Promień słońca przeciskający się z trudem przez gustowne kotary wpadł właśnie do sporego pomieszczenia. Rozejrzał się wokół, zatrzymując wzrok na zajmującej pół ściany mapie Europy, po czym podrapał się po głowie i stwierdził, że Zeus ma dosyć specyficzne preferencje jeśli chodzi o kobiety. Podążył w kierunku znajdującego się na końcu pokoju królewskiego łoża, dostrzegając wystającą spod zaplamionego prześcieradła białą czuprynę, rytmicznie unoszącą się na skutek wydychanego w trakcie chrapania powietrza. Promień wdrapał się na łoże, odgarnął białe loki z twarzy śpiącego, po czym otworzył jedno z jego oczu i bez pukania wszedł do środka.
– Helios, na miłość boską – burknął Zeus, leniwie otwierając drugą powiekę. – Ile razy ci mówiłem, żebyś nie używał swoich mocy do puszczania zajączków!
– Jesteś w nieciekawej sytuacji – odparł cichutko promyk, przechodząc z Zeusowego oka do Zeusowego ucha.
– Sam jesteś w nieciekawej sytuacji – warknął Zeus opuszczając powieki. – Mogłeś w nieskończoność zyskiwać wyznawców dzięki prezentowaniu swojej teorii, ale dałeś ją obalić jakiemuś pierwszemu lepszemu kartoflowi z Torunia. Od tamtego czasu nikt cię nie potrzebuje. A teraz daj mi spać.
– Twoja żona cię szuka – pisnął promyk, odbijając się wraz z echem wewnątrz Zeusowej głowy.
Oczy Zeusa otworzyły się szeroko, a twarz przybrała barwę typowej greckiej rzeźby. Jego prawica z szybkością błyskawicy wystrzeliła spod zaplamionej pierzyny i zbliżyła się do ucha, z którego wyciągnęła promień słońca.
– Czyżby dowiedziała się o moim romansie? – szepnął Zeus marszcząc brwi.
– Och, o romansie wie z pewnością – odparł Helios. – Pytanie tylko, o którym? Lub raczej, o jak wielu?
– Jeśli nie o to jej chodzi, to czego chce ta stara jędza? – syknął pan Olimpu.
– O coś, co z pewnością zrobiłeś, a czego z natury rzeczy pamiętać nie możesz – rzekł tajemniczo promień słońca, wskazując na zaplamione prześcieradło na którym leżał jego rozmówca.
Zeus zauważywszy ciemną plamę, raptownie odsunął prześcieradło, odkrywając swoje boskie ciało, po czym burknął pod nosem ciche przekleństwo. Obok jego pięty leżała bowiem jego pięta Achillesa, którą okazał się być sporych rozmiarów, bogato zdobiony złoty kielich. Z jego dna sączył się ciemny płyn pachnący owocami, który bez wątpienia był powodem dziwnego koloru prześcieradła.
– No nie wierzę – parsknął Zeus. – Raz się bóg wychodzi napić z kolegami na Dionizje a ta mu już gotowa truć życie – dodał zakrywając czoło wolną ręką.
– Główka boli? – skomentował Helios. – Bo tak się składa że Dionizje, to były tydzień temu. Przy tym co tam wyprawiałeś, twoje romanse to pikuś! Ba! To co robiłeś na poprzednich imprezach to pikuś!
– Nie mów, że znowu wpadłem na genialny pomysł z przykuciem kogoś do skały, by ptaki wyjadały mu wątrobę – przerwał mu Zeus. – Bo na trzeźwo w życiu bym na coś takiego nie wpadł…
– Cóż, skoro już pofatygowałem się żeby cię znaleźć, mogę ci po… – urwał nagle tracąc blask – Oho, chyba nad Olimpem mamy zachmurzenie. Reszty będziesz musiał dowiedzieć się sam – dodał promień słońca, rozpływając się w powietrzu.
– Moja biedna boska głowa – wyjąkał Zeus, próbując wstać z królewskiego łoża.
W momencie gdy jego stopy dotknęły marmurowej posadzki, zimny dreszcz podążający w górę ciała po kręgosłupie wdarł się do głowy zamieniając się w pulsujący ból.
– Tak myślałem – burknął chwytając się za skronie. – Boski kac – dodał zaciskając zęby.
Ostrożnie, pan Olimpu podniósł się ze swojego łoża, po czym jedną ręką uciskając głowę, a drugą opierając się o ścianę pomieszczenia, ruszył w kierunku drzwi, cicho stękając przy każdym kroku.
*****
– Mama, jeść! – wrzasnął dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany w czarną jak smoła zbroję, naramienniki z ludzkich czaszek, oraz zakrywający całą jego twarz hełm ze sterczącą u boku kitą koloru zakrzepłej krwi.
– Siadaj do stołu, Aresku – odparła stojąca nad kuchenką kobieta ubrana w fartuch, który ozdobiony był licznymi tłustymi plamami. – I proszę zachowuj się przy obiedzie, bo zamiast ziemniaków dostaniesz chochlą w łeb. Czy ty właściwie masz coś pod tym hełmem?
– Odpowiedź trochę mu zajmie, bo za wolno myśli – rzekł głos z centrum kuchni, gdzie znajdował się długi na trzy metry stół zajmujący większość pomieszczenia, wokół którego siedziała cała gromadka boskich potomków – bogowie, półbogowie, muzy i kto wie co jeszcze…
– Bo nigdy nie dajesz mu pomyśleć, Hermesku – przerwała kobieta, spoglądając na mężczyznę do którego butów przyczepione były ptasie skrzydła. – I przestań się wiercić! Wiem że się niecierpliwisz, ale przy ostatnim obiedzie zdarłeś mi spod swojego krzesła całą posadzkę! Skoro naprawdę tak trudno ci usiedzieć w miejscu, bądź tak dobry i skocz po tatusia. Od tygodnia nie wychodzi z sypialni.
Podczas gdy Hermes wielokrotnie przepraszał za zmuszanie swojego rodzeństwa do podsuwania swoich krzeseł by mógł dostać się na drugą stronę kuchni, do jej wnętrza docierać zaczęły coraz głośniejsze stęknięcia. Po kilkunastu sekundach, do pomieszczenia wszedł podpierający się ramieniem o ścianę Zeus. Na jego widok Hermes powrócił na swoje miejsce raz jeszcze przepychając się pomiędzy braćmi i siostrami, trącając kilkoro z nich łokciem, a stojąca nad kuchenką kobieta założyła obie ręce na boki i uśmiechnęła się szyderczo.
– I co, skończyło się wino, więc skończyło się też twoje Eldorado? – wycedziła przez zęby.
– Hera skarbie, to nie czas na mieszanie mitologii – odparł Zeus kiwając się lekko, wolną ręką chwytając się za skroń. – Poszukaj mi lepiej jakiejś aspiryny, bo zaraz mnie coś trafi…
– Ja cię zaraz trafię, blaszaną patelnią! – wrzasnęła pani Olimpu.
– Już się zaczyna – wymamrotał pod nosem Zeus. – Hermesku, jako że jesteś z nas wszystkich najszybszy, skocz proszę tatusiowi po jakieś tabletki. I jak już wstajesz, podaj Areskowi śliniaczek.
Po raz wtóry boski posłaniec wstał od stołu i przepraszając swoje rodzeństwo przecisnął się na drugi koniec pomieszczenia, gdzie na jednej z półek stała siatka z zakupami.
– Szlaja się jakiś pijak po tych imprezach towarzyskich, a w domu to robić nie ma komu! – zaczęła Hera, wskazując palcem na Zeusa. – To ja tu biedna siedzę całymi dniami i nocami, żeby jakoś zdążyć z wykarmieniem kilkudziesięciu gąb, a ten sobie na schadzki wychodzi?
– Kobieto to są Dionizje i przychodzi się tam właśnie po to, by pić! – przerwał jej Zeus, którego ból głowy wyraźnie pogorszył się na skutek panującej w kuchni wrzawy. – A poza tym nie widzę wśród tej wesołej kompanii nikogo nowego, więc chyba nie przyniosłem tu kolejnego bachora?
– Może nie tym razem, ale wstydu to nam narobiłeś na całą Grecję! – burknęła pani Olimpu, ignorując Aresa który ukradkiem podwędził z garnka obok dwa gotowane ziemniaki – Zeus Olimpijczyk, tak na ciebie mówią od tygodnia. Wiesz dlaczego? Bo tak się rozpiłeś, że przepiłeś nie tylko swoją konkurencję wagową, ale i samego Dionizosa! Przepiłeś samego boga wina! Pijak z Olimpu, a ja jego żona!
– Olimp i pijak – wymamrotał Zeus. – Olimpijczyk. Sprytne! – dodał uśmiechając się głupio, dostrzegając jak Hera chwyta leżącą na kuchence chochlę.
– Hermesku masz te tabletki? – powiedziała spokojnie Hera, rytmicznie uderzając krawędzią chochli o wolną dłoń. – Najlepiej daj mu od razu całą paczkę, bo będzie mu potrzebna.
– Niestety, ale niczego tu nie ma – odparł Hermes przeglądający zawartość siatek z zakupami – Kuzyn Asklepios musiał zabrać je ze sobą, bo słyszałem że na wydziale medycyny szykuje się sesja.
– Jak to, tabletek nie ma? – przerwał mu stękający z bólu Zeus. – I wnuczek Asklepios, który jako jedyny w tej rodzinie zna się odrobinę na medycynie, też nas dzisiaj nie zaszczycił na obiadku?
– Och, może i lekarza tu nie znajdziesz, ale myślę że jeden z naszych synów może pomóc ci równie dobrze jak on – odparła Hera, uśmiechając się tajemniczo – Hermesku, leć po Hefajstosa!
Z prędkością puszczonej z łuku strzały Hermes wypadł z kuchni, po czym powrócił do niej równie szybko z brodatym mężczyzną trzymanym na ramionach. Do pasa nowego gościa przyczepiony był pęk kluczy francuskich, a w jego rękach znajdowała się zamknięta niedbale skrzynka z narzędziami.
– Coś się zepsuło? Nie działa jak trzeba? Myślicie że pomoc przyjdzie wam z nieba? I się nie mylicie! Hefajstos spółka z o.o. o każdej porze dnia i nocy rozwiązaniem was zaskoczy! A teraz braciszku postaw mnie na nogi, bo gniew mojej matki będzie bardzo srogi – wyrecytował mężczyzna.
– Co, teraz on jest pijany że mówi rymami? – powiedział Zeus wciąż kurczowo trzymając głowę.
– Hefajstos, w porównaniu do ciebie i całej reszty tych darmozjadów, wyszedł na ludzi – przerwała mu Hera, nie odkładając chochli. – Otworzył własną firmę i rozwija rodzinny biznes, a mówienie rymami robi mu idealną reklamę.
– Tak, jasne – odparł szyderczo Zeus. – Jeśli dobrze pamiętam chciał jak każdy porządny chłop zaciągnąć się do wojska, ale zrzuciłaś go z Olimpu żeby miał dożywotnie zwolnienie. I faktycznie ma, krzywą nogę przez którą utyka.
– I bardzo dobrze że ma, bo wyszło mu to na dobre! – warknęła Hera, uderzając chochlą w stół – No to teraz synku, wyjmuj ze skrzynki młotek. Tatuś się skarży, że go główka boli…
– O nie – wymamrotał pan Olimpu, cofając się o krok. – Już tak jakby mi przechodzi.
Hefajstos nie zamierzał jednak słuchać wymówek swojego ojca. Wyjął ze skrzynki z narzędziami typowy metalowy młotek, po czym bez słów podszedł do Zeusa i z całej siły rąbnął go narzędziem w głowę, czemu towarzyszył dźwięk rozłupywanej czaszki. Z wnętrza jego boskiej głowy wyłonił się słup światła, za którym podążyła ludzka sylwetka. Przed panem Olimpu ukazała się kobieta odziana w pełną zbroję, trzymająca włócznię oraz tarczę z wizerunkiem sowy.
– Skaranie boskie z tym łachudrą! – wrzasnęła Hera, upuszczając chochlę – Nie tylko w całym kraju złą opinię mi robi, ale i kolejnego bachora do domu przynosi!
– Dziwne rzeczy tacie siedzą w głowie – skomentował Hermes, zakładający Aresowi śliniaczek.
– O, już nie boli! – krzyknął Zeus, pukając się w pękniętą na pół głowę.
– Pusta – stwierdził Hefajstos, zaglądając do środka. – A przepraszam, jest jeszcze rozpusta.
– Poddaję się – stwierdziła Hera siadając wykończona na krześle – codziennie gotuję dla dziesiątek gąb, więc jedna więcej i tak nie zrobi mi żadnej różnicy.
– Mama, jeść! – krzyknął Ares uderzając pięścią w stół.
– Skoro już o jedzeniu mowa, to co dobrego ugotowałaś? – zapytał Zeus, składając swoją rozbitą głowę w całość. – Jestem tak głodny, że mógłbym zjeść dosłownie wszystko!
– Twój ojciec też tak mówił przy obiedzie, a potem wiesz co zrobił – odparła Hera, schylając się by wyciągnąć talerze z półki. – A teraz siadajcie wszyscy do stołu. Dzisiaj jemy ziemniaki z koperkiem.
