- Opowiadanie: belhaj - Żmudź 1409

Żmudź 1409

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Żmudź 1409

Odkąd opu­ści­li­śmy wa­row­nię w Tylży i za­głę­bi­li­śmy się w oko­licz­ne lasy, cią­gle mia­łem wra­że­nie, że coś jest nie w po­rząd­ku. Na karku czu­łem mro­wie­nie, jak­bym był ob­ser­wo­wa­ny. Ro­zej­rza­łem się, jed­nak do­oko­ła roz­cią­gał się tylko gęsty bór, pełen świer­ków, jodeł, cisów i strze­li­stych jak włócz­nie sosen. Przy­by­wa­jąc na Żmudź, wie­dzia­łem, że kra­ina ta nie jest przy­ja­zna bra­ciom Za­ko­nu Naj­święt­szej Marii Panny. Jed­nak to co za­sta­łem na miej­scu, prze­szło moje wszel­kie ocze­ki­wa­nia. 

Tu­byl­cy byli mru­kli­wi i naj­czę­ściej, na widok zbli­ża­ją­cych się ry­ce­rzy, od­wra­ca­li wzrok, kryli się w le­pian­kach i sza­ła­sach lub po pro­stu ucie­ka­li. Do tego cią­gle padał śnieg i wiał nie­przy­jem­ny, zimny wiatr. Konie z tru­dem brnę­ły przez zaspy, szyb­ko się mę­czy­ły i wy­ma­ga­ły czę­stych po­sto­jów. Nawet drze­wa zda­wa­ły się nie­przy­ja­zne, ich gęste ko­na­ry spra­wia­ły wra­że­nie, że w le­śnych ostę­pach coś się czai i w każ­dej chwi­li może sko­czyć nam do gar­deł. Uczu­cie to po­tę­go­wa­ły do­cho­dzą­ce z kniei sze­le­sty, skrzy­pie­nie ko­ły­szą­cych się na wie­trze pni oraz od­le­gły sko­wyt wil­ków. Nawet ptaki nie ćwier­ka­ły ra­do­śnie jak na War­mii, tylko za­wo­dzi­ły ża­ło­śnie i smut­no.

– Ech, co za par­szy­wa kra­ina – szep­ną­łem pod nosem. 

– Coś mó­wi­li­ście, bra­cie Wil­hel­mie? – spy­tał to­wa­rzy­szą­cy mi Karl von Mal­berg.

– Po­win­ni­śmy za­wra­cać do Tylży. Nie­ba­wem za­cznie się ściem­niać, a wo­lał­bym nie po­dró­żo­wać przez lasy po nocy.

– Praw­dę po­wia­da­cie. Nie ma co krą­żyć po próż­ni­cy. Stwór i tak się nie po­ja­wi.

– Prze­sta­ję wie­rzyć w jego ist­nie­nie – po­wie­dzia­łem i za­trzy­ma­łem konia, dając znak to­wa­rzy­szą­cym mi ry­ce­rzom do po­wro­tu. Li­czą­cy tuzin ludzi od­dział kar­nie za­wró­cił.

Pierw­sze po­gło­ski o po­two­rze ata­ku­ją­cym za­kon­nych ry­ce­rzy na Żmu­dzi do­tar­ły do Mal­bor­ka kilka mie­się­cy temu. Po­cząt­ko­wo wiel­ki mistrz zi­gno­ro­wał je, są­dząc, że to ko­lej­ny wy­bry­ki tu­byl­czej lud­no­ści, która opie­ra­ła się chry­stia­ni­za­cji i co chwi­la wy­wo­ły­wa­ła bunty i roz­ru­chy. Do­pie­ro list na­pi­sa­ny przez Mi­cha­ła Kuch­me­iste­ra, obec­ne­go wójta Żmu­dzi, spra­wu­ją­ce­go wła­dzę na te­re­nach pod­le­głych za­ko­no­wi, skło­nił wiel­kie­go mi­strza do wy­sła­nia tam de­le­ga­ta.

Czyli mnie.

Pa­tro­lo­wa­li­śmy oko­li­ce od trzech ty­go­dni, ni­g­dzie nie na­po­ty­ka­jąc się na naj­mniej­szy ślad po­two­ra. Nie zna­la­złem żad­nych świad­ków, wszy­scy, któ­rzy mieli kon­takt z do­mnie­ma­ną be­stią, zgi­nę­li. Męż­czyź­ni, któ­rzy opi­sy­wa­li miej­sca, w któ­rych znaj­do­wa­no zwło­ki za­bi­tych za­kon­ni­ków zgod­nie twier­dzi­li, że nigdy nie spo­tka­li się z takim be­stial­stwem. Trupy były wy­be­be­szo­ne, roz­człon­ko­wa­ne, po­zba­wio­ne głów. Co naj­bar­dziej nie­po­ko­ją­ce nie zo­sta­ły ogra­bio­ne. Wszyst­kie kosz­tow­no­ści, sa­kiew­ki, mie­cze, bo­ga­to zdo­bio­ne zbro­je, tar­czy czy mi­ze­ry­kor­die zo­sta­wa­ły na miej­scu kaźni. To wy­klu­cza­ło bied­ną, miej­sco­wą lud­ność jako po­ten­cjal­nych za­bój­ców. Wraz z von Mal­ber­giem po­dej­rze­wa­li­śmy, że na tych zie­miach mogli po­ja­wić się ry­ce­rze Kró­le­stwa Pol­skie­go, aby za­ognić kon­flik­ty po­mię­dzy Za­ko­nem a Żmu­dzi­na­mi. Jed­nak ni­g­dzie nie mo­gli­śmy zna­leźć do­wo­dów. Zresz­tą, odkąd po­ja­wi­li­śmy się w oko­li­cy ataki nie­spo­dzie­wa­nie usta­ły.

Się­gną­łem pod koł­nierz i chwy­ci­łem za złoty krzyż, po­da­ro­wa­ny mi przez Ojca Świę­te­go, Grze­go­rza Dwu­na­ste­go pod­czas mojej wi­zy­ty w Sto­li­cy Apo­stol­skiej. Za­czą­łem zma­wiać mo­dli­twę w in­ten­cji po­wo­dze­nia na­szej misji.

Po­grą­żo­ny w my­ślach zo­sta­łem w tyle, a kiedy pod­nio­słem głowę zo­ba­czy­łem, że od­dział się za­trzy­mał. Zdzi­wio­ny po­pę­dzi­łem konia, który, par­ska­jąc, prze­dzie­rał się przez po­kry­ty grubą war­stwą śnie­gu trakt.

– Co się dzie­je? – spy­ta­łem, pod­jeż­dża­jąc. 

– Spójrz, bra­cie Wil­hel­mie. – Von Mal­berg wska­zał w stro­nę lasu. 

Wśród drzew ktoś ma­sze­ro­wał, coraz bar­dziej zbli­ża­jąc się do go­ściń­ca. Był to sta­rzec wy­glą­da­ją­cy jak pro­szal­ny dziad. Oku­ta­ny znisz­czo­ny­mi fu­tra­mi, z gęstą siwą brodą, pod­pie­ra­ją­cy się dłu­gim, sę­ka­tym ko­stu­rem. 

Wy­szedł z lasu i sta­nął na wprost na­sze­go od­dzia­łu. Jego oczy, choć nie wi­dzia­łem ich wy­raź­nie, wy­glą­da­ły jak po­kry­te biel­mem. Na pew­nie jakiś miej­sco­wy śle­piec albo sza­le­niec wę­dru­ją­cy od wio­ski do wio­ski, po­my­śla­łem.

– Kim je­steś? – Pa­nu­ją­cą ciszę prze­rwał głos von Mal­ber­ga. – Mówże!

Męż­czy­zna drgnął na dźwięk głosu, uniósł ko­stur i wy­mie­rzył go w naszą stro­nę, mó­wiąc:

Vil­kas nužudys jus visus.

– Co on mówi? – spy­ta­łem.

– Nie znam tego zwie­rzę­ce­go ję­zy­ka. – Sto­ją­cy obok mnie ry­cerz splu­nął z po­gar­dą. 

Sta­rzec po­wta­rzał frazę raz za razem, wy­ko­nu­jąc przy tym prze­dziw­ny ta­niec. Teraz do­my­śli­łem się, kim może być. To kriwe, tu­tej­sza od­mia­na po­gań­skie­go ka­pła­na, sza­ma­na, woł­chwa. 

Chwy­ci­łem za miecz, jed­nak było już za późno. Do­strze­głem ko­lej­ne po­sta­ci wy­ła­nia­ją­ce się z kniei. Jed­nak te nie były już ludź­mi. Choć stwo­rze­nia były dwu­noż­ne, ich ciało w ca­ło­ści po­kry­wa­ła gęsta, ciem­na sierść. Mon­stra wzro­stem prze­wyż­sza­ły naj­ro­ślej­sze­go wi­dzia­ne­go prze­ze mnie męż­czy­znę, a ich ręce, za­koń­czo­ne dłu­gi­mi pa­zu­ra­mi, wy­glą­da­ły groź­niej niż naj­ostrzej­szy miecz. Naj­gor­sze były wil­cze pyski o wy­szcze­rzo­nych kłach i lśnią­cych zwie­rzę­cych oczach. Jeden ze stwo­rów wpa­try­wał się we mnie, a w jego źre­ni­cach zda­wa­łem się do­strze­gać coś ludz­kie­go. 

– Do broni! – zdą­ży­łem krzyk­nąć, nim be­stie ru­nę­ły na od­dział. 

Za­ko­tło­wa­ło się, prze­stra­szo­ne konie roz­pierz­chły się, zrzu­ca­jąc kilku ry­ce­rzy. Bra­cia gi­nę­li pod pod­ku­ty­mi ko­py­ta­mi wła­snych wierz­chow­ców. Za­uwa­ży­łem jak jedno z mon­strów rzu­ci­ło się na mło­de­go Got­fry­da Plat­te­na, który przy­był tu ze mną z Mal­bor­ka. Krew try­snę­ła na wy­so­kość oko­licz­nych sosen, zna­cząc czer­wie­nią śnieg. 

Za­mach­ną­łem się mie­czem, ra­niąc zbli­ża­ją­cą się do mnie be­stię. Roz­ha­ra­ta­ny tors zda­wał się jej nie prze­szka­dzać, stwór po­no­wił atak. Od­bi­łem cios tar­czą, czu­jąc ból w ra­mie­niu. Koń wierz­gnął, ledwo zdo­ła­łem utrzy­mać się w sio­dle. Ob­ró­ci­łem wierz­chow­ca i skon­tro­wa­łem, tym razem tra­fia­jąc po­two­ra pro­sto w wy­szcze­rzo­ny pysk. Jucha po­kry­ła biały koń­ski kro­pierz i mój płaszcz. Od­sko­czy­łem od wy­ma­chu­ją­ce­go szpo­na­mi w kon­wul­sjach mon­strum i ro­zej­rza­łem do­oko­ła. 

Sy­tu­acja nie wy­glą­da­ła zbyt do­brze. Kilku braci le­ża­ło bez życia, kilku in­nych wy­krwa­wia­ło się po­szar­pa­nych przez be­stie. Je­dy­nie von Mal­berg, wraz z dwoma przy­bocz­ny­mi od­pie­ra­li ataki. Stwo­ry rów­nież po­nio­sły stra­ty, jed­nak w lesie do­strze­głem ko­lej­ne zbli­ża­ją­ce się po­sta­ci. 

– Od­wrót! – ryk­ną­łem, chcąc prze­krzy­czeć pa­nu­ją­cy wokół tu­mult. 

Nie wie­dzia­łem, czy von Mal­berg mnie usły­szał, spią­łem konia i rzu­ci­łem się do uciecz­ki, wie­dząc, że nie mamy szans wy­grać tego star­cia. Je­dy­nym wyj­ściem był jak naj­szyb­szy po­wrót do Tylży i ze­bra­nie więk­sze­go od­dzia­łu. Ru­ną­łem w knie­ję, chcąc zgu­bić ewen­tu­al­ną pogoń. 

Wierz­cho­wiec gnał co sił, od­gło­sy walki od­da­la­ły się. Zdą­ży­łem jesz­cze usły­szeć roz­dzie­ra­ją­cy uszy krzyk. Zgi­nął ko­lej­ny z za­kon­nych braci. 

Obej­rza­łem się. Nie do­strze­głem von Mal­ber­ga, mia­łem tylko na­dzie­ję, że udało mu się stam­tąd wy­rwać. Czu­łem krew bu­zu­ją­cą w skro­ni, a także pod­cho­dzą­ce pod gar­dło serce. Czym były ata­ku­ją­ce nas mon­stra, ja­kich be­ze­ceństw do­pu­ści­li się tu­byl­cy, że we­zwa­li na pomoc naj­pew­niej pie­kiel­ne po­mio­ty, za­sta­na­wia­łem się go­rącz­ko­wo. 

Nagle koń prze­wró­cił się, a ja wy­pa­dłem z kul­ba­ki, ude­rza­jąc bo­le­śnie ple­ca­mi o pień drze­wa. Hełm spadł mi z głowy i po­to­czył się w śnieg. Na czole czu­łem roz­cię­cie, krew za­le­wa­ła mi oczy i brodę. Z tru­dem wsta­łem na nogi. Wierz­cho­wiec leżał kilka kro­ków ode mnie, pró­bu­jąc się pod­nieść. Pod­czas uciecz­ki po­tknął się o wy­sta­ją­cy konar. Miał zła­ma­ną nogę, która ster­cza­ła teraz pod nie­na­tu­ral­nym kątem, na pysku po­ja­wi­ła się piana. Wpa­try­wał się we mnie smut­ny­mi ocza­mi, jakby wie­dział, że za­wiódł w naj­waż­niej­szym mo­men­cie. 

Pod­sze­dłem do niego, po­gła­ska­łem po chra­pach, a drugą ręką się­gną­łem po przy­tro­czo­ną do pasa mi­ze­ry­kor­dię. Szyb­kim cię­ciem skró­ci­łem jego cier­pie­nie. W swoim życiu mia­łem wiele wierz­chow­ców, jed­nak nigdy nie lu­bi­łem, kiedy ich życie koń­czy­ło się w ten spo­sób. Zimny wiatr szyb­ko wy­su­szał wil­got­ne od łez oczy. 

Wie­dzia­łem, że nie ma czasu na roz­pacz. Mu­sia­łem jak naj­szyb­ciej do­trzeć do Tylży i ostrzec po­zo­sta­łych za­kon­ni­ków, z czym mamy do czy­nie­nia. Pod­nio­słem się, za­sta­na­wia­jąc się, w którą stro­nę po­wi­nie­nem ru­szyć. Za­czy­na­ło już zmierz­chać, las sta­wał się coraz bar­dziej ciem­ny i zimny. 

Nie mu­sia­łem się od­wra­cać, żeby wie­dzieć, że coś się za mną czai. Pod­skór­nie czu­łem obec­ność be­stii. Mia­łem rację, stała parę kro­ków ode mnie, z pa­zu­ra­mi i kłami ocie­ka­ją­cy­mi krwią. Zbli­ża­ła się po­wo­li, a za jej ple­ca­mi po­ja­wia­ły się ko­lej­ne. 

Od­rzu­ci­łem miecz i tar­czę, a potem klęk­ną­łem, kła­dąc dło­nie na za­wie­szo­nym na szyi krzy­żu. Naj­wy­raź­niej za bar­dzo za­ufa­li­śmy w siłę na­szej wiary, lek­ce­wa­żąc po­gań­skie wie­rze­nia. Teraz przy­szło za­pła­cić mi za to wy­so­ką cenę. Za­czą­łem się mo­dlić, wie­dząc, że to ostat­nie chwi­le mego ży­wo­ta.

 

***

 

Cios był szyb­ki, pra­wie bez­bo­le­sny. Głowa ry­ce­rza po­to­czy­ła się po śnie­gu wprost pod nogi nad­cho­dzą­ce­go kriwe. Sza­man prze­szedł obok, zmie­rza­jąc do ciała. Się­gnął po złoty łań­cu­szek z krzy­żem, oglą­da­jąc go z obrzy­dze­niem. W końcu od­rzu­cił go w las i ro­zej­rzał do­oko­ła. Ze­wsząd zbli­ża­ły się po­ra­nio­ne po nie­daw­nym boju be­stie. 

– To jesz­cze nie ko­niec walki – po­wie­dział kriwe, kiedy stwo­ry oto­czy­ły go pół­ko­lem. – Po nich przyj­dą ko­lej­ni. Mu­si­my być go­to­wi.

Po kniei roz­szedł się zło­wiesz­czy sko­wyt. 

Koniec

Komentarze

Mel­du­ję, że prze­czy­ta­łam.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Dzię­ki, cze­kam na ju­ror­ski ko­men­tarz :)

Przy­da­ło­by się zmniej­szyć ilu­stra­cje. Wię­cej ilu­stra­cji od tek­stu…

Jesz­cze wrócę.

Po­zdrów­ka.

To kon­kurs na szor­ta więc tek­stu siłą rze­czy nie ma dużo. Cze­kam na bar­dziej roz­bu­do­wa­na opi­nię.

No, w końcu Krzy­ża­cy :)!

Z tym, że ja­kieś prze­wi­dy­wal­na ta hi­sto­ria brata Wil­hel­ma. Bo choć to nad wyraz po­rząd­nie opo­wie­dzia­na hi­sto­ria, bra­ku­je… cze­goś. Opko sma­ku­je jak rosół, do któ­re­go ktoś za­po­mniał dodać soli i pie­przu.

I mam jedno za­strze­że­nie – słowa “Rzecz­po­spo­li­ta” dla okre­śle­nia pań­stwa pol­sko-li­tew­skie­go za­czę­to po­wszech­nie uży­wać znacz­nie póź­niej. Pol­ska z Litwą po­łą­czy­ły się wszak do­pie­ro przed tro­chę ponad dwu­dzie­stu laty.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Nie zna­la­złem żad­nych świad­ków, wszy­scy, któ­rzy mieli kon­takt z do­mnie­ma­ną be­stią, zgi­nę­li. Męż­czyź­ni, któ­rzy opi­sy­wa­li miej­sca, w któ­rych znaj­do­wa­no zwło­ki za­bi­tych za­kon­ni­ków zgod­nie twier­dzi­li, że nigdy nie spo­tka­li się z takim be­stial­stwem.

Wszyst­kie kosz­tow­no­ści, sa­kiew­ki, mie­cze, bo­ga­to zdo­bio­ne zbro­je, tarczy czy mi­ze­ry­kor­die zo­sta­wa­ły na miej­scu kaźni.

Na pewnie jakiś miej­sco­wy śle­piec

Ładne. Po­do­ba mi się po­łą­cze­nie tych dwóch gra­fik. Prze­wi­dy­wal­nie, bo i ilu­stra­cje dużo mówią. Może po­win­ny po­ja­wić po opi­sa­nych wy­da­rze­niach, a nie przed? Tak, czy siak miło się czy­ta­ło. A Za­kon­ni­cy to dobry ma­te­riał na bo­ha­te­rów. :)

 

Sta­ru­chu, dzię­ki za prze­czy­ta­nie. Cóż sta­ra­łem się dodać tro­chę przy­praw do tego “ro­so­łu”, szko­da, że nie sma­ko­wa­ło.

Ac, rów­nież dzię­ki za od­wie­dzi­ny, prze­czy­ta­nie i opi­nię :) Sta­ra­łem się, żeby ilu­stra­cje ilu­stro­wa­ły wy­da­rze­nia, stąd takie ich umiej­sco­wie­nie.

 

Spo­koj­nie da radę coś zro­bić, i to w róż­nych roz­mia­rach. Ten jest za mały, ale to ko­men­tarz. Ale to też kwe­stia gustu.

Po­zdrów­ka. 

Na pewno da się zmniej­szyć, ale niech zo­sta­nie jak jest :)

Rzecz­po­spo­li­ta – na pewno ofi­cjal­nie do­pie­ro od unii lu­bel­skiej. Krzy­ża­cy na pewno by ta­kiej nazwy nie użyli, a u Ko­cha­now­skie­go, jak jest mowa o rzecz­po­spo­li­tej, to ra­czej ogól­nie, w sen­sie pań­stwo. Ale te czasy to nie moja spe­cjal­ność, więc wiele wię­cej na temat re­aliów się nie wy­po­wiem – nie wiem tak na­praw­dę, jak by po­wie­dzia­no na ogól­nie “pol­sko-li­tew­skie” woj­sko. Pew­nie po pro­stu: pol­skie albo li­tew­skie, w za­leż­no­ści od tego, co by się po­ja­wi­ło ;)

 

Od­czu­cia po­dob­ne jak Sta­ruch: do­brze się czyta, re­alia w oczy nie kolą, ale trosz­kę bez­barw­na i prze­wi­dy­wal­na ta hi­sto­ryj­ka jako hi­sto­ryj­ka…

 

Dro­biazg:

bu­zo­wać od­no­si się wg SJP PWN tylko do ognia, więc “krew bu­zu­ją­ca w skro­niach” chyba jed­nak nie.

http://altronapoleone.home.blog

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, dra­ka­ina :)

Cóż będę mu­siał się za­sta­no­wić czym za­stą­pić Rzecz­po­spo­li­tą. Szko­da, że szort nie pod­szedł. Nie miał za­ska­ki­wać tylko bro­nić się kli­ma­tem. Ale chyba nie do końca wy­szło.

 

Edit: Zmie­ni­łem Rzecz­po­spo­li­tą na Kró­le­stwo Pol­skie.

Po głęb­szym za­sta­no­wie­niu – już wiem, co mi nie pa­su­je.

Raz – bo­ha­te­ro­wie są kom­plet­nie bez hi­sto­rii (pra­wie, bo Wil­helm u pa­pie­ża i Wiel­kie­go Mi­strza jed­nak bywał). I jakoś zo­sta­wia­ją obo­jęt­ny­mi. Ale tu winię limit – nie da się na­pi­sać ge­ne­alo­gii do pię­ciu po­ko­leń wstecz w 10 tys. zna­ków.

Dwa – am­bi­wa­lent­ne uczu­cia. Bo teo­re­tycz­nie po­win­ni­śmy ki­bi­co­wać Li­twi­no­wi. Toż to nasz. Ale nar­ra­cja pro­wa­dzo­na z po­zy­cji Krzy­ża­ka nie daje nam od­czuć, że to ten “zły” (żeby choć jakąś Da­nuś­kę w ko­szy­ku do za­mtu­za wiózł ;)). I nie wie­dząc, komu ki­bi­co­wać – nie ki­bi­cu­je się ni­ko­mu.

 

EDIT: Wła­śnie to na­wią­za­nie do hi­sto­rii prze­szko­dzi­ło. Bo gdyby to było o el­fach i kra­sno­lu­dach – by­ło­by do­brze. Bo na­pi­sa­ne bar­dzo spraw­nie. A tu – wiemy, co za każ­dym bo­ha­te­rem stoi. I jak się hi­sto­ria osta­tecz­nie koń­czy. 

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Bar­dziej niż star­cie po­mię­dzy Krzy­ża­ka­mi a Li­twi­na­mi, chcia­łem po­ka­zać walkę mię­dzy chrze­ści­ja­na­mi, a po­ga­na­mi. Może nie do końca to wy­szło, jed­nak limit nie daje się roz­wi­nąć.

Oczy­wi­ście wiem, że Po­la­kom Zakon Krzy­żac­ki ko­ja­rzy się z wro­giem oj­czy­zny, jed­nak moim zda­niem nie po­win­no wpły­wać to na od­biór tek­stu.

Kli­mat jest spox, tylko na hi­sto­ryj­kę miej­sca nie zo­sta­ło ;) Ja za­sad­ni­czo w ogóle nie prze­pa­dam za śre­dnio­wiecz­ny­mi hi­sto­ria­mi, więc i tak moje od­czu­cia po tej kon­kret­nej są re­la­tyw­nie po­zy­tyw­ne.

 

I nie mam pro­ble­mu z punk­tem wi­dze­nia – sama na­pi­sa­łam opo­wia­da­nie z punk­tu wi­dze­nia bo­ha­te­ra, któ­re­go szcze­rze nie zno­szę (Kroki…) – tu ry­ce­rze są po pro­stu ry­ce­rza­mi, nawet nie ja­ki­miś fa­na­ty­ka­mi i to mi się aku­rat po­do­ba. Myślę, że część z nich to byli chłop­cy, któ­rzy nie mieli wiel­kich per­spek­tyw w życiu, za­cią­gnę­li się do ta­kie­go woj­ska i ro­bi­li, co im ka­za­no. Nie de­mo­ni­zo­wa­ła­bym sze­re­go­wych człon­ków za­ko­nu, więc po­wtó­rzę, że to aku­rat mi się tu po­do­ba.

http://altronapoleone.home.blog

Że­by­śmy się zro­zu­mie­li – mnie nie prze­szka­dza, że opko pi­sa­ne jest z per­spek­ty­wy Krzy­ża­ka. Ale nie wiem, czy mam mu ki­bi­co­wać (bo to dobry chło­pak był), czy nie (bo to zbój­ca na cu­dzych zie­miach).

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Ale to wła­śnie jest fajne… Ja lubię takie am­bi­wa­len­cje, bo one są, no, ży­cio­we?

http://altronapoleone.home.blog

Są fajne, jak coś już o bo­ha­te­rze wiemy. Wtedy mo­że­my sobie wy­brać – albo ko­cha­ny łaj­dak, albo mdły heros. A le jed­nak tutaj – o Wil­hel­mie tak mało wia­do­mo, że przy­dał­by się jakiś ko­mu­ni­kat: rok temu W. wy­rżnął całą wio­skę. Albo od­wrot­nie – ura­to­wał pru­ską wie­śniacz­kę, którą go­ni­li podli Li­twi­ni.

Bo ja je­stem za­gu­bio­ny…

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Dra­ka­ina, ja znów uwiel­biam fan­ta­sty­kę hi­sto­rycz­ną i ża­łu­ję, że tak mało jest jej na rynku.

Sta­ru­chu, ro­zu­miem w czym rzecz. To czy czy­tel­nik chce mu ki­bi­co­wać czy ży­czyć śmier­ci za­le­ży od in­dy­wi­du­al­ne­go po­dej­ścia.

Dra­ka­ina, ja znów uwiel­biam fan­ta­sty­kę hi­sto­rycz­ną i ża­łu­ję, że tak mało jest jej na rynku.

Witaj w klu­bie!

http://altronapoleone.home.blog

Veni, vidi, legi.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re, yes

Cze­kam na opi­nię po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

Nie­zły po­mysł, dobre wy­ko­na­nie, z pew­ny­mi nie­do­rób­ka­mi. Tro­chę ra­zi­ła mnie nie­rów­no­mier­na sty­li­za­cja ję­zy­ka, uży­cie kilku wy­ra­zów – przy­kła­do­wo tu­by­lec, pa­tro­lo­wać, wi­zy­ta. Rze­czy­po­spo­li­ta też nieco mnie zdzi­wi­ła. No i jed­nak tro­chę za­bra­kło dra­ma­ty­zmu i ele­men­tu za­sko­cze­nia. 

Ale tekst, jak dla mnie spraw­nie na­pi­sa­ny, cie­ka­wy – i bi­blio­tecz­ny.

Po­zdrów­ka. 

Roger, dzię­ki za ko­men­tarz i klika :) Rzecz­po­spo­li­ta już zmie­nio­na, mea culpa. Na­to­miast co do resz­ty współ­cze­snych wy­ra­zów w tek­ście, nie je­stem fanem nad­mier­nej sty­li­za­cji – mimo, że to fan­ta­sty­ka hi­sto­rycz­na, ko­rzy­stam ze wszyst­kich do­bro­dziejstw ję­zy­ka pol­skie­go :)

Faj­nie, że nie ma me­chów, za­wsze to jakaś od­mia­na. Ale szko­da, że sama walka – to nie moja te­ma­ty­ka.

Ja tam nie ży­czy­łam Krzy­ża­kom do­brze. Wła­do­wa­li się na czy­jeś zie­mie i jesz­cze za­gro­żo­ne ga­tun­ki wy­bi­ja­ją.

Krew try­snę­ła na wy­so­kość oko­licz­nych sosen, zna­cząc czer­wie­nią śnieg. 

No to albo sosny kar­ło­wa­te, albo ktoś miał nie­li­chą pompę… Chyba nigdy nie wi­dzia­łam fon­tan­ny, która by tak po­tra­fi­ła.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, Fin­klo. Fakt, po­sta­wi­łem na walkę, ale wy­bra­ne ilu­stra­cje aż pro­si­ly się o jej opi­sa­nie. Co do wspo­mnia­nej fon­tan­ny to cóż może tro­chę prze­sa­dzi­lem, ale ustal­my, że try­sne­la tak krew z prze­cie­tej tęt­ni­cy.

Jest tu pewna hi­sto­ria z tłem. Może nie po­wa­la ory­gi­nal­no­ścią, bo mó­wiąc w skró­cie mamy po­lo­wa­nie na po­two­ra, który upo­lo­wał my­śli­we­go (wszyst­ko w licz­bie mno­giej) ale jako fa­bu­la­ry­za­cja ilu­stra­cji in­te­re­su­ją­ca. Ca­łość mocno osa­dzo­na w śre­dnio­wiecz­nych re­aliach.

Za te re­alia wiel­ki plus. Faj­nie jest prze­czy­tać teskt pi­sa­ny z punk­tu wi­dze­nia Krzy­ża­ka i faj­nie, gdy fa­bu­ła osa­dzo­na jest w na­szych swoj­skich oko­licz­no­ściach przy­ro­dy. 

Tekst na­pi­sa­ny jest bar­dzo po­praw­nie. I nie zna­czy to, że za­le­d­wie po­praw­nie, ale tak wła­śnie po­praw­nie w każ­dym ele­men­cie. Dobry język, dobry styl, dobre opisy itd. Za­bra­kło mi ja­kieś iskry, kopa, za­sko­cze­nia, czy to na po­zio­mie fa­bu­ły czy formy. Za­bra­kło ja­kie­goś za­pa­da­ją­ce­go w pa­mięć po­rów­na­nia, zmian per­spek­ty­wy, wstrzą­su, twi­sta itp. Cze­goś co chwy­ci za serce, gar­dło lub jaja. Cze­goś co wy­wo­ła WOW!

Nar­ra­cja, mimo że opo­wia­da o dosyć dy­na­micz­nych wy­da­rze­niach, jest jakby sta­tycz­na. Opi­so­wa bar­dzo. Z wple­cio­ny­mi ma­ły­mi in­fo­dum­pa­mi. 

Dobre jest za­koń­cze­nie. Ta zmia­na nar­ra­cji po śmier­ci pro­ta­go­ni­sty opo­wia­da­ją­ce­go wy­da­rze­nia w pierw­szej oso­bie.

Pod­su­mo­wu­jąc. Dobre i spraw­nie na­pi­sa­ne czy­ta­dło. Bez wiel­kich unie­sień ale i bez roz­cza­ro­wa­nia. Aku­rat do bi­blio­te­ki. Klik.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, ko­men­tarz i klika, maras :)

Szort sam w sobie sa­mo­dziel­ny, ale na­da­ją­cy się do roz­wi­nię­cia w dłuż­szy ma­te­riał.

 

Słowo sza­man tro­chę nie pa­su­je do ka­pła­na po­gań­skiej Żmu­dzi. No i chyba cho­dzi­ło o wycie, a nie sko­wyt :) 

 

Klik bi­blio­tecz­ny, bo jest kli­mat.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, wilku :)

Po­mysł na osa­dze­nie akcji na Żmu­dzi ko­ła­tał mi się w gło­wie od dłuż­sze­go czasu, nawet po­wsta­ło parę ty­się­cy zna­ków. A kiedy na por­ta­lu po­ja­wił się kon­kurs, ilu­stra­cję pod­pa­so­wa­ły mi pod pier­wot­ną kon­cep­cję i wy­ko­rzy­sta­łem w po­wyż­szym szor­cie kilka po­my­słów.

Jed­nak dłuż­szy tekst, choć znacz­nie róż­nią­cy się od kon­kur­so­we­go tek­stu pew­nie kie­dyś po­wsta­nie.

Jed­nak to[+,] co za­sta­łem na miej­scu, prze­szło moje wszel­kie ocze­ki­wa­nia. Jed­nak to co za­sta­łem na miej­scu, prze­szło moje wszel­kie ocze­ki­wa­nia. 

Prze­ci­nek.

 

Tu­byl­cy byli mru­kli­wi i naj­czę­ściej[-,] na widok zbli­ża­ją­cych się ry­ce­rzy, od­wra­ca­li wzrok, kryli się w le­pian­kach i sza­ła­sach lub po pro­stu ucie­ka­li.

Zbęd­ny prze­ci­nek.

 

Się­gną­łem pod koł­nierz i chwy­ci­łem za złoty krzyż, po­da­ro­wa­ny mi przez Ojca Świę­te­go, Grze­go­rza Dwu­na­ste­go[+,] pod­czas mojej wi­zy­ty w Sto­li­cy Apo­stol­skiej.

Albo dodaj prze­ci­nek po “Dwu­na­ste­go”, albo wy­tnij sprzed “Grze­go­rza”, w za­leż­no­ści od tego, czy chcesz trak­to­wać to jako wtrą­ce­nie, czy nie.

 

Za­uwa­ży­łem[+,] jak jedno z mon­strów rzu­ci­ło się na mło­de­go Got­fry­da Plat­te­na,

Prze­ci­nek.

 

Od­sko­czy­łem od wy­ma­chu­ją­ce­go szpo­na­mi w kon­wul­sjach mon­strum i ro­zej­rza­łem do­oko­ła

Za­bra­kło “się”.

 

Męż­czyź­ni, któ­rzy opi­sy­wa­li miej­sca, w któ­rych znaj­do­wa­no zwło­ki za­bi­tych za­kon­ni­ków[+,] zgod­nie twier­dzi­li

Prze­ci­nek koń­czą­cy wtrą­ce­nie.

 

Wy­środ­kuj gwiazd­ki.

 

Kli­ma­tycz­ne opo­wia­da­nie, fajne na­wią­za­nia hi­sto­rycz­ne, ład­nie od­da­ny zi­mo­wy kli­mat. Za­bra­kło mi tro­chę jed­nak ja­kie­goś po­wie­wu świe­żo­ści, cze­goś ory­gi­nal­ne­go, ła­mią­ce­go sche­mat chrze­ści­jan wal­czą­cych z po­gań­ski­mi stwo­ra­mi.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, Wic­ked :)

Wy­ła­pa­ne błędy po­pra­wię pew­nie wie­czo­rem, tym­cza­sem dzię­ki za klika :)

.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Witaj, Cie­niu. Cze­kam na opi­nię po za­koń­cze­niu kon­kur­su.

Za­słu­żo­na bi­blio­te­ka, gra­tu­la­cje!

Temat nośny li­te­rac­ko, kli­ma­tycz­ny i uni­wer­sal­ny. Chyba ktoś o tym już pisał, ale za­sta­no­wił­bym się nad zmia­ną ty­tu­łu, po­sze­rze­niem opo­wia­da­nia, do­pra­co­wa­niem i wy­sła­niem do “Oko­li­cy Stra­chu”.

Tam tek­sty dru­ku­ją…

Po­zdrów­ka.

Jak pi­sa­łem w ja­kimś wcze­śniej­szym ko­men­ta­rzu, tekst po­wstał na bazie in­ne­go po­my­słu i kie­dyś na pewno zo­sta­nie po­sze­rzo­ny i na­pi­sa­ny.

A co do Oko­li­cy Stra­chu, to jest spora szan­sa, że moje opo­wia­da­nie się w nim po­ja­wi. Nie­daw­no był kon­kurs do pol­skie­go rocz­ni­ka weird fic­tion re­da­go­wa­ne­go przez Wojt­ka Gunię. Moje opo­wia­da­nie się tam nie do­sta­ło, ale zo­sta­ło za­uwa­żo­ne przez jury i po drob­nych po­praw­kach może uka­zać się wła­śnie w Oko­li­cy lub w przy­szło­rocz­nym wy­da­niu an­to­lo­gii. 

Pięk­na spra­wa… Też cze­kam na od­po­wiedź z “Oko­li­cy Stra­chu”. Tekst miał uka­zać się w “Bra­mie”, ale ten ma­ga­zyn padł był. Może oni wezmą, cho­ciaż opo­wia­da­nie, jak dla nich, jed­nak nie­ty­po­we.

Po­wo­dze­nia.

 

Szko­da tej Bramy. A Oko­li­ca przyj­mu­je dość róż­no­rod­ne tek­sty, choć przede wszyst­kim sta­wia­ją na wszel­kich od­mian grozę.

Pro­sty język, choć cza­sem aż to­por­ny, bez zbęd­nej sty­li­za­cji, hi­sto­ria pro­sta jak kon­struk­cja cepa, ale po­do­ba­ło się.

Hmm… dzię­ki za prze­czy­ta­nie. Cóż faj­nie, że mimo ce­po­wej pro­sto­ty tekst się po­do­bał.

Do­brze mi się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Cie­szę się, Anet. Dzię­ki za prze­czy­ta­nie :)

Kli­mat czuć wy­raź­nie (a przy­naj­mniej ja od­czu­wam). Jed­nak poza nim bra­kło tu ja­kie­goś pa­zu­ra. Hi­sto­ria jest dość pro­sta i prze­wi­dy­wal­na. I nie cho­dzi mi o kwe­stię ki­bi­co­wa­nia (wspo­mnia­ną przez in­nych), ale fakt, że przy opi­sy­wa­nych zda­rze­niach i ilo­ści oraz ro­dza­ju prze­ciw­ni­ków, od po­cząt­ku było wia­do­mo, że ry­ce­rze nie mają żad­nych szans. A to z kolei za­my­ka drogę dla ja­kie­go­kol­wiek za­sko­cze­nia.

Plu­sem ol­brzy­mim, przy­naj­mniej dla mnie, jest z kolei odej­ście od te­ma­ty­ki wojny świa­to­wej, wojny z bol­sze­wi­ka­mi lub ca­ra­tem i me­cha­mi. 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Dzię­ki za ko­men­tarz, Olu. Hi­sto­ria przed­sta­wio­na nie miała być prze­sad­nie ory­gi­nal­na ani za­ska­ku­ją­ca, po pro­stu w do­pa­so­wa­łem ją do wy­bra­nych ilu­stra­cji. Faj­nie, że czuć kli­mat, choć jak widać odej­ście od te­ma­ty­ki me­chów i wojen nie prze­ło­ży­ło się na po­wo­dze­nie w kon­kur­sie.

Jak to u Cie­bie – fajny kli­mat, nie­co­dzien­ny okres hi­sto­rycz­ny i po­mysł na tekst cał­kiem cał­kiem. Po­do­ba mi się za­sto­so­wa­nie nar­ra­cji od stro­ny Krzy­ża­ków, motyw be­stii. Fakt, że bo­ha­te­ro­wie mało opi­sa­ni, ale i hi­sto­ria nie daje ku temu oka­zji. Jako że nie mam pro­ble­mów z kli­ma­tycz­ny­mi tek­sta­mi, nawet jeśli jest w nich tylko walka, toteż ca­łość przy­pa­dła mi do gustu.

Pod­su­mo­wu­jąc: kon­cert fa­jer­wer­ków kli­ma­tem stoi, a ten umiesz stwo­rzyć. Fa­bu­ła pro­sta i opar­ta na roz­wał­ce, ale tutaj mi to nie prze­szka­dza­ło. Jest więc bar­dzo do­brze :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re jest bar­dzo do­brze, ale kon­kurs prze­szedł koło nosa :) Cóż sam kli­mat to nie wszyst­ko. Dzię­ki za miły ko­men­tarz. Jak już pi­sa­łem wcze­śniej tekst pew­nie kie­dyś zo­sta­nie roz­wi­nię­ty, może wtedy bar­dziej przy­pad­nie czy­tel­ni­kom do gustu.

Cóż szko­da, że kon­kurs prze­szedł koło nosa, bo mam chrap­kę na Inne świa­ty. Trze­ba bę­dzie roz­bić skar­bon­kę i za­ku­pić ;) 

No, i to się na­zy­wa so­lid­na por­cja na­wa­lan­ki.

Fa­bu­ła co praw­da ogra­ni­czo­na do mi­ni­mum, ale za to kom­plet­na, czy­tel­na i przy­jem­na – ja tam w każ­dym razie lubię takie opo­wie­ści.

O ile do­brze ko­ja­rzę, wy­ko­na­nie tro­chę ku­la­ło, ale nie na tyle, bym teraz już, czas jakiś od za­koń­cze­nia lek­tu­ry, ko­ja­rzył kon­kret­ne ubyt­ki i uszczerb­ki, i w ogóle, i tak dalej.

Za to za­koń­cze­nie nie do końca mi za­gra­ło. I nawet nie cho­dzi o to, że takie do bólu oczy­wi­ste i ogra­ne; fakt zmniej­sza to sa­tys­fak­cję z lek­tu­ry, ale w sumie nie­wie­le, bo ład­nie pa­su­je do ca­ło­ści. Przy­naj­mniej tre­ścią, bo formą już nie. Po pro­stu nie je­stem en­tu­zja­stą do­po­wie­dzeń opar­tych na prze­sko­kach nar­ra­cyj­nych. Dla mnie są nie­spój­ne i jako takie burzą mi kom­po­zy­cję tek­stu, a przy tym źle wy­glą­da­ją i za­wsze mam wra­że­nie, że są pój­ściem po naj­mniej­szej linii oporu; prze­ka­za­niem w naj­prost­szy moż­li­wy spo­sób tego, co Autor chciał prze­ka­zać, ale za­bra­kło mu po­my­słu, by zro­bić to jak na­le­ży, zanim za­bi­je pierw­szo­oso­bo­we­go nar­ra­to­ra.

Fakt, ostat­nia scena – mimo tego swo­je­go ogra­nia – jest do­brym koń­co­wym ak­cen­tem i ow­szem, ale zde­cy­do­wa­nie wo­lał­bym, gdyby opo­wia­da­nie za­koń­czy­ło się wraz ze śmier­cią Wil­hel­ma.

(Wiem, cze­piam się)

Wciąż jed­nak “Żmudź” jest przy­jem­ną na­wa­lan­ką w świet­nym, śre­dnio­wiecz­no-kosz­mar­nym, su­ge­styw­nym kli­ma­cie. I choć nie mogę po­wie­dzieć, że tekst roz­wa­lił mnie jak wil­ko­łak Krzy­żow­ca, to jed­nak je­stem lek­tu­rą ukon­ten­to­wa­ny.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Dzię­ki za roz­le­gły ko­men­tarz, Cie­niu :)

Trud­no do tak do­bra­nych ob­ra­zów stwo­rzyć hi­sto­rię inną, niż Twoja. Jed­nak to, co za­pre­zen­to­wa­łeś, Bel­ha­ju, oka­za­ło się cał­kiem zaj­mu­ją­cą re­la­cją frag­men­tu ostat­niej po­dró­ży krzy­żac­kie­go od­dzia­łu.

 

Wszyst­kie kosz­tow­no­ści, sa­kiew­ki, mie­cze, bo­ga­to zdo­bio­ne zbro­je, tar­czy czy mi­ze­ry­kor­die… –> Li­te­rów­ka.

 

po­da­ro­wa­ny mi przez Ojca Świę­te­go, Grze­go­rza Dwu­na­ste­go… –> …po­da­ro­wa­ny mi przez Ojca Świę­te­go, Grze­go­rza XII

Tak się chyba za­pi­su­je imio­na pa­pie­ży.

 

Na pew­nie jakiś miej­sco­wy śle­piec… –> Chyba miało być: Pew­nie jakiś miej­sco­wy śle­piec

 

Vil­kas nužudys jus visus. –> Nie dywiz, a pół­pau­za po­win­na otwie­rać wy­po­wiedź.

 

Choć stwo­rze­nia były dwu­noż­ne, ich ciało w ca­ło­ści po­kry­wa­ła gęsta, ciem­na sierść. –> Pi­szesz o wielu stwo­rze­niach, więc: …ich ciała w ca­ło­ści po­kry­wa­ła gęsta, ciem­na sierść.

 

Jucha po­kry­ła biały koń­ski kro­pierz i mój płaszcz. –> Masło ma­śla­ne. Czy by­wa­ły inne kro­pie­rze, nie koń­skie?

 

Pod­czas uciecz­ki po­tknął się o wy­sta­ją­cy konar. –> Konar to gruba gałąź wy­ra­sta­ją­ca z pnia; nie wy­da­je mi się, aby koń mógł się o nią po­tknąć.

Przy­pusz­czam, że miało być: Pod­czas uciecz­ki po­tknął się o wy­sta­ją­cy ko­rzeń.

 

W końcu od­rzu­cił go w las i ro­zej­rzał do­oko­ła. –> W końcu od­rzu­cił go w las i ro­zej­rzał się do­oko­ła.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie, reg :)

Jako się rze­kło wyżej, bar­dzo spraw­nie na­pi­sa­ny tekst. Nieco bez głębi, ale ja­kość wy­ko­na­nia dla mnie to re­kom­pen­su­je. Ład­nie widać jak roz­wi­ną­łeś opisy po­sta­ci i ich prze­ży­cia w swoim naj­now­szy tek­ście – być może przez wol­ność od li­mi­tu, a być może przez od­ro­bie­nie lek­cji z tego lub in­nych tek­stów. Tak czy ina­czej, po­do­ba mi się Twoje pi­sa­nie ;)

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Ależ stary tekst od­ku­rzy­łeś, Ba­se­ment :) 

Dzię­ki za ko­lej­ną po­chwa­łę. Sta­ram się roz­wi­jać swoje pi­sa­nie, ana­li­zo­wać i wy­cią­gać wnio­ski z opi­nii czy­tel­ni­ków. Po to wła­śnie wrzu­cam tutaj cza­sem swoje tek­sty, por­tal daje spory fe­ed­back, choć już nie tak duży jak kie­dyś. 

Rów­nież po­zdra­wiam i za­chę­cam do lek­tu­ry in­nych swo­ich opo­wia­dań :) Jeśli po­do­bał ci się “Desz­czo­wy dzień…” to nie­któ­rzy bo­ha­te­ro­wie tego tek­stu wy­stę­pu­ją rów­nież w in­nych opo­wia­da­niach, które wiszą na por­ta­lu: “Dia­ment i cyr­ko­nia” oraz “Sta­ro­ti­raj­skie prawo od­we­tu”. Chęt­nie po­znam Twoją opi­nię na ich temat jeśli bę­dziesz miał czas i ocho­tę się z nimi za­po­znać.

Nowa Fantastyka