Czy znacie to uczucie gdy przychodzicie do pracy w poniedziałek rano i macie wrażenie, że właśnie dziś wydarzy się coś ekscytującego, co odmieni wasze życie na zawsze? Tytus też nie znał. Jego życie od zawsze składało się z powtarzalnych czynności. Rano pobudka, wizyta w kantynie na karmienie, księgowanie faktur, pół godziny na zabawę w relax roomie, znowu jedzenie, znowu faktury, wieczorem trochę czasu dla siebie i tak do weekendu kiedy przychodzi czas na sprzątanie biura. Czasem wycieczka do Małporaju w asyście managera. I tak w kółko. Tydzień w tydzień.
Co można powiedzieć o Tytusie? Na początku tej historii liczył sobie szesnaście lat – co dla osobników jego gatunku oznaczało, że dopiero co wkroczył w dorosłość. Mierzył metr pięćdziesiąt pięć wzrostu, trochę więcej niż przeciętna, był szczupłej budowy i czarnego umaszczenia. Jak na szympansie standardy – przystojny. Dla ludzkiego oka wyglądał jak każdy szympans. I zanim wszczepiono mu podnoszący inteligencję czip rzeczywiście takim był. Dopiero intelektualny upgrade zapewnił mu stanowisko w DataFlow – średniej wielkości indyjskiej korporacji sektora BPO. Nowa technologia umożliwiała podniesienie sprawności umysłowej, ale nie miała wpływu na pozostałe cechy szympansa. Miliony lat ewolucji nie przystosowały go do spędzania życia na monotonnej pracy umysłowej wykonywanej w postawie siedzącej, w sztucznym świetle przed ekranem komputera. Zresztą, nie przygotowały do tego żadnego z naczelnych…
Łódź, 25 września 2023
Tego wrześniowego poniedziałkowego poranku Tytus jak co rano usiadł za swoim biurkiem w rogu open space’u na trzecim piętrze starego biurowca. Jak zawsze znudzony odpalił swój komputer, leniwie wpisał hasło i czekając na rozruch Windowsa chrupał orzeszki ziemne. Jego wzrok przykuł nowy plakat motywacyjny, ozdabiający jedną ze ścian biura. Plakat przedstawiał majestatycznego orła bielika siedzącego na gałęzi. Napis umieszczony pod ptakiem krzyczał „Bądź liderem!”. Tytus właśnie próbował odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego na przykład przywództwa wybrano żyjącego samotnie, głupiego ptaka zamiast jakieś bardziej inteligentne, stadne zwierzę, gdy nagle w budynku rozległ się alarm. Spontaniczne ćwiczenia pożarowe odbywały się raz do roku, ale zawsze były zapowiadane odpowiednio wcześniej, żeby nie dezorganizować zbytnio pracy. Open office wypełnił się wrzaskiem i piskiem szympansów zaskoczonych i zdenerwowanych głośnym i irytującym dźwiękiem. Równie zaskoczoną minę miał ich ludzki przełożony.
„Świetnie – pomyślał Romek. – Jak mam zapanować nad dwudziestoma podnieconymi małpami. Dlaczego do cholery nikt wcześniej nie powiedział nam o ćwiczeniach?”
– Dobra, posłuchajcie wszyscy – krzyknął stając pośrodku biura – znamy dobrze procedurę, przerabialiśmy to już wcześniej, zostawcie komputery i po kolei kierujcie się schodami na parkPOWOLI!
Nie zdążył skończyć zdania kiedy koło niego przemknął Tytus, Amanda i ten nowy nerwowy szympans, którego imienia nie mógł zapamiętać
– Nie wszyscy na raz!
Kolejna małpa wyskoczyła zza biurka, uznając, że zamiast po podłodze zabawniej będzie dostać się do wyjścia kolejno po biurku, ramieniu Romka i wielkiej donicy z paprotką. Romek zaklął cicho pod nosem a następnie krzyknął do swojego nieco powolnego asystenta – Janek, zamykasz pochód, ja biegnę na dół upewnić się, że nie rozbiegną się po parkingu.
Już w holu zauważył, że coś jest nie tak. Ochroniarz leżał na podłodze umazany bananowym ciastem i chrapał. Romek przeskoczył przez potężne cielsko goryla, który na drzemkę wybrał kafelki przed frontowymi drzwiami i wybiegł na parking.
– …Z WYZYSKIEM KORPORACYJNYM! NIE MAJĄ PRAWA WAS TRAKTOWAĆ JAK NIEWOLNIKÓW! CHODŹCIE ZE MNĄ! POMOGĘ WAM STĄD UCIEC! – pośrodku parkingu stała kolorowo ubrana, szczupła blondynka z dredami do pasa i przemawiała przez megafon do stada zaintrygowanych małp.
– Co ty wyprawiasz do cholery?! – krzyknął Romek. – Nie wolno ci kraść tych małp!
Dziewczyna obróciła się w jego stronę i oburzona zapominając, że w prawej ręce, która właśnie opuściła wzdłuż biodra, trzyma pomocny megafon, z całych sił krzyknęła: – One nie są waszą własnością! Są wolnymi, myślącymi istotami! Ja ich nie kradnę, ja je wyzwalam!
Chwyciła pierwszego z brzegu szympansa za rękę obróciła się na pięcie i skierowała w stronę ulicy. – CHODŹCIE ZA MNĄ! – przypomniała sobie o megafonie – NIE MUSICIE SIĘ GO SŁUCHAĆ!
– Poczekaj! Nie… – Romek urwał w pół zdania bo poczuł jak coś ciepłego i lepkiego plasnęło go w twarz. Odruchowo sięgnął dłonią do policzka i w tym momencie zorientował się co właśnie się wydarzyło. Powoli, czując jak ze wściekłości gotuje się w nim krew, odwrócił się w stronę Cezara – leniwego i aroganckiego szympansa, którego niedawno za błędy w procesowaniu faktur ukarał odebraniem orzeszków. Cezar przykucnął na dachu zaparkowanego opla i szczerzył zęby w złośliwej satysfakcji z udanego „psikusa”. Romek wydał z siebie pierwotny okrzyk i skoczył w kierunku Cezara. Nie miał oczywiście żadnych szans. Cezar z łatwością przeskoczył na dach pobliskiego budynku. Romek wciąż dysząc z wściekłości zatrzymał się pod ścianą. Sięgnął do kieszeni po chusteczkę, żeby zmazać małpie odchody z twarzy i jednocześnie próbując uspokoić oddech i zastanowić się co zrobić dalej. Szybko zlustrował parking tylko po to by wydać z siebie kolejną wiązankę przekleństw. Dziewczyna zniknęła, a razem z nią Tytus…
Wnętrze kawiarni „Winylowa Nuta” wypełniały ciasno zastawione stoliki o rozmaitym kształcie i wielkości, otoczone krzesłami, pufami i taboretami. Na każdym ze stolików stała mniej lub bardziej fikuśna lampka, ze ścian spoglądały oprawione w ramki zdjęcia muzyków jazzowych a dekorację lokalu uzupełniały zwisające z sufitu płyty winylowe poprzetykane girlandami taśm magnetofonowych. O tej wczesnej porze było tu prawie pusto. Jedyni klienci – dziewczyna i szympans – usadowili się wspólnie na największym i najbardziej dziwacznym meblu w całej kawiarni, staromodnym łóżku z metalowym stelażem. Dziewczyna w zamyśleniu nerwowo przygryzała paznokcie podczas gdy Tytus rozglądał się po pomieszczeniu z mieszaniną lęku i fascynacji. Od czasu opuszczenia biura pozostawał w stanie lekkiego szoku. Nie opierał się, kiedy dziewczyna chwyciła go za rękę, ale teraz kiedy opadła fala adrenaliny zaczął się zastanawiać co właściwie tutaj robi. Na podłodze obok ich stolika trzymając w pysku gazetę rozłożył się border collie, pies właściciela lokalu. Sam właściciel a zarazem barista zbliżył się do stolika trzymając w rękach tacę. Był ubrany w zwykły czarny fartuch, koszulę w kratę i proste czinosy. Uwagę przyciągała jego twarz. Nosił długą gęstą brodę ufarbowaną na śnieżnobiały kolor. Na głowie miał krwistoczerwonego irokeza a w jego lewym uchu tkwił kolczyk, z którego ciągnął się aż do lewego płatka nosa srebrny łańcuszek ozdobiony malutkimi miniaturkami winyli. Nalał dziewczynie waniliowego moccacino z solą z Kłodawy a obok Tytusa postawił miseczkę z orzeszkami.
– No dobra, Monika, ale co teraz zrobisz z tym szympansem?
– To pytanie do niego Jaro. Zrobi co zechce, jest wolnym małpoludem.
– Technicznie rzecz biorąc jest ciągle tylko małpą…
– Jest inteligentny! Ma prawo decydować o własnym losie. Tak samo zresztą jak twój pies. Zresztą po co właściwie wszczepiałeś temu biedakowi czipa? Z reguły kiedy go widzę robi to co każdy inny pies – leży, je albo liże się po jajach.
– Tak było najłatwiej nauczyć go przynoszenia gazet. Nie patrz tak na mnie, Burek uwielbia gazety. Spójrz, nawet teraz siedzi z nosem w krzyżówkach. – Rzeczywiście, Burek wpatrywał się w ostatnią stronę gazety i z zaskakującą sprawnością operował ołówkiem trzymanym w pysku.
– Poza tym pies jest najlepszym przyjacielem mężczyzny. Wiesz, nawet zanim wszczepiłem mu czip zwierzałem mu się z tego co mnie trapi. Cała różnica, że teraz rozumie o czym mówię.
– Nie udziela ci chyba porad sercowych? – Monika nie była w stanie powstrzymać się od sarkazmu.
– Nie o to chodzi – odpowiedział Jaromir z mieszaniną zażenowania i irytacji. – Ważne, że mnie rozumie i wspiera. Prawda piesku? Kto jest dobrym pieskiem?
Burek nie potrzebował mikroczipa, żeby znać odpowiedź na to pytanie. Zamerdał tylko ogonem z zadowolenia i kontynuował rozwiązywanie sudoku.
– Skoro mowa o mikroczipach – powiedział Jaromir odwracając się z powrotem do Moniki – Wiesz, że z reguły mają zaprogramowaną usługę geolokalizacji? Jak zamierzasz uchronić swojego… przepraszam… tego świeżo „wyzwolonego” szympansa przed odnalezieniem przez jego prawnych choć nie prawowitych właścicieli?
Monika zignorowała łatwo wyczuwalną w głosie Jaromira drwinę. – Właśnie dlatego tutaj jestem. Wiem, że świetnie znasz się na elektronice. – powiedziała przymilnym głosem. – Liczyłam, że mi pomożesz… – ni to stwierdzenie ni to pytanie zawisło w powietrzu, kiedy Monika wkładała cały swój kobiecy urok w próbę obudzenia w Jaromirze męskiego instynktu opiekuńczego. Jeśli to nie wystarczyło to widok Tytusa próbującego naśladować jej mimikę dał radę.
– Dobrze, już dobrze, przecież wiesz, że nie zostawiłbym cię na lodzie. – odpowiedział Jaromir próbując powstrzymać śmiech. – Ale to nie takie proste, nie potrafię wyłączyć geolokalizacji inaczej jak wyjmując mikroczip.
– A wtedy…
– A wtedy twoja super inteligentna małpa wróci do bycia zwyczajnym rzucającym w ludzi odchodami, masturbującym się kiedy popadnie szympansem.
– Jak sfrustrowany nastolatek z dostępem do internetu ha, ha! – zażartowała nerwowo Monika.
Tytus zareagował na ten niewybredny dowcip serią głośnych chrząknięć i gwałtownych wymachów ramion, które nie pozostawiały wątpliwości, na temat tego, co myśli o poczuciu humoru dziewczyny.
– Ok, ok, przepraszam, nie denerwuj się – zaczęła go uspokajać Monika. – Już nie będę żartować. Po prostu musiałam jakoś odreagować. Stresuję się i nie wiem co mam teraz zrobić. A co ty o tym myślisz? W końcu to twoja decyzja. Może to jest jakieś rozwiązanie? Wyjmiemy ci czip i jakoś… przemycimy z powrotem do dżungli? – zakończyła bez przekonania.
Tytus spojrzał na nią przez chwilę w milczeniu po czym zaczął dłońmi kreślić w powietrzu znaki. Monika z Jaromirem spojrzeli na siebie zdziwieni. Jaromir odezwał się pierwszy:
– Rozumiesz coś z tego?
– Nie – odpowiedziała Monika. – To chyba język migowy. Nie znam go.
Tytus ukrył twarz w dłoniach w tym razem zrozumiałym geście.
„Wiedziałem, że nie jest zbyt bystra. Nie potrafi migać! Trzeba spróbować inaczej.”
Tytus wyciągnął przed siebie lewą dłoń odwróconą spodem do góry i zaczął w nią uderzać palcami prawej dłoni w geście naśladującym stukanie w klawiaturę. Tym razem Monika złapała w lot o co chodzi, zdjęła z przegubu telefon komórkowy i otworzyła hologramową klawiaturę. Tytus zaczął błyskawicznie przebierać palcami w powietrzu, pisząc w tempie dużo szybszym niż większość ludzi.
{Nie usuwajcie mi czipa. Nie chcę być znowu głupi. Co to jest dżungla?}
– Biedak urodził się pewnie w niewoli. – westchnęła Monika. – Nie da się tego zrobić jakoś inaczej?
– Da się. – tym razem westchnął Jaromir. – Ale nie tak od ręki. Trzeba znaleźć kogoś, kto zna się na programowaniu czipów i nie będzie zadawał zbędnych pytań. Takich jak na przykład dlaczego nie znasz kodu dostępu do swojego – nie patrz tak na mnie, wiesz o co mi chodzi – szympansa. I po co niby chcesz mu wyłączyć geolokalizację. Mam jednego znajomego, który być może będzie mógł ci pomóc, ale na razie będziesz musiała ukryć swojego dalekiego ewolucyjnego kuzyna w jakimś ustronnym miejscu. To może potrwać parę dni. Póki co będzie musiał wszędzie chodzić z zagłuszaczem sygnału.
– Masz na myśli ten taki jakby hełm z odblaskowego materiału?
– Nieeee, te służą wyłącznie do zabezpieczania się przed czytaniem myśli przez Ruskich. – odpowiedział z przekąsem Jaromir. – Mam na myśli ten mały zagłuszacz. – Jaromir sięgnął po lampkę stojącą pośrodku stolika i wyjął spod spodu małe czarne urządzenie wielkości pudełka od zapałek. – Włączasz go, o tutaj, wtedy ta lampka pali się na czerwono. Ładujesz kabelkiem mini USB. Działa w promieniu mniej więcej trzech metrów, co? – Jaromir przerwał techniczny wywód na widok rozdziawionych ust Moniki.
– Masz zagłuszacz sygnału przy każdym stoliku w tej kawiarni?! Dlaczego?!
– Żeby zagłuszać komunikację telefonów komórkowych. Gdybym tego nie robił każdy kto przychodziłby na kawę siedziałby tylko z nosem wlepionym w hologram i przeglądał Internet. Nie widziałaś znaków na drzwiach wejściowych? Przekreślonej komórki i loga stowarzyszenia F2F? Face-to-face? Promujemy rozwój komunikacji międzyludzkiej w realu. Powrót do rozmów w cztery oczy, odcięcia od elektroniki chociaż na chwilę i delektowania się w spokoju smakiem dobrej kawy i towarzystwem drugiej osoby. – Monika zorientowała się, że Jaro dosiadł swojego ulubionego konika i zaczął galopować w stronę moralnych wyżyn i społecznych ideałów. Na szczęście udało jej się go szybko ściągnąć wzrokiem na ziemię i z powrotem do porzuconego tematu zanim zagalopował się zbyt bardzo.
– Zresztą jak myślisz, dlaczego jeszcze nie odwiedziła nas policja? To małe pudełko blokuje równie dobrze sygnały wysyłane przez jego czipa. Póki co szympans musi to ciągle nosić przy sobie… – krótkie spojrzenie na Tytusa uświadomiło Jaromirowi trudność jaką przedstawia to rozwiązanie.
– W każdym razie dopóki nie skombinujesz mu plecaka albo jakichś spodni możesz nosić je sama w kieszeni albo w torbie. Byleby się nie oddalał od ciebie na więcej niż trzy metry.
Skoro już mowa o oddalaniu, czas na was. Zbliża się pora lanczu i już niedługo będzie tu pełno ludzi… kto wie może nawet wpadnie na kawę i ciasto któryś z mniej owłosionych kolegów z pracy twojego nowego przyjaciela.
…
Romek siedział nad ekranem komputera i przeklinając pod nosem czekał na połączenie z Biurem Obsługi Brainiaca. Po niecałych trzech minutach w słuchawce wreszcie rozległo się uprzejme pytanie.
– Biuro Obsługi … Czym mogę służyć?
Miły kobiecy głos uspokoił nieco Romka.
– Dzwonię w sprawie jednego z waszych czipów. Jedna z naszych małp wyposażona w wasze urządzenie została dzisiaj skradziona i próbowaliśmy ją zlokalizować za pomocą geolokalizacji, ale usługa nie działa. Chciałem się zapytać czy moglibyście nam jakoś pomóc?
– Oczywiście, czy może pan podać numer czipa?
– Jak najbardziej. Numer to, chwileczkę… dwa-dwa-trzy-trzy-osiem-pięć-cztery-dwa
– Dziękuję, sprawdzam czy uda się zlokalizować czip w naszym systemie… – minęło zaledwie parę sekund zanim Romek usłyszał Przykro mi, nie widzę go.
– Czy wie Pani jaki może być powód? Czy czip został wyłączony, czy znalazł się bo ja wiem, poza zasięgiem?
– Nie wiem. Nie da się wiedzieć.
– Em, no cóż… dziękuję.
„Nie da się wiedzieć?” – pomyślał Romek rozłączając się – „No tak, oczywiście, co za idiota ze mnie. Pewnie dali jakąś małpę, która szybko klepie teksty do syntezatora głosu. Jak pytania nie ma w skrypcie to się gubi… Pewnie bonobo, one mają szybkie palce i łagodną naturę, idealne do obsługi klienta. Kobiecy głos… od razu nastawia ludzi pozytywnie do interlokutora. Jak w Sweet Emotion myślisz, że rozmawiasz z atrakcyjną studentką a tu owłosiona małpa…”
– I jak poszło? – głos szefa wyrwał Romka z zamyślenia. – Udało ci się wyjaśnić tę sprawę z geolokalizacją?
– Nie. Nie znają przyczyny. Trzeba będzie sprawdzić za jakiś czas. Może się pokaże. – Odpowiedział bez przekonania.
– Udało nam się ściągnąć Cezara z dachu. Trzeba było użyć środków uspokajających. Kompletnie mu odbiło. Wiesz, niby te małpy są cywilizowane, ale jak przychodzi co do czego to okazuje się, że to zwykłe dzikie zwierzęta.
– Co się z nim teraz stanie?
– Złożymy reklamację firmie, która go szkoliła. Szkoda, że jego nie ukradli, co? Przynajmniej dostalibyśmy odszkodowanie. Słyszałem, że w InfoConie traktują nieposłuszne małpy prądem.
Romek poczuł jak nieprzyjemny dreszcz przebiega mu wzdłuż kręgosłupa.
– Wszystko w porządku?
– Ta… tak. To był długi dzień. Chyba muszę się napić.
…
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tytus wpatrywał się „oniemiały” w żółto-zielony prostopadłościan z namalowanym w poprzek wielkim czarnym napisem „Szwarc, Mango & Powidło”. Na ścianie budki wisiał repertuar rzemieślniczych lodów, naleśników i gofrów z powidłami. Tytus w życiu nie jadł gofrów i nie miał pojęcia co to lody, ale doskonale rozpoznawał ustawione za ladą jabłka, śliwki, banany, mango, dragonfruty, awokado i ulubione figi. Burczący żołądek przypomniał mu, że od kilku godzin nie jadł nic oprócz orzeszków. Obserwował jak młoda, wytatuowana brunetka za ladą odbiera pieniądze z rąk uśmiechającego do niej mężczyzny, następnie sięga po dziwne metalowe urządzenie, którym ryje w kolorowej masie formując kulkę, którą przekłada do wafla i podaje klientowi. Zafascynowany szympans znał pieniądze, jego praca polegała w końcu na ich liczeniu. Sam ich nigdy nie posiadał i rzadko widywał je w papierowej formie. Głównie miał z nimi do czynienia na ekranie komputera w postaci kwot na fakturach i na przekazach bankowych. Wiedział, że używa się ich do nabywania różnych mało dla niego zrozumiałych bzdur jak części zamienne do maszyn przemysłowych, czy szkolenia z komunikacji dla menadżerów. Widział też jak ludzie w jego firmie wymieniają między sobą banknoty w ramach zbiórki na coś co nazywają „prezentem” a co z reguły okazywało się mało interesującym szmelcem. Nigdy wcześniej nie był świadkiem ich wymiany na coś naprawdę cennego jak jedzenie! W kantynie pracowniczej dostawali swoje jedzenie za darmo i nie dawano im żadnego wyboru.
– …ale musimy już iść – Tytus w połowie zdania zorientował się, że Monika zwraca się do niego. Spojrzał na nią zdziwiony. – Powiedziałam, że możesz wybrać sobie jakiegoś gofra albo loda, ja zapłacę, ale pospiesz się zamiast patrzeć bezmyślnie na tę budkę. Musimy się zbierać. – w jej głosie słychać było zaniepokojenie. Spojrzała nerwowo na zegarek. Póki co pstrokato ubrana dziewczyna z szympansem dobrze wtapiała się w hipsterskie otoczenie nie wzbudzając niczyich podejrzeń, ale zbliżała się pora lanczu. A to znaczyło, że korposzczury wkrótce opuszczą swoje korpoklatki a wśród nich mogą znaleźć się pracownicy pobliskiego DataFlow. Tytusa nie zaprzątały podobne myśli. Był zbyt zaaferowany wyborem lodów. Sprzedawczyni cierpliwie wytłumaczyła mu jaki kolor oznacza jaki smak. Ostatecznie zdecydował się na jabłkowy i mango. Ugryzł zachłannie czubek otrzymanego loda i po niecałej sekundzie wydał z siebie nieprzyjemny skrzek. Zaskoczony o mało nie upuścił rożka. Nie wiedział, że jedzenie może być tak zimne. Rozbawiona sprzedawczyni wyjaśniła mu, że należy je powoli lizać. „To najlepsza rzecz jaką jadłem w życiu! I ona robi te lody i gofry za pieniądze. Za które można kupić więcej lodów i gofrów!”
Wizja pracy polegającej na sprzedawaniu jedzenia i upłynnianiu zarobionych pieniędzy na zakup jeszcze większej ilości jedzenia w całości zawładnęła Tytusem. Po raz pierwszy w życiu ta nieokreślona tęsknota, którą odczuwał codziennie wstając rano i kładąc się spać zaczęła nabierać konkretnego kształtu. Po raz pierwszy w życiu Tytus miał Marzenie.
…
– I masz to prawo nosić przy sobie? – Romek wskazał palcem na pistolet umieszczony w kaburze pod lewym ramieniem kumpla.
– Tak, po trzech latach posiadania licencji i ponownym przejściu testów psychologicznych i szkoleń z bezpiecznego obchodzenia się z bronią.
– A co na tych szkoleniach mówią na temat wypadów do pubu z naładowaną bronią? – Siedzieli w ławce, w kącie „Domu Zachodzącego Słońca”, typowego małego, ciasnego i ciemnego pubu, umiejscowionego w piwnicy jednej z Piotrkowskich kamienic. Cały urok tego miejsca polegał na tym, że nigdy się nie zmieniało. Od zawsze można było tu przepłacać za zwykłe piwo, siedząc w półmroku na niewygodnych drewnianych ławach, słuchając płynącej z przestarzałych głośników muzyki dawno zmarłych rockowych artystów.
– Daj spokój, przecież nie będę nim wracał do domu – zażartował Przemek – zresztą wyskoczyliśmy tylko na dwa piwa. – rozchełstana koszula, trzydniowy zarost i zmierzwione przetłuszczone włosy sugerowały, że to może być kolejny dzień z rzędu kiedy Przemek wyskakuje na piwo, ale Romek wiedział, że jego przyjaciel nie przywiązuje wagi do wyglądu i jego zła prezencja wynika raczej z niechlujności niż z pijaństwa.
– Naprawdę się w to wciągnąłeś.
– Taaa, wszystko zaczęło się tego dnia kiedy poszliśmy na team outing na strzelnicę, pamiętasz? – Jak mógłby zapomnieć? To było w czasach, kiedy pracował z ludźmi a DataFlow ciągle jeszcze zależało na pracownikach. Firma starało się wynagrodzić im nudną, powtarzalną pracę imprezami i wypadami integracyjnymi. Pamiętał jak z Przemkiem, żartowali, że małpa mogłaby wykonywać ich robotę. Dla Przemka dowcip okazał się proroctwem.
– Często chodzisz na strzelnicę? Bierzesz udział w jakichś zawodach?
– Nieee, nie traktuje tego jako sport. Odprężam się w ten sposób po pracy i tyle. Naprawdę pomaga się rozładować. No i wiesz… może się przydać gdybyśmy tu mieli mieć kolejną Planetę Małp. – „Jak to jest, że fascynacja bronią i niechęć do obcych zawsze zdają się iść w parze” pomyślał Romek.
– Daj spokój. Wiem, że jesteś wkurwiony, że zastąpili cię szympansem, ale to jeszcze nie znaczy, że czeka nas wojna z jeżdżącymi konno orangutanami.
– Łatwo ci mówić. Ty zachowałeś stanowisko. – odpowiedział nie bez goryczy Przemek.
– Tylko dlatego, że mam głuchoniemą siostrę i znam język migowy. No i może dla beki z mojego imienia. – Romek spróbował rozładować atmosferę.
– Jak to? – Przemek spojrzał zdziwiony,
– Szympansy? Tytus, Romek i Atomek?
– Ha! A serio, słyszałem, że we Włoszech gangi szympansów napadają na turystów…
– Odbierając pracę miejscowym?
– A w Danii był przypadek orangutana-uciekiniera, którego przyłapano jak gwałcił labradora.
– PIES JE JEBAŁ, PIERDOLONE PA-AWIANY, HA, HA! – Mocno pijany mężczyzna w średnim wieku siedzący przy stoliku obok głośno uprzedził komentarz Romka. Już od jakiegoś czasu przysłuchiwał się ich rozmowie i najwidoczniej tylko czekał na pretekst, żeby się przyłączyć. Podniósł się ze swojego miejsca, chwiejnie nachylił nad Romkiem i wyszeptał tym charakterystycznym dla pijaków konspiracyjnym szeptem, który słychać było na pół lokalu – Po-odobno pa-awiany lubią ruchać foki. – Romek z Przemkiem milcząco spojrzeli po sobie. Póki co byli wystarczająco trzeźwi by zdawać sobie sprawę, że w tej sytuacji najlepszą taktyką jest przeczekanie. I rzeczywiście, zawiedziony brakiem reakcji pijaczek po chwili oddalił się mamrocząc coś pod nosem.
– No dobra, może z tymi gwałtami to ploty. – przyznał ugodowo Przemek – ale nie zaprzeczysz chyba, że odbierają nam pracę?
– Wiesz przecież, że gdyby DataFlow ich nie kupił, to i tak byś stracił pracę, bo nie daliby rady konkurować z innymi firmami, które korzystają z darmowej siły roboczej.
– Nie w tym rzecz. Dlaczego jakiekolwiek firmy korzystają z pracy małp?
– A dlaczego firmy korzystają z robotów? Postępu technologicznego nie zatrzymasz. Jak inaczej chcesz konkurować z innymi krajami? Na małpach zyskuje cała gospodarka – Romek dokończył bez przekonania.
– Jaka pieprzona gospodarka?! Niby jakim cudem polska ekonomia zyskuje na indyjskiej firmie, która sprowadza do Polski szympansy, po to, by wykonywały pracę, która obniża koszty działalności firmom z Niemiec, Francji i Skandynawii? Wytłumacz mi, co na tym zyskujemy?
– No dobra, może nie w twoim przypadku, ale w większości przypadków one i tak wykonują pracę, której nikt inny nie chce. – z coraz mniejszym przekonaniem argumentował Romek.
– A myślisz, że ja chciałem pracować w korpoksięgowości? Nikt o tym kurna nie marzy, ale to lepsze od pracy na recepcji w hotelu, wierz mi.
– Jezuuu, tylko nie hotelowe historie. Ten tydzień jest już wystarczająco przygnębiający. Wpierw Gośka każe mi się wynosić, potem ta sprawa z małpami…
– Gośka z tobą zerwała?! I dopiero teraz o tym mówisz?!
– Przy pierwszym piwie chciałem uniknąć przygnębiających tematów – odpowiedział z przekąsem Romek. – Zerwaliśmy ze sobą w zeszłym tygodniu. Głównie dlatego chciałem się napić. Nie, żeby zabrakło innych powodów.
– Nawet nie wiedziałem, że mieszkaliście ze sobą.
– Całe trzy tygodnie. To był taki mały crashtesting naszego związku. W tej metaforze nasz związek jest rozbitym samochodem a ja połamanym, bezdomnym manekinem.
– Bezdomnym? – Przemek drwiąco uniósł brew.
– Gorzej, póki nie znajdę nowego lokum mieszkam z rodzicami. – Tym razem Przemek wydał z siebie syk naśladujący stłumioną, bolesną reakcję człowieka, którego piszczel właśnie zderzył się z meblem.
– Wiem, wiem – ironizował dalej Romek. – Ale patrzę na to od jasnej strony. Wreszcie będę mieszkał z kimś kto potrafi gotować. Poza tym mieszkałem z Gośką tak krótko, że nie zdążyłem rozpakować części swoich gratów. Tak więc… mniej pakowania. Jupii!
26 września 2023
Tytus kołysał się na pierścieniach podwieszonych na taśmach pod sufitem pośrodku pokoju. Jeden pierścień uchwycił prawą dłonią, drugi prawą stopą ustawiając swoje ciało w pozycji poziomej, równoległej do podłoża. Pozostałymi kończynami pomagał sobie w huśtaniu. Nietypowe dla salonu wyposażenie wyglądało jakby było stworzone dla szympansa, ale w rzeczywistości był to sprzęt do ćwiczeń crossfitowych. Dbanie o formę fizyczną w ogóle a uprawianie crossfitu w szczególności było ważną częścią życia Gosi. W niezwykle rzadkim przypadku gdy nowo poznana przez nią osoba nie dowiadywała się o tym od razu, wizyta w mieszkaniu Gosi informowała ją o tym od samego progu. Tytusa nie interesowało ćwiczenie formy. Bawiąc się pierścieniami zabijał nudę i dawał upust narastającej w nim od rana wściekłości. Nie pamiętał kiedy ostatni raz był równie wściekły. Oczywiście miał masę powodów by tak się czuć. Po pierwsze było jasne, że Monika nie miała żadnego planu. Wyrwała go z zamknięcia w dużym biurze, w którym owszem wykonywał pracę, której nie znosił, ale w którym również było pełno innych małp i sprzętu do zabawy. W ramach, jak to sama określiła, „wyzwalania” zamknęła go w ciasnym mieszkaniu swojej przyjaciółki gdzie spędził prawie cały dzień w samotności nie mając nic do roboty i tylko te pierścienie do zabawy. Z nudów powyjmował wszystkie sztućce z szuflad i dorwał się do szafy gospodyni. Za co dostał porządny ochrzan od Moniki. To powód numer dwa. Po czym zjawił się jakiś koleś by przeprogramować jego czipa. W tym celu przywiązali go paskami do łóżka podczas gdy samozwańczy haker grzebał mu w głowie traktując przez cały czas jak bezmyślną maszynę. To po trzecie. Po czwarte Tytus właśnie słuchał jak Gosia z Moniką wykłócały się o niego ignorując zupełnie jego obecność w tym samym pokoju.
– Ty chyba nie rozumiesz! Do jutra musi stąd zniknąć! Jutro Romek ma wpaść po swoje rzeczy! Co mam zrobić z tą małpą?! Schować do szafy?! – Kiedy dzień wcześniej Monika zapukała do jej drzwi w towarzystwie Tytusa Gosia była zbyt zaskoczona by zrobić jej awanturę. Gosia w przeciwieństwie do bardziej bezpośredniej Moniki w ogóle nie przepadała za awanturami. Zazwyczaj niezadowolenie buzowało w niej całymi dniami albo tygodniami zanim wybuchała jak wulkan. Mieszkanie z szympansem pod jednym dachem przyspieszyło ten proces.
– „Z tą małpą”?! To od ciebie dowiedziałam się o „tych małpach”. Sama narzekałaś jak są wykorzystywanane! – Monika próbowała poprosić Gosię o pomoc, ale unikanie konfrontacji nie było jej mocną stroną.
– Oj przestań, byłam wkurzona na Romka, przecież wiesz. Chciałam mu trochę dosrać.
– Przecież omawiałyśmy razem plan wbicia się do jego firmy!
– Po butelce wina! Skąd miałam wiedzieć, że naprawdę to zrobisz?! Omawiałyśmy też plan sprzedawania przez Internet ręcznie robionej biżuterii. Nie widzę, żebyś przyniosła kolczyki albo bransoletki.
– To co z małpami robią korporacje to poważna sprawa. Mnie nie chodziło o dokopanie byłemu chłopakowi tylko o pomoc tym biednym stworzeniom. Chciałam coś zrobić a nie tylko gadać!
– Szkoda tylko, że nie raczyłaś mi o tym powiedzieć. Nawet mnie nie zapytałaś o pomoc!
– Bo wiedziałam, żebyś odmówiła! – Monika z całą mocą rzuciła w twarz przyjaciółki oskarżenie o brak pomocy w ataku na biura DataFlow, pomocy o którą wcale nie prosiła. – Zresztą proszę cię teraz…
– Jak zwykle myślisz tylko o sobie, auu! – drewniana figurka słonia siedzącego w pozycji lotosu uderzyła Gosię w ramię i przerwała kłótnię o to kto bardziej zawinił zaistniałej sytuacji – Monika, która egoistycznie postanowiła ryzykując własną skórę pomóc więzionym szympansom, czy Gosia, która tchórzliwie nie wzięła udziału w akcji o której nie wiedziała.
– Uuułaaa, ułaaaa! – Tytus w końcu stracił cierpliwość i postanowił krzykiem i rzucaniem przedmiotami przypomnieć dziewczynom o swojej obecności i zwrócić uwagę na swój stan ducha.
– Co z nim jest nie tak? –zapytała zirytowana Gosia.
– Nie wiem, od rana jest podminowany. Daj tableta to go zapytamy.
Szczęk klucza w drzwiach zmroził wszystkich. Nawet Tytus przestał podskakiwać i zamarł w oczekiwaniu. Monika przestraszona zerknęła na Gosię. Wyraz rezygnacji w jej oczach nie pozostawiał miejsca na nadzieję. Drzwi otworzyły się i do mieszkania weszli Romek z Przemkiem. Jedno spojrzenie na kawalerkę i Romka również zamurowało.
– Tytus! – Romek pierwszy przerwał ciszę. – To ty! – Drugi komentarz był skierowany do stojącej za szympansem Moniki. – Co ty tu robisz? Co tu się dzieje?!
– To jest ta małpa, o której mówiłeś? – Przemek bezskutecznie próbował o sobie przypomnieć.
– Co TY tu robisz? – Gosia rzuciła oskarżycielskim tonem. – Umawialiśmy się, że JUTRO wpadniesz odebrać rzeczy.
– Przemek mógł mi pomóc DZISIAJ z przeprowadzką. Jeszcze się stąd oficjalnie nie wyprowadziłem i mogę… zresztą czemu ja się tłumaczę? To ty jesteś mi winna wyjaśnienia! Skąd w ogóle znasz tę dziewczynę?
– Monika jest moją przyjaciółką. – odpowiedziała zaczepnie Gosia.
– Aha i to pewnie przypadek, że twoja przyjaciółka, o której nota bene nigdy nie słyszałem włamała się do mojej firmy i ukradła szympansa.
– O wielu rzeczach nie słyszałeś… – Gosia nie zdążyła wbić do końca złośliwej szpili bo jak zwykle impulsywna Monika nie mogła się powstrzymać od komentarza.
– Ukradłam szympansa?! On nie jest przedmiotem! Sam ze mną poszedł, z własnej niewymuszonej woli!
– I widzę, że świetnie sobie z nim radzisz. – odpowiedział Romek zerkając na porozrzucane po podłodze fragmenty figurek. – Musi być bardzo szczęśliwy, zamknięty w tym mieszkaniu…
– To tylko dlatego, że chowa się przed wami!
– W moim mieszkaniu? – Romek spojrzał na Monikę z powątpiewaniem.
– to nie jest twoje… – zaczęła Gosia – dopóki się nie wyprowadzę i nie oddam kluczy jest nasze wspólne! – zagłuszył ją wkurzony Romek. Po czym zwrócił się ponownie do Moniki. – I co teraz? Co zamierzasz zrobić? Wiesz, że grozi ci więzienie?
– Zdaje sobie z tego sprawę. – odpowiedziała Monika lodowato.
– Miałaś w ogóle jakiś plan? Chciałaś go trzymać zamkniętego w mieszkaniu? – tym razem Monika nie miała żadnej odpowiedzi. Stała tylko z zaciśniętymi ustami unikając wzroku Romka. – Wiesz, że to nie jest domowy zwierzaczek? To nie bezdomny psiak, którego da się oswoić. W Infoconie mamy dla niego stworzone odpowiednie warunki. – Uk, uk, uuk! – Tytus zaczął głośno pohukiwać i walić ręką w stół by dać znać, że pomysł powrotu do firmy nie przypadł mu do gustu. Romek skierował wzrok wprost na małpę i kontynuował. – A może chciałaś go wypuścić na ulicę? Żeby żył z napadów i kradzieży? – Mimika Tytusa wskazywała, że aż gotuje się z wściekłości. Romek nie przestawał się w niego wpatrywać. – Wiesz, że szympansy to złośliwe i agresywne zwierzęta?
– Gwałcą foki! – Komentarz Przemka zaskoczył wszystkich. Trzy pary oczu momentalnie skierowały się na niego. Jeden Tytus nie dał się wybić z rytmu i korzystając z zamieszania chwycił doniczkę z parapetu i rzucił nią w Romka. Romek uchylił się w ostatniej chwili. Doniczka rozprysnęła się na ścianie.
– Pieprzony małpiszon! – W głosie Przemka wyraźnie zabrzmiała groźba. Gosia nie zwróciła na to uwagi. Przeoczyła również fakt, że jego prawa dłoń zawędrowała pod lewą połę marynarki i zacisnęła się wokół zimnego metalu. – Od rana się tak zachowuje. Nie wiemy o co chodzi. – Powiedziała przestraszona. Tytus też tego nie rozumiał. Wiedział tylko, że zamknięcie w czterech ścianach i kolejne kłótnie doprowadzały go do szału.
– Nie był taki, kiedy ze mną uciekał z Infoconu… – dodała Monika tonem usprawiedliwienia.
– Przecież mówiłem, że są z natury agresywne. – tłumaczył Romek. – Zdejmiesz je na dzień, dwa z Kalmvetu i nabierają chęci do bójki.
– Co? – Najprostsze z pytań zadała Gosia, ale zdziwienie malujące się na twarzach pozostałych wliczając w to najbardziej zaskoczonego Tytusa wskazywało, że mówiła w imieniu wszystkich.
Romek zorientował się, że powiedział parę słów za dużo. – No bo… – zaczął niepewnie czując na sobie ciężar spojrzeń. – One są agresywne… więc, żeby je trochę wyciszyć dodajemy im do orzeszków środków uspokajających. – Ostatnie słowa zawstydzony wypowiedział prawie szeptem. Zapadła niezręczna cisza. Nawet Tytus na chwilę przestał krzyczeć i poskakiwać. Stał jakby ogłuszony i czuł jak wypełnia go fala wściekłości… Po czym rzucił się na Romka.
Szympansy nie imponują wielkością, ale odmienna niż u homo sapiens budowa mięśni i połączeń nerwowych czyni je mniej więcej dwa razy silniejszymi od ludzi. Romek znał ten fakt już wcześniej, ale po raz pierwszy przekonał się o nim na własnej skórze. Z kolei Monika, której wiedza o naczelnych nie wystarczała by odróżnić szympansa od bonobo dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego jak niebezpieczne potrafi być uwolnione przez nią zwierzę. Patrzyła w niemym przerażeniu jak Tytus przewraca Romka na podłogę i chwyta łapami za twarz. Dźwięk, który wydała z siebie na ten widok Gosia niewiele różnił się od podobnych okrzyków jakie wydają inne małpy na widok drapieżnika. Przemek rzucił się Romkowi na pomoc próbując odciągnąć od niego Tytusa, ale potężny kopniak szybko posłał go na ścianę. Przemek bez wahania wyciągnął z kabury pistolet, odbezpieczył i wystrzelił. Wystrzał z pistoletu w małej kawalerce ogłuszył wszystkich. Tytus spojrzał wprost na dymiący otwór lufy beretty i poczuł jak miejsce wściekłości zajmuje najbardziej pierwotna ze wszystkich zwierzęcych emocji – strach. Nie zwlekając dwoma susami pokonał odległość dzielącą go od okna i wyskoczył na podwórze.
Nikt nawet nie próbował go zatrzymać. Cała walka i ucieczka trwały zaledwie kilka sekund. Minęło prawie pół minuty zanim Przemek uspokoił oddech i bicie serca na tyle by zabezpieczyć i schować broń. W tym czasie Gosia podeszła do swojej nowej dziury w ścianie i wpatrywała się w znajdującą się w niej kulę.
– Nie celowałem w małpę. – Tonem usprawiedliwienia wyjaśnił Przemek. – Bałem się, że mogę postrzelić Romka. Byli zbyt blisko siebie. Chciałem ją jedynie przestraszyć. Te bestie są cholernie silne… Na szczęście nie było rykoszetu.
Romek powoli wstał i podszedł do okna. Tytus oczywiście dawno zdążył się zmyć. Romek bezmyślnie wyglądał na słabo oświetloną ulicę.
– I co teraz? – zapytała się Monika opierając o parapet. Romek przyjrzał się jej dokładnie. Już nie była taka arogancka. Widać było po niej strach i zmęczenie. Romek westchnął odwracając się do okna. – Nic. – On też już miał dosyć tej historii. Czuł jak schodzi z niego adrenalina i ogarnia go senność. – Tytus był ubezpieczony. Jak się nie znajdzie w ciągu paru dni firma dostanie odszkodowanie. – W oddali słychać było syrenę policyjną. Gosia nie mieszkała w najlepszej dzielnicy, ale strzały z broni palnej były tu jednak rzadkością.
– Ehem – chrząknął znacząco Przemek. Wymienili się z Romkiem spojrzeniami. Romek w lot pojął o co chodzi.
– Nie przejmujcie się. Jeśli o mnie chodzi nie było małpy, nie było pistoletu, w ogóle nas tu nie było. Nie mam ochoty spędzić pół nocy składając zeznania na komisariacie. Gosia?
Gosia przerwała próbę wydłubania pocisku ze ściany. Spojrzała blada na zmęczone twarze pozostałych i tylko kiwnęła głową na znak zgody.
– Czyli ustalone, przedstawienie zakończone, koniec rewolucji, koniec wojny międzygatunkowej. Co było to było, od jutra każdy wraca do swojej nudnej pracy… – Romek przerwał w pół zdania. Myślami wybiegł już w przyszłość i zgubił wątek. Wyjrzał znowu przez okno i pod nosem mruknął do samego siebie. – Pieprzony farciarz.
15 marca 2024
Ekran wypełniały gniewne twarze. Protestujący maszerujący pod Sejm zalewali Wiejską. W tłumie było widać biało-czerwone flagi, flagi „Solidarności” i OPZZ, i plansze z hasłami takimi jak „Praca przywilejem ludzi” i „Wasz cyrk, wasze małpy”. Słychać było rytmicznie skandowane „Po-la-cy do-pra-cy, pa-wia-ny do-Sej-mu”. U dołu ekranu wyświetlał się pasek „Marsz związkowców pod Sejm w proteście przeciw zatrudnianiu zwierząt”. Kolejne ujęcie pokazało młodą telewizyjną reporterkę w płaszczu i z mikrofonem. W tle widać było Sejm i czołówkę związkowego pochodu, która właśnie dotarła na plac przed Sejmem.
– Dziś kolejny dzień protestów przed Sejmem. Dwa tygodnie temu maszerowali narodowcy pod hasłem „Polska dla Polaków. Małpy do Afryki”, od wczoraj parlament pikietują obrońcy praw zwierząt. – Kamera przesunęła się w prawo pokazując małą grupę w większości młodych, kolorowo ubranych ludzi stojących z banerami „Precz z Niewolnictwem!”, „Małpy naszymi Braćmi” i „Równe prawa dla wszystkich Naczelnych”. Romek nachylił się w stronę telewizora, szukając w grupie „zielonych” znajomej twarzy, ale oko kamery szybko skierowało się ponownie na młodą reporterkę – Dziś przyszła kolej na związkowców. Centrale OPZZ i NSZZ „Solidarność” w porozumieniu z mniejszymi związkami zwołały do Warszawy przedstawicieli wszystkich branży z całego kraju. Nie mamy na razie dokładnych danych co do liczby protestujących, ale patrząc na to co się dzieje za moimi plecami wygląda na to, że frekwencja dopisała.
– Jakie są postulaty protestujących? – padło pytanie ze studia zadane przez ulizanego prezentera o symetrycznej, banalnej twarzy.
– Związkowcy domagają się zakazu wykorzystywania ulepszonych zwierząt w pracy i zakazu dalszego importu ulepszonych mechanicznie i genetycznie zwierząt. Za chwilę przewodniczący „Solidarności” i OPZZ wspólnie złożą na ręce Ministra Finansów… – Romek przerwał reporterce w pół zdania przełączając program na mecz Ultimate Frisbee.
6 czerwca 2024
Przemek rozejrzał się po zdemolowanej sali jadalnej. Poprzewracane stoły, powybijane szyby, jedzenie na podłodze, ścianach, zasłonach, nawet na suficie czerwona plama dżemu. Na parkiecie naprzeciwko okien siedział oparty o ścianę Waldek. Waldek odpowiadał za poranny bufet. Od razu było po nim widać, że znalazł się w samym środku przegranej bitwy o śniadanie. Kamizelkę i poszarpaną koszulę miał poplamione krwią i jedzeniem. Siedział spokojnie z miną zbitego psa, podczas gdy pochylona nad nim Kasia z porannej zmiany, próbowała poradzić sobie z jego krwawiącym nosem. Przemek zrobił krok w stronę w ich stronę i natychmiast wdepnął w coś miękkiego. Ścierając chusteczką masło z buta wiązką siarczystych przekleństw dał wszystkim znać o swojej obecności.
– O. cześć Przemek. – rzucił w jego stronę zmęczonym głosem Waldek.
– Cześć, co tu się stało? – spytał, znając dobrze odpowiedź.
– John Belushi wpadł na śniadanie. – A jednak zaskoczenie. Przemek zawsze lubił poczucie humoru kolegi. Obaj byli fanami „Animal House” i innych głupawych młodzieżowych komedii z XX wieku.
– Widzę, że nie byłeś w stanie odciągnąć go od bufetu. Nic ci nie jest?
– Przeżyję. Pomoc medyczną mam nie najgorszą. – Puścił oko do Kasii dostając w zamian nieśmiały uśmiech.
– Dużo ich było?
– Cztery szympansy i jeden orangutan. Te same co poprzednim razem. Cwane musiały się dowiedzieć, że teraz w lobby mamy ochronę. Zrobiły sobie wejście oknem. – Waldek kiwnął głową na leżące na środku sali, pośród rozbitego szkła kamienie.
– Właśnie, a co z ochroną?
– Z panem Jankiem? Zanim tu przywlókł swoje tłuste, emerytowane dupsko było już po wszystkim. Trzeba było zatrudnić prawdziwego goryla. – dodał z ponurym sarkazmem Waldek. – Zresztą wszystko trwało może dwie minuty. Nie można im odmówić szybkości. Próbowałem je przepędzić, ale… – pokazał na swoją poobijaną twarz. – Skurczybyki są coraz bardziej bezczelne. Kompletnie się nas nie boją.
– Nie powinieneś był się narażać. Małpiszony są naprawdę niebezpieczne. Niebezpieczne i agresywne. Dwa dni temu w Kielcach jeden ochroniarz pracujący w Lidlu próbował się postawić gangowi szympansów. Skończył na intensywnej terapii. Stracił oko i leży w śpiączce. Nie wiadomo, czy się obudzi…
– Jezu…
– Tamte małpy przynajmniej dopadła policja. Wystrzelali wszystkie co do jednej.
– Miałeś rację co do tych sierściuchów. – odpowiedział z goryczą Waldek. – Niedługo sami będziemy musieli przychodzić z bronią do pracy.
– Co ty nie powiesz… – Powiedział Przemek na wpół do siebie, na wpół do Waldka. Zamyślony zaplótł ręce na piersi. Pod lewym ramieniem wyczuł znajomy, dający poczucie bezpieczeństwa kształt.
15 czerwca 2024
„Kolejny atak Ligii Obrony Człowieczeństwa. 12 małp zatłuczonych na śmierć”. Fizjologiczne reakcje szympansów na stres są niemal zbieżnie z tymi, które występują u ludzi. Czytając tytuł artykułu Tytus poczuł impuls elektryczny przebiegający wzdłuż kręgosłupa i występujący na skórę pot. „Grupa zamaskowanych sprawców włamała się w nocy ze środy na czwartek do magazynu w Gdyńskim porcie i brutalnie zamordowała orangutany czekające na transport do jednej z warszawskich firm ochroniarskich. Do ataku przyznała się Liga Obrony Człowieczeństwa.
Napastnicy uśpili i związali strażnika, następnie otworzyli drzwi magazynu przy pomocy skradzionych kluczy. Policyjnym ekspertom udało się ustalić, że włamywacze użyli gazu do uśpienia małp a po czym zaczęli okładać nieprzytomne zwierzęta metalowymi prętami. – Zwierzęta zostały zamordowane w bardzo brutalny sposób. Orangutany miały pęknięte czaszki i połamane kończyny. Policjanci musieli uważać jak stawiają kroki bo cała podłoga magazynu była aż śliska od krwi. – powiedział nam pragnący zachować anonimowość pracownik magazynu. – Kamery monitoringu zarejestrowały czterech mężczyzn pokonujących ogrodzenie portu. Byli ubrani w kominiarki. Policja pracuje nad ustaleniem tożsamości przestępców. – poinformowała nas Anna Pałkiewicz, rzecznik komendy miejskiej w Gdyni. Za uszkodzenie mienia i znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem sprawcom grozi łącznie do dziewięciu lat pozbawienia wolności.”
8 czerwca 2025
Fragmenty stenogramu sejmowego z pierwszego czytania poselskiego projektu ustawy o modyfikowanych małpach człekokształtnych i innych modyfikowanych zwierzętach (przemawia poseł wnioskodawca):
„Pani Marszałek, panie Ministrze, Wysoka Izbo, mam zaszczyt przedstawić projekt, który odpowiada na palącą społecznie a do tej pory ignorowaną potrzebę uregulowania statusu tak zwanych modyfikowanych zwierząt, zwłaszcza małp człekokształtnych. (…) Nie da się dłużej ignorować lawinowo wzrastającego bezrobocia. Nie negujemy korzyści gospodarczych jakie udało się osiągnąć dzięki animalizacji wielu sektorów gospodarki, głównie w przemyśle na stanowiskach wymagających wykonywania prostych manualnych czynności, ale również w części sektora usługowego, w tym usług finansowych, jednakże należy pamiętać o kosztach społecznych jakie musieliśmy ponieść w związku z postępem technologicznym. Brak regulacji prawnych doprowadził do powstania de facto – trzeba to powiedzieć wprost – do nieuczciwej konkurencji, która uderzyła zwłaszcza w gorzej sytuowane Polki i Polaków. Bo przecież przeciętny pracownik nie jest w stanie konkurować z nieopłacaną, nieopodatkowaną i nieoskładkowaną pracą zwierząt. (…) Niewolnictwo to demagogiczne określanie bo przecież od tysiącleci wykorzystujemy zwierzęta w gospodarstwach. Można wręcz powiedzieć, że nasza cywilizacja zaczęła się od udomowienia zwierząt. Jednak wszyscy dostrzegamy różnice pomiędzy poszczególnymi gatunkami, zarówno w ich inteligencji, rozwoju emocjonalnym jak i naszym stosunku emocjonalnym do różnych zwierząt. Inaczej traktujemy psy i koty a inaczej świnie i krowy. Pojawienie się de facto nowych „ras” małp – biorę to słowo w cudzysłów – bo nie są to przecież nowe rasy, ale w każdym razie modyfikacje jakim poddaliśmy mocą naszej ludzkiej inteligencji i zdolności technicznych już istniejące gatunki małp – i innych zwierząt, bo o nich też w tym projekcie wspominamy choć nasza uwaga koncentruje się ze zrozumiałych względów na małpach. W każdym razie pojawienie się w cudzysłowie „nowych” małp o podwyższonej sztucznie inteligencji wymaga od nas zdefiniowania, również na drodze prawnej naszego stosunku do nich. (…) Jest to w sumie prosta nowelizacja kodeksu pracy. Obejmujemy nim wszystkie małpy człekokształtne w zakresie w jakim obejmuje ona ludzi. W dużym skrócie zmodyfikowane małpy będzie obowiązywać ta sama płaca minimalna i będą miały to samo prawo do urlopów co ludzie. Chcemy wreszcie skończyć z dumpingiem płacowym. Jeśli chodzi o okres wypowiedzenia umowy o pracę nasz projekt bierze pod uwagę interes firm, które już zainwestowały w modyfikację i szkolenie małp i z tej racji mają prawo oczekiwać zwrotu inwestycji. Te małpy zostaną objęte okresem przejściowym (…) Jako, że małpy żyją krócej niż ludzie proponujemy by ustalić wiek emerytalny dla szympansów na 40 lat. Dla goryli, orangutanów i szympansów karłowatych zwanych również bonobo na 35 lat. Nie widzimy potrzeby by różnicować wiek emerytalny pomiędzy samcami i samicami. Według naszych wyliczeń oskładkowanie dochodów małp przy tak ustalonej granicy wieku emerytalnego wzmocni a nie osłabi finanse Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. (…) Podwyższenie kar za znęcanie się nad zwierzętami nie jest próbą ich zrównania z ludźmi, ale jedynie wyrazem humanitarnego podejścia do zwierząt. (…) Oczywiście częściowe objęcie zmodyfikowanych małp kodeksem karnym wiąże się z potrzebą utworzenia zakładów karnych przystosowanych do ich przetrzymywania. Podkreślam jeszcze raz, ta część projektu nie dotyczy zmodyfikowanych psów, kotów itd. Za te zwierzęta wciąż będą prawnie odpowiadać ich właściciele. (…) Proponujemy aby projektowana ustawa weszła w życie z dniem pierwszego stycznia 2026 roku. Podkreślam jeszcze raz nie jest to projekt, który zrównuje małpy i inne zwierzęta z Polakami, czy ogólniej z ludźmi, ale projekt który wypełnia pewną lukę w prawie powstałą z racji tego, że polskie ustawodawstwo jak zresztą ustawodawstwo na całym świecie ma problem by na bieżąco odpowiadać na każdą zmianę technologiczną w obecnej, dynamicznej zglobalizowanej, światowej gospodarce. Ten projekt jest odpowiedzią jakiej Polska potrzebuje. Dziękuję.”
15 czerwca 2030
Tytus jak co rano usiadł za swoim biurkiem w rogu open space’u na trzecim piętrze starego biurowca. Jak zawsze znudzony odpalił swój komputer, leniwie wpisał hasło i czekając na rozruch Windowsa chrupał orzeszki ziemne. Z niechęcią myślał o czekających go obowiązkach. Przed nim dwa zebrania. Nienawidził zebrań. Ale wcześniej czekało go przesłuchanie dwójki kandydatów do pracy. Zerknął na leżące przed nim CV. „Tym razem żadnych samiczek” – pomyślał rozczarowany. Do pierwszego interview miał jeszcze pół godziny. Zamiast sprawdzać mejle oddał się ulubionym wspomnieniom z pracy w Food Trucku. Po tym jak Sejm uregulował status zmodyfikowanych małp w Polsce i przestał je uważać za własność ludzi Tytus wyszedł z podziemia i zdobył pracę swoich marzeń. Przez prawie dwa lata pracował w Food Trucku z owocowymi naleśnikami odkładając ile się da, żyjąc w zwierzęcych warunkach aż w końcu udało mu się uzbierać tyle by wziąć kredyt na własny biznes. Niestety Tytus świetnie znał się na jedzeniu, ale gorzej na pieniądzach. Jego biznes szybko załamał się pod ciężarem nieustannie rosnących składek ZUS-owskich. Był zmuszony wrócić do pracy w księgowości w swojej dawnej korporacji. Jego doświadczenie w pracy zarówno z ludźmi jak i z małpami umożliwiło mu zdobycie posady team leadera, ale w myślach ciągle wracał do smażenia bananowych placków i wyrabiania figowego musu.
Tytus niechętnie spojrzał na zegar na pulpicie komputera. Pięć minut do pierwszego spotkania. „Spokojnie – pomyślał sobie – jeszcze tylko dwa dni do weekendu i wreszcie będę wolny.”