- Opowiadanie: Natan - Obcy

Obcy

Inspiracja to: “santa vs krampuss” lub “does it mean there will be no gifts this year?” oczywiście Jakuba Różalskiego – nie mam pojęcia który jest poprawny, na stroni widnieje jeden, po ściągnięciu grafiki można przeczytać drugi.

Radzę nie oglądać obrazka przed końcem opowiadania bo zawiera spojler.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Obcy

Było to pięć lat po wielkiej wojnie i trzy lata po tej mniejszej. Wszyscy w wiosce myśleliśmy, że teraz cały świat zapomni sobie o nas i znów będzie tak dobrze jak wcześniej.

Jak możecie się domyślać, gdyby nic się nie wydarzyło to i opowieść by nie powstała.

Tamtego dnia Antek wpadł do chaty tak gwałtownie, że aż kocur śpiący na moich kolanach podskoczył ze strachu i czmychnął w kąt.

– O… o… – Nie mógł złapać oddechu chłopak. – Obcy idzie!

Wtedy zrozumiałem, że gwałtowność chłopaka była w pełni uzasadniona.

– Prowadź – krzyknąłem. Gdy chłopiec wybiegł, ruszyłem za nim, nie przejmując się brakiem okrycia, mimo ziąbu srogiego.

Stojąc koło chaty Wirłowów, zobaczyłem jak oddala się od pobliskiego lasu, a przybliża do naszej wioski. W czerwonym wdzianku koloru Pokonanej Gwiazdy. Rysy jego twarzy były skryte za długimi, siwymi włosami i brodą. Na placach nosił brązowy worek. Czapka z białym pomponem sprawiała, że wydawał się niegroźny, a nawet przyjazny.

– Witajcie dobrzy ludzie! – krzyknął, gdy tylko znalazł się w zasięgu naszego słuchu. – Czy wyszedłbym na gbura, gdybym poprosił o schronienie na noc i możliwość ogrzania się przy ognisku?

Wiedziałem, że wszystkie oczy mieszkańców wioski utkwione są we mnie. Bycie wodzem to nie tylko przywileje, ale również obowiązki.

– Gość w dom, Bóg w dom, jak to gadają – powiedziałem serdecznie zmuszając się do uśmiechu. – Jasne, że podzielimy się schronieniem i ciepłem, a może i coś do strawy damy.

Nieznajomy uśmiechnął się.

– Dzięki wam wielkie. Nazywam się Mikołaj. – Wyciągnął do mnie rękę.

– Maciej. – Uścisnąłem jego dłoń. – Chodźcie za mną, ja mam przestronną chałupę.

Dziad skinął głową i ruszył za mną. Wiedziałem, że tłum rozejdzie się, gdy nieznajomy zniknie za moimi drzwiami.

Tak też się stało.

***

Gdy nieznajomy ściągnął płaszcz okazały się dwie rzeczy. Po pierwsze – to nie tylko gruba wełna sprawiała, że było okrągły – był też po prostu gruby. Po drugie koszulę także miał w kolorze czerwonym przeplataną białą nicą. Wyglądał jak nędznik, jednak ubiór miał drogi.

Szybko podbiegł do pieca gdzie palił się ogień. Wystawił dłoni ogrzewając się.

– Magda – odezwałem się do żony, która także już wróciła do chałupy. – Weźże zupę nagrzej, coby Mikołaja należycie ugościć.

Kobieta szybko wzięła się do roboty.

– Co tam w szerokim świecie słychać? – zapytałem, kładąc koło Mikołaja taboret. Sam usadowiłem się na zydelku koło niego.

– Szczerze powiem, że niewiele wiem. Cały czas jestem w drodze, a wioski dość spokojne, jak to w zimie.

– Ano spokojne – potwierdziłem, ciesząc się, że nie będę musiał opowiadać obcemu o nas. – Co was podkusiło, żeby w taką zimę wyruszyć.

– Cóż poradzić, że Pan nasz urodził się w zimie. Chcę przed końcem okresu świątecznego do bratanicy dotrzeć, a ona prawie po drugiej stronie kraju. Nie stać mnie na pociąg, więc chadzam od wioski do wioski organizując jasełka. Dla dzieci to zawsze przyjemne, a i ja zdobędę ciepły prowiant.

Nie podobała mi się jego historia, ale nic nie powiedziałem.

– Chcecie przedstawienie? Mogę przebrać dzieciaki i nauczyć ich krótkich rólek. Odwiedzimy każde gospodarstwo we wsi, trochę kolęd zaśpiewamy. Co wy na to?

– Zwołam zebranie wioski – odpowiedziałem. – Zobaczymy czy wszystkim spodoba się twój pomysł.

Wychodząc, wskazałem gestem Magdzie, żeby nie spuszczała oczu z gościa. Przed domem gwizdnąłem głośno i krzyknąłem:

– Zebranie!

***

Byłem przeciwny, jednak zebrani w sali mieszkańcy wsi entuzjastycznie zareagowali na pomysł jasełek. Jak mówili – brakowało im rozrywki. Szczególnie pozytywnie nastawione do przedstawienia były dzieci, które chciały w nich zagrać. W tym i wasz tata.

Nie podobało mi się to, ale uległem.

***

Od rana dnia następnego trwały próby czerwonego grubasa z dziatkami. Dzieci było sporo, a strojów przywiezionych przez mężczyznę tylko trzy, dlatego uradzono, że w każdym gospodarstwie aktorzy będą się zmieniać.

Czułem w kościach, że dzieje się coś niedobrego. Widząc, że nieznajomy jest zajęty, użyłem prawdziwego nosa, jednak jedyne co wyczułem od gościa, to mięta.

Czy też może… Aż mięta. Kamuflaż być może mógł zmylić psy, ale ja wiedziałem, że jeśli kogoś stać na miętę, to stać go też na bilet.

***

Odczekałem, aż pielgrzymka ruszy wraz z Mikołajem. Chciał przejść się ze swoim tobołkiem, ale z uśmiechem mu tego zabroniłem, mówiąc żeby się nie przemęczał. Widać, też byłem dobrym aktorem, skoro uwierzył w moje dobre słowo.

Gospodarstw u nas jest kilka, więc miałem trochę czasu. Zacząłem przeszukiwać worek gościa, jednak na pierwszy rzut oka nic nie znalazłem. Dopiero w prawdziwej postaci zdołałem odkryć schowek ukryty w szwie.

Kilka zwiniętych kartek – mapa i kilka legend na nasz temat. Czyli wiedział, lub przynajmniej podejrzewał, kim jesteśmy. Do tamtej chwili wątpiłem w to, że ludzie potrafią być aż tak głupi.

***

W końcu jasełka trafiły pod mój dom. Pozwoliłem dzieciakom odegrać sztukę, która, swoja drogą, nie była zbyt dobra.

– Wspaniałe jasełka – skłamałem. – Możecie nas na chwilę zostawić, dzieciaki?

Te posłusznie poszły się pobawić w strojach aniołka, diabełka i nie miałem pojęcia czego jeszcze.

– Chciałbym cię o coś spytać – powiedziałem do Mikołaja, wskazując znany mu taboret.

– Śmiało – uśmiechał się, siadając. – O co chodzi.

– O to. – Wręczyłem mu kilka kartek. Gdy tylko je zobaczył, zbladł strasznie.

– Wszystko mogę wytłumaczyć – zaczął. – Interesuję się legendami. Poza tym w naszej ojczyźnie jest jeszcze dużo białych plam. Nieźle płacą za dokładne mapy.

– Nie wątpię. – Wyzbyłem się udawanej dobroci w głosie. Mikołaj najwyraźniej to usłyszał, może zobaczył coś w moich oczach. W każdym razie wyciągnął nagle rewolwer ukryty w rękawie i wystrzelił mi w głowę. Jedynie refleks sprawił, że zasłoniłem się prawdziwą dłonią i zatrzymałem kulę.

– Srebrna – westchnąłem. Machnąłem ręką wytrącając mu broń z ręki, która upadał po drugiej stronie chaty. – Zbytnio ufasz legendom.

Mikołaj nie miał najwyraźniej ochoty na dalsze pogaduchy i z przerażeniem w oczach wybiegł z mojego domu. Nie przejąłem się tym – wręcz spodziewałem się tego. Pomyślałem, że dobrze mi zrobi rozruszanie starych kości.

Przemieniłem się w całości, rogami lekko porysowałem sufit. Wyprężyłem się i na czterech łapach pognałem za zbiegiem. Nie uciekł daleko. Gdy go dopadłem krzyczał przez sekundę, a później było po wszystkim. Krew obficie zrosiła śnieg nadając mu różową barwę.

Zobaczyłem, że całą scenę widziały, wciąż jeszcze przebrane, dzieci. Wróciłem do swojej postaci i wytłumaczyłem im, jak ten zły człowiek chciał na nas sprowadzić zagładę albo niewolę.

Na naukę nigdy nie jest za wcześnie.

***

Tej nocy musieliśmy się przenieść pomimo chłodu. Co prawda obcy był tylko jeden, jednak nie wiadomo, czy nie zgadał się z naszymi wrogami. I osiedliliśmy się tutaj.

Pamiętajcie, nawet świetny przywódca może popełniać błędy, zbytnio słuchając stada, dlatego powinnyście się uczyć na moich błędach.

Wasz tata wyciągnął z tego naukę, dzięki czemu od lat mieszkamy w jednym miejscu. I cieszymy się, że świat o nas zapomniał.

 

 

Koniec

Komentarze

Dopisz jeszcze autora grafiki.

Jak możecie się domyślać, gdyby nic się nie wydarzyło to i opowieść [+by] nie powstała.

 

Tamtego dnia Antek wpadł do mojej chaty tak gwałtownie, że aż kocur na moich kolanach podskoczył ze strachu i czmychnął w kąt.

 

Gdy chłopiec wybiegł, też pobiegłem,

 

Stojąc koło chaty Wirłowów zobaczyłem, jak oddala się od pobliskiego lasu

Przecinek przed “zobaczyłem”, a nie za. Jego rolą jest rozdzielenie dwóch czasowników w zdaniu, czyli “stojąc” i “zobaczyłem”. W dalszym fragmencie przecinek nie jest potrzebny, bo konstrukcja z “jak” w tym przypadku go nie wymaga.

 

zapytałem[+,] kładąc koło Mikołaja taboret.

 

Nie podobała mi się jego historia[+,] ale nic nie powiedziałem.

 

Widząc, że nieznajomy jest zajęty[+,] użyłem prawdziwego nosa, jednak jedyne[+,] co wyczułem od gościa[+,] to mięta.

 

jeśli kogoś stać na mięte,

 

Odczekałem[+,] aż pielgrzymka ruszy wraz z Mikołajem.

 

Czyli wiedział, lub przynajmniej podejrzewał[+,] kim jesteśmy.

 

Pozwoliłem dzieciakom odegrać sztukę, która[+,] swoja drogą[+,] nie była zbyt dobra.

 

Możecie nas na chwilę zostawić[+,] dzieciaki?

 

– Śmiało – uśmiechał się[+,] siadając.

 

Gdy tylko je zobaczył[+,] zbladł strasznie.

 

W każdym razie, wyciągnął nagle rewolwer ukryty w rękawie

Zbędny przecinek.

 

zasłoniłem się prawdziwą dłonią i zatrzymałem kule.

Grubas wystrzelił raz, a bohater zatrzymuje kule w liczbie mnogiej. To jak w końcu było?

 

Zbytnio ufasz legendą.

Legendom.

 

Krew obficie zrosła śnieg nadając mu różową barwę.

Zrosiła?

 

Co prawda obcy był tylko jeden, jednak nie wiadomo[+,] czy nie zgadał się z naszymi wrogami.

 

Pamiętajcie, nawet świetny przywódca może popełniać błędy[+,] zbytnio słuchając stada

 

 

Historyjka banalna i prosta, zupełnie pozbawiona zaskoczeń. Twisty, które się pojawiły, były do bólu przewidywalne. Główny bohater wypadł szalenie irytująco z tą swoją nieomylnością w sądach. Do tego zatrzęsienie błędów sprawiło, że czytało mi się to koszmarnie.

Widzę, że większość dosyć dokładnie odwzorowuje wybrane ilustracje, także Ty. Choć muszę przyznać, że pomysł mi się podobał. Wydawałoby się, że “wioska diabełków” brzmi trochę komicznie, ale to dobrze zrealizowałeś. Mi osobiście nie przeszkadzał nieomylny bohater. Wszak to nie zwyczajni mieszkańcy i przenosili się już nie raz, więc ma gość doświadczenie i nawet pasuje mi ta nieomylność do całości.

Zobaczyłem, że całą scenę widziały, wciąż jeszcze przebrane, dzieci. Wróciłem do swojej postaci i wytłumaczyłem im, jak ten zły człowiek chciał na nas sprowadzić zagładę albo niewolę.

Na naukę nigdy nie jest za wcześnie.

:)

Tak, tak, na naukę nie jest za wcześnie, choć jak widać, nauka może być różna. Może to nie jest jakiś super tekst, ale czytałem zaciekawiony.

Pozdrawiam.

 

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

MrBrightside – przykro mi, że niestety opowiadanie Cię rozczarowało. Co do głównego bohatera – po prostu nie ufał obcym, i nawet jeśli przyjezdny miałby dobre zamiary, to i tak by mu nie ufał. Miał szczęście, że Mikołaj też nie był tym za kogo się podaje.

Darcon – cieszę się, że się spodobało. Wiem, że tekst nie jest wybitny, ale jak już odkryłem szorty średnio mi wychodzą – labo skracam do połowy limitu, albo rozpisuje się i przekraczam go. Dzięki twojej opinii, nawet prze reszcie negatywnych komentarzy będę mógł twierdzić, że “zdania były podzielone” :D

 

Pytanie – czy błędy jakie wskazał MrBrightside mogę już poprawić, czy należy czekać na zakończenie konkursu?

Teraz już trzeba czekać na wyniki. Czas na poprawianie jest/był do końca terminu zgłaszania prac. Gdybyś więc opublikował tekst wcześniej…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Proste i fajne. Całość ma potencjał na rozwinięcie pobocznych szortów o mieszkańcach zapomnianej wioski i chyba warto to zrobić. Literówek niestety bardzo dużo, co utrudnia lekturę. 

Pisanie na ostatnią chwilę dało o sobie znać w postaci literówek :/ Muszę się tego oduczyć i kończyć wcześniej.

wilk-zimowy -Cieszę się, że się spodobało, może rozwinięcie to jest jakiś pomysł na zbiór miniatur…

Ewentualnie musisz się nauczyć korzystać z Languagetools ;) Byle nie nadużywać, bo czasami daje fałszywe alarmy :)

Interesująca interpretacja obrazka. Spodobała mi się.

Taaak, z tymi literówkami to prawda – masz ich trochę. Interpunkcje też widywałam lepsze.

Kamuflaż być może mógł zmylić psy, ale ja wiedziałem, że jeśli kogoś stać na mięte, to stać go też na bilet

A mięta nie rośnie tak po prostu, w lesie albo na łące?

Zbytnio ufasz legendą.

Jest różnica między “legendą” a “legendom”.

Babska logika rządzi!

Z “ą” i “om” to mam problem od podstawówki – muszę chyba jakieś ćwiczenie z odmianą tego typu słówek porobić :P.

Bije się w pierś za literówki i te nieszczęsne przecinki. Interpunkcja chyba do śmierć zostanie nauką tajemną.

Co do mięty należy przyjąć, że jednak w okolicy mięty brakowało, a były sprowadzane z innych części Polski/świata (z tą ceną bym jednak nie przesadzał – sądzę, że bilet na pociąg też nie był astronomicznie drogi, ale dla takich małych społeczności funkcjonujących w głównej mierze bez pieniędzy mógł to być poważny wydatek).

Cieszę się, że przypadło do gustu. Dziękuję za klika.

 

To może powinien maskować swój zapach czosnkiem? Pewnie tani, a skuteczny… ;-)

Babska logika rządzi!

Zdecydowanie byłby to dobry pomysł.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ciekawa interpretacja grafiki. Całkiem sympatyczny pomysł i wykonanie (choć jest nieco usterek). Dobrze, że wybrałeś bohaterom zwykłe imiona, bo zgrywają się z Mikołajem i wprowadzają pewną swojskość, która w końcówce się elegancko zamienia w zaskoczenie (popieram dodanie grafiki na końcu – podsumowuje, nie spojleruje).

Podobało mi się, jak opisałeś – w kilku ledwie słowach, ale obrazowo – jasełka i to, jak kiepsko występy wychodziły. Fajny smaczek. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Fajna treść :) Niby jak w legendach, ale nie do końca ;) Plus za zakończenie i motyw przewodni.

Natomiast samo wykonanie z lekka kulawe – a to literówka, a to powtórzenie.

Podsumowując: dobry koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Jest jakaś historia, nawet ciekawa w sumie, ale ma trochę niedociągnięć i jest dosyć mocno skrzywdzona wykonaniem.

Literówki, interpunkcja, zaginione literki i słowa, w jednym czy dwóch miejscach popytrany szyk zdania, do tego czasem jakaś taka zwyczajna niezgrabność językowa – tyle tego, że jednak psuje odbiór; nie jakoś mocno, ale wyraźnie.

Sama historia natomiast… No cóż, daje radę. Edukacja młodzieży jest tu co prawda dosyć osobliwej natury, ale że i sama młodzież do przeciętnej nie należy, to myślę, że można przymknąć oko na jednak wątpliwej wartości walory edukacyjne udzielanych lekcji.^^

Bardzo podoba mi się za to pomysł na interpretację grafiki, doszukanie się w niej drugiego dna.

Zastanawia mnie tylko kilka rzeczy – po pierwsze, mięta. Raz, że nie mam pojęcia, dlaczego miałaby być droga, skoro to pospolite ziele (przynajmniej w moich stronach), a dwa, że nie mam pojęcia również, jakiego rodzaju zapach – i po co – miałaby maskować? Czym mógł wonieć Mikołaj, a co należało maskować przed stadem demonów? Człowieczyzną chyba jedynie, ale mam dziwne przeświadczenie, że to i bez zapachu w Mikołaju mieszkańcy wioski rozpoznali człowieka. Natomiast jeśli nie był człowiekiem, to w tekście nie znalazłem żadnych wskazówek, które by za tym przemawiały.

Kolejną sprawą jest zdemaskowanie typa. Pewnie kwestia gustu i charakteru, ale ja osobiście bym faceta zostawił w spokoju i tylko pilnował, by nikt we wsi nie zdradził się ze swoją prawdziwą naturą. Dzień, dwa poudawać, a potem pogonić dziada w cholerę i niech żyje w przeświadczeniu – a nawet niech je propaguje – że trafił na zwykłych ludzi w zwykłej wiosce. To byłby zdecydowanie wygodniejszy i bezpieczniejszy wariant niż wieczna ucieczka, prawdopodobnie powtarzająca się za każdym razem, gdy tylko ktoś zbliży się do sadyb demonów.

Brakowało mi też jakiegoś rozwinięcia na samego Mikołaja. Gość wpadł do wioski, wyprosił gościnę, zapodał bajeczkę o jasełkach (które, swoją drogą, chyba pomyliłeś z kolędowaniem) i zabrał się za ogarnianie całej szopki. Tylko jak miało mu to pomóc w osiągnięciu swoich celów? Do czego w ogóle dążył? Z tekstu wynika tylko, że gość podejrzewał wioskowych o bycie kimś więcej, ale nic nie robił w kierunku tego, by jakoś swoje podejrzenia potwierzić. A nawet jeśli, to co by mu to dało? Skoro wiedział tyle o demonach, to musiał wiedzieć również i to, że jeśli z czymś się zdradzi, to z wiochy żywy nie wyjdzie.

Krótko: tekst z pewnością z potencjałem, ale, niestety, jest mocno niedopracowany.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Historia całkiem fajna i oryginalna. Może zabrakło jedynie wygładzenia tekstu i popracowania nad głównym bohaterem, by był bardziej wyrazisty, bo faktycznie, zalatuje wszechwiedzą. Ogólnie jednak tekst zdecydowanie na plus. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję za komentarze i kliki. W końcu znalazłem czas na naniesienie poprawek.

Co do zarzutu, że narratorowi wszystko się udaje i wszystko wie – warto zauważyć, że to on opowiada historię swoim wnukom, co może usprawiedliwiać lekkie koloryzowanie – przecież nie po to opowiada, żeby pokazać, że podjął kiedyś złą decyzję.

Cieniu – mięta najwyraźniej w ich stronach pospolita nie była, a do tego, jeśli zawczasu się nie pomyśli, to w zimie nikt jej mieć nie będzie. Podejrzewam, że miała maskować zapach prochu i srebrnych kul ukrytym przez Mikołaja, a wyciągniętym z rękawa celem zabicia przywódcy.

Jeśli chodzi o śmierc obcego – nie wiadomo, czy narrator od początku chciał go zabić, czy tylko porządnie nastraszyć (być może zaprzeczając, że jest bestią, a jedynie przekonując, że chcą żyć poza cywilizacją), jednak ten strzelając do narratora zmusił go do ujawnienia się i nie było możliwości, aby go zostawić w spokoju. Ucieczka została wymuszona śmiercią obcego, który znał położenie wioski. W tekście jest informacja, że od tej ucieczki, nauczeni doświadczeniem, działają z wyprzedzeniem i nic ich nie niepokoi (może zabijają nieszczęsnych obcych w sporej odległości od wioski?).

Fakt, że nie rozwinąłem Mikołaja. Mógł na przykład wypytywać dzieci podczas urządzania jasełek (fakt, że to kolędnicy, ale nie chciałem, żeby pomylono ich ze współczesną wersją w której tylko śpiewają kolędy, a nie odgrywają przedstawienia), ewentualnie miał zamiar np. porwać jakieś dziecko w celu badań. Może on wiedział o demonach, ale inni byli sceptyczni i potrzebował dowodu?

 

Taka sobie historyjka, ale spodobało mi się, że tutaj nie odmieńcy nachodzą wioskę, a zwykły człowiek trafia do wioski rogatych diabełków.

Zastanawia mnie jedno – pod koniec opowieści piszesz: Wró­ci­łem do swo­jej po­sta­ci i ­wytłu­ma­czyłem­ im… a wcześniej, kiedy przeszukiwał worek, dowiedziałam się, że: Do­pie­ro w praw­dzi­wej po­sta­ci zdo­ła­łem od­kryć scho­wek ukry­ty w szwie. – stąd pytanie: Która postać była prawdziwa?

 

Nie mógł zła­pać od­de­chu chło­pak. – Obcy idzie!

Wtedy zro­zu­mia­łem, że gwał­tow­ność chło­pa­ka była w pełni uza­sad­nio­na.

– Pro­wadź – krzyk­ną­łem. Gdy chło­piec wy­biegł… –> Czy to celowe powtórzenia?

 

Na pla­cach nosił brą­zo­wy worek. –> Literówka.

 

nie tylko gruba wełna spra­wia­ła, że było okrą­gły… –> Literówka.

 

Po dru­gie ko­szu­lę także miał w ko­lo­rze czer­wo­nym prze­pla­ta­ną białą nicą. –> Literówka. Nie jest możliwe, aby nić przeplatała koszulę.

Proponuję: Po dru­gie, ko­szu­lę także miał w ko­lo­rze czer­wo­nym, wyszywaną/ haftowaną/ ozdobioną białą nicią.

 

Wy­sta­wił dłoni ogrze­wa­jąc się. –> Raczej: Wy­sta­wił dłonie, by ogrza­ć je.

 

za­py­ta­łem, kła­dąc koło Mi­ko­ła­ja ta­bo­ret. –> Chyba: …za­py­ta­łem, stawiając koło Mi­ko­ła­ja ta­bo­ret.

 

Od­cze­ka­łem, aż piel­grzym­ka ruszy wraz z Mi­ko­ła­jem. –> Nie wydaje mi się, aby to było dobre słowo. Za SJP PWN: pielgrzymka 1. «wędrówka do miejsca kultu» 2. «grupa pielgrzymów wędrujących razem»

Proponuję: Od­cze­ka­łem, aż gromadka/ czeredka ruszy wraz z Mi­ko­ła­jem.

 

Widać, też byłem do­brym ak­to­rem, skoro uwie­rzył w moje dobre słowo. –> Raczej: …skoro uwie­rzył w moje dobre intencje.

 

Krew ob­fi­cie zro­si­ła śnieg na­da­jąc mu ró­żo­wą barwę… –> Krew ob­fi­cie zro­si­ła śnieg na­da­jąc mu jasnoczerwoną barwę

O ile mi wiadomo, nie ma różowej krwi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka