- Opowiadanie: Draquo Storm - Wizja - Część 2 cyklu Elfheim

Wizja - Część 2 cyklu Elfheim

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wizja - Część 2 cyklu Elfheim

Lotus, król elfów z dynastii Elfheimquirds siedział w niewielkiej komnacie na tyłach pałacu razem ze swoimi doradcami. Komnata jako się rzekło nie była zbyt duża, ale za to bogato wyposażona jak zresztą każde pomieszczenie w tym miejscu. Był tam więc misternie zdobiony dębowy stół otoczony równie bogato zdobionymi krzesłami. Każdy mebel w tym pałacu pamiętał czasy panowania przynajmniej jednego poprzednika Lotusa, co dawała im często ponad trzysta lat. Część z tych mebli przez sentyment podtrzymywana była przez magię gdyż w przeciwnym wypadku już dawno rozpadły by się w proch. Ściany pokryte były obrazami o bogatych barwach, a także równie pięknymi arrasami. W paru miejscach pałacu wisiały też miecze i tarcze, co dobitnie świadczyło o zmianie charakteru tej budowli z wypoczynkowej na wojenną. Stół, przy którym siedział król i jego doradcy pokryty był obrusem w kolorach lasu i oprócz dwóch zapalonych lichtarzy, dzbana z winem i kielichów nie było na nim nic. Atmosfera nie była zbyt wesoła pomimo tego, że sukcesy komanda Srebrzystego Blasku sprawiły, iż sytuacja była odrobinę mniej beznadziejna niż dotychczas. Jakiś czas temu szpiedzy donieśli Lotusowi, że wśród orków zapanowało ożywienie związane z końcem tak zwanego okresu przejściowego. Otóż orkowie uznali, że dostatecznie opanowali Elfheim, żeby sprowadzić zza morza swoich licznych krewniaków. Już teraz zielonoskórych było tyle, że w otwartej walce elfy nie miały szans, a teraz jeszcze ich szeregi mają być pomnożone.

– Wygląda na to, że jeżeli to się potwierdzi to już teraz możemy zacząć myśleć o popełnieniu jakiegoś widowiskowego samobójstwa, które uchroni nas przed niewolą u orków. – powiedział Lotus

– Królu już nie raz się zdarzało, że słabszy przeciwnik pokonywał mocniejszego. – powiedział dumnie jeden z bèlqucéronów – Nam też się to uda.

– I ja tak myślałem Hirque, zanim dowiedziałem się, że nasi przeciwnicy to jedynie forpoczta prawdziwej inwazji. – powiedział król zrezygnowanym tonem

– Nie możemy się poddawać panie mój. Zwłaszcza, że Bóg jest po naszej stronie. – powiedział spokojnym głosem arcykapłan Talbout z klanu Bożych Posłańców – Z pewnością jest sposób na to by pokonać orków. Poprosiłem naszego największego wieszcza o to by modlił się do Boga o wizję tego jak mamy pokonać zielonoskórych.

– I dostąpił wizji? – spytał Lotus z nadzieją w głosie

– Jeszcze nie panie mój. – powiedział Boży Posłaniec – Ale wszyscy wierzymy, że wkrótce to nastąpi i dominacja orków stanie się historią.

– Wynika z tego, że jedyne co na pozostaje to czekać na orków lub na wizje wieszcza. – powiedział Hirque – Tak czy inaczej nie unikniemy rozlewu naszej krwi

Lotus skinął głową i pociągnął długi łyk wina z swojego kielicha.

 

***

 

Berqûin z klanu Wiatr Zmian leżał krzyżem przed ołtarzem katedry pod wezwaniem Boskiej Trójcy. Modlił się gorliwie o łaskę widzenia.

– Ojcze w niebiosach, Ty który widzisz wszystko i o wszystkim wiesz, ześlij na mnie swoją łaskę. Pozwól mi dojrzeć to, co nie odkryte. Pozwól zobaczyć jak możemy unicestwić orków, ten diabelski pomiot. Nie pozwól by sługi tego, który kiedyś Niósł Światło, a teraz rządzi piekielną otchłanią, panowały nad Elfheim, nad domem Twoich dzieci.

Modlił się o wizję, ale ta nie nadchodziła. Nie poddawał się jednak i dzień po dniu przychodził do katedry by prosić Boga o ratunek dla swoich. W tym czasie nic nie było dla niego ważniejsze. Jadł mało, spał tylko tyle ile to było konieczne, przez co zmizerniał i schudł. Trwało to już dość długo i jego przełożony zastanawiał się już czy nie poprosić Talbouta Bożego Posłańca by zdjął z ramion Berqûina ten obowiązek zanim ten zrobi sobie krzywdę.

– Panie wszelkiego stworzenia. – modlił się dalej młody wieszcz – Wierzymy, że nie jest Twoją wolą by sługi szatana niewoliły dobre elfy, Twoje dzieci. Błagam pozwól mi dojrzeć ratunek.

Modlił się w ten sposób przez długie godziny, a żar tych modlitw nie słabł nawet na moment. W końcu do katedry weszła gospodyni z jego domu zaniepokojona, że młody panicz nie był na śniadaniu, ani na obiedzie. Przeżegnała się palcami umoczonymi w wodzie święconej i zawołała cicho Berqûina, ale ten nie zareagował na wołanie. Kobieta podeszła bliżej i zawołała ponownie, znowu bez reakcji młodego wieszcza. Była już mocno zaniepokojona bo dotarło do niej, że nie słyszy jego modlitwy. Szybkim krokiem podeszła do Wiatru Zmian i poklepała go delikatnie po ramieniu. Zaniepokojona już nie na żarty, gdy młodzieniec nie odpowiedział okrążyła go by spojrzeć klęczącemu w twarz i krzyknęła zaskoczona. Z otwartych oczu wieszcza biła biała poświata, a jego usta poruszały się bezgłośnie tak jakby z kimś rozmawiał. Pracowała w domu Wiatru Zmian od niedawna i nigdy nie widziała, gdy ktoś z tego klanu dostępuje łaski widzenia, ale wiedziała że to się właśnie dzieje. Pobiegła do domu powiadomić swojego pana, że jego syn dostąpił wizji.

 

***

 

Wiatr Zmian czuł się nieswojo w pałacu. Był już tutaj w związku z trzema innymi wizjami, ale zawsze czuł się onieśmielony powagą majestatu miejsca i króla. Jednocześnie był bardzo szczęśliwy, bo mógł się przysłużyć koronie swoimi umiejętnościami. Został wprowadzony do niewielkiej komnaty, gdzie czekał już na niego Talbout Boży Posłaniec.

– Niech będzie pochwalone Imię Pańskie wasza świątobliwość. – powiedział młody wieszcz przyklękując na jedno kolano i całując nadstawiony przez kapłana pierścień

– Witaj moje dziecko. – powiedział arcykapłan uśmiechając się ciepło – Odpocząłeś po wizji? Wiem jak są one wyczerpujące.

– Tak, wasza świątobliwość, choć trudno mi było zasnąć. – powiedział Berqûin

– Doskonale to rozumiem. Bóg pobłogosławił twój klan wielkim darem, być może właśnie od was będzie zależał los nas wszystkich. – powiedział z powagą arcykapłan

Wiatr Zmian nie wiedział za bardzo co powinien powiedzieć, więc jedynie skinął głową. W tym momencie drzwi do komnaty zostały otwarte przez królewskiego gwardzistę i do komnaty wszedł Lotus.

– Wasza wysokość. – arcykapłan i młody wieszcz złożyli władcy głęboki dworski ukłon

Władca skinął im głową i zasiadł na przyniesionym wcześniej krześle.

– Mroczne czasy nastały dla Elfheim, a jak wiemy będą one jeszcze mroczniejsze. Jednakże powiedziano mi, że dostąpiłeś wizji Berqûin z klanu Wiatru Zmian, więc może jest jeszcze jakaś nadzieja dla nas. – powiedział Lotus – Opowiedz mi o swojej wizji.

– Pan wysłuchał moich modlitw i posłał do mnie anioła, który pokazał mi drogę ocalenia dla naszego ludu. – zaczął młody wieszcz – Powiedział mi, że jest pewne miejsce, w którym została zgromadzona wiedza z dawnych wieków.

– Cóż to za wiedza – zapytał Lotus pochylając się do przodu i wpatrując się uważnie w wieszcza

– Anioł tego nie powiedział. Mówił tylko, że choć wydaje się ona zrodzona z magii, to tak naprawdę zrodziły ja umysły śmiertelników. – odparł Wiatr Zmian

– Gdzie jest to miejsce? – spytali równocześnie król i arcykapłan

– Dwa dni drogi na północ stąd niemal na końcu gór Lśniących, są trzy szczyty. Wyglądają one jak początek schodów do nieba. To właśnie pod nimi ukryto wiedzę, która pozwoli nam pokonać orków. – powiedział wieszcz

– Jesteś pewien, że właśnie to miejsce wskazał ci boży posłaniec? – spytał król

– Oczywiście wasza wysokość. – zapewnił Berqûin

Lotus zamyślił się. Wizja młodego Wiatru Zmian jednocześnie dawała nadzieję i stawiała przed nimi nowy problem. Jeżeli wizja była dokładna, a wizje członków klanu Wiatr Zmian zwykle takie są, to zdobycie tej wiedzy będzie skomplikowane. Trzy szczyty, o których mówił Berqûin to muszą być Arluin, Earluin i Earli. U stóp tych trzech szczytów orkowie zbudowali potężny fort, wokół którego krążą liczne patrole.

– Dziękuje za twoją pomoc, Elfheim jest Twoim dłużnikiem Berqûinie. – powiedział król poważnym tonem – Możesz wracać do domu. Poślemy po ciebie jeśli twoje zdolności będą potrzebne.

– Tak wasza wysokość. – powiedział pokraśniały z dumy Wiatr Zmian i wyszedł z komnaty

– Wygląda na to, że ratunek jest blisko a jednocześnie daleko. – powiedział Talbout

– Sam bym lepiej tego nie ujął. – powiedział Lotus

– Jednak musimy tam dotrzeć, jeśli chcemy przetrwać. – powiedział Boży Posłaniec

– Powiedz mi coś czego nie wiem arcykapłanie. – westchnął Lotus – Potrzebny będzie plan i to cholernie dobry.

 

***

 

Ërbilain Srebrzysty Blask sparował cios orkowego topora tak, że ten zsunął się po ostrzu jego miecza, ale i tak poczuł siłę ciosu wroga w całym ramieniu. Odskoczył i zaczął krążyć wokół wroga. Odszedł na chwilę za potrzebą od swojego komando i ledwo zdążył założyć z powrotem spodnie i przypiąć miecz, gdy pojawił się ork. Nie zaskoczył on Ërbilaina, gdyż wcześniej umilkły wszystkie ptaki. Najpierw z krzaków wysunął się pysk worga, specjalnej rasy psów bojowych, których orkowie używali w misjach zwiadowczych oraz do pilnowania więźniów. Bestia nie zdążyła wydać z siebie żadnego odgłosu, kiedy miecz Srebrzystego Blasku przebił jego prawe ślepie wbijając się w mózg. Wyszarpnął ostrze z czaszki worga, gdy rzucił się na niego ork. Ledwo zdążył uchylić się przed ciosem, który rozpłatałby go na pół i wbił w ziemie ostrze topora. Zielonoskóry był szczupły i zwinny, więc musiał należeć do orków nazywających siebie dûg-hai, czyli zwiadowców. W przypadku takich orków walka była trudniejsza bo dorównywali oni zwinnością i wytrzymałością elfom i nie można ich było po prostu zmęczyć tak jak zwykłych orków. Ork zaatakował najpierw potężnym ciosem znad głowy, a po uniku elfa obrócił się wokół własnej osi i zadał cios z prawej-dolnej strony. Ërbilain wiedział już, że ma przed sobą bardzo dobrego wojownika. To nie był zwykły żołnierz orków walczący w formacjach, gdzie nie można sobie pozwolić na żadne wymyślne ciosy i zwody. Czyżby jakiś ichniejszy szlachcic? Kim by nie był trzeba go zabić by nie doniósł o ich obecności dowódcy fortu. W dodatku trzeba to zrobić szybko, bo w okolicy może być więcej orków patrolujących teren. Ork zaatakował błyskawicznie z prawej strony mierząc wyraźnie w brzuch elfa i nagle zamarł w bezruchu. Wyglądało to tak jakby ork zamienił się w kamienną rzeźbę. Srebrzysty Blask spojrzał w paskudną twarz orka, a następnie spojrzał za niego i dostrzegł pod drzewem Leara Pasterza Dusz. Uśmiechnął się, pomoc kapłana nie była niezbędna, ale zdecydowanie ułatwiła sprawę. Zamachnął się i zdjął głowę z szyi orka jednym cięciem.

– Dziękuje za pomoc wielebny. – powiedział Ërbilain wycierając ostrze z krwi

– Nie ma za co céron Srebrzysty Blask, jestem pewien że zrobiłby pan to samo dla mnie, gdybym się znalazł w podobnej sytuacji. – odparł kapłan z uśmiechem

– Istotnie. – powiedział Ërbilain odpowiadając mu uśmiechem – Niemniej jeszcze raz dziękuję, to był dûg-hai.

– Kolejny diabelski pomiot trafił tam, gdzie jego miejsce. – powiedział kapłan mierząc zimnym wzrokiem truchło

– Metal z jego zbroi i topora przyda się naszym kowalom, przyśle tu moich wojowników by ściągnęli to z orka. – powiedział Srebrzysty Blask – A tak w ogóle to jakim cudem znalazł się tu kapłan?

– Przybył królewski goniec z wiadomością dla ciebie céron, a poza tym kapłani też musza chodzić za potrzebą. – powiedział Lear szeroko się uśmiechając – I nie przejmuj się tym ścierwem. Sam ściągnę z niego zbroję i przetransportuje do obozu jak tylko zrobię to po co tu przyszedłem.

– Jeszcze raz dziękuje. – powiedział i skłonił się kapłanowi

– Jeszcze raz nie ma za co. – odparł kapłan

Ruszył szybkim krokiem w stronę obozu swojego komanda i już z daleka dostrzegł konia posłańca. Na chwilę przystanął by przyjrzeć się zwierzęciu. Widać było, że jest zadbane i z pewnością Ërbilaina nie byłoby stać na takiego. Od czasu inwazji orków koni było niewiele, więc naturalnie ich cena poszła bardzo w górę. Westchnął i ruszył w stronę młodego elfa w stroju posłańca stojącego nieopodal.

– Jestem Ërbilain Srebrzysty Blask. – przedstawił się

– Anico z klanu Złocistego Blasku. – odparł tamten – Jesteśmy więc krewniakami.

– Nie wiedziałem, że jacyś moi kuzyni są królewskimi posłańcami. – powiedział Srebrzysty Blask, gdy już wymienili uściski dłoni – Powiedziano mi, że masz dla mnie wiadomość.

– W istocie i cieszę się, że to właśnie mi przypadło dostarczenie jej sławnemu kuzynowi. – powiedział Anico wręczając mu zalakowaną kopertę

– Moja sława jest niezasłużona, wykonuje tylko rozkazy. – odparł spoglądając na królewski herb odciśnięty w wosku

– Pogłoski o twojej skromności kuzynie są również prawdziwe jak widzę. – powiedział Anico

Ërbilain nic już nie powiedział tylko złamał pieczęć i zagłębił się w treści rozkazów:

 

Do Ërbilaina z klanu Srebrzystego Blasku, cérona 15-ego komanda

 

My, z łaski Boga Wszechmogącego Lotus Elfheimquirds, władca Elfheim, wyrażamy nadzieję, że ten list dotrze do pana bez żadnych przeszkód. Bóg w swej łaskawości zesłał wizję jednemu z członków klanu Wiatru Zmian i wiemy teraz, że pod Arluin, Earluin i Earli nasi przodkowie ukryli coś, co pomoże nam zwyciężyć. Rozkazujemy Ci Ërbilainie z klanu Srebrzystego Blasku, céronowi 15-ego ehlé odszukać to miejsce i zabezpieczyć je do czasu przybycia posiłków. O zajęciu wymienionego wyżej miejsca zawiadomcie nas przez łącza kapłańskie. Niestety nie jest nam wiadome, gdzie dokładnie znajduje się wejście do poszukiwanego miejsca, ani jak ono wygląda, ale wierzymy że podołacie temu wyzwaniu Uważamy ponadto, iż byłoby lepiej, gdyby udało wam dotrzeć na miejsce bez potyczek z orkami. Wróg nie może się dowiedzieć, że interesujemy się tym regionem.

 

Łączymy się z wami w modlitwie

 

Lotus Elfheimquirds

 

Ërbilain przeczytał list kilkakrotnie by mieć pewność, że niczego nie pominął. Westchnął cicho. Dawno nie widział się z rodziną i wygląda na to, że jeszcze długo nie będzie się z nimi widzieć o ile oczywiście uda im się przemknąć całym komandem tuz pod nosami orków.

– Jakie wieści? – spytał Anico

– Mam przemknąć się obok orków z fortu i znaleźć pewne miejsce. – odparł Srebrzysty Blask wkładając królewski list do kieszeni wojskowej kurtki

– Kolejna misja niemożliwa dla ciebie. – powiedział Anico uśmiechając się współczująco, ale natychmiast jego oczy rozbłysły zainteresowaniem – Piszą co to za miejsce?

– Nie i chyba sami nic o nim nie wiedzą, poza tym, że pomoże nam pokonać orków. – odparł Ërbilain

W tym momencie do obozu wkroczył Lear ciągnąc za sobą lewitującą zbroję oraz topór orka, co wywołało poruszenie wśród komanda. Kapłan podszedł do Srebrzystego Blasku.

– Oto zbroja i broń pana dûg-hai céron, tak jak obiecałem. – powiedział

– Dziękuje wielebny, musze was prosić byście przesłali ją swoimi łączami do naszych kowali. Nasze komando ma nowe zadanie. Poczekam na pana zanim dokonam odprawy. – powiedział Srebrzysty Blask

Kapłan kiwnął głową i przetransportował całe żelastwo do lustra stojącego pod całkiem okazałym dębem. Miało ono dwa metry wysokości i około stu dwudziestu centymetrów szerokości, Było oprawione mahoniem i unosiło się w powietrzu. Lear uklęknął przed lustrem i zaczął się modlić. Po chwili z tafli zwierciadła zaczęła promieniować poświata, która nie mogła być odbiciem czegokolwiek w okolicy. W międzyczasie odbicie kapłana zniknęło i zostało zastąpione przez postać innego sługi bożego o krótko obciętych czarnych włosach.

– Witaj bracie Lear. – powiedział – Niech łaska Boga będzie z Tobą!

– I z Tobą bracie. – odparł Lear – Céron Srebrzysty Blask został napadnięty przez zielonoskórego i z moją skromną pomocą pokonał go. Oto zbroja i broń tego szatańskiego pomiotu. Zechcesz je wziąć dla naszych kowali?

– Naturalnie bracie. – odparł kapłan zza lustra

Lear uniósł magicznie zbroję i topór orka i pchnął ją w stronę lustra, które pochłonęło je tak jak woda pochłania rzucony w nią kamień.

– Bóg z Tobą bracie. – powiedział kapłan zza lustra

– I z tobą bracie.

 

***

 

Szaman dorzucił do kadzielnicy kilka liści arsugu i garść zmielonego Âr. Zamknął oczy i zaciągnął się głęboko dymem, jaki uniósł się z naczynia. Czuł jak jego serce i oddech przyśpieszają przygotowując jego ciało do przekroczenia bariery światów. Zaczął krążyć wokół kadzielnicy wyśpiewując hymn ku czci Tego, Który Niesie Światło. Jego kroki przeszły w powolny taniec, a jego śpiew nabrał większej mocy. Wkrótce usłyszał znajomy dźwięk dzwonów i wiedział, że przejście się dokonało. Otworzył oczy i obserwował, co się wokół niego działo. Widział to już nie raz. Pomieszczenie, w którym się znajdował znikło zastąpione przez wirujące obłoki siwego dymu. Nie przestawał krążyć wokół kadzielnicy i śpiewać. W końcu w dymie zamajaczył jakiś cień i w wolny od dymu krąg wokół kadzielnicy wkroczyła postać. Szaman natychmiast padł na twarz dziękując an'ho'ill za przybycie.

– Wstań sługo. – powiedział an'ho'ill

Szaman posłusznie wstał i nieśmiało spojrzał na swojego rozmówcę. Jego skóra, włosy i twarz przywodziły na myśl elfów, ale nie miał spiczastych uszu jak tamci. Był równie wysoki jak ork-szaman, nosił lśniący pancerz, na widok którego kowale orków dostali by ślinotoku, ale nie to było w tej postaci najciekawsze. An'ho'ill miał olbrzymie pierzaste skrzydła w kolorze mokrego piasku na plaży.

– Niosący Światło przesyła moimi ustami ostrzeżenie dla ciebie i twoich pobratymców. – powiedział an'ho'ill – Wasi wrogowie, przeklęci elfowie poznali miejsce ukrycia pewnej starej potężnej wiedzy. Przy jej pomocy mogą was zepchnąć z powrotem do morza.

Szaman nic nie powiedział, po pierwsze dlatego, że an'ho'ill nie pozwolił mu jeszcze przemówić, a po drugie wizja słabych elfów przepędzających jego i jego braci z tej pięknej ziemi wydała mu się nieprawdopodobna.

– Trudno uwierzyć w istnienie czegoś takiego. – powiedział an'ho'ill tak jakby czytał w myślach szamana, kto wie może tak właśnie było – Ale ona istnieje i oni nie mogą jej zdobyć.

– Nie zdobędą jej panie. – odezwał się szaman i skulił się ze strachu nie wiedząc jak an'ho'ill zareaguje na takie zuchwalstwo, a gdy ten się nie rozgniewał tylko dał orkowi znak, że może mówić – Powiedz mi tylko panie, gdzie jest to miejsce, a wyślemy tam naszych żołnierzy i zmiażdżymy słabe elfy.

– To miejsce jest tuż pod waszym nosem. – powiedział an'ho'ill

 

Szaman wyszedł ze swojej drewnianej chaty i udał się w stronę gongu stojącego z boku placu musztry. Uderzył w niego swoim berłem szamana i czekał, aż wojownicy się zbiorą.

– Bracia! – wykrzyknął kiedy zebrali się przed nim wszyscy orkowie – Miałem wizję, an'ho'ill zdradził mi plany naszych wrogów. Słabe elfy wiedzą, że nie sprostają nam w walce, więc udały się na poszukiwania magicznej broni.

Po zgromadzonych wojownikach przeszedł gniewny pomruk.

– Ten, który Niesie Światło ustami swego sługi przekazał mi, że to miejsce jest u stóp Arlug, Earlug i Earli. – kontynuował szaman – Elfy będą próbowały się przekraść koło nas, a my im na to pozwolimy. Będziemy ich śledzić, a kiedy znajda to miejsce zabijemy ich i weźmiemy tą broń dla orków!!!!

Odpowiedział mu bojowy ryk.

 

***

 

– Dalej Lico, gadaj co przed nami? – powiedział Ërbilain do jednego ze zwiadowców, który właśnie wrócił do komanda

– Poza zwierzętami nie widziałem niczego niebezpiecznego céron. – odparł Lico

– Jakimi zwierzętami? – spytał stojący obok Błyskawica – Mam nadzieję, że nie widziałeś niedźwiedzi?

– A co masz chęć zabić kolejnego misia? – zachichotał Lico

– Moim powołaniem jest zabijanie orków, a nie Bogu ducha winnych zwierząt. – odparł wyniośle Błyskawica – Tamta niedźwiedzica to była obrona konieczna.

– No tak zapomniałem, że mamy w oddziale ekologa. – zakpił Lico puszczając oko do Srebrzystego Blasku

– Dobra wojownicy nie ma czasu. – powiedział Ërbilain uprzedzając Błyskawicę, który zamierzał się odciąć Lico – Lico wracasz na przód, a ty Błyskawico do straży tylniej!

 

Las ustąpił miejsca skałom porośniętym z rzadka trawą wszędzie tam, gdzie wiatr naniósł dość ziemi by ta mogła zapuścić korzenie. Srebrzysty Blask rozproszył komando, aby szybciej znaleźć wejście to celu ich niebezpiecznej wędrówki. Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział jak ono będzie wyglądało. Pozostawała nadzieja, że będzie na tyle wyróżniać się z otoczenia, że uda im się go nie przegapić. Szli tak wiele godzin, gdy w końcu do uszu Ërbilaina doszedł umówiony sygnał w postaci krzyku orła. Ruszył w kierunku, z którego dochodził i już po chwili dotarł do wejścia górskiej jaskini. Przed nią stał Lico i jeszcze jeden zwiadowca o imieniu Lian. W tym samym momencie dołączyła do nich reszta komanda.

– Znalazłeś coś? – bez zbędnych wstępów zapytał Ërbilain

– Tak sądzę céron. – powiedział Lico

Srebrzysty Blask skinął głową i wydał rozkazy. Część komanda szła z nim i Liciem do wnętrze jaskini, a reszta zabezpieczała wyjście. Lear Pasterz Dusz przywołał magiczną kulę światła, umieścił ją w powietrzu mniej więcej cztery metry przed sobą i ruszył przodem. Co jakiś czas kapłan przystawał i przywoływał nową kulę, starą pozostawiając za sobą by oświetlała korytarze, którymi już przeszli. Miejsce, które odkrył Lico nie było daleko i już po chwili stanęli w niewielkiej sali przed wielką metalową płytą. Płyta ta nie miała żadnych zdobień za to odbijała w sobie komando jak najlepsze lustro. Była na około trzy metry wysoka i na pięć metrów szeroka. Ërbilain jako jedyny podszedł bliżej, na twarzach pozostałych elfów widać było ciekawość pomieszaną z lękiem przed nieznanym. Po prawdzie Srebrzysty Blask też się bał, ale jako dowódca musiał zwalczyć lęk. Postukał w płytę, a następnie przyłożył do niej ucho i postukał jeszcze raz. Nie było wątpliwości, metal miał przynajmniej metr grubości.

– Co o tym sądzicie céron? – Srebrzysty Blask obrócił się i zobaczył za sobą Leara

– To zapewne są wrota, ale nie bardzo wiem jak można by je otworzyć. Potrzebna będzie naprawdę potężna magia by tego dokonać. – powiedział Ërbilain po chwili namysłu

– Istotnie. – skinął głową kapłan – Wydaje mi się, że zanim uciekniemy się do magii, należałoby poszukać innego sposobu. Jeśli to są wrota to na pewno można je otworzyć. Poza tym proszę pamiętać, że nasi przodkowie nie znali magii.

Srebrzysty Blask skinął głową i zaczął się powoli przemieszczać wzdłuż płyty naciskając ją to tu, to tam. W pewnym momencie, gdy jego palce dotknęły miejsca blisko prawej krawędzi płyty jej fragment rozbłysnął. Zaskoczony cofnął dłoń, a blask zniknął. Ponownie dotknął w tym miejscu płyty i zobaczył jak jej fragment w kształcie niewielkiego kwadratu ponownie rozbłyska białym światłem. Nagle ten fragment zniknął ukazując niewielką wnękę, w której Ërbilain dostrzegł rysunek dłoni podobnej do elfiej. Kierując się przeczuciem położył swoją dłoń na rysunku.

– CZYTNIK CP1 WYKRYŁ OBECNOŚĆ ISTOTY POSIADAJĄCEJ CECHĘ GATUNKOWĄ H. AKTYWACJA BATERII SŁONECZNYCH W CELU ZAPEWNIENIA ENERGII NIEZBĘDNEJ DO FUNKCJONOWANIA GŁÓWNEGO KOMPUTERA.

Wszyscy członkowie komanda drgnęli zaskoczeni donośnym mechanicznym głosem, który zdawał się dochodzić ze wszystkich stron.

– Jestem Ërbilain z klanu Srebrzystego Blasku, céron 15-ego ehlé, kim jesteś? – spytał podobnie jak reszta komanda trzymając dłoń na rękojeści miecza

– PROSZĘ CZEKAĆ, TRWA URUCHAMIANIE GŁÓWNEGO KOMPUTERA. GŁÓWNY KOMPUTER URUCHOMIONY. ŁADOWANIE PROJEKCJI NA WROTACH BUNKRA GAMMA.

– Kapłanie, czy wiesz o czym to coś mówi? – spytał Leara

– Niestety wiem tyle co pan céron. – odparł zaniepokojony kapłan

W tym momencie na powierzchni płyty pojawiła się kobieta. Wszyscy patrzyli na nią zaskoczeni i rozglądali się wokoło, ale w przeciwieństwie do nich nie była odbiciem. Była ubrana w najdziwniejszy strój, jaki Srebrzysty Blask kiedykolwiek widział. Miała na sobie krótką niebieską spódnicę odsłaniającą jej nogi od kolan w dół, białą koszulę z długim rękawem zapinaną na guziki i dziwaczne buty z bardzo wysokim obcasem. Ponadto jedno było pewne, z całą pewnością nie była elfką, o czym dobitnie świadczyły jej uszy, o których można było wiele powiedzieć, ale nie to że są spiczaste.

– Witam w bunkrze gamma. – tym razem głos dochodził z jednego miejsca, z ust widmowej kobiety – Na imię mi Serena, z kim mam przyjemność?

– Jestem Ërbilain z klanu Srebrzystego Blasku, céron 15-ego komanda. – powtórzył – Kim albo czym Ty jesteś?

– Jak już mówiłam, nazywam się Serena. – powiedziała kobieta – Pełnie funkcję strażnika bunkra gamma. Jestem zaś sztuczną inteligencją komputera głównego bunkra gamma.

– Co to jest komputer główny? – spytał Srebrzysty Blask – Nie rozumiem połowy twojej odpowiedzi Sereno.

Milczała przez chwilę i powiedziała:

– Jeżeli nie wiesz o czym mówię to może oznaczać, że minęło bardzo dużo czasu od zamknięcia bunkra gamma i wiedza techniczna uległa całkowitemu zapomnieniu lub została ograniczona do niewielkiej grupy osób. Swoją drogą ja także nie do końca rozumiem to co mi powiedziałeś przedstawiając się. Wnioskuje, że twoja społeczność cofnęła się do etapu klanów, poza tym domyślam się że jesteś dowódcą wojskowym, a to jest twój oddział. Czy dobrze odgadłam?

– Bardzo dobrze, jesteśmy wojownikami w służbie jego wysokości króla Lotusa Elfheimquirds, a ja jestem dowódcą tego komanda. Przybywamy tu właśnie z rozkazu króla. – powiedział Ërbilain

– To co mówisz jest interesujące. Skoro nie posiadacie wiedzy moich programistów to skąd wiedzieliście jak znaleźć bunkier gamma? I czego tu szukacie? – spytała Serena

– Dzięki łaskawości Boga, jeden z elfów dostąpił wizji, która wskazała nam okolice gór Arluin, Earluin i Earli jako miejsce położenia tego miejsca. – wyjaśnił Srebrzysty Blask – Wizja ujawniła również, że ukryta tu jest potężna wiedza. Potrzebujemy jej by pokonać orków.

– Wizje? Orkowie? – brwi Sereny uniosły się wysoko – Moi programiści znali tylko wizje nowych wynalazków i idei, zapewne nie uwierzyliby w taką, która pokazałaby to miejsce. Orkowie zaś to według moich danych mityczne potwory opisywane w licznych opowieściach.

– Widocznie ci, jak ich nazywasz programiści musieli być słabej wiary. – wtrącił się Lear

– Możliwe, a pan kim jest? – odparła Serena

– Lear z klanu Pasterzów Dusz, jestem kapelanem tego komanda. – odparł Lear

– Widzę, że wiara jest dla was ważna. Jesteście pod tym względem inni niż moi programiści, oni wierzyli w naukę. – powiedziała Serena – Ale wracając do tematu, mówiliście coś o orkach dowódco.

– Istotnie Sereno i zapewniam cię, że nasi wrogowie nie są ani trochę mityczni. Jest ich dużo, są źli i bez tego, czego strzeżesz ich nie pokonamy. – powiedział Srebrzysty Blask – Otworzysz dla nas bramę tego… bunkra?

– Mój program przewiduje określone warunki otwarcia wrót, jeżeli je spełnicie otworze je. – odparła Serena

– Jakie warunki? – spytał Srebrzysty Blask

– Połóż dłoń na czytniku CP 1. – powiedziała Serena i od razu wyjaśniła – To ten rysunek dłoni, którego dotknąłeś wcześniej.

Ërbilain zrobił, co mu kazano.

– Co chcesz zrobić? – spytał

– Przeprowadzę analizę twojego kodu genetycznego i nie pytaj co to takiego, chyba że masz wiele godzin wolnego czasu bym mogła ci to wyjaśnić. – odparła Serena

– A jeśli ta analiza wypadnie niepomyślnie? – spytał Lear

– Wtedy niestety będę was musiała zabić. – powiedziała i dodała tonem usprawiedliwienia – Taki mam program.

Zanim Srebrzysty Blask zdążył na to odpowiedzieć do sali wbiegł jeden z członków komanda, którzy zostali na czatach przed wejściem.

– Céron! Orkowie! – krzyknął

– Gdzie są? – spytał Ërbilain wyciągając miecz

– Nasi ostrzeliwują ich w wejściu do jaskini, ale ich jest bardzo dużo. Nie utrzymamy się długo. – powiedział elf

Wyglądało na to, że wszelkie wątpliwości, co do tego czy poddać się próbie Sereny straciły na znaczeniu dzięki orkom, ale Srebrzysty Blask musiał się upewnić:

– Ilu dokładnie ich jest?

– Na moje oko to będzie z sześć naszych komand. – odparł

– Sześć komand! – Ërbilain szybko podjął decyzję – Wracaj do wejścia, macie powoli wycofać się do tego miejsca!

– Tak jest céron! – krzyknął elf i pobiegł z powrotem

– Śmierć zawsze pozostanie śmiercią, nieważne z czyjej ręki. – powiedział Srebrzysty Blask i położył dłoń na czytniku

– Skanuje materiał genetyczny. – powiedziała Serena – Kod DNA odpowiada wzorcowi D-342C, udzielam autoryzacji do otwarcia bunkra gamma. Przy okazji musze Cię powiadomić, Ërbilainie z klanu Srebrzystego Blasku, że mój program nakazuje mi od tej pory uznawać cię za dowódcę bunkra gamma.

– W takim razie wpuść mnie i moje komando do bunkra. – rozkazał Srebrzysty Blask

– Zrozumiałam… céron. – powiedziała Serena i zniknęła z powierzchni płyty

– Błyskawica ściągnij mi tu resztę chłopaków. – rozkazał Ërbilain

– Tak jest céron. – krzyknął elf i pobiegł korytarzem

W tym momencie płyta drgnęła i zaczęła się szybko unosić w górę. Po chwili wrota bunkra stanęły otworem. W tym momencie usłyszeli, że wraca Błyskawica z resztą oddziału i sądząc po odgłosach nadal się ostrzeliwali.

– Sereno słyszysz mnie?! – krzyknął Srebrzysty Blask

– TAK CÉRON. – głos Sereny dochodził zewsząd

– Jesteś w stanie równie szybko zamknąć wrota, gdy ja i moje komando będziemy wewnątrz bunkra?!

– TAK CÉRON – powtórzyła Serena

– Więc zrobisz to, gdy tylko ostatni z nas przekroczy próg bunkra!!

– ZROZUMIAŁAM

– Komando do środka! – krzyknął Srebrzysty Blask

Ci, którzy byli razem z Srebrzystym Blaskiem wbiegli razem z nim za próg wrót, a po sekundzie zobaczyli nadbiegających dwójkami resztę komanda.

– Komando do środka! Szybko! – krzyknął znowu Srebrzysty Blask

Kiedy tylko ostatni elf przebiegł przez wrota goniony przez krzyki orków Serena zamknęła je błyskawicznie. Srebrzysty Blask odetchnął, za tą metalową płytą byli bezpieczni. Teraz wystarczyło odszukać tą cudowną wiedzę i roznieść orków na strzępy. Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl.

– Sereno teraz chyba już wierzysz w istnienie orków? – spytał

– ISTOTNIE. – odparła zewsząd Serena

– Powiedziałaś, że jeżeli nie przejdę próby to nas zabijesz, czy możesz wyeliminować naszych wrogów? – pytał dalej

– TYCH STOJĄCYCH PRZED WROTAMI MOGĘ EKSTERMINOWAĆ W CIĄGU KILKU SEKUND. JEŚLI JACYŚ ZNAJDUJĄ SIĘ POZA JASKINIĄ TO ONI PRZEŻYJĄ. CZY MAM DOKONAĆ EKSTERMINACJI?

– Zabij tylu ilu zdołasz. – rozkazał Ërbilain

– TAK CÉRON – powiedziała Serena

Koniec

Komentarze

Dziwne, że opowiadanie nie doczekało się ani jednego komentarza, w przeciwieństwie do poprzedniego, choć jest znacznie lepsze.
Postaraj się unikać słów, które w ustacj elfów brzmią sztucznie - np. "ekolog".
Muszę przyznać, że zaskoczyłeś mnie pomieszaniem klimatów i będąc raczej wielbicielem SF niż fantasy uśmiechnąłem się:)
Dobrze, że motyw religijny został użyty właśnie tak, jak został - brakuje tego w fantastyce, ale o tym już Ci pisałem.
Tylko ci orkowie tacy mało wredni są i wcale nie wyglądają na bandę skurczybyków, a wytłumaczenie, że opowiadanie pisane jest z perspektywy elfów nie będzie wytłumaczeniem. Ostatecznie okazuje się, że elfy wcale nie są mniej okrutne od orków - a to było kolejne pozytywne zaskoczenie.
Jak pisał Mark Twain, czytelnik musi dobrych bohaterów kochać, a złych nienawidzieć. Twój świat jest duży, może zmieściłoby się w nim opowiadanie z punktu widzenia orków? Nik Pierumow pisał w ten sposób i wychodziło to dość dobrze. Chyba, że kłóciłoby się to z teologiczno-kosmologiczną wizją Twojego świata.
Nie kończ za każdym razem wypowiedzi słowami "powiedział, odparł, spytał". To taka "tolkienizacja", która miejscami przeszkadza i odbiera tekstowi dynamikę. Napisałeś tak:
"- Zabij tylu ilu zdołasz. - rozkazał Ërbilain
- TAK CÉRON - powiedziała Serena"
A popatrz teraz:
"- Zabij tylu ilu zdołasz.
- TAK, CÉRON."
Od razu lepiej wygląda, prawda? Zwłaszcza, że Serena w bunkrze mówi kapitalikami, od razu więc wiadomo, która wypowiedź jest czyja. Stephen King mówił, że pierwsze zdanie ma czarować czytelnika, a ostatnie musi brzmieć jeszcze długo w jego głowie. 
Popracuj też nad interpunkcją, próbuj czytać na głos tak, aby brzmiało to naturalnie - przecinki same wstawią się tam, gdzie trzeba.
Jeśli jest więcej historii o Erbilainie i jego komandzie, to wrzuć je.

Nowa Fantastyka