- Opowiadanie: Nessekantos - Krasnal przeciwko Imperium

Krasnal przeciwko Imperium

Pierwotnie miałem nie brać udziału w tym konkursie, bo czasu było mało, a i pomysłu jakoś brak. Ale potem, zupełnie od niechcenia, zacząłem przeglądać galerię Jakuba Różalskiego i wpadłem. Poniższy utwór inspirowany jest głównie dwiema grafikami, a mianowicie:

“wanderer” https://www.artstation.com/artwork/1EZGo

oraz:

“like a wolf among sheep” https://www.artstation.com/artwork/Al4xX

Obie grafiki traktowałem jako inspirację, a nie bazowałem na nich 1:1, więc niektóre szczegóły mogą się między sobą różnić.

Mam nadzieję, że mój karkołomny pomysł na połączenie ich w ramach jednej, spójnej historii, przypadnie wam do gustu.

Peace!

 

EDIT:

Jako, że nikt jeszcze nie czytał, pozwoliłem sobie na poprawienie kilku literówek i przecinków. :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Krasnal przeciwko Imperium

Dudniące kroki i trzask łamanych drzew nie cichły. Wręcz przeciwnie, z każdą chwilą przybierały na sile, rozbrzmiewając coraz to bliżej.

Głuche „POM!”, jak wielokrotnie wzmocniony wystrzał z korka, przeszyło las, a w ślad za nim, z upiornym gwizdem pognał granat. Jego wybuch rzucił Jaromirem o ziemię, a w powietrze wzbił tumany śniegu, drzazg i pyłu.

– Kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa! – wrzasnął podnosząc się z klęczek. – Ale tu się u nich ostatnio popierdoliło! Coraz bardziej!

Najbliższe drzewo z agonalnym jękiem poczęło upadać wprost na ścieżkę, ale on był szybszy. Prześlizgnął się pod nim i pobiegł dalej. „To ich powinno spowolnić” – pomyślał z ulgą.

Kilka minut później, zziajany do granic możliwości, Jaromir stanął na brzegu górskiej hali oprószonej kilkucentymetrową warstwą śniegu. Choć był kwiecień, tak wysoko w górach nadal padało. Chłód nie był przyjemny, ale śliski biały puch i strome zbocza wyraźnie spowolniły piekielną maszynę, która została w tyle. Jaromir prawie już jej nie słyszał.

– Fiu! – westchnął ocierając pot z czoła. Odłożył swoją kochaną laskę i usiadł.

Niepotrzebnie. Przed nim, zaledwie kilkanaście metrów dalej, stał pies.

– O kur… – zaczął, zrywając się na równe nogi.

Bestia z dzikim szczekiem ruszyła za nim. Wiedział, że jeśli go dogoni, to koniec. Wszystko przepadnie. Ktoś znajdzie kamień i cały ten pierdolnik szlag trafi! Nie ma się więc co dziwić, że widząc przegniły, pusty w środku pień, Jaromir nawet się nie zawahał. Wskoczył do niego jak lis do nory, niestety, gubiąc przy tym swoją spiczastą czapę. Pies, jakiś paskudny jamnikowaty kundel, dopadł w tym czasie do pnia i, nie mogąc dostać uciekiniera, próbował porwać jego czerwone nakrycie głowy.

– Oż ty! – warknął Jaromir tłukąc psa laską po pysku.

Pies pisnął, warknął, złapał za laskę i szarpnął. Jaromir zaś poleciał do przodu i przywaliwszy głową o ziemię, stracił przytomność.

***

Powietrze przesiąknięte było zatęchłym potem, dymem, starym drewnem i słodkim zapachem świeżego owczego mleka. Jaromir, na wszelki wypadek, na razie nie ruszał się i nie otwierał oczu, gdyby miało się okazać, że trafił do krainy przodków. Chociaż, wnioskując po zapachach i diabelskim gorącu, trafił raczej do piekła.

– Tato, czy to naprawdę jest…

– Tak, tak mi się wydaje. Nie wiem jak to możliwe, ale w tych czasach nic nie powinno nas już dziwić.

– Myślisz, że ma coś wspólnego z cesarskimi w lesie?

– Mam nadzieję, że nie. Ale jeśli tu przyjdą, nie będziemy mieli wyboru. Będziemy musieli go wydać.

– Ośmielę się powstrzymać wasze zapędy.

Baca i jego syn z grozą spojrzeli na niezwykłego gościa. Gdy odzyskał przytomność, wydawał im się jeszcze bardziej nierealny ze swoją długą białą brodą i oszałamiającymi czterdziestoma centymetrami wzrostu.

– Nazywam się Jaromir i jestem krasnalem z Pod Nowego Targu. A, i możecie na mnie mówić po prostu, Jaro.

– Jaro… – mruknął baca. – Nie ufam kurduplom o tym imieniu. Dlaczego miałbym cię nie wydać Saksończykom tu i teraz?

Siedzący na łóżku krasnal westchnął ciężko i powolnym ruchem, tak aby nie straszyć swoich niespodziewanych gospodarzy, sięgnął po leżącą obok spiczastą czerwoną czapę. Chwilę grzebał w niej, po czym wyjął coś ze środka, a wnętrze chaty rozjaśniła delikatna złota poświata.

– Ano, dlatego – odparł pokazując trzymany w ręce, lśniący złotym blaskiem klejnot.

 

***

Potężna maszyna parła przed siebie z jednostajnym stukotem pracującego na wysokich obrotach silnika parowego. Buchający z pieca żar zmieniał stalowe wnętrze mecha w parowar. Gustaw, czuł jak koszula lepi mu się do ciała i miał ochotę zrzucić z siebie mundur, zdjąć buty i wskoczyć do najbliższego strumienia. Powstrzymał się. Jako dowódca nie mógł sobie pozwolić na taką ekstrawagancję. Zamiast tego, nabił fajkę i wspiął się po drabinie na dach swojego kroczącego monstrum, swojej Brunhilde.

Na zewnątrz panował przyjemny chłód. Co prawda zeszli już z gór i śnieg ustąpił miejsca wiosennie zielonej trawie, ale nadal byli w Tatrach. Poruszali się w kierunku północnym z prędkością blisko czterdziestu kilometrów na godzinę i właśnie zbliżali się do Łysej Polany, jak ją nazywali miejscowi. Osada, o ile tak można było o niej mówić, składała się z pięciu, może sześciu pasterskich chat rozrzuconych bez ładu i składu. Ale Gustawa interesowała ta wysunięta najbardziej na lewo. Dla pewności, wyciągnął z kieszonki złocony przyrząd – dla niewprawnego oka wyglądający jak zwyczajny zegarek kieszonkowy – i otworzył pokrywę. Czarna strzała z niezachwianą pewnością wskazywała ten sam, wcześniej obrany kierunek, a frenetyczne pikanie instrumentu mówiło jedno, byli już prawie na miejscu.

Dowódca zapalił fajkę i zadumał się nad swoją misją. Nie wierzył legendom, a bajki go nudziły, ale mimo to… człowiek, który go odwiedził, rzeczy które mu mówił i które mu pokazał… Gustaw mu zaufał. Może to po prostu chęć uczynienia swojego kraju wielkim i potężnym, romantyczna chęć odrodzenia Cesarstwa, a może ten człowiek rzeczywiście przeniósł się ponad dwadzieścia lat wstecz, by zmienić bieg historii…

Jaka nie byłaby prawda, Gustaw von Duiburg, mimo tego, że za jego życia świat zmienił się nie do poznania, nadal nie mógł uwierzyć, że ścigał krasnala.

 

***

– Dlatego właśnie, jeśli Saksończycy go przejmą, to będzie po nas wszystkich. I to nie wy będziecie pasać owieczki, baco, a mechy.

– Mechy są za drogie, krasnalu. Nic się nie zmieni. Po co mamy ryzykować?

– Jeśli nie wyrównamy sił, jeśli nie oddam kamienia Polakom, apetyt tych germańskich wilków będzie tylko rósł i rósł. A wtedy będzie wojna. Większa niż jakakolwiek inna, nawet niż ta ostatnia.

– To nie jest nasz problem – upierał się baca, gotów zaciągnąć Jaromira za fraki do najbliższego saksońskiego patrolu.

Krasnal westchnął i chwytając się swojej ostatniej szansy, zapytał:

– Jak myślisz, gdy przyjdą wcielić twojego syna do armii, to dadzą wam spokój, gdy powiesz, że wojna to nie jest wasz problem?

W tym momencie, Jaromir wiedział, że go przekonał.

 

***

 

Gustaw kazał zatrzymać Brunhilde niecałe sto metrów od chaty. Chciał, aby była doskonale widoczna i budziła przerażenie, ze swoimi sześciometrowymi nogami, wielkim działem i czarnym dymem złowieszczo unoszącym się z komina. Majstersztyk saksońskiej inżynierii, do bólu praktyczna machina, a mimo to elegancka w swej prostocie.

Towarzyszącym mu szturmowcom, von Duiburg kazał zostać przy maszynie, nie potrzebował ich. Wystarczyły mu jego dwa wilkory, Nacht i Tag. Noc i Dzień. Miał je od szczeniaka i zwierzęta były mu bezwzględnie posłuszne. Nawet nie obróciły się w stronę pasących się nieopodal owiec. Za to od razu spostrzegły zbliżającego się człowieka.

Góral, który wyszedł im naprzeciw, wyglądał jak żywcem wyjęty ze scenki rodzajowej będącej dziełem lubującego się w folklorze artysty. Luźne białe spodnie, lniana, jasna koszula z długim rękawem, a na to kożuch. No i oczywiście, obowiązkowy kapelusz i ciupaga w ręce. Ta ostatnia chyba dla dodania sobie animuszu.

– Witajcie, panie – przywitał się grzecznie góral. – Co was sprowadza do naszej skromnej osady?

– Szukam karła – bez ceregieli odparł von Duisburg. – Ma z pół metra wzrostu. Nosi szpiczastą czerwoną czapkę, ma długą białą brodę i niewyparzony język.

– Nie widziałem takiego – stwierdził baca. – Ale jak zobaczę, to dam znać. Coś jeszcze?

– Tak…

Gustaw z trudem powstrzymywał gniew. Nienawidził, gdy ktoś okłamywał go prosto w twarz. Normalnie wziąłby takiego delikwenta na tortury, ale obecnie niezbyt miał na to czas. Zamiast tego, ściągnął z pleców swój granatnik, wycelował i wystrzelił.

Granat przeciął powietrze z dobrze znanym świstem i wylądował trzydzieści metrów od chaty. Huk wybuchu rozniósł się szerokim echem po okolicy, a przerażony góral stał jak słup soli, nie mogąc wydobyć z siebie nawet słowa.

– Wiem, że go tam macie, dobry człowieku. W tej waszej pięknej chacie – Gustaw cedził słowa przez zęby, gotów rzucić to wszystko w diabły i ruszyć w kierunku domostwa przechodząc po trupie gospodarza.

– Nie… nie wiem o czym mówicie, panie – jąkał się baca. – Naprawdę, my żadnego…

– Nacht, Tag – rzucił von Duisburg, a dwa wilkory dopadły przerażonego górala nim zdążył chociażby mrugnąć. Jedno ze zwierząt trzymało za szyję, drugie w okolicy tętnicy udowej. Oba czekały.

– Wyłaź, krasnalu! – krzyknął Gustaw. – Bo on umrze. A jak umrze, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, by wysadzić dom tego biednego człowieka. Nie masz dokąd uciec i dobrze o tym wiesz. Oddawaj to, po co przyszedłem!

W chacie rozległy się krzyki, a po nich seria różnego rodzaju rumorów, trzasków i dźwięków tłuczonej ceramiki. Wtem otwarły się drzwi.

– Ty mały jebańcu! Puszczaj, kurwa! Puszczaj mówię!

Gustaw z rozbawieniem przyglądał się jak, na oko, trzynastoletni chłopak wyciąga krasnala z chaty.

***

– Ty skurwielu, ty chory pojebie! – Jaromir klęczał na mokrej od krwi trawie u stóp Gustawa von Duisburga. – Nie wiesz… nie masz pojęcia co na wszystkich ściągasz. To będzie masakra!

Saksoński dowódca uśmiechnął się krwiożerczo. W końcu dostał to, czego pragnął. Złocisty kamień, niewiele większy od ziarna fasoli, emanował ciepłym blaskiem w jego dłoni. Słowa nieznajomego okazały się prawdziwe, klejnot naprawdę istniał, a Cesarstwo miało się odrodzić w całej swej glorii i chwale.

Von Duisburg z rozwagą ominął rozszarpane przez wilkory trupy bacy i jego syna, by móc pochylić się nad krasnalem i, tak by nie słyszeli tego stojący nieopodal żołnierze, wyszeptać mu do ucha:

– Ten, który kazał mi cię znaleźć – zaczął. – Ten, który za tym wszystkim stoi, chciał, abym przekazał ci dwa słowa nim umrzesz, krasnalu. Mówił, że będziesz wiedział o co chodzi.

– Kazał powiedzieć: Heil Hitler.

 

 

Koniec

Komentarze

Podobał mi się pomysł z kamieniem, a także sam krasnal, choć przeklinał, a ja nie bardzo widziałem tego uzasadnienie. To jednak Twój pomysł i Jaromir.

Nie pasuje mi logicznie ten fragment.

– Tato, czy to naprawdę jest…

– Tak, tak mi się wydaje. Nie wiem jak to możliwe, ale w tych czasach nic nie powinno nas już dziwić.

– Myślisz, że ma coś wspólnego z cesarskimi w lesie?

– Mam nadzieję, że nie. Ale jeśli tu przyjdą, nie będziemy mieli wyboru. Będziemy musieli go wydać.

Skoro się dziwią, to dosyć szybko przechodzą nad nim do porządku dziennego. A skąd pomysł, że krasnal ma coś wspólnego z cesarskimi? W ogóle nie przyszło mi to do głowy, z lasem, to i owszem. I dlaczego będą musieli go wydać?

Wystarczyły mu jego dwa wilkory, Nacht i Tag.

Jest już opowiadanie z tymi wilkorami. :)

Pozdrowienia od Adolfka też nie załapałem, myślałem, że to się dzieje we wcześniejszych czasach.

Realizacja pomysłu wybranej ilustracji przyzwoita.

Pozdrawiam.

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Sympatyczna historia, wyraziści bohaterowie. Liczyłem na jakiś twist w finale, bo w sumie całość była raczej statyczna, ale się nie doczekałem. Napisane całkiem nieźle.

– Nie ufam kurduplom o tym imieniu.

;]

 

Przyjemnie się czytało, polubiłam Twojego krasnala. Bohaterowie żywi, koniec też dobry. Chciałabym tylko wiedzieć co tam się wcześniej zadziało, skąd krasnal miał kamień i co to za kamień… Ale rozumiem, że limit znaków jest okrutny. Wolałabym za to chyba nie wiedzieć wcześniej, że krasnal “skazał bacę i jego syna na śmierć”, ale to już totalne widzimisię :).

Jaro przypominał mi trochę krasnoludki z “Szuflandii” z Kingsajzu :). Bardzo mi się podobał.

Dzięki wszystkim za komentarze, a Tobie MrBrightside za klika! A teraz kilka słów wyjaśnienia co i jak. Darconie, baca i jego syn po prostu zabawili się nieco w Sherlocka Holmesa i doktora Watsona, by, drogą dedukcji, wywnioskować, że skoro pojawił się u nich tak niespodziewany gość jak najprawdziwszy krasnal, to może mieć coś wspólnego z żołnierzami Imperium Saksonii, którzy wielkim mechem zaczęli się panoszyć po okolicy. Pewności bohaterowie nie mają, ale jest to całkiem logiczne wyjaśnienie pojawienia się tak przeczącego logice gościa. Co do wilkorów, to możliwe. W końcu uniwersum 1920+ nie ma zbyt wielu bohaterów, to i powtórzenia mogą się zdarzyć. No i teraz jeszcze temat Adolfka, jak wdzięcznie go nazwałeś, który łączy się z brakiem twista wskazanym przez MrBrightside'a. Opowiadanie jest moimi pogiętym rozwinięciem uniwersum stworzonego przez Jakuba Różalskiego. Akcja nadal toczy się w latach dwudziestych, ale dodałem krasnala i nazistowskie podróże w czasie. Bo teorie spiskowe na temat cudownych technologii nazistów zawsze były fajne. A teorie spiskowe w świecie, w którym w latach dwudziestych były już mechy, są jeszcze fajniejsze. Być może w tym świecie Adolf też doszedł do władzy i też przegrał wojnę światową, ale wcześniej jego naukowcy zbudowali wehikuł czasu, którym Adolfek wziął i uciekł. Kto wie! Obawiam się tylko, że zdanie mające zasugerować przenosiny w czasie i wysłanie Gustawa na misję zdobycia kamienia, jest troszkę zbyt nieczytelne. I stąd to niezrozumienie. sho, limit jest szatański i nie wybacza. Napchałem w to 10k znaków ile się tylko dało!

Za mało czytelny komentarz przepraszam, telefon nie pozwala na tworzenie akapitów i wszystko skleja w jedną całość :(

Hmmm. Trzymasz karty przy orderach…

Chętnie dowiedziałabym się, dlaczego Saksończykom tak zależało na tym kamieniu. Co właściwie robił? Skąd krasnal go miał, to już inna bajka. I dlaczego miał zrozumieć nazistowski salut.

– Osz ty!

Oż ty!

A owieczki będą pasać mechy, a nie wy, baco.

Co w tym zdaniu jest podmiotem, a co dopełnieniem?

Babska logika rządzi!

.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fuj, ale brzydko się Jaromir wysławia i moim zdaniem bez powodu. Gdybyś jeszcze przynajmniej dodał tag „wulgaryzmy”, nie walnęłyby mnie jak obuchem.

Trochę dziwna jest rozmowa, o której wspomniał Darcon, nie za bardzo mi się klei.

Imiona wilkorów spowodowały lekkie zawieszenie, ale zakładam, że po prostu nie czytałeś wszystkich konkurencyjnych tekstów i nie wiedziałeś, że już się pojawiły. Ale to drobiazg.

Heil, Hitler – przecinek jest tu zbędny

Przyznaję, że kibicowałam Jaromirowi i w pierwszej chwili byłam zła o zakończenie opowieści, ale to było jeszcze przed ostatnim zdaniem. Ono pokazało historię w zupełnie nowym świetle. I po maleńkiej chwili zastanowienia stwierdzam, że jest dobre.

Klamra z grafik też jest ładna. Opowieść prowadzi od jednej do drugiej. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Interesujący pomysł z krasnalem-patriotą i pościgiem. Jedyne co mi chrzęści w fabule, to ostatnie dwa słowa. Myślałem, że to jakaś historia alternatywna, a tymczasem dostałem… No nie wiem co. Więcej tym zamotałeś niż rozwiązałeś. Trochę też zdenerwowało mnie też zdanie zdradzające, że Jaromir i baca są zgubieni. Zepsułeś sobie zakończenie.

Ale reszta sympatyczna i trzyma się kupy. Czytałem z zainteresowaniem.

Podsumowując: fajny koncert fajerwerków, który pod koniec z lekka szwankuje.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję wszystkim za komentarze, a szanownemu jury za przyznane wyróżnienie i kliki do biblioteki :)

Drogi NoWhereManie, przyznaję że zdanie o którym wspominasz jest chyba niepotrzebne. Jako, że Krasnal wypadł już z konkursu to w wolnej chwili pozwolę sobie to zmienić. Dochodzę do wniosku, że tak będzie lepiej :) Co do ostatnich słów: jak najbardziej mamy do czynienia z historią alternatywną. Jakiego rodzaju, to już tłumaczyłem wcześniej. Jestem człowiekiem twistem i po prostu nie mogłem się powstrzymać, by nieco nie namieszać na sam koniec :D

Finklo, wiem że opowiadanie stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi, ale limit był bezwzględny. A ja nie potrafię nie stworzyć rozbudowanego świata :D Błędy poprawię w wolnej chwili.

Kurcze, bardzo fajna, przyjemnie napisana przygodówka z ciekawym bohaterem i niezłą intrygą w tle.

Byłoby jednak znacznie, znacznie fajniej, gdybym jeszcze wiedział, o co dokładnie toczy się gra, czym jest ów złocisty kamień i dlaczego Jaromir jest krasnalem, bo tak naprawdę nic w samej historii tego nie uzasadnia; gdyby grafika, z której czerpałeś inspirację, tego nie narzucała, gość równie dobrze mógłby być człowiekiem, orkiem, cyborgiem, Gollumem albo zębową wróżką. A grafika to jednak zdecydowanie za mało.

I nie jestem pewien, czy nie pogubiłem się w tym galimatiasie czasowym. Na ten moment rozumiem to tak, że Jaromir zaiwanił złoty kamień Niemcom z przyszłości, która dla nas jest realną historią (minus mechy i cała reszta) – Hitler, DWŚ, Auschwitz, Little boy, etc. albo i o wiele, wiele więcej atrakcji – by zmienić tej historii bieg i dać naszym jakiegoś rodzaju przewagę militarną, która mogłaby tej wojnie zapobiec, a Niemiaszek z przyszłości miał go powstrzymać i zadbać, wszystko potoczyło się właściwym torem, da?

Jakby jednak nie było, zakończenie fajne, mocne, dosyć brutalnie wyrywające czytelnika z takiego trochę bajkowego jednak klimatu.

Podsumowując, są w tekście niedopowiedzenia, które nieco psują jego odbiór, podobnie zresztą jak fakt, że opowiadanie miejscami jest nieco niedopracowane warsztatowo (choć to akurat akurat drobnica bez istotnego wpływu na moją ocenę).

Ogólnie rzecz ujmując podobało mi się – najbardziej uśmiechnął chyba siadł suchar polityczny – i chętnie przeczytałbym tę historię w wersji bardziej rozbudowanej i dopracowanej.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Mnie jakoś nie podszedł humor. Szkoda, że nie bardzo wiem, czym jest ów kamień i dlaczego tak bardzo Jaromir nie chce go oddać. Jak dla mnie wyszło trochę wyrwane z kontekstu.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Cieniu, dziękuję za klika i cieszę się, że, mimo wszelkich minusów, opowiadanie się podobało.

Co zaś się tyczy Twoich wątpliwości, to już tłumaczę kwestię zawirowań czasoprzestrzennych:

W mojej wersji świata Jakuba Różalskiego, Hitler nadal doszedł do władzy w latach trzydziestych. Ale, że ten świat trochę różni się od naszego i jest zdecydowanie bardziej zaawansowany technologicznie, to III Rzeszy (czy jak tam ona się w tym świecie mogła nazywać) poszło w trakcie wojny nieco lepiej. Ostatecznie jednak, nadal przegrywali. Z tym, że ich mistyczne zapędy tym razem się opłaciły i wpadli na trop tajemniczego artefaktu o ogromnej mocy, który (oczywiście!) mógł odwrócić losy wojny. Było już jednak za późno, aby wykorzystać to znalezisko, więc Hitler zamiast popełnić samobójstwo, korzystając z najnowszego wynalazku swoich genialnych naukowców, wysyła się w przeszłość. No i w tej przeszłości spotyka Gustawa von Duiburga, bohatera znanego z uniwersum 1920+ i powierza mu zadanie zdobycia wspomnianego artefaktu. Oczywiście spotkanie nie było przypadkowe, bo Adolfowi von Duiburg był dobrze znany, jako weteran I Wojny Światowej.

Jaromir, tu przyznaję, był krasnalem trochę “bo tak”. Po prostu spodobały mi się te dwie konkretne grafiki i mój umysł jakoś sam je połączył w taką zwariowaną całość :D Ale tłumaczyć się mogę w ten sposób, że skoro był strażnikiem magicznego kamienia, to i sam musiał być nieco magiczny. A kto bardziej kojarzy się z magicznymi kamieniami, niż krasnal vel krasnolud? No chyba tylko smok, ale takowy tutaj nie pasował.

Ktoś pytał też, dlaczego mój porywczy krasnal był w stanie zrozumieć nazistowskie pozdrowienie. Odpowiedź jest taka, że krasnal (nie sam, tylko z kumplami) był strażnikiem czasu (oczywiście dzięki kamieniowi), więc miał wgląd w różne linie czasoprzestrzenne i rozległą wiedzę na ich temat.

Niemniej jednak, choć mogę snuć moje wyjaśnienia w nieskończoność, przyznaję że opowiadanie jest dziurawe jak sito. Choć osobiście uważam, że na tym polega jego urok. Zresztą, był taki jeden gość, co to się zwał Todorov, który stwierdził, że fantastyka może być fantastyką tylko wtedy, gdy pozostawia nas bez odpowiedzi, gdy niczego nie wyjaśnia, gdy możemy tylko gdybać na temat tego co, jak i dlaczego. I tego się będę trzymał. Przynajmniej w tym przypadku :)

 

Morgiano, przykro mi, że nie podeszło. Mało subtelny był ten tekst, tak samo jak i jego bohater. Niemniej, dziękuję za przeczytanie i komentarz. Obiecuję, że następny tekst będzie bardziej kompletny :)

Okrutnie przypadł mi do gustu krasnal, z całych sił starający się nie oddać złocistego kamienia. Górali wielce mi żal, ale cóż mogli oni i Jaromir wobec potęgi Saksończyków, granatnika i mecha…

Wyznam jeszcze, że wyjątkowo spodobał mi się ten fragmencik: Jaro… mruk­nął baca. – Nie ufam kur­du­plom o tym imie­niu. – albowiem góral doskonale wyraził także mój brak ufności w tej materii. ;)

 

a w po­wie­trze wzbił tu­ma­ny śnie­gu, drzazg i pyłu. –> Tumany drzazg?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@reg, szalenie mi miło, że Jaromir i jego zmagania tak “okrutnie” przypadli Ci do gustu. Toż to miód na mą duszę. Dzięki też wielkie za finalnego klika do Biblioteki (chociaż nie wiem czemu, nie mogę opowiadania znaleźć nigdzie na stronie głównej)! No i przeżyłem delikatny szok widząc zaledwie JEDNĄ uwagę odnośnie warstwy technicznej. Czyżby krasnal tak zawrócił Ci w głowie, że Twe czujne korektorskie oko dało się zwieść? :D

Ano, Nessekantosie, jakom wyznała wcześniej, tak, przypadł mi niezmiernie. A opowiadanie jest napisane całkiem porządnie. ;D

 

(chociaż nie wiem czemu, nie mogę opowiadania znaleźć nigdzie na stronie głównej)!

Od opublikowania opowiadania do ostatniego kliknięcia minął ponad miesiąc, a tym samym strona główna przestała być zainteresowana już starszym, niestety, opowiadaniem. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No cóż, jakoś sobie z tym faktem będę musiał poradzić :)

Ech, gdybym wiedziała, że od tego zależy Twój spokój wewnętrzny… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka