- Opowiadanie: Draquo Storm - Pazur - część 3 cyklu Belisarius

Pazur - część 3 cyklu Belisarius

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pazur - część 3 cyklu Belisarius

Obudził go dzwonek telefonu. Chciał go zlekceważyć, bo widział, że jest jeszcze ciemno, ale natrętny dźwięk nie dawał za wygraną. Dzwonił, i dzwonił. Odrzucił kołdrę na drugą połowę łóżka i rzucił się do biurka, gdzie leżała komórka.

– Dębski, słucham. – powiedział do słuchawki

– Panie komisarzu, tu aspirant Kucięba. – usłyszał – Przepraszam, że pana budzę tak wcześnie, ale znaleziono zwłoki.

Dębski spojrzał na zegarek, który pokazywał 3:41 i westchnął.

– Gdzie jesteście? – zapytał ruszając w stronę łazienki. Zamierzał wziąć szybki prysznic przed wyjściem. Trup mu przecież nie ucieknie – Są świadkowie?

– Nie panie komisarzu. Nikt nic nie widział. – odparł Kucięba – Jestem w parku obok Pomnika Powstańców.

– Lekarz już jest? – spytał Dębski

– Dzwonił, że będzie za piętnaście minut. – odparł aspirant

– W porządku, niech na mnie poczeka. Będę za pól godziny. Do zobaczenia. – powiedział Dębski i rozłączył się

Prysznic odgonił resztki snu i po około trzydziestu minutach Dębski dotarł do parku. Zaparkował samochód obok karetki za policyjnymi radiowozami.

– Cześć Paweł! – powiedział podając rękę Kuciębie, a następnie uścisnął dłoń doktora Zalewskiego – Witam panie doktorze, obejrzymy sobie denata?

– Po to tu przecież przyjechaliśmy w środku nocy. – powiedział lekarz krzywiąc się

Dębski uśmiechnął się w duchu. Zalewski był lekarzem sądowym od paru lat, ale do tej pory nie mógł przywyknąć do takich nagłych wezwań. W sumie Dębski mu się nie dziwił. Pracował w Policji już piętnaście lat, a mimo to widok trupa nadal działał na niego deprymująco.

– Kto znalazł ciało? – spytał komisarz idąc razem z Kuciębą i Zalewskim w głąb parku

– Grupka nastolatków wracająca z imprezy. Spisaliśmy ich zeznawania i odesłaliśmy ich na komendę, gdzie czeka już psycholog. – odparł aspirant, a Dębski skinął zadowolony głową. Lubił jak sprawy idą tak sprawnie. – Z ich zeznań wynika, że to może być ten sam psychol, co miesiąc temu.

– Pazur? – spytał Dębski, a Kucięba potwierdził.

Dębski zgrzytnął zębami i ruszył szybszym krokiem w stronę, gdzie widział już taśmę odgradzającą miejsce zbrodni od całej reszty. Nienawidził morderców psychopatów, a zresztą kto ich lubił? Może tylko dzieciaki oglądające horrory w stylu „Koszmaru z ulicy wiązów". Spytali techników czy już można wejść, a gdy ci potwierdzili przeszli pod taśmą i stanęli obok trupa. Zalewski ściągnął z ramienia dźwiganą przez siebie torbę i położył ją na chodniku. Trup leżał przy chodniku, tuż za drewnianą ławeczką. Lekarz nałożył na dłonie jednorazowe rękawiczki i pochylił się nad ciałem.

– Może mi ktoś poświecić? – zapytał. Latarnia obok ławki oczywiście nie działała.

Kucięba podszedł do techników i po chwili wrócił ze sporą latarką dającą mocny i jasny snop światła. Denat, a właściwie denatka leżała w kałuży krwi, jej brzuch był rozerwany, a wnętrzności wylewały się na zewnątrz. Dziewczyna nie miała twarzy, została zerwana razem ze skórą. Mogła mieć około dwudziestu lat. Tak, to bez wątpienia była robota tego samego mordercy, co miesiąc temu.

– Doktorze? – Dębski zwrócił się z napięciem w głosie do badającego uważnie ciało zabitej Zalewskiego – Czy to on?

– Wygląda na to, że to ten sam morderca. Nie jestem tego w stanie stwierdzić tu na miejscu, ale jeżeli w trakcie sekcji znajdę opiłki żelaza wokół ran to będziemy mieć pewność co do tego, że zabił ją ten sam sukinsyn. – odparł lekarz

– Do południa chcę mieć wszystkie papiery Pawle. Dane zabitej, zeznania tych nastolatków, wyniki sekcji zwłok oraz raport techników. Może tym razem morderca zostawił jakiś ślad. – powiedział Dębski stanowczym głosem

– Tak jest panie komisarzu. – odparł Kucięba, a ton w jakim to powiedział sprawił, że Dębski posłał mu badawcze spojrzenie. No tak aspirant miał przecież siostrę w wieku zamordowanej.

Dębski wrócił do samochodu, była szansa, że złapie może jeszcze jakąś godzinkę snu.

*

 

Dębski wszedł do komisariatu. Był gładko ogolony i starannie uczesany. Ubrany był w niebieskie jeansy, szary t-shirt i jeansową katanę. Szybko dotarł do swojego biurka w gabinecie, który zajmował razem z Kuciębą i jeszcze jednym aspirantem, ale ten ostatni był na chorobowym. Kucięby też nie było obecnie w gabinecie, ale na biurku, Dębskiego piętrzyły już się dokumenty, o które prosił w parku. Najpierw zajrzał do wyników sekcji. Pominął nieinteresujące go fragmenty dotyczące przyczyny śmierci, bo po pierwsze ta była oczywista, a po drugie jeśli to ten sam facet to Zalewski napisał tam to samo co ostatnio – „Śmierć nastąpiła w wyniku wykrwawienia spowodowanego rozerwaniem jamy brzusznej." – znalazł to czego szukał – „Wykryto opiłki żelaza zarówno wokół rany na brzuchu jak i twarzy ofiary. Sądząc po charakterze zadanych obrażeń narzędziem zbrodni mogła być wykonana z żelaza pazury umieszczone na dłoni mordercy." To był on. Psychopata, którego prasa ochrzciła Pazurem. Raport techników nie wniósł niczego znaczącego – brak odcisków palców, niedopałków papierosa, włókien materiału, spermy. Dopiero na końcu Dębski dostrzegł coś nowego i ważnego. Pod paznokciami ofiary znaleziono fragmenty skóry nienależącej do denatki. To już coś! W dzisiejszych czasach dysponując materiałem genetycznym mordercy łatwiej go było złapać. Nastolatki zeznały, że w parku nie było nikogo oprócz nich, chociaż jedna z dziewczyn mogłaby przysiąc, że widziała przez sekundę człowieka w świetle jednej z działających latarni, ale nie była w stanie nic o nim powiedzieć poza tym, że był to mężczyzna i to raczej wysoki. Mógł to być tylko jeszcze jakiś inny przechodzień, który uciekł zobaczywszy ciało, albo, który nawet go nie zauważył idąc przez park. Jeżeli jednak był to ich morderca to przynajmniej można było wykluczyć wszystkie kobiety i niskich mężczyzn, a to już coś, ale żeby cokolwiek wykluczyć trzeba kolejnego świadka, a więc i kolejnego trupa. Tego zaś Dębski chciał uniknąć za wszelką cenę. Zerknął na kalendarz, na którym naga panienka prezentowała swoje wdzięki. Wampir zaatakował poprzednio miesiąc temu, dokładnie miesiąc temu. To oznaczało, że mieli około trzydziestu dni, żeby spróbować go znaleźć. Inaczej w jakimś parku zostanie znaleziona kolejna kobieta. Zajrzał do danych denatki.

 

Nazwisko i imię: Kopańska Zofia

Wiek: 21

Zawód: brak, studentka socjologii na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach

Miejsce zamieszkania: ul. Wolności 12, Knurów 44-190, woj. śląskie

Wzrost: 166cm

Waga: 58kg

Kolor włosów: czarne

Kolor oczu: niebieskie

Najbliższa rodzina: Józef i Dominika Kopańscy zamieszkali przy ul. Wolności 12, Knurów 44-190, woj. śląskie

 

Dziewczyna była, więc miejscowa i tak jak poprzednia studentką z Katowic tyle, że tamta studiowała w szkole niepublicznej, ale miała również 21 lat. Wniosek nasuwał się sam. Facet najprawdopodobniej był z Knurowa i miał coś do studentek. Chyba, że bycie studentem było tu tylko zbiegiem okoliczności i chodziło o młode i ładne dziewczyny. Niemniej pomiędzy ofiarami były zbieżności, których nie można było zlekceważyć. Zakładając, że faktycznie morderca ma jakiś uraz do studentek to, gdzie mógł je namierzyć? Ofiary uczyły się na różnych uczelniach, więc o ile facet nie kursuje pomiędzy tymi uczelniami to Dębski podejrzewał, że zauważył je, gdy wracały do domu. Do Knurowa był tylko jeden bezpośredni autobus, jadąca w obie strony 120ka. Oprócz tego były jeszcze autobusy do Gliwic i Zabrza, nie wspominając o pociągach jadących z gliwickiego dworca. Jeżeli więc facet nie krąży pomiędzy uczelniami to tylko w takich sytuacjach mógł zauważyć ofiary. Trudna sprawa. Tymi, środkami transportu jeżdżą codziennie setki osób i szansa, że ktoś coś zauważył jest znikoma. Niemniej chyba trzeba się będzie postarać o jakieś plakaty, które rozwiesi się autobusach i pociągach. Westchnął sięgając po słuchawkę telefonu.

*

 

Plakaty pojawiły się w rekordowym jak na polskie warunki czasie czterech dni od znalezienia zwłok Zofii Kopańskiej i z początku nie przyniosły żadnych rezultatów, aż do momentu, gdy po kolejnych dwóch dniach bezowocnych działań, kiedy Dębski wracał do siebie z mieszkania Kasi, kobiety z którą się spotykał od paru miesięcy i miał nadzieję związać się kiedyś na poważnie. Znalazł wtedy, bowiem na biurku w swoim mieszkaniu wiadomość, która zdecydowanie przyśpieszyła tempo wydarzeń oraz jego tętno.

 

Wszedł do mieszkania i spokojnie ściągnął buty i kurtkę, była już połowa października i wieczory były chłodne. Tak jak miał to w zwyczaju ruszył w stronę biurka by rzucić na nie kluczyki samochodu i wtedy dostrzegł na blacie biurka kartkę papieru zapisaną drukowanym pismem. Z całą pewnością nie było jej tu kiedy rano opuszczał mieszkanie, więc błyskawicznie wyciągnął broń z kabury i obszedł całe mieszkanie, ale nic nie znalazł. Okna były nienaruszone i nie zauważył żadnych śladów manipulacji przy zamkach w drzwiach. Założył trzymane w szafie zimowe rękawiczki i wrócił do biurka by obejrzeć kartkę. Była to zwyczajna biała kartka, jakich dziesiątki używało się do drukowania tekstu. Zaczął czytać pozbawione indywidualnego styli drukowane litery i wyrazy:

 

Panie komisarzu

 

Jestem w posiadaniu informacji dotyczących mordercy o żelaznych pazurach. Mam szczerą nadzieję, że da się pan namówić na spotkanie w tej sprawie. Jeżeli nie sprawi to panu problemu to chciałbym bym odbyło się ono w restauracji „777" jutro o godzinie 16. Nie zależy mi na spotkaniu w większym gronie, dlatego też proszę o to by nie ciągnął pan za sobą pana Kucięby, ani żadnego innego funkcjonariusza. Oczywiste jest, że jeżeli nie przyjdzie pan sam to do spotkania nie dojdzie.

 

Z poważaniem

 

Przyjaciel

 

Dębski nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Autor listu nie wydawał się być niezrównoważonym, szukającym rozgłosu człowiekiem. Nie, to był ktoś myślący trzeźwo i najwidoczniej był doskonale zorientowany, z kim pracuje Dębski. Z całą pewnością trzeba będzie oddać ten list do analizy, ale Dębski jakoś wątpiłby chłopcy od odcisków palców coś znaleźli. Ten facet był za mądry na to by je zostawić. Pozostawało pytanie iść, czy nie iść? A jeśli iść, to samemu czy z obstawą? I jak do kurwy nędzy ten koleś wszedł do jego mieszkania?! Istniało pewne rozwiązanie – można było zadzwonić do kolegów w Gliwicach, aby to oni byli jego obstawą. Raczej wątpliwe, aby tajemniczy „przyjaciel" znał wszystkich policjantów pracujących w tym mieście. Ale nie uśmiechało mu się proszenie o pomoc w śledztwie kogoś z zewnątrz. Oczywiście chodziło tu o jego, Dębskiego ego. Nie to, żeby nigdy nie potrzebował pomocy, ale zawsze prosił o nią ludzi z zewnątrz niechętnie i to wtedy, gdy już sam autentycznie nie umiał sobie poradzić ze sprawą. Dębski nie uważał, że nadszedł taki właśnie moment. Oprócz tego ten „przyjaciel" mógł mu założyć pluskwę w telefonie stacjonarnym, więc nie mógł dzwonić w tej sprawie. Miał jeszcze służbową komórkę, ale podsłuchanie rozmowy z niej to banał. Mógł, co prawda załatwić wszystko jutro rano na komisariacie, ale coś w jego umyśle sprzeciwiało się nie posłuchaniu prośby zawartej w liście. Coś mu mówiło, że pisząca go osoba nie ma złych zamiarów względem niego. Przecież, gdyby „przyjaciel" chciał go zabić to miał tysiące okazji do tego i nie musiał odstawić całej szopki z listem. Dębski długo nad tym myślał i około północy podjął decyzję. Pójdzie na to spotkanie, ale poinformuje o tym, gdzie idzie Kuciębę. Mógł się przecież mylić co do autora listu. Schował list do przezroczystej koszulki, a następnie do szarej dużej koperty.

*

 

Przed wejściem do lokalu rozpiął kurtkę i sprawdził czy broń łatwo wychodzi z kabury i dopiero wtedy pociągnął drzwi do siebie i wszedł do środka. Dębski rozejrzał się, ale nie dojrzał niczego szczególnego. W pewnym momencie poczuł jednak na sobie czyjeś uporczywe spojrzenie i wkrótce dojrzał mężczyznę wpatrującego się w niego. Był to słusznego wzrostu ksiądz o przyjaznej twarzy. Ruszył w jego stronę i wkrótce zatrzymał się przy jego stoliku.

– To miejsce jest wolne proszę księdza? – zapytał komisarz wskazując na drugie z dwóch krzeseł stojących przy tym stoliku, a gdy uzyskał potwierdzenie usiadł – Czy to ksiądz jest „Przyjacielem"?

– Nie jest to moje imię, ale istotnie mam wobec pana komisarzu przyjazne intencje. – odparł tamten przyjemnym niskim głosem

Dębski przyjrzał się uważnie swojemu rozmówcy. Był dość młody, miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, czarne włosy, niebieskie oczy oraz pociągłą dość sympatyczną twarz. Facet ubrany był cienki sweter -190, spod którego wystawał kołnierzyk koszuli z koloratką i jeansy.

– Więc jak się mam do księdza zwracać? – zapytał Dębski

– Nie trzeba tak oficjalnie. – powiedział ten mężczyzna uśmiechając się – Niech będzie Paweł.

– A wiec, Pawle masz dla mnie jakieś informacje? Jeśli tak to chętnie posłucham. – powiedział Dębski uważnie wpatrując się w rozmówce. Był całkiem niezły w rozpoznawaniu tego czy rozmówca mówi prawdę czy nie

– Tak mam, ale pozwoli pan komisarzu, że najpierw coś zjem? Czekam tu jakiś czas i troszkę zgłodniałem. – powiedział Paweł

Dębski skinął głową, a Paweł zamówił u kelnerki dużą sałatkę warzywną i wodę mineralną. Dębisk zamówił pepsi.

– Pan nie jest głodny? – spytał siadając

– Jadłem już. – odparł Dębski

Tamten skinął głową i kiedy kelnerka przyniosła ich zamówienie zajął się pochłanianiem kupionego jedzenia. Dopiero jak po wszystkim pociągnął solidny łyk z kubka spojrzał znowu na Dębskiego.

– Czy wiecie już coś o tym mordercy? – spytał Paweł – Cokolwiek?

Dębski uniósł w zdziwieniu brwi. Cisnęła mu się na usta odpowiedź, że to on jest od zadawania pytań, ale pohamował się.

– Z całą pewnością to mężczyzna i to raczej miejscowy. – odparł Dębski

– Skąd to wiadomo? – spytał Paweł

– Jeden świadek widział kogoś na miejscu zbrodni. A to, że jest z Knurowa lub jego najbliższych okolic wnioskuję z tego, że takie kreatury lubią zabijać na znanym sobie terenie. – odparł Dębski tłumiąc swoje zniecierpliwienie – Facet nie zostawia śladów więc na razie nie wiemy nic więcej. Może, więc Ty nam pomożesz Pawle?

– Taki jest mój zamiar. – odparł poważnym tonem Paweł – Wiem jak ten facet wygląda.

– Tak? – Dębski pochylił się lekko do przodu słuchając Pawła

– Widziałem go jak popełniał pierwszą zbrodnie oraz później na ulicy w Knurowie. – powiedział Paweł

– Jest pan pewny, że to była ta sama osoba? Może to był ktoś bardzo podobny? – dopytywał Dębisk pochylając się w stronę duchownego

– Z całą pewnością, to był on. Po tym jak widziałem go zabijającego tamtą biedną dziewczynę nie zapomnę jego twarzy. – powiedział kategorycznie Paweł – Nie powinien pan tego notować, czy coś?

– Nagrywam to. – powiedział Dębski

– Aha, więc facet ma powyżej metra osiemdziesięciu, szeroki w barach, ma krótkie ciemne włosy, pociągłą twarz i najbardziej przenikliwe oczy jakie zdarzyło mi się widzieć. Były tak jasne, że jarzyły się w ciemności. To dzięki tym oczom poznałem go później. – mówił Paweł

– Widziałeś, zatem jak ten facet zabija dziewczynę, czy tak? – spytał Dębski, a gdy Paweł potwierdził Dębski zadał pytanie, na które odpowiedź znała tylko policja, morderca i właśnie ewentualny świadek – Jak on to zrobił?

– Pan mnie pyta??? – Paweł był bardzo zdziwiony, ale po chwili już normalnie powiedział – Rozumiem, sprawdza mnie pan czy nie wymyśliłem sobie tego.

Dębski potaknął bo nie było sensu zaprzeczać.

– On się nie krył, gdy ją mordował. Rozerwał jej brzuch i zdarł twarz tymi swoimi żelaznymi pazurami. – powiedział Paweł

Dębski uśmiechnął się w myślach. W końcu śledztwo posunęło się naprzód. O twarzy ofiar nie mówili prasie. To mógł wiedzieć tylko morderca, albo świadek zbrodni. Kim był Paweł?

– Co pan robił tak późno w nocy na ulicy? – spytał komisarz

– Byłem wtedy na imprezie u starego kumpla. Piwo się skończyło, więc poszedłem do tego monopolowego przy parku. Jest czynny także w nocy. – wyjaśnił Paweł

Dębski pokiwał głową. Znał sklep, o którym mówił Paweł, a jego wytłumaczenie miało ręce i nogi.

– Rozumiesz oczywiście, że musiałbym mieć potwierdzenie od kogoś jeszcze odnośnie tej imprezy i piwa? – powiedział Dębski

– Jasne, moi kumple potwierdzą moje słowa. – potaknął Paweł

– No i jeszcze jedno, gdzie widziałeś mordercę po raz drugi? – spytał Dębski

– Szedłem sobie obok bloków na ulicy Stalmacha, gdy go zobaczyłem. Wyglądał trochę inaczej. Miał dłuższe włosy i nie golił się chyba od dłuższego czasu, ale oczy były takie same. To był bezwątpienia on! – powiedział Paweł

– Wiesz dokąd wtedy poszedł? – pytał Dębski

– Wszedł do jednego z bloków. – odparł Paweł – Do bloku numer 1.

– To może być bardzo ważna informacja. Kiedy to było? – pytał Dębski tłumiąc podekscytowanie

– Trzy dni temu. – odparł Paweł

– Więc dlaczego dopiero teraz się zgłaszasz? I jak wszedłeś do mojego mieszkania? Wiesz, że mógłbym Cię za to aresztować? – pytał Dębski

– Bałem się tak oficjalnie ujawnić, bo jeżeli nie uda wam się go złapać to mógłby chcieć mnie zabić, a ja lubię swój brzuch w takim stanie jak teraz. A co do włamania, to nie twierdzę, że zawsze byłem wzorem obywatela. Mam odpowiednie narzędzia i zręczne palce. Zaaresztuje mnie pan? – spytał Paweł wpatrując się w Dębskiego – Moja matka dostałaby by zawału.

– Nie obawiaj się, Pazur jest teraz sprawą priorytetową i nie będę tracił czasu na Ciebie w roli oskarżonego. Aresztuje Cię, jeżeli odmówisz złożenia oficjalnych zeznań po schwytaniu mordercy, albo jak Cię znajdę w moim mieszkaniu. – odparł Dębski uśmiechając się

– Rozumiem. – powiedział Paweł również się uśmiechając – To już wszystko co miałem do powiedzenia.

– Podaj mi swój adres jeszcze. Obiecuję, że będę go znał tylko ja. – to mówiąc Dębski wyłączył dyktafon i wyciągnął mały notesik i długopis

Paweł podał adres, pożegnał się i wyszedł z restauracji. Kucięba powinien być teraz na komisariacie, więc zadzwonił do niego i poprosił o dokładny spis lokatorów bloku na ulicy Stalmacha 1 i sprawdzenie adresu podanego przez Pawła.

*

 

W mieszkaniu, do którego wszedł Paweł panował półmrok. Do wnętrza wpadało tylko światło z pobliskiej latarni. Panowała tu doskonała cisza, gdyż ściany były grube, podobnie jak szyby okien, więc niewiele hałasów zewnętrznego świata tu docierało. Mieszkanie było skromne i dość porządne jak na mieszkanie kawaler. Kiedy tylko Paweł zamknął za sobą drzwi do jego nosa dotarł zapach papierosa i wiedział już, że nie jest sam w mieszkaniu i w dodatku z dużą dozą pewności mógł powiedzieć kto naruszył spokój jego sanktuarium.

– Witam szefie. – powiedział wchodząc do niewielkiego saloniku, gdzie na fotelu siedział elegancko ubrany mężczyzna

Mężczyzna nazwany szefem miał na sobie markowy garnitur oraz doskonale dobrany krawat i lakierki. Miał on długie włosy koloru miedzi i oczy o niezwykłym migdałowym kształcie.

– Witaj, widzę że wprowadzasz w życie swój plan zaangażowania ludzkiej policji. – odezwał się szef

– To prawda, czy potępia mnie pan za to? – zapytał Paweł

– Ależ skąd. Czytałem Twój raport i zgadzam się, że to może wypalić. Będzie bardzo zaskoczony, gdy zapuka do niego policja. Nas mógłby zaatakować z całą furią szaleńca pomimo tego, że jak każdy psychopata po morderstwie ma fazę wyciszenia. – powiedział szef uśmiechając się uspokajająco – Chciałem się tylko dowiedzieć co teraz zamierzasz?

– To oczywiście zależy od rozwoju wypadków, ale ogólnie rzecz biorąc po tym jak ludzie namierzą demona odbierzemy go im w jakiś mniej lub bardziej finezyjny sposób. – odparł Paweł

– Przewidujesz jakieś komplikacje? – zapytał szef

– Nigdy nie można wszystkiego przewidzieć, o czym pan doskonale wie. – odparł Paweł

– Cieszę się, że jesteś dobrej myśli Pawle. – zapytał szef

Szef pokiwał głową. Paweł rzucił okiem w stronę okna skąd nagle dobiegł dźwięk samochodowego alarmu, a kiedy wrócił wzrokiem do szefa, tego już nie było w mieszkaniu. Patrzył jak znika wypełniona światłem wyrwa w materii wszechświata.

*

 

Dębski nie mógł wprost uwierzyć w to, co się dzieje. Tajemniczy ksiądz-informator podawał mu adres, pod którym mieszkał morderca! Sytuacja rodem z filmu. Ale to był fakt. Mając spis lokatorów Dębski zajrzał do komputera i obejrzał sobie dowody osobiste mieszkańców. Szybko wyłapał tego, kogo szukał. Mężczyznę o przenikliwie jasnych oczach. Facet nazywał się Wiktor Piekarczyk, miał dwadzieściaosiem lat i pracował w dziekanacie jednej z katowickich uczelni. Na tej samej, na której uczyła się pierwsza ofiara. Wszystko układało się w logiczną całość. Dębski miał podejrzliwą naturę, jeżeli chodzi o jego życie zawodowe i dopuszczał, że to wszystko może nie być takie proste. Nieraz słyszał o ludziach, którzy z zawiści wskazywali na niewinne osoby jako na sprawców poważnych przestępstw. Co prawda na razie nie wykryli żadnych powiązań między Piekarczykiem, a Pawłem, ale to o niczym nie świadczyło. Notabene to nie było zmyślone imię. Na wskazany adres zameldowany był Paweł Barczyk, katolicki ksiądz. Dębski przetarł zaspane oczy, było za piętnaście szósta. Nie cierpiał wstawać tak wcześnie, ale koleś wstawał o tej porze do roboty i z pewnością był w domu. Tak wynikało z kilkudniowej obserwacji, jaką zarządził, gdy tylko zobaczył zdjęcie podejrzanego. Po cichu pod blok Piekarczyka podjechała furgonetka antyterrorystów. Dębski nie miał dobrego zdania o ludziach z tej formacji. Uważał, że myślą tylko o tym, żeby sobie postrzelać. Dębski doceniał jednak ich przydatność przy zatrzymaniach takich wysoce niebezpiecznych ludzi. Komisarz puścił antyterrorkę przodem, a razem z Kuciębą ruszyli powoli za nimi. Jeden z antyrrerorystów załomotał w drzwi pod numerem 7, gdzie mieszkał Piekarczyk. Tym razem nie była to szczęśliwa liczba.

– Otwierać! Policja! – wrzasnął facet w kominiarce

Odpowiedziała im cisza, więc chłopcy wzięli sprzęt do wyważania drzwi i klatkę schodową wypełnił łomot uderzeń. Okazało się bowiem, że drzwi mieszkania podejrzanego były bardzo mocne, grube i zamknięte na kilka zamków i łańcuch. Prawdziwa twierdza. Antyterrorka wparowała do mieszkania i po chwili Dębski i Kucięba usłyszeli okrzyki, czysto! Po chwili wyszedł dowódca antyterrorystów, już bez kominiarki.

– Facet nam zwiał. – powiedział skwaszonym głosem

– Co?! Jak?! – wykrzyknął Dębski zdumiony

– Do poręczy przywiązana jest linka do wspinaczki. Musiał być przygotowany do ucieczki! – powiedział ponuro dowódca

– Wyprowadź ludzi i zawołaj mi techników z dołu. – powiedział Dębski

Po chwili Dębski i Kucięba weszli do pustego już mieszkania zakładając po drodze gumowe rękawiczki. Zaczęli przeczesywać mieszkanie i wkrótce znaleźli ostateczny dowód winy Piekarczyka, który sprawił, że Kucięba musiał pobiec do toalety mordercy. W jednej z szafek, w małych hermetycznie zamkniętych, przezroczystych pojemnikach stały głowy manekinów z naciągniętymi na nie twarzami ofiar psychopaty. Zdziwiła go jednak ilość pojemników. Było ich dużo więcej niż dwa. To mogło oznaczać tylko jedno, facet była bardziej szalony niż myśleli i miał na koncie dużo więcej ofiar. Dębski zaczął wyzywać się od idiotów w myślach, za to, że nie sprawdził jeszcze czy nie zgłaszano podobnych zbrodni w innej części kraju. W mieszkaniu nie znalazł już nic ciekawego, więc gdy Kucięba doszedł już do siebie obaj wyszli wpuszczając techników.

*

 

Dzięki pracy techników uzyskano kilka niezłych odcisków palców należących do różnych osób, ale oczywiście te najczęściej się pojawiające musiały należeć do Piekarczyka. Ustalono też, że facet nie ma żadnych bliskich w Knurowie i okolicach, więc przygotowywano list gończy. Tego dnia Dębski wrócił do domu po dwudziestej i był bardzo zmęczony. Marzył tylko o jakiejś kolacji i prysznicu. Był tak zmęczony, że minąwszy drzwi łazienki nie zauważył, że drzwi łazienki uchylają się i wysunęła się z nich jakaś wysoka postać. Dębski włączył światło w kuchni i wtedy wyczuł ruch za sobą, ale było już za późno. Coś uderzyło go w głowę i padł zamroczony na podłogę. Nie stracił całkiem przytomności jeszcze, więc usłyszał zimny głoś napastnika:

– Przez ciebie skurwielu muszę opuścić świetne mieszkanie i zostawić moje skarby, ale nie martw się tym ,znajdę nowe lokum i nowe skarby. Możesz się natomiast martwić tym, co zrobię z Tobą.

W tym momencie Dębskiemu wydało się, że słyszy jakiś hałas przy drzwiach, a następnie w końcu stracił przytomność.

Kiedy w końcu Dębski się ocknął, pierwsze co poczuł to ból głowy, ale szybko przypomniał sobie co zaszło i ból głowy zszedł na dalszy plan. W mieszkaniu nie było nikogo, ale na biurku leżała zadrukowana kartka. Dębski przeczytał to, co było na niej napisane nie podnosząc jej z biurka.

 

Panie komisarzu

 

Bardzo mi przykro z tego powodu, że nasz wspólny znajomy pana zaatakował, ale nic nie mogłem na to poradzić. Ani pan, ani policja nie musicie już sobie zawracać głowy sprawą Pzaura. Znajduje się on w miejscu odosobnienia, gdzie zapewniam pana komisarzu zapłaci za swoje zbrodnie. Od razu mówię, że nie znajdziecie go, mnie zresztą też nie bo opuszczam tą okolicę. Paweł Barczyk to oczywiście postać fikcyjna, ale tego się pan już chyba domyślił.

 

Z poważaniem

 

Przyjaciel

*

 

Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio; contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium. Imperat illi Deus; supplices deprecamur: tuque, Princeps militiae coelestis, Satanam aliosque spiritus malignos, qui ad perditionem animarum pervagantur in mundo, divina virtute in infernum detrude. Amen1

 

Kapłan spojrzał na leżącego przed nim Piekarczyka z litością. Ten człowiek wiele wycierpiał z ręki demona. Na szczęście nie było w nim nieczystego ducha, a jedynie biedna dusza dotknięta szaleństwem. Niestety w jego mieszkaniu nie znaleziono diabelskiej księgi, więc demon o imieniu Belisarius nadal stanowił zagrożenie dla świata.

 

1– Święty Michale Archaniele!Broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty,Książę niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen – Modlitwa do św. Michała Archanioła, modlitwa egzorcyzmu

 

 

Koniec

Komentarze

To opowiadanie powstało kilka lat temu i dopiero przed jego wstawieniem tutaj zostało przerobione na potrzeby tego cyklu. Wspominam o tym na wypadek gdyby czytelnikom wydało się słabsze od poprzednich i kolejnych części.

Nowa Fantastyka