- Opowiadanie: Argesh - Noc

Noc

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Noc

Zamek jęknął cicho, wiatr za oknem zawył żałośnie, a ogień w kominku niespokojnie zamigotał. Uniosłam głowę znad inkunabułu, odruchowo zmarszczywszy brwi. Jednak nie usłyszałam już niczego niezwykłego. Deszcz bębnił o szyby, na ścianach komnaty tańczyły cienie. Mogłam zatem spokojnie wrócić do lektury. Mój wzrok zahaczył o kryształową karafkę pełną wina.

Wstałam z fotela, prostując zdrętwiałe nogi. Boso podreptałam do hebanowego stolika, zamiatając szmaragdowozieloną suknią kamienną posadzkę. Napełniłam kielich szkarłatnym płynem i z rozkoszą zwilżyłam gardło.

Wtedy do moich uszu znów dotarł niepokojący dźwięk; tym razem było to potężne trzaśnięcie wrót, gdzieś w pobliżu tej sypialni. Zaniepokoiłam się. Zwyczajne odgłosy wiekowej budowli znałam doskonale. Nigdy nie szalały w niej aż takie przeciągi.

Sięgnęłam po świeczkę i przypaliłam knot od paleniska. Włożyłam buty, jednocześnie osłaniając ramiona czarnym, koronkowym szalem.

Ostrożnie uchyliłam drzwi swej komnaty; nie chcąc spłoszyć potencjalnego intruza. Służba miała wychodne; byłam więc na zamku sama. Jednakże zapomniałam o strachu, wiedziona ciekawością. Znałam ponure legendy krążące o tym miejscu. Przecież właśnie panująca w nim atmosfera wiecznego mroku skłoniła mnie do przeprowadzki. Ponadto gęstwina lasu odstraszała niepożądanych gości, zwłaszcza inkwizytorów…

Kolejny hałas sprawił, że podskoczyłam. Tym razem był to tylko grzmot pioruna. Zdziwiona zerknęłam w najbliższe okienko. Błyskawica przecięła niebo, a wicher wściekle targał korony brunatnych drzew. Burza rozszalała się na dobre.

Następne trzaśnięcie. Bez namysłu poszłam w tamtym kierunku, zachowując absolutną ciszę. Nie wiedziałam przecież, co mnie czeka…

O mało nie krzyknęłam, gdy na schodach mignęła mi jasna postać; prawdopodobnie kobieta. Nagły chłód zmusił mnie do racjonalnego działania. Zapomniawszy na chwilę o zjawie, weszłam do komnaty. Źródłem zimna okazało się otwarte na oścież okno. Biel tiulu, unoszonego niewidzialnymi ramionami wiatru, urzekła mnie. Z uśmiechem potrząsnęłam głową i, drżąc, odstawiłam świeczkę. Sama zaś poszłam stoczyć bój z niesforną tkaniną. Kiedy wreszcie zdołałam zatrzasnąć okiennice, nowy dźwięk wdarł się do mego wnętrza. Jego sprawca był zatrważająco blisko. Krakanie nieprzyjemnie wwiercało się w uszy, zagłuszając każdą myśl. Uniosłam płonący kaganek. Ujrzałam olbrzymiego kruka, spokojnie siedzące na oparciu jednego z krzeseł. Patrzył na mnie przenikliwie; wywołując tym me szczere zdumienie.

Westchnęłam ciężko, mając w perspektywie kolejną batalię z oknem. Bo przecież trzeba było wypuścić stworzenie.

Odwróciłam się, uprzednio postawiwszy świecę na stole. Czarny ptak zaskrzeczał ponownie, a mnie ciarki przeszły po plecach. W krakaniu słyszałam bowiem wyraźnie jedno słowo:

– Erz, erz, erze…, erz, erz…

Kruk zatrzepotał skrzydłami i powtórzył.

– Erz, erz…

Stałam przy nim, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

Moją uwagę od ptaka odwróciła jasna postać. Błyskawicznie przebiegła (?) obok otwartych drzwi. Zapomniałam o kaganku i czym prędzej opuściłam komnatę. Nie rozważałam, kim może być nieznajoma – złodziejką, służącą czy zjawą. Po prostu podążyłam za nią, spragniona wyjaśnienia zagadki.

Kobieta (?) nie krążyła po zamku; kierowała się do ściśle określonego pomieszczenia – piwnicy. Jednakże w niej nasza wędrówka nie osiągnęła celu. Postać nagle zniknęła. Stwierdziłam zatem, w przypływie logicznego myślenia, iż musiała być duchem.

Zatrzymałam się; niepewna, co począć dalej. Czekać czy iść? Jeżeli iść, to dokąd? Podobno za tymi piwnicami była już tylko ruina…

Wrzask, który rozdarł milczenie podziemia, napełniłby trwogą nawet najbardziej odważnego człowieka. Było w nim tyle bólu i cierpienia, a ponadto brzmiał niemal jak głos dziecka…

Zadygotałam; nie wiem czy z powodu wilgotnego chłodu piwnic, czy też od tej skargi w głosie tajemniczej istoty…

Naraz powietrze wypełniły kolejne jęki i…śmiech. Zaskoczona wstrzymałam oddech. Krzyknęłam, czując pazury na ramieniu. Zerknęłam trwożliwie w lewo i dostrzegłam olbrzymiego kruka, którego zdążyłam już poznać. Teraz usadowił się na mym barku, kracząc po swojemu: erz, erz, erze…erz, erz…

Poczułam, że muszę podążyć w kierunku nieznanego. Ptak zaskrzeczał zachęcająco, gdy zrobiłam pierwszy krok. Dopiero w tym momencie zauważyłam ciepłą łunę ognia, promieniującą z rzekomo zrujnowanych korytarzy i sal.

Kakofonia odgłosów okrucieństwa nasilała się. Nie wiem, kiedy zaczęłam w niej słyszeć cudną muzykę. Diaboliczny śmiech ucichł. Jak zahipnotyzowana szłam wprost do tajemniczego serca mej siedziby.

Przystanęłam na tyle blisko, by poczuć duszący zapach palonego ciała i… Przełknęłam ślinę. Zamknęłam oczy. Wkroczyłam do lochu nic nie widząc. Docierały do mnie tylko przeraźliwie wyraźne dźwięki – szczęk żelaza, zgrzyt łańcuchów, błagalne, pełne przerażenia krzyki torturowanych… Moje nozdrza zaczął też pieścić egzotyczny, jak na panujące tu warunki, aromat miodu. Słodki i ciężki; pod powiekami natychmiast pojawił się obraz jego złocistej konsystencji.

Wokół mnie raptem zaszemrało kilka głosów; prawdopodobnie ludzkich. Szepty otoczyły me ciało i umysł, nasilając się wraz z każdą upływającą sekundą. Irytująca niewiedza i bezradność zmusiły mnie do uniesienia powiek. Uczyniłam to z lekką obawą, co ujrzę.

Gwałtowne rozczarowanie zapiekło boleśnie; nie przypuszczałam, iż mogę odczuć je aż do tego stopnia. Sala świeciła pustkami. Nie było w niej nic, prócz paru kamieni, wykruszonych zębem czasu ze ścian.

Pojawiła się także troska o własną psychikę. Czy to wyobraźnia spłatała mi złośliwego figla? Jakoś nie potrafiłam zaakceptować takiego stanu rzeczy.

I wtedy znowu komnatę przepełniła rozkoszna woń miodu i….

Schody prowadzące na górę wydały mi się koszmarnie długie. Powłócząc nogami, niechętnie pokonywałam kolejne stopnie. Nie zaspokoiłam mej ciekawości, a w dodatku zapragnęłam zupełnie nowych doznań, których istnienia w swej duszy nigdy bym nie podejrzewała…

Paląca tęsknota za nieznanym podpowiadała mi opuszczenie zamku. Każ zaprzęgać szeptała kusząco. Każ zaprzęgać i jedź do lasu… Thoroko już czeka…

Nie znałam nigdy żadnego Thoroko. Skąd zatem to imię wzięło się w mym umyśle?

– Erz, erz – zakrakało czarne ptaszysko, krążąc pod sklepieniem przestronnego holu. Nawet nie zauważyłam, kiedy kruk postanowił zrezygnować z mego ramienia.

– Daj mi spokój. – warknęłam, czując postępującą słabość swego ciała. Wszystko wokół wirowało mi przed oczami; nie widziałam wyraźnie.

Oparłam się o ścianę przykrytą starym arrasem. Upadłabym, gdyby nie czyjeś życzliwe ręce. Wierząc, iż to nocny chłód zmroził dłonie mej pokojówki, zapadłam w błogą ciemność.

 

Oprzytomniałam we własnym łożu z baldachimem. Posadzkę muskały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Uniosłam głowę znad poduszek, ale natychmiast znowu pociemniało mi w oczach.

Cały dzień spędziłam zakopana w pierzynę. Często zapadałam w krótkie drzemki, po których, na stoliku obok łóżka, zawsze czekały posiłki lub coś do picia. Chwaliłam swą leniwą służbę w duchu, zdziwiona jej nietypową dyskrecją i dbałością o me dobre samopoczucie – podawano bowiem wszelkie lubiane przeze mnie specjały; od kawy poczynając.

Wieczorem postanowiłam wstać choć na moment; czułam, jak siły mi wracają. I rzeczywiście, podniosłam się bez problemu. Podeszłam do szafy, by włożyć suknię. Sięgnęłam po czarną, której nie zwykłam była nosić od czasu końca żałoby. Zdziwił mnie tylko dosyć odważny krój toalety – głęboki dekolt i odsłonięte ramiona – ale cóż; pamięć ludzka bywa zawodna.

W odcieniu śmierci poczułam się niebywale bezpiecznie; nigdy dotąd nie miałam podobnych doznań względem stroju. Po prostu zdobił (lub szpecił, lecz takowych pozbywałam się czym prędzej).

Podeszłam do lustra. Stanęłam z pochyloną głową, poprawiając coś przy miniaturowych falbankach. Potem powoli uniosłam głowę. Zbladłam. W lustrze odbijała się zupełnie inna kobieta. Niewiasta niezwykłej wręcz urody. Hebanowe włosy podkreślały jej mlecznobiałą cerę, a oczy płonęły niezwykłym bursztynowym blaskiem. Raptem poczułam znajomy swąd paleniska i wilgoci… Usłyszałam jęk wyrażający najwyższe cierpienia. Kobieta z lustra uśmiechnęła się złowieszczo. I zniknęła w ciągu jednego mrugnięcia powiek.

Patrzyłam bezmyślnie na srebrną powierzchnię zwierciadła. Znów widziałam w niej siebie. Tylko że teraz zachwycałam się nowym, młodym ciałem… Nie musiałam na razie marnotrawić drogocennej krwi na kąpiele.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Lepsze niż tamto zielone opowiadanie. Kiedy nie moralizujesz, od razu jest lepiej.

Piszesz jednak miejscami nieco naiwnie:
"Wrzask, który rozdarł milczenie podziemia, napełniłby trwogą nawet najbardziej odważnego człowieka. Było w nim tyle bólu i cierpienia, a ponadto brzmiał niemal jak głos dziecka...
Zadygotałam; nie wiem czy z powodu wilgotnego chłodu piwnic, czy też od tej skargi w głosie tajemniczej istoty..."
Ja wiem, że bohaterka to baba z jajami, ale sama popatrz... Jak TY zachowałabyś się w takiej sytuacji?
No i dlaczego szlachcianka wędruje sama nocą po zamku, w którym dzieją się dziwne rzeczy, zamiast wysłać któregoś ze służących (z tych, co tak się o nią troszczą)? Dobrze, czepiam się i psuję - ale cały czas chodziło mi to po głowie. Co byś zrobiła, gdybyś była panią zamku w takiej chwili?

Jak na opowiadanie inspirowane chyba co nieco historią Elżbiety Batory (modny się motyw ostatnio zrobił...) przydałoby się trochę więcej historycznej stylizacji. Nawet, jeśli to nie chodzi o krwawą hrabinę, a świat przedstawiony jest nie naszym światem, a kolejną nibylandią. Strasznie współcześnie się wyraża ta bohaterka...

Z krukiem dobry motyw, podobał mi się. Erz, erz! To od Bathory Erzebet?;)
Opisy w wielu miejscach bardzo żywe, plastyczne, dokładnie takie, jak mają być.
Ogólnie - może być. Masz potencjał, więc go rozwijaj, pisz dalej, dużo pracuj. 

Trochę nudnawe, jak dla mnie. Niczym nie zaskakuje, ani językiem, ani pomysłowością, chociaż jest dobrze napisane. Takie... poprawne. Trochę szaleństwa, więcej szaleństwa by się przydało! Bez oceny, bo nie wiem, jak ocenić.

Nowa Fantastyka