- Opowiadanie: Revlis - Zeus Europejczyk

Zeus Europejczyk

Ko­lej­na przy­go­da Zeusa. Tym razem wraz z żoną i dwój­ką dzie­ci wy­brał się na wcza­sy na sło­necz­ną Kretę. Ory­gi­nal­ny tytuł brzmiał “Zeus na Kre­cie” ale myślę że ten pa­su­je bar­dziej. 

*Tekst nie każ­de­mu przy­pad­nie do gustu. Szcze­gól­nie oso­bom które nie czy­tu­ją mi­to­lo­gii. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Zeus Europejczyk

Pa­lą­ce pro­mie­nie let­nie­go słoń­ca otu­la­ły całe piasz­czy­ste wy­brze­że grec­kiej wyspy zwa­nej Kretą. Dzie­siąt­ki ku­ror­tów, wod­nych atrak­cji, skle­pów z pa­miąt­ka­mi i budek z je­dze­niem spra­wia­ły, że było to jedno z naj­czę­ściej wy­bie­ra­nych przez wcza­so­wi­czów miejsc na spę­dze­nie wa­ka­cji. Każda grec­ka ro­dzi­na ma­rzy­ła o wy­bra­niu się w te oko­li­ce. Nie­za­leż­nie od swo­je­go sta­tu­su.

– No, wresz­cie do­tar­li­śmy – rzekł czer­wo­ny z wy­sił­ku Zeus, zrzu­ca­jąc na go­rą­cy pia­sek spo­rych roz­mia­rów po­dróż­ny ple­cak. – Teraz tylko zna­leźć ja­kieś do­god­ne miej­sce – wy­mam­ro­tał roz­glą­da­jąc się po plaży peł­nej tu­ry­stów.

– Czas naj­wyż­szy – od­par­ła sto­ją­ca obok niego ko­bie­ta, ubra­na w strój ką­pie­lo­wy zdo­bio­ny szy­kow­ny­mi fal­ban­ka­mi, trzy­ma­ją­ca spo­rych roz­mia­rów, ko­lo­ro­wy pa­ra­sol. – Ostat­ni raz nad mo­rzem by­li­śmy całe mi­le­nia temu. I mówię to do­słow­nie.

– Wiesz do­brze czemu – burk­nął pan Olim­pu, wyj­mu­jąc z kie­sze­ni swo­ich krót­kich spode­nek ciem­ne oku­la­ry. – Mój bra­ci­szek dalej gnie­wa się za to, że wy­pu­ści­łem Kra­ke­na.

– Ra­so­we­go Kra­ke­na – dodał idący za dwój­ką mu­sku­lar­ny męż­czy­zna, ubra­ny je­dy­ne w ciem­ny hełm za­kry­wa­ją­cy całą jego twarz, oraz dmu­cha­ne koło do pły­wa­nia z wi­ze­run­kiem żół­tej ka­czusz­ki. – A ładny był. Łapę dawał i apor­to­wać umiał.

– Tylko pa­mię­taj co ci mó­wi­łam, Are­sku –  prze­rwa­ła mu pani Olim­pu wyj­mu­jąc z le­żą­ce­go na pia­sku ple­ca­ka dmu­cha­ne rę­kaw­ki. – Pod żad­nym po­zo­rem nie pły­waj poza żółtą boją, bo się uto­pisz. Albo co gor­sza, wujek Po­sej­don po­my­śli że przy­je­cha­li­śmy go od­wie­dzić. A tego prze­cież nie chce­my, bo znowu się z twoim ojcem po­bi­je.

– Hera, skar­bie, daj Are­sko­wi tro­chę swo­bo­dy – mruk­nął Zeus, przy­glą­da­jąc się swo­jej żonie za­kła­da­ją­cej dmu­cha­ne rę­kaw­ki na bi­cep­sy boga wojny. – Jeśli Po­sej­don chce, niech przyj­dzie. Kie­dyś po­go­dzić się trze­ba. A jeśli bę­dzie nie­wy­god­ny, może mnie cmok­nąć w san­dał.  

– A skoro już o san­da­łach mowa – wtrą­cił sto­ją­cy obok męż­czy­zna, do któ­re­go butów przy­cze­pio­ne były pta­sie skrzy­dła. – Ja wiem tato, że je­steś nieco sta­ro­mod­ny, a jeśli ktoś nosi san­da­ły przez ty­siąc­le­cia, to od­zwy­cza­ić się nie­ła­two. Ale czy mu­sia­łeś do­bie­rać do nich skar­pe­ty? Lu­dzie się na cie­bie gapią!

– Od tego mają oczy, żeby mnie po­dzi­wiać – rzekł dum­nie Zeus za­kła­da­jąc ciem­ne oku­la­ry. – Za­miast kry­ty­ko­wać, zro­bił­byś coś po­ży­tecz­ne­go. Przejdź się może do budki z hot-do­ga­mi i kup wszyst­kim coś do je­dze­nia.

Po­sła­niec bogów nie zwle­kał z wy­ko­na­niem po­le­ce­nia pana Olim­pu. W mgnie­niu oka sko­czył w kie­run­ku naj­bliż­sze­go sto­iska z ulicz­nym je­dze­niem, po­zo­sta­wia­jąc Zeusa, Herę i Aresa w tu­ma­nie pia­sku.

 

*****

 

– Czte­ry hot-do­gi pro­szę – wy­ce­dził Her­mes, który przy­był pod prze­no­śną budkę z hot-do­ga­mi z taką pręd­ko­ścią, że po­dmuch wia­tru nie­mal wpra­wił w ruch wszyst­kie jej kółka.

– Jakie sosy? – za­py­tał sto­ją­cy po dru­giej stro­nie sto­iska osob­nik o ciem­nej kar­na­cji z głową sza­ka­la, otwie­ra­ją­cy wła­śnie po­jem­nik z go­to­wa­ny­mi pa­rów­ka­mi. 

– Oho, imi­grant – wy­mam­ro­tał pod nosem Her­mes. – Mogą być mie­sza­ne. Jak dzi­siej­sza po­pu­la­cja Gre­cji. Ile się na­le­ży?

– Za każdy trzy – od­parł, po­ka­zu­jąc na pal­cach wy­mie­nio­ną licz­bę.

– Trzy czego? – burk­nął Her­mes. – Trzy sztu­ki złota? Sre­bra? Pla­ty­ny?

– Euro – rzekł osob­nik o gło­wie sza­ka­la, wy­cią­ga­jąc otwar­tą dłoń w kie­run­ku bo­skie­go po­słań­ca.

– A tak, za­po­mnia­łem że za­sa­dy tu usta­la­ją nie bo­go­wie, a Unia Eu­ro­pej­ska – wy­mam­ro­tał Her­mes. – Iro­nia sy­tu­acji po­le­ga na tym, że jej obec­ność na tej wy­spie wiąże się bez­po­śred­nio z wy­bry­ka­mi ojca – dodał za­glą­da­jąc do swo­je­go port­fe­la. – I oczy­wi­ście euro brak. Ares w swo­jej gło­wie za­miast oleju ma sma­lec, więc swo­je­go port­fe­la na pewno nie za­brał, a ma­co­cha Hera kie­szon­ko­we daje tylko wła­snym dzie­ciom, więc na jej pomoc li­czyć ra­czej nie mogę.

– Prze­le­wy kartą też przyj­mu­je­my – prze­rwał mu sprze­daw­ca, wy­cią­ga­jąc z ukry­tej w budce szu­fla­dy nie­wiel­ki czyt­nik kart kre­dy­to­wych.

– Tato! – wrza­snął Her­mes. – Masz coś na kon­cie?

Zza ple­ców bo­skie­go po­słań­ca bez ostrze­że­nia wy­sko­czył ośle­pia­ją­cy pio­run, który z trza­skiem tra­fił w le­żą­ce na bu­fe­to­wej la­dzie urzą­dze­nie. Lamp­ka w czyt­ni­ku za­świe­ci­ła się na zie­lo­no.

– I to się na­zy­wa prze­lew bły­ska­wicz­ny – rzekł z sze­ro­kim uśmie­chem Her­mes, od­bie­ra­jąc od sprze­daw­cy za­ku­pio­ne hot-do­gi.

 

*****

 

– Ko­cha­nie, zdej­mij te skar­pe­ty – mruk­nę­ła Hera, na­kła­da­jąc na swoje brzo­skwi­nio­we ra­mio­na ole­jek prze­ciw­sło­necz­ny. – Gdyby Edyp cię teraz zo­ba­czył, bez wąt­pie­nia wy­dłu­bał­by sobie oczy. Drugi raz.

– Nie sta­wiaj mnie pro­szę mię­dzy Scyl­lą a Cha­ryb­dą – burk­nął Zeus, roz­kła­da­jąc na pia­sku spo­rych roz­mia­rów ręcz­nik. – Lu­dzie muszą wi­dzieć, że bo­go­wie zdol­ni są do rze­czy, któ­rych zwy­kły śmier­tel­nik w życiu by się nie pod­jął.  Poza tym, niech tylko spró­bu­ją się za­śmiać, to…

– Wy­ślesz im w po­dar­ku drugą Pusz­kę Pan­do­ry? – prze­rwa­ła mu Hera.

– Pusz­ka była tylko do­dat­kiem – syk­nął Zeus. – Praw­dzi­wym ka­ta­kli­zmem było wy­sła­nie im ko­bie­ty – wy­ce­dził po chwi­li, ledwo po­wstrzy­mu­jąc się od śmie­chu.

Nagle cała plaża za­trzę­sła się ryt­micz­nie, zmu­sza­jąc Zeusa do po­ło­że­nia się na ręcz­ni­ku, prze­wra­ca­jąc więk­szość prze­cha­dza­ją­cych się na molo tu­ry­stów, oraz na chwi­lę wzbu­rza­jąc opły­wa­ją­ce je wody.

– Wi­dzisz? – par­sk­nął Zeus. – Nawet stary Atlas się śmie­je!

– No oczy­wi­ście, wam wszyst­kim to tylko baby we łbach sie­dzą – wark­nę­ła pani Olim­pu, pod­no­sząc garść pia­sku. – A tobie to w szcze­gól­no­ści, de­ge­ne­ra­cie jeden – do­da­ła ci­ska­jąc nią w stro­nę męża.  

– Nic na to nie po­ra­dzę – od­parł szy­der­czo Zeus, wy­plu­wa­jąc kilka zia­ren pia­sku. – Taka już moja na­tu­ra, że panny za mną prze­pa­da­ją. Wszak od dziec­ka byłem bar­dzo uro­dzi­wy.

– O tak, nadal pa­mię­tam jak matka pod­mie­ni­ła cię na ka­mień w pie­lusz­ce, by uchro­nić cię przed  ape­ty­tem taty – od­par­ła Hera uśmie­cha­jąc się. – Żeby wła­sny oj­ciec nie od­róż­nił cię od ka­mie­nia, to trze­ba być na­praw­dę pięk­nym– od­par­ła Hera, szcze­rząc zęby.

Nie­spo­dzie­wa­nie, boska para po­kry­ta zo­sta­ła tu­ma­nem pia­sku sy­gna­li­zu­ją­cym przy­by­cie naj­szyb­sze­go na świe­cie po­słań­ca. Przed ich oczy­ma sta­nął Her­mes, trzy­ma­ją­cy hot-do­ga w każ­dej ręce.

– Ja już swo­je­go zja­dłem – za­czął, wrę­cza­jąc po­kry­te pia­skiem je­dze­nie Zeu­so­wi i Herze.

– A co z Are­skiem? – za­py­ta­ła pani Olim­pu, od­gar­nia­jąc ze swo­jej prze­ką­ski ziar­na pia­sku. – Jak ro­zu­miem, dałeś mu jego por­cję przy ką­pie­li­sku?

– Zja­dłem za niego, bo swo­jej nie chciał – od­parł sucho Her­mes. – Był za bar­dzo za­ję­ty jazdą na ko­ni­ku.

– Jakim znowu ko­ni­ku? – syk­nę­ła Hera, ukrad­kiem zer­ka­jąc na marsz­czą­ce­go brwi Zeusa.

– Na mor­skim ko­ni­ku – rzekł boski po­sła­niec, wska­zu­jąc pal­cem na bu­rzą­ce się w od­da­li morze. – No takim dużym, z ogon­kiem. Zdaje się, że wujek Po­sej­don mu po­ży­czył.

– No i przy­szedł sku­ba­niec – syk­nął Zeus pod­no­sząc się z ręcz­ni­ka. – Cóż, prę­dzej czy póź­niej i tak mu­siał­bym się z nim po­go­dzić, więc rów­nie do­brze mogę spró­bo­wać teraz. Skar­bie, jeśli chcesz, mo­żesz zo­stać i się po­opa­lać.

– Żebyś bez mojej wie­dzy znowu oglą­dał się za ba­ba­mi? – wark­nę­ła Hera, chwy­ta­jąc swój ko­lo­ro­wy pa­ra­sol. – Na mi­nu­tę cię z oczu nie spusz­czę!

– Ech, wie­dzia­łem że tak łatwo się jej nie po­zbę­dę – mruk­nął Zeus, ru­sza­jąc w stro­nę wody.

– To ja tu zo­sta­nę – rzekł Her­mes, roz­kła­da­jąc się na oj­cow­skim ręcz­ni­ku – i od­pocz­nę tro­chę.  

 

*****

 

– Wio ko­ni­ku! – wrza­snął Ares, sie­dzą­cy na grzbie­cie spo­rych roz­mia­rów konia mor­skie­go, który wierz­gał się wszyst­kie stro­ny. 

– Tylko nie spad­nij! – za­wo­ła­ła Hera, po­dą­ża­ją­ca wraz z mężem wzdłuż piasz­czy­stej plaży.

– Pa­trz­cie kto po­sta­no­wił nas od­wie­dzić! – krzyk­nął do­no­śnie męż­czy­zna sto­ją­cy po ko­la­na w wo­dzie, ubra­ny w prze­mo­czo­ną, ha­waj­ską ko­szu­lę i czap­kę z dasz­kiem, pod którą na ha­czy­ko­wa­tym nosie ki­wa­ły się ciem­ne oku­la­ry – Ko­cha­ny bra­ci­szek Zeus – dodał spo­glą­da­jąc na stopy wład­cy Olim­pu, po­wstrzy­mu­jąc się od śmie­chu.

– Aku­rat byłem w oko­li­cy, więc po­my­śla­łem że przyj­dę się przy­wi­tać – od­parł oschle Zeus, spo­glą­da­jąc na pły­wa­ją­cą obok pana mórz deskę sur­fin­go­wą – O, widzę że szy­ku­je się małe pra­so­wan­ko.

– Mia­łeś się z nim po­go­dzić, a nie prze­ko­ma­rzać – syk­nę­ła Hera, go­dząc męża łok­ciem w bok.

– Śmiej się, śmiej bra­cisz­ku – prze­rwał jej Po­sej­don, któ­re­go zie­lo­na jak mor­skie od­mę­ty broda fa­lo­wa­ła na de­li­kat­nej bry­zie. – Gdy tylko pstryk­nę pal­ca­mi, fale same po­zwo­lą mi się ujeż­dżać. Wy­star­czy że po­ka­żę się tak na desce sur­fin­go­wej, a wszyst­kie panny będą moje!

– Wie­dzia­łam – burk­nę­ła pani Olim­pu. – Im za­wsze tylko baby w gło­wach sie­dzą…

– Panny? – wy­mam­ro­tał Zeus, pod­no­sząc brwi. – Ekhm, drogi bra­cisz­ku. W spra­wie tego Kra­ke­na, to ja… Cóż, chcia­łem prze­pro­sić. Wiem do­brze ile dla cie­bie zna­czył.

– Ja­kie­go Kra­ke­na? – fuk­nął Po­sej­don, wy­cho­dząc z wody. – Wiem że ostat­nio nie roz­ma­wia­ło się nam naj­le­piej, ale na pewno nie z po­wo­du ja­kie­goś fil­mo­we­go po­two­ra z lat osiem­dzie­sią­tych.

– Tak? – od­parł za­sko­czo­ny pan Olim­pu. – To za co je­steś na mnie ob­ra­żo­ny?

– Pa­mię­tasz swoją ostat­nią wi­zy­tę na Kre­cie? – rzekł wład­ca mórz, zbli­ża­jąc się do brata. – Po­mi­ja­jąc twoje dziw­ne fe­ty­sze ze zmie­nia­niem się w zwie­rzę­ta, przy­po­mi­nasz sobie coś na­ro­bił?

– Jeśli mnie pa­mięć nie myli – za­czął Zeus, ostroż­nie spo­glą­da­jąc na mru­żą­cą po­dejrz­li­wie oczy Herę – to przy­nio­słem tu nie­ja­ką Eu­ro­pę. Ale to chyba nie było nic złego, praw­da?

– Nic złego? – burk­nął Po­sej­don. – Dałeś po­czą­tek Eu­ro­pie! Co gor­sza, był to mi­tycz­ny po­czą­tek, a więc utwier­dzo­ny zo­stał w ludz­kich wie­rze­niach! Ro­zej­rzyj się wokół! Kry­zys wa­lu­to­wy! Kry­zys mi­gra­cyj­ny! Nie ro­zu­miesz? Nie­świa­do­mie dałeś po­czą­tek… Unii Eu­ro­pej­skiej!

– Czyli jed­nak była druga Pusz­ka Pan­do­ry – stwier­dzi­ła chłod­no Hera.

– Aaa, więc o to cho­dzi! – par­sk­nął Zeus kle­piąc Po­sej­do­na po ra­mie­niu. – Spo­koj­nie bra­cisz­ku, nie za­po­mi­naj że w środ­ku ory­gi­nal­nej pusz­ki, prócz cho­rób i nie­szczęść, była także na­dzie­ja. Może i z tej całej Unii Eu­ro­pej­skiej bę­dzie kie­dyś jakiś po­ży­tek.

– Ech, długo gnie­wać się nie mogę – od­parł Po­sej­don po­pra­wia­jąc swoją czap­kę z dasz­kiem – Może po­wspo­mi­na­my stare czasy? Nie­da­le­ko jest dobry klub. Jeśli mnie pa­mięć nie myli, na­zy­wa się La­bi­rynt. A przy­naj­mniej na­zy­wał, dwa mi­le­nia temu.

– Że­by­ście mogli ma­ło­la­ty pod­ry­wać? – fuk­nę­ła Hera, za­gra­dza­jąc bogom drogę. – Idę z wami i basta!

– Mama, patrz! – wrza­snął pły­wa­ją­cy na mor­skim koniu Ares. – Zna­la­złem pana ze skrzy­dła­mi!

– Are­sku zo­staw, to tylko Ikar!- krzyk­nę­ła Hera, od­wra­ca­jąc się w stro­nę morza. – Nie do­ty­kaj, bo może ja­kieś za­raz­ki prze­no­sić! No, to teraz mo­że­my… – Za­czę­ła spo­glą­da­jąc na miej­sce, w któ­rym kilka se­kund temu stał jej mąż.

Za­rów­no Zeus, jak i Po­sej­don, dali nogę gdy tylko wy­pa­trzy­li ku temu oka­zję. Ich ślady na plaży zo­sta­ły zmyte przez piesz­czo­tli­wie obej­mu­ją­ce ją zie­lon­ka­we fale.

– Tylko baby im we łbach sie­dzą – po­wtó­rzy­ła ze zre­zy­gno­wa­niem Hera, po czym roz­ło­ży­ła swój ko­lo­ro­wy pa­ra­sol i wzdy­cha­jąc cięż­ko usia­dła na pia­sku.

 

Koniec

Komentarze

Sym­pa­tycz­ne, choć nie po­wa­li­ło. Nie­któ­re zda­nia faj­nie Ci wy­szły, przy nie­któ­rych sce­nach nawet się uśmiech­ną­łem bądź za­śmia­łem.

Jed­nak wszyst­ko to nie wina Tuska, a Zeusa :O Całe życie w błę­dzie :( :P

Nie­za­leż­nie, od swo­je­go sta­tu­su. – zbęd­ny prze­ci­nek.

Po­zdra­wiam ;)

Mam po­dob­ne od­czu­cia jak Re­aluc. Fajne opo­wia­da­nie, czy­ta­ło się bez więk­szych zgrzy­tów, a i po­rów­na­nie bo­skiej ro­dzi­ny do ty­po­wej pol­skiej ro­dzi­ny na wa­ka­cjach wy­szło nader ko­micz­nie :)

Kie­dyś do­sta­nę Nobla.

Nic nie urywa, ale sym­pa­tycz­nie.

Oj, fak­tycz­nie, Zeus to był strasz­ny pies na baby. I byk, i ła­będź, i… ;-)

Prze­cin­ko­lo­gia Ci ku­le­je. Na przy­kład wo­ła­cze, Re­vli­sie, od­dzie­la­my obu­stron­nie prze­cin­ka­mi od resz­ty zda­nia. Tro­chę li­te­ró­wek.

że było to jedne z naj­czę­ściej wy­bie­ra­nych przez wcza­so­wi­czów miejsc na spę­dze­nie wa­ka­cji.

Jedno. “Jedne” to licz­ba mnoga.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ku­ję za wska­za­nie ba­bo­li i kilka cen­nych wska­zó­wek. Na­nio­słem już drob­ne po­praw­ki. 

Faj­nie, że wy­ła­pa­ne zo­sta­ło po­rów­na­nie do pol­skiej ro­dzi­ny, bo do­kład­nie o taki efekt mi cho­dzi­ło. 

Uczę się na błę­dach, więc każdy ko­lej­ny twór, nie­waż­ne jak błahy, po­wi­nien mieć ich mniej. 

Jest to ge­ne­ral­nie prze­żu­wa­nie zna­nych mitów i ni­cze­go no­we­go nie od­kry­wa­my w tym tek­ście.

ALE

Wzglę­dem Pan­ta­rei zro­bi­łeś wiel­ki prze­skok sty­li­stycz­ny. Teraz Twoje tek­sty daje się czy­tać i to nawet z przy­jem­no­ścią. Zuch chło­pak! Spró­buj na­pi­sać, co Ci w duszy gra, rów­nie wart­kim sty­lem. Jak na sze­ścio­lat­ka idzie Ci do­sko­na­le :D

Po­waż­ne formy też mogą mieć wart­ką akcję po­py­cha­ną przez dia­log.

The fair bre­eze blew, the white foam flew, The fur­row fol­lo­wed free: We were the first that ever burst Into that si­lent sea.

 

Jest to nieco długi żart, w któ­rym da­rem­no wy­pa­try­wać pu­en­ty. Ale czyta się z uśmie­chem i na­pi­sa­ne jest w sumie le­piej niż po­praw­nie. Dobre na­wią­za­nia i dow­ci­py prze­pla­tasz słab­szy­mi jed­nak ogól­na kon­cep­cja wy­da­je się sym­pa­tycz­na, a ca­łość spra­wia po­zy­tyw­ne wra­że­nie. W lekki, opar­ty na cie­ka­wym po­my­śle tekst wy­peł­nio­ny umiar­ko­wa­nie śmiesz­nym hu­mo­rem wplo­tłeś po­li­ty­kę i wy­szła taka wa­ka­cyj­na pu­bli­cy­sty­ka na we­so­ło. Mnie za­sta­no­wi­ło tylko dla­cze­go hot-do­gi sprze­da­je facet z głową sza­ka­la. Na tej plaży nie było zwy­kłych ludzi tylko same po­sta­cie z mi­to­lo­gii? A jeśli byli, to dla­cze­go ja­kieś bó­stwo sprze­da­je hot-do­gi?

 

Jest w tek­ście jesz­cze tro­chę ba­bo­li, ale nie będę wni­kał. Wy­tknę dwie rze­czy:

 

Hera za­czy­na dwie wy­po­wie­dzi od dziw­nie brzmią­ce­go i wy­glą­da­ją­ce­go: "Co,(…)"

 

oraz

W mgnie­niu oka sko­czył w kie­run­ku naj­bliż­sze­go kłę­bo­wi­ska sto­isk z ulicz­nym je­dze­niem (…)

Kłę­bo­wi­sko sto­isk nie wy­da­je mi się tra­fio­nym związ­kiem.

– Jakie sosy? – za­py­ał sto­ją­cy (…)

Zżar­ło "t".

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

mr.maras dzię­ki za opi­nię i zna­le­zie­nie błę­dów. Co do sprze­daw­cy, to chcia­łem zwró­cić uwagę na fakt, iż jest on imi­gran­tem. Po­nie­waż tekst opie­ra się na mi­to­lo­gii grec­kiej, przed­sta­wie­nie go jako osoby z innej mi­to­lo­gii (głowa sza­ka­la ko­ja­rzy się z mi­to­lo­gią egip­ską) wy­da­ło mi się do­brym po­my­słem. A dla­cze­go sprze­da­je aku­rat hot-do­gi? Bez wy­raź­nej przy­czy­ny. Po pro­stu za­wsze na plaży ktoś to robi. 

Jak już wspo­mnia­łam przy oka­zji Zeusa Olim­pij­czy­ka, nie­ste­ty, nie bawią mnie pe­ry­pe­tie po­sta­ci mi­to­lo­gicz­nych prze­nie­sio­nych do cza­sów nam współ­cze­snych, więc i Zeus Eu­ro­pej­czyk ani nie roz­ba­wił, ani w pa­mię­ci nie zo­sta­nie.

 

ubra­ny je­dy­ne w ciem­ny hełm… –> Li­te­rów­ka.

 

– Wy­ślesz im w po­dar­ku drugą Pusz­kę Pan­do­ry? –> – Wy­ślesz im w po­dar­ku drugą pusz­kę Pan­do­ry?

 

– Czyli jed­nak była druga Pusz­ka Pan­do­ry… –> – Czyli jed­nak była druga pusz­ka Pan­do­ry

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

– Ra­so­we­go Kra­ke­na – dodał idący za dwój­ką mu­sku­lar­ny męż­czy­zna, ubra­ny je­dy­ne w ciem­ny hełm 

Li­te­rów­ka.

– Tylko pa­mię­taj[+,] co ci mó­wi­łam, Are­sku –  prze­rwa­ła mu pani Olim­pu wyj­mu­jąc z le­żą­ce­go na pia­sku ple­ca­ka dmu­cha­ne rę­kaw­ki. – Pod żad­nym po­zo­rem nie pły­waj poza żółtą boją, bo się uto­pisz. Albo co gor­sza, wujek Po­sej­don po­my­śli[+,] że przy­je­cha­li­śmy go od­wie­dzić.

– Wio[+,] ko­ni­ku!

– Pa­trz­cie[+,] kto po­sta­no­wił nas od­wie­dzić!

Zwróć uwagę na prze­cin­ki. Za­wsze od­dzie­la­my nimi wo­ła­cze, sta­wia­my przed że, który. Tak samo jak masz dwa cza­sow­ni­ki – coś je musi roz­dzie­lać (albo łą­czyć).

Czy­ta­ło mi się do­brze :)

 

Przy­no­szę ra­dość :)

Łatwo we­szło, łatwo się za­po­mni. Lekka nar­ra­cja nio­sła mnie przez opo­wia­da­nie o rów­nie lek­kiej tre­ści – to nie jest za­rzut ani też wada tek­stu, to jego cecha. Ale ro­dzaj hu­mo­ru sko­ja­rzył mi się mocno z pol­ski­mi ka­ba­re­ta­mi, które… prze­sta­ły śmie­szyć mnie de­ka­dę temu. Cią­głe wrzut­ki “bab­skie”, czyli dam­sko-mę­skie pe­ry­pe­tie, żarty opie­ra­ją­ce się na pro­stych sko­ja­rze­niach i po­wią­za­niach, są dla mnie po pro­stu za słabe, nie za­ska­ku­ją. Za mi­to­lo­gię grec­ką łap jed­nak ogrom­ne­go plusa, mam do niej sła­bość.

Nowa Fantastyka