- Opowiadanie: Wilk który jest - Imię dziecka

Imię dziecka

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Imię dziecka

Ogień trza­skał we­so­ło. Wie­czór był po­god­ny. Gar­niec z cie­płą wodą przy­pra­wio­ną won­ny­mi zio­ła­mi prze­cho­dził z rąk do rąk. W kręgu sie­dzia­ła grup­ka chłop­ców, któ­rym to­wa­rzy­szy­ło dwóch star­ców. Ci pierw­si byli zbyt mło­dzi, by pra­co­wać w polu, ci dru­dzy już zbyt nie­do­łęż­ni. Z dę­bo­we­go lasu do­la­ty­wa­ły od­gło­sy że­ru­ją­cych świń, które się tam pod ich stra­żą pasły. Wło­cha­te te stwo­rze­nia tym się róż­ni­ły od dzi­ków, że były mniej oka­za­łej po­stu­ry i nie miały sza­bel. Zgro­ma­dze­ni w kręgu lu­dzie już od mie­sią­ca czu­wa­li nad bez­pie­czeń­stwem trzo­dy. Pa­li­li ogni­ska, któ­rych blask od­stra­szał dra­pież­ni­ki. W dzień uży­wa­li do tego celu ko­ła­tek. Tę­sk­ni­li już jed­nak mło­dzian­ko­wie za mat­ka­mi, oj­ca­mi, dzia­du­nia­mi, bab­cia­mi i ro­dzeń­stwem. Za­sta­na­wia­li się, ile jesz­cze dni minie, nim za­pło­nie so­bót­ka. Wtedy spo­tka­ją się wszy­scy razem i będą się we­se­lić. Po­rzu­cą na dzień żmud­ne za­ję­cie i przy­kre to­wa­rzy­stwo sę­dzi­wych go­spo­da­rzy, nie­ma­ją­cych zro­zu­mie­nia dla ich po­trze­by do­ka­zy­wa­nia, za­ba­wy i cie­ka­wo­ści świa­ta.

Nagle jeden ze star­ców wstał. Oparł się na sę­ka­tym ko­stu­rze i syk­nię­ciem na­ka­zał wszyst­kim ciszę. Wy­szedł poza krąg i spoj­rzał w ciem­ność. Jego szyb­ko po­ru­sza­ją­ce się noz­drza sta­ra­ły się uło­wić na wpół za­po­mnia­ny za­pach. Serce ło­mo­ta­ło w pier­si. Dło­nie po­ci­ły się ponad miarę. Do­strzegł to pod­nie­ce­nie drugi z naj­star­szych miesz­kań­ców Ja­dow­nik. Sam też za­pa­trzył się w ciem­ność. Nie do­strzegł jed­nak ani nie usły­szał nic. Żadna też woń nie zmą­ci­ła jego spo­ko­ju. Nie ru­sza­jąc się z miej­sca, rzekł do­no­śnie:

– Wra­caj, stary! Zmar­z­niesz ino. Wróć­że się do ognia. Dzie­cia­ków nie strasz!

Ten pierw­szy drgnął na te słowa. Po­stał jesz­cze chwi­lę, po czym po­wo­li po­czła­pał na swoje miej­sce.

– Napij się, chło­pie. Cóżeś tam ta­kie­go zo­ba­czył? Dziwo jakie? Dym pro­sto ku niebu idzie. Przy ta­kiej po­go­dzie nawet la­taw­ca nie upa­trzysz.

– Zda­wa­ło mi się, że syn wraca… – od­rzekł za­gad­nię­ty.

– Od­staw ten gar­niec. Mam tu coś lep­sze­go. Po­sma­kuj miodu i nie martw się. Jesz­cze wróci!

Chłop­ców po­ru­szył ten krót­ki dia­log. To stary Kruk miał syna? Znali całą wio­skę. O synu Kruka nikt im nigdy nie mówił. Skąd ma wró­cić? Gdzie po­szedł i kiedy po­szedł? Hi­sto­ria ta za­in­te­re­so­wa­ła ich bar­dzo. W końcu naj­od­waż­niej­szy za­gad­nął cicho:

– Gdzież to wasz syn, stary Kruku?

Zda­wa­ło się, że za­py­ta­ny nie do­sły­szał. Mło­dzień­cy po­my­śle­li, że znowu ich zbył, jak to nie­raz by­wa­ło, gdy go za­ga­dy­wa­li o różne głosy do­bie­ga­ją­ce z lasu. Wie­dzie­li też, że nie ma co po­wta­rzać py­ta­nia. Star­czy upór był nie do zmięk­cze­nia. Za­pa­trzy­li się znowu w pło­mie­nie, wtedy Kruk nagle prze­mó­wił:

– W świe­cie…

„No, to i rzekł” po­ja­wi­ło się w dzie­cię­cych głów­kach. „Jak: w świe­cie, gdzie: w świe­cie, co robi, co upra­wia, czy pasie? Dla­cze­go nie wraca i dla­cze­go dotąd o nim nie sły­sze­li?” – Py­ta­nia gnały przez ich umy­sły jak sza­lo­ne. Sta­rzec w tym cza­sie po­cią­gnął łyk miodu i oddał bu­kłak. Wstał, roz­pro­sto­wał zgar­bio­ne prze­waż­nie plecy. Pod­niósł swój kij i rzekł:

– No, pora na mnie. No, do­bra­noc. – Od­szedł do pa­ster­skie­go sza­ła­su, nie po­wie­dziaw­szy już słowa do ni­ko­go.

Mło­dzian­ko­wie od­pro­wa­dzi­li go wzro­kiem. Gdy znik­nął we wnę­trzu, ener­gia chłop­ców sku­pi­ła się na dru­gim ze sta­rusz­ków. Pierw­szy ode­zwał się ten, który za­gad­nął wcze­śniej Kurka. Po chwi­li do­łą­czy­li doń inni:

– A wy nam, co wię­cej, po­wie­cie?

– Nie daj­cie się pro­sić! Opo­wiedz­cie!

– Gdzie ten jego syn? Jak mu na imię? Co robi?

Żaden łucz­nik tak szyb­ko nie zdo­łał­by na­cią­gnąć cię­ci­wy i wy­pu­ścić strza­ły, jak pa­da­ły py­ta­nia. Ton był ich tak żar­li­wy, że sta­rzec uśmiech­nął się mimo woli. Był nieco młod­szy od Kruka. Prze­waż­nie też w jego cie­niu, bo to tam­ten od­po­wia­dał przed resz­tą wsi za opie­kę nad trzód­ką. To nagłe za­in­te­re­so­wa­nie było mu miłe. Po­cią­gnął zdro­wo z bu­kła­ka. Otarł usta wierz­chem dłoni i za­py­tał:

– A nie je­ste­ście stra­chli­wi?

– Nie! Gdzież­by tam! Nigdy! – za­pew­ni­ły go licz­ne głosy.

– No, to wam i opo­wiem, ale to nie bę­dzie we­so­ła hi­sto­ria.

Chłop­cy za­mil­kli wiel­ce za­cie­ka­wie­ni tym, co też zaraz usły­szą.

– Miał Kruk syna. Je­de­na­ste to jego dzie­cię było. Po­przed­nich dzie­sięć złe zdła­wi­ło. Mó­wi­li po wsi że kto prze­klął albo, że wiedź­my zdu­si­ły. Szu­ka­li z żoną spo­so­bu, by mieć po­tom­ka i taki zna­leź­li, ale o tym potem. Gdy Kru­ko­wa uro­dzi­ła zdro­we­go chłop­ca, cała wieś się cie­szy­ła. Kiedy rok prze­żył, znów za­cią­ży­ła, ale w po­ło­gu zmar­ła i ona, i dzie­cię. Tak tedy dwóch ich zo­sta­ło na świe­cie – Kruk i syn. Ostat­ni dwaj z tego rodu. Szyb­ko pa­cho­lę rosło. Cie­ka­wy świa­ta był, śmia­ły, w no­gach chyży, w ciele gibki. Gdy mi­nę­ło mu sie­dem wio­sen, po­ma­gać za­czął przy wy­pa­sie trzód­ki na­szej, jako i wy.

Tu sta­rzec prze­rwał. Usta mio­dem zwil­żył. Po­tarł dło­nią czoło i wró­cił do prze­rwa­nej opo­wie­ści:

– Pew­ne­go wie­czo­ru nie mogli ognia roz­pa­lić. Ciem­ność jakaś strasz­na za­pa­dła, a hubka wciąż od krze­si­wa nie chcia­ła się zająć. Nagle z chło­dem wiel­kim wiatr po­wiał. Strach wszyst­kich zdjął taki, że z krzy­kiem ze­rwa­li się i po­gna­li każdy w inną stro­nę. Wpa­da­li w mroku na różne prze­szko­dy i na sie­bie na­wza­jem. Syn Kruka też uciekł. Po­wia­da­li potem, że cała ta ciem­ność i mróz za nim jed­nym ru­szy­ły. Po chwi­li niebo się od­sło­ni­ło gwieź­dzi­ste. Gdy zdo­ła­li wresz­cie ogień wznie­cić, ru­szy­li go szu­kać. Jeden przy wa­trze zo­stał, na­stęp­ny po ojca chło­pa­ka po­gnał. Ten po­bu­dził wszyst­kich męż­czyzn ze wsi. Z po­chod­nia­mi, uzbro­je­ni, w co kto miał, szli i na­wo­ły­wa­li. Zna­leź­li go do­pie­ro rano. Leżał w jamie w dę­bo­wym lesie i drżał cały. Zda­wa­ło się jed­nak, że nic mu się nie stało, że uciekł jak wszy­scy, wpadł do dziu­ry i tam noc spę­dził. Ra­do­wa­li się po­szu­ki­wa­cze, że tak szczę­śli­wie się przy­go­da skoń­czy­ła. Tylko chło­piec mil­czał i ojca na krok nie opusz­czał. Za­bra­no go tedy do wsi, żeby mu otar­cia opa­trzyć i dać od­po­cząć od grozy, któ­rej nie­chyb­nie do­znał.

Tu stary po­dra­pał się w kark. Krza­cza­stą brew pal­cem po­tarł. Spoj­rzał w stro­nę sza­ła­su. Upew­niw­szy się, że wej­ście jest za­sło­nię­te, pod­jął opo­wieść, ale cich­szym gło­sem.

– Dzia­dek po­wia­da­li, że na­stęp­nej nocy z krzy­kiem się Kru­ko­wy syn obu­dził i uspo­ko­ić go nie mogli. W końcu hi­sto­rię swą opo­wie­dział ojcu, a ten po­wtó­rzył na ze­bra­niu star­szy­zny. Ujaw­nił, że gdy ta nagła ciem­ność na­sta­ła, ucie­kał w stro­nę wsi, do ojca. Wtem zie­mia się pod nim otwo­rzy­ła. Spadł gdzieś głę­bo­ko. Gdy spoj­rzał w górę, otwór się szyb­ko za­skle­pił. Coś go schwy­ci­ło, spę­ta­ło nogi i po­cią­gnę­ło przez mrocz­ne tu­ne­le. Nie wie, jak długo się przez nie prze­miesz­czał. Nie pa­mię­tał, czy krzy­czał, czy nie. W końcu wy­lą­do­wał w głę­bo­kim dole. Ści­ska­ją­cy go węzeł się roz­luź­nił. Wstał i ro­zej­rzał się w ciem­no­ściach. Gwiazd nie było widać. Je­dy­nie szum drzew do­cie­rał do jego uszu. Wtem na skra­ju po­ja­wi­ły się syl­wet­ki czar­niej­sze niźli noc. Sku­lił się prze­ra­żo­ny. Wów­czas taki dia­log usły­szał:

„– Zabić go, zabić, ple­mię to wresz­cie wy­ple­nić! – rze­kła jedna z po­sta­ci.

– Znasz jego imię. Przez nie stał się jed­nym z nas – od­parł drugi głos z na­ci­skiem.

– Zabić go, zabić! Nigdy nie bę­dzie nasz! Za­wsze bę­dzie ich! Nie­na­wi­dzi­my ich!

– Dur­naś! Znasz jego imię prze­cie! Sama na się karę ścią­gniesz, gdy co mu się sta­nie!

– Ty mi po­mo­żesz!

– Nigdy! Znasz jego imię. Bę­dzie jed­nym z nas!

– Nie bę­dzie, nie bę­dzie! Zabić to szcze­nię!”

Tu ozwa­ło się wil­cze wycie. Znać wa­ta­ha na łów się zbie­ra­ła. Ten drugi głos, ode­zwał się z trwo­gą i na­ga­ną:

„I coś durna na­ro­bi­ła?! Swo­ich na pomoc zwo­łu­je! Chcesz mieć z nimi spra­wę?! Na ożogi i wie­je­my!”. Obie po­wie­dzia­ły coś szep­tem. Potem świ­snę­ło i tylko z od­da­li usły­szał krzyk: „Nie da­ru­ję! Sama jedna to ple­mię wy­tra­cę! Z czar­tem pakt zawrę, a znisz­czę do cna!” Po­wia­da­li, że dalej sły­szał już tylko szum liści i cichy a szyb­ki krok mięk­kich łap. Zda­wa­ło mu się też, że te na chwi­lę przy­sta­nę­ły nad dołem, ale nie był tego pe­wien.

Sta­rzec wyjął z za­na­drza pod­pło­myk. Od­gryzł ka­wa­łek i żuł po­wo­li. Chłop­cy mil­cze­li. Każdy dumał o tej nocy, pod­czas któ­rej Kru­ko­wy syn zło spo­tkał. Mieli na­dzie­ję, że to jesz­cze nie ko­niec opo­wie­ści. Nie śmie­li jed­nak prze­rwać po­sił­ku. Wresz­cie do­cze­ka­li się ciągu dal­sze­go.

– Z po­cząt­ku nie chcie­li mło­dzian­ko­wi wie­rzyć. Wresz­cie zna­leź­li jamę wy­ko­pa­ną na ścież­ce. Ktoś ją sple­cio­nym gęsto ły­kiem na­krył. Na dole miała otwór jakby po­czą­tek tu­ne­lu. Za­sy­pa­ny był, ale kie­ru­nek wiódł w stro­nę dę­bo­we­go lasu. Prze­ra­ził się Kruk i star­szy­znę o pomoc po­pro­sił. Nim się znowu ze­bra­li, bo prac w polu było wiele, złe rze­czy za­czę­ły się dziać. Mleko kwa­śnia­ło. Dzie­cia­ki w nocy ja­kieś zmory mę­czy­ły tak sro­dze, że pła­ka­ły wnie­bo­gło­sy. By­dlę­tom tak kolka do­ku­cza­ła, że zie­larz nie dążył na­pa­rów dla nich szy­ko­wać. Ze­bra­li się wresz­cie wszy­scy, by ura­dzić, co czy­nić. Wielu uwa­ża­ło, że to Kru­ko­we­go syna wina. Na czym by miała po­le­gać, o tym nikt nie my­ślał. Co on niby sam do dołu wpadł, nie­wi­dzial­ną mocą ły­kiem go na­krył, prze­lazł przez tunel, który za sobą za­sy­pał, noc sam jeden bez okry­cia w dę­bo­wym lesie spę­dził, a teraz wsi całej szko­dzi? Nie było w tym i krzty praw­dy, ale wie­dział i Kruk, i star­szy­zna, że chłop­cu nie­bez­pie­czeń­stwo grozi. Jak nie od wiedźm i czar­tów, to od są­sia­dów. Ura­dzi­li tedy, że wszy­scy muszą się spo­tkać, żeby de­cy­zja całej wsi była. Wielu, bar­dzo wielu, na­pa­dło Kruka o to, że mu to jedno dziec­ko przy po­ro­dzie nie umar­ło. Za­rzu­ca­li mu, że ma­gicz­nie je oca­lił, że dla­te­go Wilk mu dali na imię. Ten od­parł, że gdy jego żona ob­cho­dzi­ła z dzie­cię­ciem ukry­tym w za­wi­niąt­ku so­bót­kę, to wszy­scy się przy­łą­czy­li i każdy za­py­tał: „co tam masz”? A ona zgod­nie z ra­da­mi od­po­wia­da­ła „wilcz­ka”, żeby złe nie wie­dzia­ło, że się im zdro­wy chło­pak uro­dził. Wresz­cie star­si ura­dzi­li, że mło­dzia­nek Ja­dow­ni­ki opu­ścić musi. Za­mar­twiał się Kruk, nie wie­dząc, co czy­nić. Wtedy ry­cerz wę­drow­ny do wsi za­je­chał i o go­ści­nę po­pro­sił. Opo­wie­dział, że złe wiódł dotąd życie i, żeby Boga za nie prze­pro­sić, rusza w góry, by jako ere­mi­ta do końca swych dni jeno Panu słu­żyć. Opo­wie­dzie­li mu chło­pi o ostat­nich wy­pad­kach i de­cy­zji o wy­gna­niu chło­pię­cia. Wy­słu­chał mąż po­sęp­ny tej hi­sto­rii i do­strzegł w niej oka­zję do do­bre­go uczyn­ku. Za­szedł tedy do chaty, w któ­rej sie­dział Kruk z sy­necz­kiem. Przed­sta­wił im się. Po­wie­dział, że Wię­cła­wik ma na imię i że od samej sto­li­cy w te stro­ny przy­je­chał. Po dro­dze spo­tkał wę­drow­ca, któ­re­go zwano Lis. Ten też przed złem ucho­dził, bo go z ro­dzin­nych stron wy­gna­no. Stary już był, ale krzep­ki i mądry. Gdy za­czy­nał opo­wia­dać, jak ka­zno­dzie­ję go trak­to­wa­no. Piel­grzy­mo­wał stale i mo­dlił się dużo. Może on co po­ra­dzi? Żeby chłop­cu nikt ni­cze­go złego nie zro­bił, wy­ru­szy­li o świ­cie owego Lisa szu­kać. Po kilku dniach sam Kruk do wsi po­wró­cił. Po­wie­dział, że syn w drogę ze sta­rym wę­drow­cem wy­ru­szył, za grze­chy ro­dzi­ców prze­bła­ga­nia szu­kać i że nim dwie zimy miną po­wró­ci. Źli nie­któ­rzy na tę za­po­wiedź byli, ale star­szy­zna stwier­dzi­ła, że jeśli po po­wro­cie Wilka mleko się nie bę­dzie psuło, dzie­cia­ków zmory nie będą drę­czyć, a bydło nie bę­dzie cier­pia­ło, może chło­piec w Ja­dow­ni­kach ostać. Jakiż szczę­śli­wy był Kruk! Mi­nę­ły jed­nak dwie zimy, a syn jego nie wró­cił. Szep­ta­li po do­mach, że go w polu sa­miut­kie­go wiedź­my do­pa­dły i zdu­si­ły. Nie wie­rzył w to oj­ciec. Sprze­dał swą cha­łu­pę i zie­mię i ru­szył w świat dziec­ka szu­kać. W gro­dzie nikt o Lisie i Wilku nie sły­szał. Drogi ich nie znał. Długo po świe­cie tych dwóch piel­grzy­mów szu­kał, ale choć­by od­ci­sku stopy w pyle nie zna­lazł. Po­szedł, więc w góry Wię­cła­wi­ka zna­leźć. Tu też spra­wę miał nie­ła­twą. Gdy wresz­cie do eremu do­tarł, je­dy­nie kości w zbroi zna­lazł. Po­cho­wał tedy ry­ce­rza. Zo­stał na jego miej­scu i mo­dlił się szcze­rze. Po kilku la­tach trwo­ga go zdję­ła. Zda­wa­ło mu się, że syn wróci i go nie za­sta­nie. Ru­szył więc z po­wro­tem. Na świ­nio­pa­sa się najął, bo drogą wzdłuż dę­bo­we­go lasu je­dy­nie do wsi dojść można, a chciał mieć na nią ba­cze­nie. Dalej już prze­cie tylko roz­sta­je i dzień cały drogi do naj­bliż­szej karcz­my. No i odtąd tu go­spo­da­rzy. W naj­tęż­sze mrozy w sza­ła­sie miesz­ka. Co rano pod­cho­dzi do roz­wi­dle­nia i czuj­nie się roz­glą­da. Spraw­dza, czy syn nie wraca.

Przy­krość ogrom­na serca chłop­ców wy­peł­ni­ła. My­śle­li o ich rów­no­lat­ku, który z obcym czło­wie­kiem w da­le­ką drogę wy­ru­szył. Prze­sta­li na chwi­lę pra­gnąć przy­gód. A każdy chciał tylko tę noc w domu spę­dzić z matką i ojcem. Sta­rzec też sie­dział za­sę­pio­ny. Tylko ogień trza­skał we­so­ło i od­stra­szał złe moce.

Koniec

Komentarze

Wilku który jest, prze­czy­ta­łem i śpie­szę z ko­men­ta­rzem.

No więc po kolei, naj­pierw treść. Po­mysł na hi­sto­rię – jesz­cze za mało czy­ta­łem, żeby orze­kać o ory­gi­nal­no­ści, ale tro­chę trąci nudą.

Po­stać Kruka jako zroz­pa­czo­ne­go ojca chcą­ce­go oca­lić swo­je­go je­dy­ne­go syna wy­pa­dła cał­kiem wia­ry­god­nie, nawet za­czą­łem mu współ­czuć i za­sta­na­wiać się, dla­cze­go to zło się na nie uwzię­ło, ja­kież to są ich “grze­chy”, które syn mu­siał od­ku­pić. Je­stem żywo za­in­te­re­so­wa­ny.

Ko­lej­ne sceny – nie do końca ro­zu­miem, kim są w końcu te po­sta­ci na skra­ju dołu, dla­cze­go tak bar­dzo nie­na­wi­dzą wil­ków (bo tak to ode­bra­łem), dla­cze­go to w ogóle ma coś do rze­czy, dla­cze­go nie mogą skrzyw­dzić syna Kruka, jakie za­sa­dy je ogra­ni­cza­ją… sporo pytań jak na jedną scenę, a zero od­po­wie­dzi.

Je­że­li “zgro­ma­dze­ni w kręgu lu­dzie już od mie­sią­ca czu­wa­li nad bez­pie­czeń­stwem trzo­dy”, a Kruk “co rano pod­cho­dzi do roz­wi­dle­nia i czuj­nie się roz­glą­da”, to dla­cze­go nikt z tych mło­dzie­niasz­ków tego wcze­śniej nie za­uwa­żył i nie za­da­wał pytań?

I na­praw­dę Kru­ko­wi za­ję­ło kilka lat, żeby się zo­rien­to­wać, że jego syn mógł wró­cić? Po co w ogóle zo­stał w tej cha­cie? 

 

Dalej forma.

Za­rzu­co­no to mi w moim opo­wia­da­niu i teraz fak­tycz­nie widzę, że jest to iry­tu­ją­ce – ostat­ni blok tek­stu. Można się zgu­bić w środ­ku czy­ta­nia, le­piej jest po­ła­mać na aka­pi­ty.

 

Parę razy po­wta­rza się “i, że”. Tu nie po­win­no być prze­cin­ka, chyba że zda­nie z “że” jest wtrą­ce­niem, jak na przy­kład u Cie­bie (co praw­da z “żeby”, ale o to tu cho­dzi) : “Opo­wie­dział, że złe wiódł dotąd życie i, żeby Boga za nie prze­pro­sić, rusza w góry, by jako ere­mi­ta do końca swych dni jeno Panu słu­żyć”.

 

I jesz­cze nie pa­su­ją mi nie­któ­re słowa mó­wio­ne przez sta­rusz­ka. Z jed­nej stro­ny mamy in­wer­sje “Prze­ra­ził się Kruk” dla ar­cha­iza­cji, z dru­giej – “dia­log”, “prze­miesz­czał się”. Nie­na­tu­ral­nie to wy­glą­da.

“No, pora na mnie. No, do­bra­noc” też mi nie­spe­cjal­nie pa­su­je do Kruka, brzmi zbyt… bez­tro­sko jak na czło­wie­ka, któ­re­go tyle zła spo­tka­ło.

“Zmar­z­niesz ino tylko”. Ino=tylko, wy­bierz jedno.

“Prze­sta­li na chwi­lę pra­gnąć przy­gód” – to nie świad­czy do­brze o tej hi­sto­rii. Chwi­la jest względ­na, ale za­zwy­czaj nie trwa wię­cej niż mi­nu­tę, więc cała opo­wieść nie wy­war­ła ja­kie­goś wiel­kie­go wra­że­nia.

“A każdy chciał tylko tę noc w domu spę­dzić z matką i ojcem” – brzmi, jakby każdy chciał spę­dzić w domu z matką i ojcem tylko tę noc. 

Tyle z mojej ła­pan­ki, zaraz pew­nie zlecą się inni.

 

Pięk­nie Ci dzię­ku­ję, Kor­dy­lian, za tak roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz!

Cała hi­sto­ria ma swoje ko­rze­nie w śre­dnio­wie­czu. Umie­ral­ność no­wo­rod­ków była wy­so­ka i sta­ra­no się jej za­po­bie­gać na różne spo­so­by. Jed­nym z nich było nada­nie imie­nia, które miało strzec pa­cho­lę przed złymi mo­ca­mi – na przy­kład Wilk. Z jed­nej stro­ny wią­za­no wtedy dzie­cię z groź­nym dra­pież­ni­kiem, z dru­giej był tu ele­ment ka­mu­fla­żu. Oby­czaj, w któ­rym matka ob­cho­dzi­ła ogni­sko z dziec­kiem ukry­tym w za­wi­niąt­kach i od­po­wia­da­ła na py­ta­nia zgro­ma­dzo­nych są­sia­dów, funk­cjo­no­wał jesz­cze w dzie­więt­na­sto­wiecz­nych Bał­ka­nach.

Dla­cze­go chłop­cy nie zwró­ci­li uwagi na po­ran­ne wę­drów­ki Kruka? Po­wo­dy mogą być dwa (tym razem pa­trzę nie przez pry­zmat źró­deł, ale oj­co­stwa). Pierw­szy – mieli to gdzieś. Drugi – jesz­cze o tej porze spali i to jak za­bi­ci.

„Ino tylko” – może za­ry­zy­ku­je i zo­sta­wię? Lubię zbit­ki typu: „mi­nę­ło czasu ma­ło-wie­le”. ;-)

„Chwi­la” – :-D Wiesz, oni są w wieku, w któ­rym cią­gle chło­ną nowe. Może to w nich zo­stać i przy­po­mi­nać się co czas jakiś, może wró­cić po la­tach. Nie spo­dzie­wał­bym się jed­nak, żeby na długo w nich to przy­kry­ło wolę przy­gód i po­zna­wa­nia świa­ta.

„Noc” – moż­li­we, że mają na myśli tylko tę jedną. Wie­dzą, że mają sie­dzieć na skra­ju dę­bo­we­go lasu i od­stra­szać dra­pież­ni­ki od trzo­dy.

Raz jesz­cze pięk­nie Ci dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie opo­wie­ści i za uwagi!

Z po­zdro­wie­niem,

Wilk

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Naj­pierw drob­ne uwagi.

Z dę­bo­we­go lasu do­la­ty­wa­ły od­gło­sy że­ru­ją­cych świń, które się tam pod ich stra­żą pasły. Wło­cha­te to były stwo­rze­nia, po­dob­ne do dzi­ków, tylko nie miały sza­bel i były mniej oka­za­łej po­stu­ry.

Nie pa­su­ją mi te dwa zda­nia. Może te że­ru­ją­ce świ­nie? Może wło­cha­te stwo­rze­nia. I po­wtó­rze­nie.

Dalej po­szło już le­piej, choć przez chwi­lę za­sta­na­wia­łem się, czy bę­dzie wię­cej ta­kich zdań. Jed­nak przy­po­wieść, czy też opo­wieść, star­ca wcią­gnę­ła mnie i nie prze­szka­dzał mi nawet ten blok tek­stu na końcu. Zgrab­nie la­wi­ru­jesz sty­li­zo­wa­nym ję­zy­kiem. Hi­sto­ria Wilka ład­nie ga­wie­dzi opo­wie­dzia­na. Nie je­stem grupą do­ce­lo­wą ta­kich utwo­rów, ale czy­ta­ło się przy­jem­nie.

Po­zdra­wiam.

Ładna opo­wieść, jak to za­zwy­czaj u cie­bie, tym razem ta­jem­ni­cza i bu­dzą­ca grozę.

Dość scep­tycz­nie pod­cho­dzę do roz­mo­wy dwóch syl­we­tek czar­niej­szych niźli noc – czy prze­ra­żo­ny chło­piec za­pa­mię­tał­by ją tak do­brze, by potem, po kilku dniach, po­wtó­rzyć tak wier­nie star­szyź­nie?

Szko­da, że to, dla­cze­go Wilk znik­nął na za­wsze, po­zo­sta­ło ta­jem­ni­cą.

 

„No, to nam ład­nej od­po­wie­dzi udzie­lił” po­ja­wi­ło się w dzie­cię­cych głów­kach. –> Wy­da­je mi się, że mali pa­stusz­ko­wie po­wie­dzie­li­by ra­czej: „No to i od­po­wie­dział” albo: „No to i rzekł”

 

Wie­dzie­li też, że nie ma, co po­wta­rzać py­ta­nia. –> Drugi prze­ci­nek zbęd­ny.

 

– Nie bę­dzie, nie bę­dzie! Zabić to szcze­nię”! –> Wy­krzyk­nik przed cu­dzy­sło­wem.

 

Z czar­tem pakt zawrę, a znisz­czę do cna”! –> Jak wyżej.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Ładna, ba­śnio­wa kon­wen­cja, ale chyba ta ba­śnio­wość unie­moż­li­wi­ła mi zbli­że­nie się do Kruka i jego tra­ge­dii. Wszyst­ko zo­sta­ło za gó­ra­mi, za la­sa­mi.

I z pewną po­dejrz­li­wo­ścią trak­tu­ję tę roz­mo­wę czar­nych syl­we­tek.

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

To na dzień dziec­ka? ;-)

Ład­nie opo­wie­dzia­ne, ale hi­sto­ria nie po­wa­la ory­gi­nal­no­ścią. Chęt­nie po­wi­ta­ła­bym wię­cej od­po­wie­dzi na py­ta­nia. Te ta­jem­ni­cze syl­wet­ki (skąd wła­ści­wie wie­dział, że to syl­wet­ki, skoro sie­dział na dnie ja­kiejś jamy?) to wil­ko­ła­ki, tak? Co się stało z chłop­cem? Co ro­bi­ło szko­dy we wsi?

Jak dla mnie, tro­chę zbyt gruba war­stwa opa­ko­wa­nia – sama opo­wieść za­czy­na się do­pie­ro gdzieś w po­ło­wie tek­stu. Ale Ty chyba lu­bisz szka­tuł­ko­wość.

Czuć kli­mat.

I na­pi­sa­ne cał­kiem przy­zwo­icie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pod­pi­su­ję się obie­ma rę­ka­mi pod ko­men­ta­rzem Fin­kli. Two­rzysz fajny kli­mat opo­wie­ści. Jed­nak sama hi­sto­ria w tek­ście na ko­la­na nie rzuca. Od po­ło­wy za­czę­ła mnie nużyć.

Tak więc jest przy­zwo­icie, ale bez więk­szych fa­jer­wer­ków.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Kli­ma­tycz­na hi­sto­ria, nie­po­ko­ją­ca, do tego na­pi­sa­na doj­rza­łym, do­brym sty­lem. Sęk w tym, że motyw hi­sto­rii w hi­sto­rii raz że trąca już tro­chę mysz­ką, a dwa nie jest to ani forma prze­sad­nie dy­na­micz­na, ani przy­ku­wa­ją­ca zbyt­nio uwagę. Takie opo­wia­da­nia trze­ba chyba roz­strzy­gać zwięź­lej, w prze­ciw­nym wy­pad­ku po­wsta­je ścia­na tek­stu jak na końcu, dy­na­mi­ka siada, a przy­jem­ność z lek­tu­ry ma­le­je.

@Dar­con

Pięk­ne dzię­ki za uwagę i po­le­ce­nie do Bi­blio­te­ki! Cie­szę się, że hi­sto­ria Cię wcią­gnę­ła choć na chwi­lę, tak jak nie­wi­docz­na siła po­rwa­ła do dołu Kruka ju­nio­ra! :-)

 

@Re­gu­la­to­rzy

Dzię­ku­ję za dobre słowo, uwagi i za po­le­ce­nie hi­sto­ryj­ki do Bi­blio­te­ki (jest mi bar­dzo miło :-) )! „No to i rzekł” – pa­su­je do pa­stusz­ków, biorę! :-)

 

@Wy­bra­nietz

Bar­dzo się cie­szę, że z po­dejrz­li­wo­ścią trak­tu­jesz roz­mo­wę mrocz­nych po­sta­ci! To droga mą­dro­ści! :-)

 

@Fin­kla

„Szka­tuł­ko­wość” – za­sta­na­wiam się, czy mia­łem w życiu jakąś szka­tuł­kę? Nie przy­po­mi­nam sobie. Może więc w opo­wie­ściach nad­ra­biam ten de­fi­cyt? ;-) Lubię kli­mat – nie wyprę się! :-) Dzię­ki za dobrą ocenę! (edit) Za­po­mnia­łem od­po­wie­dzieć na Twoje py­ta­nie – wy­bacz! Tak, na Dzień Dziec­ka. :-)

 

@No­Whe­re­Man

„Fa­jer­wer­ki i fa­jer­wer­ki! Od tych fa­jer­wer­ków to już mnie głowa boli!” ;-) Sądzę, że jak na opo­wieść przy wy­pa­sie świń fa­jer­wer­ków jest aż nadto! Dzię­ki za dobre słowo i uwagi – biorę sobie do serca!

 

@Mr­Bri­ght­si­de

„Kli­ma­tycz­na” – cie­szy mnie ta opi­nia! :-) Przy­jem­ność z lek­tu­ry – po­wi­nie­nem sobie od­świe­żyć „Lec­tor in fa­bu­la” Umber­to Eco. Za­gad­nie­niu przy­jem­no­ści z czy­ta­nia po­świę­cił całą książ­kę. Może się tro­chę pod­cią­gnę? :-)

 

Pięk­nie Wam dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie tej opo­wie­ści i wszyst­kie uwagi! :-)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie,

Wilk

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Mnie rów­nież hi­sto­ria przy­pa­dła do gustu. Ład­nie się pły­nie przez tekst, choć muszę się zgo­dzić, że nie lubię ta­kich blo­ków tek­stu. Nie­mniej jed­nak lek­tu­ra była przy­jem­na i cie­szę się, że nie wy­ło­ży­łeś w spo­sób ło­pa­to­lo­gicz­ny na ko­niec, co się stało z synem Kruka. 

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Mnie, Wilku, też jest bar­dzo miło, że pro­po­zy­cja spo­tka­ła się z Twoją ak­cep­ta­cją. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Kli­ma­tycz­ne, ład­nie na­pi­sa­ne, tro­chę ba­śnio­we, tro­chę bu­dzą­ce strach. Po­stać Kruka do­brze za­ry­so­wa­na, język tek­stu do­pa­so­wa­ny do tre­ści. Czy­ta­łam bez zgrzy­tów.

Na pewno po­roz­bi­ja­łam bym koń­ców­kę przy­naj­mniej na trzy czę­ści, bo teraz to nie za do­brze wy­glą­da…

Tak czy ina­czej ode mnie koń­co­wy kli­czek :)

@Mor­gia­na­89

Dzię­ku­ję za dobre słowo! :-) Cie­szę się, że uzna­łaś, iż za­mknię­cie hi­sto­rii syna Kruka, nie jest po­trzeb­ne w tej opo­wie­ści.

 

@Re­gu­la­to­rzy

Pro­po­zy­cja była przed­nia! Raz jesz­cze dzię­ku­ję! :-)

 

@Ka­tia­72

Dzię­ku­ję za klik! :-) Po­roz­bi­ja­nie koń­ców­ki przy­naj­mniej na trzy czę­ści – prze­my­ślę! :-)

 

Po­zdra­wiam Was ser­decz­nie,

Wilk

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Mło­dzień­cy po­my­śle­li[+,] że znowu ich zbył, jak to nie­raz by­wa­ło, gdy go za­ga­dy­wa­li o różne głosy do­bie­ga­ją­ce z lasu.

Kiedy rok prze­żył, znów za­cią­ży­ła, ale w po­ło­gu zmar­ła i ona[+,] i dzie­cię.

Nie było w tym i krzty praw­dy, ale wie­dział i Kruk[+,] i star­szy­zna, że chłop­cu nie­bez­pie­czeń­stwo grozi.

Ładne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ku­ję za dobre słowo i za uwagi! :-)

Po­zdra­wiam ser­decz­nie,

Wilk

Nie jest czło­wiek więk­szy ani lep­szy, gdy go chwa­lą, ani gor­szy, gdy go ganią. (To­masz z Kem­pis)

Nowa Fantastyka