- Opowiadanie: thargone - Bieluń i chryzantemy

Bieluń i chryzantemy

Okej, czas w końcu coś napisać, bom przywalon ostatnio obowiązkami, i to zdecydowanie nie fantastycznymi.

Inspiracje to dwa obrazy:

Hammer and sickle

https://www.artstation.com/artwork/rRBWO

oraz:

Milky way

https://www.artstation.com/artwork/rDr1O

 

Dodatkowe inspiracje, jak również rymowanka na początku, pochodzą z płyty "Kołysanki" Lux Occulta. 

https://youtu.be/IXuBb0FiAOQ

 

P. S. 

Nieco przewaliłem limit, ale mam nadzieję, że żiury wybaczy, bo obcinanie tekstów boli mnie jak amputacje przed epoką anestezjologii. A jeśli nie wybaczy, to niech da znać, łyknę gorzałki, zacisnę zęby i obetnę.

P. S. 2

Doczytałem regulamin, w promilach się mieszczę ;-) 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Bieluń i chryzantemy

Z popielnika na Wojtusia

Iskiereczka mruga

Chodź, opowiem ci bajeczkę… 

Cyt! Spalona wioska.

Nie pomoże mama, tata, 

Ani Matka Boska

Opuść rączki, zamknij oczka

Taki miałem rozkaz. 

 

 

Szarość deszczowego wieczoru uparcie próbowała wlać się do wnętrza domu kuchennym oknem. Musiała jednak ustąpić przed światłem lamp naftowych, które ciepło złociło niedawno bielone ściany, goniło cienie po półkach kredensu, nabłyszczało garnki. Skapywało z wiązanek ziół, suszących się nad piecem.

Przy stole siedzieli czterej żołnierze. Ułani, oficerowie. Przemoczone, wronie spojrzenia pod wymiętymi rogatywkami. Policzki stalowoszare, jak lufy karabinów. Dłonie złożone na poplamionej mapie, a na tych dłoniach linie innej mapy, kreślonej brudem. Zapis długiego i znojnego szlaku.

 – Elektryczności nie macie – bardziej stwierdził niż zapytał najstarszy stopniem, rotmistrz.

 – Ano nie. – Janina Pogorzelska, sołtysowa wdowa, nerwowo odgarnęła kosmyk siwych włosów, ciągle wypadający spod pstrokatej chusty. – Mieli ciągnąć, nawet słupy postawili, ale wojna… W Lewaczach jest, i telegraf też.

 – Czytać umiecie? 

 – Ja starej daty – skłamała po chwili wahania. – Nie czytata i nie pisata.

Wydawało się, że obecność gospodyni uzasadniona jest tylko dbaniem o to, by na oficerskich talerzach znajdowały się pierogi, a kubki były pełne mleka. Córka wraz z dzieciakami została przepędzona do chałupy sąsiadów, jedynie wiekowa babka nie dała się zgonić z zapiecka i głośnym chrapaniem demonstrowała starczą obojętność.

 – Taaak. Ciemno się robi. O czym to ja… 

 – Dymy na północy – wtrącił starszy chorąży Nitecki, szarpiąc końcówkę zaniedbanego wąsa – łuna na zachodzie. Nie przejdziemy! 

Zapadło milczenie. Na podwórzu parsknął koń, zaklął wartownik. Cały, niewielki oddział szybko i bez zbędnego zamieszania rozlokowano w nielicznych gospodarstwach przysiółka Stara Huta. Nawet psy nie oznajmiały światu obecności obcych, świadome powagi sytuacji.

 – Więc trzeba nam się przebić. Tutaj, między lasem a Małyńskimi Mokradłami. – Rotmistrz kolnął mapę sękatym paluchem.

 – Ale t-tam jest szwadron Ast-trachańców. – Chorąży Sarapuk, od czasu gdy bolszewicki mechpancyr dosłownie skosił pod nim konia, okropnie się jąkał. – I m-mają ch-chochoła.

 – Dlatego nad ranem spotykamy się z plutonem Radziwiłłowicza. O tu, przy moście. Radziwiłłowicz prowadzi putiłówkę i dwa ckm-y. Chochoł jest lekko opancerzony, damy mu radę.

 – T-tak, ale w-w ot-twartym polu… 

 – Nie będziemy się bić w polu, prawda? – Chorąży Rzewuski rozciągnął szramę pod dolną wargą w świeżo zabliźnionej parodii uśmiechu.

 – Prawda – westchnął rotmistrz. – Weźmiecie kilku ludzi i zrobicie za przynętę. Ściągniecie Astrachańców na Lewacze, gdzie zasadzi się reszta, razem z Radziwiłłowiczem. Wpuścimy ich w ulicówkę, domy i kościelne mury dadzą nam osłonę… 

Oficer mówił szybko, jakby czym prędzej chciał wypluć paskudnie smakujące słowa. Wszyscy znieruchomieli i opuścili głowy, niczym Matki Boskie w przydrożnych kapliczkach. Szarość za oknem ołowiowo zmatowiała, coraz odważniej liżąc szyby ciężkim jęzorem.

 – Ale jak to tak – nagle odezwała się sołtysowa. Dowódca zamrugał zdziwiony, przypominając sobie o jej obecności. – Ale tak we wsi? Toż tam jutro wesele. Młody Rydel się żeni… Ludzi trza ostrzec, a i tak dobytek przepadnie…

 – Cholera wasza mać! – Rotmistrz Henryk Ortwein huknął kubkiem o blat, rozgwieżdżając mapę kropelkami Drogi Mlecznej. – Koniec świata nadchodzi, Apokalipsa świętego Jana na oczach naszych się spełnia, a tym weseliska w głowach! Modlić się o Ojczyzny, ba, Europy ratowanie, a nie wódkę chlać! 

 – U mnie sześćdziesiąt lat na karku – wdowa Pogorzelska mówiła spokojnie, z gardłem zaciśniętym mocniej, niż oficerski kułak – i niejeden koniec świata ja już widziała.

Szarość zdobyła przyczółek, zapuściła korzenie pod parapetem, rozkrzewiła się za zazdrostką.

 – Rozumiem. – Oficer nieco się uspokoił, a pozostali żołnierze odetchnęli z ulgą. Wybuchy rotmistrza bywały niebezpieczne. – Lecz teraz to co innego. Być może trzynaście lat temu na Syberię rzeczywiście spadła Gwiazda Piołun, a Szatan uczynił bolszewików swymi poplecznikami w dziele zniszczenia. Nie wiem. Nie interesuje mnie teologia, a technologia. A w tym momencie tylko my stoimy na drodze ich diabelskich maszyn. I póki co, jakoś się trzymamy, ale gdy Tuchaczewski uruchomi i przyprowadzi swoje sybiraki, padniemy. A później Warszawa, Berlin, Paryż. Zginie świat, taki, jaki znamy. Chyba, że…

Zawiesił głos, a sołtysowa zaczęła się zastanawiać, kto był adresatem tej przemowy. Chyba nie oficerowie, którzy musieli ją słyszeć wielokrotnie. Ona? Wątpliwe. Rotmistrz Ortwein zapewne mówił do siebie. 

A szarość powoli przejmowała kąty.

 – Pod Skarżyskiem powstają nowe Legiony. Stalowa husaria, broń, dzięki której przeprowadzimy kontrofensywę, a te ziemie i wy, droga gospodyni, będziecie świadkiem największej bitwy w historii. Wpierw jednak to, co wieziemy, co zdobyliśmy, musi trafić we właściwe ręce, inaczej nasze wojska pancerne nie będą wiele warte.

Cylindryczny, metalowy pojemnik, stojący pod kredensem, nie robił specjalnego wrażenia. Od zwykłej bańki na mleko, czy wojskową grochówkę, odróżniał go tylko bursztynowo błyszczący symbol na pokrywie.

 – Właśnie dlatego musimy się przebić. Dlatego nikt, powtarzam – nikt nie może pobiec do Lewaczów by wszcząć alarm i tym samym ostrzec bolszewików. Bo zasadzka musi być skuteczna. A ofiary… – W tym jednym momencie rotmistrz wydał się Pogorzelskiej starszy od niej. I bardziej zmęczony. – Ofiary obciążą moje sumienie. Jeśli ceną jest Piekło, to chętnie ją zapłacę.

Cisza przejęła kuchnię, jakby z pomieszczenia wypompowano powietrze. Słychać było tylko szarość, pełznącą po ścianach.

 – A jak nie pobijecie ruskich? – Sołtysowa uniosła podbródek, hardo patrząc oficerowi w oczy.

 – Ładunek zostaje tutaj, pod opieką chorążego Niteckiego i dwóch ludzi. Jeśli nie otrzymacie żadnych wieści do jutrzejszego wieczora, Nitecki ma przedostać się na zachód. Za wszelką cenę. Skradając się, kradnąc i zabijając, jeśli będzie taka potrzeba. A wy, sołtysowo, macie zapewnić im prowiant, luzaki, a nawet cywilne ciuchy i przewodnika. Ku chwale Ojczyzny. A teraz odpoczynek. Jutro idziemy na wesele. Zatańczyć z chochołem. 

 

*

 

Następnego dnia nadeszła burza. Potężny cumulonimbus srożył się na północy, wygrażał światu kułakami piorunów, deptał Małyńskie Mokradła stopami błyskawic. Na próżno; uwagę wszystkich odwróciła południowa nawałnica. Nad Lewaczami. W Lewaczach. Tam basowo grzmiały działa, szalało staccato karabinów maszynowych, kwiki koni wibrowały w sopranowych rejestrach. Dymy ciągnęły niebo w dół.

Trzej ułani siedzieli w kuchni sołtysowej wdowy, Janiny Pogorzelskiej, spokojnie, w milczeniu. Ale ich dzikie, rozbiegane spojrzenia mówiły wiele. Sama gospodyni spoczywała w duchocie małżeńskiej sypialni, na szerokim łożu, od dawna nie używanym. Ściany wydawały się dziwnie puste; nie było na nich żadnych fotografii, zdjęć ślubnych, rodzinnych, nawet świętych obrazów. Już dawno trafiły na strych, bo z martwych oczu przedstawionych postaci wyzierała mokra, wieczorna szarość. Ta sama, która często odwiedzała te stare mury, mimo świeżego wapna, solidnej, drewnianej podłogi i nowej dachówki, w miejscu strzechy. Dom za bardzo nasiąknął opowieściami, przeszłością, a w kątach przy suficie zamieszkały duchy, płosząc pająki.

A szarość lubi duchy.

Takie jak dziadek Janiny Pogorzelskiej, który w sześćdziesiątym czwartym padł gdzieś na szlaku, nie zasługując nawet na własną mogiłę, rozdziobany przez kruki i wrony. Jak ojciec i matka, którym drogę do Nieba posrebrzał zimny, syberyjski księżyc. Albo brat, co piętnaście lat temu pojechał handlować do Białegostoku i nie wrócił, bo dopadła go historia, przypadkowo i bez sensu. Syn i zięć, przyjaciele z sąsiednich podwórek, którzy zupełnie niedawno zginęli w tym samym gradzie szrapneli, ale we wrogich sobie szańcach. 

Jak sołtys Gustaw Pogorzelski, którego szare oczy na zdjęciach i obrazach zaprowadziły do stodoły, pod belkę stropową. Idealną do tego, by przerzucić przez nią sznur.

… będziecie świadkiem największej bitwy w historii. 

Wdowa poderwała się gwałtownie, na miarę możliwości spracowanych stawów.

Do czorta z Ojczyzną.

To moja ziemia. Moje pole. 

Moja wieś. 

Mój dom. 

I nie ma tu miejsca dla kolejnych duchów.

 

*

 

 – Panowie oficery – kobieta postawiła na stole kubki z aromatycznym naparem. – Od rotmistrza ni wieści… 

 – Racja – Nitecki był bardzo blady. – Czas już. Bolszewicy mogą być tuż-tuż.

 – Wnet przygotuję, co trza. Ale wpierw napijcie się rumianku. Z wódką. Na drogę.

 – Dziękujemy, sołtysowo. Za wszystko.

Rumianek. Bieluń. I chryzantemy… 

Stół pomógł jej utrzymać się na nogach. Szeptane zdrowaśki, zachować przytomność.

 

*

 

 – Nu, Wojtek, chodź, niemoto! – ponagliła Pogorzelska i natychmiast pożałowała. Chłopiec umiał mówić, tylko od czasu masakry w Lewaczach nie powiedział ani słowa.

 – Chodź – powtórzyła łagodniej. – Nie ma na co patrzeć.

Było na co. 

Pastwisko zieleniło się pod borem, gęsto nakrapiane czarno-białymi plamkami obojętnych krów. Bezużyteczne słupy linii elektrycznej nieco łamały słoneczną, sielankową kompozycję, jak z obrazów Tetmajera. A za lasem szły potwory. Wielkie niczym kościoły, stalowe mechpancyry klasy Sybir grzmiały, hurkotały i dudniły, prąc na zachód. Na Warszawę. Na Berlin. Na Paryż.

Daleko od Starej Huty i zgliszcz Lewaczów.

 

*

 

Tamtego dnia nie wrócił nikt z oddziału rotmistrza Ortweina. Bolszewicy też się nie pojawili, najwyraźniej oberwali za bardzo, by myśleć o ściganiu ułańskich niedobitków. 

Wdowie Pogorzelskiej nie było jednak lekko. Musiała umieścić zwłoki trzech żołnierzy w dole pod gruszą, wśród chryzantem. I nie chodziło o ciężar; kobieta, mimo wieku, była silna jak wół. Brzemię nie miało fizycznej natury.

Cóż, przynajmniej kwiaty były zadowolone. Chryzantemy lubią żałobę.

Razem z oficerami, do bezimiennej mogiły trafiła zawartość tajemniczego pojemnika rotmistrza. Plany, rysunki, tabele, wykresy, mapy. Oraz dziwny, żeberkowany przedmiot, matowoczarny, acz zdający się emitować niepokojącą, elektryczno-niebieską poświatę. Sam kanister pozostał – świetnie się nadawał do transportu mleka.

 

*

 

 – Napasłeś oczy, Wojtuś? To módl się, żebyś więcej czortów nie zobaczył. I ruszaj wreszcie. Święty Jan świętym Janem, ale Genowefa sama się nie wydoi.

W ręku sołtysowej raźno dyndał rotmistrzowski pojemnik. Symbol skrzydlatego rogu, umieszczony na pokrywie, błyszczał złociście w ciepłych promieniach słońca. 

 

Koniec

Komentarze

Nie zawodzisz, Thargone! Świetnie oddany klimat obrazów, a napisane – pięknie.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nie ma to jak bronić swojej małej ojczyzny.

Miałam kiedyś daturę, ale nie wiedziałam, jakie ma właściwości. Teraz z ciekawości doczytałam. :)

Targone, no pięknie to napisałeś. Wciąga i samo się czyta. 

Najbardziej chyba zapadło mi w pamięć to zdanie: Chryzantemy lubią żałobę.

Musiała umieścić zwłoki trzech żołnierzy w dole pod gruszą, wśród chryzantemów.

a tutaj, to powinno być raczej – chryzantem.

 

Jest klimat, jest kliczek. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Dzięki wam! 

Ha, najpierw miałem chryzantem, ale po drugim czytaniu jakoś mi nie zagrało. Pierwsza myśl bywa jednak słuszną :-) 

Dobrze wiedzieć, że kciuki mi się nie zastały i mogę dalej uprawiać klepactwo ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fiuuu, niesamowicie mi się podobało!

Wspaniale zagrałeś tą szarością – nie dość, że opisy z tego wyszły przepiękne, klimat aż gęsty, to jeszcze i na poziomie symboliki wyszło rewelacyjnie. Bo właściwie według mnie ten tekst jest o szarości właśnie, o wyborach, które nie są czarno-białe. Wspaniale nieoczywista jest bohaterka tej opowieści i jej heroizm też nieoczywisty. 

Styl do pozazdroszczenia. 

Dzięki, Werweno! 

Bardzo fajnie, że udało mi się napisać tekst, który nie jest płaski i jednowymiarowy. Dziesięć tysięcy znaków to jednak mało i trzeba nieźle się spinać. 

A co do stylu, to patrz mój komentarz pod Twoim tekstem ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Raaaju. Stworzymy Klub Wzajemnego Zazdraszczania :P

Noo! Ja Tobie, Ty mnie… I tak się nakręca spirala nienawiści ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Zacząłem czytać, ale trochę odstraszyła mnie pierwsza ilustracja. Przytłacza tekst. Nie da rady jej zmniejszyć? Wybierz mniejszy rozmiar pliku.

Jeszcze wrócę.

Pozdrówka.

Jak ojciec i matka, którym drogę do nieba posrebrzał zimny, syberyjski księżyc.

<3

Świetne. Po tytule można było domyśleć, jak to się skończy, ale bardzo mi się podobało. Podobało mi się jak malutkiego fragmentu wojny można tak dużo wycisnąć. Daje do myślenia ile podobnych historii mogło się wydarzyć. Bardzo, bardzo dobre.

Edycyjnie tekst do poprawienia, jeżeli idzie o rozmiar ilustracji, przy okazji można wypośrodkować gwiazdki, ale sam tekst naprawdę dobry, ciekawy, trzymający w napięciu, no i klimatyczny.

Chyba wkradł się chaos ze stopniami oficerskimi. Rotmistrz oczywiście tak, ale nie wiem, czy w ogóle były stopnie chorążego i starszego chorążego. Lepiej to sprawdzić.

Ale sama opowieść wygrana bardzo dobrze.

Pozdrówka.

Nie napisane, tylko namalowane. Świetny tekst Thargone :) Ta szarość… Rozmycie między dobrym a złem… Rewelacja. Wyjątkowo satysfakcjonująca lektura.

Oczywiście klikam bibliotekę i życzę powodzenia w konkursie :) 

 

Nie jest to takie trudne… Zastosowałem rozmiar w 10 średniej wielkości pliku.

Mechpancyr duży, to i grafika duża. Przynajmniej dobrze widać szczegóły. :P

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Według mnie jest za duża, a przecież można swobodnie sterować rozmiarem ilustracji. Chciałem to pokazać. Ale to też kwestia autorskiego gustu.

Pozdrówka.

Podobało mi się jak malutkiego fragmentu wojny można tak dużo wycisnąć.

Tak właśnie kojarzą mi się grafiki Różalskiego. Niby szerokie plenery, wielgachne mechy, okręty powietrzne, olbrzymy, ale uwagę zawsze skupia jakiś pojedynczy chłop, Ułan, rycerz czy inny wiedźmin. Historia oparta na obrazie, powinna właśnie dotyczyć tego jednego bohatera, nie całych kampanii, bitew czy losów narodów. I fajnie, że mi się to udało! 

 

Nie napisane, tylko namalowane.

Otóż to! Konkurs malarski, to chciałem po malarsku. Obawiałem sie trochę, że czasem przeszarżowałem, ale najwyraźniej bezpodstawnie :-) 

 

Roger – bardzo się cieszę, że się podobało. Co do edycji, to postaram się zmniejszyć ilustrację, ale niczego nie obiecuję. Nie mam komputera, używam komórki i do tej pory nie odkryłem w jaki sposób zmieniać rozmiar obrazka. Z Androidem różnie bywa, może i jest taka opcja, pogrzebię. A gwiazdek wypośrodkować się nie da. Muszę wymyślić jakąś inną, dostępną mi i jednocześnie estetyczną metodę oddzielania fragmentów tekstu :-) 

Co do starszego chorążego masz rację – sprawdziłem – w Wojsku Polskim stopień został wprowadzony w 1963. Alternatywną rzeczywistością zasłaniać się nie będę :-) 

No i ogromnie wam wszystkim dziękuję! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Działające na wyobraźnię. Sam początek bardzo obrazowy i pasujący do czasów, ale tez warunków, w których dzieje się akcja (chociażby fragment o mapie). Dużo opisów na w pół symbolicznych, dobrze oddane to, że dla wielu chłopów to nie była ich wojna. Ciekawe gry słów. Dorzucam do wątku z nominacjami do biblioteki.

Niewątpliwie jedno z najlepiej napisanych opowiadań z serii dosłownie rok 1920+mechy, ale troszeczkę mi się one zaczynają zlewać w jedną całość ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki wam wielkie! 

Drakaino – ano zlewają się. Istotnie, oryginalnością mój tekst zapewne nie grzeszy, tak naprawdę, gdyby pogrzebać, to w ogóle obył by się bez fantastyki. Ale pewnie nie byłby tak fajny, bo gigantyczny mech to jedna z najfajniejszych rzeczy na świecie ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

O tak! Udało mi się zmniejszyć obrazek! Jeśli ktoś mi jeszcze powie jak wypośrodkować gwiazdki… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

W edycji zaznaczasz konkretną linijkę lub akapit i z menu edycyjnego odpowiednie opcje justowania/wyśrodkowania (w edycji tekstu jest, w komentarzach nie).

O, dzięki Wilku, działa! 

W poprzedniej wersji androida nie mogłem tego zrobić, po kliknięciu "publikuj" wszytko i tak wracało do lewej. Ech, ta technika ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Thargone, wygląda na to, że dłubanie przy gwiazdkach dodało Ci literek i wypadłeś poza limit…

 

O żesz… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie wypadłeś. Limit to 10499.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Spokojnie można zdjąć z tekstu ponad 400 znaków, Tu wyraz, tam wyraz, i już.

Przykład:

 

Szarość deszczowego wieczoru uparcie próbowała wlać się do wnętrza domu kuchennym oknem. Musiała jednak ustąpić przed światłem lamp naftowych, które złociło niedawno bielone ściany, goniło cienie po półkach kredensu, nabłyszczało garnki. Skapywało z wiązanek ziół, suszących się nad piecem.

Przy stole siedzieli czterej ułani, oficerowie. Przemoczone, wronie spojrzenia pod wymiętymi rogatywkami. Policzki stalowoszare, jak lufy karabinów. Dłonie złożone na poplamionej mapie, a na nich linie innej mapy, kreślonej brudem. Zapis długiego i znojnego szlaku.

 

Pozdrówka.

Pewnie, że można zdjąć. Co więcej, najczęściej takie zabiegi robią tekstowi dobrze. To właściwie tylko osobiste, trudne do wyjaśnienia przywiązanie do tych wszystkich zamków i tym podobnych, niekoniecznie sensownych wstawek powoduje, że mam kłopoty z limitami. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Spodobało mi się Twoje opowiadanie nad wyraz, albowiem pisząc o wojnie, opisałeś wielką wojnę Janiny Pogorzelskiej i zrobiłeś to naprawdę świetnie.

 

roz­krze­wi­ła się za za­zdro­ską. –> …roz­krze­wi­ła się za za­zdro­stką.

 

Ofi­cer nieco się uspo­koł… –> Literówka.

 

Bol­sze­wi­cy mogą być tuż tuż. –> Bol­sze­wi­cy mogą być tuż-tuż.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A mnie jeszcze bardziej spodobała się Twoja opinia :-) Dzięki! 

Poprawki już wprowadzam. Ha, zawsze wydawało mi się, że ta firanka to zazdroska :-) Korzystanie ze słowników nie boli…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tuż-tuż, ale także tuz, tuz… Tak samo jest z już, już albo już-już. To zależy od tego, jaki ładunek emocjonalny chcemy nadać zdaniu. Może być nawet już…już.

Tak twierdzi Doroszewski i aktualny słownik PWN. Link → http://doroszewski.pwn.pl/haslo/tu%C5%BC/

Regulatorzy, nie siejcie zamieszania…

RogerzeRedeye, bardzo proszę, nie troskaj się o moje zasiewy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Okazuje się, RogerzeRedeye, że prośba, abyś olał moje zasiewy, jeno wzmogła Twoją chęć przyglądania się im. No cóż, jeśli śledzenie moich komentarzy sprawia Ci przyjemność, zaglądaj do nich. Pozwolę sobie nawet nadmienić, że przeczytałam niemal siedem tysięcy dziewięćset opowiadań i zostawiłam pod nimi jakieś czternaście tysięcy sto pięćdziesiąt komentarzy, przy czym obie liczby stale rosną, a to znaczy, że jeszcze długo będziesz mógł prowadzić rzeczone obserwacje.

 

Thargone, najmocniej przepraszam za offtop.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przemoczone, wronie spojrzenia

Dymy ciągnęły niebo w dół.

Szacun, Thargone, szacun!

 

Re­gu­la­to­rzy – po prostu tak się złożyło, że skomentowałem tę miniaturę, zresztą znakomitą, a więc śledzę kolejne komentarze. Zwróciłem uwagę na opinię w sprawie pisowni zwrotu tuż-tuż, nie do końca przemyślaną i nie do końca słuszną, bo w świetle opinii obie formy są dopuszczalne, użycie jednej z nich, a może być ich co najmniej trzy, zależy od tego, co chce wyrazić autor. 

Tyle. Proponuję zapoznać się z podanymi w linkach hasłami.

Siadłem do komputera, więc wracam z dłuższym komentarzem. Biorąc pod uwagę Twój ostatni komentarz pod moim tekstem, to może zabrzmieć trochę jak TWA, ale możliwe, że po prostu nadajemy na podobnych falach literackich. (I muzycznych ;)) Na szczęście komentarze innych utwierdziły mnie w przekonaniu, że machnąłeś nam tu fantastyczne opowiadanie. 

Pamiętam, że konkursowe szorty już dwukrotnie wywarły na mnie dobre wrażenie: Thorgalowy i ten z Morskiego Oka. Uważam, Thargone, że jesteś jednym z najbardziej niedocenianych portalowych autorów – może dlatego, że dotychczas nie zaserwowałeś nam jeszcze nic dłuższego. Ale gdybyś napisał tekst na kilkadziesiąt kilo, poradź się wpierw paru osób, czy przypadkiem nie machnąłeś czegoś godnego papieru, bo styl masz godny tego, by poświęcić parę drzew ;) 

Pamiętam też pewną sytuację, która skojarzyła mi się z powyższym szortem. Chodzi o “Wilczysko” Cerlega; Coboldowi przypadło tam do gustu “śmierdzące światło”. Mnie zresztą też. Pamiętam też niesamowite opisy Mirabell z “Żertwę swą złóż, gdzie stare czczono bogi”, a w szczególności zdania w rodzaju “listopad rozbłocił się na polach”. I Cerlegowi, i Mirabell zazdroszczę takich perełek. A teraz Tobie też, kupiłeś mnie od pierwszego akapitu. W powyższym tekście stężenie perełek jest tak duże, że próżno wymieniać ulubione. 

Literacko pozamiatałeś. 

A kiedy patrzę na te obrazy i na Twoje opowiadanie, mam w głowie tylko: tak, to właśnie są te historie, które malował Różalski. W krótkiej objętości zawarłeś fabułę, zawarłeś świat, zawarłeś paru bohaterów o różnych poglądach. Co tu wiele mówić…

Pierdolę, nie piszę na ten konkurs. 

Idę nominować. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

RogerzeRedeye, nie możesz wiedzieć, czy propozycja była przemyślana, bo jeszcze nie masz dostępu do cudzych myśli. Wyraziłeś swoje zdanie, OK. Przyjęłam je do wiadomości.

Pozwalam sobie, RogerzeRedeye, przypomnieć Ci, że autorem opowiadania jest Thargone i wyłącznie Thargone ma prawo decydować o tym, jakimi słowami będzie napisane to dzieło.

I to już wszystko, co miałam do powiedzenia w tej sprawie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Funthesystem, nie rób focha :) Co innego nie pisać, bo konkurs nie pasuje, a co innego, bo w konkursie ktoś napisał dobrze :) Zdążysz jeszcze coś dorzucić :) 

:D

Tak naprawdę to mam teraz tak mało czasu, że trudno mi będzie wygospodarować nawet 2-3 godziny na napisanie. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Doskonale Cię rozumiem. Jak zobaczysz godzinę, o której dodawałem swój tekst, to zobaczysz jak bardzo :D 

Nie jestem jakoś specjalnie przywiązany do konkretnej formy mojego tużtuża, znaczyłby to samo, niezależnie – z myślnikiem, czy bez. Zostanie myślnik, bo tak chyba estetycznej. Ale dobrze wiedzieć, że różny zapis jest poprawny, zależnie od nacisku na znaczenie :-) 

 

Coboldzie, Fun – wielkie dzięki. Nie muszę zapewne tłumaczyć, jak przyjemnie czyta się takie opinie. To dodatkowa motywacja do tego, by jakoś ogarnąć swój czas, wybić w codziennych obowiązkach dziurę na tyle dużą, żeby zmieściły się tam te cenne momenty, które można poświęcić na klapnięcie na tyłku i napisanie kilku solidnych tekstów. No i Wilk ma rację – jeśli, Funie, uda Ci się coś napisać, to jestem pewien, że pula konkursowa wzbogaci się o kolejny, znakomity tekst. Trochę ich tu już jest, Różalski będzie miał kłopot ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Akurat w tym tekście zapis tuż, tuż jest prawidłowy, bo łącznik, a nie myślnik, stosuje się przy wykrzyknieniach.

Warto chyba przytoczyć linkową opinię PWN. Oto ona:

“Pisownia rządzi się własnymi prawami, ale powinna w miarę możności (bardzo ograniczonych, niestety) wyrażać ekspresję mowy. W wypadku wykrzyknień ścisłe reguły pisowni przewidują zapisy z łącznikiem, np. już-jużtuż-tuż (tak w słownikach ortograficznych).

Jeśli jednak uznamy, że te formy nie odpowiadają temu ładunkowi emocji, który chcemy wyrazić, wskazane by było zastosowanie innych zapisów, np. już, jużtuż, tużjuż… jużtuż… tuż.

Forma zapisu nie jest celem, ale sposobem wyrażania.

Jan Grzenia, Uniwersytet Śląski”

Podkreślenie, czyli pogrubienie, moje.

I to by było ode mnie na tyle w tym temacie. Uwaga końcowa – zanim sformułuje się jakąś językową opinię, warto jednak sięgnąć do źródeł…

Pozdrówka.

RogerzeRedeye, gdybyś jednakowoż zechciałbyś sprawdzić, jak pierwotnie brzmiało zdanie opowiadania, mogłoby się okazać że popisujesz się wiedzą słownikową, aby popisać się wiedzą słownikową.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O, a to nawet mi się podobało.

A najbardziej to, że pożeniłeś obrazek i tekst z “Weselem”. IMO, to wyszło miodnie. Aż się dziwię, że nikt jeszcze o tym nie wspomniał. Może czekają na Wernyhorę. ;-)

Fajna jest niejednoznaczność bohaterki. Z jednej strony “miałeś, chamie, złoty róg”, z drugiej “ksiądz pana wini, pan księdza, a nam biednym zewsząd nędza”. To jest dobre.

Babska logika rządzi!

Dzięki! 

Może "Wesele" wyłaziło z tekstu w sposób oczywisty, więc nikt nie wspomniał. Choć trochę spodziewałem się pytań, dlaczego groźny mech nazywa się po prostu "chochoł" ;-) 

Lubię takie zabawy, gdzieś tam wrzuciłem też żeromskie kruki i wrony, wiersz "Ta, co nie zginęła" Słońskiego… Taka zaawansowana podstawówka ;-) 

Cóż, najważniejsze, że i Tobie się podobało, bo spodziewałem się zwyczajowego "Hmmm. A mnie nie porwało" :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kruki i wrony też zauważyłam, wiersza nie.

Ale “Wesele” tak pięknie pasuje do tego tekstu, że sok, czekolada i miód. :-)

Babska logika rządzi!

Gry słowne i nawiązania swoją drogą, ale nazwę chochoł, niezależnie od "wesela" skojarzyłem z tym, jaki kształt miałby mieć mech. A to z kolei od razu byłoby kolejnym nawiązaniem (bo geometrycznie kształt chochoła to już w stronę kształtu Daleków z Dr Who). Widać wyobraźnia pognała mi za daleko, gdy sądziłem, że doszło do połączenia odniesień książkowych (Wesele) z filmowymi (wspomniany serial) :-) 

Świetne. Bardzo, bardzo podoba mi się granie literacką “narodową” symboliką: krukami i wronami, chocholim tańcem, złotym rogiem… Do tego niejednoznaczne postacie, postawione przed trudnymi wyborami. Wybrałam z listy opowiadań do lektury trochę na chybił-trafił – i trafiłam, jak na swój gust, w dziesiątkę.  

ninedin.home.blog

Dalekowie byli jednak dość daleko od puli moich skojarzeń ;-) 

Ale to mi przypomina "legendarny" tekst Finkli, gdy na trop tożsamości bohaterów naprowadziły mnie rzekome nawiązania do filmu, o którym autorka nigdy nie słyszała :-) 

Edit:

Wielkie dzięki, Ninedin! 

Zapewniam, że w konkursie jest dużo więcej znakomitych tekstów! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Globalna/ kosmiczna podświadomość? ;-)

Babska logika rządzi!

Tak. Wszystkie umysły stają się jednym w łonie pramatki Gai ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

I dziadziusia Internetu. ;-)

Babska logika rządzi!

Myślisz, że dziadziuś ma łono? 

Edit:

 

Choć w sumie… Abraham miał :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Oooo, Muminie, Internet ma wszystko, co chce mieć: macki, miliony gąb, dwakroć tyleż oczu, nieprzeliczoną ilość zakamarków… Miejsce na łono spokojnie się znajdzie. ;-)

Babska logika rządzi!

No i wychodzi moja, wynikająca że lenistwa, niechęć do słowników. O ile znaczenie drugie było mi znane (nabijałem się tylko) to z istnienia trzeciego nie zdawałem sobie sprawy. 

 

Oczywiście, jest jeszcze mymłon ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jedno jest pewne, w każdym konkursie któreś opowiadanie próbuje przejąć funkcję szałtboksa.

No, czy Internet ma mymłon? Oto jest pytanie…

A bo z SB komcie szybko znikają. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie chcę pokazywać palcem, ale łatwo znaleźć prowodyrkę

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Powiedz tylko słowo, a sobie pójdę i nie wrócę. Nawet z lożowskim komciem za miesiąc. ;-p

Babska logika rządzi!

O nie! Zostań! Ja żartobliwie… Wszyscy wiemy, że twoja obecność pod tekstem jest niezwykle pożądana. Ożywia dyskusję i ilościowo i jakosciowo! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No. Zwłaszcza ilościowo. Ale poczekaj jeszcze na Cienia… ;-)

Babska logika rządzi!

Ten wątek zaczyna być bardzo bojowy. Roger rzuca wyzwanie Reg. Fun wywiesza białą flagę przed organizatorami. Thargone prowokuje Finklę. Tylko czekać, aż przyjdzie Beryl i wszystkich zbanuje.

Kosoboty na sztorc! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Powiedziałem to pod “Szóstą minutą na językach”, powiem i teraz – jakość opowiadań na tym portalu mnie zadziwia. Miałem wrażenie, jakbym czytał jakiegoś polskiego klasyka, lekturę szkolną. Niesamowite.

Fakt, że Rydel się żeni, chochoł, kruki i wrony… może to przez to.

Sceny pięknie namalowane, sołtysowa realistycznie zarysowana.

“Rotmistrz Henryk Ortwein huknął kubkiem o blat, rozgwieżdżając mapę kropelkami Drogi Mlecznej.” – dla mnie to zdanie jest perełką tekstu.

Świetne, świetne, świetne, świetne. Dopasować do poszczególnych elementów opowiadania. W razie potrzeby dopisać.

Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki! 

Niezmiernie cieszy mnie fakt, że różni czytelnicy różne momenty tekstu wskazują, jako te najbardziej błyszczące. Co oznacza, że styl jest równy i solidny.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pewniak w konkursie i do piórka. Bez dwóch zdań.

Normalnie reaguję alergicznie na rozpoczęcie tekstu od tego, że słońce świeci, a wiatr wieje, ale Twój opis był tak malowniczy, że wciągnął mnie, zamiast odrzucić.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Podobało mi się, ale bez jakiś wielkich fajerwerków.

Ładnie pokazana siła starej kobiety, która przeszła tyle, że nie jest w stanie znieść więcej krzywd, ale jak dla mnie motyw nie jest nowy i poza tym, że ładnie napisane, to jakoś nie poczułam klimatu.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Normalnie reaguję alergicznie na rozpoczęcie tekstu od tego, że słońce świeci, a wiatr wieje

No ba! Nie ma to jak klasyczne intro: Słońce zachodzi, wiatr buja czubkami świerków, a drużyna gra w karty w gwarnej karczmie ;-) 

Niezmiernie się cieszę, że tekst się spodobał! 

 

Morgiano – ha, istotnie, fabuła to nic nowego. Niemniej cieszę się, że uważasz, iż ładnie napisane. 

Dzięki! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetne opowiadanie, Thargone. Nieziemsko oddałeś klimat, normalnie czuć ułanów. Portrety psychologiczne w dechę, krótka, jasna i dobrze rozpisana fabuła. Wiarygodne dialogi, ale przede wszystkim – forma. Jest jej tutaj sporo, ale dokładnie tyle, ile trzeba, buduje klimat, dodaje smaku, ale człowiek nie czuje przesytu.

Brawo.

Dlaczego ten tekst jest świetny?

– Oddany klimat obrazów (opisy, dialogi).

– Świetnie wpleciona symbolika; perfekcyjnie pasujące nawiązania do „Wesela”.

– Ciekawa bohaterka i jej finalny wybór.

– Znakomity język. Nie jestem fanem poetyckich opisów, ale tutaj mógłbym cytować ulubione zdania z każdego fragmentu tekstu. Styl równy i wciągający.

Kurde, panowie, nie są ukryć, że czytając takie opinie, to ten… jak to się mowi… Obrastam w skowronki. Najważniejsze teraz dla mnie to znalezienie wystarczające dużo wolnego czasu, by usiąść sobie i solidnie zająć się jakimś porządnym, pełnowymiarowym opowiadaniem, sprawdzić się w dłuższej formie. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Koniecznie :)

11.01 Darcon napisał:

Tak, napisz coś dłuższego, ale żadnej bety. Dojrzały już jesteś i możesz sam swój kamień toczyć, bo umiesz.

19.01 Darcon napisał:

Szort, szortem, chwali się, że szybko napisane i całkiem dobrze, ale czas na większe działo. Czy ja już tego nie mówiłem?

 

Cóż, Darcon od dawna ma rację. 

Pozostaje tylko przekonać moją lokalną czasoprzestrzeń, która nieprzychylnym okiem spogląda na moje próby poświęcenia się twórczości… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Przeczytałem i bardzo mi się, więc mogę tylko dołączyć się do zachwytów przedpiszców :)

Zabrakło mi chyba jedynie większej stylizacji języka Sołtysowej na bardziej wiejski. Jeśli akcja dzieje się na Kresach, to mogłaby mówić wręcz jakimś półruskim/białoruskim, co jeszcze bardziej tłumaczyłoby jej postawę wobec Polaków.

I niestety podejrzewam, że jeżeli chodzi o motywy Sołtysowej opowiadanie jest bardzo realistyczne. Jednakże nie chciałbym być na jej miejscu, kiedy za cofającymi się ułanami nadejdzie sowiecki raj ;)

Dzięki, Światowider! 

Co do stylizacji, to opierałem się na tym, co powiedziałby moja babcia, pochodząca z Wołynia. Pomijając niezapisywalny zaśpiew i akcent, uzyłaby właśnie takich słów i takiej składni. Choć pewnie dorzucilaby jakieś przekleństwo po ukraińsku ;-) 

Jednakże nie chciałbym być na jej miejscu, kiedy za cofającymi się ułanami nadejdzie sowiecki raj ;)

Dokładnie. Mogłaby na przykład podzielić los ukraińskich chłopów w trzydziestym ósmym. Ten mój happy end nieco dyskusyjny :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Szarości, taniec z chochołami i wronie spojrzenia – bajka.

Szkoda tylko, że Pogorzelska za późno pozbyła się ułanów…

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Nazwisko bohaterki też w punkt.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki wam wielkie i za cienistą kropkę też dzięki! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

kobieta, mimo wieku, była silna jak wół. Brzemię nie miało fizycznej natury.

Cóż, przynajmniej kwiaty były zadowolone.

Tyle dobroci w tym opowiadaniu! Jest gęsty, wojenny klimat. Parę godnych pozazdroszczenia językowych wodotrysków. Świetna bohaterka, która ma gdzieś wzniosłe idee i zamiast nich woli walczyć o swoją codzienność.

Mimo to, jakoś nie potrafiłem się wciągnąć w tekst. Jak dla mnie jest nierówno – druga połowa błyszczy, pierwsza zaś nuży. Przytłoczyła mnie liczba dyskutujących postaci, raziło pewne wyzucie z emocji w narracji w tamtym fragmencie. To kwestia czysto subiektywna, ale widziałbym ciut więcej egzaltacji w omawianiu planu ważącego na życiu bohaterów, zamiast takiej zimnej, żołnierskiej narracji.

Całkiem mi się podobało, bo to dobry szort jest. Zwyczajnie niczym mnie nie zachwycił, a nieliczne zgrzyty wynikały wyłącznie z mojego gustu.

Fun poleca już od tygodnia, więc przybywam z dużymi nadziejami na porządny tekst ;)

I cóż mam powiedzieć? Porządnie z całą pewnością jest. Podobnie jak większość, mnie również ujął klimat opowiadania (brudny niepokojem, lśniący jak pochodnia w napierającej szarości), bardzo podobały mi się kreacje bohaterów – przedstawiłeś ich w niewielu słowach, a jednak wiarygodnie i odpowiednio wielowymiarowo. Szczególnie sołtysową. Trafnie odmalowałeś zaprezentowany na ilustracjach świat i nadałeś mu życie. I patent z chryzantemami… Dobry, gorzkowojenny :D

Co z minusów? Po pierwsze statyczność tekstu – wybrzmiewa trochę jak ballada, której przydałoby się kilka szybszych riffów, przynajmniej dla Counta. Fabularnie też chciałoby się czegoś więcej, no ale z pustego i Salomon nie naleje, a Tobie zostało 16 znaków XD

Styl – jest z pewnością dobry i obrazowy, ale przy dłuższym tekście mógłby okazać się jednak męczący. Natomiast “szarość”… Brakowało tylko, by tupała i grała na skrzypcach ;P

 

Dobra, to by było tyle, jeśli chodzi o złośliwości. W ostatecznym rozrachunku, bardzo mi się podobało.

 

Trzym się ciepło.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Panowie, bardzo dziękuję z wizytę. 

Przede wszystkim cieszy mnie fakt, iż mimo że piszę bardzo mało i rzadko, potrafię wyklepać coś, w czym wszyscy potrafią dostrzec jakieś fajne elementy, ale właściwie to nawet całkiem sporo fajnych elementów. Że umiem napisać porządnego szorta. 

To kwestia czysto subiektywna, ale widziałbym ciut więcej egzaltacji w omawianiu planu ważącego na życiu bohaterów, zamiast takiej zimnej, żołnierskiej narracji.

Ha, ten brak egzaltacji miał wynikać ze znużenia ułanów – kolejne kilometry, kolejna walka… Być może ostatnia, a może i nie.

Po pierwsze statyczność tekstu – wybrzmiewa trochę jak ballada, której przydałoby się kilka szybszych riffów, przynajmniej dla Counta.

Ano, możliwe. Z założenia tekst miał być statyczny i nastrojowy, nawet zrezygnowałem z przedstawienia walki, na rzecz jakichś symboliczno-meteorologicznych opisów. Może istotnie – gdyby szarość wpadła do środka i zatańczyła kozaka, zrobiłoby się żywej ;-) 

Cóż, najważniejsze, drogi Mr.Brightside i Ty Hrabio, mistrzu kontrowersyjnej przedmowy, choć tekst nie chwycił za kark, nie rzucił na kolana, każąc robić… No, nie ważne co, to szort się podobał. No i stanowi solidną konkurencję dla waszych ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dobry tekst, ale po tylu komentarzach już to pewnie wiesz. :) Najbardziej spodobało mi się, że w skromnej objętości szorta opowiedziałeś spójną historię z konkretnym zakończeniem. No i nawiązania do Wesela (jak ja tej lektury nie lubiłem btw…) też zgrabnie wplecione.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

mistrzu kontrowersyjnej przedmowy

Kurde. Czy naprawdę wszyscy już wiedzą, że ze mnie zwykła szowinistyczna świnia? :/

 

No i stanowi solidną konkurencję dla waszych ;-) 

Heh, wolałbym jednak stanąć po tej samej stronie barykady, wśród zwycięskiej piątki ;)

Powodzenia!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki, Dziadku! 

To, co da mnie najważniejsze, to, (jak pisałem Brightsidowi i Countowi) fakt, iż potrafię napisać tekst, który każdy jakoś tam doceni, znajdzie w nim coś fajnego. Znaczy – dobry. 

Czy naprawdę wszyscy już wiedzą, że ze mnie zwykła szowinistyczna świnia? :/

Nie przesadzajmy :-) Należy pamiętać, że sam pan malarz nazwał obraz "Kociaki" :-) 

No i rzeczywiście, zapomniałem, że wygrywa piątka. Zatem i Tobie życzę znalezienia się w jej szeregach! 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetnie zmalowany klimat, a ostatnie sceny świetne. Nie muszę więcej dodawać, bo już dużo napisali przedpiścy :) Ale jestem pełna podziwu jak oddałeś nastrój obrazu i jego kolorystykę. Można było mieć dzieło plastyczne przed oczami podczas czytania.

Ogromne dzięki, Deidriu! 

Cieszę się, że wyszło plastycznie, bo taki był zamysł. No i ogólnie dzięki wszystkim za solidny odzew i całą masę komentarzy. Dziewięćdziesiąt, toż to niemal finklowy wynik :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Finklowy? Dzieciaku… ;-)

Babska logika rządzi!

No dobra, powiedzmy – aspirujący. 

Wiadomo, gdzie mi tam, żółtodziobowi, do takich starych… to jest, chciałem powiedzieć, doświadczonych kosiarzy. Ale daj się nacieszyć ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dam się nacieszyć. Nawet pomogę dociągnąć do setki, a potem nie wykasuję swoich komentarzy. Taka jestem wspaniałomyślna! ;-)

Babska logika rządzi!

Trzycyfrówka bez żadnej bety! Potraktuję to jako kolejny stopień wtajemniczenia, coś jak pomarańczowy pas, albo inny dan… :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No to walcz, padawanie. Zagajaj, podtrzymuj dialog. ;-)

Babska logika rządzi!

Dobra! 

Ale mam zagajać ogólnie, czy personalnie? Bo osobiście, to nie zagajałem od… no mniejsza. Spróbujmy. 

Ekhmm… 

Przepraszam, pani jest córką Hermesa, prawda? Chyba tylko on potrafiłby skraść gwiazdy, żeby ukryć je w pani oczach… 

:-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Eeeee… Słowo “zagajać” chyba ostatnio bardzo zmieniło znaczenie…

Może spróbuj small talku. Takiego bardziej fantastycznego. ;-)

Babska logika rządzi!

Widzę, że Krzyczące Pudełko znalazło kolejną siedzibę :P 

Thargone, ależ ty masz romantyczną duszę. A jaki bajer. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

No i setka pękła. Ufff! ;-)

Babska logika rządzi!

A do ilu mamy dobić? ;)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Do setki! Dzięki! 

Chyba zrobię sobie screenshota i ustawię jako tapetę :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Podobno po osiągnięciu 1666 komentarzy otwiera się portal, a z szałtboksa wyskakuje Fantastyczny Pan Lis wykrzykujący magiczne zaklęcie.

To zaklęcie, za które dostał bana? ;-)

Babska logika rządzi!

Teraz, po odpowiednim skonfigurowaniu rozmiarów ilustracji, opowiadanie graficznie prezentuje się bardzo dobrze. A o treści chyba wszystko już napisano.

Pozostaje oczekiwanie na piórko.

Pozdrówka.

Fantastyczny Pan Lis we wszystkich swoich wcieleniach jednocześnie :-) 

Roger – dzięki. Mam ogromną nadzieję, że oczekiwanie będzie owocne. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Z tym zaklęciem, to od razu mi się Seksmisja przypomniała. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Pytanie jeszcze, co owo zaklęcie robi. Bo że nieodpowiednio użyte, banuje zaklinacza, to wiadomo. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tego jeszcze nie wiadomo, ale trwają badania i co jakiś czas ponawiane sa eksperymenty.

Hmm… niezłe, choć na mój dziwny gust – opisy trochę przerysowane. Do tego stopnia, że wybijały mnie z lektury. Mam trochę jak MrB.

Bkackburnie – dzięki za wizytę i opinię. Zdawałem sobie sprawę, że z tymi opisami i klimatem to poruszam się nieco na krawędzi i nie każdemu może się spodobać. Tak jak zauważył Count – dłuższy tekst zapewne takiego stylu by nie uniósł.

Tego jeszcze nie wiadomo, ale trwają badania i co jakiś czas ponawiane sa eksperymenty. 

 

To trochę jak u mnie w pracy. Najczęściej używanym hasłem jest "Okej, włączamy i zobaczmy co się stanie" :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Inżynierowie z Czarnobyla też tak mówili…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I organizatorzy konkursów…

Popularne haslo. 

Szkoda tylko, że nie pracuję w CERN-ie, a w ordynarnej drukarni :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

O, to będziesz miał prosto, gdy postanowisz wydać książkę.

Gdybyż to takie proste było! Cholerny kapitalizm, na darmola to nawet zasłużony pracownik nie ma co liczyć. Ale na solidne zniżki to już tak, i gdybym się uparł, to by się dało kilkaset egzemplarzy paperbacka machnąć na początek… Pieśń przyszłości. Na razie to się muszę martwić, skąd na nowe hamulce do Osiołka wygrzebać, bo teraz zatrzymuje się na titanicowym dystansie :-) 

EDIT:

A, no i książkę to trzeba jeszcze napisać. To w zasadzie podstawa ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wydawało się, że obecność gospodyni uzasadniona jest tylko dbaniem o to, by na oficerskich talerzach znajdowały się pierogi, a kubki były pełne mleka. Córka wraz z dzieciakami została przepędzona do chałupy sąsiadów, jedynie wiekowa babka nie dała się zgonić z zapiecka i głośnym chrapaniem demonstrowała starczą obojętność.

 – Taaak. Ciemno się robi. O czym to ja… 

Powtarzane “się”.

 

z gardłem zaciśniętym mocniej[-,] niż oficerski kułak

Zbędny przecinek, “niż” nie wprowadza tutaj zdania podrzędnego.

 

Chyba, że…

Zawiesił głos, a sołtysowa zaczęła się zastanawiać, kto był adresatem tej przemowy. Chyba nie oficerowie, którzy musieli ją słyszeć wielokrotnie.

Powtórzenie.

 

Od zwykłej bańki na mleko[-,] czy wojskową grochówkę[-,] odróżniał go tylko bursztynowo błyszczący symbol na pokrywie.

Wg mnie te przecinki są tutaj zbędne. Fragment “czy wojskową grochówkę” niezbyt pasuje mi na wtrącenie, to raczej element współrzędny, aczkolwiek mogę się mylić.

 

Dlatego nikt, powtarzam – nikt nie może pobiec do Lewaczów[+,] by wszcząć alarm i tym samym ostrzec bolszewików.

Przecinek.

 

Słychać było tylko szarość, pełznącą po ścianach.

Sugeruję zmianę szyku: “Słychać było tylko pełznącą po ścianach szarość.”. W ten sposób moim zdaniem zdanie będzie płynniejsze w odbiorze dla czytelnika.

 

Kolejne opowiadanie z dość “scythe’owym” klimatem. Napisane świetnie, jedno z najlepszych pod względem stylu w konkursie z tych, które do tej pory czytałem. Malowanie literackich obrazów szarością wyszła pierwsza klasa. Podobnie jak nawiązania do “Wesela” – to jedna z moich ulubionych lektur szkolnych. Silny ładunek emocjonalny.

 

Dość enigmatyczny tekst… Zinterpretowałem go w ten sposób, że Janina otruła żołnierzy bieluniem, by ci nie osiągnęli swego celu, co w konsekwencji sprowadziłoby gniew bolszewików na wioskę i doprowadziło do śmierci kolejnych bliskich. Podoba mi się skontrastowanie patriotycznych ideałów z prozą życia i osobistym pragnieniem spokoju.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wielkie dzięki, Wicked, za opinię i wyczerpujący komentarz! 

Co do "się" to dość częste używanie tego zaimka jest trudne do uniknięcia, mam więc dość wysoko ustawiony poziom tolerancji na jego powtarzanie. Być może zbyt wysoko – w cytowanym fragmencie "się" zupełnie nie kłuło mnie w oczy. Ale możesz mieć rację :-) 

Do reszty sugestii się zastosuję, jeśli tak długo po terminie to w ogóle wypada coś zmieniać ;-) 

Dość enigmatyczny tekst… Zinterpretowałem go w ten sposób, że Janina otruła żołnierzy bieluniem, by ci nie osiągnęli swego celu… 

Tak naprawdę pojęcia nie mam, czy samym bieluniem można kogoś otruć, zapewne nie. Sołtysowa zapewne miała kilka innych składników do zaprawienia naparu. Bieluń pojawił się tam, w nawiązaniu do tytułu posenki Lux Occulta – "Bieluń i chryzantemy". 

Z doświadczeń sołtysowej wynikało, że ani Polacy, ani bolszewicy nie mieli w zwyczaju bujać się po okolicy, paląc wioski. Wojna trwała, ale trochę "obok". Lewacze zostały zniszczone, bo Ortwein zdecydował, że użyje wnioski jako pola bitwy. Nie dopuszczając do dostarczenia Niezmiernie Ważnego Ładunku, sołtysowa zamierzała oddalić widmo pełnoskalowego starcia zbrojnego od własnej okolicy. Kontrofensywa, równorzędne armie, wyposażone w ogromniaste mechy, pchające linię frontu w tę i wewtę… Niech się biją, ale daleko. Niech bolszewicy zdobywają Europę, a co jej tam, zwykłej wiejskiej babie, kto rządzi, oby tylko zostawili ją w spokoju. Czy słusznie, to już inna kwestia. Być może, "miałeś chamie złoty rog…" 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Z doświadczeń sołtysowej wynikało, że ani Polacy, ani bolszewicy nie mieli w zwyczaju bujać się po okolicy, paląc wioski. Wojna trwała, ale trochę "obok". Lewacze zostały zniszczone, bo Ortwein zdecydował, że użyje wnioski jako pola bitwy. Nie dopuszczając do dostarczenia Niezmiernie Ważnego Ładunku, sołtysowa zamierzała oddalić widmo pełnoskalowego starcia zbrojnego od własnej okolicy. Kontrofensywa, równorzędne armie, wyposażone w ogromniaste mechy, pchające linię frontu w tę i wewtę… Niech się biją, ale daleko. Niech bolszewicy zdobywają Europę, a co jej tam, zwykłej wiejskiej babie, kto rządzi, oby tylko zostawili ją w spokoju. Czy słusznie, to już inna kwestia. Być może, "miałeś chamie złoty rog…" 

Rzeczywiście, dość intrygująca postawa głównej bohaterki.

 

Może ze zmianami poczekaj do ogłoszenia wyników konkursu, z tego co się orientuje, to większość konkursowiczów przyjęła to jako niepisane prawo :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Zgrabnie napisany, klimatyczny tekst. Nie ogarnęłam niestety co właściwie sołtysowa zakopała, a co miało uratować Polskę i Europę, ale to w sumie ma drugorzędne znaczenie.

Jeśli chodzi o język to miejscami stworzyłeś piękne zdania, jednak szkoda, że tak zgrabne zwroty jak ten:

“Dymy ciągnęły niebo w dół.”

sąsiadują na przykład z czymś takim:

“Szarość za oknem ołowiowo zmatowiała, coraz odważniej liżąc szyby ciężkim jęzorem.”

…Innymi słowy moim zdaniem miejscami przegiąłeś, ale to oczywiście tylko moje zdanie ;p

 

“I póki co, jakoś się trzymamy, ale gdy Tuchaczewski uruchomi i przyprowadzi swoje sybiraki, padniemy.” – Póki co jako wtrącenie powinno być albo wydzielone przecinkami z obu stron, albo wcale.

 

“Chyba[-,] że…”

 

“Być może trzynaście lat temu na Syberię rzeczywiście spadła Gwiazda Piołun, a Szatan uczynił bolszewików swymi poplecznikami w dziele zniszczenia. Nie wiem. Nie interesuje mnie teologia, a technologia. A w tym momencie tylko my stoimy na drodze ich diabelskich maszyn. I póki co, jakoś się trzymamy, ale gdy Tuchaczewski uruchomi i przyprowadzi swoje sybiraki, padniemy. A później Warszawa, Berlin, Paryż. Zginie świat, taki, jaki znamy. Chyba, że…

Zawiesił głos, a sołtysowa zaczęła się zastanawiać, kto był adresatem tej przemowy. Chyba nie oficerowie, którzy musieli ją słyszeć wielokrotnie. Ona? Wątpliwe. Rotmistrz Ortwein zapewne mówił do siebie. 

A szarość powoli przejmowała kąty.

 – Pod Skarżyskiem powstają nowe Legiony. Stalowa husaria, broń, dzięki której przeprowadzimy kontrofensywę, a te ziemie i wy, droga gospodyni, będziecie świadkiem największej bitwy w historii.”

 

“Od zwykłej bańki na mleko[-,] czy wojskową grochówkę[-,] odróżniał go tylko bursztynowo błyszczący symbol na pokrywie.”

 

“Jeśli ceną jest piekło, to chętnie ją zapłacę.” – Piekło

 

A wy, sołtysowo, macie zapewnić im prowiant, luzaki, a nawet cywilne ciuchy i przewodnika. Ku chwale Ojczyzny. A teraz odpoczynek.”

 

“Potężny nimbocumulus srożył się na północy…” – Nimbocumulus? Żyłam w przeświadczeniu, że poprawną nazwą jest cumulonimbus (tak mnie na studiach na meteorologii uczyli ;p)

 

“nowej dachówki[-,] w miejscu strzechy.”

 

“Jak ojciec i matka, którym drogę do nieba posrebrzał zimny, syberyjski księżyc.” – Nieba

 

“ – Panowie oficery[+.]kKobieta postawiła na stole kubki z aromatycznym naparem.”

 

“ – Racja[+.] – Nitecki był bardzo blady.”

 

“Stół pomógł jej utrzymać się na nogach. Szeptane zdrowaśki[-,] zachować przytomność.” – ewentualnie z półpauzą, ewentualnie można połączyć zdania i złączyć je Twoim ulubionym “a” ;)

 

“Bezużyteczne słupy linii elektrycznej nieco łamały słoneczną, sielankową kompozycję[-,] jak z obrazów Tetmajera.”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki, Joseheim! 

…Innymi słowy moim zdaniem miejscami przegiąłeś,

Tak, to wszystko było na krawędzi i trochę zaskoczyło mnie (pozytywnie oczywiście), że podobnych głosów pojawiło się raczej niewiele. Jeszcze troszkę nauki przede mną, by móc ogarnąć trudną sztukę balansowania na granicy kiczu, nie wpadając w przesadę. 

Uświadomiłaś mi też, że nadmierna eksploatacja "a" odnosi się zapewne do każdego mojego tekstu :-) Podobnie, jak "się", na co Wicked wcześniej zwrócił uwagę.

A-rozwolnienie oraz przecinkologię poprawię po zakończeniu konkursu, żeby nie mieszać tak długo po terminie. A nimbocumulus… Uff, wieki temu przeczytałem, że tak też można. Od tamtej pory nie jestem w stanie zapamiętać, iż prawie wszyscy mówią i piszą cumulonimbus. Używam tego pierwszego (kiedy z rzadka okazja do użycia się trafi) odruchowo i bezrefleksyjnie. Jeśli razi, to zaraz przestawię chmurce człony, mam nadzieję, że jury się nie obrazi ;-) 

Niebo i Piekło wielką literą. No tu mnie masz, bo ewidentnie chodziło o Niebo/Raj. Ale to też może po konkursie poprawię. 

Jeszcze raz dziękuję, 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

SJPWiktionary przytaczają formę “nimbocumulus”, aczkolwiek zaznaczają, że występuje ona rzadko.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Niestety z “się” walczymy praktycznie wszyscy, cholernie trudno jest unikać zaimków zwrotnych ;)

 

Teoretycznie pewnie nie ma nic złego w nimbocumulusie, skoro jest na przykład nimbostratus, ale takie google wyrzuciło mi tylko wyniki dla tłumaczeń z angielskiego, nie dla “normalnego” użycia. No i po polskiemu też mówi się, że chmura jest kłębiasto-deszczowa, nie odwrotnie (jakby pierwiastek budowy był ważniejszy niż fakt jednoczesnej deszczowości ;p).

(EDIT: Wicked, przepraszam, ale SJP to żaden autorytet…)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ja tam po skończeniu tekstu wyszukuję w wordzie wszystkie “się” i wywalam ile się da. ;)

Po angielsku "nimbocumulus" trafia sie częściej, niż w polskich tekstach, może dlatego jakoś mi tak utkwiło. Ale też nie jest to forma używana powszechnie. 

"Się" mnie kompletnie nie kłuje i w tym problem – nie zauważam, że jest go za dużo. Z drugiej strony uparte pozbywanie się "się" to też przesada, język polski lubi "się" ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Czyżby “ubrałem spodnie” to efekt wywalenia “się w” w ramach czystek? ;-)

Babska logika rządzi!

Forma “nimbocumulus” pojawia się także w słowniku enacademic:

http://polish.enacademic.com/15483/fractostratus

meteor. «niska, porozrywana chmura warstwowa występująca najczęściej pod chmurami typu nimbocumulus»”

 

Aczkolwiek również przychyliłbym się do zamiany na “cumulonimbusa”.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

jakby pierwiastek budowy był ważniejszy niż fakt jednoczesnej deszczowości ;p

Coś jest na rzeczy, skoro “ja być”, a nie “być ja” ;) (deszczowość to nie czasownik, ale jednak w związku z czymś, co się dzieje)

 

@Wicked – sjp.pl to nie sjp.pwn.pl :) 

No dobra, wygląda na to, że poważne słowniki nie lubią mojego nimbocumulusa. Nawet angielskie, a dałbym sobie kciuka (no, może mały palec) obciąć, że z angielskiego mi to przyszło. 

Nic to, w swoim tekście przestawiłem chmurze połówki już wcześniej :-) 

Edit:

Mam nadzieję, że Cień się nie obrazi. To przecież trochę tak, jakby przezywać mu kuzyna, czy cuś… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Zawsze jest nadzieja, że nie lubi akurat tego kuzyna. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie przepadam za bardzo za tekstami traktującymi o wojnie, ale ten przypadł mi do gustu. Przede wszystkim dlatego, że jest bardzo ludzki, przyziemny i chyba też prawdziwy w sposób uniwersalny.

Językowo – rzeczywiście ma się wrażenie, że nie jest to tekst współczesny. Jest szaro, bogato i jakoś tak mżyście. Miejscami ciut przepoetyzowane, ale tylko ciut. Myślę, że dużo pomogło, że tekst krótki i czytelnik nie zdążył się znużyć ;-)

I też nie ogarnęłam, co sołtysowa zakopała.

Powodzenia w piórkowym boju :-)

It's ok not to.

co sołtysowa zakopała

Wygląda na coś, co może świecić w nocy i promieniować. W sumie akcent z pozostawieniem kanistra jest dodatkowym akcentem końcowym w tym kontekście. O ile oczywiście to nie nadinterpretacja? Thargone?

Mnie zastanowił ten bursztyn na pokrywie. Ale nic mądrego nie wymyśliłam…

It's ok not to.

Hmmm. Mnie się wydawało, że zakopała potencjał. Miała, chamka, bursztynowy kanister. Ostała jej się jeno bańka na mleko.

Babska logika rządzi!

Tak jak pisze Finkla. 

Zakopała potencjał, zdobyte/znalezione/wykradzione szczegółowe plany i najważniejszy element technologii mechów (promieniuje na niebiesko – takie lekkie nawiązanie do innych obrazów Różalskiego, tam się takie rzeczy pojawiały) zapewne jakieś źródło energii (Algirowe turbodiesle jako napęd mechów jakoś do mnie nie przemawiają ;-)) 

Gdzieś tam nawiązywałem do katastrofy tunguskiej, jako źródła ruskiej przewagi militarnej. Rotmistrz wspomina, że Polacy też budują mechy, ale bez bolszewickiej technologii nie będą one w stanie zatrzymać pełnoskalowej ofensywy. 

Niezbyt zresztą ważne co dokładnie było w środku, rzecz działa jako symbol – miałeś chamie złoty róg. Sołtysowa doszła do wniosku, że jeśli ukryje Niezmiernie Ważny Ładunek, to kontrofensywy nie będzie, a bolszewicy poniosą wojnę daleko na zachód, daleko od jej Starej Huty. 

 

Mnie za­sta­no­wił ten bursz­tyn na po­kry­wie.

To efekt przepoetyzowania :-) Emblemat (w kształcie rogu) lśnił bursztynowo w przycmionym świetle soltysowego domu, później, w pełnym słońcu, był należycie złoty :-) 

I oczywiście – wielkie dzięki, Dogs! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A już się zaczęłam zastanawiać, czy to nie jakieś nawiązanie do Bursztynowej Komnaty ;D

It's ok not to.

He! Mogłem w sumie jeszcze dorzucić Trójkąt Bermudzki i klątwę Tutenchamona ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Tutenthargona?

He he he, moje klątwy nie są jakoś szczególnie przerażające. Jedyne, co potrafię rzucić, to Przekleństwo Straszliwego Kaca. I to najczęściej na siebie :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ciekawie zestawiłeś walkę (różne jej rodzaje, bo i sołtysowa walczyła po swojemu) o różne rzeczy – te wielkie i te małe, lokalne. W niezły sposób pokazałeś zderzenie priorytetów i wartości. Aż żal biednych ułanów i zmarnowanej prywatą jednej wiejskiej baby szansy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki, Śniąca! 

Tak, o taką niejednoznaczność tu chodziło. Każdy walczy o swoje i trudno o jedynie słuszną postawę. Dla jednych będzie to dzielna kobieta, w obronie najbliższych śmiało wtykająca widły w zębatki rozrzutnika do gnoju historii, dla innych głupia wiejska baba, która winiąc wszystkich za poniesione krzywdy zaprzepaściła szansę na wolność. 

A ułanów rzeczywiście szkoda… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Interesujący tekst. Wierszyk na początku bardzo mi się spodobał. Sama treść już nie tak bardzo, ale motyw, że plany żołnierzy nie okazały się tak ważne, a ich los – niewiele znaczący, ma swój klimat. I tylko życie toczy się dalej – jak to mówi bohater-samuraj na końcu "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy: "Zwycięstwo należy do farmerów, nie do nas".

Podsumowując: niezły koncert fajerwerków, z bardzo fajnym motywem przewodnim.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wielkie dzięki, NWM, za opinię i konkursowe punkty, mimo że treść nie podobała się aż tak bardzo :-) 

"Siedmiu samurajów" oglądałem wieki temu. Nie pamiętałem więc tego zdania, ale istotnie – byłoby to znakomite motto do tekstu. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Trochę (bardzo) po fakcie, ale w końcu przeczytałam.

Ponieważ mam słabość do “Wesela” Twój tekst mógł mi się chyba tylko spodobać. ;)

Bardzo przypadła mi do gustu niejednoznaczność postaci, oraz wspominana już wielowymiarowość wojny. Podsumowując, pięknie napisana historia, skłaniająca do przemyśleń.

Dzięki Rossa! 

Wiadomo – lepiej późno niż wcale! Cieszę się, że się nie zawiodłaś. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ech, nie wiem.

Opowiadanie, jakkolwiek wydaje się mieć wszystko to, co dobremu opowiadaniu faktycznie potrzebne, by być dobrym opowiadaniem – a może ma nawet i więcej – z jakiegoś powodu nie chwyciło. To znaczy podobało mi się, i owszem, ale nie mogę powiedzieć, że wprasowało w fotel, ugotowało jajka na miękko, zaparło dech w nikczemnej piersi, nadwątliło spójność pośladków czy zajumało kapcie. No nie, bo nie i nie chce być inaczej.

Nie jestem tylko pewien dlaczego – będę więc pisał, aż w końcu mi się to wyklaruje.^^

Zacznę może od łatwiejszej części, czyli tego, co mi się podobało – tutaj przynajmniej mogę lecieć sztampą.

Ogólnie rzecz ujmując, masz solidny plusik za nawiązania do “Wesela” – bardzo to fajne – i drugi, jeszcze solidniejszy, za stylówę; co prawda z jakiegoś absurdalnego powodu męczyły mnie te przecież króciutkie, w gruncie rzeczy nieszkodliwe wstawki o wkradającej się szarości (a ich rozwinięcie jest poniekąd częścią największego zgrzytu w tym tekście, o czym jednak później), ale ogólnie opowiadanie… no, robi wrażenie; może nie jakieś bardzo mocne, ale zdecydowanie pozytywne. Ładne, plastyczno-poetyckie opisy, przekonujące dialogi – tutaj na czoło pochodu wysuwa się postać rotmistrza – zacny klimat i, generalnie, niebanalna historia z solidnym zakończeniem. Gorzej, że jednak nie całkiem przekonująca ta historia.

I tu wracamy do szarości, duchów i tego, co mi naprawdę zazgrzytało w tym opowiadaniu – motywacji Janiny.

Generalnie nie jestem pewien, czy “duchy”, które pojawiają się w tekście, miałem odebrać jak najbardziej dosłownie, jako pełnoprawną fantastykę, czy bardziej jako użyteczny skrót myślowy sołtysowej; taką jej własną interpretację pustki i szarości, które zalęgły się w domu (albo w sercu) – napisane jest to (sam ten motyw duchów i szarości, wyjęty z kontekstu) bowiem na tyle niejednoznacznie, że obie wersje wydają się równie prawdopodobne, a przy tym też i równie problematyczne.

Jeśli założymy, że mowa tu o duchach-duchach i szarości jako istocie, to raz, że zwyczajnie nie pasuje mi to zupełnie do czegokolwiek, a dwa, że w moim odczuciu całkowicie dyskredytuje logikę działania sołtysowej. Kobieta, żeby chronić siebie i swój dom przed kolejnymi duchami, zabija trzech ludzi, którzy z pewnością będą służyć szarości – a przy tym ciążyć jej sumieniu – o wiele skuteczniej, niż pozostałe wspomniane męczydusze, bo ich krew Janka ma na rękach. Wydaje mi się więc, że skutek jej działań byłby odwrotny do zamierzonego.

Niemniej ta dosłowna wersja duchów – tym razem w odniesieniu do całego kontekstu – nie wydaje mi się tą właściwą.

Pytanie tylko, czy to coś faktycznie zmienia?

Przyjmując, iż “duchy” są wyłącznie Janinową interpretacją… czegoś, dla niej wciąż w jakiś sposób pozostają realne, choćby jako antyteza świętego spokoju, który przecież jest jej nadrzędnym celem. Więc krew trzech żołnierzy na rękach, tak czy inaczej, musiała tylko pogłębiać szarość.

Przy tym nie odniosłem wrażenia, że Janka to osoba zdolna do świadomego morderstwa, a tym bardziej do takiego “Do czorta z Ojczyzną.” – to dopiero musiało być dla niej szare. Z pewnością nie była też na tyle głupia, by nie przewidzieć, czym to faktycznie może się skończyć.

Dlatego, nawet jeśli chciała ochronić samą siebie i wszystko, co jest jej drogie, ale nie przed duchami, tylko przed wojną, to wciąż jakoś nie przekonuje mnie jej postępowanie.

Oczywiście jest to tylko moje zdanie, a przy tym mus mi zaznaczyć, że, mimo wszystkich tych wątpliwości, finał uważam za świetny. Bardzo mocny i prawdziwy. A byłoby jeszcze fajniej, prawdę mówiąc, gdybyś zrobił zeń twista. Powycinać niektóre fragmenty z końca opowiadania, a potem taka scenka: Janina stoi na polu i obserwuje maszerujące żelastwo (cicho sza, że ruskie), gada do tego chłopaczka i zapodaje mu coś w stylu: “Niech idą na Zachód, na Warszawę, Berlin i Paryż. Byle dalej stąd.” I najazd kamerą na potrójną mogiłę.

No, coś w tym guście. Możliwe, że wtedy wyleciałbym z butów, a spadając zafundował sobie jajka na miękko i ciężki bezdech.^^

 

Dobra, to czepiam się dalej.

Dwie sprawy: wesele i babcia.

 

Wesele: z tego, co zrozumiałem, ułani planowali dopiero ściągnąć swołocz do Lewacz (Lewaczów?) w pułapkę. A skoro tak, to Czerwoni nie mogli wcześniej wiedzieć o weselu, więc jego odwołanie i ewakuacja ludności jednak nie powinna być – z taktycznego punktu widzenia – niewskazana. Argument, że wszystko musi wyglądać naturalnie, też zupełnie mnie nie przekonuje, bo raz, że w ferworze pościgu puste ulice powinny raczej ujść uwagi wroga (szczególnie, że na pewno już wcześniej zaczął się ostrzał, który mógł zaalarmować ludność i dosyć skutecznie nakłonić ją do natychmiastowego oddalenia się w kierunku przeciwnym do wskazywanego przez huk dział i karabinów), a dwa, że nawet, gdyby Ruscy się zorientowali, to i tak byłoby już raczej za późno; odnotowanie, że wioska jest opustoszała, bezsprzecznie wymagałoby się w niej – a wiec i w pułapce – znalezienia.

Ergo, cała ta planowana rzeź była zupełnie niepotrzebna. Oczywiście jeśli nie liczyć pretekstu, by umożliwić rotmistrzowi wygłoszenia – skądinąd zajebistego – monologu.

 

Babcia.

Kim jest ta starowinka pochrapująca gdzieś tam w tle? Bo jeśli babcią sześćdziesięcioletniej już Janiny, to “wiekowa” nie wydaje się adekwatnym określeniem. Prędzej “antyczna”.^^

Logika nakazuje zakładać jednak, że to raczej teściowa (rodzice zginęli bądź zaginęli na zsyłce), ale to nie jest w żaden sposób zaznaczone. Pada określenie “wiekowa babka”, co z automatu nasuwa skojarzenie po prostu z babcią bohaterki. I skojarzenie to wydaje się zupełnie sensowne. Przynajmniej dopóki rzekoma wnuczka nie podaje swojego wieku…

 

Dobra, kończę, bo zaraz wyjdzie mi komentarz dłuższy od opowiadania, a przy tym z pewnością nie tak fajny.

Bo tekst – mimo pewnych moich wątpliwości – naprawdę robi robotę. Nad piórkiem będę musiał się co prawda jeszcze zastanowić, i to dość poważnie, ale – że pozwolę sobie na pewną nieskromność – sam fakt, iż się waham, możesz chyba uznać za komplement.^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nieduża wojna pani Janiny, która kosztowała jej dom “duchy, które przegoniły pająki” (strasznie mi się to zdanie!), mrugnięcie okiem nad “Weselem” Wyspiańskiego z ironicznym dyndaniem złotego rogu na kance w finale i wreszcie – mimo żartobliwego chochołowania – tak naprawdę ważna prawda: srali pies wojny, grunt, żeby żyć się dało, czyli jak odklejone staje się społeczeństwo od ruchawek geopolitycznych o ile jedyną różnicą jest władza; jak bezsensownie wojna pożera coraz więcej i więcej, nigdy nie zaspokajając głodu…

 

Mi się bardzo. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

czyli jak odklejone staje się społeczeństwo od ruchawek geopolitycznych o ile jedyną różnicą jest władza; jak bezsensownie wojna pożera coraz więcej i więcej, nigdy nie zaspokajając głodu…

Akurat wojna Polsko-Bolszewicka to jednak z takich wojen, które toczyły się przeciw orkom z prawdziwego zdarzenia. Pani Janina na swoim spłachetku ziemi prędko odczułaby słodycz kolektywizacji i matczyną miłość robotniczo-chłopskiego reżimu. Pokuszę się o przewrotną interpretację tekstu: kobiecina była niewykształcona, krótkowzroczna i nie wiedziała, co czyni. Do zbrodni pochnęło ją zgorzknienie, a za najwyższy ideał miała święty spokój, bo nie sięgała horyzontem prognoz poza nadchodzący tydzień i sąsiednią wioskę.

Osobiście przychylam się do takiej właśnie interpretacji. Oczywiście, nie ujmuje to niczego tekstowi :)

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Ja, wisielcu, nie neguję. Ja tylko wskazuję, że punkt widzenia pani Janiny (nieświadomej tego, co bolszewizm i komunizm mogą zrobić z codziennym życiem człowieka) wynikał z jej bieżących, gorzkich doświadczeń – wojna wojną, a życie dla niej wiele się nie zmieniało poza tym, że chowała coraz więcej bliskich. “Weselne” akcesoria, dodane przez autora, wyraźnie sugerują drugą stronę medalu i niejednoznaczną ocenę postawy Janiny. Po prostu czasem przychodzi zebrać żniwo poprzednich lat… I tak się tu właśnie stało, bez pardonu. Dlatego to jest takie dobre: skrzyżowała się Dziejowa Konieczność z Moją Chatą z Kraja i akurat tym razem zmęczona i o uśpionej czujności Konieczność dostała po łbie, aż zahuczało.

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Bardzo się cieszę, ze udało Ci się dotrzeć z komentarzem. I to jakim! Wiem, ile czasami wysiłku kosztuje napisanie kilku sensownych zdań komentarza, a co dopiero czegoś takiego, co wymaga wyjątkowo solidnego pochylenia się nad tekstem, zastanowienia się, przekucia wrażeń w słowa… Kawał niesamowitej roboty! 

A teraz konkretnie – zacznijmy od tyłu. Od końca znaczy. 

"Nad piórkiem będę musiał się co prawda jeszcze zastanowić…" 

Normalnie, jak piórka nie dostanę, to ze złości zarobię miliony, wykupię Nową Fantastykę i zmienię w pornola, a forum w portal randkowy :-) 

A poważnie – nominacja i "zastanawianie się" nad piórkiem to i tak bardzo dużo, biorąc pod uwagę nikczemną ilość mojej dotychczasowej twórczości – wszystko, co kiedykolwiek napisałem znajduje się na tym portalu. To oznacza, że gdy wezmę się na dobre do pisania, to może być tyko lepiej :-) 

Babcia na zapiecku – to oczywiście miała być teściowa Janiny, służyła podkreśleniu, że jest to wielopokoleniowy dom, gospodarzony przez kobiety, bo mężczyźni albo się wykruszyli, albo zabrały ich łobuzy od historii. Słowo "babka" może rzeczywiście wprowadza w konsternację, mogłem użyć innego. 

Taktyka Ortweina – tu po prostu bezsensownie przekombinowałem. Oczywiście chciałem rozwalić Lewacze, by pokazać, że Ortwein ma priorytety i nie cofnie się w obliczu żadnych ofiar. I dać sołtysowej konkretną motywację do działania. Ale całe to wciąganie w pułapkę i tak dalej… Mocno już poniewczasie pomyślałem, że bolszewicy powinni po prostu stacjonować w Lewaczach, ba może i nawet brać udział w weselu, a Rotmistrz, dowiedziawszy się o tym, zechciał zaatakować słabo przygotowany do obrony oddział. Dlatego nie chciał nikogo ostrzegać. Byłoby prościej i wymowniej. Cóż, moja mea culpa, jak mawiał Obelix. 

Szarość i motywacje Janiny – ha, to miękkie podbrzusze tekstu. Rzeczywiście, nie planowałem szarości jako czegoś horrorowo żywego i namacalnego, raczej jako obrazowy symbol mrocznych wątpliwości, niejednoznacznych wyborów, gdzie każda opcja niesie smutek, złego fatum ciążącego na rodzinie. A także stanu ducha samej Pogorzelskiej, bo szarość na dobre zadomowiła się wewnątrz (kto wie – może nie pierwszy już raz) dopiero, gdy sołtysowa podjęła kluczową decyzję. 

Podobne z duchami – tutaj zwaliłem robotę na czytelnika (tak, wiem – sam krytykuję takie posunięcia, tyle jeśli chodzi o konsekwencję ;-)) A niech się czytelnik zastanowi, czy duchy są prawdziwe, czy to tylko pseudopoetycka metafora nieszczęść, które spotkały rodzinę przez dziesięciolecia wojen i wolnościowych zrywów. A może Pogorzelska naprawdę widziała duchy, ona i tylko ona? Kogoś, lub coś, należałoby przecież winić za samobójstwo męża. Nie mówiąc już o tym, że ktoś zupełnie normalny nie zdejmuje że ścian zdjęć i obrazów, bo źle im z oczu patrzy. A może Jezus, Maria i święci nie powinni czegoś oglądać? 

Skręcałem trochę ku uwiedźmowieniu Janiny, ale nie zaznaczyłem tego z odpowiednim przekonaniem. Trochę szkoda.

To, o czym wspomnieć powinienem, to fakt iż wdowa nie uważała, jakoby trzej ułani mieliby powiększyć pulę duchów. Duchy bowiem wracają do domu. Nawet z odległej Syberii. Co innego poszarzenie jej sumienia – tak jak Ortwein miała priorytety, mimo niewinnych ofiar. I była gotowa ponieść za to odpowiedzialność.

Nie będę natomiast bronił zasadności jej działań i udawał, że tkwi tam jakaś żelazna logika. Ona w sumie działała w ciemno, wszystko to byłoby nad wyraz ryzykowne i absolutnie nie gwarantowało sukcesu. Potyczka była przegrana, ale co jeśli niedobitki ułanów wróciłyby, zanim Janina uporała sie zupełnie pochówkiem? Co, jeśli przyjechaliby bolszewicy i zastali wdowę z metaforycznym dymiącym rewolwerem? Poklepali po ramieniu, czy profilaktycznie powiesili? I tak dalej. 

W ogóle to, czy cała ta próba sołtysowej targnięcia się na historię jest bardzo mocno naciągana, czy tylko trochę niepdawdopodobna, to juz niech czytelnik oceni. 

Tak czy owak – jeszcze raz dzięki za rozbudowaną opinię. I za to, że tekst robi według ciebie robotę. To bardzo dobry znak. Przyszłość jest tęczowa ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

To ja jeszcze będę kontynuował – w pracy byłem i na komentarz Cienia klepałem odpowiedź na raty, bez odświeżania oczywiście, więc umknęły mi komentarze Psychofisza i Wisielca– dziękuję bardzo i niezmiernie się cieszę, że się podobało! 

No i obaj macie rację, panowie. Rzeczywiście wojna polsko-bolszewicka miała znamiona starcia z orkami, ale z doświadczeń Janiny nie wynikało, że pod rządami bolszewickimi mogłoby być gorzej, niż za cara. Medal ma rewers i antyrewers, niech czytelnik wybierze ;-) 

Swoją drogą, jest to rzeczywistość alternatywna, rozwarstwienie nastąpiło po katastrofie tunguskiej, jak u Dukaja (he he, to się porównałem ;-)) i nie wiadomo jak zdobycie technologii pozaziemskiego pochodzenia wpłynęłoby na "bolszewickość" bolszewików i obraz świata. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Normalnie, jak piórka nie dostanę, to ze złości zarobię miliony, wykupię Nową Fantastykę i zmienię w pornola, a forum w portal randkowy :-) 

To jest podły szantaż, ale trudno – będę na tak. ;-)

Babska logika rządzi!

Czekaj, bo pomysł zaczyna mi się podobać… 

Loża przyznawałaby "leża" najaktywniejszym użytkownikom, a w ramach zdjęcia profilowego obowiązkowe, nagie selfi… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Apage! ;-)

Babska logika rządzi!

Normalnie, jak piórka nie dostanę, to ze złości zarobię miliony, wykupię Nową Fantastykę i zmienię w pornola, a forum w portal randkowy :-) 

No i po co nominowałem…

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Thargone, chciałbyś moje nagie selfie? 

To mogłoby być ostatnie spojrzenie przed nagłą śmiercią!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ależ Staruchu, każda potwora… Gdybyś zeskrobał troszkę brudu z przypalonego dna internetowego rondla, to byś zobaczył…

Fun, spokojnie, jest jeszcze głosowanie. Skonsultuj sprawę ze swoją kob… to jest, przedstaw leży (tfu, Loży) propozycje i już… 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kupiłeś mnie nawiązaniami do “Wesela”. Ta duma, kiedy człowiekowi wydaje się, że rozpoznał już po pierwszym nawiązaniu… ;-) A potem jeszcze wyłapywanie smaczków i symbolików.

Fajny jest również dylemat, przed którym postawiłeś Janinę. Znaczy, paskudny, ale dzięki temu fajny. I taki powszedni w gruncie rzeczy. To mogło się zdarzyć…

Byłam na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Ogromne dzięki za głos! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jestem wreszcie.

Wrzuciliśmy swoje teksty tej samej nocy. Byliśmy razem w wyróżnionej dziesiątce, byliśmy w finałowej piątce, a na koniec dostaliśmy po piórku za nasze mechowe opowiadania. Wybraliśmy podobne ilustracje, nazwaliśmy bohaterkę Janina, postawiliśmy ją twarzą w twarz z wojną i dziejowymi zmianami, które mają tragiczny wpływ na losy jednostek. Każdy z nas opowiedział swoją historię inaczej, przy użyciu innych środków i w innym stylu, ale problemy poruszyliśmy podobne i niektórzy dostrzegają nawet pewne podobieństwo symboliki. Takich podobieństw jest podobno więcej zdaniem czytelników.

Nic dziwnego, że nie uniknęliśmy licznych porównań i co rusz ktoś nawiązywał pod moim opowiadaniem do Twojego (ale nie odwrotnie).

Ja jestem pod wielkim wrażeniem kunsztownych zdań i pięknych, plastycznych opisów i porównań, jakimi naszpikowałeś swój tekst. Podoba mi się symbolika i ukryte nawiązania literackie, jakie zawarłeś w tym krótkim tekście. Podoba mi się również sens i przesłanie Twojej historii.

Bardzo udany szort, zarówno od strony językowej i technicznej, jak i od strony fabularnej. Treść dorównała formie, a forma treści. Gratuluję!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wielkie dzięki, Mr Marasie! 

Dawno temu obiecałeś, że pojawisz się z porządnym komentarzem, a potem ani widu, ani słychu :-) Zaczynałem tęsknić. 

Cieszę się bardzo, że tekst się podobał, cieszę się równie mocno, że i Twój do samego końca, ramię w ramię obok mojego stał. Rzeczywiście zaskakujące są te podobieństwa, zupełnie niezależnie myśleliśmy w zbliżony sposób. I co najważniejsze, obydwa efekty tego myślenia zostały należycie docenione.

Oby tak dalej. Jeszcze będziesz w telewizji banki reklamował, zobaczysz :-) 

Na marginesie – rozpatrywałem imię Saturnina (autentyczne imię znajomej mojej babci). Ale doszedłem do wniosku, że byłby to niepożądany element humorystyczny :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Fajne, klimatyczne. Szarość wojny, bohaterstwo kontra ludzki egoizm i strach… Dobra miniaturka.

Ogromne dzięki! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wpadam z komentarzem piórkowym mocno opóźniony, więc pewnie już wiesz, że jestem na TAK ;)

Kupiłeś mnie już samym wierszykiem, który moim zdaniem świetnie domyka się z zakończeniem. Przez cały tekst czekałem, czy spełnisz obietnicę iskierki i na szczęście do tego nie doszło.

Podobnie jak u Mr.Marasa, przemawia do mnie motyw konfrontacji tutaj zwykłych ludzi z koniecznością poświęcenia przez ludzi rotmistrza. Wojny biegną, super-ważna-rzecz nie zostaje dostarczona, ale końca świata nie ma. Ludzie żyją jak żyli. Ostatnia scena jest tu szczególnie wymowna.

Do tego cały tekst jest dobrze napisany.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Wielkie dzięki, NWM! 

To nic, że późno, ważne, że pozytywnie! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Gdy żołnierze dyskutowali nad mapą, nie byłam pewna, czy w ogóle dam radę skończyć tego szorta (jak ja nie lubię, jak się tak długo coś planuje! a w zasadzie – ja w ogóle nie lubię planowania, ani w życiu, ani na papierze), ale od momentu, gdy ster przejęła Janina, zrobiło się ciekawie :3 Scena, gdy leży w łóżku i rozpamiętuje zmarłych – perełka. Potrafię zrozumieć jej motywację. No i w kilku zdaniach streściłeś kilka dekad historii Polski. I nie wiem, czy to zbieg okoliczności, ale chyba nie, że widzę tam nawiązania do Wesela (a to fajne, bo Wesele było jedną z nielicznych lektur, którą dałam radę skończyć) i te kruki i wrony, lubię takie rzeczy. 

Chryzantemy lubią żałobę.

I w ogóle dużo jest ślicznych zdań. Lubię opowiadania bazujące na obrazach, są jakieś takie… bardziej kolorowe :3

www.facebook.com/mika.modrzynska

No no, niezmiernie się cieszę, że zajrzałaś tu, kawał czasu od dodania :-) 

Tym bardziej, że zajrzenie przyniosło satysfakcję. Tak, "Wesele" było celowe, fajnie, że to widać. 

Ech, co tam, świetny to poranek, gdy ktoś odgrzebuje dość już przecież stary tekst i pisze, że dobry :-) 

Dzięki! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pamiętałam, że czytałam już kiedyś tego szorta; ładnego, bardzo klimatycznego i obfitującego w zdania-perełki.

 Podobało mi się to, jak opisałeś wojnę i pokazałeś jej żniwo, nie bawiąc się w jednocześnie w szczegółowe opisy, a odbijając ją w namalowanych przez siebie postaciach – żywych i mających swoje własne światy, za które walczą i za które wiele, naprawdę wiele są w stanie poświęcić.

 Jak Janina, która oddała swój spokój ducha oraz zdrowie psychiczne – bo nie chce mi się wierzyć, że otrucie żołnierzy nie zostawiło u sołtysowej blizn i wspomnienia tego czynu nie będą wracać do niej do końca jej dni – w zamian za obronę swej małej ojczyzny.

Finał podobał mi się; choć dla niektórych kończy się świat, to dla innych życie wciąż toczy się dalej i trzeba robić swoje.

Pozdrawiam. ^^

Dziękuję, Draconis! 

Bardzo doceniam to (i niezwykle mnie cieszy) gdy ludzie zaglądają do starszych tekstów i zostawiają solidne komentarze. Dzięki temu wiem, że życie forumowych tekstów nie kończy się, kiedy spadają z pierwszej strony zakładki "opowiadania" i nawet długo po opublikowaniu mogą sprawić komuś trochę przyjemności :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Imponująca ilość komentarzy, a to mówi samo za siebie. Zrobiło mi się iście kolorowo, i dobrze, a to – za sprawą Twojego opowiadania, słowem malowanego. 

Tutaj bym coś poprawił plus połączył to wszystko w jedno zdanie:

“Musiała jednak ustąpić przed światłem lamp naftowych, które ciepło złociło niedawno bielone ściany, goniło cienie po półkach kredensu, nabłyszczało garnki. Skapywało z wiązanek ziół, suszących się nad piecem”.

“(…) nikt nie może pobiec do Lewaczów, by wszcząć alarm (…)”. Powinien być chyba przecinek.

Ech, no dobrze, piszę o drobiazgach, a czymże są drobiazgi wobec piękności takiej literatury. :))

Zdrówka! 

MZ

Wielkie dzięki! 

Za miłą mi opinię oczywiście, ale też za to, że miałeś ochotę zajrzeć do starego tekstu :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie ma sprawy. To, że tekst jest stary (nie jest aż tak znowu stary) mi nie przeszkadza. Często zaglądam właśnie do dzieł, które leżakują niczym dobre toskańskie wino (Chianti oczywiście). ;) 

Aha, tylko dopowiem jeszcze: “(…) ustąpić przed światłem lamp naftowych, które(ż) to światło ciepło złociło niedawno bielone ściany, goniło cienie po półkach kredensu (…)”. Tak zbudowane zdanie jest może mniej poprawne (mniej polskie), ale bardziej by mi się podobało. Myślę, że Wiesz, o co chodzi. Pozdrawiam! M  

Tak sobie grzebię w starszych tekstach i zdziwiłam się widząc szorcik z piórkiem. Przeczytałam i nie żałuję, świetne, mocne opko. Nie ma tu zwycięzców, jest tylko szarość. Faktycznie, zasłużone piórko.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wielkie dzięki, Irko! 

To świetnie, że ktoś lubi sobie pogrzebać w starszych tekstach i potrafi wyłowić coś fajnego. Dzięki temu wiemy, że jeśli coś spada z drugiej, trzeciej strony biblioteki, to nie przepada na zawsze :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ze stron piórkowych spada się dosyć wolno… ;-)

Babska logika rządzi!

Irka, jeśli przeglądasz teksty z "Mechów", to warte polecenia jest "(ni)czym skorupka" Wybranietz. Nie wszystkim przypadło, ale IMHO warte przeczytania (uwaga: przed czytaniem nie scrollowac w dół).

Oraz “Gdzie me serce, gdzie mój duch?” Wilka, jedno z lepszych opowiadań w konkursie :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Oba już wrzuciłam do kolejki. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O – i jeszcze “Pieśń mgieł” Żonglerki  – bardzo nastrojowe.

A jak lubisz przewrotność, to “Obcy” Natana. Samo w sobie technicznie i nastrojowo słabsze, ale pomysł bardzo fajny ;-)

PS. To właśnie w tym konkursie po raz pierwszy padła sentencja o romantyzmie i reumatyzmie (w opowiadaniu Arnubisa) :-)

Ja bym jeszcze dorzucił "Syna Czasu" Wickeda, "Węgiel, papier, krew" Starucha i "Tryptyk"Werweny.

Po przeczytaniu spalić monitor.

I ja tu dotarłam w moim szortowym pochodzie.

Chyba nie czytałam tu jeszcze bardziej plastycznego tekstu, namalowanego wręcz. Wspaniale oddaje klimat obrazów, którymi był zainspirowany. Kilka zdań było takich, że gdybym miała zwyczaj zbierać cytaty z literatury, to bym je absolutnie do takiego zbiorku dołączyła… oprawione w ramki, bo to naprawdę są obrazy. Cudowny, cudowny klimat. Forma i treść są po prostu jednością, mówią to samo.

Chociaż po samym bieluniu w tytule pomyślałam, że albo ktoś się będzie narkotyzował, albo truł, to jednak lektura wciągnęła mnie tak, że zupełnie o tym zapomniałam i twist z zachowaniem sołtysowej mnie zaskoczył. Przesłanie słodko gorzkie (bo w końcu zależy od perspektywy), bardzo refleksyjne.

Świetna rzecz – tym bardziej czytana w taki dzień, kiedy i przez moje okna wlewałaby się szarość, gdyby nie były z pcv…

Ogromne dzięki, Nir. Nie ma nic przyjemniejszego dla autora niż fakt, że jego pisanie nawet po dość długim czasie może sprawić komuś przyjemność :-) No i ta jedność formy i treści – bardzo się cieszę, że to wyszło. To trudna rzecz :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jak już tak wypłynęło na główną, to przeczytałem sobie jeszcze raz. I, kurczę, chociaż człowiek wie, jak się skończy, to warto, dla samej przyjemności smakowania zdań i obrazów!

I dlatego zmieniłem ocenę :)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A gdzie Portalowy Nikifor zgubił muminka w avatarze? ;-)

Twój tekst w wielu aspektach przypomina czytane przeze mnie niedawno opowiadanie Mr. Marasa na ten sam konkurs. Mimo wielu różnic, widać tu też jednak sporo wspólnych elementów i aspektów, dlatego zastanawiałem się, w jaki sposób napisać taki “samodzielny” komentarz pod “Bieluniem…”., żeby nie był on tylko jakąś formą kalki z tamtego.

Zacznę może nietypowo i trochę ogólnie. 

Otóż “Bieluń…” to, w mojej opinii, typ opowiadania, którego odbiór uzależniony jest w dużym stopniu od znajomości jego genezy. Brzmi pewnie trochę dziwacznie, dlatego postaram się wyjaśnić szerzej.

Dla mnie zakładka “piórka”, pełni taką funkcję biblioteki, z której można sobie wybrać opowiadanie na poziomie “do druku”. Takie opowiadanie zdaje się być niemal gwarantem określonej jakości.

I teraz pytanie: czego czytelnik będzie po takim tekście oczekiwał? No przede wszystkim ciekawej historii. W końcu sama nazwa “opowiadanie” wskazuje na to, że będziesz mi o czymś opowiadał. Czy tutaj znajdę jakąś głęboką historię? Nie. Co najwyżej jej skrawek. Jasne przemycasz odniesienia, nawiązania, ale samej historii jest mało. Co więc pomyśli sobie czytelnik? Skąd to piórko? Przecież tu prawie nic nie ma. Więcej! Wyobraźmy sobie czytelnika – laika. Takiego, który nie tylko nie pisze, ale też nie ma o technicznej stronie pisania zielonego pojęcia. Ot, czasem chce sobie poczytać jakąś dobrą historię, szukając oderwania od telewizji czy internetu. Czy on doceni Twoje opowiadanie. No nie bardzo. Nie doceni, bo nie będzie wiedział, gdzie szukać jego jakości.

A jednak opowiadanie oceniono bardzo dobrze. Ba! Nawet dostało piórko. Dlaczego? Bo czytający rozumieli z jakim typem tekstu mają do czynienia i jak do niego podejść.

Bo już rozumiejąc, że Twoim zadaniem było tutaj nie opowiadanie historii, ale malowanie słowem, nagle jakość tego tekstu przestaje budzić wątpliwości. Ty już te zalety znasz. Przy blisko dwustu komentarzach nie napiszę nic nowego. Dlatego zacząłem od zupełnie innej strony, żeby dać Ci jakieś świeże spojrzenie na tekst.

Napomknę tylko o tych najważniejszych elementach. Sporą robotę wykonuje tu powtarzająca się szarość. To nie jest, wbrew pozorom, prosty element do wplecenia w tekst, bo zawsze będziesz gdzieś balansował na granicy podkreślania (co robisz) i monotonii (czego unikasz). Owa szarość nie nuży, ale, powtarzana w odpowiednich momentach, świetnie maluje właśnie ów obraz, który miałeś zamiar i nadzieję przedstawić.

Drugi, szalenie istotny element (skupię się tylko na tych, żeby naprawdę jak najmniej powtarzać po przedpiścach) to taki dość znany, nienowy, ale przedstawiony umiejętnie, motyw wojny z perspektywy zwykłych ludzi. To zawsze stworzy odpowiedni obraz u czytelnika. I zawsze wywoła odpowiednie emocje. Aby tylko dobrze ten motyw przedstawić. Nie będę się bardziej na ten temat rozpisywał, bo tu już mocno haczymy o te elementy wspólne, o których wspominałem na początku. Nie ma sensu, żebym pisał drugi raz to samo, tylko innymi słowami, z usilnym poszukiwaniem szczegółów różniących oba obrazy.

Pewnie powinienem jeszcze wspomnieć o motywie śmierci, ale on stanowi w sumie część motywu szarości, uznam więc, że mam to odfajkowane. ;-)

A zatem: czy to jest dobre opowiadanie? Tak. Bardzo dobre. Może nawet świetne. Z pojedynczymi, niezwykle plastycznymi zdaniami, które naprawdę robią wrażenie.

Choćby to:

Chryzantemy lubią żałobę

albo to:

Szarość zdobyła przyczółek, zapuściła korzenie pod parapetem, rozkrzewiła się za zazdrostką.

Jest to więc opowiadanie bardzo dobre, ale pod warunkiem, że czytelnik od początku wie, z jakim typem tekstu ma do czynienia. Że jego uwaga od początku skupiona jest na wiodącej zalecie opowiadania: obrazie malowanym słowem. Że rozumie, iż jest to tekst, który będzie cieszył wyobraźnię poprzez słowo.

Jeśli tego nie wie, może być gorzej. Bo zawsze na pierwszym miejscu szukamy historii. A odkopując opowiadanie na długo po konkursie, nie zawsze ma się ochotę wspomnianej genezy szukać.

Pozwolę sobie jeszcze na uwagę, że nie jest to opowiadanie dla wszystkich. Stanowi ono bowiem coś w rodzaju “prezentacji bogatego warsztatu”. Czytelnik – laik (ten wspomniany wcześniej), któremu warsztat kojarzy się głownie z naprawą samochodów, może tego ogólnego entuzjazmu nie podzielać. Bo jemu ciężko będzie zrozumieć, na czym polega fenomen opowiadania, które za bardzo nie opowiada.

Na koniec najważniejsze: jak ja odebrałem ten tekst? Ano bardzo dobrze. Czytelniczo rozwinąłem się już na tyle, by umieć czerpać frajdę z czytania tego typu tekstów. Aby tylko był on napisany dobrze. Że Twój jest, wątpliwości po tych wszystkich komentarzach nie masz chyba już żadnych.

Czym więc jest całe to zrzędzenie w komentarzu. Tak, jak pisałem. O samym tekście nie wspomnę już nic nowego. Dlatego, niejako w formie rekompensaty, postanowiłem dać Ci nieco szerszy pogląd na tekst. Przy pierwszych swoich komentarzach często zaznaczałem, że piszę opinię laika. Gościa, który o pisaniu nie ma pojęcia. Pojęcia tego wciąż nie mam, natomiast rozwijając się, czy to pisarsko, czy czytelniczo, pilnuję, żeby nie uciekł mi gdzieś ten “pogląd” laika, bo to większa perspektywa odbioru. Punkt widzenia osób, o których opinie może być tutaj, na Portalu, ciężko, bo też książka, jak wcześniej wspomniałem, jest dla nich niczym więcej jak odskocznią do telewizji czy internetu.

Tyle że celując w wydanie książki, trzeba próbować trafić także i do nich.

I jeszcze raz na koniec, żeby znowu nie umknęła gdzieś moja ocena: dla mnie tekst jest świetny. A chcąc napisać jakiś dłuższy komentarz, musiałem szukać takich niekonwencjonalnych, trącących filozofowaniem, spojrzeń na tekst.

Tyle ode mnie.

Wizyta w ramach akcji: Jak oni “pisajom”/Przypomnij tekst piórkowy.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Kolejna zacna akcja i kolejny zacny komentarz zacnego CM (na marginesie – od dawna zastanawia mnie od czego to skrót i czy w ogóle skrót ;-)) 

Wielkie dzięki za tak obszerny komentarz, oraz za uznanie tekstu za bardzo dobry! 

Miast jednak rozpływać się w (słusznych) podziękowaniach, pozwól, że od razu odniosę się do konkretów. Miałem niemal dwa tygodnie portalowej abstynencji, więc czuję się, jakbym opuścił coś ze czterysta odcinków "Mody na Sukces". Jak powiedział klasyk: "Tyle do zrobienia, a tak niewiele czasu."

Twój tekst w wielu aspektach przypomina czytane przeze mnie niedawno opowiadanie Mr. Marasa na ten sam konkurs.

O tak. Moje i panamarasowe tory twórczej jazdy okazały się niebywale zbieżne. Nawet bohaterki są w podobnym wieku i mają tak samo na imię. Pragnę jednak zapewnić, że kierowaliśmy niezależnie, Maras opublikował swój tekst wcześniej, a ja dowiedziałem się o istnieniu jego opowiadania z komentarzy pod moim :-) 

A jednak opowiadanie oceniono bardzo dobrze. Ba! Nawet dostało piórko. Dlaczego? Bo czytający rozumieli z jakim typem tekstu mają do czynienia i jak do niego podejść.

Dokładnie (to podobno anglicyzm, dowiedziałem się od Tarniny). 

Na pewno wiele razy wspominałem, że ja praktycznie nie piszę (co mam zamiar wkrótce zmienić, ale moje zamiary z reguły spalają na niczym i spełzają na panewce). Pomijając podstawówkowe akcje, jak "Dalsze losy Ani z Zielonego Wzgórza", wszystkie moje literackie próby są tu, na portalu. Pisząc więc tekst na tutejszy konkurs do głowy mi nie przyszło, że może on być odbierany w oderwaniu od konkursowych realiów, przez ludzi nie znających genezy, tym bardziej poza portalem. A nawet, że nie pogrąży się w otchłani zakurzonego zapomnienia i przeczyta go ktoś, kto konkursu nie pamięta. Nie wróżyłem mu długiego i niezależnego żywota :-) 

Postawiłem więc na klimat, nie na historię, z dwóch powodów: pierwszy wymieniłem wcześniej, a drugi… 

Bo zawsze na pierwszym miejscu szukamy historii.

Należę do tych, co przedkładają treść nad formę. Znaczy, tekst z lepszą historią i gorszą formą będzie dla mnie lepszy niż tekst z gorszą historią i lepszą formą… Eee… Jasne, prawda? Bo najbardziej liczy się dobra opowieść. Tyle że w przypadku własnych tekstów mam z historią problemy, bo praktycznie nigdy nie mieszczę się z nią w założonej długości opowiadania. "Długo i szczęśliwie" ma chyba coś z bazylion znaków, a i tak musiałem walić infodumpami, by w miarę zwięźle przekazać co, jak i dlaczego. Tekst ze skowronkami też króciótki nie jest, a historia urywa się w połowie, świat natomiast mgliście rysuje się na horyzoncie, jak klify Wyspy Czaszki. "Miłość…" jest tak pocięta nożycami limitoprzykrawacza, że trzeba naprawdę się nagłowić, by zrozumieć kto, kogo i po co. Podobnie w przypadku "Bielunia" – zdawałem sobie sprawę, że w narzuconym limicie nie umiem zmieścić dobrej historii. I choć starałem się, by była jednak jak najlepsza, to jednak (konkurs wszak malarski był) świadomie skupiłem się na klimacie. Tym bardziej, że jak pisałem wcześniej, nie spodziewałem się, że tekst może być rozpatrywany w oderwaniu od całokształtu konkursu. 

Wyobraźmy sobie czytelnika – laika. Takiego, który nie tylko nie pisze, ale też nie ma o technicznej stronie pisania zielonego pojęcia.

Hell yes. Uważam, że sztuka, niezależnie od gatunku i "przystępności" jest tworzona dla "laików". Jeśli autor twierdzi, że tworzy dla siebie, nie dla publiki, albo dla wąskiego grona "tych, co się znają", to jest bucem. Dlatego owa "perspektywa laika" jest perspektywą bardzo słuszną i bardzo wartościową. Dlatego też, kompletnie nie odróżniając tremola od szestnastkowego blastbeatu, można z pełną odpowiedzialnością twierdzić, że perkusista jest do bani. Albo, nie widząc różnicy między metrum a przerzutnią, że wiersz kiepski. 

I dlatego właśnie, gdy będę miał zamiar coś wydać, z pewnością zadbam o dobrą historię (w miarę umiejętności oczywiście :-))

I wreszcie:

A gdzie Portalowy Nikifor zgubił muminka w avatarze? ;-)

Była akcja uświątecznienia awatarów, więc muminek zmienił się w kozę… taaak… może lepiej nie szukać logicznego związku tymu rzeczami… 

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

(na marginesie – od dawna zastanawia mnie od czego to skrót i czy w ogóle skrót ;-)) 

To jest… właściwie nie wiadomo co. XD

Zanim wpadłem na pomysł, że zacznę pisać opowiadania, nie mając o tym pojęcia, wymyśliłem sobie start w konkursie na fraszkę (o pisaniu których jeszcze bardziej nie mam pojęcia;)). Taką fraszkę trzeba opatrzyć jakimś symbolem, czy godłem. Dane o autorze wrzuca się do osobnej koperty z takim samym godłem. Ja nie bardzo miałem na ten symbol pomysł, nie chciałem dawać tam inicjałów, więc wpisałem sobie te dwie przypadkowe litery i… tak już zostało. Kiedy rejestrowałem się tutaj, stwierdziłem, że będę się już tych liter trzymał, bo to krótkie, łatwo zapamiętać i… nic o mnie nie mówią. ;-)

 

Na pewno wiele razy wspominałem, że ja praktycznie nie piszę (co mam zamiar wkrótce zmienić, ale moje zamiary z reguły spalają na niczym i spełzają na panewce). Pomijając podstawówkowe akcje, jak "Dalsze losy Ani z Zielonego Wzgórza", wszystkie moje literackie próby są tu, na portalu

Aż trudno uwierzyć. :)

Czytając (nie tylko teksty, ale i komentarze) ma się takie wrażenie, jakbyś miał naprawdę sporo opowiadań na koncie, bo ten wyrobiony warsztat nie mógł się wziąć znikąd. Nie mówię oczywiście, że Ci nie wierzę, myślę bardziej o tym, że tym bardziej ten tekst robi wrażenie.

Nie wróżyłem mu długiego i niezależnego żywota :-) 

Nie znasz dnia ani godziny. XD

Jasne, prawda?

Pewno, że jasne. :)

Była akcja uświątecznienia awatarów, więc muminek zmienił się w kozę

Ciekawa mutacja. XD

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej, dołączam do grona czytelników.

Jeden z trudniejszych tekstów, które czytałem na portalu do tej pory. Trochę mnie przerasta. Wydaje mi się, że realizowałeś ściśle konkretną wizję, zawierając w opowieści sporo symboliki. Trudno mi ocenić ile wychwyciłem, a ile nie.

Ale zauważyłem co nieco. Zamieszałeś tutaj motywami, wyszedł z tego intrygujący obraz. Mnie osobiście zafascynował. Był dla mnie mroczny, zagadkowy, osnuty mgłą szarej wojny. Chciałbym docenić postać starej kobiety, która rozumiem, że symbolizowała nie tylko Małą Ojczyznę, ale również Małego Człowieka. Nie wiem jeszcze, czy zakończenie pozostawia we mnie niedosyt, czy rzuca serią przemyśleń. Jest w nim coś, co nie pozwala na obojętność.

Kolejna rzecz to język. Malujesz tutaj słowami, tworzysz poetycką stylizację. Ja to doceniam, bo dla mnie to sztuka tajemna, niemniej były momenty w tekście, które wybrzmiały dla mnie gorzej od reszty, w sensie językowym. Nie było ich wiele, ale jednak zatrzymałem się tu, tam. Myślę, że to dlatego, że jak wspomniałem – sztuka tajemna, zapewne mało z niej rozumiem.

Dziękuję za dołączenie do grona czytelników! 

Malujesz tutaj słowami, tworzysz poetycką stylizację.

Yep. Starałem się w każdym razie, konkurs temat miał malarski, więc chciałem malarski tekst stworzyć. Fajnie, że to widzisz, znaczy – wyszło mi całkiem nieźle. 

ale jednak zatrzymałem się tu, tam. Myślę, że to dlatego, że jak wspomniałem – sztuka tajemna, zapewne mało z niej rozumiem.

W żadnym wypadku. To znaczy – jeśli zatrzymałeś się tu i tam, jeśli pewne momenty wydały Ci się słabsze, to właśnie takimi z pewnością były. Jak pisałem w poprzednim komentarzu, odnośnie wpisu CM – żaden ze mnie profesjonalista. A Tyś czytelnik dojrzały, umiesz docenić plusy i celnie wypunktować minusy :-) I pisać też umiesz, więc żadna to sztuka tajemna dla Ciebie :-) 

Widzę, ze tekst Cię zaintrygował i nie pozostawił obojętnym, a to jest najważniejsze. Coś w nim brzmi gorzej? To nic. Większość z nas się tu tylko uczy, prawda? 

Jeszcze raz dzięki za lekturę! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetny tekst. Klimat daje się kroić nożem, głównie dzięki tym krótkim, ale niesamowicie malowniczym opisom. Historia również ciekawa – interesujący konflikt postaci na tle imponującej scenerii.

Nowa Fantastyka