- Opowiadanie: Prorok T2 - Olej z wilka

Olej z wilka

Obraz Jakuba Różalskiego, który podsunął mi pomysł na opowiadanie był “I see you”: https://www.artstation.com/artwork/LB0zK, którego grafikę postanowiłem umieścić także w opowiadaniu.

Postanowiłem osadzić opowiadanie w nieco innym, alternatywnym uniwersum, który słynie z produkcji wilczego oleju. Głównym bohaterem jest Ferdinand, jeden z zawodowych myśliwych, polujących na wilki. Mam nadzieję, że opowiadanie będzie się czytać przyjemnie. Całość starałem się sprawdzić pod kątem błędów, ale możliwe, że nie wszystkich się ustrzegłem.

 

Miłego czytania!

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Olej z wilka

Pokój był urządzony z gustem. Ściany zdobiły różne trofea myśliwskie, w tym poroża jeleni i głowy żubrów. Nie brakowało również wypchanych figur wilków o różnych wielkościach i prezentujących się we wściekłych pozach. Pamiętnego wieczoru siedziałem naprzeciwko swojego zleceniodawcy, który poprosił mnie o wykonanie pewnego zlecenia. 

Nazywał się Jacques. 

– A więc posiada pan dużą kompanię handlową, monsieur Jacques? – zapytałem.

– Owszem. Odziedziczyłem ją po moim ojcu, który zaś przejął ją od swojego dziadka. Przejdę do sedna, sprawa jest poważna: Potrzebuję wilczego oleju.

– To nie takie proste. Niedawno rząd wprowadził restrykcje na ten surowiec. Wilków jest coraz mniej. 

– Olivier Montogne zna kogoś w Skandynawii. Mógłby pomóc, gdyby oczywiście przyjął pan moją ofertę.

– Koszty podróży w tamte rejony są dość drogie.

– Ale opłacalne. Osobiście liczę na wzrost zysków po zdobyciu oleju. W dzisiejszych czasach wielu głupców woli skupywać olej wielorybi albo rekini niż zdecydowanie przewyższający je olej z wilka.

– Moje honorarium… – przerwałem.

– Dam panu tyle, ile będzie pan chciał. Proszę tylko o dostarczenie oleju, a wtedy otrzyma pan należne wynagrodzenie. Zgoda?

Niechętnie podpisałem umowę. Zwykle nie brałem nigdy takich zleceń, bo działałem wbrew prawu; mimo mojego fachu byłem też zagorzałym obrońcą przyrody, ale wolałem tego nie mówić mojemu przyszłemu zleceniodawcy. Mógł się rozmyślić. Pieniądze zawsze się przydawały. 

Przeszliśmy do jadalni, gdzie czekał na nas bogato zastawiony stół. Trzeba było uczcić nawiązaną współpracę.

 

*

 

Moim skromnym oczom ukazał się ciekawy wizerunek zatłoczonego dworca kolejowego. Wszystko przesiąkło brudem. Poniektóre miejsca opanowały szczury, liżące krew z ciał, leżących pokotem na posadzce. Wnet poczułem na sobie wzrok żandarmów, maszerujących w moim kierunku.

– Imię! – rzucił rozkazem jeden z nich.

– Ferdinand – odpowiedziałem błyskawicznie. – Szukam niejakiego Oliviera Montogne. Gdzie mogę go znaleźć? – zapytałem.

– Nie wiem. I nie radzę się panu wtrącać!

– W co niby?!

– W nocy się pan przekona – odparł enigmatycznie wąsacz. 

Minąłem dworzec. Szedłem dalej.

Wielobarwne stroje szlachciców, elegancko ubranych panów i dam, niezwykle życzliwych postaci, kontrastowały z widokiem ulicy, gdzie w opuszczonych zaułkach tkwił plebs, a raczej stłoczone, chude cielska, z obwieszonymi łachmanami. Ogrzewali się przy ogniu, rozpalonym w starych pojemnikach.

Zdezorientowany, nie wiedząc, gdzie powinienem szukać Oliviera Montogne, zostałem zaczepiony przez jednego z bezdomnych. 

– Oliviera tu nie ma – wyszeptał mi do ucha. 

Zamyśliłem się chwilę nad odpowiedzią. Już się odwracałem, ale prędko spostrzegłem, że nieznajomy zniknął mi z oczu, gdzieś w tłumie.

Usłyszałem krzyk. Przerażenie pojawiło się na mojej twarzy. W tym momencie rozległy się głośne strzały z karabinów żandarmerii w kierunku niewielkiego skupiska bezdomnych, tłoczącego się na otwartym terenie.

Tłum zaczął uciekać na wszystkie strony. Zdecydowałem pomóc jednemu z nich.

Porzuciłem moje rzeczy na ziemi i zacząłem biec. Rzuciłem się do przodu. Zdumieni gwardziści nie przestali strzelać. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ocalony, okazał się być młodą kobietą o krótkich włosach. Postanowiłem zabrać ją w bezpieczne miejsce.

Po męczącym biegu zamanifestował się przede mną widok niezbyt dobrze traktowanego pensjonatu. Swoje rzeczy straciłem na ulicy. “Pewnie teraz skonfiskują je żandarmi”, zacząłem się zastanawiać. Jednak chwilowo straciło to znaczenie. Byłem ciekaw, co się tutaj działo.

Wnętrze nie wyróżniało się niczym szczególnym, poza kilkoma naprawdę ładnymi, lokalnymi wzorami, prezentującymi się na wyszytej serwetce, znajdującej się na biurku. Poprosiłem o pomoc urzędującego recepcjonistę. Z niechęcią się zgodził.

– Przykro mi. Nie przyjmujemy Ulverów.

– Co?! Co to znaczy? – rzuciłem zaskoczony.

– To znaczy, że poza zakwaterowaniem, nie mogę inaczej pomóc pańskiej…

Zadumałem się głęboko. Szukałem właściwej odpowiedzi, aby uniknąć jakiejkolwiek niezręczności. Od kilku lat nie byłem żonaty. W końcu zdecydowałem się odpowiedzieć. 

– To moja podopieczna. Uczę ją jak polować na wilki.

Podkrążone oczy recepcjonisty wydawały się coraz większe.

Ulver? Polujący na wilki? Niesamowite…

– Czy dostanę pokój?

– Nie ukrywam, że nie odpowiada mi… obecność pańskiej uczennicy, jednakże czułbym się źle, tracąc tak cennego gościa – prowadził swój wywód mężczyzna. – Ale oczywiście. Jeden z pokoi na górze jest wolny. Oto klucze. – Wręczył mi srebrny pęk z wygrawerowanym numerem. 

Zaniosłem kobietę do pokoju. Sam zasnąłem na podłodze. Gdy się obudziłem, było rano.

 

*

 

Następnego dnia wyruszyłem na poszukiwanie Oliviera. Był mi potrzebny, bo inaczej bez niego mogłem się pożegnać z dużym wynagrodzeniem, jakiego chciałem zażądać od mojego zleceniodawcy. Chodziłem od zapomnianej uliczki do kolejnej, gdzie przebywali bezdomni, zwani też enigmatycznie Ulverami.

Grupa ogrzewała się przy ogniu. Pytałem się, czy widzieli człowieka o takim imieniu. 

– To bardzo ważne. Ten człowiek nazywa się Olivier Montogne i jest mi bardzo potrzebny. Wiecie, gdzie mogę go znaleźć?

Milczeli.

Użyłem wilczego oleju. Ważne było, aby go nie przedawkować, bo skutki potrafiły być gorsze od kaca. 

Wyliczyłem dwie krople i połknąłem je w mgnieniu oka. W racjonalnych ilościach specyfik zwiększał siłę fizyczną i zręczność, poprawiał krążenie krwi oraz rozjaśniał umysł.

– Wiem, że jeden z was go widział. Powiedzcie mi, gdzie on jest albo wezwę żandarmów.

Nagle na dźwięk tego słowa, którego znaczenie wszyscy bardzo dobrze znali, jeden z nich wystąpił z tłumu.

– Ja jestem Olivier Montogne. Czego chcesz?

Z tego, co mówił monsieur Jacques, ów osobnik był raczej eleganckim szlachcicem. W tym momencie, gdy patrzyłem na niego, jego strój należało określić jako poszarpane szmaty, niedbale zszyte i ledwo utrzymujące się na jego sylwetce. Dodatkowo twarz porastała broda, w której tkwiły resztki brudu.

– Ty nim jesteś? 

– Hmpf. Nie wierzysz mi?

– Skoro tak… Jak dobrze znasz monsieur Jacques’a?

– Za dobrze. Choć to raczej on zna mnie, a nie na odwrót.

– Wiesz podobno jak zdobyć wilczy olej. Pomożesz mi?

Niespodziewanie drogą przejechał powóz, zatrzymany przez żołnierzy.

Merde! Schowaj się!

Żołnierze zagaili woźnicę. Przez chwilę toczyli długą rozmowę, ale w końcu zdecydowali się odpuścić, widząc, że nie mają czego szukać. 

– Ścigają cię. Po coś tu przyjechał?!

Wściekły uderzyłem Oliviera. 

– Pomożesz mi czy nie?

– Masz poważny problem – stwierdził, po czym dotknął rozbitego nosa. – Za jakieś parę minut krew przestanie lecieć, ale ty… Odkąd stosujesz wilczy olej?

– Od paru dni.

– Widać gołym okiem.

Mężczyzna zerknął na swoich towarzyszy, wyraźnie zaniepokojonych.

– Zgoda. Pomogę ci, ale dopiero jutro. W nocy.

Nie do końca zrozumiałem, o co chodziło z tą porą dnia. Usatysfakcjonowany wróciłem z powrotem do pensjonatu.

 

***

 

Czułem zimno. Przenikało do mnie, do wszystkich moich członków na ciele. Wszystko działo się szybko. Poruszony czymś wyszedłem na zewnątrz chaty, zbudowanej w całości z drewna, w której się znalazłem. Dostrzegłem szereg drzew w oddali, pozbawionych liści – jak to w zimie.

Pomiędzy nimi kręciło się sporo wilków. Wówczas poczułem, że trzymam jakiś przedmiot w dłoni. Spojrzałem na rękę, w której trzymałem tajemniczy obiekt. Prosty pistolet skałkowy z wyraźnymi grawerunkami był gotów, żeby strzelić. 

Wyciągnąłem dłoń przed siebie. Głuchy strzał sprawił, że zaświszczało mi w uszach. Echo gasło i rozpływało się w mojej głowie. Ze zdziwieniem dostrzegłem, że słońce świeciło jaśniej niż w dzień. Poszedłem dalej. 

Poczucie nieustannego zimna pod moimi bosymi stopami towarzyszyło mi już od jakiejś chwili. Błyskawicznie zrozumiałem, że kroczę po śniegu; białym i puchatym. Wystarczyło niewiele i znalazłem się przy zwłokach zabitego przez siebie zwierzęcia. Przyjrzałem mu się.

Wilk z otwartą paszczą i martwym spojrzeniem leżał na ziemi. Jasnoczerwona posoka wylewała się z jego brzucha, prosto na niesłabnącą biel.

Nagle poczułem narastające pragnienie i silny głód, który zaczął opanowywać moją głowę. Zebrałem się w sobie i przeciwstawiłem tym myślom. Zostawiłem truchło w spokoju.

Próbowałem nawoływać Oliviera, ale nigdzie nie słyszałem jego głosu. Niespodziewanie dokonałem pewnego odkrycia. 

Poprawiłem niski cylinder o barwie hebanu na mojej łepetynie i dopiąłem brązowy płaszcz. W jednym ręku trzymając pistolet, a drugą przedzierając się przez ciemne sosny, pokryte śniegiem, kilka metrów potem uwidoczniła mi się postać czarnego wilkołaka z posoką w pysku. Był duży, może nawet większy ode mnie – z pewnością nie dało się go pomylić, z jakimkolwiek znanym mi gatunkiem zwierzęcia. 

Pomiędzy nim a mną znajdowała się rzeka, przecinająca średnich rozmiarów fragment wpół. Za ogromną bestią szerzyły się dalsze połacia dzikich terytoriów, zasłoniętych przez drzewa. 

Nie wiem, co lub kto padł ofiarą dzikiego monstrum, ale również na sosnach za grzbietem wilkołaka pojawiały się wszechobecne ślady krwi, biegnące również po śniegu.

Bestia zacisnęła mocno zęby i mierzyła mnie jaskrawymi, żółtymi ślepiami, zastanawiając się kim jestem. 

Odbezpieczyłem broń, która nie wydała przy tym żadnego dźwięku. Poczułem żelazny posmak na moim podniebieniu. 

Nicość malowała się przed moimi oczyma. 

 

Koniec

Komentarze

Zwykle nie brałem nigdy takich zleceń, bo działałem wbrew prawu, mimo mojego fachu byłem też zagorzałym obrońcą przyrody, ale wolałem tego nie mówić mojemu przyszłemu zleceniodawcy.

 

Przed mimo postawiłbym kropkę lub średnik – w tym miejscu kompletnie zmienia się kontekst i fragmenty jako składowe jednego zdania zwyczajnie do siebie nie pasują.

 

Moim skromnym oczom ukazał się ciekawy wizerunek zatłoczonego dworca kolejowego. Wszystko przesiąkało brudem. Poniektóre miejsca opanowały szczury, liżące krew z ciał, leżących pokotem na posadzce.

Przesiąkło, bo opisujesz czynność dokonaną. Dodatkowo ostatni przecinek zbędny.

 

stłoczone, chude cielska, z wiszącymi na nich łachmanami.

Nie lepiej: obwieszone łachmanami?

 

Ogrzewali się przy ciepłym ogniu, rozpalonym w starych pojemnikach.

Po pierwsze: czy ogień może być zimny? Po drugie: masz informację o cieple już w słowie “ogrzewali się”.

 

Porzuciłem mój przybytek na ziemi i zacząłem biec.

Nie bardzo rozumiem co porzucił bohater; żadna z tych definicji nie pasuje. :<

 

Zebrałem się w sobie i przeciwstawiłem się tym myślom.

 

Pomysł na historię z takim posmakiem kryminału nienowy, ale takie historie zwykle się sprawdzają. Tutaj tekst ratuje konwencja, bo fabuła jest dość naiwna. Po co główny bohater ratuje jakąś anonimową dziewczynę z ulicy? Ratowanie bym jeszcze zrozumiał, ale on jej załatwia pokój w hotelu i nawet przekonuje sceptycznego recepcjonistę, by ją przyjął. Mężczyzna, którego główny bohater szuka, cudownie się znajduje wśród bezdomnych, choć miał być arystokratą. Bez słowa wyjaśnienia. Do tego akcja leci bardzo liniowo, a przeszkody, które napotyka bohater, wyglądają na zapychacze miejsca, a nie na wydarzenia, które realnie komplikowałyby fabułę.

Krótko mówiąc tragedii nie ma, ale szału też nie.

Jest pomysł na historię, ale gorzej z wykonaniem. Część zdań określiłbym jako niezręczne, pisane nie wprawioną ręką, choć formalnie błędów (chyba) nie zawierają.

Nie brakowało również wypchanych figur wilków o różnych wielkościach i prezentujących się w odmiennych pozach.

Ta prezentacja w odmiennych pozach kojarzy mi się bardziej z tancerkami, niż wilkami.

Poniektóre miejsca opanowały szczury, liżące krew z ciał, leżących pokotem na posadzce.

Pomijam makabryczny widok, ale takie zjawisko, to zaraza i choroby w każdym mieście. Możliwe, ale mało prawdopodobne, żeby gdziekolwiek leżały sobie trupy na dworcach.

Przerażenie z opóźnieniem pojawiło się na mojej twarzy.

Czy to było po chwili, czy od razu, nie ma żadnego znaczenia. Pociąg może być opóźniony, ale przerażenie?

Po męczącym biegu zamanifestował się przede mną widok niezbyt dobrze traktowanego pensjonatu.

Niezrozumiały jest dla mnie ten manifest.

Jednak przede wszystkim, nie lubię formy relacji. Czytanie tych wszystkich “byłem, zobaczyłem, zdobyłem” jest nużące. Chciałbym wartkiej fabuły, a nie streszczenia według głównego bohatera.

 

Jakiś pomysł jest, ale rozbity formą relacji.

Pozdrawiam.

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

@Jasna Strona

Dotychczasowe błędy poprawione. 

Ostatnie szlify wykonałem dość późno, więc fabuła może wydawać się nieco naiwna, ale to dlatego, że nie do końca przemyślałem pewne koncepcje. Widzę teraz, że mogłem trochę bardziej dopracować fabułę. Co do uwag:

Po co główny bohater ratuje jakąś anonimową dziewczynę z ulicy? Ratowanie bym jeszcze zrozumiał, ale on jej załatwia pokój w hotelu i nawet przekonuje sceptycznego recepcjonistę, by ją przyjął.

Głównym pomysłem na ratowanie bezimiennej dziewczyny było stworzenie twistu fabularnego, wnoszącego jakieś nowe informacje. W zamian za tymczasowe schronienie dziewczyna mogłaby wyjaśnić sporo odnośnie sytuacji, jaka ma miejsce w mieście. 

Mężczyzna, którego główny bohater szuka, cudownie się znajduje wśród bezdomnych, choć miał być arystokratą. Bez słowa wyjaśnienia.

Chciałem wywołać efekt zaskoczenia i stworzyć wątek, który później mógłbym kontynuować. 

Do tego akcja leci bardzo liniowo, a przeszkody, które napotyka bohater, wyglądają na zapychacze miejsca, a nie na wydarzenia, które realnie komplikowałyby fabułę.

Krótko mówiąc tragedii nie ma, ale szału też nie.

Tak jak mówiłem wcześniej zrobiłem ostatnie poprawki dość późno i nie przeczytałem opka, zanim wstawiłem je na konkurs, stąd pewnie wzięły się też zapychacze miejsc, a nie konkretne wydarzenia komplikujące fabułę. 

Dziękuję Jasna Strono za przeczytanie, opinię i uwagi :)

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

@Śniąca

Dzięki za przeczytanie. Czekam na opinię :)

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

@Darcon

Cały czas szlifuję formę i eksperymentuję ze stylem. Olej z wilka pisałem trochę pośpiesznie w końcowym momencie, stąd pewne błędy i dziury fabularne. 

Pomijam makabryczny widok, ale takie zjawisko, to zaraza i choroby w każdym mieście. Możliwe, ale mało prawdopodobne, żeby gdziekolwiek leżały sobie trupy na dworcach.

Cóż, to miały być trupy Ulverów, czyli ludzi, których w tym uniwersum, traktuje się jako gorszych z powodu ich choroby, spowodowanej długotrwałym spożywaniem wilczego oleju. 

Po męczącym biegu zamanifestował się przede mną widok niezbyt dobrze traktowanego pensjonatu.

Chodziło mi o pojęcie “zamanifestował” w kontekście: pojawił się znikąd, wyłonił.

Widzę, że nie wszędzie i nie zawsze pasuje narracja pierwszoosobowa, którą tak się bawię :) Jeśli zaś chodzi o wartką fabułę… Pracuję nad nią. Brakło mi trochę czasu nad pomyśleniem jak ma przebiegać fabuła, stąd tak jak pisałem wyżej – pewne błędy i dziury fabularne. 

 Dziękuję Darconie za przeczytanie i uwagi.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

To bardziej zarys pomysłu niż pełnoprawna fabuła. Bo powyższy szort wygląda trochę jak quest z gry komputerowej. Jak to u Ciebie największą zaletą jest wykreowany świat, jednak wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Zdarzają ci się niezgrabne zdania i powtórzenia. Pewnie pisałeś na szybko stąd taka ilość błędów.

Niemniej powodzenia w konkursie :)

Hmmmm. Mam wrażenie, że to dopiero szkic. Zarysowujesz kilka wątków, ale ich potem nie wyjaśniasz ani nie domykasz. Olej z wilków to pewnie fajny pomysł, chociaż chyba dzikie wilki są raczej chude, więc dużo oleju się z nich nie wyciśnie.

Najpierw substytutem wilczego oleju może być wielorybi, a potem okazuje się, że to raczej narkotyk niż tłuszcz do spalania.

Uratowana dziewczyna znika. Poszukiwany facet nagle znajduje się w pierwszym miejscu. Skutków zażywania nie wyjaśniasz. Dziwne, że bohater nic o tym nie wie. Ostatnia część wydała mi się tak oderwana od reszty, że wzięłam ją za sen bohatera. Boso, na śniegu, nagle dostrzega pistolet w ręce…

Babska logika rządzi!

@NoWhereMan

Dzięki za przeczytanie.

@belhaj

Ostatnio staram się “reżyserować” opowiadania, żeby fajnie stworzyć fabułę. Cieszę się, że pomysł na świat ci się podoba, belhaju. Miałem pomysł jak zgrabnie połączyć wątki, ale tak jak pisałem wcześniej, późno się zabrałem za poprawki i nie spojrzałem dokładnie na tekst. Mogłem się trochę powstrzymać i dopracować odrobinę opowiadanie i opublikować je później.

Dzięki :)

@Finkla

Ostatnia część opowiadania jest właśnie takim snem, który miał prowadzić głównego bohatera dalej. Wilczy olej – czego nie wyjaśniłem w tekście – jest zarówno narkotykiem, jak i tłuszczem do spalania, ale nie wpadłem na to, jak wpleść to w fabułę opka. 

Żałuję, że nie dopracowałem opowiadania, ale bardzo zależało mi, żeby je opublikować. Niedomknięte wątki są wynikiem pośpiechu, któremu uległem w ostatniej fazie pisania historii.

Olej z wilków to pewnie fajny pomysł, chociaż chyba dzikie wilki są raczej chude, więc dużo oleju się z nich nie wyciśnie.

Dlatego w tym świecie, ten surowiec jest tak rzadki, że liczne rządy zakazały jego produkcji. Chodzi przede wszystkim o przyrodę.

 

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Wilczy olej – czego nie wyjaśniłem w tekście – jest zarówno narkotykiem, jak i tłuszczem do spalania, ale nie wpadłem na to, jak wpleść to w fabułę opka. 

No to może wspomnieć przy tych zakazach? Że ze względu na skutki uboczne stosowania niezgodnego z zaleceniami producenta?

Ale jeśli i tłuszcz do spalania, i narkotyk, to mi się słabo klei ekonomicznie. Wilki chude, do tego zagrożone wyginięciem… To musi być horrendalnie drogie. Kto by tym palił? To tak, jakby robić brykiety ze słomy makowej albo kokainy. Niby można, ale po kiego grzyba?

Babska logika rządzi!

Właśnie dlatego, że jeśli coś jest zakazane, to tym bardziej ludzie będą to kupować. Nie dość, że w tym świecie wilki są zagrożone wyginięciem, to i tego surowca jest mało. Chyba jedynie arystokracja mogłaby kupować ten specyfik dla poprawienia sobie humoru :)

No to może wspomnieć przy tych zakazach? Że ze względu na skutki uboczne stosowania niezgodnego z zaleceniami producenta?

Hmm… Nie pomyślałem o tym, z drugiej strony mógłbym wpleść że: “Spożywane w zbyt dużych ilościach, mogą doprowadzić do likantropii”, ale wątpię, że wtedy byłby popyt na to w tym świecie :)

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Tekst napisany w sposób przywodzący na myśl pierwszy z życiu tekst kompletnego nowicjusza (a przecież już nim nie powinieneś być). Wiele zdań jest przekombinowanych, z zastosowaniem niepasujących słów i określeń (np. wizerunek dworca w kontekście zdania). Narracja pierwszoosobowa potrafi być wymagająca, zwłaszcza jeśli chcesz pisać na poważnie, a nie iść w groteskę. Właśnie groteskowo dla mnie wygląda określenie: „Moim skromnym oczom…” I tak dalej.

Do tego bohater zachowuje się wysoce nieracjonalnie. Bierze zlecenie wbrew swoim przekonaniom? Porzuca bagaż na ulicy w obcym mieście, żeby ratować obcego bezdomnego. Nie wiem po co są poszczególne sceny, jak np. ratowanie dziewczyny, czy nawet spotkanie z Olivierem. Nie widzę ich ciągu dalszego ani żadnego wpływu w dalszej części opowieści. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jest pomysł na świat i fabułę, ale niszczą go drobnostki. Bohater jest proekologiczny, ale przystaje na propozycję biznesmena. Nie wiadomo, po co ratuje dziewczynę. Te i inne elementy zachwiały moim zawieszeniem niewiary – nie faktem bycia, ale za małym ich uwarunkowaniem. Dlatego koniec końców mogę powiedzieć, że obejrzałem ten koncert fajerwerków, doceniam jego potencjał, ale pozostał mi obojętny. Bywa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Niestety, nie mogę powiedzieć, bym znalazł w tym opowiadaniu wiele dobrego.

Począwszy od fatalnego wykonania, które momentami aż raziło, poprzez albo antypatycznych albo nijakich bohaterów, a na zupełnie niejasnej, mocno przekombinowanej i do niczego nieprowadzącej fabule kończąc – wszystkie te elementy mocno zawodzą.

Od strony technicznej tekst wygląda fatalnie. Pomijam już wszelkiej maści błędy interpunkcyjne, ale masz tu też kupę zdań niepoprawnych gramatycznie i powtórzeń, rozjeżdżają Ci się podmioty i dzieją różne inne cuda, w efekcie których powstają kwiatuszki typu:

Tłum zaczął uciekać na wszystkie strony. Zdecydowałem (się) pomóc jednemu z nich.

(Jednemu z tłumów?)

 

Jeśli chodzi o bohatera, to gość jest hipokrytą, a do tego pozbawionym kręgosłupa i zasad moralnych Judaszem; sprzedawczykiem, który swoje idee i przekonania („jestem zagorzałym zwolennikiem ochrony przyrody, bla, bla, bla…) bez wahania – acz niechętnie – wymienił na mamonę. Trudno sympatyzować z kimś takim i życzyć mu szczęścia na polowaniu.

Cała reszta natomiast nie ma chyba żadnego znaczenia.

Fabuła jest dla mnie szczątkowa, niespójna i pozbawiona głębszego sensu.

Tak więc nie wiem, o co chodziło z tymi Ulverami i niepokojami społecznymi – mogę tylko zakładać, że Ulver to jakieś lokalne określenie wilkołaków, które ludzie metodycznie odstrzeliwali. Tyle że nie wyjaśnia to, dlaczego wilczki w ogóle siedziały w mieście, zamiast wiać, gdzie łapy poniosą. Ani dlaczego w ogóle do nich strzelano; po zachowaniu recepcjonisty w hotelu wnoszę, że mimo iż Ulverzy/Ulwery to jakaś podkategoria obywateli, normalni ludzie jakoś z nimi koegzystowali.

Nie wiem też, po co w ogóle była ta akcja z ocaloną dziewczyną, skoro zupełnie, ale to zupełnie nic z niej nie wynika. Gość bierze panienkę (ani ranną ani martwą, a mimo to nieprzytomną, skoro musi tachać ją na rękach) do pokoju i tyle. Potem wątek się urywa zupełnie.

Spotkanie z informatorem, czy kim tam ten cały Montogne był, też wypada dziwnie i nielogicznie, i tak na dobrą sprawę nie wiem, co z niego wynika. Zaraz potem mamy już bowiem zupełnie oderwaną od reszty tekstu scenę finałową, co do której długo byłem pewien, że jest opisem snu (a może faktycznie jest, nie wiem), i z której kompletnie nic nie wynika.

Tekst jest dla mnie niezrozumiały i, jako taki (plus niestaranne wykonanie), zupełnie nie budzi mojego zachwytu.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Śniąca, NoWhereMan, Cień Burzy

Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale ostatnio miałem coś ważnego do zrobienia.

Dziękuję za komentarze oraz opinie i uwagi. Cieszę się, że pomysł na świat się spodobał i ogólne jego założenia. Zdaję sobie sprawę, że tekst nie jest zbyt dobrze napisany, jest w nim parę dziur oraz technicznych błędów. Chciałem stworzyć fajną historię, ale pod sam koniec nie przyjrzałem się tekstowi dokładnie, stąd te nieścisłości.

Jeśli chodzi o głównego bohatera, to rzeczywiście nie jest zbyt sympatyczną postacią, mogłem go trochę inaczej przedstawić i poprowadzić główny wątek. 

Nie jestem już nowicjuszem, ale do perfekcyjnego tekstu nadal mi trochę brakuje. Postaram się popracować lepiej nad następnym opowiadaniem, żeby uniknąć tylu błędów.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Szkoda Proroku, że uległeś chęci opublikowania niedopracowanego opowiadania. Olej z wilka, w obecnej postaci, moim zdaniem, nie bardzo nadaje się do czytania. Jakiś pomysł niewątpliwie miałeś, nakreśliłeś kilka wątków i tylko szkoda, że nie potrafiłeś ich ze sobą powiązać. Ba, dla niektórych nie widzę nawet sensownego miejsca w tej opowieści. Całości nie najlepszego wrażenia dopełnia fatalne wykonanie.

Mam nadzieję Proroku, że tworząc kolejne opowiadania, wykażesz się należytą cierpliwości i zadbasz, aby było napisane poprawnie.

 

– Kosz­ty po­dró­ży w tamte re­jo­ny są dość dro­gie. –> – Kosz­ty po­dró­ży w tamte re­jo­ny są dość wysokie/ duże.

 

Zwy­kle nie bra­łem nigdy ta­kich zle­ceń, bo dzia­ła­łem wbrew prawu… –> Z tego wynika, że bohater nie brał zleceń, bo był przestępcą.

Przypuszczam, że miało być: Zwy­kle nie bra­łem nigdy ta­kich zle­ceń, bo dzia­ła­łbym wbrew prawu… Lub: Zwy­kle nie bra­łem nigdy ta­kich zle­ceń, bo wymuszały dzia­ła­nie wbrew prawu

 

stło­czo­ne, chude ciel­ska, z ob­wie­szo­ny­mi łach­ma­na­mi. –> Jeśli ktoś jest chudy, to nie można mówić o cielsku. Czym obwieszone były łachmany?

A może: …stło­czo­ne, chude ciała odziane/ obleczone/ owinięte łach­ma­na­mi.

 

W tym mo­men­cie roz­le­gły się gło­śne strza­ły z ka­ra­bi­nów żan­dar­me­rii… –> Czy bywają też ciche strzały z karabinów?

 

w kie­run­ku nie­wiel­kie­go sku­pi­ska bez­dom­nych, tło­czą­ce­go się na otwar­tym te­re­nie. –> Tłoczyli się bezdomni, nie skupisko, wiec: …w kie­run­ku nie­wiel­kie­go sku­pi­ska bez­dom­nych, tło­czą­cych się na otwar­tym te­re­nie.

 

Zde­cy­do­wa­łem pomóc jed­ne­mu z nich. –> Zde­cy­do­wa­łem się pomóc jed­ne­mu z nich.

 

Po­rzu­ci­łem moje rze­czy na ziemi i za­czą­łem biec. Rzu­ci­łem się do przo­du. –> Powtórzenie.

 

Ulver? Po­lu­ją­cy na wilki? –> Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Wrę­czył mi srebr­ny pęk z wy­gra­we­ro­wa­nym nu­me­rem. –> Pęk czego mu wręczył?

 

Za­nio­słem ko­bie­tę do po­ko­ju. –> Dlaczego ja zaniósł?

 

Py­ta­łem się, czy wi­dzie­li czło­wie­ka o takim imie­niu. –> Po czym poznać imię człowieka, którego się widzi?

 

Nie­spo­dzie­wa­nie drogą prze­je­chał powóz, za­trzy­ma­ny przez żoł­nie­rzy. –> Skoro powóz przejechał, to chyba nie został zatrzymany.

 

Żoł­nie­rze za­ga­ili woź­ni­cę. –> Zagaić można rozmowę, zebranie, obrady, ale nie można zagaić człowieka.

Pewnie miało być: Żoł­nie­rze zagadnęli woź­ni­cę.

 

Przez chwi­lę to­czy­li długą roz­mo­wę… –> Skoro  toczyli rozmowę przez chwilę, to znaczy, że bardzo krótko.

 

Po­mo­gę ci, ale do­pie­ro jutro. W nocy.

Nie do końca zro­zu­mia­łem, o co cho­dzi­ło z tą porą dnia. –> Od kiedy noc jest porą dnia?

 

Czu­łem zimno. Prze­ni­ka­ło do mnie, do wszyst­kich moich człon­ków na ciele. –> A jakież on miał członki na ciele i ile ich było?

Może wystarczy: Czu­łem zimno. Prze­ni­ka­ło mnie do szpiku kości.

 

Spoj­rza­łem na rękę, w któ­rej trzy­ma­łem ta­jem­ni­czy obiekt. Pro­sty pi­sto­let skał­ko­wy… – Skoro to prosty pistolet skałkowy, to skąd pomysł, ze był to tajemniczy obiekt?

 

Echo gasło i roz­pły­wa­ło się w mojej gło­wie. –> Echo może cichnąć, ale nie gasnąć.

 

Ja­sno­czer­wo­na po­so­ka wy­le­wa­ła się z jego brzu­cha, pro­sto na nie­słab­ną­cą biel. –> Co to znaczy? Czyżby zdarzało się, że biel słabnie?

 

Po­pra­wi­łem niski cy­lin­der o bar­wie he­ba­nu… –> Cylinder jest wysoki z definicji.

 

W jed­nym ręku trzy­ma­jąc pi­sto­let, a drugą prze­dzie­ra­jąc się przez ciem­ne sosny… –> W jaki sposób człowiek może ręką przedzierać się przez drzewa?

 

rzeka, prze­ci­na­ją­ca śred­nich roz­mia­rów frag­ment wpół. –> …rzeka, prze­ci­na­ją­ca śred­nich roz­mia­rów frag­ment w pół.

Fragment czego przecinała rzeka?

 

Za ogrom­ną be­stią sze­rzy­ły się dal­sze po­ła­cia dzi­kich te­ry­to­riów, za­sło­nię­tych przez drze­wa. –> Za ogrom­ną be­stią sze­rzy­ły się dal­sze po­ła­cie dzi­kich te­ry­to­riów

Skoro drzewa zasłaniały widok, to skąd wiadomo, co było za nimi?

 

Be­stia za­ci­snę­ła mocno zęby i mie­rzy­ła mnie ja­skra­wy­mi, żół­ty­mi śle­pia­mi, za­sta­na­wia­jąc się kim je­stem. –> Skąd bohater wiedział, nad czym zastanawia się bestia?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale przez jakichś czas nie byłem obecny na stronie.

Dziękuję ci, Reg za przydatną łapankę, na pewno wdrożę wszystkie zasugerowane poprawki.

Zgadzam się, że opowiadanie Olej z wilka jest mało dopracowane i powinienem był je nieco lepiej przemyśleć i oddać do bety. Żałuję, że mój pomysł nie jest zbyt czytelny, myślę o jego ponownym napisaniu i szerszym rozwinięciu niektórych wątków.

Tak jak mówiłem wcześniej przepraszam, że nie odpisywałem, ale nie było mnie na stronie i trochę też przygotowywałem/przygotowuję nowe opowiadania, które niedługo pewnie opublikuję tutaj, na stronie.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Miło mi, Proroku, że uznałeś łapankę za przydatną. Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania będą napisane znacznie lepiej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka