1410 rok. Wojna polsko-krzyżacka powoli dobiega końca. Po wygranej bitwie pod Grunwaldem, przez Rzeczpospolitą, państwo zakonne jest podzielone i osłabione. Król Jagiełło planuje zaatakować Malbork, tym samym zadając ostatni cios zakonowi. Krzyżacy ze wszystkich zakątków Polski i Prus udają się do Malborka, chcąc chronić swoją główną twierdzę i resztki godności.
***
Przez pola uprawne wędrował rycerz krzyżacki. Od kilku dni podążał w kierunku Malborka. Za nim maszerował wygłodniały wilk, czekający tylko, aż wojownik opadnie z sił, aby rzucić się na niego.
– Dlaczego nie wrócisz do swojej rodziny? – zapytał wilk – Pewnie czekają na ciebie z utęsknieniem i martwią się. Jest w ogóle sens poświęcać swoje życie, dla wojny, która i tak jest już przegrana?
– Tacy jak ty, wilku, nigdy nie zrozumieją tego co czuję – odpowiedział wycieńczony rycerz. – To coś więcej niż wojna. To moje przeznaczenie i sens życia. Ta z pozoru przegrana wojna, to ja. Moje serce nie jest w przytulnym domku, tylko na bitwie razem z moimi braćmi. Jestem człowiekiem i mam wolną wolę. Moim przeznaczeniem jest umrzeć dla sprawy i honoru, choćby w tym momencie! Straciłem konia, nie mam nic do picia i jestem wykończony, mimo to nadal podążam przed siebie, ponieważ mam wyższy cel, który napędza mnie do działania. I właśnie tym się różnimy, wilku. Ty czekasz tylko, aż mi się podwinie noga, aby rzucić się na mnie i mieć pełny żołądek, a za kilka dni znowu będziesz szukał kolejnej ofiary, żeby zaspokoić pragnienie. Natomiast my ludzie mamy wyższy cel, do którego dążymy, nawet jeśli z pozoru wydaje się przegrany. Szargają nami uczucia i potrzeby wyższe, które są czymś więcej niż tylko zaspokojeniem własnych żądz. Nasz zakon pragnie dążyć do dobra ogółu, jednego państwa, tak aby wszyscy ludzie byli niczym jedna rodzina. Dlatego idę przed siebie, oddany swojej idei, mimo że wszystko i tak najprawdopodobniej zakończy się fiaskiem.
– Bardzo piękne słowa rycerzu, jednak wyczuwam w nich pełno fałszu i niespójności. Ja jestem tylko wilkiem, nie mam wyższych uczuć i może dlatego jestem za głupi, żeby zrozumieć twoje motywacje. A może to ty jesteś zwykłym oszustem, który zasłania swoje godne potępienia czyny, jakimiś wyssanymi z palca ideologiami i wolą Boga, aby nie mieć wyrzutów sumienia? Ja zabijam, żeby przeżyć. Ty zabijasz, dla osiągnięcia swojego celu. Czy aż tak mało znaczy dla ciebie ludzkie życie? Może pragniesz zaspokoić tylko swoje pierwotne potrzeby mordu, a cel wyższy to tylko twoja przykrywka, aby zabijać więcej i więcej. Powiedz mi, czy swoim bezbronnym ofiarom też mówiłeś: „To wola Boga, abyście umarli! Jesteśmy jedną rodziną!”
– Moim ofiarom nie mówiłem nic, bo i tak byli za głupi, aby pojąć cel mojej misji. Powinni być mi wdzięczni, ponieważ oczyściłem ich dusze od grzechu. Ja i moi bracia dążymy do pokoju, niestety, aby on mógł nastać musimy najpierw wyplewić wszystkie chwasty, a dopiero potem cieszyć się pięknem świata, pozbawionego wszelkiego rodzaju robactwa. Czasem trzeba sobie pobrudzić ręce. Oni są niczym dżuma, możemy z nią walczyć, ale to i tak bezsensowne, ponieważ tego nie da się do końca pozbyć. Mimo, że wygrana jest niemożliwa, to i tak się nie poddam! Wszyscy kiedyś umrzemy, więc wolę zrobić to w zgodzie z samym sobą, chodź wydaje się to innym absurdalne i głupie.
– A co na to wszystko wasz Bóg? On wam kazał to robić, czy to już wasza interpretacja?
– To nie działa w sposób: Bóg pozwala/Bóg nie pozwala. Wiara jest tylko naszym narzędziem. Klejem, dzięki któremu możemy połączyć wszystkich ludzi. Nawet nie mamy pewności, czy Bóg naprawdę istnieje, ale to nie jest ważne. Ważne jest to, że prości ludzie w niego wierzą i są mu oddani, przez to nasze haniebne czyny zostają po części usprawiedliwione. Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego wszyscy filozofowie i ludzie nauki nie wierzyli w Boga? Niektórzy nawet mówili: „wiara w wyższy sens jest niczym samobójstwo filozoficzne.” Byli oni zbyt mądrzy, żeby w niego uwierzyć. Nie jest ważne to czy Bóg istnieje. Ważne są czyny, których dokonujemy.
– Hermanie von Liehenie! – Wędrówkę zakonnika przerwał niespodziewany krzyk, dobiegający z głębi lasu. Po chwili wyłonił się z niego niespodziewany gość na koniu. Był nim polski rycerz. – Śledziłem cię od paru dni Hermanie i czekałem na dobry moment, aby wyzwać cię na pojedynek! Teraz nastał ten czas, jesteś wykończony i nie masz konia! Weź swój miecz w dłonie i zgiń jak mężczyzna!
Krzyżak ukląkł i wykonał znak krzyża, następnie podniósł się, wyciągnął miecz i ruszył dumnie w kierunku polskiego rycerza. Wiedział co go czeka, mimo to nie zatrzymał się, wierny swej ideologii, aż po grób.
***
Ciało Hermana leżało zakrwawione na rozdrożu dróg. Z rany na brzuchu już coraz wolniej wypływała krew. Rycerz wpatrywał się martwym wzrokiem w chmury, które niespiesznie i beztrosko podróżowały po niebie. Wtem nad jego ciałem ukazał się pysk, dobrze znanego mu wilka. Zwierzę uśmiechnęło się do człowieka i powiedziało: „Jednak nie zawsze trzeba zabić, żeby przeżyć.” Następnie zaczął obgryzać skórę rycerza.