- Opowiadanie: MPJ 78 - Żelazna kopuła (wersja beta)

Żelazna kopuła (wersja beta)

Po przeczytaniu uwag częściowo przeredagowałem opowiadanie “Żelazna kopuła” inna sprawa, że chyba znów wpadłem w schemat. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Żelazna kopuła (wersja beta)

 Atar obudził się pomiędzy drugą a trzecią. Pierwsza też była całkiem niezła pomyślał.

– Już czas – wyszeptała z pewnym smutkiem śliczna młoda kobieta.

– Wiem Nazani – Atar, przesunął rękę po jej delikatnej skórze.

– W raju będziesz mieć dziesiątki takich jak my – dodała zachęcająco Pari.

– Jestem przywiązany do tego świata. – Atar wstał i sięgnął do szuflady. – Mam coś dla was.

– Papiery rozwodowe? – spytała Pari.

– Nie. Chciałbym wam wręczyć drobiazgi na pamiątkę. – Podał im złote łańcuszki z ognistym diamentem oprawionym w złoto.

– Dziękuję. – Na chwilę w oczach Nazani pojawił się błysk szczęścia.

– Pułkowniku, to bardzo miłe – rzekła Pari – ale co z rozwodem? Abyśmy nie popełniały grzechu zapewniając męczennikom sprawy chwilę szczęścia przed misją, musimy równie szybko wychodzić za nich za mąż jak i się rozwodzić.

– Jak chcesz. Wyrzucam cię. Wyrzucam cię. Wyrzucam cię. – Atar szybko wymówił właściwą formułkę i podpisał stosowny dokument. – A ty Nazani?

– Po co? Przecież i tak nie powrócisz z tego lotu.

– Wierz we mnie, a wrócę.

– Jak sobie życzysz, będę czekała. – Nazani uśmiechnęła się smutno.

– W takim razie do zobaczenia – rzekł Atar opuszczając kajutę.

– I jak? – zapytał go czekający na zewnątrz Haddu.

– Prorok miał rację pozwalając na posiadanie czterech żon.

– Jesteś gotowy?

– Biorę pilota i mogę lecieć.

 

O północy tat aluf Beniamin Goldberg dowódca bazy lotniczej Ramat Dawid, na elektronicznej mapie taktycznej obserwował jak nad Tel Awiwem zbierała się armada powietrzna oznaczono kodem „Gołębica” Do sześciu eskadr szturmowych F-16 zwanych w Izraelu Sufa, dołączyły dwie myśliwskich F-15 Ra'ams oraz jedna najnowszych F-35 Adir's. Za chwilę, wyszeckie maszyny ruszą nad Syrię. Oczywiście nie najprostszą drogą, ale łukiem nad Morzem Śródziemnym i Libanem. Wszystko zaś: „W celu zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom Izraela, którym podczas wykonywania misji, zagrażały syryjskie systemy przeciwlotnicze”. Tak głosił przygotowany zawczasu komunikat prasowy. Wspominał on też o stworzeniu strefy buforowej, pomijał drobiazg. Izraelczycy planowali zająć tereny, na których znajdują się złoża gazu ziemnego. Nagle ekran zamigotał i zgrupowanie nad stolicą znikło.

– Co się dzieje? Radar padł?

– Tat aluf usiłujemy to ustalić. – Podwładni starali się nie narażać na gniew szefa.

– Mamy meldunki od pilotów. Nad Tel Awiwem był widoczny rozbłysk.

– Jaki rozbłysk!

– Nie wiedzą.

 

Po kwadransie gorączkowej pracy udało się ustalić, iż w rejonie stolicy padła sieć elektryczna, nie funkcjonują telefony komórkowej, stacje radiolokacyjne i radiowe. W wielu miejscach widoczne były pożary, spowodowane przez rozbite samoloty. Informacje o poziomie promieniowania radioaktywnego ciągle się zmieniały. Wszystko wskazywało, iż za chwilę przestanie ono odbiegać od normy.

– Tat aluf, mamy coś dziwnego – meldowała Nima Zamar oficer taktyczna.

– A konkretnie?

– Samolot prosi o pozwolenia na lądowanie.

– Jesteśmy na lotnisku, co w tym dziwnego?

– Nie widać go na radarze, system identyfikacji swój obcy nie działa jak powinien.

– Pozwólcie mu wylądować, ale bądźcie gotowi w każdej chwili go zlikwidować.

– Tak jest.

 

Atar bez problemów opuścił kokpit swojego samolotu. Na pasie stało się to co się stać musiało. Obsługując go, mechanicy rozpoznali czarno-złoty symbol na śnieżnobiałej apaszce, którą miał zawiązaną pod szyją. Wzięli do niewoli i poturbowali.

 

Słońce już dawno wzeszło nad horyzontem, a w bazie Ramat Dawid panował gorączkowy ruch. Początkowy chaos udało się opanować, teraz szykowano uderzenie. Pod samoloty podwieszano uzbrojenie, pospiesznie tankowano, pilotów którzy latali w nocy, zastępowali nowi i wypoczęci. Za chwilę stalowe ptaki ruszą z odwetem. To, że nie wiedziano, tak naprawdę kto ten atak wykonał, nie miało większego znaczenia. Winni musieli być Irańczycy, toteż celem na początek miała być Syria. Wszystkich napędzała nie tylko chęć pomszczenia zabitych. Bomba neutronowa zabiła, kilkanaście tysięcy mieszkańców stolicy w tym członków sztabu generalnego. Wszyscy od szeregowca po dowódcę bazy spekulowali, kto zajmie zwolnione wakaty i kogo pociągnie do góry ze sobą. Goldberg szybko uznał, iż stopień i wysługa zapewniają mu całkiem dobrą pozycję startową do awansu. Jeszcze lepszą zapewnić może mu przetrzymywany w bazie irański pasdaran i jego samolot. Pofatygował się więc osobiście by go obejrzeć i porozmawiać z badającymi go mechanikami. W końcu to jego ludzie.

Na płycie lotniska przed hangarem stał samolot nie przypominający typowych izraelskich maszyn. Najbliżej mu było do amerykańskiego latającego skrzydła B2 Spiryt. Maszynę oplatały przewody, podpięte laptopy grupa ludzi z obsługi lotniska oraz Mossadu usiłująca rozgość, czym ta maszyna tak naprawdę jest. Szef mechaników na widok dowódcy bazy ruszył by się zameldować. Tat aluf od razu przeszedł do rzeczy.

– Dlaczego nie wciągnęliście go do hangaru?

– Chcieliśmy, ale to bydlę ma za dużą rozpiętość skrzydeł.

– Co więcej ustaliliście?

– Wygląda jak ptaszek z naszego kurnika – odrzekł dowodzący mechanikami podoficer.

– Te wnioski, to mam nadzieję, nie tylko z powodu wymalowanych na nim oznaczeń?

– To to drobiazg, ale taki dajmy na to silnik. General Electric, model z naszych Kfirów, z numerów seryjnych wynika, że faktycznie był w jednym z nich zamontowany i wraz z maszyną przekazany do rezerwy mobilizacyjnej w roku dwutysięcznym, znaczy się pięć tysięcy siedemset sześćdziesiątym wedle naszego kalendarza – poprawił się podoficer.

– Interesujące, a elektronika?

– Nasza. Oprogramowanie to miks. Systemy sterowania lotu skopiowano z Kfira i lekko podrasowano na potrzeby latającego skrzydła. Nawigacja jest żywcem przeniesiona z Sufa.

– Systemy bojowe?

– To jest najdziwniejsze… – Szef techników nie krył zakłopotania. – On ich nie ma.

– Co! – Tat aluf był w szoku.

– Teoretycznie można mu podwiesić jedną bombę. Ma zaczep na środku.

– Systemy celownicze?

– Nic, zupełne zero.

– Rozumiem – rzekł Goldberg.

– System identyfikacji swój obcy. To samo co w Sufach.

– Czemu nie działał?

– Padła mu jedna z partycji dysku i się nie wczytywał. Nasze oprogramowanie serwisowe potrafiło to naprawić.

– Pracujcie nad nim dalej.

 

Dla generała było oczywiste, iż ten samolot stworzono tylko i wyłącznie do terrorystycznych ataków nuklearnych na miasta. Jedynie one są dostatecznie dużym celem, by rzucić na nie bombę z samolotu bez celowania. Gdziekolwiek ona trafi, resztę i tak załatwi strefa zero wybuchu atomowego. Nie można nawet wykluczyć, iż od razu zaprojektowano go do ataku samobójczego. W takim razie, dlaczego ten pilot tu wylądował? Trzeba będzie porozmawiać z przesłuchującą go aluf mishne z Mossadu.

 

Stołówka w bazie lotniczej była oblężona z uwagi na porę śniadania. Generał jednak bez trudu znalazł w niej kobietę której szukał.

– Idzie ci z naszym gościem? – spytał Gilę Abergel.

– Idzie co ma nie iść. – odparła agentka Mossadu popijając kawę.

– Przyznał się do ataku?

– Aż tak daleko, to nie doszliśmy.

– Przydałoby się… – Popatrzył na nią znacząco.

– Tyle, to ja wiem. Chociaż… – Gila nad czymś się zastanawiała. – Może by poszło szybciej jakbyś mi pomógł.

– Ja ci swoich ludzi dałem od razu, dłubią przy tym jego samolocie razem z twoimi.

– Nie o to chodzi. On wie, że czeka go czapa, więc milczy. Jakby izraelski tat aluf obiecał status jeńca wojennego…

– Jeniec… – Beniamin popatrzył na nią zaskoczony. – Tyle zabitych, tyle napromieniowanych, których w zasadzie można dopisać do trupów, a ile tych, którzy zapadną na chorobę popromienną. On musi… – Przeciągnął ręko po szyi w geście dekapitacji.

– Ty to wiesz, ja to wiem, ale zanim sąd skaże go na śmierć, warto by było dowiedzieć się, czy oni nie mają jeszcze więcej takich bomb.

– Zły policjant, dobry policjant. – Domyślił się Goldberg.

– Dokładnie tak. – Uśmiechnęła się agentka.

 

Siedzący za stołem więzień nosił ślady obróbki przez ludzi wywiadu, ale zdaniem Beniamina trzymał się nadspodziewanie dobrze.

– Wiemy, kim jesteś i co zrobiłeś – powiedziała Gila.

– Najwyżej wam się wydaje, iż cokolwiek rozumiecie z tego co się stało. – Irańczyk uśmiechnął się bezczelnie.

– Dobrze, niech ci będzie. – Tat aluf machnął ręką. – Oświeć nas.

– Nazywam się Atar Bahram.

– Kłamiesz – stwierdziła Gila. – Nazywasz się Moshen Czamran, jesteś porucznikiem z irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, pieprzonych pasdaran! Prawą ręką generała Ghasema Solejmani.

– Porucznik Czamran dwa tygodnie temu został ciężko ranny, gdy ogniem kałasznikowa zniszczył waszą rakietę lecącą w stronę wozu dowodzenia z generałem Solejmanim. Niestety trafiła go fala odłamków. Rosjanie zaoferowali mu leczenie. Przeszedł operację w Moskwie i teraz jest na rehabilitacji w Soczi. Artykuł o tym, wraz ze zdjęciami znajdziesz na sputniku.

– Żaden człowiek nie jest w stanie trafić z karabinu automatycznego lecącej w jego stronę rakiety. – Goldberg uśmiechnął się do przesłuchiwanego. – Za długo robię w lotnictwie by kupić takie opowieści. Oglądałem twoją maszynę, to samolot dla kamikadze. Ty chciałeś żyć, dlatego tu wylądowałeś. Czy było was więcej? Gdzie jest bomba atomowa z twojego samolotu. Ile Iran ich ma? Pomóż nam, a będziesz mieć status jeńca. Co tam jeńca, załatwimy ci świadka koronnego. Dobre bogate życie w Ameryce. Nie służ dalej tym, którzy skazali cię na śmierć.

– Skoro jesteś pilotem, to pewnie wiesz, że samolot którym przyleciałem, zabiera za mało paliwa by dolecieć tu z Iranu. Zresztą, o czym mowa, maszyna jest izraelska do szpiku kości: malowanie, elektronika, silniki, wszystko wasze. Irańczycy nie mieli szans by kupić takie graty.

– Jest taka teoretyczna możliwość, że odzyskali je z wraków zestrzelonych nad Syrią samolotów? – Beniamin powiedział to wyjątkowo cicho.

– Oficjalnie Izrael nie stracił nad tym krajem żadnej maszyny od wielu lat. – Spojrzenie Irańczyka było przepojone ironią.

– A czy ja się upieram, że to było oficjalnie. – Tat aful uśmiechnął się z kupiecką szczerością. – Coś poleciało, coś się zgubiło, coś się pomyliło i mogło tak wyjść, że jakiś stary Kfir się wpisał zamiast w straconych, to w zezłomowanych.

– Posłuchaj, gnoju! – Gila znów się uaktywniała. – Choćbyś przyleciał na latającym dywanie, to i tak zabiłeś dziesiątki tysięcy ludzi bombą irańską atomową.

– Iran nie ma takiej broni. Nie to co wy. – Tym razem złośliwy uśmiech z twarzy Atara starł dopiero cios pięści agentki.

– My doskonale wiemy, co wy testowaliście w dwa tysiące trzynastym na poligonie atomowym w Korei Północnej! – krzyczała Izraelitka.

– Nic nie wiecie. Wasz kapuś, który tam poleciał w irańskiej delegacji, gdzieś wyparował, może nawet dosłownie…

– Po co ci to? – Goldberg spoglądał na Irańczyka z wystudiowanym smutkiem. – Chciałeś żyć, teraz drażnisz tych którzy mogą cię ocalić. Ona ma cię dość. – Wskazał na agentkę. – Jak się wścieknie i cię zabije, to zamiast do raju trafisz do piekła. Wykaż dobrą wolę, dogadajmy się. Za tydzień, może miesiąc Amerykanie rozniosą Iran. Świat pasdanów przestanie istnieć, a ty nadal możesz dobrze żyć.

– Jestem Atar Bahram, perski pan ognia. Przez wieki byłem w piekle, choć stąpałem po ziemi. Dzięki zrozumieniu słów proroka znów jestem silny, a moje niebo ma barwę płomieni.

– Czym wy go naszprycowaliście? – Goldberb spojrzał na agentkę.

– To nie nasza robota, kwas kanarkowy tak nie działa – odrzekła Gila.

– No tak wy jeszcze nic nie rozumiecie. – Atar zdawał się być zmartwiony.

– Co my mamy nie rozumieć. My wszystko rozumiemy. Pasdarani wyprali ci mózg, sklecili samolot ze zdobycznych części, kupili od Koreańczyków bombę i zrzucili na nas. Teraz się zemścimy. Amerykanie dzięki niej dobiorą się do waszych pól roponośnych, a my weźmiemy sobie kawałek Syrii ze złożami gazu. – Agentka popatrzyła na więźnia z pogardą.

– Tak mogło by być, gdyby nie to, co się teraz dzieje ponad żelazną kopułą tego bunkra. – Atar puścił oko do Beniamina.

– Żadna faza nie trwa wiecznie. Damy ci parę minut na ochłonięcie i wrócimy porozmawiać – rzekła agentka.

– Jak wyjdziecie, możecie mnie już nie zastać. Mam jeszcze coś do zrobienia.

– Będzie to musiało poczekać, bo my cię stąd nie wypuścimy – rzekł Beniamin.

– Dowcip polega na tym, że nie możecie mnie zatrzymać.

Ku zdumieniu Izraelczyków Atar rozdzielił się. Przy stole przesłuchań został gliniany posąg w zniszczonym izraelskim kombinezonie lotniczym, a postać w nienagannie utrzymanym mundurze polowym Korpusu Strażników Rewolucji przeniknęła kajdany i stół stając przy drzwiach.

– Co to jest! Co tu się dzieje! – krzyczał Goldberg.

– Tak jak mówiłem, mam jeszcze coś do zrobienia.

– Ale… – Beniamin wskazał ręką glinianą figurę

– A to. – Irańczyk uśmiechnął się złośliwie. – Zwraca wam pilota, golema, którego pożyczyłem. Z tego co wiem, takich jak on dostarcza oddział specjalnego przeznaczania „Rav Sariel”. Generale przecież nie raz słałeś do ataków na cele specjalnego znaczenia, na przykład wrogie radary, łamaczy blokad. Nie mów, że nie wiedziałeś kim są lotnicy dostarczani przez Mossad do takich zadań.

– Ty draniu – Gila wyszarpnęła pistolet z kabury i zaczęła strzelać.

– To ja lecę. – Atar roześmiał się raz jeszcze i zniknął.

 

Na wieży lotniska w Ramat Dawid panował chaos o skali porównywalnej do tej, która ogarnia płonący burdel podczas wkroczenia Armii Czerwonej. Izraelski system przeciwlotniczy noszący dumne miano Żelaznej Kopuły, odtworzony z trudem po nocnym ataku na Tel Awiw oszalał. Strzelał do wszystkiego, co było w na niebie, niezależnie czy to był samolot pasażerski, izraelski myśliwiec, czy palestyńska rakieta. W zamieszaniu nikt nie zauważył, iż izraelski Kfir, przeznaczony do misji specjalnej,  poleciał do Egiptu.

 

Na balkonie położonej niedaleko Czabahar willi trzech mężczyzn spoglądało na wody Zatoki Omańskiej.

– Panowie, gratuluję sukcesu. – Generał Ghasema Solejmani, wprost promieniował dumą.

– Ku chwale Korpusu Strażników Rewolucji – odrzekli jednocześnie Atar Bahram i Baal Haddu.

– Przyznam, iż trochę się bałem, zarówno rozmachu waszego planu, jak i tego kim jesteście, ale wszystko poszło idealnie. Twoja konferencja w Kairze, gdzie jako izraelski pilot twierdziłeś, iż Tel Awiw został zniszczony przez wypadek podczas transportu izraelskiej broni nuklearnej, to był majstersztyk. Na dodatek swoją dezercję tłumaczyłeś odmową udziału w ludobójczym ataku nuklearnym na Teheran, na dowód czego przedstawiłeś uzbrojenie Kfira.  – Generał zwrócił się do Bahrama.

– Nie poszłoby nam tak dobrze, gdyby nie pomysł generała, aby samolot do pierwszego ataku był wykonany z izraelskich części. – Atar słodził przełożonemu.

– Na szczególną pochwałę zasługują też żołnierze korpusu, którzy złożyli maszynę na pokładzie „Seeadlera” – dodał Haddu.

– To było genialne. Liberyjski cywilny kontenerowiec, płynący z Szanghaju do Soczi. Olbrzymia jednostka, a zarazem niemal niewidzialna wśród setek innych. Podmiana kilku kontenerów na Oceanie Indyjskim, start z wody na Morzu Śródziemnym. Do tej pory nikt nas nie podejrzewa, choć statek po drodze rozładowywał się i w Mersin i w Stambule. No i to co zrobiliście z izraelskim systemem przeciwlotniczym. Dzięki temu nikt im nie wierzy, gdy usiłują nas oskarżać.

– Kiedy odtwarzali system, posiłkowali się cywilnymi serwerami. Wystarczyło, że Baal wpuścił im w odpowiednim momencie wirus. – Bahram pochwalił kolegę.

– Grunt, że dzięki Atarowi przestaną wysyłać, przeciwko nam golemy. – Solejmani promieniał szczęściem. – Odpocznijcie tu przez miesiąc, a potem znów chętnie zobaczę was przy mym boku na froncie.

– Ku chwale Korpusu Strażników Rewolucji! – Atar i Haddu prężyli się w postawie na baczność.

Gdy generał się oddalił. Baal konspiracyjnym szeptem zapytał.

– Czujesz to?

– Mówisz o przypływie mocy.

– Wierzą w nas, generał, oficerowie pasdaran, a nawet Izraelczycy.

– Widać Allach tak chciał. – Atar lekko się uśmiechnął. – Kiedyś, chcieli mój płomień i twoje błyskawice zdusić żelazną kopuła islamu a tymczasem…

– Tymczasem, sugeruję udać się na basen w ogrodzie willi. Chichoty jakie stamtąd dochodzą sugerują, iż nie będzie problemu z nowymi żonami na najbliższą noc.

– Chodźmy.  Czuję, że tam czeka na mnie Nazani.

Koniec

Komentarze

Zacznę od tego, że wolę pierwszą wersję od tej.

 

A po drugie – serio? “Mokry sen” na temat posiadana kilku żon? Jeżeli główny bohater ma dwie, to znaczy, że jest bogaty. Ale czytając tekst mam wrażenie, że chodzi Ci bardziej o “małżeństwa tymczasowe”. Rozwody w islamie są prostsze od tych np. w kościele rzymsko – katolickim, ponieważ dochodzi do całkowitego unieważnienia związku, ale powiedzenie formułki nie starczy. Żeby Twój główny bohater się rozwiódł, musi być obecny imam – a to dotyczy właśnie “małżeństw tymczasowych”. Oficjalne wymagają papierów urzędowych. Poza tym, nie wiem czy to jest stosowane w Iranie, ale zgodnie z prawem koranicznym, mężczyznę obowiązują alimenty, nawet jeśli nie ma dzieci. A po drugie, bycie żoną męczennika to jest coś. Żadna kobieta żyjąca w etosie męczeńskiej śmierci męskiego członka rodziny nie zdecyduje się na rozwód. Piszesz w końcu o Iranie.

“Małżeństwa tymczasowe” w islamie sunnickim są zakazane. Zostały w tradycji szyickiej, ale nie są specjalnie poważane, bo wiadomo o co chodzi. Pan chciałby sobie ulżyć, ale jest tak “religijny”, że ma małżonkę na jedną noc. Jak pisałam wcześniej, na to trzeba sporo zachodu i nie mającego nic przeciwko imama.

Ponieważ wybrałeś Iran – w rozmowach musi też padać coś na temat Ahl Al Bayt, czyli rodzinie Proroka Muhammada. Iran jest krajem islamu szyickiego, więc odniesienia do np. imama Ali ibn Taliba i jego synów byłaby bardzo na miejscu.

Kiedyś, chcieli mój płomień i twoje błyskawice zdusić żelazną kopuła islamu a tymczasem…

To byłby dobry moment. Szyici nie zgadzają w paru punktach z sunnitami, a mniejszości tej sekty na przestrzeni islamu są prześladowane. Mało kto w sunnickich krajach jak Egipt, przyzna się do bycia szyitą. Więc nawet oświadczenie pilota w Egipcie jest mało prawdopodobne. Egipt nie za bardzo ufa Iranowi, bo są naturalnymi przeciwnikami. To bujda, że kraje muzułmańskie są jakoś specjalnie zjednoczone. Ale wiem, to historia alternatywna, ale raczej umieszczona bliżej naszych czasów, więc aktualna sytuacja polityczna wydaje się mi na miejscu.

Co się zmieniło w stosunku do pierwszej wersji, którą już czytałam?

Babska logika rządzi!

Masz nieco rozbudowaną postać Antara.

Deirdriu wybrałem szyitów z Iranu ponieważ mają oni coś w rodzaju kultu świętych czego nie ma w islamie sunnickim. Założenie było takie, iż bogowie z perskiej mitologii po to zaciągnęli się do pasdaran i wykonują spektakularne misje bojowe by być przez członków tej formacji traktowani jako “święci” i w ten sposób zyskać dostęp do energii będącej wynikiem tej wiary.

 

Finklo, pytasz co się zmieniło w stosunku do wersji nr 1. Wydaje mi się, że opowiadanie jest nieco lżejsze, zabawniejsze i logiczniejsze.  No i oczywiście błędy wskazane np w dialogach z wersji pierwszej już są poprawione ;)  

MPJ, naprawdę, jestem orędowniczką Twojego pomysłu, bo mi się podoba, po prostu, ale to co mi piszesz, nie jest zawarte w tekście, w ogóle. O tym w co wierzą szyici Ci już napisałam – Ahl Al Bayt, imamowie (w zależności od odłamu, jest ich różna liczba). Elementy tego są obecne w sufizmie i nawet wśród sufi z krajów sunnickich, darzą równie silnym uczuciem Ahl Al Bayt co szyici. Święci w Twoim opowiadaniu to męczennicy, a kult męczenników też ma ważne miejsce (o ile nie najważniejsze) w kulturze i religijności Irańczyków. Dziwię się, że nie użyłeś w tekście żadnego arabskiego określenia jak mudżahedin. Jest ono dobrze znane też Izraelczykom. Inna sprawa jest taka, że przy każdym sukcesie irańskim, musi być obecna osoba z kręgów religijnych.

Może myślisz, że się czepiam ;P

Przeczytałem i powiem szczerze – lepszy początek miała wersja pierwotna. Lepiej podkreślała tajemnicę i intrygowała.

Środek i końcówka w obu ostrzegam tak samo – raczej nie rozwiązują zagadki w ciekawy sposób, walkę opisują skrótowo, a samo zakończenie, mocno otwarte, nie zachęca, by dalej poznawać świat przedstawiony.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Też nie jestem przekonana do zmian (choć więcej Irańczyka to lepiej), zwłaszcza że zostało nadal sporo wkurzających drobiazgów edytorskich (sorry za pomieszaną kolejność):

 

“Posłuchaj gnoju!” – brak przecinka

 

“Porucznik Czamran, dwa tygodnie temu został ciężko ranny” – ten konkretny przecinek niepotrzebny

 

“Zwraca, wam pilota, golema którego pożyczyłem.” – tu z kolei przecinki wstawione całkowicie przypadkowo i niestety niepoprawnie

 

“Na wieży lotniska w Ramat Dawid panował chaos porównywalny jedynie do tego, który ogarnia płonący burdel podczas wkroczenia Armii Czerwonej.” – coś się pokićkało z tym porównaniem, źle skonstruowane zdanie podrzędne

 

Mam wrażenie, że o współczesnej obywatelce państwa Izrael nie mówi się Izraleitka, ponieważ nie mówi się Izraelita, ale Izraelczyk. Czyli analogicznie powinno być Izraelka.

 

“– Ku zdumieniu Izraelczyków Atar rozdzielił się. Przy stole przesłuchań został gliniany posąg w zniszczonym izraelskim kombinezonie lotniczym, a postać w nienagannie utrzymanym mundurze polowym Korpusu Strażników Rewolucji przeniknęła kajdany i stół stając przy drzwiach.” – mam wrażenie, że to nie jest fragment dialogu, ale opis tego, co się stało?

http://altronapoleone.home.blog

Deirdriu masz rację, pewnych kwestii nie zawarłem w tekście. co do mudżahedinów, itp zwrotów nie użyłem ich bo w moim odczuciu kojarzą się one z konkretnymi rejonami gdzie prowadzone były walki np Afganistanem.

 

Co do sposobu zawierania małżeństw i błyskawicznych rozwodów, zdaje się że kiedyś czytałem artykuł w Playboy’u gdzie sugerowano właśnie tego typu praktyki w Iranie. Miało to na celu unikanie problemów związanych z seksem pozamałżeńskim tzn. sankcji karnych np. kamieniowania

NoWhereMan uwagi cenne ale trzeci raz raczej nie przeredaguję tego opowiadania :)

 

 

drakaina postaram się dziś po południu wprowadzić wskazane poprawki. 

 

 

No cóż, przeczytałam drugą wersję Żelaznej Kopuły i jakkolwiek pojęłam nieco więcej, to nie mogę powiedzieć, że historia przypadła mi do gustu.

 

– Wiem Na­za­ni– Atar, prze­su­nął rękę po jej de­li­kat­nej skó­rze. –> Brak spacji przed drugą półpauzą.

 

– Puł­kow­ni­ku, to bar­dzo miłe, – rze­kła Pari… –> Przed półpauzą nie stawia się przecinka.

 

ale łu­kiem nad Mo­rzem śród­ziem­nym i Li­ba­nem. –> …ale łu­kiem nad Mo­rzem Śród­ziem­nym i Li­ba­nem.

 

„W celu za­pew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa oby­wa­te­lom Izra­ela, któ­rym pod­czas wy­ko­ny­wa­nia misji, za­gra­ża­ły sy­ryj­skie sys­te­my prze­ciw­lot­ni­cze.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Ob­słu­gu­jąc go me­cha­ni­cy, roz­po­zna­li czar­no-zło­ty sym­bol ze śnież­no­bia­łej apasz­ki… –> Raczej: Ob­słu­gu­jąc go, me­cha­ni­cy roz­po­zna­li czar­no-zło­ty sym­bol na śnież­no­bia­łej apasz­ce

 

teraz szy­ko­wa­no ude­rze­nie. Pod sa­mo­lo­ty pod­wie­sza­no uzbro­je­nie, po­spiesz­nie je tan­ko­wa­no, pi­lo­tów któ­rzy la­ta­li w nocy, za­stę­po­wa­li nowi i wy­po­czę­ci. Szy­ko­wa­no odwet. –> Czy tankowano uzbrojenie?

Powtórzenie.

 

sto­pień i wy­słu­ga za­pew­nia­ją mu cał­kiem dobra po­zy­cję… –> Literówka.

 

Dobre bo­ga­te życie w ame­ry­ce. –> Dobre, bo­ga­te życie w Ame­ry­ce.

 

na po­li­go­nie ato­mo­wym w Korei Pół­noc­nej! – krzy­cza­ła Izra­elit­ka. –> Za SJP PWN: Izraelitka (przedstawicielka narodu żydowskiego w epoce Starego Testamentu)

 

Agen­ta po­pa­trzy­ła na więź­nia z po­gar­dą. –> Literówka.

 

Izra­el­ski sys­tem prze­ciw­lot­ni­czy no­szą­cy dumne miano Że­la­zne Ko­pu­ły… –> Chyba miało być:  …dumne miano Że­la­znej Ko­pu­ły… 

 

Nie po­szło by nam tak do­brze… –> Nie po­szłoby nam tak do­brze

 

Atar i Haddu prze­ży­li się w po­sta­wie na bacz­ność. –> Przeżyli się wzajemnie, stojąc na baczność? ;)

A może miało być: Atar i Haddu prę­ży­li się w po­sta­wie na bacz­ność.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Deirdriu masz rację, pewnych kwestii nie zawarłem w tekście. co do mudżahedinów, itp zwrotów nie użyłem ich bo w moim odczuciu kojarzą się one z konkretnymi rejonami gdzie prowadzone były walki np Afganistanem.

 

Mudżahedin czy szahid nie są określeniami charakterystycznymi dla jakichś konkretnych rejonów. Są one po arabsku i ogólnie rozpoznawane. Problematyczny jest “talib”, ponieważ to znaczy po prostu uczeń.

Poprawki naniosłem, sorki ze dopiero teraz.

 

Co do Izraelitki i Izraelki to drugie słowo brzmi mi jakoś tak… No po prostu nie podchodzi. Nie wiem może dla tego, że słowa Izraelita/Izraelitka w stosunku do Żydów częściej spotykałem w literaturze i nie myślę tu Biblii ale o zbiorach przedwojennych kawałów. ;)

 

Nowa Fantastyka