosowana do moich kompetencji na dodatek podróżowałem z zupełnie obcym człowiekiem. Nie kojarzyłem go w ogóle z naszej stacji, może dlatego, że pół życia spędziłem w podróży, ale mimo to wydał mi się obcy. Próbowałem się uspokoić, mówiąc do siebie w myślach: „przecież mój szef nie wysłałby byle kogo na tą misję. Musiał mu ufać.” Mimo to coś mi nie pasowało…

Mijając posterunek strażników wszyscy grali zaciekle w pokera. Wtem jeden z nich spojrzał w górę, był to mój stary przyjaciel, miał na imię Boris. Z uśmiechem przywitał się ze mną:

– Aaa no witaj Adam! Gdzie cię znowu nogi wiodą, czyżby kolejne zlecenie?

– Coś w tym stylu – odpowiedziałem uśmiechając się. Gdyby wszyscy mieszkańcy metra od czasu do czasu się uśmiechali to świat byłby znacznie lepszy. – Idziemy na stację Trubna.

– Ojej… a słyszałeś plotkę, że w tunelach pomiędzy Trubnem a Cwietojskim Bulwarem rozpanoszył się nowy gatunek mutantów!? Nazywaliśmy je „Ślepcami”, ponieważ są ślepe, ale posiadają niezwykle wyczulony słuch. Poza tym mają odnóża niczym pająk.

– Niedawno byłem na innej misji, widocznie dlatego nie jestem na bieżąco. Coś jeszcze o nich wiesz?

– Niestety nie, ale na twoim miejscu nie martwiłbym się tak tym, bo to tylko plotka, którą rozpowszechniły komuchy z linii czerwonej – na słowo „komuchy” Boris splunął pod siebie. – Mimo to uważaj na siebie.

– Ok. Życz nam powodzenia!

– Dobrej podróży!

Przez pierwsze pięć minut wędrówki nie odzywałem się do Adriana i on do mnie również. Spoglądałem co chwilę na niego ukradkiem i widziałem, że chciał coś mi powiedzieć, ale chyba nie miał odwagi. Był widocznie zestresowany, ja zresztą też. Adrian trzymał, na wszelki wypadek, w rękach odbezpieczony karabin. Ja natomiast świeciłem latarką po ścianach tunelu obserwując otoczenie i obleśne karaluchy. Musieliśmy być cały czas przygotowani na najgorsze. Tutaj w metrze nie mogliśmy sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Cisza stawała się irytująca dlatego odezwałem się do Adriana:

– Co robiłeś przed apokalipsą?

– Jaaa… byłem mechanikiem samochodowym – Adrian zaczął swój niedbały i niespójny monolog. – Może i nie zarabiałem za dużo, aleee lubiłem tą prace. Była to swojego rodzaju tradycja rodzinna. Zarówno mój ojciec jak i dziad naprawiali łodzie…

– Chyba chciałeś powiedzieć „samochody”?

– Racja! Mój tata i dziadek naprawiali auta. Na powierzchni była to nienajgorsza praca, ale tutaj w metrze… czuje się czasem kompletnie niepotrzebny. Musiałem znacznie zmienić swój charakter i przystosować się do nowego życia, co czasem źle mi wychodzi… ale się staram! Moje życie na powierzchni nie było za wesołe, ciągle tylko rutyna i rutyna, odreagowywałem grając w gry komputerowe. Zmieniło się to dopiero kiedy poznałem Wandę. Od razu się w sobie zakochaliśmy… przynajmniej ja w niej. Interesowała się żeglugą. Chodź nie umiałem pływać raz nawet zgodziłem się wypłynąć z nią w rejs jej łodzią. Wyobraź sobie, że przez ogromne fale wypadłem za burtę. Wanda na szczęście mnie uratowała i wyciągnęła z wody, ale przez to zepsuła sobie komórkę… i już nigdy więcej nie namawiała mnie do żeglugi – wyobraziłem sobie minę jego dziewczyny i uśmiechnąłem się mimowolnie pod nosem. – Żyło nam się cudownie i pewnie wzięlibyśmy ślub gdyby nie pewien Kazimir, żołnierz marynarki wojennej – wiecznie zagubione oczy Adriana napłynęły łzami, mimo to kontynuował dalej. – Z dnia n n naa… na dzień zerwała ze mną kontakt i zaczęła swój romans z t…ty tym idiotom!

– Ej Adrian. Jak nie chcesz to nie musisz mi o tym mówić…

-Chcę! Eeee… ale wracając do historii… pewnego dnia uderzyłem się młotkiem w palec u stopy, cały mi spuchł, a paznokieć pękł. Mimo to dokończyłem swoją pracę a wieczorem zagrałem sobie w taką grę „God of War”, znasz?

– Tak, ale co to ma wspólnego z…

– Nie przerywaj! Otóż grałem sobie w tą świetną grę, żeby odreagować pracę. Niestety moje myśli wciąż były przy Wandzie. Wyobrażałem sobie moją kochaną dziewczynę i tego bydlaka jak razem uprawiają seks i ponieważ byłem po kilku piwach pomyślałem sobie tak „ten młotek to niepozorne, ale bardzo skuteczne narzędzie. Jakby ktoś chciał mógłby nim zrobić komuś wielką krzywdę.” Więc wziąłem go i udałem się na stację metra.

– Czekaj, co?!

– No wziąłem młotek, ubrałem kurtkę i ruszyłem w kierunku metra.

– Po co?!

– Chciałem pójść do mieszkania tego bydlaka i… wyjaśnić parę spraw.

– Wziąłeś młotek, żeby go pobić?!

– Hmmm… coś w tym stylu.

– Chciałeś go zabić, aby pozbyć się konkurencji i kontynuować związek z Wandą.

– Dokładnie tak!

– Jesteś szalony – powiedziałem stanowczo.

– Eee tam! Byłem przecież pijany, poza tym i tak nic z tego nie wyszło bo ogłosili wtedy ten atak bombowy, na szczęście byłem wtedy bezpieczny, a ten idiota najprawdopodobniej zginął podczas bombardowania… a razem z nim Wanda. Do dzisiaj noszę ze sobą ten młotek. Chcesz zobaczyć?

– Nie, no co ty!

– Zachowujesz się jakbyś nigdy nie miał dziewczyny. Chciałem stanąć tylko w jej obronie.

– Miałem żonę i dobrze rozumiem co to miłość, ale nie zgadzam się z twoimi poglądami i nadmierną brutalnością. Poza tym zdaje mi się, że byli razem szczęśliwi – ostatnie zdanie Adrian chyba udał, że nie słyszy.

– W…wi… Widzę, że jesteś uczciwym człowiekiem z zasadami, to bardzo ważna cecha w tych czasach. Chociaż ja również się z tobą nie zgadzam to szanuję twoją opinię na ten temat. Tylko wiesz, ona była dla mnie wszystkim i mogłem dla niej zrobić wszystko, nawet zzzz…zzzaa…

– Zabić?

– Tak! Wyleciało mi z głowi to słowo. A ty kiedyś kogoś zabiłeś?

– Tylko raz w metrze. Dawno temu na naszą stację napadli bandyci i zabiłem kilku w samoobronie. Jeśli można to tak nazwać, to wybrałem „mniejsze zło”…

Nasze rozważania nagle się zakończyły. Kilkanaście metrów od nas zobaczyliśmy cień, na ścianie, idącego potwora. Przez złe światło i dużą odległość zobaczyliśmy tylko jego rozmazane kontury. Miał długie i zaostrzone, chude odnóża. Na tyle ciała posiadał nabrzmiały odwłok, niczym pająk. Miał około dwa metry. Przystanął na chwilę i zaczął najprawdopodobniej nasłuchiwać. My również staliśmy w bezruchu. Następnie istota ruszyła dalej w jakiś pomniejszy korytarz, lecz my sparaliżowani strachem nie drgnęliśmy nawet o centymetr. Czyżby to był ten nowy rodzaj mutantów? Po chwili machnąłem ręką na znak Adrianowi, abyśmy poszli dalej. Kroki stawialiśmy powoli i ostrożnie. Po godzinie, lub dwóch, dotarliśmy na Bulwar. Nie było na nim nawet żywej duszy…

Rozdział 3

Głos umarłych

Na stacji nie było nikogo, ani żywych, ani martwych. Bulwar wyglądał jakby wszyscy mieszkańcy dokonali ewakuacji, jakiś tydzień temu. Opuszczone stragany z jedzeniem, wyglądały jakby nietknięte. Puste sale świeciły pustką. Zielono-żółte, irytujące i ostre światło zdobiło ściany stacji. Opustoszałe korytarze, „zapraszały” nas do eksploracji. Ale najgorsza była cisza. Niezmącona cisza, w której dało się nawet usłyszeć szybkie bicie serca Adriana. Klimat niczym z filmów Stanleya Kurbicka. A kiedyś to była naprawdę dobrze rozwinięta stacja. Znajdowała się w bardzo dobrym położeniu. Stanowiła ona „most towarowy” pomiędzy Czechowską, Nowosłobodską i Trubnem. Codziennie przez Bulwar przejeżdżało wiele kupców, oczywiście wszyscy płacili duże podatki, przez co stacja szybko zyskała poważanie i majątek. Kolejnym sukcesem były dobre stosunki z Czwartą Rzeszą, z którą również prowadziła interesy. Zarządca stacji, pan Goracyj, był niezwykle szanowaną osobowością w północnej części metra. Poza tym Bulwar posiadał bardzo dobrze wyszkolonych żołnierzy. Sama architektura stacji była niezwykle dobrze przystosowana do obrony. Potrzebna była ogromna armia, aby ją podbić… albo wrogowie znaleźli inny, mniej krwawy, chodź równie okrutny sposób, aby to uczynić. Pytanie brzmi: „po co?” Przecież Goracyj nie miał wrogów, przynajmniej nic o tym nie wiem, a pobliskie stacje chciały mieć jak najlepszy kontakt z Bulwarem. A może to nie ludzie, tylko stwory z powierzchni to zrobiły? Jak się nad tym dłużej zastanawiam, jest to równie nieprawdopodobne, ponieważ te głupie potwory nie umieją działać grupowo. To wszystko jest niezwykle podejrzane…

Czułem wielkie pragnienie i gęstą ślinę w jamie ustnej, spowodowaną długim nie piciem. Dlatego wziąłem termos i napiłem się z niego wody. Smakowała okropnie. Jakby ktoś coś do niej dodał. Adrian natomiast przestał się rozglądać i oczywiście musiał zrobić najmniej odpowiednią rzecz, mianowicie przyłożył obie ręce do buzi i z całej siły krzyknął: „Hej, jest tu kto!!!” Po chwili osłupienia podbiegłem do niego i zasłoniłem mu usta ręką. Następnie spojrzałem na niego wymownie. Nie miałem czasu na skarcenie mojego towarzysza, ponieważ z tuneli dało się słyszeć narastający odgłos kroków. Nie umiałem określić do kogo one należały… ale raczej nie do człowieka. To musiało być coś znacznie większego i groźniejszego. Popchnąłem Adriana, aby się ruszył w kierunku kuchni. Przeskoczyliśmy sprawnie przez ladę. Następnie przywarliśmy do niej plecami nasłuchując czy potwór się zbliża. Kroki były coraz szybsze i głośniejsze. Mimo to musieliśmy zachować zimną krew. Pot spływał mi po czole, czułem narastający niepokój. Jakież było moje zdziwienie kiedy zamiast złowieszczego ryku bestii usłyszałem nieśmiały kobiecy głosik: „Halo jest tu ktoś? Potrzebuję pomocy. Wszyscy sobie poszli a ja zostałam tutaj sama.” Wnet poznałem ten głos. To była Alisa! Moja kochana żona! Ale przecież to niemożliwe. Nie żyła od kilkunastu lat. To mogły być tylko zwidy, albo hipnoza nieznanych potworów.

– Ej Adrian – szepnąłem. – Ty też słyszysz ten głos?

– Jaki znowu k ku…kurwa głos? – Adrian zapytał się równie cicho co ja – Ja słyszę jedynie jakieś potworne piski. Masz jakieś omamy?

Nie odpowiedziałem mu, ponieważ znów usłyszałem błaganie o pomoc. To musiała być ona! Wstałem powoli i spojrzałem zza lady w głąb stacji. Stała tam moja kochana i niepowtarzalna Alisa. Zagubiona rozglądała się dookoła. Po chwili dostrzegła mnie i nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Poczułem jak dreszcze przechodzą przez mój organizm. Wyglądała jak dwadzieścia lat temu. Te same usta i oczy. Na sobie miała swoją ulubioną czerwoną sukienkę, która mało nadawała się do metra. W ogóle się niepostarzała, dalej miała dwadzieścia dwa lata. Uśmiechnęła się do mnie.

– Po tylu latach mój kochany znalazłeś mnie! – Powiedziała Alisa – Tak długo czekałam.

– Ja też – odpowiedziałem dalej zdezorientowany.

– Chodź tu do mnie i przytul mnie!

Bez namysłu, jakby pod działaniem jakiegoś narkotyku ruszyłem w jej stronę. Ona czekała już na mnie z rozpostartymi ramionami. Im byłem bliżej jej, tym czułem większy niepokój, że to tylko sen i zaraz obudzę się zlany potem, albo z pazurami potwora w brzuchu. Jednak liczyłem się z tą wersją wydarzeń. Warto było dla niej zaryzykować Nasze ciała złączyły się w uścisku i nagle… nic. Nic się nie stało. Żadnych potworów, ani urojeń. Byłem tylko ja i Alisa przytulający się jak za starych dobrych czasów. Ta chwila mogła trwać wiecznie…

Nie wiem kiedy się otrząsnąłem ze snu… a właściwie z koszmaru. Byłem związany pajęczą siecią a pomiędzy żebrami miałem ranę. Spływała z niej moja krew połączona z jadem potwora. Czułem się słabo i kręciło mi się w głowie. Wszystko widziałem jakby w zwolnionym tempie. Kilku uzbrojonych żołnierzy zmagało się z dwoma stworami-pająkami. Robiły one mało precyzyjne uderzenia, ale dzikie i brutalne. W walce nie używały wzroku, jedynie instynktu i słuchu. Po kilku chwilach poczwary uciekły, czując przewagę wroga. Następnie jeden z żołnierzy podszedł do mnie z nożem i powiedział coś niezrozumiałego. Poczułem przypływ gorączki i zemdlałem.

Ciąg dalszy nastąpi…

Koniec

Komentarze

Po co taki blok tekstu na początku? To zniechęca, a można go ładnie podzielić.

Naglę z zakrętu wybiegł tłum przerażonych ludzi. Kobiety z dziećmi na rękach, mężczyźni w garniturach, młodzież, która przed chwilą grały beztrosko w piłkę. Kierowali się prosto na mnie! Chodź byli tak różni od siebie to wszystkich łączył jeden cel… przeżyć.

Jest problem z przecinkami, powtórzeniami, literówkami, zmianami czasu, dziwne konstrukcje, dialogi sztywne. Przejrzałeś ten tekst przed publikacją?

 

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka