- Opowiadanie: MPJ 78 - Żelazna kopuła (wersja beta)

Żelazna kopuła (wersja beta)

Po prze­czy­ta­niu uwag czę­ścio­wo prze­re­da­go­wa­łem opo­wia­da­nie “Że­la­zna ko­pu­ła” inna spra­wa, że chyba znów wpa­dłem w sche­mat. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Żelazna kopuła (wersja beta)

 Atar obu­dził się po­mię­dzy drugą a trze­cią. Pierw­sza też była cał­kiem nie­zła po­my­ślał.

– Już czas – wy­szep­ta­ła z pew­nym smut­kiem ślicz­na młoda ko­bie­ta.

– Wiem Na­za­ni – Atar, prze­su­nął rękę po jej de­li­kat­nej skó­rze.

– W raju bę­dziesz mieć dzie­siąt­ki ta­kich jak my – do­da­ła za­chę­ca­ją­co Pari.

– Je­stem przy­wią­za­ny do tego świa­ta. – Atar wstał i się­gnął do szu­fla­dy. – Mam coś dla was.

– Pa­pie­ry roz­wo­do­we? – spy­ta­ła Pari.

– Nie. Chciał­bym wam wrę­czyć dro­bia­zgi na pa­miąt­kę. – Podał im złote łań­cusz­ki z ogni­stym dia­men­tem opra­wio­nym w złoto.

– Dzię­ku­ję. – Na chwi­lę w oczach Na­za­ni po­ja­wił się błysk szczę­ścia.

– Puł­kow­ni­ku, to bar­dzo miłe – rze­kła Pari – ale co z roz­wo­dem? Aby­śmy nie po­peł­nia­ły grze­chu za­pew­nia­jąc mę­czen­ni­kom spra­wy chwi­lę szczę­ścia przed misją, mu­si­my rów­nie szyb­ko wy­cho­dzić za nich za mąż jak i się roz­wo­dzić.

– Jak chcesz. Wy­rzu­cam cię. Wy­rzu­cam cię. Wy­rzu­cam cię. – Atar szyb­ko wy­mó­wił wła­ści­wą for­muł­kę i pod­pi­sał sto­sow­ny do­ku­ment. – A ty Na­za­ni?

– Po co? Prze­cież i tak nie po­wró­cisz z tego lotu.

– Wierz we mnie, a wrócę.

– Jak sobie ży­czysz, będę cze­ka­ła. – Na­za­ni uśmiech­nę­ła się smut­no.

– W takim razie do zo­ba­cze­nia – rzekł Atar opusz­cza­jąc ka­ju­tę.

– I jak? – za­py­tał go cze­ka­ją­cy na ze­wnątrz Haddu.

– Pro­rok miał rację po­zwa­la­jąc na po­sia­da­nie czte­rech żon.

– Je­steś go­to­wy?

– Biorę pi­lo­ta i mogę le­cieć.

 

O pół­no­cy tat aluf Be­nia­min Gold­berg do­wód­ca bazy lot­ni­czej Ramat Dawid, na elek­tro­nicz­nej mapie tak­tycz­nej ob­ser­wo­wał jak nad Tel Awi­wem zbie­ra­ła się ar­ma­da po­wietrz­na ozna­czo­no kodem „Go­łę­bi­ca” Do sze­ściu eskadr sztur­mo­wych F-16 zwa­nych w Izra­elu Sufa, do­łą­czy­ły dwie my­śliw­skich F-15 Ra'ams oraz jedna naj­now­szych F-35 Adir's. Za chwi­lę, wy­szec­kie ma­szy­ny ruszą nad Syrię. Oczy­wi­ście nie naj­prost­szą drogą, ale łu­kiem nad Mo­rzem Śród­ziem­nym i Li­ba­nem. Wszyst­ko zaś: „W celu za­pew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa oby­wa­te­lom Izra­ela, któ­rym pod­czas wy­ko­ny­wa­nia misji, za­gra­ża­ły sy­ryj­skie sys­te­my prze­ciw­lot­ni­cze”. Tak gło­sił przy­go­to­wa­ny za­wcza­su ko­mu­ni­kat pra­so­wy. Wspo­mi­nał on też o stwo­rze­niu stre­fy bu­fo­ro­wej, po­mi­jał dro­biazg. Izra­el­czy­cy pla­no­wa­li zająć te­re­ny, na któ­rych znaj­du­ją się złoża gazu ziem­ne­go. Nagle ekran za­mi­go­tał i zgru­po­wa­nie nad sto­li­cą zni­kło.

– Co się dzie­je? Radar padł?

– Tat aluf usi­łu­je­my to usta­lić. – Pod­wład­ni sta­ra­li się nie na­ra­żać na gniew szefa.

– Mamy mel­dun­ki od pi­lo­tów. Nad Tel Awi­wem był wi­docz­ny roz­błysk.

– Jaki roz­błysk!

– Nie wie­dzą.

 

Po kwa­dran­sie go­rącz­ko­wej pracy udało się usta­lić, iż w re­jo­nie sto­li­cy padła sieć elek­trycz­na, nie funk­cjo­nu­ją te­le­fo­ny ko­mór­ko­wej, sta­cje ra­dio­lo­ka­cyj­ne i ra­dio­we. W wielu miej­scach wi­docz­ne były po­ża­ry, spo­wo­do­wa­ne przez roz­bi­te sa­mo­lo­ty. In­for­ma­cje o po­zio­mie pro­mie­nio­wa­nia ra­dio­ak­tyw­ne­go cią­gle się zmie­nia­ły. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło, iż za chwi­lę prze­sta­nie ono od­bie­gać od normy.

– Tat aluf, mamy coś dziw­ne­go – mel­do­wa­ła Nima Zamar ofi­cer tak­tycz­na.

– A kon­kret­nie?

– Sa­mo­lot prosi o po­zwo­le­nia na lą­do­wa­nie.

– Je­ste­śmy na lot­ni­sku, co w tym dziw­ne­go?

– Nie widać go na ra­da­rze, sys­tem iden­ty­fi­ka­cji swój obcy nie dzia­ła jak po­wi­nien.

– Po­zwól­cie mu wy­lą­do­wać, ale bądź­cie go­to­wi w każ­dej chwi­li go zli­kwi­do­wać.

– Tak jest.

 

Atar bez pro­ble­mów opu­ścił kok­pit swo­je­go sa­mo­lo­tu. Na pasie stało się to co się stać mu­sia­ło. Ob­słu­gu­jąc go, me­cha­ni­cy roz­po­zna­li czar­no-zło­ty sym­bol na śnież­no­bia­łej apasz­ce, którą miał za­wią­za­ną pod szyją. Wzię­li do nie­wo­li i po­tur­bo­wa­li.

 

Słoń­ce już dawno wze­szło nad ho­ry­zon­tem, a w bazie Ramat Dawid pa­no­wał go­rącz­ko­wy ruch. Po­cząt­ko­wy chaos udało się opa­no­wać, teraz szy­ko­wa­no ude­rze­nie. Pod sa­mo­lo­ty pod­wie­sza­no uzbro­je­nie, po­spiesz­nie tan­ko­wa­no, pi­lo­tów któ­rzy la­ta­li w nocy, za­stę­po­wa­li nowi i wy­po­czę­ci. Za chwi­lę sta­lo­we ptaki ruszą z od­we­tem. To, że nie wie­dzia­no, tak na­praw­dę kto ten atak wy­ko­nał, nie miało więk­sze­go zna­cze­nia. Winni mu­sie­li być Irań­czy­cy, toteż celem na po­czą­tek miała być Syria. Wszyst­kich na­pę­dza­ła nie tylko chęć po­msz­cze­nia za­bi­tych. Bomba neu­tro­no­wa za­bi­ła, kil­ka­na­ście ty­się­cy miesz­kań­ców sto­li­cy w tym człon­ków szta­bu ge­ne­ral­ne­go. Wszy­scy od sze­re­gow­ca po do­wód­cę bazy spe­ku­lo­wa­li, kto zaj­mie zwol­nio­ne wa­ka­ty i kogo po­cią­gnie do góry ze sobą. Gold­berg szyb­ko uznał, iż sto­pień i wy­słu­ga za­pew­nia­ją mu cał­kiem dobrą po­zy­cję star­to­wą do awan­su. Jesz­cze lep­szą za­pew­nić może mu prze­trzy­my­wa­ny w bazie irań­ski pas­da­ran i jego sa­mo­lot. Po­fa­ty­go­wał się więc oso­bi­ście by go obej­rzeć i po­roz­ma­wiać z ba­da­ją­cy­mi go me­cha­ni­ka­mi. W końcu to jego lu­dzie.

Na pły­cie lot­ni­ska przed han­ga­rem stał sa­mo­lot nie przy­po­mi­na­ją­cy ty­po­wych izra­el­skich ma­szyn. Naj­bli­żej mu było do ame­ry­kań­skie­go la­ta­ją­ce­go skrzy­dła B2 Spi­ryt. Ma­szy­nę opla­ta­ły prze­wo­dy, pod­pię­te lap­to­py grupa ludzi z ob­słu­gi lot­ni­ska oraz Mos­sa­du usi­łu­ją­ca roz­gość, czym ta ma­szy­na tak na­praw­dę jest. Szef me­cha­ni­ków na widok do­wód­cy bazy ru­szył by się za­mel­do­wać. Tat aluf od razu prze­szedł do rze­czy.

– Dla­cze­go nie wcią­gnę­li­ście go do han­ga­ru?

– Chcie­li­śmy, ale to bydlę ma za dużą roz­pię­tość skrzy­deł.

– Co wię­cej usta­li­li­ście?

– Wy­glą­da jak pta­szek z na­sze­go kur­ni­ka – od­rzekł do­wo­dzą­cy me­cha­ni­ka­mi pod­ofi­cer.

– Te wnio­ski, to mam na­dzie­ję, nie tylko z po­wo­du wy­ma­lo­wa­nych na nim ozna­czeń?

– To to dro­biazg, ale taki dajmy na to sil­nik. Ge­ne­ral Elec­tric, model z na­szych Kfi­rów, z nu­me­rów se­ryj­nych wy­ni­ka, że fak­tycz­nie był w jed­nym z nich za­mon­to­wa­ny i wraz z ma­szy­ną prze­ka­za­ny do re­zer­wy mo­bi­li­za­cyj­nej w roku dwu­ty­sięcz­nym, zna­czy się pięć ty­się­cy sie­dem­set sześć­dzie­sią­tym wedle na­sze­go ka­len­da­rza – po­pra­wił się pod­ofi­cer.

– In­te­re­su­ją­ce, a elek­tro­ni­ka?

– Nasza. Opro­gra­mo­wa­nie to miks. Sys­te­my ste­ro­wa­nia lotu sko­pio­wa­no z Kfira i lekko pod­ra­so­wa­no na po­trze­by la­ta­ją­ce­go skrzy­dła. Na­wi­ga­cja jest żyw­cem prze­nie­sio­na z Sufa.

– Sys­te­my bo­jo­we?

– To jest naj­dziw­niej­sze… – Szef tech­ni­ków nie krył za­kło­po­ta­nia. – On ich nie ma.

– Co! – Tat aluf był w szoku.

– Teo­re­tycz­nie można mu pod­wie­sić jedną bombę. Ma za­czep na środ­ku.

– Sys­te­my ce­low­ni­cze?

– Nic, zu­peł­ne zero.

– Ro­zu­miem – rzekł Gold­berg.

– Sys­tem iden­ty­fi­ka­cji swój obcy. To samo co w Su­fach.

– Czemu nie dzia­łał?

– Padła mu jedna z par­ty­cji dysku i się nie wczy­ty­wał. Nasze opro­gra­mo­wa­nie ser­wi­so­we po­tra­fi­ło to na­pra­wić.

– Pra­cuj­cie nad nim dalej.

 

Dla ge­ne­ra­ła było oczy­wi­ste, iż ten sa­mo­lot stwo­rzo­no tylko i wy­łącz­nie do ter­ro­ry­stycz­nych ata­ków nu­kle­ar­nych na mia­sta. Je­dy­nie one są do­sta­tecz­nie dużym celem, by rzu­cić na nie bombę z sa­mo­lo­tu bez ce­lo­wa­nia. Gdzie­kol­wiek ona trafi, resz­tę i tak za­ła­twi stre­fa zero wy­bu­chu ato­mo­we­go. Nie można nawet wy­klu­czyć, iż od razu za­pro­jek­to­wa­no go do ataku sa­mo­bój­cze­go. W takim razie, dla­cze­go ten pilot tu wy­lą­do­wał? Trze­ba bę­dzie po­roz­ma­wiać z prze­słu­chu­ją­cą go aluf mi­sh­ne z Mos­sa­du.

 

Sto­łów­ka w bazie lot­ni­czej była ob­lę­żo­na z uwagi na porę śnia­da­nia. Ge­ne­rał jed­nak bez trudu zna­lazł w niej ko­bie­tę któ­rej szu­kał.

– Idzie ci z na­szym go­ściem? – spy­tał Gilę Aber­gel.

– Idzie co ma nie iść. – od­par­ła agent­ka Mos­sa­du po­pi­ja­jąc kawę.

– Przy­znał się do ataku?

– Aż tak da­le­ko, to nie do­szli­śmy.

– Przy­da­ło­by się… – Po­pa­trzył na nią zna­czą­co.

– Tyle, to ja wiem. Cho­ciaż… – Gila nad czymś się za­sta­na­wia­ła. – Może by po­szło szyb­ciej jak­byś mi po­mógł.

– Ja ci swo­ich ludzi dałem od razu, dłu­bią przy tym jego sa­mo­lo­cie razem z two­imi.

– Nie o to cho­dzi. On wie, że czeka go czapa, więc mil­czy. Jakby izra­el­ski tat aluf obie­cał sta­tus jeńca wo­jen­ne­go…

– Je­niec… – Be­nia­min po­pa­trzył na nią za­sko­czo­ny. – Tyle za­bi­tych, tyle na­pro­mie­nio­wa­nych, któ­rych w za­sa­dzie można do­pi­sać do tru­pów, a ile tych, któ­rzy za­pad­ną na cho­ro­bę po­pro­mien­ną. On musi… – Prze­cią­gnął ręko po szyi w ge­ście de­ka­pi­ta­cji.

– Ty to wiesz, ja to wiem, ale zanim sąd skaże go na śmierć, warto by było do­wie­dzieć się, czy oni nie mają jesz­cze wię­cej ta­kich bomb.

– Zły po­li­cjant, dobry po­li­cjant. – Do­my­ślił się Gold­berg.

– Do­kład­nie tak. – Uśmiech­nę­ła się agent­ka.

 

Sie­dzą­cy za sto­łem wię­zień nosił ślady ob­rób­ki przez ludzi wy­wia­du, ale zda­niem Be­nia­mi­na trzy­mał się nad­spo­dzie­wa­nie do­brze.

– Wiemy, kim je­steś i co zro­bi­łeś – po­wie­dzia­ła Gila.

– Naj­wy­żej wam się wy­da­je, iż co­kol­wiek ro­zu­mie­cie z tego co się stało. – Irań­czyk uśmiech­nął się bez­czel­nie.

– Do­brze, niech ci bę­dzie. – Tat aluf mach­nął ręką. – Oświeć nas.

– Na­zy­wam się Atar Bah­ram.

– Kła­miesz – stwier­dzi­ła Gila. – Na­zy­wasz się Mo­shen Czam­ran, je­steś po­rucz­ni­kiem z irań­skie­go Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji Is­lam­skiej, pie­przo­nych pas­da­ran! Prawą ręką ge­ne­ra­ła Gha­se­ma So­lej­ma­ni.

– Po­rucz­nik Czam­ran dwa ty­go­dnie temu zo­stał cięż­ko ranny, gdy ogniem ka­łasz­ni­ko­wa znisz­czył waszą ra­kie­tę le­cą­cą w stro­nę wozu do­wo­dze­nia z ge­ne­ra­łem So­lej­ma­nim. Nie­ste­ty tra­fi­ła go fala odłam­ków. Ro­sja­nie za­ofe­ro­wa­li mu le­cze­nie. Prze­szedł ope­ra­cję w Mo­skwie i teraz jest na re­ha­bi­li­ta­cji w Soczi. Ar­ty­kuł o tym, wraz ze zdję­cia­mi znaj­dziesz na sput­ni­ku.

– Żaden czło­wiek nie jest w sta­nie tra­fić z ka­ra­bi­nu au­to­ma­tycz­ne­go le­cą­cej w jego stro­nę ra­kie­ty. – Gold­berg uśmiech­nął się do prze­słu­chi­wa­ne­go. – Za długo robię w lot­nic­twie by kupić takie opo­wie­ści. Oglą­da­łem twoją ma­szy­nę, to sa­mo­lot dla ka­mi­ka­dze. Ty chcia­łeś żyć, dla­te­go tu wy­lą­do­wa­łeś. Czy było was wię­cej? Gdzie jest bomba ato­mo­wa z two­je­go sa­mo­lo­tu. Ile Iran ich ma? Pomóż nam, a bę­dziesz mieć sta­tus jeńca. Co tam jeńca, za­ła­twi­my ci świad­ka ko­ron­ne­go. Dobre bo­ga­te życie w Ame­ry­ce. Nie służ dalej tym, któ­rzy ska­za­li cię na śmierć.

– Skoro je­steś pi­lo­tem, to pew­nie wiesz, że sa­mo­lot któ­rym przy­le­cia­łem, za­bie­ra za mało pa­li­wa by do­le­cieć tu z Iranu. Zresz­tą, o czym mowa, ma­szy­na jest izra­el­ska do szpi­ku kości: ma­lo­wa­nie, elek­tro­ni­ka, sil­ni­ki, wszyst­ko wasze. Irań­czy­cy nie mieli szans by kupić takie graty.

– Jest taka teo­re­tycz­na moż­li­wość, że od­zy­ska­li je z wra­ków ze­strze­lo­nych nad Syrią sa­mo­lo­tów? – Be­nia­min po­wie­dział to wy­jąt­ko­wo cicho.

– Ofi­cjal­nie Izra­el nie stra­cił nad tym kra­jem żad­nej ma­szy­ny od wielu lat. – Spoj­rze­nie Irań­czy­ka było prze­po­jo­ne iro­nią.

– A czy ja się upie­ram, że to było ofi­cjal­nie. – Tat aful uśmiech­nął się z ku­piec­ką szcze­ro­ścią. – Coś po­le­cia­ło, coś się zgu­bi­ło, coś się po­my­li­ło i mogło tak wyjść, że jakiś stary Kfir się wpi­sał za­miast w stra­co­nych, to w ze­zło­mo­wa­nych.

– Po­słu­chaj, gnoju! – Gila znów się uak­tyw­nia­ła. – Choć­byś przy­le­ciał na la­ta­ją­cym dy­wa­nie, to i tak za­bi­łeś dzie­siąt­ki ty­się­cy ludzi bombą irań­ską ato­mo­wą.

– Iran nie ma ta­kiej broni. Nie to co wy. – Tym razem zło­śli­wy uśmiech z twa­rzy Atara starł do­pie­ro cios pię­ści agent­ki.

– My do­sko­na­le wiemy, co wy te­sto­wa­li­ście w dwa ty­sią­ce trzy­na­stym na po­li­go­nie ato­mo­wym w Korei Pół­noc­nej! – krzy­cza­ła Izra­elit­ka.

– Nic nie wie­cie. Wasz kapuś, który tam po­le­ciał w irań­skiej de­le­ga­cji, gdzieś wy­pa­ro­wał, może nawet do­słow­nie…

– Po co ci to? – Gold­berg spo­glą­dał na Irań­czy­ka z wy­stu­dio­wa­nym smut­kiem. – Chcia­łeś żyć, teraz draż­nisz tych któ­rzy mogą cię oca­lić. Ona ma cię dość. – Wska­zał na agent­kę. – Jak się wściek­nie i cię za­bi­je, to za­miast do raju tra­fisz do pie­kła. Wykaż dobrą wolę, do­ga­daj­my się. Za ty­dzień, może mie­siąc Ame­ry­ka­nie roz­nio­są Iran. Świat pas­da­nów prze­sta­nie ist­nieć, a ty nadal mo­żesz do­brze żyć.

– Je­stem Atar Bah­ram, per­ski pan ognia. Przez wieki byłem w pie­kle, choć stą­pa­łem po ziemi. Dzię­ki zro­zu­mie­niu słów pro­ro­ka znów je­stem silny, a moje niebo ma barwę pło­mie­ni.

– Czym wy go na­szpry­co­wa­li­ście? – Gold­berb spoj­rzał na agent­kę.

– To nie nasza ro­bo­ta, kwas ka­nar­ko­wy tak nie dzia­ła – od­rze­kła Gila.

– No tak wy jesz­cze nic nie ro­zu­mie­cie. – Atar zda­wał się być zmar­twio­ny.

– Co my mamy nie ro­zu­mieć. My wszyst­ko ro­zu­mie­my. Pas­da­ra­ni wy­pra­li ci mózg, skle­ci­li sa­mo­lot ze zdo­bycz­nych czę­ści, ku­pi­li od Ko­re­ań­czy­ków bombę i zrzu­ci­li na nas. Teraz się ze­mści­my. Ame­ry­ka­nie dzię­ki niej do­bio­rą się do wa­szych pól ro­po­no­śnych, a my weź­mie­my sobie ka­wa­łek Syrii ze zło­ża­mi gazu. – Agent­ka po­pa­trzy­ła na więź­nia z po­gar­dą.

– Tak mogło by być, gdyby nie to, co się teraz dzie­je ponad że­la­zną ko­pu­łą tego bun­kra. – Atar pu­ścił oko do Be­nia­mi­na.

– Żadna faza nie trwa wiecz­nie. Damy ci parę minut na ochło­nię­cie i wró­ci­my po­roz­ma­wiać – rze­kła agent­ka.

– Jak wyj­dzie­cie, mo­że­cie mnie już nie za­stać. Mam jesz­cze coś do zro­bie­nia.

– Bę­dzie to mu­sia­ło po­cze­kać, bo my cię stąd nie wy­pu­ści­my – rzekł Be­nia­min.

– Dow­cip po­le­ga na tym, że nie mo­że­cie mnie za­trzy­mać.

Ku zdu­mie­niu Izra­el­czy­ków Atar roz­dzie­lił się. Przy stole prze­słu­chań zo­stał gli­nia­ny posąg w znisz­czo­nym izra­el­skim kom­bi­ne­zo­nie lot­ni­czym, a po­stać w nie­na­gan­nie utrzy­ma­nym mun­du­rze po­lo­wym Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji prze­nik­nę­ła kaj­da­ny i stół sta­jąc przy drzwiach.

– Co to jest! Co tu się dzie­je! – krzy­czał Gold­berg.

– Tak jak mó­wi­łem, mam jesz­cze coś do zro­bie­nia.

– Ale… – Be­nia­min wska­zał ręką gli­nia­ną fi­gu­rę

– A to. – Irań­czyk uśmiech­nął się zło­śli­wie. – Zwra­ca wam pi­lo­ta, go­le­ma, któ­re­go po­ży­czy­łem. Z tego co wiem, ta­kich jak on do­star­cza od­dział spe­cjal­ne­go prze­zna­cza­nia „Rav Sa­riel”. Ge­ne­ra­le prze­cież nie raz sła­łeś do ata­ków na cele spe­cjal­ne­go zna­cze­nia, na przy­kład wro­gie ra­da­ry, ła­ma­czy blo­kad. Nie mów, że nie wie­dzia­łeś kim są lot­ni­cy do­star­cza­ni przez Mos­sad do ta­kich zadań.

– Ty dra­niu – Gila wy­szarp­nę­ła pi­sto­let z ka­bu­ry i za­czę­ła strze­lać.

– To ja lecę. – Atar ro­ze­śmiał się raz jesz­cze i znik­nął.

 

Na wieży lot­ni­ska w Ramat Dawid pa­no­wał chaos o skali po­rów­ny­wal­nej do tej, która ogar­nia pło­ną­cy bur­del pod­czas wkro­cze­nia Armii Czer­wo­nej. Izra­el­ski sys­tem prze­ciw­lot­ni­czy no­szą­cy dumne miano Że­la­znej Ko­pu­ły, od­two­rzo­ny z tru­dem po noc­nym ataku na Tel Awiw osza­lał. Strze­lał do wszyst­kie­go, co było w na nie­bie, nie­za­leż­nie czy to był sa­mo­lot pa­sa­żer­ski, izra­el­ski my­śli­wiec, czy pa­le­styń­ska ra­kie­ta. W za­mie­sza­niu nikt nie za­uwa­żył, iż izra­el­ski Kfir, prze­zna­czo­ny do misji spe­cjal­nej,  po­le­ciał do Egip­tu.

 

Na bal­ko­nie po­ło­żo­nej nie­da­le­ko Cza­ba­har willi trzech męż­czyzn spo­glą­da­ło na wody Za­to­ki Omań­skiej.

– Pa­no­wie, gra­tu­lu­ję suk­ce­su. – Ge­ne­rał Gha­se­ma So­lej­ma­ni, wprost pro­mie­nio­wał dumą.

– Ku chwa­le Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji – od­rze­kli jed­no­cze­śnie Atar Bah­ram i Baal Haddu.

– Przy­znam, iż tro­chę się bałem, za­rów­no roz­ma­chu wa­sze­go planu, jak i tego kim je­ste­ście, ale wszyst­ko po­szło ide­al­nie. Twoja kon­fe­ren­cja w Ka­irze, gdzie jako izra­el­ski pilot twier­dzi­łeś, iż Tel Awiw zo­stał znisz­czo­ny przez wy­pa­dek pod­czas trans­por­tu izra­el­skiej broni nu­kle­ar­nej, to był maj­stersz­tyk. Na do­da­tek swoją de­zer­cję tłu­ma­czy­łeś od­mo­wą udzia­łu w lu­do­bój­czym ataku nu­kle­ar­nym na Te­he­ran, na dowód czego przed­sta­wi­łeś uzbro­je­nie Kfira.  – Ge­ne­rał zwró­cił się do Bah­ra­ma.

– Nie po­szło­by nam tak do­brze, gdyby nie po­mysł ge­ne­ra­ła, aby sa­mo­lot do pierw­sze­go ataku był wy­ko­na­ny z izra­el­skich czę­ści. – Atar sło­dził prze­ło­żo­ne­mu.

– Na szcze­gól­ną po­chwa­łę za­słu­gu­ją też żoł­nie­rze kor­pu­su, któ­rzy zło­ży­li ma­szy­nę na po­kła­dzie „Se­eadle­ra” – dodał Haddu.

– To było ge­nial­ne. Li­be­ryj­ski cy­wil­ny kon­te­ne­ro­wiec, pły­ną­cy z Szan­gha­ju do Soczi. Ol­brzy­mia jed­nost­ka, a za­ra­zem nie­mal nie­wi­dzial­na wśród setek in­nych. Pod­mia­na kilku kon­te­ne­rów na Oce­anie In­dyj­skim, start z wody na Morzu Śród­ziem­nym. Do tej pory nikt nas nie po­dej­rze­wa, choć sta­tek po dro­dze roz­ła­do­wy­wał się i w Mer­sin i w Stam­bu­le. No i to co zro­bi­li­ście z izra­el­skim sys­te­mem prze­ciw­lot­ni­czym. Dzię­ki temu nikt im nie wie­rzy, gdy usi­łu­ją nas oskar­żać.

– Kiedy od­twa­rza­li sys­tem, po­sił­ko­wa­li się cy­wil­ny­mi ser­we­ra­mi. Wy­star­czy­ło, że Baal wpu­ścił im w od­po­wied­nim mo­men­cie wirus. – Bah­ram po­chwa­lił ko­le­gę.

– Grunt, że dzię­ki Ata­ro­wi prze­sta­ną wy­sy­łać, prze­ciw­ko nam go­le­my. – So­lej­ma­ni pro­mie­niał szczę­ściem. – Od­pocz­nij­cie tu przez mie­siąc, a potem znów chęt­nie zo­ba­czę was przy mym boku na fron­cie.

– Ku chwa­le Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji! – Atar i Haddu prę­ży­li się w po­sta­wie na bacz­ność.

Gdy ge­ne­rał się od­da­lił. Baal kon­spi­ra­cyj­nym szep­tem za­py­tał.

– Czu­jesz to?

– Mó­wisz o przy­pły­wie mocy.

– Wie­rzą w nas, ge­ne­rał, ofi­ce­ro­wie pas­da­ran, a nawet Izra­el­czy­cy.

– Widać Al­lach tak chciał. – Atar lekko się uśmiech­nął. – Kie­dyś, chcie­li mój pło­mień i twoje bły­ska­wi­ce zdu­sić że­la­zną ko­pu­ła is­la­mu a tym­cza­sem…

– Tym­cza­sem, su­ge­ru­ję udać się na basen w ogro­dzie willi. Chi­cho­ty jakie stam­tąd do­cho­dzą su­ge­ru­ją, iż nie bę­dzie pro­ble­mu z no­wy­mi żo­na­mi na naj­bliż­szą noc.

– Chodź­my.  Czuję, że tam czeka na mnie Na­za­ni.

Koniec

Komentarze

Za­cznę od tego, że wolę pierw­szą wer­sję od tej.

 

A po dru­gie – serio? “Mokry sen” na temat po­sia­da­na kilku żon? Je­że­li głów­ny bo­ha­ter ma dwie, to zna­czy, że jest bo­ga­ty. Ale czy­ta­jąc tekst mam wra­że­nie, że cho­dzi Ci bar­dziej o “mał­żeń­stwa tym­cza­so­we”. Roz­wo­dy w is­la­mie są prost­sze od tych np. w ko­ście­le rzym­sko – ka­to­lic­kim, po­nie­waż do­cho­dzi do cał­ko­wi­te­go unie­waż­nie­nia związ­ku, ale po­wie­dze­nie for­muł­ki nie star­czy. Żeby Twój głów­ny bo­ha­ter się roz­wiódł, musi być obec­ny imam – a to do­ty­czy wła­śnie “mał­żeństw tym­cza­so­wych”. Ofi­cjal­ne wy­ma­ga­ją pa­pie­rów urzę­do­wych. Poza tym, nie wiem czy to jest sto­so­wa­ne w Ira­nie, ale zgod­nie z pra­wem ko­ra­nicz­nym, męż­czy­znę obo­wią­zu­ją ali­men­ty, nawet jeśli nie ma dzie­ci. A po dru­gie, bycie żoną mę­czen­ni­ka to jest coś. Żadna ko­bie­ta ży­ją­ca w eto­sie mę­czeń­skiej śmier­ci mę­skie­go człon­ka ro­dzi­ny nie zde­cy­du­je się na roz­wód. Pi­szesz w końcu o Ira­nie.

“Mał­żeń­stwa tym­cza­so­we” w is­la­mie sun­nic­kim są za­ka­za­ne. Zo­sta­ły w tra­dy­cji szy­ic­kiej, ale nie są spe­cjal­nie po­wa­ża­ne, bo wia­do­mo o co cho­dzi. Pan chciał­by sobie ulżyć, ale jest tak “re­li­gij­ny”, że ma mał­żon­kę na jedną noc. Jak pi­sa­łam wcze­śniej, na to trze­ba sporo za­cho­du i nie ma­ją­ce­go nic prze­ciw­ko imama.

Po­nie­waż wy­bra­łeś Iran – w roz­mo­wach musi też padać coś na temat Ahl Al Bayt, czyli ro­dzi­nie Pro­ro­ka Mu­ham­ma­da. Iran jest kra­jem is­la­mu szy­ic­kie­go, więc od­nie­sie­nia do np. imama Ali ibn Ta­li­ba i jego synów by­ła­by bar­dzo na miej­scu.

Kie­dyś, chcie­li mój pło­mień i twoje bły­ska­wi­ce zdu­sić że­la­zną ko­pu­ła is­la­mu a tym­cza­sem…

To byłby dobry mo­ment. Szy­ici nie zga­dza­ją w paru punk­tach z sun­ni­ta­mi, a mniej­szo­ści tej sekty na prze­strze­ni is­la­mu są prze­śla­do­wa­ne. Mało kto w sun­nic­kich kra­jach jak Egipt, przy­zna się do bycia szy­itą. Więc nawet oświad­cze­nie pi­lo­ta w Egip­cie jest mało praw­do­po­dob­ne. Egipt nie za bar­dzo ufa Ira­no­wi, bo są na­tu­ral­ny­mi prze­ciw­ni­ka­mi. To bujda, że kraje mu­zuł­mań­skie są jakoś spe­cjal­nie zjed­no­czo­ne. Ale wiem, to hi­sto­ria al­ter­na­tyw­na, ale ra­czej umiesz­czo­na bli­żej na­szych cza­sów, więc ak­tu­al­na sy­tu­acja po­li­tycz­na wy­da­je się mi na miej­scu.

Co się zmie­ni­ło w sto­sun­ku do pierw­szej wer­sji, którą już czy­ta­łam?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Masz nieco roz­bu­do­wa­ną po­stać An­ta­ra.

De­ir­driu wy­bra­łem szy­itów z Iranu po­nie­waż mają oni coś w ro­dza­ju kultu świę­tych czego nie ma w is­la­mie sun­nic­kim. Za­ło­że­nie było takie, iż bo­go­wie z per­skiej mi­to­lo­gii po to za­cią­gnę­li się do pas­da­ran i wy­ko­nu­ją spek­ta­ku­lar­ne misje bo­jo­we by być przez człon­ków tej for­ma­cji trak­to­wa­ni jako “świę­ci” i w ten spo­sób zy­skać do­stęp do ener­gii bę­dą­cej wy­ni­kiem tej wiary.

 

Fin­klo, py­tasz co się zmie­ni­ło w sto­sun­ku do wer­sji nr 1. Wy­da­je mi się, że opo­wia­da­nie jest nieco lżej­sze, za­baw­niej­sze i lo­gicz­niej­sze.  No i oczy­wi­ście błędy wska­za­ne np w dia­lo­gach z wer­sji pierw­szej już są po­pra­wio­ne ;)  

MPJ, na­praw­dę, je­stem orę­dow­nicz­ką Two­je­go po­my­słu, bo mi się po­do­ba, po pro­stu, ale to co mi pi­szesz, nie jest za­war­te w tek­ście, w ogóle. O tym w co wie­rzą szy­ici Ci już na­pi­sa­łam – Ahl Al Bayt, ima­mo­wie (w za­leż­no­ści od odła­mu, jest ich różna licz­ba). Ele­men­ty tego są obec­ne w su­fi­zmie i nawet wśród sufi z kra­jów sun­nic­kich, darzą rów­nie sil­nym uczu­ciem Ahl Al Bayt co szy­ici. Świę­ci w Twoim opo­wia­da­niu to mę­czen­ni­cy, a kult mę­czen­ni­ków też ma ważne miej­sce (o ile nie naj­waż­niej­sze) w kul­tu­rze i re­li­gij­no­ści Irań­czy­ków. Dzi­wię się, że nie uży­łeś w tek­ście żad­ne­go arab­skie­go okre­śle­nia jak mu­dża­he­din. Jest ono do­brze znane też Izra­el­czy­kom. Inna spra­wa jest taka, że przy każ­dym suk­ce­sie irań­skim, musi być obec­na osoba z krę­gów re­li­gij­nych.

Może my­ślisz, że się cze­piam ;P

Prze­czy­ta­łem i po­wiem szcze­rze – lep­szy po­czą­tek miała wer­sja pier­wot­na. Le­piej pod­kre­śla­ła ta­jem­ni­cę i in­try­go­wa­ła.

Śro­dek i koń­ców­ka w obu ostrze­gam tak samo – ra­czej nie roz­wią­zu­ją za­gad­ki w cie­ka­wy spo­sób, walkę opi­su­ją skró­to­wo, a samo za­koń­cze­nie, mocno otwar­te, nie za­chę­ca, by dalej po­zna­wać świat przed­sta­wio­ny.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Też nie je­stem prze­ko­na­na do zmian (choć wię­cej Irań­czy­ka to le­piej), zwłasz­cza że zo­sta­ło nadal sporo wku­rza­ją­cych dro­bia­zgów edy­tor­skich (sorry za po­mie­sza­ną ko­lej­ność):

 

“Po­słu­chaj gnoju!” – brak prze­cin­ka

 

“Po­rucz­nik Czam­ran, dwa ty­go­dnie temu zo­stał cięż­ko ranny” – ten kon­kret­ny prze­ci­nek nie­po­trzeb­ny

 

“Zwra­ca, wam pi­lo­ta, go­le­ma któ­re­go po­ży­czy­łem.” – tu z kolei prze­cin­ki wsta­wio­ne cał­ko­wi­cie przy­pad­ko­wo i nie­ste­ty nie­po­praw­nie

 

“Na wieży lot­ni­ska w Ramat Dawid pa­no­wał chaos po­rów­ny­wal­ny je­dy­nie do tego, który ogar­nia pło­ną­cy bur­del pod­czas wkro­cze­nia Armii Czer­wo­nej.” – coś się po­kić­ka­ło z tym po­rów­na­niem, źle skon­stru­owa­ne zda­nie pod­rzęd­ne

 

Mam wra­że­nie, że o współ­cze­snej oby­wa­tel­ce pań­stwa Izra­el nie mówi się Izra­le­it­ka, po­nie­waż nie mówi się Izra­eli­ta, ale Izra­el­czyk. Czyli ana­lo­gicz­nie po­win­no być Izra­el­ka.

 

“– Ku zdu­mie­niu Izra­el­czy­ków Atar roz­dzie­lił się. Przy stole prze­słu­chań zo­stał gli­nia­ny posąg w znisz­czo­nym izra­el­skim kom­bi­ne­zo­nie lot­ni­czym, a po­stać w nie­na­gan­nie utrzy­ma­nym mun­du­rze po­lo­wym Kor­pu­su Straż­ni­ków Re­wo­lu­cji prze­nik­nę­ła kaj­da­ny i stół sta­jąc przy drzwiach.” – mam wra­że­nie, że to nie jest frag­ment dia­lo­gu, ale opis tego, co się stało?

http://altronapoleone.home.blog

De­ir­driu masz rację, pew­nych kwe­stii nie za­war­łem w tek­ście. co do mu­dża­he­di­nów, itp zwro­tów nie uży­łem ich bo w moim od­czu­ciu ko­ja­rzą się one z kon­kret­ny­mi re­jo­na­mi gdzie pro­wa­dzo­ne były walki np Afga­ni­sta­nem.

 

Co do spo­so­bu za­wie­ra­nia mał­żeństw i bły­ska­wicz­nych roz­wo­dów, zdaje się że kie­dyś czy­ta­łem ar­ty­kuł w Play­boy’u gdzie su­ge­ro­wa­no wła­śnie tego typu prak­ty­ki w Ira­nie. Miało to na celu uni­ka­nie pro­ble­mów zwią­za­nych z sek­sem po­za­mał­żeń­skim tzn. sank­cji kar­nych np. ka­mie­nio­wa­nia

No­Whe­re­Man uwagi cenne ale trze­ci raz ra­czej nie prze­re­da­gu­ję tego opo­wia­da­nia :)

 

 

dra­ka­ina po­sta­ram się dziś po po­łu­dniu wpro­wa­dzić wska­za­ne po­praw­ki. 

 

 

No cóż, prze­czy­ta­łam drugą wer­sję Że­la­znej Ko­pu­ły i jak­kol­wiek po­ję­łam nieco wię­cej, to nie mogę po­wie­dzieć, że hi­sto­ria przy­pa­dła mi do gustu.

 

– Wiem Na­za­ni– Atar, prze­su­nął rękę po jej de­li­kat­nej skó­rze. –> Brak spa­cji przed drugą pół­pau­zą.

 

– Puł­kow­ni­ku, to bar­dzo miłe, – rze­kła Pari… –> Przed pół­pau­zą nie sta­wia się prze­cin­ka.

 

ale łu­kiem nad Mo­rzem śród­ziem­nym i Li­ba­nem. –> …ale łu­kiem nad Mo­rzem Śród­ziem­nym i Li­ba­nem.

 

„W celu za­pew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa oby­wa­te­lom Izra­ela, któ­rym pod­czas wy­ko­ny­wa­nia misji, za­gra­ża­ły sy­ryj­skie sys­te­my prze­ciw­lot­ni­cze.” –> Krop­kę sta­wia­my po za­mknię­ciu cu­dzy­sło­wu.

 

Ob­słu­gu­jąc go me­cha­ni­cy, roz­po­zna­li czar­no-zło­ty sym­bol ze śnież­no­bia­łej apasz­ki… –> Ra­czej: Ob­słu­gu­jąc go, me­cha­ni­cy roz­po­zna­li czar­no-zło­ty sym­bol na śnież­no­bia­łej apasz­ce

 

teraz szy­ko­wa­no ude­rze­nie. Pod sa­mo­lo­ty pod­wie­sza­no uzbro­je­nie, po­spiesz­nie je tan­ko­wa­no, pi­lo­tów któ­rzy la­ta­li w nocy, za­stę­po­wa­li nowi i wy­po­czę­ci. Szy­ko­wa­no odwet. –> Czy tan­ko­wa­no uzbro­je­nie?

Po­wtó­rze­nie.

 

sto­pień i wy­słu­ga za­pew­nia­ją mu cał­kiem dobra po­zy­cję… –> Li­te­rów­ka.

 

Dobre bo­ga­te życie w ame­ry­ce. –> Dobre, bo­ga­te życie w Ame­ry­ce.

 

na po­li­go­nie ato­mo­wym w Korei Pół­noc­nej! – krzy­cza­ła Izra­elit­ka. –> Za SJP PWN: Izra­elit­ka (przed­sta­wi­ciel­ka na­ro­du ży­dow­skie­go w epoce Sta­re­go Te­sta­men­tu)

 

Agen­ta po­pa­trzy­ła na więź­nia z po­gar­dą. –> Li­te­rów­ka.

 

Izra­el­ski sys­tem prze­ciw­lot­ni­czy no­szą­cy dumne miano Że­la­zne Ko­pu­ły… –> Chyba miało być:  …dumne miano Że­la­znej Ko­pu­ły… 

 

Nie po­szło by nam tak do­brze… –> Nie po­szłoby nam tak do­brze

 

Atar i Haddu prze­ży­li się w po­sta­wie na bacz­ność. –> Prze­ży­li się wza­jem­nie, sto­jąc na bacz­ność? ;)

A może miało być: Atar i Haddu prę­ży­li się w po­sta­wie na bacz­ność.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

De­ir­driu masz rację, pew­nych kwe­stii nie za­war­łem w tek­ście. co do mu­dża­he­di­nów, itp zwro­tów nie uży­łem ich bo w moim od­czu­ciu ko­ja­rzą się one z kon­kret­ny­mi re­jo­na­mi gdzie pro­wa­dzo­ne były walki np Afga­ni­sta­nem.

 

Mu­dża­he­din czy sza­hid nie są okre­śle­nia­mi cha­rak­te­ry­stycz­ny­mi dla ja­kichś kon­kret­nych re­jo­nów. Są one po arab­sku i ogól­nie roz­po­zna­wa­ne. Pro­ble­ma­tycz­ny jest “talib”, po­nie­waż to zna­czy po pro­stu uczeń.

Po­praw­ki na­nio­słem, sorki ze do­pie­ro teraz.

 

Co do Izra­elit­ki i Izra­el­ki to dru­gie słowo brzmi mi jakoś tak… No po pro­stu nie pod­cho­dzi. Nie wiem może dla tego, że słowa Izra­eli­ta/Izra­elit­ka w sto­sun­ku do Żydów czę­ściej spo­ty­ka­łem w li­te­ra­tu­rze i nie myślę tu Bi­blii ale o zbio­rach przed­wo­jen­nych ka­wa­łów. ;)

 

Nowa Fantastyka