- Opowiadanie: Voluspa - Blizna

Blizna

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Blizna

 

Stopy zapadały się w błocie. Miała wrażenie że zaraz ją pochłonie i utopi się zaraz obok domu. Ubrudzona po kolana w uparcie walczyła by nie dać się pochłonąć, inaczej będzie wstyd.

Tak, wstyd. ONA która walczyła na odległych planetach, która brodziła po kolana w lawie ubrana tylko w super kombinezon miała zostać pokonana przez błoto. I świnie. 

Gorszego końca nie było.

Plewiła grządki obok domu – niedużej chatynki na skraju wsi Podpłożyce. Świnie niestety zdążyły przeryć ziemię, znowu zniszczyły ten solidny płot z patyków który sama zbudowała trzy dni temu. Już dziś dwie świnie musiała zlać patykiem z jej nieszczęsnego płotu. Musi załatwić drut kolczasty. Tylko jak go zdobyć? Tutaj był problemem. Ale cóż, nie z takimi rzeczami sobie radziła. Uparcie wyrywała chwasty spomiędzy rzodkiewki, złorzecząc na czym świat stoi. 

Kwik!

Natychmiast podniosła głowę. Niczym pies wyczulony na każdy dźwięk. Na czoło opadły jej włosy w kolorze wyblakłego fioletu. Kolor się wypłukiwał powoli. Na grządkach z burakami stała świnia; zawzięte zwierzątko chciało chyba wydrzeć buraka z ziemi ale było jeszcze zbyt małe by dać sobie radę.

Krzyknęła, energicznie się podnosząc i chwytając za kij, który leżał obok niej w pełnej gotowości. Niczym karabin kilka lat temu. Albo granat. Zależnie co było potrzebne. Mocno chwyciła za dębowy kij grubości kciuka i z wojowniczym okrzykiem ruszyła ku zwierzęciu. 

– Ty paskudo przebrzydła! – po okolicznych polach rozniósł się donośny krzyk. Zamachnęła się kijem, chcąc uderzyć w zad prosiaka; zwierzę otworzyło szerzej oczy ze strachu i zaraz kiedy tylko zobaczyło unoszący się w powietrze kij czmychnęło między patykami w płcie.

Pod wpływem silnego zamachu, który nie sięgnął celu, kobieta przewróciła się. Uderzając twarzą w błoto. To cholerne błoto, czemu musiało cały zeszły tydzień padać? Leżąc na ziemi wypuściła z ręki kij, klnąc po cichu podniosła się i oparła na łokciach. 

– Mojmira? – koło płotu pojawiła się kolejna kobieta. Ciemnowłosa, ubrana w prostą czerwoną lnianą sukienkę z fartuchem przewiązanym w pasie i czerwoną chustkę na ramionach. – Czso się stało? -zapytała z ciekawością przyglądając się kobiecie, która gramoliła się na ziemi, usiłując wstać. Błoto było tak świeże i tak miękkie że miała problemy ze wstaniem.

– Te cholernice się stały – warknęła, udało się się rękami podeprzeć o płot i wstać. – Znowu do ogródka wlazły dziadówy – stęknęła. – Boguśka, siły już nie mam…

– Ajć się mortwisz – zaśmiała się Boguśka. – Toć to jeno zwierze – wskazała na kręcącą się koło płotu nadal świnkę. – Ono rozumu ni mo przecie, nie umyśle ci szkodzi, no! – mówiła za śmiechem.

Mira westchnęła. – No wiem, no wiem… a ty to co? – zaciekawia się, ocierając błoto z oka zaczepiła spojrzenie na czerwonej chuście. – Idziesz ty gdzie? – uniosła brew w geście zdziwienia. 

Boguśka uciekła spojrzeniem w dół. Mimowolnie zawiesiła spojrzenie na dłoniach Miry. Blizny były widoczne nawet przez błoto. Całe ręce pocięte, porznięte kiedyś w przeszłości, powbijane setki igieł. Teraz zostały tylko grube blizny. Ślady z przeszłości, o których nikt nie lubi mówić ani o nich słuchać.

Mira zauważyła to. Widziała że czasami patrzą się na jej ręce, nogi, całe ciało. Jednym z pozoru przypadkowym ruchem rozmazała błoto bardziej na ręce. – To mówta gdzie ta idziesz? – zapytała ponownie, siląc się na wesoły ton. Dobry humor – jeśli jakiś dziś był – to uleciał chwilę temu. Powróciło w głowie to czego nie chciała.

Bogusława zamrugała zdezorientowana. Nie powinna była się przyglądać bliznom. – A świnie ide na popas zaprowadzić – uśmiechnęła się. – Pogoda ładna, w chałupie zrobione co ma być tom pomyślała żem pójde – oznajmiła, poprawiając chustę na ramionach.

Mira uśmiechnęła się tylko na no. Już ona wie, po co się tak ta Boguśka tak wystroiła. – Już ja tam wiem co kiego diabła się tak na wygon stroisz – chciała klepnąć ją w ramię, ale przypomniała sobie o błocie. – Tam ten od młynarza krowy popasa – wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu.

Jej towarzyszka spłonęła rumieńcem tak czerwonym niczym maki. Mira uśmiechnęła się jeszcze bardziej. – A już, racje miałam – zaśmiała się w głos. – Jak Derwanowi powiem to o weselichu dla siostry myśleć zacznie.

– Gdzież tam do wesela… – wtrąciła Boguśka. – Jak to tak nie… Do wesela toć daleko nam…

– A tam daleko, daleko… – odparła. – Ale jaka tam wasza wola. Mi tam do tego nic. Nie zatrzymuje cie, leć do swojego.

Twarz Boguśki rozpromieniła się w uśmiechu. – To ide – rzekła i już miała odejść kiedy zwróciła się jeszcze do Miry – daj już spokój tym grządką, zaraz Derwan z ojcem wraca, a matka z targu szybko wróci, co do garka przygotować trzeba – popatrzyła na nią prosząco – ziemniaki żem obrała, ale…

– No leć – westchnęła Mira, odeszła płotek i wychodząc z warzywniaka zamknęła furtkę z patyków. – Umyję się i co porobie w domu.

Chciała powiedzieć coś jeszcze ale Boguśka już poleciała na przód domu gdzie świnie pewnie już czekały. Stajenka była niedaleko. Łopatką opłukaną w wiadrze w wodą zaczęła ściągać nadmiar błota z rąk i nóg. Taka brudna do bali nie wejdzie. Jutro, albo dziś wieczorem musi uszczelnić płot żeby te paskudy tam nie właziły. Derwan miał robić z ojcem zagrodę, ale lato w pełni to i czasu nie ma. Może ona się tym zajmie? To nie jest skomplikowana robota. Pamiętała przecież jak kilka lat temu kopała okopy… ale nie ważne. To było i nie ma sensu tam wracać.

Choć przyznawała sama przed sobą że za tym tęskni. Za odgłosem karabinu, za swoim oddziałem. Za towarzyszami broni, za mieszkaniem w nowoczesnym mieście. Za tyloma rzeczami o których pamięta, choć chyba nie chce. Sama już nie dziadziała. Czy chce się nazywać Mojmira czy Hoja? Coś lub ktoś podoją za nią decyzję i kazał zamieszkać na Ziemi Po Przejściach zamiast na jednej z planet na których była już wcześniej. Tak, mimo bycia człowiekiem po raz pierwszy była na ziemi. Czy to wstyd? Nie wiedziała. Boleśnie o przeszłości przypinał jej wojskowy nadajnik. Postawiony niedaleko domu, na skraju lasu. Wojna się skończyła, ale nadal pozostawały takie „resztki”.

Czyściła nogi wodą z wiadra kiedy usłyszała kroki. Już pomyślała że to Derwan wrócił z ojcem z pola i już chciała biec się przywitać ale nie, kiedy podniosła głowę zobaczyła Boguśkę, ale jakąś taką… poważną? Zbladła też. Coś ją przestraszyło?

– Stało się co? – zapytała. Miała złe przeczucia. – Myślałam że poszłaś…

Boguśka zatrzymała się przy niej. Ręce jej drżały. Teraz Mira była przestraszona. – Miałam już iść, nawet sobie kij od ciebie z płotu zabrałam… nagle! – dramatycznie zamachnęła się rękami chcąc zapewne podkreślić dramatyzm – słyszę ryk! Żem zdurniała, bo o by tak ryczeć mogło – rozszerzyła oczy ze zdziwienia. – Oglondom się wokoło i widzę… – zamilkła

– Co? Co takiego? – Teraz Mira miała już pewność że stało się, lub stanie coś złego.

– Od lasu, tam gdzie to coś stoi i stroszy to idzie ktosik, z daleka tom dobrze nie widziała, ale jak bliżej podlazła tom już wiedziała – spojrzała na nią ze strachem. – To jakoś mundurowo – dokończyła już szeptem. – Podeszła, do mnie, taka uśmiechnięta, zapytała mnie o…

– O co zapytała? – przerwała jej Mira. Boguśka była okropnie gadatliwa.

– O ciebie – powiedziała szybko. – Dopytała gdzie jesteś i czy mogę cie przyprowodzić… tom przyszłą do ciebie, bo co ja się kłócić będę…

Mira westchnęła niemal boleśnie.

– Dobra, ja z nią pogadam a ty idź do młynarza i nie mów nikomu – szybko wyminęła dziewczynę i ruszyła przed chatę. Boguśka ruszyła za nią, ale trzymała się z tyłu.

Mira nie domyślała się po co wojsko ma się o nią znowu pytać. Jest w końcu na cenzurowanym. Przed chatą faktycznie stała w popołudniom słońcu jakaś kobieta w mundurze. Nie było to jeden z TYCH mundurów, których się bała spotkać ale zwykły mundur Wojsa Ziemskiego. Kobieta miała rude włosy związane w kucyk na boku. Trzymała w dłoniach karabin ale nie był on w gotowości bojowej. Może była na rutynowym patrolu? Po lasach lubią nadal ukrywać się partyzanci.

– Dzień dobry – kobieta przywitała się. Stała na łące przed domem, nie chciała pewnie pobrudzić butów błotem zalegającym przed domem. W sumie Mira tak samo by zrobiła.

– Dzień dobry – odrzekła Mira, kątem oka ostrzegając Jak Boguśka pośpiesznie wyprowadza świnie spod domu. – Co panią tutaj sprowadza? – zapytała rzeczowo.

Uśmiech na twarzy kobiety lekko przygasł. Mira teraz zdała sobie sprawę że kobieta, a właściwie dziewczyna jest młodsza od niej.

– Ja się nazywam Kolia Varshar – przedstawiła się – Ja… właściwie to przyszłam się tylko przywitać z Panią, Pani Generał.

Mirze zabrakło powietrza w płucach. Ona… – Czy my się znamy – zapytała cicho. Zmrużyła oczy, nisko wiszące słońce oślepiało ją.

– Tak, służyłam w Pani oddzale na planecie Nar’kuna…. Ta wojna…

– Pamiętam – rzuciła twardo. – A co panią do mnie sprowadza?

Kobieta zasępiła się. – Nic takiego w sumie, ale… dowiedziałam się.

Mira prawie się rozpłakała.

– Bo tam – wskazała palcem na niebo – wszyscy myślą że pani General Hoja jest w zamknę tym obiekcie więziennym i czeka na wyrok śmierci… – ucichła. – za zbrodnie przeciw ludzkości.

Mira zasępiał się. Tak, była skazana na śmierć; ale śmieszność jest taka że ci sami którzy są skazali nie chcieli by umarła. Bo jest konieczna jako jeden z najlepszych Generałów.

– Tak, wiem o tym – parsknęła. – Co…

– Ja się dowiedziałam co Pani zrobiła – teraz mówiła niemal szeptem. Mira już pamiętała tą dziewczynę. Była strasznie ciekawska.

– Co takiego? – Spuściła nieznacznie głowę.

Między nimi zapanowało milczenie. Mira a może znowu Hoja nie patrzyła na kobietę, rozglądała się wokół. Już czuła ze stanie się coś złego. Chciała zapamiętać te widoki wokół niej. Te pola i lasy.

– Wymordowała Pani ponad pół kraju… na naszej rdzennej planecie. I nikt nie wiedział dlaczego, nie chciała Pani powiedzieć.

– I nie powiem, a na pewno nie tobie.

– Ja to rozumiem – odparła. – Oni nie zabili Pani tylko w tajemnicy zesłali tutaj, bo jest Pani zbyt cenna – rudowłosa zamilkła. – Ale poza tym przyszłam w innym celu – powiedziała to tak szybko jakby bała się że Generał jej ucieknie. – Dowiedziałam się, że oni będę po Panią tutaj lecieć.

Hoja otworzyła szeroko oczy.

– Uniewinnią Panią, bo jest im Pani potrzebna w kolejnej wojnie.

W płucach zabrakło oddechu.

– Przyszłam Panią uprzedzić że przyjdą po Panią – jej głos brzmiał dramatycznie.

 

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przyszłam Panią uprzedzić że przyjdą po Panią.

Duża litera jest tutaj najpewniej błędem.

To zdanie z zakończenia dość obrazowo podsumowuje szorta. Nie działo się właściwie nic. Było o błocie, świniach, trochę o przeszłości bohaterki. Ale nic konkretnego. Trochę paplaniny, potem wyjawienie prawdy o narratorce. Sprowadzenie jej do roli świniopasa, czy tam chłopki z ogrodu, jest ciekawym pomysłem i myślę, że dałoby się wyciasnąć z tego więcej, o wiele, wiele więcej.

Trafiła się też dość spora liczba brakujących przecinków, pojedyncze literówki.

Nie dałem się przekonać, przez część tekstu przeleciałem wzrokiem. Niestety.

Błędy są, ale kto ich nie popełnia? ;) Sam tekst czytało się dobrze, zaciekawił mnie. 

Podoba mi się Twój bezpośredni, konkretny styl. Początek tekstu mnie zaciekawił, dalej niestety mniej. Niestety opowiadanie roi się od błędów wszelkiej maści, choć przynajmniej ortograficznych nie zauważyłem. Ale literówek, brakujących przecinków i dziwnych sformułowań jest niestety dużo.

Jeśli chodzi o fabułę to zgadzam się z Stn’em, że niewiele się działo. Ani rozrabiające świnie (choć wzbudziły ciekawość, do czego to wszystko zmierza), ani rozmowa z Boguśką o jej lubym nie wiążą się z głównym motywem tekstu, który to motyw został zaczęty, a nie został dokończony czy choćby rozwinięty. Chociaż podobał mi się pomysł z babuleńką z wiejskiej chaty, która okazuje się być ważnym generałem. Szkoda, że nie został rozwinięty.

 

Na czoło opadły jej włosy w kolorze wyblakłego fioletu

Rozumiem, co miałaś na myśli, ale to brzmi, jakby te włosy spadły na nią gdzieś z góry. :)

 

Pogoda ładna, w chałupie zrobione co ma być tom pomyślała żem pójde

Z tego co się orientuję w gwarze, to zarówno “żem” jak i “tom” wskazuje na czas przeszły. Zatem albo “to żem pomyślała”, albo “tom pomyślala”.

 

Mira uśmiechnęła się tylko na no.

“Na tak”?

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

Małe zainteresowanie tym tygrysem, jakby widok bestii kroczącej spokojnie przy nodze był czymś z typu zjawisk szaro-poniedziałkowych ;)

Pisanie “Pani” wielką literą jest zbędne.

Gwara na plus, ale trochę za mało klimatu, żebym mogła się porządnie wciągnąć. Wydaje mi się, że ten fragment pasuje do większej całości, bez której szort jest nijaki i pozbawiony kontekstu. Limit limitem, lecz można było zrezygnować z baraszkujących świń na rzecz fabularnego tła. Tak czy owak, czegoś mi tu brakuje.

Zgadzam się z przedpiścami, że niewiele istotnych rzeczy tu się dzieje. Babranie w błocie, small talk z Boguśką, a jak się zaczyna robić ciekawie, to tekst się kończy. I to na rzekomo dramatycznej obietnicy, że bohaterkę zamierzają ułaskawić.

Z wykonaniem słabo. Interpunkcja mocno kuleje, sporo literówek, powtórzenia…

Miała wrażenie że zaraz ją pochłonie i utopi się zaraz obok domu.

Powtórzenie.

Pogoda ładna, w chałupie zrobione co ma być tom pomyślała żem pójde

El Lobo ma rację. Zasadniczo. “Żem” jakby przejmuje końcówkę od czasownika, to “że + (e)m” – “żem pojechał wczoraj do miasta”, “a on gada, żem (jest) głupia”. Ale przy “pójdę” nie ma tej końcówki. BTW, przecinki po “zrobione”, “być” i “pomyślała”.

Babska logika rządzi!

W tym przypadku limit został przekroczony ponad dozwoloną normę. Jeśli nadal chcesz brać udział w konkursie, dotnij tekst (aktualne wytyczne są w komentarzu w wątku konkursowym).

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

“super kombinezon” – ała!

“solidny płot z patyków” – ?

 

Powtórzenia, powtórzenia, literówki, cała masa.

 

Czasem kojarzyło mi się z Wędrowyczem wink Ale są i fragmenciki ( albo jeden) dobrze napisane , co nie koresponduje z resztą, słabego tekstu o niczym.

Kropkę zostawiam, ale że nie ma tytułu grafiki w przedmowie, to się obrażam i – póki co – oficjalnie zawieszam udział opowiadania w konkursie. Proszę o nadrobienie tego niedopatrzenia możliwie jak najszybciej.

 

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jakieś błędy są, ale moim zdaniem największym problemem jest to, że opowiadanie się po prostu urywa. Znamy jedynie jego początek i nic więcej. Wrażenie jest takie, jakbyś miał nas wprowadzić dalej w kolejną scenę. Także proponuję to rozwinąć. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Czy to na pewno jest opowiadanie, czy tylko fragment dłuższej historii?

Bardzo złe, wręcz niechlujne wykonanie sprawiło, że lektury w żaden sposób nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

Szkoda, że Autorka nie reaguje na komentarze.

 

Miała wra­że­nie że zarazpo­chło­nie i utopi się zaraz obok domu. Ubru­dzo­na po ko­la­na w upar­cie wal­czy­ła by nie dać się po­chło­nąć… –> Powtórzenia. Literówka.

 

ONA która wal­czy­ła na od­le­głych pla­ne­tach… –> Dlaczego wielkie litery?

 

Musi za­ła­twić drut kol­cza­sty. Tylko jak go zdo­być? Tutaj był pro­ble­mem. –> Problemem był nie drut, a raczej jego brak.

 

Upar­cie wy­ry­wa­ła chwa­sty spo­mię­dzy rzod­kiew­ki… –> Spomiędzy jednej rzodkiewki?

 

włosy w ko­lo­rze wy­bla­kłe­go fio­le­tu. Kolor się wy­płu­ki­wał po­wo­li. –> Powtórzenie.

 

Mocno chwy­ci­ła za dę­bo­wy kij… –> Mocno chwy­ci­ła dę­bo­wy kij

 

– Moj­mi­ra? – koło płotu po­ja­wi­ła się ko­lej­na ko­bie­ta. –> – Moj­mi­ra? – Koło płotu po­ja­wi­ła się ko­lej­na ko­bie­ta.

Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

udało się się rę­ka­mi po­de­przeć… –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

unio­sła brew w ge­ście zdzi­wie­nia. –> Gesty wykonuje się rękami, nie brwiami.

 

Całe ręce po­cię­te, po­rznię­te kie­dyś w przeszłości, po­wbi­ja­ne setki igieł.  –> Całe ręce po­cię­te, po­rżnię­te

Czy igły ciągle były wbite w ręce?

 

Już ona wie, po co się tak ta Bo­guś­ka tak wy­stro­iła. –> Dwa grzybki w barszczyku.

 

zaraz Der­wan z ojcem wraca, a matka z targu szyb­ko wróci… –> –> Powtórzenie.

 

wes­tchnę­ła Mira, ode­szła pło­tek… –> Chyba miało być: …wes­tchnę­ła Mira, obe­szła pło­tek

 

Ło­pat­ką opłu­ka­ną w wia­drze w wodą… –> Literówka.

 

Taka brud­na do bali nie wej­dzie. –> Taka brud­na do balii nie wej­dzie.

 

ale nie ważne. –> …ale nieważne.

 

To było i nie ma sensu tam wra­cać. –> Raczej: To było i nie ma sensu do tego wra­cać.

 

Sama już nie dzia­dzia­ła. –> Co to znaczy?

 

Coś lub ktoś po­do­ją za nią de­cy­zję… –> Co to znaczy?

 

Tak, mimo bycia czło­wie­kiem po raz pierw­szy była na ziemi. –> …po raz pierw­szy była na Ziemi.

Powtórzenie.

 

Żem zdur­nia­ła, bo o by tak ry­czeć mogło… –> Literówka.

 

Przed chatą fak­tycz­nie stała w po­po­łu­dniom słoń­cu… –> Przed chatą fak­tycz­nie stała w po­po­łu­dniowym słoń­cu

 

Nie było to jeden z TYCH mun­du­rów, któ­rych się bała spo­tkać ale zwy­kły mun­dur Wojsa Ziem­skie­go. –> Nie był to jeden z tych mun­du­rów, któ­re bała się spo­tkać, ale zwy­kły mun­dur Wojska Ziem­skie­go.

 

Stała na łące przed domem, nie chcia­ła pew­nie po­bru­dzić butów bło­tem za­le­ga­ją­cym przed domem. –> Powtórzenie.

 

Ja… wła­ści­wie to przy­szłam się tylko przy­wi­tać z Panią, Pani Ge­ne­rał. –> Ja… wła­ści­wie to przy­szłam się tylko przy­wi­tać z panią, pani ge­ne­rał.

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się też w dalszej części opowiadania.

 

– Tak, słu­ży­łam w Pani od­dza­le na pla­ne­cie Nar’kuna….  –> – Tak, słu­ży­łam w pani od­dzia­le na pla­ne­cie Nar’kuna

Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

że pani Ge­ne­ral Hoja jest w za­mknę tym obiek­cie wię­zien­nym… –> …że pani ge­ne­rał Hoja jest w za­mkniętym obiek­cie wię­zien­nym

 

Tak, była ska­za­na na śmierć; ale śmiesz­ność jest taka że ci sami któ­rzy są ska­za­li nie chcie­li by umar­ła. –> O co tu chodzi?

 

Mira już pa­mię­ta­ła dziew­czy­nę. –> Mira już pa­mię­ta­ła dziew­czy­nę.

 

Już czuła ze sta­nie się coś złego. –> Literówka.

 

Chcia­ła za­pa­mię­tać te wi­do­ki wokół niej. –> Chcia­ła za­pa­mię­tać te wi­do­ki wokół siebie.

 

na na­szej rdzen­nej pla­ne­cie. –> Co to jest rdzenna planeta?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z przykrością stwierdzam, że tekst napisany został dość niechlujnie – pełno w nim literówek i w kilku miejscach (a co najmniej w jednym) dialog zlał się z narracją. Bo błędy interpunkcyjne, czy czasem dziwne sformułowania, to już inna kategoria usterek, których swoją drogą też być nie powinno.

Historia jest moim zdaniem nierówna i chaotyczna. Są miejsca, w których bohaterka rozwodzi się nad tymi sami elementami (błoto – wiem, że jest, nie trzeba mi o nim przypominać co chwila), świnie, patyki. Są enigmatyczne wspomnienia bohaterki. Poprzeplatane rozmową o niczym z Boguśką. Pojawiają się (pośrednio) jakieś postaci męskie, o których nic nie wiemy. Nie wiem, czy Boguśka i Mirka plus ci mężczyźni mieszkają razem, czy są sąsiadami. Niby informacje niezbyt istotne, ale zbyt lakoniczne ich przedstawienie z innymi niedopowiedzeniami (co się stało na planecie żołnierki?) tworzy chaos.

Jest tu jakiś pomysł na panią generał po przejściach i najwyraźniej przed kolejnymi, ale nie do końca został dobrze wykorzystany.

Generalnie, czytanie tego szorta sprawiło mi więcej problemów, niż dało satysfakcji. To jednak jak najbardziej można zmienić – ćwicząc, ale też dopracowując gotowy tekst, także przy pomocy innych, którym świeżym okiem łatwiej będzie wyłapać usterki i wskazać, co należy poprawić. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Podoba mi się motyw mieszanki technologicznej – u góry kosmiczne bitwy, a tu, na dole, wieś spokojna i szczęśliwa.

Tylko to, co potem się dzieje, wywołuje konsternację. Nagle pojawia się dziewczyna, nagle mów ostrzeżenie (a co w tym złego, że chcą panią generał z powrotem) i wtedy tekst się urywa. No, widać, że limitu Ci brakło. Stąd tekst zostawia ze sporą ilością pytań, niewiele pokazuje. Scenka raczej niż zamknięta całość.

Podsumowując: szkic świata zwrócił moją uwagę, ale całość niespecjalnie wpisała się w pamięć swoimi fajerwerkami.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ech… To opowiadanie jest, niestety, do napisania od nowa, bo leży na całej niemal linii.

Przede wszystkim w oczy rzucają się błędy w zapisie, pobojowisko po otwartej wojnie między Tobą, Autorko, a interpunkcją, literówki i powtórzenia. Nie będę się znęcał nad całym tekstem, ale spróbuję nieco nakreślić Ci sytuację na podstawie pierwszego akapitu:

Stopy zapadały się w błocie. Miała wrażenie(,) że zarazpochłonie i utopi się zaraz obok domu. Ubrudzona po kolana(,) (w) uparcie walczyła(,) by nie dać się pochłonąć, inaczej będzie wstyd. (Ach, te problemy współczesnych nastolatek… ;)

Wykonanie jest, niestety, naprawdę fatalne.

Sama historia też do mnie nie przemówiła jakoś specjalnie. Inspirację grafiką widzę wyraźną i nawet zachęcającą, jednak fabularnie to opowiadanie jest o niemal niczym. Ot, krótka scenka z jakąś całkiem obiecującą, ale jednak zupełnie niewykorzystaną, grubszą historią w tle. I tego niewykorzystania szkoda, bo scenka, którą nam serwujesz, to zdecydowanie za mało, by zaczepić czytelnika.

Nie przekonała mnie też postać Hoji, która jest przecież generałem jakiejś gwiezdnej floty, zesłanym za karę na Ziemię (swoją drogą, to nazwa własna, a masz ją gdzieś tam z małej), gdzie dopiero uczy się życia na wsi, wśród górali, a mimo to zachowuje się i – przede wszystkim – wysławia, jakby spędziła na tym poletku wśród błota i świń całe życie.

Co mi się podobało natomiast, to stylizacja na góralszczyznę (można by pomyśleć, że wręcz wyniesiona z domu) i, ogólnie rzecz ujmując, pewna iskra w tym tekście. Myślę, że jeśli się przyłożysz i opanujesz podstawy poprawnego pisania, a potem zaczniesz się naprawdę ogarniać ze swoimi tekstami, efekty mogą być naprawdę warte włożonej weń pracy.

Czego szczerze Ci życzę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ledwo się przebiłem przez tekst. To nawet nie kwestia wszechobecnego “błota” (słowo zbyt wiele razy użyte w tekście), a raczej tego jak została poprowadzona historia…

Napisałbym więcej, ale sadząc po Twojej reakcji na dotychczasowe uwagi, zachęty i wskazówki nie tego oczekujesz ;)

 

Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny

 

 

Nowa Fantastyka