- Opowiadanie: Deirdriu - Przypadek

Przypadek

Zegar tyka, więc publikuję tekst zainspirowany grafiką Różalskiego – Misty Spring Morning

https://www.artstation.com/artwork/GWdNa

 

Dziękuję bardzo Drakainie za wsparcie, kiedy deadline tuż tuż. 

 

***

 

Jak zwykle, moje pomysły są duże na tak małą ilość słów, więc trudno. Mam nadzieję, że znajdą się interesujące elementy. Jest to też malutki kawałek idei, które chciałabym zaprezentować już w dłuższej formie. 

Miłej lektury.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Przypadek

 

Miękkie, leśne poszycie. Trudno odtworzyć ostatnie wspomnienia.

Coś straciła, przechodząc na drugą stronę.

Przypomina sobie stopy, o które opierała spocone czoło. Ale teraz pot zastąpiła wilgoć. Chłód przenikał do samych kości.

Kamienne stopy, czarne i naznaczone srebrzystymi żyłkami, poruszały się. Tyle pamięta, a przecież rzeźby nie poruszają się.

Wstała. Oparła się o zawalone konary bardzo starego drzewa. Pokaleczyła dłonie o drzazgi. Nie przejmowała się strużkami krwi między palcami.

Zza krzaków naprzeciwko wybiegło dziwne stworzenie na czterech łapach. Wysokie, z obwisłymi płatami skóry na pysku. Węszyło.

Trzask gałęzi. Coś jeszcze podążało w jej kierunku.

 

Niebo otworzyło się. Potężne statki rozerwały chmury.

Lede patrzyła z zachwytem. Jej rydwan, unoszący się parę centymetrów nad ziemią, opadł zatrzymany nieopatrznie przez sterownika.

– Pani – powiedział młody eunuch nabożnym tonem. – Przybyli.

Kapłanka nie zareagowała, a przez myśl jej nawet nie przeszło, aby skarcić sługę.

Rada Bogów zeszła z firmamentu.

 

Zatarły się wymiary. 

 

Uzmysłowiła sobie, że jest naga. Skóra miała mlecznobiały kolor, naznaczony czerwonymi znakami. Układały się w symbole, które kiedyś, w dawnym życiu, znała. Zapamiętała ledwo własne imię, Lede. 

Czym było te dawne życie? Pozostało jedynie echem w pamięci, które zawierało jedynie zamglone obrazy. Obrazy nie przypominające już niczego.

Istota o obwisłym pysku zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do konarów, za którymi stała kobieta.

Jeździec krzyknął w obcym języku. Zwierzę musiało zrozumieć. Zatrzymało się. Wlepiło swoje ślepia w resztki martwego drzewa. Nie przestawało węszyć, a pod cienką skórą było widać napięte mięśnie. Lede instynktownie wiedziała, że wyczuwa niebezpieczeństwo. Ale czemu ona właśnie miałaby być niebezpieczna?

Była przerażona.

 

Ludzie radowali się obecnością Bóstw, a w cieniach ich pojazdów wyprawiali festyny. Od ostatniej wizyty minęło pięć lat.

Każde miasto i wieś rozświetlały kolorowe światła, rozbrzmiewała wesoła muzyka. Kapłanki i kapłani wychodzili do wiernych, wykonując wszelkie nakazane im powinności. Wśród nich była też Lede, ubrana w delikatną niczym mgła tunikę. Jej, jak i innym poddanym Amita nie było dane swobodnie chadzać po ulicach. Otwierali podwoje świątyń oraz wynajmowali karczmy we wsiach. Zapraszali wiernych, aby wspólna intymność stawała się aktem najwyższej czci. Mężczyźni oraz kobiety, oddani swojej wierze, miewali okazję ku temu jedynie podczas żniw.

Lede żegnała młodzieńca z ledwo przyprószonym wąsem, który wyznał ściszonym głosem, że zrobiła z niego mężczyznę. Uśmiechnęła się łagodnie. Po wszystkim nabierze odwagi i wraz ze starszymi kompanami będzie się już bawił w lupanarach Sebele, Wywyższonej, ale też pogardzanej Bogini Matki. I właśnie w tej chwili, gdy gość opuścił progi karczmy, wpadła niczym burza kapłanka Sebele, pijana, z suknią obnażającą piersi. Roześmiała się głośno, drapieżnie. Jasne loki rozsypywały się z niedbale spiętych włosów.

– Nikt mi nie wierzył – powiedziała głośno. – Że tu przyjdę! Chciałam sobie zobaczyć te wasze paskudne, wyszywane ozdoby.

Lede starała się, aby wyraz jej twarzy nie wyrażał czegokolwiek. Przyjęła zimną maskę, a nawet nie zacisnęła warg. Nie miała zamiaru okazać słabości. Szynkarz, u którego wynajęli pokoje gapił się z otwartymi ustami na kapłankę bogini. Inni wyznawcy Amita wyszli ze swoich pokojów, oprócz tych, którzy przyjmowali czcicieli.

– Więc to to! – pisnęła kapłanka Sebele. Gdyby nie wykrzywiało jej twarzy pijaństwo i złość, byłaby piękna. – Ten wynaturzony twór, który niby urodziła nasza Pani!

Wskazała palcem na makatę przedstawiającą Amita, otoczonego ludźmi, zwierzętami i roślinami. Wszystko było tak ciasno splecione ze sobą, że nikt nie miał wątpliwości, iż oddawali się rozkoszy, a Amita ukazano, aby każdy widział, iż to hermafrodyta, z członkiem w wzwodzie oraz nabrzmiałymi wargami sromowymi.

– I w ogóle. – Kapłanka rozejrzała się z brzydko zaciśniętymi ustami. – Kurwicie się jak my, a tu żadnego wina, ozdób, bogactwa! – Złapała się za piersi i zaczęła nimi potrząsać. – Przychodzą do was jakieś ofiary losu, ale dziękujemy. Potem ja będę ich wszystkich pieprzyć! – zarechotała.

– Dlaczego tutaj przyszłaś, pani? – zapytała Lede, siląc się na kurtuazję.

Spazm śmiechu wstrząsnął ciałem oddanej Sebele.

– Wygrałam właśnie zakład – odpowiedziała butnie. – A co myślałaś? – Zlustrowała Lede pożądliwym wzrokiem. – Chociaż z tobą poszłabym do tej twojej zapyziałej celi.

– Złamałaś prawo – powiedziała Lede. – Nie możesz wchodzić do miejsc, gdzie są kapłani Amita. 

– A myślisz, jak jest w Stolicy? Twoi koledzy i koleżanki bardzo chętnie odwiedzają oddanych mojej Pani.

– Bluźnisz i za to spotka cię kara – syknęła przez zęby Lede. – Póki możesz, wyjdź! 

W ciemnym kącie karczmy poruszył się cień. Strażnik, ukryty przed wzrokiem gości, trzymał w zarękawiczonej dłoni laserowy pistolet. Kapłanka Sebele nawet nie zwróciła na na niego uwagi. 

Wystrzelił.

Na nagiej piersi wykwitł czerwony kwiat krwi.

 

Potężne stworzenie miało cztery nogi, zakończone kopytami. Długa szyja i podłużny łeb miały w sobie coś eleganckiego. Jeszcze nie widziała tak pięknej istoty, ale efekt psuł człowiek. Na początku myślała, że jest zrośnięty z korpusem nowej bestii. Jednak zauważyła siedzisko. Z pyska wierzchowca wystawał metalowy pręt. Na jego końcach zaczepiono skórzane pasy. Wzdrygnęła się ze wstrętem. Jak można było dręczyć coś tak pięknego? Nie mieli pojazdów, które unosiły się nad ziemią i poruszały się bez najmniejszego hałasu?

Obwisłopyski podbiegł do mężczyzny.

– Kieł. Co widzisz?

Nie rozumiała, co powiedział. Był to jakiś obcy język, a stwór najwyraźniej zrozumiał i obrzucił właściciela zdezorientowanym spojrzeniem. Mężczyzna zwrócił głowę w kierunku konarów. Kobieta instynktownie kucnęła. 

Nie miała jak uciec, będąc na środku leśnej polany. 

 

Wymiary zacierały się. Granica przypominała membranę, a Lede mogła się przez nią przebić. 

Łaska Amita i gorące prośby do Pani Podziemia, Inni. 

 

Wiadomość o śmierci kapłanki Sebele obiegła wioskę lotem błyskawicy. Mimo że strażnik starał się być dyskretny i owinął ciało w pledy, jakby wynosił bele materiału, młodzieniec goszczący u Lede zdawał rewelację każdemu. Kapłanka Amita nie przejęła się tym zbytnio. Nawet nie chciała poznać imienia rywalki.

Plotki między pospólstwem nie mogły naruszyć obyczajów kapłańskich. Docierało coraz więcej historii o nadużyciach. Kapłani Najwyższych Kultów naruszali swoje święte przestrzenie oraz zasady. Kapłaństwo Sebele nie tylko atakowało czcicieli Amita, ale nawet kapłanów Tebremera, Pana Całości, byłego małżonka Sebele, który wyrzucił ją, kiedy odkrył liczne zdrady. 

Rydwany Bóstw wydawały się niewzruszone ziemskimi problemami. 

Wyrocznie Dorde, jak Dorde Amit oraz Dorde Tembremer ostrzegały, że Bóstwa patrzą i obradują. Widzieli zepsucie jakie się szerzyło w podległym im świecie. Przez lata przymykali oczy, ale teraz musiało się to skończyć. Rozpasanie goniło rozpasanie. Kapłani Najwyższych Kultów nie mieli szacunku do siebie nawzajem, nie mówiąc już o pomniejszych.

– Sroga kara was czeka! – krzyczała Dorde Amit w Sali Ziemskich Obrad i upadała w spazmach na podłogę. 

Dorde Sebele jedynie śmiała się do rozpuku.

Wyrocznie odchodziły. Już żaden człowiek nie mógł przemawiać głosem Bóstw. 

 

*

 

Hasik zsiadł z konia i powoli zbliżał się w kierunku zawalonych konarów. Wiedział, że ktoś skrywa się za nimi. Kieł nie wyglądał na poddenerwowanego niż zdezorientowanego.

– Kto się tam kryje? – zapytał sam siebie szeptem. 

 

Lede myślała, że to sen, ale myliła się. Tajemna siła Bóstw zabrała jej esencję do siebie, na pokład kosmicznego okrętu.

Nie miała już żadnych wątpliwości, kiedy wyrósł przed nią posąg Amita, prosto z marmurowej posadzki. 

 

Mężczyzna wiele dziwów widział w lesie, ale na pewno jeszcze nigdy tak pięknej i nagiej kobiety. Rozdziawił usta. Jej jasną skórę pokrywały czerwone tatuaże, włosy kruczoczarne, a oczy… Hasika zmroziło. 

Oczy były żółte, bez tęczówek i źrenic.

Czyżby ślepa? Chora? – myślał. 

 

Jesteś jedną z wielu – przemówił posąg. – Z wielu, którym daruję życie. 

W głowie Lede kołatały się pytania, ale nie śmiała ich zadać Bóstwu. 

Ubłagałam Inni, aby otworzyła wrota do innych wymiarów. I ciebie, kapłanko Lede, wybrałem, abyś wyruszyła w drogę. Chociaż nie nacisnęłaś spustu, chociaż nie zrobiłaś nic przeciwko mnie, to czeka cię tułaczka. Czeka cię cierpienie, a to jest poza mną i innymi Bóstwami. 

Kapłanka padła u stóp Amita. Nic nie rozumiała. Słowa Bóstwa nie miały sensu. 

Za jej plecami wyrósł inny wizerunek. Była to Inni. 

Przypadek – zagrzmiała. Nie wierz, że Bóstwa cię wybrały. Nie jesteś niezwykła. Masz szczęście. 

Złośliwy śmiech poniósł się po sali. 

 

Delikatna osnowa rzeczywistości świata kapłanki pękała.

 

Twoje istnienie – słowa są echem przeszłości z innego świata. Naznaczone są krwią i mięsem. 

Mężczyzna podchodził pewniej, gdy ujrzał ją. 

Przetrwasz, kiedy zrozumiesz istoty tam żyjące. 

Stała jak wryta i zastanawiała się, co powinna zrobić. Nie miała jak się obronić, gdyby została zaatakowana. 

Pochłoniesz ich i zrozumiesz. 

Zrozumiesz i przetrwasz. 

Tobie jest dane życie wśród tej rasy, tak niby podobnej do ciebie. Ale nigdy nie będziesz jedną z nich. 

 

Ciemność. 

 

Spojrzała na swoje skrwawione dłonie.

Jesteś wśród nich drapieżnikiem. 

 

Klęczała na miękkim, leśnym poszyciu. Wokół leżały szczątki człowieka, konia i psa. 

Już zrozumiała. 

Koniec

Komentarze

Przyznam, że rzeczywiście zatarły się wymiary, bo nie wszystko byłem w stanie sobie poukładać. Scena w karczmie jest dla mnie niejasna. Wiem też, że Lede zrozumiała, ale ja nie. :(

Opowiadania ładnie napisane. Z takim złowieszczym fatum wiszącym przez cały utwór. Choć trafiają się niezręczności.

Wysokie, z obwisłymi płatami skóry na pysku.

Nie podoba mi się ten opis, dziwny, pojawia się też kilka razy, wolałbym inny zamiennik. Mimo, że finałowa scena jest inna, to utwór dobrze się wpisuje w wybraną ilustrację.

 

Hm, albo czegoś nie zrozumiałem albo ten tekst wygląda bardziej na fragment książki, noweli lub długiego opowiadania, niż na samodzielną krótki materiał. I to zarówno w treści, jak i w formie. Co prawda w leadzie zostało to zasugerowane, ale spodziewałem się czegoś, co samo w sobie można uznać za “nie-fragment” mimo przyszłego rozwinięcia.

Pomysł wydaje się jakiś być, ale trudno go oceniać ze względu na wrażenie fragmentaryczności.

 

EDIT: za to nastój jest, sposób opisu z punktu widzenia mieszkanki innego świata także dobry.

To ja ujawnię moje pierwsze wrażenie z bety: punkt wyjścia dla większej całości i ciekawego świata :)

http://altronapoleone.home.blog

Darcon i Wilk Zimowy – cieszę, że spodobał się Wam nastrój. Ciągle wątpię w swoje możliwości na tym polu, a mimo że tekst niejasny, zobaczyliście jakąś mocną stronę. Dziękuję :)

Darconie, dziękuję też za biblioteczny punkt :)

 

Drakaina, tak jest :)

Przenikające się światy, tajemnica, mrok… Stworzyłaś magiczny klimat, atmosferę niepewności i takiego… hmm… braku logiczności na rzecz sekretnych, nie do końca zdefiniowanych mocy. Mimo, a może dlatego że po lekturze czuję się zawieszona gdzieś między różnymi wymiarami tekst mi się spodobał. Kliczek i powodzenia w konkursie :)

Cieszę się, że Ci się spodobała Katiu! I jeszcze dziękuję za kliczka :)

Klimatyczne i puenta bardzo fajna.

Rzeczywiście czyta się jak wstęp do większej historii.

 

Ale:

 

Przypomina sobie stopy o które, opierała spocone czoło.

Ten przecinek tam ma być?

Lede żegnała młodzieńca z ledwo przyprószonym wąsem, który wyznał ściszonym, że zrobiła z niego mężczyznę.

ściszonym głosem pewnie? czym był wąs przyprószony?

laserowy pistolet.

z mojego rozumienia laserów, to one wypalają dziurę, więc krew nie bardzo jak ma się rozkwiecić

Mężczyzna podchodził pewniej, gdy ujrzał ją. 

ją ujrzał?

Przetrwasz, kiedy zrozumiesz istoty tam żyjące. 

nie: jeśli zrozumiesz?

 

ciekawy teaser ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Teasery to chyba moja specjalność ;) Cieszę się, że przypadło do gustu. 

 

Nie wprowadzam poprawek, bo po terminie. Jurki nasze muszą zajrzeć. 

Pogubiłam się.

Nie wiem, gdzie rozgrywają się poszczególne sceny. Bo chyba wszystko – na przykład śmieć kapłanki – nie dzieje się w lesie?

Może i ma miejsce jakaś koniunkcja sfer, ale na razie nie mam pojęcia, co się dzieje. Usiądę sobie z boku, popatrzę i poczekam, aż się wyklaruje.

Wyrocznie Dorde, jak Dorde – Amit oraz Dorde – Tembremer ostrzegały,

Dość długo zastanawiałam się, o co chodzi w tym zdaniu. Doszłam do wniosku, że wyrocznie mają podwójne nazwiska, ale wtedy należałyby je zapisać Dorde-Amit, bo w tej chwili wygląda to jak wtrącenie i sensu nie ma.

Babska logika rządzi!

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Finklo, że też mi przeszły przez palce dodatkowe spacje.

Chyba będę musiała poskrobać trochę, aby wyklarować ten świat.

 

Śniąca, cieszę się niezmiernie :D

Veni, vidi, legi.

 

I jedna uwaga naukowa do poprzedniego komentarza ;)

z mojego rozumienia laserów, to one wypalają dziurę, więc krew nie bardzo jak ma się rozkwiecić

Zależy od trybu lasera. Można zastosować tzw "blaster", czyli uderzanie promieniem w impulsach. I wtedy rana się nieskauteryzuje. Więcej tutaj.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję NWM, masz rację z tym blasterem. Kiedy pisałam tę scenę, tak właśnie “widziałam” tę broń. Hmm, może zmienić potem na blaster, żeby nie było niejasności? Albo wymyślę inną nazwę, bo laser, blaster i fazer takie oklepane ;D

@NWM

Dzięki za naprostowanie ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Przypomina sobie stopy[+,] o które[-,] opierała spocone czoło.

Przecinek w złym miejscu.

 

Jej rydwan, unoszący się parę centymetrów nad ziemią[+,] opadł, zatrzymany nieopatrznie przez sterownika.

Albo: “Jej unoszący się parę centymetrów nad ziemią rydwan opadł, zatrzymany nieopatrznie przez sterownika.”

 

Istota o obwisłym pysku zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do konarów[+,] za którymi[-,] stała kobieta.

Przecinek w złym miejscu.

 

Zwierzę musiało zrozumieć, ponieważ zatrzymało się.

Nie podoba mi się to zdanie, jest napisane strasznie “szkolnym” stylem.

 

Nie przestawało węszyć, a pod cienką skórą było widać napięte mięśnie. Lede instynktownie wiedziała, że wyczuwa niebezpieczeństwo. Ale czemu ona właśnie miałaby być niebezpieczna?

Była przerażona.

Powtórzenie.

 

Lede żegnała młodzieńca z ledwo przyprószonym wąsem, który wyznał ściszonym, że zrobiła z niego mężczyznę.

Zabrakło “głosem”.

 

Szynkarz[+,] u którego wynajęli pokoje gapił się z otwartymi ustami na kapłankę bogini.

Przecinek.

 

Bardzo dobre opowiadanie. Ciekawie wykreowany świat, w którym quasi-antyczna mitologia miesza się z przyszłością. Kapłanka, którą bogowie i los miotają po całej czasoprzestrzeni, a na końcu staje się drapieżnikiem – tylko jakim? Wilkiem, wilkołakiem? Zostawiasz dość spore pole do domysłów, snujesz atmosferę tajemnicy. Klimatem wyróżnia się od innych dzieł. Stylistycznie mogłoby być trochę lepiej.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dziękuję Wicked za komentarz! Nie wierzę, że ten mały tekścik dostaje tyle pozytywnego odzewu. Chyba poważnie muszę się zastanowić nad szybszym wdrażaniem tego pomysłu w dłuższy tekst ;)

Pozostało jedynie echem w pamięci, które zawierało jedynie zamglone obrazy.

 

Lede instynktownie wiedziała, że wyczuwa niebezpieczeństwo.

Wydaje mi się, że instynktownie znaczy bezwiednie, podświadomie, w odniesieniu raczej do jakiejś czynności. Bezwiednie wiedzieć? Trochę to bez sensu.

 

Każde miasto i wieś rozświetlały kolorowe światła, rozbrzmiewała wesoła muzyka. Kapłanki i kapłani wychodzili do wiernych, wykonując wszelkie nakazane im powinności. Wśród nich była też Lede, ubrana w delikatną niczym mgła tunikę. Jej, jak i innym poddanym Amita nie było dane swobodnie chadzać po ulicach. Otwierali podwoje świątyń oraz wynajmowali karczmy we wsiach. Zapraszali wiernych, aby wspólna intymność stawała się aktem najwyższej czci.

Za dużo ozdób szpeci!

 

Lede żegnała młodzieńca z ledwo przyprószonym wąsem, który wyznał ściszonym [+głosem?], że zrobiła z niego mężczyznę.

Albo przegapiłem, kim są “ściszeni”. :p

 

A myślisz[+,] jak jest w Stolicy?OK

Nie rozumiała[+,] co powiedział.

 

O kurde! Zabrałem się za lekturę mając odpalony ten kawałek. I na moment przeniosłem się do naprawdę niesamowitej rzeczywistości. Liczyłem, że tekst pójdzie w takim onirycznym kierunku, skupiając się na emocjach, jakimś wewnętrznym konflikcie, czy nierozwiązywalnym dramacie. Poszedł w zupełnie inną, bardziej przyziemną stronę, co dodatkowo zostało przedstawione bardzo niejasno i choć szort jest krótki, nie zrozumiałem wszystkiego. Jeśli chciałaś pokazać pomieszanie wymiarów – ok, ale nawet nad chaosem, jako autorka, powinnaś zapanować, bo bez Twojej pomocy czytelnik może co najwyżej błądzić we mgle.

A potem nastał finał i mam nadzieję, że nie dopowiadam sobie tego, ale dostałem trochę dramatu. Przez końcówkę właśnie mogę z czystym sercem powiedzieć, że podobało mi się. :)

Dziękuję Jasna Strono za komentarz. I cieszę się, że tekst się spodobał. Przyznam, że nadal nie wychodzę z szoku, że to maleństwo w które trochę zwątpiłam, naprawdę przypada do gustu. Ale też widzę, że mój koncept może zostać spokojnie rozwinięty na dłuższe teksty (tekst, powieść ;)). 

Dziękuję za bibliotecznego klika!

Poprawki wprowadzę dopiero po wynikach konkursu. 

Dorzucę jeszcze:

 

młodzieniec goszczący u Lede zdawał rewelację każdemu.

odruchowo szukałem związku frazeologicznego “zdawać relację” – bo zgrzyta mi straszliwie ‘zdawanie rewelacji’.

 

Kieł nie wyglądał na poddenerwowanego, a bardziej zdezorientowanego.

Styl. por. Kieł wyglądał na bardziej zdezorientowanego niż poddenerwowanego.  używasz ‘bardziej’, wprowadzasz porównanie, ale nie zachowujesz logicznego szyku zdania w którym porównujesz.

 

Wyrocznie Dorde, jak Dorde – Amit oraz Dorde – Tembremer

Mogę się mylić, ale czy tu nie powinny występować łączniki? Dorde-Amit, Dorde-Tembremer?

 

 

Przychylam się do opinii, że to bardziej prolog, wstęp, zajawka – brak haczyka na start, konkluzja jest tajemnicza i niedopowiedziana tak mocno, że wyskakuje poza ramy ‘otwartego zakończenia’ (potwór/wampir w świecie ludzkim?) i przez to rozwinięcie (zabójstwo drugiej kapłanki) nie pełni roli rozwinięcia, a wprowadzenia w sytuację.

Jest za to klimat, tajemnica. Dlatego cały kawałek wydaje mi się być takim wstępem, zahaczeniem akcji do dłuższego opowiadania lub powieści.

Nie miałem problemu ze zrozumieniem przebiegu akcji, choć zapewne typograficznie akapity i kursywę można by lepiej wykorzystać.

 

Jest całkiem-całkiem i to nie był zmarnowany czas. Ale tylko podkurwiłaś czytelniczy żołądek obietnicą smakowitego dania, a powiedziałaś”koniec!” po przystawce. Czuję fabularne niedorżnięcie ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFishu, jakie mocne słowa! Chyba nie mogę tak dręczyć Ciebie, ani innych czytelników ;)

Dziękuję za komentarz!

@Psychofish

 

Wyrocznie Dorde, jak Dorde – Amit oraz Dorde – Tembremer

Mogę się mylić, ale czy tu nie powinny występować łączniki? Dorde-Amit, Dorde-Tembremer?

“W funkcjach edytorskich półpauzę stosuje się – bez spacji z obu stron – […] także w wyrażeniach słownych ukazujących pewne relacje między osobami, instytucjami, państwami itp.” 

Cytat z: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Myslnik-pauza-minus;16280.html

Sądzę, że te wyrażenie można podciągnąć by pod ten przypadek, bo ukazuje relację Dorde z konkretnymi bóstwami, ale wtedy należy pozbyć się spacji. Nie jestem jednak tego w 100% pewny.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wickedzie, sądzę, że tu chodzi o coś zbliżonego do dwóch nazwisk, oddzielanych dywizem. Twój cytat interpretuję jako na przykład mecz Polska–Senegal, nieporozumienia na linii prezydent–premier, traktat Węgry–Słowacja…

Babska logika rządzi!

Deirdriu, mam nadzieję że ‘nie mogę męczyć’ oznacza ‘już podaję danie główne’, prawda? ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFishu, musi być jeszcze ładnie wyłożone na talerzu ;)

 

Finklo, Wickedzie, dochodzę do wniosku, że chyba pozbędę się pierwotnego zapisu i będzie Dorde Amit i Dorde Tembremer. Chyba tak będzie najłatwiej :)

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

No niestety, na mój ograniczony umysł tekst trochę zbyt zagmatwany ;)

Może przydałoby się dookreślenie konkretnych fragmentów – gdzie i kiedy się “działy”. Początek trochę kulawy, ale później i nastrojowość i warsztatowość na coraz wyższym poziomie, stąd i czytało się całkiem dobrze.

Tekst pozostawia mnie jednak z mieszanymi uczuciami. Może innym razem :)

 

Trzymaj się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Cieniu już tu był ;D

 

Dziękuję Hrabio za komentarz. Do następnego :)

Bardzo podoba mi się klimat i świat, iście von Daenikenowskie czczenie bóstw z niebios, wątek zwalczających się kultów, społeczeństwo, gdzie koń jest czymś niezwykłym, a statek kosmiczny nie itd. I chętnie bym dał tego brakującego klika, gdybym tylko… rozumiał o co tu chodzi. Niestety, pojęcia nie mam, co, gdzie, kiedy i dlaczego się dzieje, więc opowiadanie było dla mnie jak całkiem ładny układ plamek w kalejdoskopie, jak wspomnienia snu, który przed przebudzeniem miał swoją pokręconą logikę, ale przy porannej kawie już nie bardzo… Bohaterka coś sobie przypomina. Zmienia się jej punkt widzenia. Technologiczni “bogowie” zamierzają ją wtajemniczyć w to, jak naprawdę wygląda świat? Ale czemu jest drapieżnikiem?

Chętnie przeczytałbym dopracowaną i rozbudowaną, bardziej czytelną wersję tej opowieści :)

 

Kwestie techniczne – chyba troszkę się spieszyłaś. Przecinki migrują u Ciebie w dziwne miejsca, gdy tylko w pobliżu pojawia się słowo “który”, ale to już wytknęli przedpiścy. Z innych rzeczy, o których chyba nikt nie wspomniał:

Tyle pamięta

Nagły przeskok do czasu teraźniejszego wybija z rytmu, bo reszta jest w przeszłym

 

Bóstwa patrzą i obradują. Widzieli zepsucie jakie się szerzyło

Zgrzyta mi niezgodność rodzajów – bóstwa to one, a potem piszesz (oni) widzieli, przymykali itd. Czemu nie Bogowie?

 

Ubłagałam Inni, aby otworzyła wrota do innych wymiarów. I ciebie, kapłanko Lede, wybrałem

Zaraz, to jakiej płci jest mówiący?

 

Zgadza się, motywy von Daenikena są żywe w tej historii. Zresztą, motyw bardzo popularny w środowiskach, delikatnie mówiąc, alternatywnych – galaktyczne historie itd. Problem szorta właśnie na tym polega, że jest jakby wycinkiem większego projektu. Ja wiem dlaczego główna bohaterka zostaje drapieżnikiem, a na tak małej przestrzeni, nie miałam jak tego przedstawić.

Dziękuję za komentarz. I po wynikach już będę wreszcie nakładać poprawki :)

 „Lede instynktownie wiedziała, że wyczuwa niebezpieczeństwo. Ale czemu ona właśnie miałaby być niebezpieczna?”

Mam wrażenie, że jednak nie chodziło o to, że Lede była niebezpieczna, tylko znalazła się w niebezpieczeństwie. Bo nic innego nie wynika z kontekstu.

Trochę ten tekst jest zbyt chaotyczny i sceny są wymieszane tak, że gubiłam się, gdzie i kiedy rozgrywają się poszczególne sceny.

W ostatecznym rozrachunku coś tam załapałam o przejściu ze świata do świata, ale lektura dostarczyła mi więcej trudności, niż radości. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Następnym razem będzie radość ;)

Dziękuję za komentarz, śniąca :)

Trzymam za słowo :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Klimat tekstu doceniam, ale tak jak niektórzy wyżej nieco się pogubiłam. Nie bardzo zrozumiałam co wydarzyło się w karczmie i jaki miało to wpływ na Lede.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hmmm, science fantasy, z wyczuwalną nutką space opery. Rzadko grane ostatnio połączenie, a mnie przypomniało stare, dobre, pierwszoedycyjne DnD :)

W miarę odczytałem to, co się dzieje w tekście, choć przyznaję, nie zawsze było łatwo – niekoniecznie to musi być minus, bo widzimy świat z perspektywy Lede. Wykonanie klimatyczne, choć na mój gust czasem za niespodziewanie zmieniasz sceny, co utrudnia zrozumienie całości.

Podsumowując: ciekawy klimat koncertu fajerwerków, szybki i tempo może niekiedy zgubić po drodze. Jednak jest moim zdaniem dobrze :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Morgiano, no właśnie, w wersji, którą tworzę wszystko ma powód. Tutaj za słabo nakreśliłam. 

 

NWM, w DnD nigdy nie grałam. Dla mnie science fantasy to przede wszystkim Gene Wolfe i jego słoneczna seria (z którą zapoznaję się późno, ale tym bardziej doceniam). 

 

Dziękuję za komentarze :)

Szynkarz, u którego wynajęli pokoje[+,] gapił się z otwartymi ustami na kapłankę bogini.

Nie rozumiem :(

Ale czytało mi się dobrze :)

 

Przynoszę radość :)

Zawsze coś :D Dziękuję za odwiedziny! :)

I znów przemawiał będzie Wielki Malkontent, Cień-Maruda, Wieczny Niezadowolony.

 

Ale co zrobić, kiedy powodów do zadowolenia nie ma zbyt wiele?

Tekst jest bowiem chaotyczny i za bardzo przekombinowany, a przy tym nie zachwyca też wykonaniem. Krótko – droga Lede od kapłanki do potwora zupełnie mnie nie przekonała. Tu jakieś dosyć osobliwe bóstwa i ich kapłani przywodzący na myśl raczej czasy babilońskie, ale wymieszani z – moim zdaniem zupełnie zbędną, wręcz szkodliwą – futurologią, tu jakieś niedorzeczne, szczególnie w kontekście Zniebozstapienia, wojenki między wyznawcami tychże bogów, choć wszyscy oni pochodzą z jednego kanonu, tu jakiś święty gniew w sumie nie wiadomo na co i o co; nie wydaje mi się bowiem, żeby “ludzkość” podczas tej wizytacji robiła coś wyraźnie gorszego niż zazwyczaj, a przy tym wciąż nic, co zasługiwałoby na gniew bogów-hedonistów, zoofili, kurwiarzy, zdrajców i – w kontekście całej historii – również cholernych hipokrytów; ot takie porównywanie, który kapłan ma większego, a kapłanka – ładniejsze.

A wszystko to podane na tyle dziko i bezładnie, chaotycznymi zdaniami, że cudem się nie pogubiłem. Przy czym gęste mieszanie historii “sprzed” i “po”, w dodatku niezbyt dobrze oznaczone, zupełnie nie pomagało.

 

Na plus zdecydowanie akcja w karczmie, i to nie (tylko) dlatego, że cycki i orgie – tak naprawdę to jest jedyna konkretna, spójna i “pełna” scena, bez przerywników, niedomówień i niejasności. I jest to też scena literacko ładna i ciekawa. O żadnym innym fragmencie nie mogę, niestety, powiedzieć tego samego, ale ten jeden wystarczy mi, by wyciągnąć zupełnie niezgorszy wniosek, że pisać, to Ty jednak potrafisz, tylko po prostu przekombinowałaś zarówno z formą jak i treścią. Niezbyt udany eksperyment?

O szkodliwości elementów futurologicznych wspomniałem – a teraz rozwinę – gdyż mnie zupełnie wybił z rytmu ten nieszczęsny pistolet laserowy, o którym jestem zdania, że pasował do przedstawionej scenerii jak lewy kciuk do dziury w tyłku. Do całego uniwersum – którego mieszkańcy też najwyraźniej są na bakier ze swoją technologią (”Nie mieli pojazdów, które unosiły się nad ziemią i poruszały się bez najmniejszego hałasu? – ten fragment zdaje się wskazywać, że nawet eks-kapłanka, czyli pewnie elita wykształcichów Twojego świata, nie ma żadnej konkretnej nazwy i wyobrażenia o takim latającym pojeździe; jak Indianie widujący od czasu do czasu statek pełen wrednych białasów, ale nie mający jeszcze dla niego żadnego określenia bardziej precyzyjnego niż “Wielkie kanoe pełne wrednych białasów” – wiem, że to wcale nie tak, ale wrażenie pozostaje) – również. Inna kwestia, że istoty dysponujące inteligencją na tyle rozwiniętą, by tworzyć takie zabawki, jakoś mi nie pasują do wizji quasi-babilońskich tłumów chędożących się gdzie popadnie, wszczynających nawet jeśli nie wojny, to w każdym razie potyczki religijne i – generalnie – skłonnych wierzyć w jakieś wyższe byty, nawet jeśli te bywają namacalne. Dla mnie ci bogowie sprawiali wrażenie raczej innej, może wyższej rasy, a nie bogów.

Mówiąc krótko – bardzo dziwny, niespójny i, jak dla mnie, nielogiczny ten Twój świat.

Ale najbardziej, to mi jednak szkoda konika i pieska.

 

I jeszcze jedno:

Przypomina sobie stopy(,) o które(,) opierała spocone czoło.

Zwracam na to uwagę, bo gdzieś niżej masz identyczny błąd.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dziękuję Cieniu za długi komentarz! To jest właśnie wada tego, iż w szorcie jest idea czegoś o wiele, wiele dłuższego. Stąd tak dużo niejasności – nie dałabym rady wcisnąć wszystkiego. I słusznie zauważyłeś, że te istoty to żadni bogowie – nie mieli nimi być, a są jednak obiektem kultu. Master-of-orion przyuważył motywy von Danikenowskie. I też przepadam za science fantasty, ale na przestrzeni krótkiego tekstu nie miałam jak tego rozwinąć. Mam nadzieję, że wkrótce (nie wiem w jakiej konkretnie formie), pokaże więcej tego świata i będzie jaśniej o co w nim chodzi. 

Jeszcze raz dziękuję za komentarz i obiecuję poprawę ;)

Czytałam, cały czas mając nadzieję, że w końcu coś pojmę, ale cóż, opowiadanie skończyło się, a ja, w przeciwieństwie do Lede, niczego nie zrozumiałam. :(

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Oparła się o zawalone konary bardzo starego drzewa. –> Oparła się o powalone konary bardzo starego drzewa.

Zawalić może się np. budynek, natomiast drzewo, a także jego konary, może się powalić.

 

Skóra miała mlecz­no­bia­ły kolor, na­zna­czo­ny czer­wo­ny­mi zna­ka­mi. –> Nie brzmi to najlepiej.

Czy znaki były na skórze, czy na kolorze?

 

Czym było te dawne życie? –> Czym było to dawne życie?

 

Wle­pi­ło swoje śle­pia w reszt­ki mar­twe­go drze­wa. –> Zbędny zaimek. Czy zwierzę mogło wlepić cudze ślepia?

 

Ka­płan­ki i ka­pła­ni wy­cho­dzi­li do wier­nych, wy­ko­nu­jąc wszel­kie na­ka­za­ne im po­win­no­ści. Wśród nich była też Lede… –> Czy to znaczy, że Lede była powinnością?

 

Lede że­gna­ła mło­dzień­ca z ledwo przy­pró­szo­nym wąsem… –> Wąs starszego pana może być przyprószony siwizną, ale zastanawiam się, czym mógł być przyprószony wąs młodzieńca…

Domyślam się, że miałaś na myśli młodzieńca z ledwie sypiącym się wąsem.

 

ka­płan­ka Se­be­le, pi­ja­na, z suk­nią ob­na­ża­ją­cą pier­si. –> …ka­płan­ka Se­be­le, pi­ja­na, w sukni ob­na­ża­ją­cą pier­si.

Bo nie przypuszczam, żeby kapłanka miała suknię ze sobą, a nie na sobie.

 

Gdyby nie wy­krzy­wia­ło jej twa­rzy pi­jań­stwo i złość… –> W jaki sposób pijaństwo wykrzywia twarz?

 

iż to her­ma­fro­dy­ta, z człon­kiem w wzwo­dzie… –> …iż to her­ma­fro­dy­ta, z człon­kiem we wzwo­dzie

 

trzy­mał w za­rę­ka­wi­czo­nej dłoni la­se­ro­wy pi­sto­let. –> …trzy­mał w u­rę­ka­wi­czo­nej dłoni la­se­ro­wy pi­sto­let.

 

Ka­płan­ka Se­be­le nawet nie zwró­ci­ła na na niego uwagi. –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

owi­nął ciało w pledy, jakby wy­no­sił bele ma­te­ria­łu… –> Literówka.

 

Ry­dwa­ny Bóstw wy­da­wa­ły się nie­wzru­szo­ne ziem­ski­mi pro­ble­ma­mi. –> Dlaczego rydwany miałyby się czymkolwiek przejmować?

 

zbli­żał się w kie­run­ku za­wa­lo­nych ko­na­rów. –> …zbli­żał się w kie­run­ku powa­lo­nych ko­na­rów

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za poprawki, Reg. Postaram się w najbliższym czasie powstawiać je.

 

Ale długo mi zajęło zobaczenie tego komentarza ;)

Miło mi, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dla mnie za trudny tekst. Ale miło się czytało mimo tego. Fajne fantasy :)

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Dziękuję, Dawidzie, za odwiedziny!

Nowa Fantastyka