- Opowiadanie: szoszoon - Mroczne lustra

Mroczne lustra

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mroczne lustra

Delikatny syk unoszonej klapy kapsuły transportowca „M35 Mako" oznajmił, że znaleźli się na powierzchni planety. Błyskawicznie przyjęli ustawienie rozpoznawczo – bojowe i rozpoczęli badanie terenu. Poszukiwania kapitana Sheparda przeciągały się niebezpiecznie długo, ale gdy ostatecznie potwierdziły się informacje, że przeżył, w załogę USS Normandia wstąpiły nowe siły a przede wszystkim nadzieja. Na powierzchni planety przywitało ich wilgotne, gorące powietrze oraz kakofonia ptasich dźwięków. Soczysta zieleń drzew i tęcza kolorowych kwiatów uzmysłowiły załodze, że oto znaleźli się w raju – zwierzęcym raju. Na chwilę zapomnieli o misji i zaczęli rozglądać się dookoła. Opuścili broń i rozpięli skafandry. Szybko przekonali się o tym, jaki uciążliwy jest zwrotnikowy klimat. Nic dziwnego, że planeta pozostawała niezamieszkała przez humanoidalne – kto wytrzymałby w takim skwarze

– Za mną! – ostry jak brzytwa głos porucznika Connora przypomniał dwóm szeregowcom, że nadal są na służbie, a misja, która ich czeka bynajmniej nie polega na badaniu fauny i flory – nastawić wykrywacze ludzkiego DNA na wytyczne lekarza pokładowego i idziemy! Tylko mieć mi oczy dookoła dupy!

 

Ruszyli przed siebie z trudem przedzierając się przez gęstą dżunglę. Niezbadana dotąd przez nikogo planeta oznaczona na mapach galaktyki niczym niemówiącym kodem XYZ 01 okazała się tętniącą życiem zieloną kulą w ciemnej otchłani kosmosu. Nie zwróciła jak dotąd niczyjej uwagi ze względu na brak cennych surowców oraz nieprzyjazny człowiekowi klimat, o czym trzyosobowa załoga ekspedycyjna zdążyła się na własnej skórze przekonać. Ogromne motyle o niespotykanych dotąd paletach barw co rusz ulatywały spłoszone w górę, wydając przy tym przedziwne, przypominające śpiew dźwięki. Mimo braku oznak ludzkich czuli na sobie setki uważnych i czujnych oczu, które czaiły się w gęstwinach drzew i zdawały się śledzić każdy ich krok.

 

– Czego u diabła szukał tu kapitan Shepard? – Zastanawiał się Connor wpatrując się w migający na ekranie zielononiebieski punkt – domniemany sygnał DNA kapitana. Nagle poczuł tępe uderzenie w szyję i zdumiony odwrócił się, wbijając pytające spojrzenie w szeregowego Weissa. Rodowity Żyd z prężnie rozwijającej się diaspory w kolonii New Jeruzalem stał niepewnie, trzymając w ręku martwego, cienkiego i zielonego węża.

 

– Masz szczęście – burknął Connor ruszając dalej.

 

Pytający wzrok szeregowego zdawał się pytać retorycznie: ja?

 

– Poruczniku? – Drugi z szeregowych, niejaki Karpovich, wskazał zdziwiony na wielką budowlę, która wyłoniła się przed nimi zza ściany zieleni.

 

Cala trójka przystanęła zdumiona i w milczeniu wpatrywała się w zarośniętą zielskiem, wysoką na co najmniej sto metrów schodkową piramidę. Wykonana z budulca przypominającego piaskowiec, choć o idealnie wygładzonej powierzchni, wyglądała w promieniach Słońca niczym góra złota. Na jej szczycie znajdowało się niewielkie pomieszczenie, do którego prowadziły strome schody.

 

– Idziemy – Connor dał znak ręką naprzód. Ruszyli, ostrożnie stąpając po schodach. Musieli uważać na wystające zewsząd korzenie i pnącza, które powrastały między kamienie, zapewne dawno temu.

 

– Kto to tu zbudował? – Głowił się na próżno Karpovich, szukając w pamięci informacji o dawnych cywilizacjach. Dałby sobie uciąć rękę, że kiedyś podobne budowle istniały na Ziemi. Jego inteligentne alter ego rozpoczęło poszukiwania w bazie danych. Karpovivh stanowił chodzący bank danych, odkąd w trakcie jednej z pierwszych bitew z Widmami pocisk uszkodził mu prawą półkulę mózgu. Jakimś zrządzeniem losu wraz z ciałem przeżyła część jego osobowości, a w czasie żmudnej i długotrwałej rekonwalescencji lekarze ze zdumieniem stwierdzili, że lewa część mózgu przejęła utracone funkcje prawej. Na własną prośbę wszczepiono mu w puste miejsce implanty zwiększające pojemność pamięci, dzięki którym stał się chodzącą encyklopedią.

 

– Tak myślałem – powiedział po chwili – podobne budowle znajdują się na Ziemi na terytorium Jukatanu. Zbudowali je Majowie na potrzeby religijnych praktyk. Ale skąd podobne budowle tutaj?

 

– Nie dowiemy się, dopóki nie wejdziemy na szczyt – odparł sucho porucznik przyśpieszając kroku. Weiss sapał ze zmęczenia. To on targał na plecach większość ekwipunku. Gdy znaleźli się na szczycie piramidy, Connor przystanął. Pozostali zrobili to samo. Ze środka zdawało się dochodzić delikatne niczym księżycowa poświata światło.

 

– Co robimy? – Weiss ustawił przezornie swój kombinezon na tryb bojowy. Dzięki funkcji maskującej stał się niewidzialny. Na znak od porucznika wszedł do środka. Po chwili przejmującej i zastanawiającej ciszy Connor i Karpovich również przestawili kombinezony i zawołali za Weissem. Gdy ten nie odpowiedział weszli do środka.

 

Ściany pomieszczenia pokrywały lustra. Cztery wielkie tafle, w których odbijały się nieznane im obrazy. Connor spojrzał na ekran padda. Punkt sygnalizujący obecność kapitana Sheparda migał uporczywie i intensywnie, potwierdzając niemożliwe: Sheppard musi być właśnie tu i nigdzie indziej. Karpovich spojrzał porucznikowi przez ramię i zapytał:

 

– W porządku, zatem gdzie jest Weiss?

 

Connor dopiero teraz spostrzegł nieobecność swego szeregowego. – Niech to szlag! – Zaklął – co tu się, kurwa, dzieje?

 

– Też chciałbym wiedzieć, poruczniku – odparł drapiąc się po głowie – ale myślę, że jak przełączymy nasze kombinezony, to może i Weiss wyłączy swój….

 

– I co teraz mądralo? – warknął Connor, gdy Weiss nadal się nie pokazywał – musimy się dowiedzieć, co pokazują te lustra. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie odbijamy się w nich!

 

– Teraz pytanie – odparł po chwili szeregowy, wpatrując się w lustra – kto kogo powinien szukać i, co najważniejsze, gdzie?

 

– Myślenie zostaw mnie – Connor zaczynał być poirytowany całą sytuacją. Podszedł do jednego z luster i zaczął wpatrywać się weń uważnie. Po chwili tafla zmieniła kolor na fioletowy, rozbłyskując milionami żółtych punkcików. Gdy jeden z punktów zaczął zbliżać się do Connora, zwiększając jednocześnie swoją wielkość, ten cofnął się zdezorientowany.

 

– Poruczniku – zagadnął nieśmiało Karpovich – zdaje mi się, że to jakaś…. galaktyka, a my jesteśmy chyba w środku wielkiej, interaktywnej mapy….

 

– Zdążyłem się zorientować, baranie. Nie przeszkadzaj.

 

Karpovich podszedł do drugiego z luster i stanął jak zahipnotyzowany. Jego oczom ukazał się świat, jakiego dotąd nie widział w najbardziej wymyślnych wizualizacjach. Trzy planety krążące naprzemiennie wokół dwóch słońc – sytuacja niemożliwa do wyobrażenia i jak dotąd nigdzie nie odnotowana. W bazie danych szukał podobnego układu, ale nie znalazł niczego.

 

– Chyba już wiem! – głos porucznika przerwał ciszę niczym skalpel – te…. Zwierciadła czy, jak kto woli, interaktywne mapy, ukazują inne światy. Najciekawsze jest to, że żadnego z nich jak dotąd nie widziałem.

 

– Ja też – wtrącił szeregowy.

 

– Wiem durniu, dlatego milcz! – Connor wyszedł z pomieszczenia i stanął na skraju cokołu. Widok, jaki rozciągał się ze szczytu piramidy, zapierał w piersiach dech. Morze falującej i rozśpiewanej zieleni rozpościerało się jak okiem sięgnąć. W oddali widać było wulkaniczne wzgórza – wszystko skąpane w soczystej zieleni.

 

Shepard nie jest głupi – Connor zaczął się zastanawiać. – Skoro pozwolił się nam odnaleźć, to zapewne miał w tym jakiś cel i to, że odnaleźliśmy go akurat tutaj, też nie może być przypadkiem! Tylko gdzie, do kurwy nędzy, podział się Weiss? Cholerni koloniści! – zaklął w duchu. – Tułaczkę mają we krwi. – Sam był obok kapitana jedynym, który pamiętał Ziemię. Reszta członków załogi albo urodziła się na odległych koloniach zakładanych tuż po Skoku, albo byli potomkami najróżniejszych kosmicznych włóczęgów i męt, jak choćby Karpovich – jego matka była kolonistką, a ojciec… „człowiekiem zagadką", jak mawiał przy wódce. W pewnej chwili doszło doń, że to miejsce, pozbawione jakichkolwiek istot humanoidalnych – a takowe tu kiedyś musiały istnieć, chociażby dlatego, że zbudowały te piramidę – musi być czymś w rodzaju bramy. Tylko dokąd, u diabła, mogła prowadzić? Connora zastanowiło też nagłe zniknięcie Weissa. Jego sygnał migał na ekranie padda, podobnie jak sygnał Sheparda. Więc na pewno żyli. W jakiś sposób zatem, zupełnie przypadkowy, Weiss musiał się stąd wydostać! Odwrócił się na pięcie i wszedł znowu do środka.

 

– Karpovich, tylko kurwa mi nie mów, że i ty!

 

Znowu zbliżył się do luster. Było ich cztery, zapewne więc każde prowadziło w inny zakątek galaktyki, a może wszechświata? – No i gdzie są teraz ci durnie?

 

Connor postanowił rozejrzeć się i poszukać jakichś wskazówek. Kapitan z pewnością nie działał bez namysłu i pozostawił wytyczne dla tych, którzy go znajdą. Zapewne liczył się i z tym, że mogą go odnaleźć Żniwiarze. Znowu wyszedł na zewnątrz obchodząc pomieszczenie dookoła. Z każdej strony widok był niesamowity. Ustalił, że każde z luster wychodzi na inną stronę świata. – No dobrze – pomyślał – ale kosmosie jest też „góra" i „dół". Zatem gdzie są brakujące dwa lustra? Po chwili skarcił się za tak tępe myślenie. Przecież tu nie może chodzić o strony świata! Nawet jeśli budowniczowie tej piramidy żyli tylko w świecie trój wymiaru, to przecież lustra nie mogą być ich dziełem! Zatem doszło tu do kontaktu w wyniku którego cała cywilizacja zniknęła bez śladu. Zdarzały się już podobne przypadki, jak choćby Proteanie…. Tyle, że po nich nie znaleziono żadnych luster.

 

– Gdzie zatem u diabła udali się Weiss i Karpovich? – Connor znowu wszedł do środka. – Pierwsze lustro, jakie mógł zobaczyć Weiss to znajdujące się na wprost. Dureń mógł wejść w nie, nie zdając sobie z tego sprawy. No dobra, a Karpovich? Zaraz… wpatrywał się w to samo lustro! Chwila chwila… – Connor zaczął powoli rozumieć – a może to nie od nas zależy, czy wrota się otworzą, tylko od tego, kto steruje nimi po drugiej stronie? No pewnie! W ten sposób kapitan się zabezpieczył! Tylko skąd u licha znał właściwości luster?

 

– Nie omieszkam go zapytać przy sposobności – pomyślał porucznik zaciskając zęby i wszedł w lustro. Na chwilę oczy przyćmił turkusowy rozbłysk przypominający wybuch supernowej. Potem, jakby cała galaktyka ruszyła w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara, przyśpieszając do granic ludzkiej percepcji. Connor poczuł, że coś zasysa go od zewnątrz i zamknął oczy.

 

Gdy je otworzył, poczuł, że leży na chłodnej posadzce. Po chwili, gdy wzrok dostosował się już do panujących warunków, ujrzał nad sobą trzy twarze wpatrujące się weń z rozbawieniem. Dwie z nich rozpoznał od razu.

 

– Weiss i Karpovich! Wy kurwie syny! Jakim prawem oddaliliście się bez rozkazu? – Krzyknął próbując wstać.

 

– Oddalili się? – Zapytał wesoło kapitan – to doprawdy precyzja godna was, poruczniku.

 

Connor wyprostował się jak struna przed komandorem, zasalutował, po czym stracił równowagę i omal nie upadł. Kręciło mu się w głowie i tylko pomocna dłoń Weissa uchroniła go przed twardym lądowaniem.

 

– Dobrze panowie – kapitan wyglądał nieco młodziej, aniżeli przed swoim zniknięciem, ale zapewne był to efekt odpoczynku i jakiejś kuracji, którą mu w tym miejscu zaaplikowano – jesteśmy w komplecie, więc mogę wam wszystko wytłumaczyć.

 

– Bylibyśmy wdzięczni – burknął Connor.

 

– Nie czas na złośliwości poruczniku. Nie wiecie, ale Żniwiarze są na waszym tropie. USS Normandia być może już jest w ich rękach. Zanim znajdą świątynię musimy zabrać z niej lustra! To potężny artefakt, który może pomóc ludziom wygrać tę wojnę i być może wyjaśnić zagadkę Protean. Ale nie mogą wpaść w ręce Żniwiarzy, nawet kosztem zniszczenia!

 

– Jak to….? – Connor dochodził do siebie powoli.

 

– Wrócimy tam i zabierzemy trzy, czwarte trzeba będzie… zamknąć.

 

Na wieść o kolejnej podróży Connor jęknął. Źle znosił ekstremalne, międzyplanetarne jazdy.

 

– A jak je…. Zamkniemy, komandorze? – Karpovich starał się udawać zamyśloną minę.

 

– Po prostu zostawimy ładunek wybuchowy i przestawimy czujniki na ruch.

 

– Zaraz…. – Connor odzyskał sprawność myślenia – zatem…. Tak, jak myślałem. Ubezpieczyłeś się na wypadek, gdyby jako pierwsi dotarli tam Żniwiarze?

 

Na twarzy Sheparda pojawił się łobuzerski uśmiech.

 

– Zatem nie ma na co czekać – krzyknął komandor – w drogę.

 

Gdy ostatnie lustro znikało w otchłani bramy Żniwiarze wybiegali już z dżungli i pokonywali pierwsze stopnie piramidy.

 

– Ruszać się! – ponaglał Connor nastawiając detektory ruchu. Pociski z broni Żniwiarzy już waliły w mur. Uchylił się, kiedy kawałek muru odprysnął z trzaskiem i o włos minął jego skroń. – Ależ są szybcy skurwiele! – zdążył pomyśleć, wskakując w lustro. Gdy znalazł się w punkcie przeznaczenia, usłyszał za sobą przeciągłe tąpnięcie i głuchy jęk.

 

– Załatwione – komandor Shepard klasnął w dłonie z zadowolenia – teraz, dzięki tym trzem lustrom, możemy powrócić na USS Normany, a potem uczynić z naszego okrętu jedno wielkie biuro podróży.

 

– Pod warunkiem, że wszyscy Żniwiarze zostali zniszczeni!

 

– Spokojna głowa, poruczniku. Wszystko obmyśliłem precyzyjnie. Spędziłem tam – tu skinął w kierunku, skąd przybyli – prawie miesiąc.

 

– Dowiemy się, skąd wiedzieliście o lustrach?

 

Shepard wskazał, by udali się za nim. Wyszli z pomieszczenia i stanęli na szczycie gigantycznej piramidy. Daleko poniżej rozciągało się rozległe miasto. W powietrzu sunęły transportowce i aerofloty. Stanęli na platformie i ruszyli w dół.

 

– Marko moja – Weiss nie krył zdumienia – ma chyba z kilometr wysokości….I gdzie my u licha jesteśmy?

 

– To Babilon, Brama bogów, jak nazwali je starożytni Sumerowie. Tyle, że ten Babilon na ziemi to nędzna imitacja pierwowzoru, który jest dziełem Protean. To od nich otrzymałem wskazówkę, gdzie szukać pomocy i dokąd się udać. Wskazali mi dawno nie używane przejście, ja musiałem tylko dotrzeć tam niezauważony i przedostać się tu.

 

– Chcą nam pomóc? – Connor nie krył zdziwienia. – I jak do nich dotarłeś?

 

-Dowiedziałem się, że dowódca Widm to Proteanin. Od wieków strzegą porządku w galaktyce wykorzystując do tego bractwo. A co do pomocy, to zgadza się. Dostrzegli niebezpieczeństwo, jakie grozi nam ze strony Sarena a potem odkryli istnienie Żniwiarzy. Tak naprawdę to oni stoją na straży ładu w kosmosie, choć dotąd skutecznie to ukrywali. Dzięki sieci bram, których właściwości zdążyliście poznać, mogą przemierzać Wszechświat o wiele szybciej aniżeli my. Teraz, z ich pomocą, możemy tropić burzycieli spokoju i ocalić rasę.

 

Przeciągły syk i krótki trzask przerwał rozmowę. Kątem oka kapitan dostrzegł, jak głowa Weissa pęka niczym mydlana bańka.

 

– Padnij! – Zdążył wrzasnąć, kiedy kolejny pocisk wystrzelony przez Żniwiarza trafił go w bark. Zwalił się na ziemię oddając w ostatniej chwili strzał do przeciwnika. Karpovich poprawił i poszatkowane zwłoki napastnika opadły bezwładnie.

 

-Kurwa! – Zaklął Connor ocierając rękawem twarz z kawałków mózgu Weissa. Shepard podniósł się z trudem, trzymając lewą rękę na krwawiącej ranie. – Jak to się stało?

 

– Żniwiarz musiał jakoś przedrzeć się przez zabezpieczenia i w ostatniej chwili przejść przez ostatnie lustro. – Wyjaśnił kapitan klękając przy ciele Weissa, wokół którego utworzyła się już spora kałuża krwi. – Wygląda na to, że już wiedzą, jak przedostawać się szybciej i skuteczniej oraz gdzie nas szukać! – Mina kapitana zdradzała zatroskanie.

 

– W pewnym sensie zdradziliśmy im sekret Protean…. – podsumował smutno Connor.

 

– Tym bardziej teraz musimy włączyć się do walki! – odparł kapitan. Odtąd walka przenosi się w całkiem nowe rejony kosmosu!

Koniec

Komentarze

Opowiadanie, które otrzymało swego czasu wyróznienie w konkursie zorganizowanym przez SFFiH oraz producentów gry Mass Effect2 na opowiadanie związane tetycznie z grą. Były fajne nagrody:) 

Będzie czytanie po zmianie pisma na normalne.

Wyróżnienie? Ciekawe, kto był w jury...

Delikatny syk unoszonej klapy — kto ją unosił? Co ją unosiło? Siła woli, czyjeś ręce?

Błyskawicznie przyjęli ustawienie rozpoznawczo – bojowe — to ustawienie jakoś nie pasuje.

Poszukiwania kapitana Sheparda przeciągały się niebezpiecznie długo — co niebezpiecznego w przeciąganiu się poszukiwań?

ale gdy ostatecznie potwierdziły się informacje, że przeżył — kto przeżył? I co przeżył? Katastrofę jakąś?

w załogę USS Normandia wstąpiły nowe siły a przede wszystkim nadzieja. — dlaczego nazwą kapsuły bierzesz w cudzysłów, a nazwy okrętu macierzystego już nie? USS to United States Ship, okręt (wojenny) Stanów Zjednoczonych, jak nasz ORP. Nie ma w tym pomyłki? Może USSS, US Space Ship? Wojskowi na pokładzie to sugerują...

Opuścili broń i rozpięli skafandry. — absolutna klasyka niefrasobliwości. Szczepienia mieli?

kto wytrzymałby w takim skwarze — każdy stwór, który w takich warunkach ewoluował. Przystosowanie.

nastawić wykrywacze ludzkiego DNA na wytyczne lekarza — czy według wytycznych, danych otrzymanych od lekarza? Ogromna różnica, szukać wytycznych czy DNA...

oznaczona na mapach galaktyki niczym niemówiącym kodem XYZ 01 — po pierwsze jestem ciekawy, i to mocno, jak odwzorowuje się na mapie (arkuszy papieru, bądź co bądź) strukturę przestrzenna galaktyki, jak cholernie wielki musi to być arkusz, no i jestem zaskoczony kodem, bo takiego jeszcze nikt nie wymyślił... Aha, nie niczym, a nic nie mówiącym.

Nie zwróciła jak dotąd niczyjej uwagi ze względu na brak cennych surowców — skoro nie zbadał jej nikt, to skąd wiadomo, ze niczego interesującego, cennego nie ma na niej? Ja tu widzę sprzeczność na podstawowym poziomie... A potem zwróci na siebie uwagę?

Mimo braku oznak ludzkich czuli na sobie setki uważnych i czujnych oczu, które czaiły się w gęstwinach drzew i zdawały się śledzić — mimo najlepszych chęci nie można tego zdania uznać za sensownie zbudowane...

 

Szoszoonie, to tylko sam początek. Napisany, będę okrutnie szczery, byle jak, byle „wrzucić” czytelnika na miejsce akcji. A to samo można uczynić inaczej i ciekawiej, na raty, na doczepkę do scen, dialogów...

Chwilowo pasuję. Z obawy, że dalej będzie podobnie.

Przykro mi...


@AdamKB - na pewno nie Ty;)
Tekst miał być umieszczony w universum gry stąd więc takie a nie inne nazwy i "wrzucenie w akcję".
Reszta de gustibus. 

To jest największą wadą tekstów, osadzanych w uniwersach z gier. Zakładają znajomość tych światów. Zgoda, na konkurs dla pasjonatów gry może być, oni wiedzą natychmiast, o co chodzi i dlaczego, ale gdy prezentujesz taki tekst szerszemu gronu, powinieneś o tym pomyśleć i przeredagować fragmenty tak, by łapał, o co chodzi, jak i dlaczego, również czytelnik nie znający danego uniwersum.
Tak, wiem, nie było mnie w komisji --- za błędy jak powyżej nie przepuściłbym ani jednego tekstu... Wykorzystanie świata stworzonego przez innych nie oznacza, moim zdaniem, przyzwolenia na powielanie ewidentnych niedoróbek.
No nic, wieczorem zobaczę, co dalej.

Niestety, nie lepiej.

Pytający wzrok szeregowego zdawał się pytać retorycznie: ja?

Pytający wzrok pyta. Zapamiętam tę odkrywczą nowinę.

Jego inteligentne alter ego rozpoczęło poszukiwania w bazie danych. (...) podobne budowle znajdują się na Ziemi na terytorium Jukatanu. Zbudowali je Majowie na potrzeby religijnych praktyk.

Coś podobnego. A w Mezopotamii budowano zikkuraty dla zabawy?

Znak od porucznika, zawołali za Weissem, przerwał ciszę niczym skalpel... Shepard raz jest kapitanem, raz komandorem... O dialogach tylko tak sobie wspomnę...

Kim są Żniwiarze i w końcu kto rządzi wszechświatem, oni czy Proteanie? I kto z kim wojuje? Nie znam gier i światów w których się rozgrywają. O skutkach tego pisałem wcześniej...

A ja wczoraj skończyłem ME2 i się wypowiem. Statek na pewno nie nazywa się "USS Normandia". Pełna nazwa tego z pierwszej części brzmiała "SSV Normandy SR-1", gdzie "SSV" oznacza "Systems Alliance Space Vehicle" a tego z drugiej "Normandy SR-2", żaden z USA raczej wiele wspólnego nie ma. Chyba że chodzi o jakiś inny statek. No i interesująco wyglądają biegający i strzelający Żniwiarze, których w dodatku można zabić kilkoma strzałami - w grze, w którą ja grałem, byli oni trochę... potężniejsi :) Czy przypadkiem autorowi nie pomylili się Żniwiarze ze Zbieraczami? No i jak dowódcą Widm może być Proteanin, skoro Proteanie wymarli wiele tysięcy lat temu? Może autor ma jakieś informacje których nie było w grach, bo ja czegoś tu nie rozumiem

@Amarok - licencia poetica;)

Nowa Fantastyka