
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Dom publiczny „Charlotte” nie przypominał reszty budynków, która go otaczała. Umieszczony między wysokimi blokami o burych barwach, odpadającą elewacją i wybitymi szybami wyglądał jak wyjęty z innej bajki. Albo innego koszmaru, jak kto woli.
Charlotte była nowoczesnym budynkiem z przeszklonymi lustrem weneckim ścianami. Dawało to niesamowite wrażenie dla osób w środku, zaś na zewnątrz ściany przypominały metalową płytę. Pierwsze piętro zbudowano na planie prostokąta, zaś kolejne wznosiły się nieregularnie na różnych wysokościach oraz odstępach, a prowadziły do nich jedynie kręte schody, również otoczone lustrem.
Nie było żadnego napisu, jedynie muzyka i odgłosy dobiegające ze środka mogły sygnalizować, że Charlotte nie jest zwykłym klubem. Oświetlenie umieszczono w ziemi, tak, że lampki rzucały białe światło od spodu. Góra budynku pogrążona była w ciemności.
Burdel był równie ekscentryczny i nieprzewidywalny jak jego właścicielka – Charlotte.
Niewielki parking zapchany był drogimi samochodami, co świadczyło o niejakiej sławie Charlotte i jej dziewczyn. Najlepsze dziwki, najlepsze drinki i najlepsza zabawa – nieraz słyszał taką opinię. O dziwo większość pojazdów należała zapewne do wysoko postawionych urzędników, na których w domu czekały żony oraz gromadka dzieci. W obecnej rzeczywistości coraz mniej ludzi zaprzątało sobie głowę wiernością. Kolejni kochankowie, lub kochanki w nowobogackich rodzinach nie stanowiły już smakowitego kąska dla prasy, jak w minionym stuleciu. Smutne, ale prawdziwe.
Nick zaciągnął się papierosem po czym rzucił niedopałek na ziemię. Ruszył chodnikiem w stronę wejścia, zdając sobie sprawę, że przychodzenie tu niemal równa się samobójstwu. Co tam, pomyślał, raz się żyje.
Poza tym nie mógłby teraz uciec z podkulonym ogonem. Nieźle się natrudził, by załatwić sobie to spotkanie i zmarnowanie tego w obawie przed swoją byłą kochanką, od której odszedł zostawiając jedynie kartkę z napisem „Żegnaj S. ”, było by po prostu żałosne.
Otwierając ciężkie, stalowe drzwi jeszcze raz się zastanowił, po czym pchną je niepewnie wkraczając w krąg różnokolorowych jarzeniówek. Uderzył w niego ciężki zapach potu, seksu, alkoholu i perfum, które w połączeniu dały mieszankę wybuchową, przez którą żołądek fiknął mu koziołka, a obiad zapragną wydostać się na zewnątrz. Odchylił się do tyłu i oparł o ścianę, powstrzymując odruch wymiotny.
W tym momencie wyglądał jak naćpany, z czupryną blond włosów związanych w niedbałą kitkę, kilkudniowym zarostem i zamglonym spojrzeniem stalowo-niebieskich oczu. Tego widoku dopełniał czarny płaszcz sięgający kostek, czarne, skórzane rękawiczki i równie ciemne buty. Nie mówiąc już o pistolecie plazmowym schowanym pod owym płaszczem oraz parą sztyletów do rzucania i kataną na plecach. Dodać też trzeba dwa krótkie noże w budach. Jednak broń była bardzo dobrze schowana, więc większość ludzi rzadko zdawała sobie z niej sprawę.
Nick osobiście wolał broń białą, bo zawsze miał problemy z celnością, przez co czasami zdarzało mu się nie trafić w coś lub kogoś, dla którego pocisk był przeznaczony. Co prawda wmawiał sobie, że po prostu cała technologia go nie lubi i wyśmiewa mu się w twarz, ale coraz mniej w to wierzył.
Miał właśnie zapytać się o drogę do gabinetu Charlotte, bo sam nie orientował się w tym tłumie, kiedy poczuł jak coś okrągłego przyciska mu się do boku, a po chwili para smukłych rąk oplotła mu się wokół pasa.
– Hmmm… – mruknęła atrakcyjna szatynka w stroju, którego równie dobrze mogłaby nie nosić – Witaj kochaneczku, może mogłabym Ci w czymś pomóc? – oblizała seksownie wargi, ale zanim zdołała dodać coś jeszcze Nick wysunął się z jej uścisku ignorując skurcz w lędźwiach, na widok jej smukłego ciała. Przełknął ślinę gdy dziewczyna przekrzywiła głowę, przy okazji eksponując całkiem pokaźny biust, który w ryzach trzymał jedynie przeźroczysty stanik.
– Ja do Charlotte – powiedział szybko cofając się parę kroków.
Po tych słowach szatynka jakby straciła nim zainteresowanie. Założyła ręce na piersi, przyjmując pozycję, która na pewno nie mogła znaczyć więcej niż „spierdalaj”.
– Jestem umówiony – dodał po chwili, a brew dziewczyny powędrowała w górę. Dopiero teraz Nick zauważył jej nienaturalnie fiołkowe oczy. No tak, pomyślał, ingerencja w DNA.
– Każdy tu tak mówi, kochaneczku – miała niezwykle seksowny głos, tym razem zabarwiony tłumioną złością – Każdy chce się zobaczyć z Mamą. Więc kurwa, nie pierdol mi tu – syknęła, dając do zrozumienia, że ma go głęboko w poważaniu.
Nick skrzywił się nieznacznie i już miał coś powiedzieć, gdy dotarł do niego znajomy zapach. Wzdrygnął się pod wpływem dotyku na ramieniu. Odwrócił się, a widząc przed sobą Charlotte w jej pełnej krasie na chwilę zapomniał oddychać.
– Witaj, Nicolasie – powiedziała rzeczowo, po czym zwróciła się do podopiecznej – możesz już iść, Gabrielo.
Gabriela odwróciła się na pięcie, prychając ostentacyjnie i zniknęła w tłumie. Tylko raz się odwróciła, rzucając mężczyźnie wrogie spojrzenie. Zupełnie nie rozumiał kobiet…
Dopiero teraz Nick zdał sobie sprawę z otaczających go ludzi. Pomieszczenie w którym się znajdował było wypchane kobietami i mężczyznami, a w obu przypadkach cześć z nich stanowiła pracowników. Na środku znajdował się parkiet umieszczony na podwyższeniu oraz otoczony stalową balustradą, najpewniej mającą chronić przed upadkiem pijanych klientów. Przy ścianach zbudowano platformy dla tancerek, lub tancerzów, w zależności od preferencji klienteli. Wybiegi oświetlały kolorowe, migoczące jarzeniówki, które rozświetlały skąpe stroje prostytutek, tworząc na ścianach i parkiecie kolorowe refleksy. Wszędzie były rozstawione fotele, kanapy i loże dla vip’ów z prywatnymi pokazami zdolności tanecznych. Gdzieniegdzie wybudowano małe platformy otoczone szkłem, gdzie również pokazywano profesjonalizm tutejszych pracowników. Wrażenia dopełniała głośna muzyka, która tylko podsycała żądze i budziła w klientach zachcianki erotyczne.
Prostytutki kręciły się w tłumie, oferując swoje usługi. Męskie dziwki były tu równie powszechne, jak one, a każde z nich należało do elity swojej profesji. Charlotte zatrudniała tylko najlepszych.
Przy słabo oświetlonej ścianie, niedaleko szerokich schodów prowadzących do pokoi, ustawiono bar, gdzie skupiał się równie duży tłum co na parkiecie. Burdel szczycił się także jednym z największych w kraju zbiorem alkoholu. Kelnerzy dogadzali nawet najbardziej ekscentrycznym bywalcom, oferując drinki z całego świata.
Mimo wszystko Nick nie przyszedł tu sprawdzać prawdziwości tej opinii.
– Gdy już napatrzysz się na tyłki moich dziewcząt, wiesz gdzie mnie znaleźć – burknęła Charlotte, całując go w policzek, zapewne zostawiając na nim ślad swojej krwistoczerwonej szminki – tymczasem ja udam się do biura.
Zgrabnie go wyminęła kierując się do najmniej oświetlonej części pomieszczenia, tam gdzie malował się jedynie zarys drewnianych, misternie rzeźbionych drzwi, prowadzący do jej prywatnych pokoi. Stali przy nich dwaj ochroniarze, ubrani niezwykle dokładnie, jak na jej standardy.
Nicolas przyglądał im się, starając ocenić swoje szanse na ucieczkę, w razie nagłych kłopotów. Obaj byli dobrze zbudowani, chociaż nie przypominali standardowych „byczków”, tak popularnych wśród bogaczy. Jeden z nich miał lśniące zielone włosy, opadające na plecy w błyszczącej kaskadzie. Jego oczy przypominały dwa lśniące szmaragdy, otoczone wachlarzem rzęs w kolorze jesiennej trawy. Skórę miał normalną, przynajmniej taka się wydawała w tym skąpym świetle. Mimo, że Nick preferował kobiety, musiał przyznać, że obaj mężczyźni byli niesamowicie przystojni, zresztą jego opinie podzielała większość kobiet i paru mężczyzn, którzy ukradkiem im się przyglądali.
Drugi z ochroniarzy jak widać wolał mniej rzucające się w oczy uczesanie. Chociaż jego włosy przypominały niebo o zachodzie słońca, przeplatane pasemkami w kolorach purpury, złota, różu i pomarańczy, nosił je krótko ścięte, pozwalając niektórym kosmykom opadać na twarz. Spod nich błyskały czujne, purpurowe tęczówki, z pozłacanymi plamkami przy źrenicy. Z pewnością ten zachowywał się najbardziej profesjonalnie, stojąc z założonymi rekami i rzucając ostrzegawcze spojrzenie dla każdego przechodnia. Drugi za to opierał się o ścianę, niedbale krzyżując ramiona, posyłając zalotne uśmiechy do chichoczących prostytutek.
Mimo ich niepozorności, obaj byli niebezpieczni, a bijąca od nich aura stanowiła niezbity dowód, na to, że posiadają jakieś dodatkowe zdolności. Miał tylko nadzieję, że nie pozna ich na własnej skórze.
Jak widać Charlotte nie ma nic przeciwko mutantom, a przynajmniej tym, którzy dobrze prezentowali się w ubraniu, jak i bez niego.
Po rzuceniu okiem na tłum, Nick ruszył za kobietą. Przeciskał się między ludźmi, co chwila przepraszając, gdy kogoś potrącił, wylał drinka lub wbił łokieć w plecy. Usłyszał za sobą parę soczystych przekleństw chyba w każdym języku jaki znał, a znał ich całkiem sporo.
W końcu ciężko dysząc, po ucieczce przed rozeźloną tancerką, którą przez przypadek pchnął na jakiegoś obleśnego grubasa, obmacującego skąpo ubranego chłopaka, który z pewnością ledwo co przekroczył osiemnastkę, stanął przed mahoniowymi drzwiami.
Jeszcze raz oglądając się za siebie, zdał sobie sprawę, że będzie musiał porozmawiać z Charlotte trochę o demoralizowaniu młodzieży.
Tymczasem w ostatniej chwili zdołał przecisnąć się między ochroniarzami, łapiąc za klamkę zamykających się drzwi. Obaj spojrzeli na niego czujnie, ale po słowach Charlotte, że mają go przepuścić, znowu zajęli się obserwowaniem tłumu.
Przynajmniej ten krótkowłosy, bo drugi był zbyt zajęty flirtowaniem z bardzo biuściastą tancerką, która niemal omdlewała pod jego spojrzeniem. Jak zauważył Nick, ta osóbka także ledwo wkroczyła w dorosłość.
Tak, z pewnością sobie porozmawia z jej pracodawczynią.
Przekraczając próg, drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem. Stał teraz w przestronnym holu, z burgundowymi ścianami, tego samego koloru dywanem przeplatanym złotymi nićmi, którym wyłożono lakierowaną, drewnianą podłogę.
Co kilka metrów znajdowały się rzeźbione drzwi, pomalowane lśniącą, czarną farbą. Prywatne pokoje Charlotte dla jej najlepszych dziewcząt i chłopców oraz paru specjalnych klientów.
Nick minął je obojętnie, tylko raz słysząc dobiegające zza nich krzyki rozkoszy.
Skierował się bocznym korytarzem, aż do jego końca, który wieńczyły ogromne, dwuskrzydłowe wrota, uchylone na oścież. Kto by pomyślał, że znajduje się w budynku będący wspaniałym przykładem nowoczesnej architektury, podczas gdy teraz otaczał go widok wyciągnięty niemal z barokowych salonów.
Z pokoju padała blade światło kryształowego żyrandola, oświetlając marmurową rzeźbę nagiej kobiety i mężczyzny w dwuznacznej pozycji. Ku zdziwieniu Nicolasa, kobieta miała twarz i ciało właścicielki burdelu, a jej partner kogoś mu przypominał. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że oto widzi przed sobą roznegliżowany pierwowzór krótkowłosego ochroniarza. Szczęka opadła mu jeszcze niżej, gdy dostrzegł jeszcze jedną postać między splątanymi ścianami. Rzeźbiarz idealnie ukazał zalotny uśmiech zielonowłosego mężczyzny, którego chwilę wcześniej przyłapał na podrywaniu pracownicy.
Tak, Charlotte uwielbiała oszałamiać.
W końcu gdy szok minął Nick minął rzeźbę, wkraczając do przestronnego pokoju z wysokim sufitem. Pomieszczenie było urządzone z przepychem, ale także z precyzją i elegancją, której mogły pozazdrości barokowe pierwowzory.
Przy ścianach stały wysokie aż do sufitu, regały z książkami. Wypełnione tomami w najróżniejszych językach, niektóre były dość stare i z pewnością mogły by być licytowane za sporą sumkę.
Do dziś Nick dziwił się, że Charlotte została dziwką, gdy pomyślał o tym jak bardzo była wykształcona, inteligentna i błyskotliwa. W końcu nie każda prostytutka skończyła Harward, mając szanse na wykładanie biotechnologii na najlepszych uczelniach na świecie. Niewiele osób wiedziało o jej przeszłości co Nick i jeszcze parę „przyjaciół”, których zaszczyciła owym sekretem.
Mężczyźni boją się inteligentnych kobiet, Nick. Zwłaszcza tych inteligentniejszych od nich samych, a w mojej pracy strach jest równie mało pożądany co choroby weneryczne.
Tak więc nie wspominał nikomu o jej sekretach, uzyskując w ten sposób jej zaufanie, a z czasem nawet pewnego rodzaju przywiązanie, na którym jemu samemu bardzo zależało. Czemu? Charlotte była jedną z najbardziej wpływowych osób w kraju, mając dostęp do tajemnic jakie skrywali jej klienci, ujawniający je dopiero w miękkiej pościeli jej łóżka, po paru drinkach i seksie, o jakim mogli tylko pomarzyć mężczyźni z nizin społecznych. Jej burdele rozsypane były po całej Polsce, a podopieczni dostarczali świeżych plotek, którymi potrafiła zręcznie manipulować, by uzyskać to czego pożądała. Mając za przyjaciółkę bosa najwyższej klasy, starej jak świat profesji, której ulegali najbogatsi, wpływowi ludzie w Europie, sam dysponował wiedzą, która pomogła mu ukrywać się przez ostatnie półwiecze.
Zawdzięczał Charlotte naprawdę wiele, ale i sam nie pozostawał dłużny. Oferował jej prawdziwą przyjaźń, bez tajemnic, bez skrywanych gróźb, której na próżno było szukać w tych czasach wśród ludzi o jej pozycji. Był jej kochankiem, przyjacielem oraz skrywaną głęboko miłością, do której sama bała się przyznać przed samą sobą, a co dopiero przed nim.
Na ścianach wisiały także dzieła sztuki minionych epok, a także współczesnego wyrazu emocji i odniesień do teraźniejszości. Biała sztukateria pokrywała sufit, kontrastując z kolorystycznym przepychem tapet. Meble były rzeźbione z mahoniowego drewna. Na środku pomieszczenia stało biurko, z najnowszym sprzętem, który w żaden sposób nie umniejszał stylowi pokoju. Za nim wznosiło się ogromne łoże z baldachimem przypominającym w dotyku pajęczynę, czy najcieńszy, delikatny jedwab. Ustawiono je na podwyższeniu, ze schodkami wyłożonymi purpurowym, miękkim dywanem, w którym Nick zapadał się aż po kostki.
Minął biurko i skierował się do łóżka widząc rozciągniętą na nim kobietę. Odgarną zasłony i w tedy zobaczył wspaniałe, kasztanowe loki rozsypane na miękkiej pościeli, bladą, iskrzącą się skórę, czy idealne kobiece kształty, nieskrępowane żadnym ubraniem. Błyszczące, orzechowe oczy skroplone pozłacanymi plamkami wpatrzone były w jego osobę, a czerwone, pełne usta ułożone były w delikatnym uśmiechu, który wzbudził w nim wewnętrzną potrzebę zasmakowania ich. Była zwykłym człowiekiem, ale jakże pięknym.
Charlotte podniosła się na łokciach, objęła jego twarz dłońmi, pociągając go na łóżko. Gdy był już na tyle blisko, by mógł ją pocałować, Charlotte z całej siły trzasnęła go otwartą dłonią w policzek, burząc romantyczną atmosferę.
Nick zachwiał się i omal by nie upadł, gdyby nie to, że kobieta złapała go za przód płaszcza, a gdy przyciągnęła go do siebie złożyła na jego ustach pocałunek, który składał wiele obietnic.
Gdy nadal oszołomiony mężczyzna, nie odwzajemnił pieszczoty, Charlotte oderwała się od niego i jeszcze raz porządnie mu przyłożyła, tym razem pozwalając stoczyć mu się ze schodków i wyładować na samym dole.
Dzięki Bogu za ten dywan, pomyślał Nick, niepewnie podnosząc się z podłogi, pocierając przy okazji zaczerwieniony policzek. W tym czasie kobieta zdążyła już zarzucić na siebie szlafrok, schodząc zgrabnie z podwyższenia.
– Za co to było? – burknął mężczyzna, gdy już udało mu się wyprostować, ignorując siniaki, których z pewnością mu przybyło, wskutek zderzenia ciała z bronią schowaną pod płaszczem.
– Za co, pytasz? – Charlotte zmiażdżyła go wzrokiem – Za to, kurwa jego mać, jak potraktowałeś Sarę, idioto.
– Tak pięknej kobiecie nie przystoi wyrażanie się w taki sposób – mruknął, uchylając się przy okazji przed lecącym w jego stronę dzbankiem z kwiatami. Złapał go w ostatniej chwili.
– Będę się, kurwa, wyrażać, jak mi się żywnie podoba! – krzyknęła, podchodząc do niego i wymierzając w jego stronę palec – powinnam cię oddać moim chłopcom, ty parszywy, zasrany…
– Z tego co zauważyłem całkiem nieźle się dogadujecie…
– Masz coś jeszcze do dodania? – syknęła przez zaciśnięte zęby.
– Nic, a nic.
– Świetnie, ba mam cię ochotę, do jasnej cholery…
– Wiem, wiem. Już to gdzieś słyszałem… – powiedział, widząc, że zanosi się na bardzo długi opis tortur jakim chciała go poddać przy najbliższej okazji.
– Skoro słyszałeś to co tu, kurwa, robisz?! Ahh… No tak – dodała z sarkazmem – chodzi ci o tę małą smarkulę, której obiecałam przypilnować, prawda? Tobie zawsze tylko chodzi o to co mogę dać! Przychodzisz tu jak gdyby nigdy nic, mając z pewnością nadzieję na rundkę seksu z jakąś premią. Potem byś wyszedł, znikając na kolejne lata. Och nie! Zapomniałam dodać, że ostatnim razem udało ci się zabrać coś ze sobą!
– Charlotte, błagam…
– Zamknij się! Ja mówię! – wrzasnęła, dźgając go oskarżycielsko w pierś – Wziąłeś ją sobie jak jakiś zasrany przedmiot, który po zużyciu wyrzuca się do śmieci! Nie wiem, doprawdy, jakimi gównianymi słówkami ją karmiłeś, ale ta dziewczyna była gotowa oddać za ciebie życie! Kochała cię! Ty kretynie, zdajesz sobie sprawę, jak rzadko w tych popapranych czasach zdarza się, że ktoś pokocha inną osobę, jak Sara ciebie? Nie, przepraszam, zapomniałam. Ty nie wierzysz w nic, a zwłaszcza w coś głębszego niż szkocka – odeszła parę kroków, mierząc go wzrokiem – Wolny strzelec, kurwa. Doprawdy nie wiem…
– Jesteś zazdrosna? – zapytał lustrując zmiany zachodzące na jej twarzy. Na początku pojawiła się mieszanina złości z zaskoczeniem, potem nadszedł szok, a następnie na jej twarz wypłynął kpiarski uśmiech.
– Myślisz, że będę jedną z tych idiotek, Nick? Tych co to dla ciebie umarły, w nadziei, że zapamiętasz je jako kobiety, niż jako maszynki do pieprzenia? – jej głos ociekał sarkazmem i tłumioną złością – Tu się, kurwa, pomyliłeś. Nigdy nie skończę jak one, Nicolasie. Nigdy. Dobrze to sobie zapamiętaj, zanim wpadniesz na jakiś genialny pomysł zrobienia ze mnie swojej tarczy.
– Charlotte, posłuchaj… – zaczął niepewnie. Ta rozmowa nie tak miała wyglądać, pomyślał.
– Nie, to ty posłuchaj – powiedziała spokojnie. Tym razem na jej twarzy pojawiło się zmęczenie, a gdzieś głęboko w tych orzechowych oczach zamajaczył nawet smutek – Spójrz na to co się dzieje dookoła. Rozejrzyj się, popatrz na ludzi, na to kim się staliśmy. Żadnych zahamowań, moralności, czy chociażby odrobiny emocji i uczuć którymi kiedyś potrafiliśmy obdarować kogoś innego. Wiem, co sobie myślisz. Jestem skończoną idiotką, która marzy o księciu na białym koniu i w złotej zbroi. Na to, że uratuje mnie z wieży, weźmie w ramiona i powie jak bardzo mnie kocha. Jestem głupia, zacofana, ale przynajmniej wierze w to, że gdzieś jest ktoś kto by mnie pokochał. Nie moje ciało, nie seks. Tylko mnie. Chociaż teraz, wydaje mi się, że na próżno czekam – spojrzała na niego smutno. W tym jednym momencie jej twarz postarzała się o parę lat – Ja jestem już tym zmęczona, Nick. Patrzeniem jak ci wszyscy mężczyźni przychodzą do mnie, wiedząc, że w domu czekają na nich żony i dzieci. Kochają się ze mną ze świadomością, że nikt ich nie ukarze za kolejna zdradę. Kto by to zrobił? Sędzia, która ma równie wiele kochanek ile byłych żon? Brat żony, który pieprzy się z jednym z moich chłopców w pokoju obok? Dochodząc do samej kobiety, która z tęsknoty za mężem popada w depresję i bierze do łóżka ogrodnika? Powiedz mi, Nick. Jak ktoś taki jak ja, który żyje ideałami o prawdziwej miłości, może reagować na kogoś kto tę miłość tyle razu zmarnował? Boże, Nick! Dla ciebie ten świat to albo pole walki albo pobojowisko, gdzie kroczysz między trupami przyjaciół, kochanek i ludzi, których nawet nie znałeś! Nie widzisz nic, w nic nie wierzysz. Żal mi cię, chociaż pewnie łatwiej jest być obojętnym, niż czuć tak bardzo, jak ja czuję… Zmęczona jestem, chéri.
– Charlotte.
– To koniec, Nick. Nadal będę ci pomagać, ale nie chcę cię już więcej widzieć. Obiecałam, a ja dotrzymuje słowa. Twoja dziewczynka jest gotowa byś ja ze sobą zabrał. Oddałam ją do sierocińca, gdzie pracuje ktoś komu mogłam powierzyć twoją prośbę – wyciągnęła z biurka kartkę papieru i coś na niej napisała – Tutaj masz adres. Zabierz to dziecko w bezpieczne miejsce. Nie wiem po co ci jest potrzebna, ale ufam, że nic złego jej nie zrobisz.
– Dziękuje, Charlotte – powiedział, patrząc w jej smutne oczy – Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
Jej dźwięczny śmiech wypełnił pomieszczenie.
– Umarłbyś, Nicolasie. Umarłbyś – uśmiechnęła się figlarnie, znów przypominając kobietę jaką znał – A teraz już idź, mam klienta.
– Dziękuję, Charlotte.
Pochyliła się do niego, składając na jego ustach pożegnalny pocałunek.
– Powiedziałam, żebyś już zmykał, chéri. Zanim wezwę ochronę.
Nick uśmiechnął się, ukłonił i skierował do drzwi.
– Ona jest do niej podobna, Nick.
Nic nie odpowiedział.
Charlotte była nowoczesnym budynkiem z przeszklonymi lustrem weneckim ścianami. – BYŁ nowoczesnym budynkiem.
Burdel był równie ekscentryczny i nieprzewidywalny jak jego właścicielka – Charlotte. Do burdelu takie określenia raczej nie bardzo pasują. W ogóle do jakiejkolwiek rzeczy. Jak cechy charakteru mogą opisywać rzecz?
Niewielki parking zapchany był drogimi samochodami, co świadczyło o niejakiej sławie Charlotte i jej dziewczyn. Najlepsze dziwki, najlepsze drinki i najlepsza zabawa – nieraz słyszał taką opinię. – Kto? Bohater opowiadania? Parking?
, że przychodzenie tu niemal równa się samobójstwu. – równa się niemal samobójstwu. Tak to brzmi deczka lepiej. A jeszcze lepiej, moim zdaniem, jakby tego niemal w ogóle nie było.
Nie mówiąc już o pistolecie plazmowym schowanym pod owym płaszczem oraz parą sztyletów do rzucania i kataną na plecach. Dodać też trzeba dwa krótkie noże w budach. Jednak broń była bardzo dobrze schowana, więc większość ludzi rzadko zdawała sobie z niej sprawę. – I co jeszcze w tych budach? Dwa pieski? :P A katana na plecach to fest schowek. Ochroniarzem był tam chyba Steve Wonder :P
przez co czasami zdarzało mu się nie trafić w coś lub kogoś, dla którego pocisk był przeznaczony. – W osobę, dla której pocisk był przeznaczony. Ew. po prostu w cel.
wysunął się z jej uścisku ignorując skurcz w lędźwiach, na widok jej smukłego ciała. – ja na widok ładniej kobiety raczej skurczów nie mam. Bardziej ucisk i to nie w lędźwiach.
Męskie dziwki były tu równie powszechne, jak one, a każde z nich należało do elity swojej profesji. – każda z nich. Dziwka, czyli każda. Nie ważne że męska.
Burdel szczycił się także jednym z największych w kraju zbiorem alkoholu. – jeden alkohol tylko mieli, ale za to dużo? Alkoholi.
burknęła Charlotte, całując go w policzek, zapewne zostawiając na nim ślad swojej krwistoczerwonej szminki – tymczasem ja udam się do biura. – to zostawiła czy nie? Jak narrator nie wie, to kto ma wiedzieć?
Zgrabnie go wyminęła kierując się do najmniej oświetlonej części pomieszczenia, tam gdzie malował się jedynie zarys drewnianych, misternie rzeźbionych drzwi, prowadzący do jej prywatnych pokoi. – zarys prowadził, czy drzwi prowadziły? Prowadzących.
Stali przy nich dwaj ochroniarze, ubrani niezwykle dokładnie, jak na jej standardy. – dokładnie, to znaczy jak? Żadna część ciała im nie wystawała spod ubrania? Może niezwykle schludnie? Ubrani zadziwiająco pospolicie?
Mimo ich niepozorności, obaj byli niebezpieczni, a bijąca od nich aura stanowiła niezbity dowód, na to, że posiadają jakieś dodatkowe zdolności. Miał tylko nadzieję, że nie pozna ich na własnej skórze. – I znów. Kto miał nadzieję? Duch Święty?
Jeszcze raz oglądając się za siebie, zdał sobie sprawę, że będzie musiał porozmawiać z Charlotte trochę o demoralizowaniu młodzieży. – As z Hydrozagadki, czy wujek dobra rada z Misia? Tak mi się jakoś nasunęło :P
Przekraczając próg, drzwi zamknęły się za nim z cichym kliknięciem. – Tak, drzwi przekroczyły próg, a potem się zamknęły…
Z pokoju padała blade światło kryształowego żyrandola, oświetlając marmurową rzeźbę nagiej kobiety i mężczyzny w dwuznacznej pozycji. – padało
Pomieszczenie było urządzone z przepychem, ale także z precyzją i elegancją, której mogły pozazdrości barokowe pierwowzory. – jak pierwowzory mogą czegoś zazdrościć?
Niewiele osób wiedziało o jej przeszłości co Nick i jeszcze parę „przyjaciół”, których zaszczyciła owym sekretem.- TYLE co Nick i jeszcze….
Mając za przyjaciółkę bosa najwyższej klasy, starej jak świat profesji, której ulegali najbogatsi, wpływowi ludzie w Europie, sam dysponował wiedzą, która pomogła mu ukrywać się przez ostatnie półwiecze. – O jej, a tego zdania zupełnie nie rozumiem…
Na ścianach wisiały także dzieła sztuki minionych epok, a także współczesnego wyrazu emocji i odniesień do teraźniejszości. – Co to są dzieła współczesnego wyrazu emocji i odniesień do teraźniejszości? Bo ja tak rozumiem to zdanie…
Odgarną zasłony i w tedy zobaczył wspaniałe, kasztanowe loki rozsypane na miękkiej pościeli, bladą, iskrzącą się skórę, czy idealne kobiece kształty, nieskrępowane żadnym ubraniem.
Odgarną zasłony i w tedy zobaczył wspaniałe, kasztanowe loki rozsypane na miękkiej pościeli, bladą, iskrzącą się skórę, czy idealne kobiece kształty, nieskrępowane żadnym ubraniem. – To zdanie brzmi, jakby narrator sam nie wiedział co Nick zobaczył.
a gdy przyciągnęła go do siebie złożyła na jego ustach pocałunek, który składał wiele obietnic. – Jak pocałunek może składać obietnice?
tym razem pozwalając stoczyć mu się ze schodków i wyładować na samym dole. – i jak się wyładował? Zbił ten dół?
- Świetnie, ba mam cię ochotę, do jasnej cholery… - ??????
Tych co to dla ciebie umarły, w nadziei, że zapamiętasz je jako kobiety, niż jako maszynki do pieprzenia? - Że zapamiętasz je bardziej jako kobiety, niż maszynki do pieprzenia.
Sędzia, która ma równie wiele kochanek ile byłych żon? – coś tu szwankuje. Równie dużo kochanek, co byłych żon. – tak to brzmi jakoś płynniej.
Ojejejeje… Opisujesz za dużo pierdół, za wiele szczegółów. Kto jakie miał oczy, włosy, ubranie, jaki był dywan, ściana… Po co? Wystarczy napomknąć, zaznaczyć, a ty rozdrabniasz się nad każdym szczegółem. Fabuła też mi się wydaje kaprawa. W części pierwszej torturowana baba umarła mu na rękach, a teraz poszedł do burdelu, uzbrojony jak komandos, chuj wie, za przeproszeniem po co, żeby spytać załamaną psychicznie, poszukująca miłości kurwę, gdzie jest inna laska, podobna do tamtej. Po co? Chciał się lepiej poczuć, wyobrażając sobie że sypia z tamta, która umarła? Nie łapie w ogóle tego tekstu, jego sensu i przesłania. Do tego roi się od byków, nielogiczności, bezsensów… Nie, tutaj z całą pewnością wyżej jak 2 nie dam. No chciałbym, ale naprawdę nie ma za co….
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Odgarną zasłony i w tedy zobaczył wspaniałe, kasztanowe loki rozsypane na miękkiej pościeli, bladą, iskrzącą się skórę, czy idealne kobiece kształty, nieskrępowane żadnym ubraniem. - Odgranął. Teraz zobaczyłem
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Sędzia, która ma równie wiele kochanek ile byłych żon? – coś tu szwankuje. Równie dużo kochanek, co byłych żon. – tak to brzmi jakoś płynniej.- Który ma. Jejku, co chwilę w tych zdaniach więcej błędów widzę. Masakra.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Napracowałeś się, Fasoletti. Podziwiam, bo mi się odechciało po jedenastym zdaniu...
Podobnie z doszukiwania się sensu zrezygnowałem.
Epoka kosmiczna, po wojnie kosmicznej, po niezwykłym postępie techno, a tu dalej noże, sztylety czy miecze, co tam bohater targał na sobie...
Ta Adamie, z godzinę nad tym siedziałem, no ale jak zacząłem... Podejrzewam, że Ty znalazłbyś w tym tekście co najmniej dziesięć razy tyle co ja...
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Ano, szlachectwo oblizuje. Tego, no, zaraz, jak to szło? --- a tak, zobowiązuje. Chcieliśta loży, no to ją macie, skumbrie w tomacie...
Dlatego, po pomyśleniu, że, i tak dalej... Nie, nie kpię z Ciebie czy kogokolwiek, nie szydzę, nic z tych rzeczy. To tylko żartobliwa przewrotność w wyrażaniu uznania.