
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Polska, Olsztyn
Rok 2537
Godzina 1.45
Nicolas szedł chodnikiem, wyklinając w duchu tego, kto był odpowiedzialny za oświetlenie ulicy. Latarnie były zepsute, ale w niektórych jeszcze rozpalały się iskry, by po chwili na nowo zgasnąć. Nic nie było widać w odległości paru metrów, przez co nie raz zaliczył bliskie spotkanie z podłożem i paroma drzewami, które rosły gdzie dusza zapragnie. Wodził palcami po kolejnych pniach, w obawie, że znów na coś wpadnie. Grubość i wysokości drzew była z pewnością imponująca, gdyż gęste korona niemal całkowicie zasłaniała bezchmurne niebo. Tylko gdzieniegdzie nikły blask gwiazd przebijał się przez liście, zostawiając na chodniku srebrzystą poświatę. W tych krótkich momentach, gdy zdołał cokolwiek dostrzec, mężczyzna starał się dokładnie przyjrzeć otoczeniu. Poza granicą parusetletnich dębów zobaczył zaniedbane podwórka, gdzie trawa sięgała niemal kolan i przypominała raczej łąkę niż normalne osiedle. Kwiaty rosły niemal wszędzie, a nawet zdołał dojrzeć przebłyski kolorów – czerwony, żółty i niebieski.
Nagle kątem oka spostrzegł ledwo zauważalne poruszenie. Przystanął na chwilę, by poobserwować sporej wielkości kota, który poruszał się w trawie ewidentnie na coś polując. Jego pręgowany ogon odbijał światło księżyca zostawiając na sierści kolorowe refleksy. Zwierze poruszało się płynnie i bardzo cicho. Stanowiło idealny przykład wprawionego zabójcy, polującego w ciemnościach nocy. Cichy, ostrożny i zwinny. Trawa falowała wokół niego, ale nie wydawała żadnego dźwięku. Nicolas był przekonany, że gdyby nie jego doświadczenie nie dostrzegłby kota. Na chwilę błysnęły zielone ślepia, a potem zwierzę dało nura w trawę wykonując imponujący skok. Krótki pisk, jaki wydała jego ofiara, zagłuszył ciszę panującą dookoła. Kot podniósł łepek i spojrzał na mężczyznę, przekręcając zabawnie głowę. Między zębami trzymał mysz, która już z pewnością była martwa. Nicolas lubił w zwierzętach to, że nigdy nie torturowały swoich ofiar. Nie to, co niektórzy ludzie. Znał parę osób, które potrafiły w bardzo bolesny sposób zmusić kogoś do współpracy. Utrzymywały takiego człowieka przy życiu nawet po tym jak wydusiły z niego wszystkie informacje. Nicolas zapytał się kiedyś, dlaczego po prostu biedaka nie zabiją. Usłyszał wtedy bardzo zwięzłą odpowiedź: „W tedy nie było by zabawy, nie sądzisz Nick?” Mężczyzna wolał się nie kłócić, bo i tak nie miałoby to sensu, tylko spojrzał na twarz rozmówcy szukając jakiegokolwiek śladu człowieczeństwa. Zamiast tego znalazł obłąkanie i żądzę zadawania nieograniczonego bólu.
Do dziś budzi się zlany potem, a w głowie słyszy krzyki pełne fizycznego cierpienia i psychicznej udręki, która kończyła się wraz z ostatnim oddechem. W pamięci wyryły mu się wspomnienia ofiar poddanych tym specjalistycznym przesłuchaniom. Okaleczone ciała, krew zalewająca podłogę i części ciała rozrzucone po pomieszczeniu. Ale nic bardziej nie przerażało go tak, jak pustka emanująca z oczu tych ludzi. Dla nich nie było już ratunku, nie ważne czy potem byliby wypuszczeni. Nikt nie wracał do zdrowia po czymś takim.
Wyobraźnia nasunęła mu obraz kobiety, którą miał za zadanie pilnować jeszcze za czasów, gdy stanowił jednego z wielu pionków tych sukinsynów. Był młody i głupi, ale w swoim krótkim życiu widział już tyle, że nie spodziewał się po sobie takiej reakcji. Mijała druga w nocy, gdy ona się obudziła. Były to te nieliczne momenty, gdy więźniowie byli na tyle świadomi by cokolwiek powiedzieć. Zwykle trwali w stanie otumanienia, czymś w rodzaju narkotycznej ekstazy albo zapadali w głęboki sen, wydając przy tym najdziwniejsze odgłosy. Jednak, gdy spojrzała mu w oczy, Nicolas zrozumiał, że coś jest nie tak. Kobieta miała jak najbardziej przytomny wyraz twarzy z lekkimi śladami strachu i niepewności. Chłopak stwierdził wtedy, że jest bardzo ładna. Miała porcelanową cerę, duże, szare oczy i blond włosy, które subtelnie okalały jej wychudzoną twarz. Reszta ciała była zakryta materiałem, za co w duszy dziękował Bogu. Henry pokazał mu kiedyś jedno ze swoich „dzieł”, przez co chłopak wymiotował przez następne pięć godzin. Dziewczyna patrzyła na niego w sposób, od którego Nicolas dostał dreszczy. Żaden inny więzień nigdy tak na niego nie działał. Po chwili odezwała się do niego. Miała zmęczony, zachrypnięty głos, z dalekimi oznakami kobiecości. Wszyscy z tych ludzi z czasem stawali się podobni do siebie – wychudzeniu, wyniszczeni, przerażeni, a dźwięki, jakie wydawali zlewały się w jedność. Chłopak wiedział, że gdyby nie to, że ją wcześniej widział, po krzykach nie rozpoznałby czy jest kobietą, czy mężczyzną.
– Kiedy mnie zabijecie? – Z wyrazu jej twarzy odczytał tęsknotę za zakończeniem swojej egzystencji. Nick zmierzył ją ostrym spojrzeniem, po czym zupełnie zignorował. „Nie rozmawiaj z nimi. To tylko zwierzęta” – usłyszał kiedyś. Jednak serce biło mu jak szalone pod czujnym okiem nieznajomej. Miał wrażenie, że jej wzrok przewierca go na wylot. Skrzywił się nieznacznie, wywołując u kobiety coś, co z pewnością miało przypominać chichot – Co się tak nastroszyłeś, chłopaczku? Zabronili ci się do mnie odzywać, czy boisz się, że zrobię ci krzywdę? – Gdy nie uzyskała odpowiedzi, dodała: – I tak bym ci nic nie zrobiła, ten bękart pozbawił mnie rąk, wiesz? – Jej głos nagle ociekał jadem, skrywaną dotąd wściekłością. Nick spojrzał na chwilę na nią, niemal od razu tego żałując. Twarz kobiety przykrywała maska czystej furii i nienawiści. Stanowiła zupełne przeciwieństwo tego, co widział parę godzin temu, gdy Henry zabawiał się w „chirurga”. Tak, Nick musiał na nią patrzeć, gdy ją torturował. Stanowiło to część jego szkolenia – tak długo miał oglądać ludzkie cierpienie, aż stanie się zupełnie na nie obojętny. Jej krzyki nie wywołały u niego żadnych emocji. Nie była pierwszą i myślał, że z pewnością nie ostatnią ofiarą, którą będzie musiał obserwować. Jednak teraz to było zupełnie coś innego, nie był przygotowany.
– Co z tobą, chłoptasiu? Widziałam jak się na mnie patrzyłeś! Widziałam w twoich oczach to samo, co u tego skurwiela! – Krzyknęła, a jej głos przetoczył się w świadomości chłopaka jak wystrzał z pistoletu. Miał wtedy ochotę kazać jej się zamknąć i zawołać Henrego. Jednak powstrzymał się, gdy dotarło do niego znaczenie jej słów.
– Coś powiedziała? – Warknął. Spiorunował ją wzrokiem i podszedł jeden krok do przodu. Stanął parę metrów od dziewczyny. Jak mogła go do niego porównywać?! W niczym nie przypomina tego obłąkanego popaprańca w lekarskim fartuchu. Nigdy nikogo nie potraktował w sposób preferowany przez Henrego. Nigdy! Więc, jak ona śmie stawiać ich na równi?!
Dziewczyna patrzyła nań obojętnie, jakby wściekłość, która przed chwilą okazałą zupełnie się ulotniła. Zamiast tego w jej podkrążonych oczach błysnęły łzy, spływając po zaczerwienionych policzkach. Oddychała spazmatycznie, walczyła o każdy oddech. Nicolas stał jak skamieniały obserwując zmiany zachodzące na jej twarzy. Teraz wydawała się zupełnie bezbronna, bezradna, a jej oczy rozszerzyły się niemym przerażeniu. Płakała, krztusząc się własnymi łzami.
– Zabij mnie… Boże, jeżeli jesteś człowiekiem to mnie zabij… – łkała, podczas gdy chłopak otumaniony oraz zafascynowany tą zmianą sytuacji podszedł do niej i położył czule swoją dłoń na jej policzku. Nie rozumiał samego siebie, nie rozumiał tego, co robi. Coś w głębi umysłu kazało mu musnąć palcami jej wargi, spierzchnięte od braku wody, ale nadal w kolorze świeżych malin. Przeczesał jej włosy, które w przeszłości musiały być niezwykle piękne, teraz zaś stanowiły plątaninie, matowych blond pasm, posklejanych gdzieniegdzie przez wyschniętą krew. Patrzyli sobie w oczy. Nicolas znów przybrał maskę obojętności i starał się pozbyć z siebie wszystkich emocji. Jednak nie potrafił tego zrobić. Nie potrafił być obojętny na to, co widziały jego oczy. Na tą kruchą, pozbawioną iskry radości istotę. Starał się ją sobie wyobrazić zanim trafiła do tego miejsca, zanim Henry zdołał ją złamać i doprowadzić do takiego stanu. Wyobraził ją sobie w letniej, błękitnej sukience powiewającej na wietrze. Ze słomianym kapeluszem przytrzymywanym przez delikatną dłoń, z różnobarwnymi koralami i rzemykami na rękach. Jej oczy były wypełnione radością płynącą z samej esencji jej jestestwa. Uśmiechała się promiennie, ukazując śnieżnobiałe zęby. Niemal czuł jej zapach – woń polnych kwiatów, świeżo ściętej trawy. Policzki miała zaróżowione od śmiechu. Okręciła się wokół własnej osi, a sukienka zafalowała wokół jej nóg, jakby stanowiła oddzielną istotę. Wyciągnęła ramiona w jego stronę, po czym zawołała melodyjnym głosem:
– Nie pozwól o mnie zapomnieć!
Potem wszystko się zamazało, a Nicolas wciąż stał w tym ponurym pomieszczeniu bez okien, zapach śmierci uderzył mu w nozdrza. Wizję zastąpiło ciało umierającej kobiety spoczywającej w jego rękach. Załkał widząc jak gaśnie iskra jej życia, jak znika wszystko czym była. Jej ciało stało się wiotkie, ale on wciąż je tulił, nawet nie pamiętając, kiedy wziął ją w ramiona. Płakał, podczas gdy ona coraz wolniej oddychała, aż w końcu ostatni raz spojrzała mu w oczy. Zanim cokolwiek zrobił, zanim zdążył coś powiedzieć, pocałowała go w czoło. Przez zapach potu i krwi, Nicolas wyczuł nikłą woń kwiatów i świeżej trawy.
– Dziękuję… – wyszeptała mu prosto do ucha, po czym umarła.
Nick płakał, płakał całymi godzinami starając się zapamiętać każdy cal jej twarzy. Przypomnieć sobie jej roześmiane oczy. Tulił ją, mocząc swoje i jej ubranie własnymi łzami.
Gdy Henry wszedł do pomieszczenia parę godzin później zastał chłopaka siedzącego na podłodze, patrzącego pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Ślady łez jeszcze nie wyschły, podczas gdy jego oczy stały się zupełnie bez wyrazu, pozbawione tej iskry, która określała go jako człowieka. Mężczyzna podszedł do chłopca i popatrzył na wiotkie ciało kobiety, która jeszcze niedawno krzyczała z bólu, jaki jej zadawał. Kucnął przy Nicolasie, wyciągnął z kieszeni białego fartucha paczkę papierosów, zapalniczkę i zapalił jednego. Chwilę później pokój wypełnił zapach dymu z nikłą nutką cynamonu. Zaciągnął się, po czym wypuścił powietrze prosto w twarz chłopaka. Gdy nie zareagował, Henry złapał jego podbródek i odwrócił ku swojej twarzy, a gdy upewnił się, że wszystko poszło po jego myśli, wyciągnął martwe ciało z ramion Nicolasa i odrzucił niedbale pod ścianę. Chłopak nie protestował. Zupełnie jakby stał się jedną z tych szmacianych lalek, które widział na wystawach antykwariatów. Ich oczy były tak samo puste, tak samo pozbawione oznak ludzkiej tożsamości. Stanowił tylko reprodukcję istoty, którą był jeszcze parę godzin wcześniej. Henry uśmiechnął się pod nosem zadowolony z tego, co się stało. Jeszcze raz zaciągnął się papierosem, po czym usiadł obok dziecka spoglądając w to samo miejsce co on. Stała tam komoda ze zdjęciami więźniów, których miał za zadanie przesłuchiwać. Była to jedna z tortur, jakie im zadawał. Stawiał przed nimi fotografię i patrzył jak ból przetacza się po ich twarzach, gdy przypominają sobie ludzi, którymi kiedyś byli. Patrzył na cierpienie, którego sam nie był w stanie im zadać.
Wodził wzrokiem po ramkach, szukając tej, której Nicolas tak uporczywie się przyglądał, zanim zupełnie się złamał. Gdy już ją znalazł, uśmiechnął się pod nosem, wypuszczając dym przez usta.
– Śliczna była, co Nick? – Westchnął przypominając ją sobie zanim została mu przydzielona, zanim poczuła pierwszą namiastkę tortur, jakimi ją potraktował. Przypomniał sobie jej pierwszy krzyk, jej łzy, jej krew plamiącą jego nieskazitelnie biały fartuch i czarne, wypolerowane buty. Rozmarzył się na myśl o tym, co jej uczynił zanim ten dzieciak ją zabił, o tym, co by jej jeszcze zrobił, gdyby Nick się nie złamał. Oczywiście kazałby mu patrzeć, a jakby nie chciał, przywiązałby go do krzesła i siłą otworzył oczy. O tak, pokazałby mu, na co go stać, a wtedy dzieciak żałowałby, że jej wcześniej nie zabił – Myślę, że Scarlet była całkiem podniecająca. Szkoda, że tak szybko umarła… – mruknął przygnębiony. Chwilę jeszcze posiedział, myśląc o tym, co jeszcze musi zrobić, a potem podniósł się niedbale. Otrzepał spodnie i skierował się do drzwi. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia, zostawiając za sobą słodką woń cynamonu.
Henry nie wiedział wtedy, że zanim Nicolas utracił tą cześć swojego jestestwa, zanim stał się tą bezwzględną maszyną do zabijania, którą mężczyzna z niego zrobił, zanim zobaczył przykryte kurzem zdjęcie Scarlet, przysiągł sobie, że go zabije. Zabije tego cynamonowego sukinsyna przed tym jak sam odejdzie z tego świata. Sprawi, że Henry będzie błagał o śmierć, a Nicolas wykąpie się w jego krwi i będzie patrzył jak tamten umiera w męczarniach. Obedrze go ze skóry, a potem obije nią sobie fotel.
Dotrzymał obietnicy. Spełnił wszystko, co do joty.
A w pamięci ciągle miał tę fotografię, gdzie Scarlet była ubrana w niebieską sukienkę ze słomianym kapeluszem na głowie.
które rosły gdzie dusza zapragnie. – mam wątpliwości co do tego sformułowania. Tak jakby drzewa były żywe i same sadziły się z premedytacją gdzie chciały.
Grubość i wysokości drzew była z pewnością imponująca, gdyż gęste korona niemal całkowicie zasłaniała bezchmurne niebo. – pomieszanie z poplątaniem. Tu liczba mnoga, tu pojedyncza. Albo jedna korona, albo wiele koron. Zdecyduj się.
Tylko gdzieniegdzie nikły blask gwiazd przebijał się przez liście, zostawiając na chodniku srebrzystą poświatę. – nikły blask, ale zostawiał poświatę. W dodatku gwiazd. Wątpię, żeby gwiazdy świeciły aż tak mocno, by cokolwiek oświetlać na ziemi. Widać je, bo widać, ale oświetlać to one ziemi nie oświetlają.
Kwiaty rosły niemal wszędzie, a nawet zdołał dojrzeć przebłyski kolorów – czerwony, żółty i niebieski. - Ja tam w nocy to widzę raczej odcienie szarości, zwłaszcza w lesie oświetlonym nikłym światłem… No ale ok., oczy mam chore, więc może to mieć spory wpływ…
Ale nic bardziej nie przerażało go tak, jak pustka emanująca z oczu tych ludzi. – Ale nic nie przerażało go bardziej, niż pustka emanująca z oczu tych ludzi.
Wyobraźnia nasunęła mu obraz kobiety, którą miał za zadanie pilnować jeszcze za czasów, gdy stanowił jednego z wielu pionków tych sukinsynów. – Gdy był zwykłym pionkiem na usługach tych sukinsynów. < - tak na przykład.
Wszyscy z tych ludzi z czasem stawali się podobni do siebie – wychudzeniu, wyniszczeni, przerażeni, a dźwięki, jakie wydawali zlewały się w jedność. – wychudzeni
Jednak serce biło mu jak szalone pod czujnym okiem nieznajomej. – To brzmi jakby go lekarka badała
– Jej głos nagle ociekał jadem, skrywaną dotąd wściekłością. – jeśli już, to zaczął ociekać brzmiało by lepiej.
Stanowiła zupełne przeciwieństwo tego, co widział parę godzin temu, gdy Henry zabawiał się w „chirurga”. Tak, Nick musiał na nią patrzeć, gdy ją torturował. – To kto ją w końcu torturował?
Teraz wydawała się zupełnie bezbronna, bezradna, a jej oczy rozszerzyły się niemym przerażeniu. – rozszerzają się źrenice.
teraz zaś stanowiły plątaninie, matowych blond pasm, - plątaninę i bez przecinka
Jeszcze raz zaciągnął się papierosem, po czym usiadł obok dziecka spoglądając w to samo miejsce co on. – jeśli dziecko, to ono. W tę samą stronę co ono.
Tyle wyłapałem po przeczytaniu.Gość idzie i wspomina. Poza tym, że to się dzieje w przyszłości, to fantastyki tutaj nie wiele. Do tego te błędy. Ocena oscylowałaby pomiędzy 2, a 3. Później zobaczę kolejna część, a póki co, o ile jeszcze masz możliwośc, to popraw wymienione byki.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
W prologu czy wstępie --- jeden diabeł moim zdaniem --- panorama dziejów, podbój Marsa, wojna, postęp techniki, co tam jeszcze, stulecia mijają --- a tu klasyczna rzeźnia. Co to ma do rzeczy, znaczy: czemu to ma służyć?
Gdybym ja coś takiego zechciał napisać i opisać (ale nie zechcę, z powodów w tej chwili nieistotnych), posłużyłbym się wyrafinowaną techniką. Nie topór, skalpel i kwas azotowy, ale --- a nie, podpowiadać nie będę. Wystarczy pomyśleć... --- a to trzeba robić samodzielnie.