- Opowiadanie: Asajj Abarott - Przez chwilę

Przez chwilę

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Przez chwilę

Młodsze owce beczały żałośnie ze strachu. Starsze wpatrywały się w księżyc w milczeniu. Młodsze próbowały wydostać się z zagrody. Starsze wiedziały, że nie ma ucieczki.

***

Stał przed lustrem, w izbie delikatnie oświetlonej przez płomień, tańczący na kilku świecach. Patrzył z bliska na odbicie swojej pomarszczonej twarzy. Otworzył usta, przesunął powoli językiem po zębach. Od kilku dni nie należały do niego; jego były słabe, ledwo mógł nimi rozgryźć kromkę chleba. Te nowe, silne zęby służyły do rozrywania twardego, pulsującego krwią mięsa. Dłoń, która jeszcze tydzień temu drżała, gdy nabijał fajkę tytoniem, teraz sprawnie odnalazła jego oko. Rozszerzył powieki, zbliżając jeszcze bardziej twarz do lustra. Jego zawsze szare oczy też się zmieniały. Dostrzegał żółte refleksy na tęczówce otoczonej popękanymi naczynkami krwionośnymi.

Od ugryzienia minął tydzień.

Pies zaskomlał cicho u jego stóp. To był mądry pies. Wiedział, co się dzieje. I bał się prawie tak samo, jak jego pan.

Starzec od ugryzienia modlił się o śmierć. Wiedział jednak, że ta nie przyjdzie. Czuł, że ma więcej krzepy, niż przed czterdziestu laty, gdy znany był na całym Podhalu, a przejeżdżających ostrzegano przed jego bandą. Te czasy jednak dawno minęły i od momentu, gdy odnalazł Boga, nie tęsknił za nimi ani trochę. Wspominał je ze wstydem i żalem, jedynie praca i modlitwa odciągały jego uwagę od dawnej niesławy. Pracował długo i ciężko, a modlił się zawsze gorliwie.

Teraz jednak niektóre z tych wspomnień stawały się miłe. Jeden z takich napadów na przykład, gdy całą bandą wywlekli z powozu dwie dziewczyny, córki jakiegoś kupca, wprost w błoto i krew ich ojca. Śmiali się przy tym dziko. Któryś chyba wył, udając wilka. Starzec uśmiechnął się do swojego odbicia. Pies warknął krótko, niepewnie. Uśmiech zniknął z twarzy górala. Przeżegnał się szybko, modląc za dusze tych dziewczyn i tego kupca, przepraszając ich i Boga. I błagając, by ten drugi on, ten który rósł w nim z każdą nocą, który co noc stawał się silniejszy, zdechł czym prędzej razem z nim. Koniecznie przed pierwsza pełnią.

Do głowy przyszło mu kilka rozwiązań. Najprostszym byłoby, rzecz jasna, palnąć sobie w łeb. Ale po pierwsze – w tym wieku bał się Boga. A po drugie – nie miał naboi. Skwitował to śmiechem, gdy za pierwszym razem przeszukał całą bacówkę. Za drugim razem, gdy na chwilę o Bogu zapomniał i prawie zdemolował chatę, skwitował to bluźnierstwem i łzami.

Po pomoc do najbliższej wioski szedłby kilka dni, w zależności od śniegu i wiatru. Do pełni zostały dwa wieczory. W wiosce może i znalazłby jakąś babę, która potrafiłaby mu pomóc, ale nie mógł zaryzykować masakry.

Było i trzecie rozwiązanie. Niby najprostsze z nich wszystkich. Zdmuchując płomień z ostatniej świeczki, postanowił zająć się tym z samego rana.

***

Młodsze owce nie mogły zasnąć. Stare uciszały je co chwila, próbując spać. Wiedziały, że są bezpieczne, póki księżyc nie jest w pełni. Też się bały, ale wiedziały, że jako owce nie mają na nic wpływu.

***

Stał przy studni gdy zaczynało świtać. W snach widział tylko krew i ból, więc wyszedł jeszcze nim słońce wstało na horyzoncie. Nie nakładał na siebie kożucha, bo mróz poranka działał na niego orzeźwiająco.

Pies stał wiernie przy nim, obserwując jak jego pan wyciąga wiadro ze studni. Zwykle wyciągał je z trudem, sapiąc przy tym ciężko. Teraz robił to płynnymi ruchami, nie męcząc się wcale. Kręcił ciężkim kołowrotkiem, obserwując jak zamarznięte wiadro sunie ku górze. Wreszcie wyciągnął je na zewnątrz i odciął od liny, by zaraz tę samą linę rozwinąć i odciąć od mechanizmu. Rzucił ją niedbale na ziemię i ruszył w stronę chaty, nie zwracając uwagi na psa.

Pies podążył wiernie za swym panem, szczękając zębami z zimna.

***

– Panie Boże… – głos mu się załamał i zakończył modlitwę, nie wiedząc o co jeszcze mógłby się pomodlić w ten ostatni wieczór przed pełnią. Patrzył przez chwilę w oblicze na krzyżu, po chwili odwrócił wzrok. Napotkał spojrzenie psa, skulonego przy stole.

Po modlitwie doprowadził do porządku chatę. Uprzątnął posłanie. Wsunął krzesło pod stół.  Ułożył na nim równo naczynia. Bardzo żałował, że nie może na nim zostawić listu. Takiego, który ktoś by kiedyś znalazł, zaglądając za kilka lat do tej chaty. Takiego, w którym opowiedziałby te ostatnie chwile, albo całe swoje życie i w którym poprosiłby o modlitwę. Potrafił jedynie napisać swoje imię. Kawałkiem węgla napisał je na blacie stołu, literując powoli i ze skupieniem.

Wziął jeden z wyrzeźbionych przez siebie w drewnie krzyży, fajkę oraz tytoń i ruszył do wyjścia. Pies wiernie kroczył za nim, aż do zagrody z owcami. Starzec popatrzył na nie, starając się zajrzeć każdej z nich w oczy. Nie miał ich znowu tak dużo.

– Otworzę Was, owieczki. Przepraszam – po czym otworzył zagrodę. Owce patrzyły na niego w ciszy. Wybaczały mu i chciały, by to wiedział. Starzec nie zrozumiał ich milczenia.

Ruszył wreszcie w stronę studni. Podniósł z ziemi linę i nawinął ją na łokieć. Spojrzał po raz ostatni na Tatry spod swojej chaty. Po raz ostatni spojrzał na swoją chatę i swoje owce i swoją ziemię. Odwrócił się do psa.

– Tym razem musisz zostać tutaj. Nie idź za mną. Pilnuj ich. I jeśli… to przepraszam – zakończył, uśmiechając się cierpko. Pogłaskał psa po łbie.

Pies przez chwile wierzył, że wszystko jest dobrze, po czym odprowadził swojego pana wzrokiem do granic lasu.

***

Stał przy drzewie. Wybrał tę sosnę, bo zawsze lubił na nią patrzeć. W jej kształcie było coś, co go uspokajało, coś idealnego widział w jej istocie, że na tle innych w lesie akurat ją zapamiętał. Wbił przed nią w ziemię rzeźbiony krzyż. Objął ją lekko, ściskając w obu dłoniach sznur. Oparł się o nią plecami, usiadł na ziemi i zawiązał pętlę.

W drodze do tej sosny minął drzewo, którego nie pamiętał, nie znał. Jakby wyrosło przez noc. Kusiło go, by przerzucić sznur przez jedną z gałęzi, szybko jednak przegonił te bluźnierczą myśl.

Po chwili był przywiązany do drzewa. Szarpnął mocno za sznur, sprawdzając, czy gruby supeł trzyma. Trzymał mocno. Szarpnął mocno całym ciałem. Sznur dalej trzymał mocno.

Odpalił fajkę od krzesiwa. Czekał.

Co chwilę nawiedzały go dawne wspomnienia. Co chwilę walczył, by nie wspominać ich z uśmiechem.

Ale gdyby tylko to spotkało go wtedy. Wtedy bano by się jego i po drugiej stronie Tatr. Jego banda nie miałaby sobie równych. Mogliby wszystko!

Nie! Dobrze, że to nie stało się wtedy. Teraz musiałby modlić się jeszcze gorliwiej, jeszcze bardziej dręczyłyby go te myśli, jeszcze więcej krzywd by wyrządził i jeszcze więcej duchów by widział.

Zawiesił wzrok na krzyżu. Czekał.

***

Owce wpatrywały się w ścianę drzew. Po tym jak starzec zniknął w lesie, młode myślały, że odszedł i znów są bezpieczne. Stare nic nie mówiły, nie chcąc zabijać w nich nadziei. Wszystkie wyszły z zagrody jeszcze nim księżyc pojawił się na niebie, spoglądając z góry na te same drzewa. On też czekał.

Pies nasłuchiwał, stojąc tuż przy nich. Patrzył w las z postawionymi uszami.

Stał nieruchomo, gdy usłyszał w oddali krzyk swego pana.

Stał nieruchomo, gdy usłyszał w oddali jak warczy, próbując się oswobodzić.

Stał nieruchomo, gdy usłyszał w oddali pękający sznur.

Wyszedł kilka kroków przed owce. Był gotów do ataku. Obnażył zęby, warcząc cicho, warczeniem tłumiąc swój strach.

Zobaczył go, jak wyłania się z drzew. Wielki jak same drzewa, straszniejszy od burzy. Straszniejszy nawet niż w jego snach.

Przeszedł przez mgłę, a pies przez chwilę widział w nim swego pana.

Koniec

Komentarze

Nie wiem co sądzić o tym antropomorfiźmie, czyżby celowo zwierzęta nabierały cech ludzkich, podczas gdy człowiek stawał się coraz bardziej zwierzęciem? Jeśli tak, to bardzo ładne.

 

Napisane przyzwoicie, ale wydaje mi się, że mogłoby być lepiej. Wtedy byłby to jeden z najlepszych tekstów w konkursie.

 

 

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Do ilustracji nawiązałeś całkiem udanie.

Widzę kilka powtórzeń, wiem, że część z nich jest celowa, ale są też inne, nieuzasadnione.

Od ugryzienia minął tydzień.

Pies zaskomlał cicho u jego stóp. To był mądry pies. Wiedział, co się dzieje. I bał się prawie tak samo, jak jego pan.

Starzec od ugryzienia modlił się o śmierć.

Po chwili był przywiązany do drzewa. Szarpnął mocno za sznur, sprawdzając, czy gruby supeł trzyma. Trzymał mocno. Szarpnął mocno całym ciałem. Sznur dalej trzymał mocno.

Ale gdyby tylko to spotkało go wtedy. Wtedy bano by się jego i po drugiej stronie Tatr. Jego banda nie miałaby sobie równych. Mogliby wszystko!

Nie! Dobrze, że to nie stało się wtedy.

Czytało mi się dobrze, przyzwoity debiut na forum.

 

Jest trochę potknięć technicznych, ale to wszystko są rzeczy do wyrobienia. Ciekawy tekst, fajne wtrącenia z perspektywą zwierząt.

Bardzo podobało mi się, że są tu różne osie postrzegania. Z jednej strony perspektywa człowieka, psa i owiec. Z drugiej strony perspektywy młodych (owiec, górala z jego wspomnień) i starych (owiec, górala teraz).

Jeśli chodzi o same owce: pierwszy akapit bardzo mi się spodobał, nie wiem jak inni, ale ja uważam go za bardzo udany. Poza tym ciekawy wyszedł kontrast pomiędzy tym, jak owce zachowują się na początku, gdy zagrożenie było jawne (młode chcące działać, stare wiedzące, ze to bez sensu), a później, gdy zagrożenie się skryło, ale nie zniknęło (młode się uspokoiły, stare zrobiły niespokojne).

Końcówka tez w odpowiednim momencie, nie za wcześniej, nie za daleko (choć  fakt, że bez grafiki mogłoby być lekkie “urwanie”).

 

Nie wiem czy piszesz często, czy rzadko, ale jeśli rzadko – czas to zmienić i zacząć więcej tworzyć. Z teoretycznie prostego pomysłu stworzyłeś ciekawą historię, z klimatem (czuć atmosferę starości). Niby szybko można wyczuć, w którą stronę wszystko zmierza, a jednak nie przerywa się czytania. Co więcej – mimo to sa elementy zaskakujące, np. to, że chciał się tylko przywiązać do drzewa. No i zachowania zwierząt bardzo udanie odwzorowane (nie uważam, by były antropomorfizowane, zwłaszcza końcowe zachowanie psa i jego wyczekiwanie).

 

A, no i tytuł dobrze dobrany.

Interesująca interpretacja grafiki. Spodobała mi się.

Nie rozumiem tylko, dlaczego te starsze owce takie doświadczone. Przecież właściciela dopiero tydzień temu coś pogryzło. Swoją szosą, dlaczego nie podczas pełni?

No i gdzie właściwie bohater mieszka? Nie na halach, bo jest zima. A jednak daleko od jakiejkolwiek wioski.

Napisane całkiem przyzwoicie, chociaż trafiają się literówki.

Babska logika rządzi!

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję za komentarze! Z reguły na nie nie odpowiadam, ale widzę, że kultura tego forum jest taka, że się jednak odpowiada. To i odpowiem! :)

 

Powtórzenia były świadome, zarówno w formie budowy poszczególnych akapitów, jak i powtarzających się słów, vide początki każdego podrozdziału. Tam, gdzie słowa powtarzały się gęściej niż powinny, usiłowałem za pomocą mowy pozornie zależnej przekazać prosty sposób rozumowania prostego bohatera tekstu. Chciałem też przedstawić zmęczenie starego zbója.

 

Wiedza owiec nie wynikała z doświadczenia, a z wieku. Stare jest tu równoznaczne z mądrzejszym, również u górala, który z upływem lat staje się, wedlug siebie samego, lepszą osobą. Im starsze owce, tym inaczej patrzą na świat – rozumieją go lepiej i dostrzegają to, co nie jest dostrzegalne dla młodych owiec, dla psa, czy dla nas, prostych ludzi.

 

Góral nie został ugryziony podczas pełni, bo nie do końca wiemy czy ugryzł go wilk, wilkołak, czy też jakiś człowiek, będący wilkołakiem, ale chwilowo przebywający w swej ludzkiej skórze. W dodatku chyba nie potrzebna jest pełnia, by ugryzienie zadziałało. Przynajmniej nie w moim świecie ;)

 

Samo miejsce zamieszkania bohatera też nie jest ważne. Można spokojnie założyć, że jest to chata gdzieś na uboczu, przy tej chacie owce i las, a z okna chaty widok na góry. Miejsce, podobnie jak czas (mogło to równie dobrze dziać się 50, jak i 150 lat temu) nie gra tu takiej roli, jak psychologia postaci, dualizm, który zawsze był dla mnie nadrzędnym symbolem w tematyce likantropii, tutaj pokazany na różnych płaszczyznach. Jest on dodatkowo zderzony z niezachwianą stałością uczuć psa. Szaleństwo, w które powoli zdaje się popadać mężczyzna, jest kolejnym motywem w wilkołactwie, który mnie zawsze ciekawił.

 

Co do antropomorfizacji – owce tak, pies nie. Analogia może być widoczna na linii starzec-owce, pies stoi tu z boku, jest zwierzęciem od początku do końca. 

 

Raz jeszcze dziękuję za komentarze, które powitały mnie na forum! :)

W sumie to nawet nie tyle “kultura forum”, co fakt, ze tu dochodzi nie tyle do “dyskusji w komentarzach” co do tworzenia społeczności piszących :)

Tematyka niezbyt oryginalna, ale wpisuje się w założenia konkursu. Przeczytałam bez przykrości, ale nic nowego mnie nie poruszyło.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ciekawa inspiracja i pomysł. Na samym początku przypomniała mi się książka „Sprawiedliwość owiec”, ale widzę, że nie poszedłeś aż tak daleko jak L. Swann.

Dzięki owczym wstawkom szort trzyma klimat. Przy czym czułam dreszczyk nadciągającej grozy. Ładnie Ci to wyszło. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Pomysł z perspektywą owiec i ich uosobieniem wypadł bardzo fajnie. Spodobały mi się te fragmenty, bo tworzą klimat, podkręcają atmosferę grozy i dramatu.

Znacznie gorzej wyglądają te związane z samym bacą. Po prostu niczym się nie wyróżniają, a do tego często powtarza on te same myśli o swojej przeszłości i chęci pokuty, której do końca u niego nie widzę.

Tak więc koncert fajerwerków nierówny, ciągnięty w dół przez standardową część o człowieku, ale mocno podbijany przez część zwierzęcą. Klika dam za to :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Z jednej strony podobał mi się klimat opowiadania i niektóre motywy – zestawienia młodych i starych owiec, szczególnie te z samego początku (bardzo ładne), rozterki starego górala, czy wierność i odwaga psa – ale z drugiej było kilka elementów, które mi nie zagrały, jak choćby to, że facet został pogryziony przez wilkołaka tydzień przed pełnią – co nie ma sensu zupełnie – czy to, że bohater powieszenie się uznał za bluźnierstwo, choć wcześniej szukał w domu (w chacie) nabojów, przy pomocy których chciał się zabić. Taki trochę brak konsekwencji w rozumowaniu.

Niemniej jednak opowiadanie zdecydowanie na plus. Bardzo wiarygodnie wypadł bohater ze swoimi rozterkami. Pokusa, by wykorzystać nową siłę kontra najwyraźniej szczera wiara i potrzeba odpokutowania za dawne winy jest bodaj najsilniejszym atutem tego opowiadania, bo wygląda bardzo przekonująco i ładnie buduje klimat.

Równie ciekawie – choć wątpię, bym miał traktować to poważnie – tekst wypada jako wariacja na temat klasycznego slashera (choć co prawda tylko wstępu), w którym zamiast grupy naćpanych studentów, ofiarami są zwierzęta gospodarskie; domek na odludziu, noc, krążący po okolicy, złakniony krwi psychopata, znikąd pomocy… i owce.

Nie no, brzmi śmiesznie, ale w samej historii nic śmiesznego już nie ma. Jest za to jeden z bardziej klimatycznych horrorów, jakie mi się tu dotąd trafiły. No i scena finałowa, też robi wrażenie. Nie aż takie, jak sama grafika – z którą zetknąłem się już wcześniej zresztą, co też osłabiło efekt – ale podoba mi się, że zawiesiłeś historię w tym samym miejscu, bez, moim zdaniem, zbędnego, a może i wręcz szkodliwego dopowiadania.

Wykonanie momentami zawodzi, ale też nie na tyle, by pogrążać tekst w moich czach.

Generalnie – dobrze jest.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Opowiadanie byłoby tylko słownym przedstawieniem obrazu, jednak nawiązanie do przeszłości górala i opisanie zachowania owiec sprawiło, że tekst nabrał nowego, szerszego, całkiem interesującego znaczenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka