1. Szpiegowanie w pałacu
Młoda kobieta pomagała swojemu synkowi stawiać pierwsze kroki. Jej twarz promieniała dumą: mały zaczynał chodzić, chociaż jeszcze nie skończył jedenastu miesięcy! Dziecko, ze skupioną minką, zaciskało łapki na matczynych palcach i chwiejnie wędrowało w stronę kawałka miodowego ciastka. Itsumi szczebiotała:
– Dobrze, mój malutki książę. Zawsze bierz wszystko, na co masz ochotę. Właśnie tak! Obiecuję ci, że kiedyś zostaniesz władcą. Musimy tylko poczekać dwa dni do polowania, aby pozbyć się następcy. Na razie sięgaj po ciastko. Brawo, skarbeczku!
Inna kobieta, również żona i matka, gryzła pięść, aby nie krzyczeć. Ta przybłęda knuła przeciwko jej synowi! I wiedziała, że już wyznaczono następcę… Ninga podglądała najmłodszą żonę imperatora przez zamaskowaną mozaiką dziurkę w ścianie. Cudzoziemska smarkula mogła sądzić, że dopóki paple w swoim barbarzyńskim narzeczu, nikt jej nie zrozumie, ale akademie trzecich córek zapewniały bardzo staranne wykształcenie. Od kapłanek Przedwiecznej Żółwicy, Domolubnej Kotki, Krwiożerczego Wilka i Wyrachowanego Lisa wymagano znajomości języków najważniejszych sąsiadów.
Bachor wreszcie dotarł do nagrody, rozradowana matka wyciągnęła obsypany klejnotami sztylecik, prezent od małżonka, by ukroić kolejny kawałek, a potem zawołała służbę. Koniec przedstawienia.
Ninga bezszelestnie zakryła otwór w ścianie deseczką z rządkiem ceramicznych płytek, zablokowała ją, by nie wypadła, i ruszyła tajnym przejściem, gorączkowo rozmyślając. Pozbawienie suki życia kusiło… Rada Matriarchiń na pewno wsparłaby pierwszą żonę, zwłaszcza kapłanka Krwiożerczego Wilka. Niestety, Ninga nie mogła tego uczynić. Kotka nie zwykła puszczać płazem takich postępków jak ryzykowanie życia setek poddanych dla ocalenia własnego syna. A podejrzana śmierć wyspiarskiej księżniczki musiała doprowadzić do wybuchu wojny z Nibarem. Tymczasem osłabiony kraj potrzebował pokoju, który miało zagwarantować kolejne małżeństwo imperatora Aszkura II.
Wracając do własnej siedziby, Ninga zajrzała jeszcze do sypialń innych żon. Jedna wcierała w twarz jakieś olejki w próbie ratowania tonącej w tłuszczu urody, inna wymyślała niewolnicy, dwie plotkowały na temat bezwstydnych strojów Itsumi… Nic nadzwyczajnego.
Po dotarciu do komnaty najpierw napisała na jedenastu woskowych tabliczkach prośbę o spotkanie Rady Matriarchiń. Pilne, jeszcze dziś, po zakończeniu wieczornych rytuałów. Pchnęła gońców do świątyń. Dopiero potem zebrała kilka przydatnych drobiazgów i poszła uprzedzić Eniakiego.
2. Ogród knowań
Ninga znalazła syna w altance. Chłopiec wyglądał zbyt drobno jak na swoje piętnaście lat, wciąż miał szczupłą i wąską w ramionach sylwetkę. Dyskutował z preceptorem o znaczeniu zawartego przed ponad dwudziestu laty traktatu handlowo-wojskowego z plemionami z południa. Całkiem mądrze dyskutował, zauważyła z dumą. Nauczyciel po chwili dostrzegł jej obecność, poważną minę i odganiający gest. Natychmiast podniósł się, mamrocząc o dokończeniu jutro, i odszedł.
– Matko. – Eniaki wstał i skłonił się. – Niechaj Najstarsza Dwunastka czuwa nad tobą nieustannie.
– Niech bogowie nie odwracają łaskawych oczu od ciebie, mój synu. – Położyła mu dłoń na ramieniu. – Zaoferuj mi, proszę, swe ramię i towarzystwo podczas spaceru po ogrodach.
Chłopiec dumnie się wyprostował i poprowadził matkę alejkami wysypanymi jasnym żwirem. Wprawdzie grządki pokrywał śnieg, ale kto zabroni pierwszej żonie łapać nieśmiałe jeszcze promienie słońca? Dopiero kiedy oddalili się od ogrodników oraz rzeźb i drzew mogących skrywać niepowołane uszy, Ninga porzuciła ceremonialny ton:
– Dowiedziałam się o spisku przeciwko tobie.
– Śmierć, kalectwo czy pohańbienie? – Eniaki nie okazał zaskoczenia ani strachu.
– Nie mam pewności, ale obawiam się, że raczej zginiesz. To ma się stać na polowaniu, za dwa dni. Nie wyruszaj na nie.
– To niemożliwe. – Chłopiec zasępił się. Lubił las, ale ten prawdziwy, bez zgrai dworaków i zgiełku. – To ostatnie w tym roku polowanie na dziki, a Uro zaprosił mnie w obecności ojca. Użył takich słów, że wyszedłbym na tchórza albo oseska, gdybym odmówił. Jego dostojność też ma wziąć udział.
Ninga rozejrzała się, pochyliła, udając, że ogląda bezlistne jeszcze gałązki, wyjęła spod płaszcza maleńkie gliniane naczynie na rzemyku i dyskretnie podała synowi.
– To sprawi, że nie będziesz musiał jechać na polowanie. Dwie lub trzy krople. Pamiętaj, nie więcej! Wlej do kubka z chłodnym napojem, rozmieszaj i wypij. Będzie ohydne w smaku, nie przełkniesz bez rozcieńczenia, najlepiej w czymś smacznym. Nie później niż pół świecy przed polowaniem. Zapamiętałeś?
Eniaki kiwnął głową i powtórzył:
– Dwie albo trzy krople na kubek czegoś chłodnego, pół świecy przed polowaniem.
– Zaproszenie wyszło od Uro, powiadasz? Ciekawam, czy twój brat również spiskuje przeciw tobie.
– To prawdopodobne. Rzekłbym, że znajduje się raczej pod opieką Wilka niż Żółwicy – zażartował Eniaki.
– Prawda, bogowie dali mu więcej zapału do walki niż rozumu, ale nie zapominaj, że dobry wojownik zdolny jest do podstępów.
– A kto na pewno knuje?
– Itsumi.
– Wobec tego najlepiej dla niej, gdyby zabiła mnie i zrzuciła winę na Uro.
– Niemożliwe! – Ninga niemal się zaśmiała.
– Dlaczego?
– To tajemnica, jednak chyba masz prawo wiedzieć. Ale nie powtarzaj nikomu, nawet ojcu. Od pokoleń imperator wstępujący na tron prosi Kasziru, maga Domolubnej o czar, który uniemożliwia członkom rodziny zabicie krewnego. Synowie imperatora mogą intrygować przeciwko sobie nawzajem, nawet wynająć mordercę, ale nie są zdolni do podniesienia ręki na brata. Zauważyłeś, że nigdy nie trenujecie razem walki? Chyba nawet ćwiczebnym mieczem, tępym czy drewnianym, nie dalibyście rady wyprowadzić ataku.
– Ale Itsumi o tym nie wie, prawda? – Ninga sapnęła, zirytowana, że sama o tym nie pomyślała, a Eniaki ciągnął: – Sądzi, że jeśli usunie mnie i Uro, pozostanie jej tylko garstka smarkaczy. Batszi się nie liczy.
To prawda, Batszi nie miał znaczenia. Początkowo Ninga miała żal do bogów, że zsyłają jej same córki, ale Kotka i Królica wiedziały, co robią. Aszkur tak się ucieszył z pierwszego syna, że ciągle ingerował w jego wychowanie. Głupio ingerował: rozpieszczał dzieciaka, spełniał wszelkie kaprysy. Teraz Batszi miał dwadzieścia dwa lata, ważył tyle co średniej wielkości osioł i interesował się wyłącznie ucztami i nałożnicami. Gdy imperator zorientował się, co narobił, radykalnie zmienił podejście do drugiego syna – nigdy nie szczędził Uro rózeg. W rezultacie młodzieniec szanował i rozumiał wyłącznie brutalną siłę. Kiedyś wyrośnie na doskonałego generała, ale nigdy nie zostanie dobrym władcą. Choć ojciec tego nie dostrzegał. Nie ukrywał rozczarowania, kiedy Rada Matriarchiń odmówiła młodzieńcowi kapłanki Domolubnej za żonę. Dopiero przy trzecim synu Aszkur pozwolił matce i nauczycielom działać w spokoju.
– A i tak połowę tych dzieciaków zabiorą choroby – dodał Eniaki.
– Mylisz się. Czarownik Kruka pilnuje, aby śmiertelne choroby omijały imperatorskich synów.
– Jak to?! A kaleki synek Deramy?
– On i tak nie nadawał się na władcę. Szkoda było marnować na niego zaklęcia.
3. Pojedziemy na łów!
Rada Matriarchiń długo, niemal do północy, zastanawiała się, jak chronić księcia przed zamachem oraz pozbyć się spiskowców. Ostatecznie kapłanki zadecydowały, że matriarchini Mocarnego Niedźwiedzia również weźmie udział w polowaniu, by chronić plecy następcy. Wiadomo, że najłatwiej upozorować wypadek z zabłąkaną strzałą. Ustalono również, jak najskuteczniej szpiegować Itsumi.
Dzień, wyglądany przez kapłanki ze strachem, a przez resztę dworu z utęsknieniem, w końcu nadszedł. Eniaki zjawił się w sali jadalnej już na świecę przed świtem i ujrzał, że mimo wczesnej pory panuje w niej tłok i gwar. Nie tylko przy koszach z plackami i misach z zimnym mięsem – przy stołach, przed paleniskiem, w przejściach, po kątach, wszędzie. Następca nie znalazł okazji, aby wlać do swojego piwa trzy krople specyfiku od matki.
Eniaki spieszył z kubkiem do studni, by wreszcie to zrobić, kiedy wpadł na imperatora.
– Witaj, synu.
– Panie mój i ojcze. – Książę wykonał przepisowy ukłon. – Niechaj Dwunastka zsyła na ciebie same dobrodziejstwa.
– Jako i na ciebie – odmruknął Aszkur. – Czyś już śniadał? – Chłopiec potaknął. – Pozwól więc do mej prywatnej komnaty, pomożesz mi wybrać broń.
– Zaszczyconym, ojcze.
Rzadko kogo zapraszano do sanktuarium władcy. Droga do niego prowadziła przez sypialnię. Dwóch gwardzistów przed drzwiami pilnowało, by nie zakradł się nikt niepowołany.
Sypialnia oszałamiała przepychem nawet kogoś wychowanego na dworze. Wnętrze lśniło złotem i bielą przysługującą jedynie najwyżej urodzonym. Eniaki nie widział ani skrawka ściany, którego nie pokrywałyby zdobienia. Posadzka z różnokolorowego marmuru wydawała się gładsza niż lustro. Największym meblem było stojące na środku łoże zasłonięte białymi jedwabnymi kotarami malowanymi we wszystkie zwierzęta, jakie książę kiedykolwiek widział. Na lewo od wejścia – stolik z owocami i dzbankiem. Z rogu po prawej obserwował wnętrze złoty albo pozłacany posąg Słonecznego Orła. Na ścianie za nim widniało przejście do prywatnej komnaty. Tę urządzono w całkiem innym stylu: dominowały ciemne barwy i ciężkie, solidne sprzęty. Na ścianach rozwieszono wspaniałą kolekcję oręża: od różnej długości broni siecznej, przez obuchową, do drzewcowej z fantazyjnymi grotami.
Eniaki zamarł, nie wiedząc, co z tego arsenału przyda się ojcu na polowaniu. Imperator zaśmiał się, choć zabrzmiało to nieco wymuszenie.
– Daj spokój, sam wiem, czego będę potrzebował. Chciałem porozmawiać z tobą na osobności. A właśnie, kiedy jesteśmy sami, możesz przestać łamać sobie język na tych dworskich figurach retorycznych.
– Jak sobie życzysz, ojcze – odpowiedział chłopiec, kłaniając się.
– Wiesz, że matka miesiąc temu wybrała cię na następcę tronu?
– Wiem. Ale matka? Myślałem, że to decyzja Rady Matriarchiń.
– Och, ta zgraja przesądnych bab zrobi wszystko, co Ninga im każe… Czyli powiedziała ci?
– Ani słowa. Pewnego dnia zauważyłem, że najbliżsi tobie dworzanie zaczęli się przede mną płaszczyć. Potem preceptor zmienił poruszane tematy, wreszcie plotki potwierdziły podejrzenia.
– Czyli sam się zorientowałeś? Brawo! – Aszkur klepnął syna w plecy, aż chłopiec się zachwiał. – Może jednak Ninga dobrze wybrała… Ogłosimy to podczas twoich szesnastych urodzin.
Imperator zdjął ze ściany ulubiony łuk, którego niedawno zaczęto używać w prowincji aleficyjskiej. Niektórzy zwali go refleksyjnym. Posyłał strzały znacznie dalej niż zwykła broń. Aszkur szybko i zgrabnie założył cięciwę, pomagając sobie nogami. Eniaki patrzył jak urzeczony – on sam nie przepadał za łukami aleficyjskimi, potrzebował pomocy dwóch kolegów, by zaczepić cięciwę. A ojciec nawet nie stęknął z wysiłku. Ba! Nie przestawał mówić:
– Pora, abyś zaczął poznawać przyszłe obowiązki. Już prawie jesteś dorosły. Od teraz będziesz dzielił czas między naukę a towarzyszenie mi przy oficjalnych rozmowach. Z ambasadorami, z książętami zarządzającymi prowincjami, z Radą Czarowników…
– Z Radą Czarowników też? – Eniaki nie potrafił ukryć podekscytowania. Nigdy nie widział żadnego maga. Za to słyszał mnóstwo plotek: że są potworami, że żywią się ludzkim mięsem, że dzięki temu żyją setki lat…
– Zwłaszcza z Radą. Już ich zresztą uprzedziłem. Oni… Cóż, trzeba czasu, żeby przyzwyczaić się do ich wyglądu, poznać zakres olbrzymiej wiedzy, jaką zgromadzili, zrozumieć słowa. Bo, widzisz, oni już nie… A, sam zobaczysz. Teraz zajmijmy się bronią dla ciebie. – Aszkur zdjął z haków duży miecz, krytycznie przymierzył go do syna. – Za długi, musisz jeszcze trochę urosnąć. Ten będzie dobry! Weź jeszcze ten dziryt.
– Ojcze! – wykrztusił Eniaki. – To twój ulubiony oręż! Podobno nikomu nie pozwalasz go dotknąć!
– Tak, sam go kiedyś zrobiłem. Zawsze przynosił mi szczęście. Widzisz, śniło mi się dzisiaj, że ranny odyniec rzuca się na ciebie… Może to zwykły sen, a może proroczy, zesłany przez Czuwającego Puchacza… Aha, dostałem kiedyś od jego matriarchini magiczną maść. Jeśli pozwolić jej za dnia pić promienie słońca, oddaje je w nocy, świecąc na zielonkawo. Posmarowałem nią ostrze, więc jeśli zgubisz się w lesie, po zmroku doda ci otuchy. Nie wypuszczaj mojego szczęśliwego dzirytu z rąk i trzymaj się blisko mnie.
Eniaki przypomniał sobie, że już dawno powinien zażyć specyfik od matki.
– Dziękuję, ojcze. Tak zrobię. Pozwolisz, że pobiegnę teraz na chwilę do kuchni? Strasznie chce mi się pić po solonym mięsie na śniadanie…
– Ależ częstuj się moim winem! – Aszkur machnął w stronę stolika w sypialni. – To Itsumi mi je przysłała. Pochodzi z północy jej wyspy. Robią tam wina słodkie jak kobiety.
Eniaki wrócił do sypialni, zasłaniając ojcu widok i wyciągając zza pazuchy naczynko. Nalał sobie wina z pełnego dzbanka, odmierzył trzy krople. Wpadł na pomysł – doda resztę specyfiku do naczynia! Nagle zamarł z wyciągniętą ręką, ogarnął go paraliż, potem panika, zaczęło brakować tchu…
Zaklęcie Kasziru – pomyślał. – Mógłbym w ten sposób zabić ojca! Tylko trzy krople! – obiecał sobie. – To bezpieczna dawka, matka nie chce mojej krzywdy.
Paraliż ustąpił.
– Co się tak guzdrzesz? – usłyszał Eniaki.
– Zachwycam się zapachem – odrzekł. Drżącymi palcami wpuścił trzy krople do dzbana, duszkiem wypił wino z kubka.
– Ech, młodyś jeszcze, nie umiesz docenić dobrego trunku – zaśmiał się imperator. – Poczułeś w ogóle smak?
– Słodkie, potrafi odebrać dech w piersiach i zamieszać w głowie…
– A nie mówiłem? Jak kobiety!
– Ale wydaje mi się, że pod słodyczą skrywa nutę goryczy.
– Całkiem jak kobiety, synu! A właśnie, próbowałeś już zaznać uroków zbliżenia z którą służącą?
Eniaki poczuł, że policzki płoną mu ogniem.
– Nie ma się czego wstydzić – ciągnął Aszkur. – Za rok matriarchinie pozwolą ci wybrać sobie pierwszą żonę spośród młodziutkich kapłanek Domolubnej. Potrenuj, byś jej nie rozczarował w łożu. Gdy już skończysz szesnaście lat, koniecznie odwiedź świątynię Królicy. Tam się wiele nauczysz… Ale wróćmy do dzisiejszego polowania. Który łuk byś chciał?
– Pozwól, ojcze, że wezmę własny, który świetnie leży mi w ręce. Pójdę po…
– Nie ma czasu. Każę przynieść go na dziedziniec, razem z twoim płaszczem. Chodźmy już.
Wszyscy już czekali, gdy wyszli z pałacu. Podszedł do nich Uro. Oczy mu się zwęziły na widok znajomego dzirytu ściskanego przez Eniakiego.
– Coś taki blady, młodszy braciszku? Strach cię obleciał? Polowanie na dziki to prawdziwie męska przygoda.
Zbliżyła się również Ninga, obrzucając niespokojnym spojrzeniem Eniakiego.
– Bądź pozdrowiony, panie mój i mężu. Pozwól, że matriarchini Niedźwiedzia przyłączy się do myśliwych. Obie miałyśmy dzisiaj złe sny…
Aszkur stanął jak rażony gromem.
– Jak to? Wy też?! – Po chwili opanował się i przybrał dostojny wyraz twarzy. – Zezwalam.
– O czym mówisz, panie? – spytała Ninga nerwowo.
– Nieważne. Skoro gnębiły cię koszmary, poproś Domolubną o opiekę nad naszą rodziną.
– Matko – wtrącił się Eniaki – znajdź błogosławieństwo dla syna, który zawsze jest ci posłuszny i jedynie polecenia jego imperatorskiego ojca mogą opóźnić wykonanie twoich.
– Siostro Dijaro, proszę, i ty pomódl się do Mocarnego Niedźwiedzia z prośbą o szczęśliwe polowanie – zadecydowała Ninga.
Uro wydawał się bardzo niezadowolony z dalszego opóźnienia.
– Rozsiewasz strach, jak świńskie truchło zarazę! – syknął Eniakiemu do ucha. – Zwierzyna nie będzie czekać, aż dorośniesz.
Modlitwy obu kapłanek zajęły dłuższą chwilę. Szczególnie Ninga przeciągała swoje supliki. Wreszcie skończyła.
– Czas ruszać! – zakrzyknął imperator. – Konia! – Stajenny natychmiast podprowadził osiodłanego wierzchowca. – Eniaki, mój synu, bądź uprzejmy przytrzymać mi rumaka, gdy będę wsiadał.
– To dla mnie prawdziwy zaszczyt, panie mój i ojcze – odparł chłopiec.
Trzewia przeszył mu nagły ból, ledwie książę złapał wodze. Zgiął się wpół. Zdążył tylko odwrócić się od konia, na kamienie dziedzińca trysnęła struga zielonkawych wymiocin.
– Ojcze… – wykrztusił między spazmami żołądka – nie pij… tego wi… – Wyczerpany, opadł na czworaki, cudem mijając cuchnącą kałużę.
Ninga powstrzymała uśmiech. Ona pierwsza zaczęła opanowywać powstały rejwach. Szarpnięciem zerwała z siebie płaszcz, rzuciła go dwóm sługom.
– Zanieście księcia do mojej komnaty! Biegiem!
Imperator również okazywał spokój, chociaż nozdrza drgały mu groźnie, a stara, zazwyczaj niewidoczna blizna na policzku poczerwieniała.
– Ruszajcie beze mnie i księcia Eniakiego! – rozkazał.
4. Trucizną złożony
Kiedy już Eniakiego przeniesiono na jej łoże, Ninga wygoniła służbę. Usiadła obok syna, odgarnęła mu przepocony lok z czoła.
– Jak się czujesz? – szepnęła.
– Zadziwiająco dobrze. Mógłbym wstać, wskoczyć na konia i dogonić myśliwych.
– Ani mi się waż! Uratowałeś imperatora przed próbą otrucia i będziesz to odchorowywał jeszcze przez kilka dni. Przygotuję zioła, które pogorszą ci wygląd.
– A co to było?
– Szybkodziałający środek na wymioty – odpowiedziała cicho.
– Wlałem trzy krople do reszty wina – odszepnął jeszcze ciszej.
– Brawo, Eni. Jestem z ciebie dumna.
Ninga pocałowała syna w czoło i zakrzątnęła się przy ziołach. W samą porę. Na korytarzu rozległy się ciężkie kroki i do komnaty wparował Aszkur. Twarz miał posągowo spokojną, jak przystało władcy, ale blizna wciąż ostrzegała czerwienią, a w oczach czaił się gniew odstraszający dworaków i interesantów.
– Co z moim synem?!
– Czuje się za słaby, by mówić, panie mój i mężu. – Książę zrozumiał, przymknął oczy.
– Przysłać czarownika Kruka?
– Nie ma takiej potrzeby. Eniaki jest osłabiony, ale pozbył się większości trucizny. Wyzdrowieje, zadbam o niego.
Aszkur przestał krążyć po komnacie jak rozjuszony buhaj po zbyt małej zagrodzie.
– Nie rozumiem, dlaczego wolisz tę ciasną norę zamiast pięknej sypialni w pobliżu moich komnat.
Ninga pochyliła głowę w pokornym ukłonie.
– Panie mój, pamiętaj, że musisz się mną dzielić z Domolubną Kotką. Stąd mam widok na świątynię i mogę dostrzec sygnał, że jestem tam pilnie potrzebna. A nasz syn znajdzie tu ciszę i spokój, których nie daliby mu snujący się za tobą dworzanie.
Aszkur zerknął na ciżbę za progiem, nakazał jej odsunąć się.
– Gdy Eniaki wydobrzeje, przyślę tu ludzi, aby chociaż przyozdobili te gołe ściany.
– Bardzo jesteś łaskawy, mój panie, lecz oboje wiemy, że skarbiec nie jest bez dna, a masz wiele pilniejszych wydatków.
– Nin, Nin… – Imperator przytulił żonę. – Co ja bym bez ciebie zrobił? Ty jedna mnie rozumiesz… A właśnie, wiesz, że to Itsumi próbowała mnie otruć?
– Coś takiego!
– Zmusiłem ją do wypicia wina.
– Panie! Jeśli ona umrze, Nibarczycy wypowiedzą nam wojnę, a nie mamy wojska, by obsadzić zachodnie prowincje…
– Cała ty! Syn chory, mąż podstępnie zaatakowany, a ty jeszcze znajdujesz siły, by myśleć o imperium i armii. Nie martw się, dałem jej tylko trzy czwarte kubka. Jeśli Eniaki przeżył, to i jej nic nie będzie.
– Jestem matriarchinią Kotki. Całe imperium to moja rodzina. Acz wy dwaj jesteście najbliżsi memu sercu. – Objęła męża. – A jeżeli to wyłącznie wstawiennictwo Domolubnej uratowało naszego syna?
– A może mój szczęśliwy dziryt? Mierzi mnie, że muszę pozwolić żyć żmii, nie będę rozpaczał, jeśli umrze.
– Żywą żmiję można wykorzystać. Wystarczy jej nie głaskać bez grubych rękawic.
Przybiegł gwardzista, zaciągnął imperatora w kąt i szepnął mu coś do ucha.
– Itsumi również dostała torsji, ale nie tak gwałtownych jak Eniaki. Bardzo lekkich – powtórzył Aszkur.
– Jeśli ktoś wcześniej zażywa małe dawki trucizny, może się na nią uodpornić – mruknęła zamyślona Ninga. Drgnęła i pospiesznie dodała: – Ale mogą być również inne przyczyny…
Wieczorem przyszła Dijara i doniosła, że znalazła zatrute strzały w kołczanie Uro. Raczej nie na dzika – tego specyfiku nigdy nie używano przy polowaniu na zwierzynę, która miała trafić na stół. Co dziwniejsze, żaden z myśliwych nie miał identycznych strzał, aby samemu zabić, a potem zrzucić winę na księcia. Ale mógł je cisnąć w przydrożne chaszcze…
5. Strażniczka
Ku radości pozostałych żon, Itsumi popadła w niełaskę. Nie działa się jej żadna krzywda, ale dwóch eunuchów, bez przerwy stojących pod drzwiami księżniczki lub depczących jej po piętach, zdradzało dworakom wszystko.
Ninga jednak na wszelki wypadek nie wypuszczała syna spod swoich skrzydeł. Kiedy musiała opuścić własną komnatę, zostawiała na straży dwie kapłanki Wilka. Ich czerwone szaty, choć jasne, skutecznie odstraszały nieproszonych gości.
Młody książę coraz gorzej znosił przymusową bezczynność, w końcu dalsze trzymanie go w łóżku stało się niemożliwe. Matka wymogła na Eniakim przyrzeczenie, że nigdzie się nie ruszy, póki ona nie przyśle mu kogoś do ochrony, i wyszła.
Już wcześniej Rada ustaliła, że miłego Dwunastce następcy strzec będzie matriarchini Wilka. Gorga warczała, że nie nadaje się na opiekunkę rozpieszczonych dzieci, ale nie potrafiła podać lepszego rozwiązania. Bogowie na różne sposoby okazywali wybrankom swoją przychylność. W czasie pokoju wśród służebnic Wilka hierarchia ustalała się na drodze rytualnych pojedynków. Rzadko który mężczyzna mógł mierzyć się choćby z arcykapłanką.
Eniakiemu sypialnia matki całkowicie obrzydła. Wreszcie ubrany w normalne szaty, chodził z kąta w kąt, rozgrzewając rozleniwione mięśnie i czekając na przybycie obiecanego przez Ningę wojownika. Nagle w progu stanęła jakaś kobieta. Młoda, szczupła, gibka, średniego wzrostu, o przeciętnej urodzie. Szara suknia, zręcznie skrojona i z materiału dobrej jakości, sugerowała żonę kupca. Na głowie miała turban na modłę nomadów zza północno-wschodniej granicy. Wyjątkowo mało biżuterii, tylko szeroka bransoleta na lewym przedramieniu.
– Kim jesteś? – zapytał książę.
– Mów mi Garaga. Przysyła mnie twoja matka.
– Spodziewałem się wojownika, a nie kupcowej.
Nowo przybyła wzruszyła ramionami i rzuciła:
– Tylko głupiec atakowałby kobietę w czerwonej sukni lub jej towarzysza.
– Jasnoczerwoną szatę łatwo pomylić z różową – wyzłośliwił się Eniaki. Rzeczywiście, na ulicach niekiedy młode służki Wilka brano za kapłanki Królicy i na odwrót.
– Moją niełatwo.
Czyli co najmniej diakonessa. A wyglądała tak młodo… Książę pokręcił głową z podziwem. Matka musiała naprawdę przejąć się spiskiem, choć sprawiała wrażenie spokojnej.
– Dlaczego nosisz turban? Wcale nie pasuje do tej sukni.
– Mam ogoloną głowę.
– Dlaczego wiele kapłanek Krwiożerczego pozbywa się tak pięknej ozdoby? To bez sensu. Długie włosy dodają… Aua! – Ból był tak nieoczekiwany, że Eniaki wrzasnął. Na wiry Chaosu! Ta kobieta poruszała się jeszcze szybciej niż Menes, mistrz walk, który podczas treningów systematycznie pozbywał się nieposiniaczonych miejsc na ciałach imperatorskich synów. W jednej chwili uśmiechała się i rozmawiała, a w następnej stała za plecami księcia, z kosmykami owiniętymi dookoła pięści. – Puszczaj!
– Nie pytaj, jeśli sam możesz poznać odpowiedź – syknęła mu do ucha.
– Zrozumiałem. Przestań, proszę.
Dopiero teraz usłuchała. Skóra na karku wciąż piekła, Eniaki długo myślał nad pytaniem, w końcu ciekawość zwyciężyła:
– Nie twierdzę, że to zrobię, ale gdybym opowiedział o tym matce?
– Przekonaj ją, że potrzebujesz mamki, nie wojowniczki, a zyskasz moją wdzięczność.
Tak Eniaki zawarł znajomość z kobietą, która na kilka tygodni miała zostać jego cieniem. Towarzyszyła mu, ilekroć opuszczał własną komnatę. Tylko przy rodzicach zostawiała chłopcu odrobinę prywatności. W nocy straż przejmowały dwie kapłanki w jasnoczerwonych szatach.
6. Przeciwko bratu
O zmierzchu przyszła do Eniakiego matka. Kazała mu zabrać łuk i pójść ze sobą. Dopiero wtedy książę zauważył, że Ninga trzyma ćwiczebną strzałę – z wypchanym pakułami woreczkiem zamiast grotu.
Posłusznie podreptał z matką. Garaga trzymała się kilka kroków za nimi, udając, że tylko się przechadza. Wkrótce opuścili serce pałacu. Tutaj już korytarze tonęły w mroku. Eniaki chciał wziąć pochodnię ze ściany, ale Ninga się sprzeciwiła.
– Dokąd idziemy?
– Do wieży astronomicznej.
Wysoka wieża w południowo-zachodniej części pałacu. Nazwę brała stąd, że to z jej blanków co pełnię i nów imperator, zazwyczaj w towarzystwie maga Puchacza, patrzył w gwiazdy, by poznać wróżby na najbliższe dni.
Wreszcie dotarli na miejsce. Garaga upewniła się, że na szczycie wieży nie ma nikogo, po czym zeszła pod drabinie, zostawiając ich samych. Eniaki rozglądał się, urzeczony.
Na dworze jeszcze nie ściemniło się do końca i z czubka wieży roztaczał się wspaniały widok. Niebo na zachodzie radowało oczy czerwieniami i fioletami. Na południu, w świetle księżyca połyskiwała rzeka. Rybacy wracali z wieczornego połowu. Na brzegu przycupnęła świątynia Zmiennobarwnej Flądry. Dalej na wschód widać było pałacowe budynki. Eniaki z trudem odnalazł wśród cieni własne okno. W wielu innych świeciły kaganki, niekiedy zasłaniane przez cienie mieszkańców. Któraś siostra szykowała się do snu. Książę poczuł się, jak podglądacz. Przeniósł spojrzenie na dziedziniec treningowy. Mimo późnej pory, ciągle trwał na nim ruch. Ktoś okładał pięściami worek z piachem, dwóch mężczyzn walczyło na miecze…
– Tak – odezwała się Ninga. – Ten w białych spodniach to Uro. Chcę, żebyś wymierzył do niego z łuku. – Wyciągnęła strzałę w stronę syna.
– Ale dlaczego?! – Eniakiemu wcale nie podobał się ten pomysł.
– Sprawdźmy, czy zaklęcie chroniące przed zabijaniem krewnych działa.
– Zapewniam cię, matko, że działa. Kiedy wlewałem twój środek na wymioty do wina ojca… No, nie mogłem dodać więcej niż trzy krople. W ogóle nie mogłem się poruszyć… Brrr! Paskudne uczucie.
– A jeśli Uro nie jest synem Aszkura?
O tym Eniaki nie pomyślał. Jednak nie zamierzał pogodzić się z zarzutem bez walki:
– Ale przecież jest do niego podobny; ta sama sylwetka, kolor włosów, nos…
– Do stryja Hurona też jest podobny.
Książę z niechęcią podniósł łuk, wycelował w brata. Wiedział, że miękko zakończona strzała nie wyrządzi mu żadnej krzywdy, ale i tak poczuł znajomy paraliż. Niemoc ustąpiła dopiero, kiedy matka odsunęła broń.
– Teraz wiemy, że zaklęcie działa należycie, a Uro nie zrobi ci krzywdy. Możesz wracać do siebie.
7. Czarownik Kozy
Gwardzista przyniósł wezwanie od ojca, gdy Eniaki omawiał z preceptorem przebieg bitwy, w wyniku której do imperium dołączono północną, górzystą prowincję. Książę natychmiast przerwał dyskusję i pospieszył za żołnierzem. Nie mógł opanować niecierpliwości, kiedy okazało się, że chodzi o spotkanie z magiem.
Czarownicy mieszkali w odrębnym budynku, przylepionym po wewnętrznej stronie murów pałacowych. Imperator z synem ruszyli w jego stronę.
– Ojcze, czy idziemy na Radę Czarowników?
– Nie, dziś odwiedzimy tylko Lugasza.
– A kiedy odbędzie się Rada Czarowników?
Aszkur przepuścił sprzedawcę warzyw, który ciągnął swój skrzypiący wózek w stronę kuchni, i dopiero wtedy odpowiedział:
– Zwołuję ją, gdy pojawia się złożony problem i potrzebuję pomocy różnych magów albo sam nie wiem, który może mi się przydać.
– W jakich wypadkach na przykład?
– Ostatnio spotkałem się ze wszystkimi dwunastoma magami tuż po próbie zatrucia mojego wina.
– Szkoda, że mnie tam nie było.
– Leżałeś wtedy nieprzytomny. Przeżyłem straszliwe chwile… Wiesz, że zastanawiałem się, czy nie poprosić czarownika Żółwicy o wiedzę, kto dodał truciznę do wina?
Eniaki struchlał, a potem, mimo chłodu, oblał się potem. Milczał dłuższą chwilę.
– I co odpowiedział? – zapytał wreszcie, mając nadzieję, że jego głos brzmi normalnie.
– W końcu tego nie zrobiłem. Nawet imperatorowi nie wolno żądać zbyt wiele od magów.
– Tym bardziej, że ktoś mógł chcieć otruć Itsumi, a nie ciebie, panie. Podobno starsze żony są o nią zazdrosne.
– Możliwe. Albo trucizna znajdowałą się w kubku, a nie w winie. To by tłumaczyło, dlaczego ty omal nie odszedłeś do Krainy Cieni, a Itsumi prawie nic nie było. No, jesteśmy na miejscu.
W kwaterze Lugasza pachniało sianem. Największa komnata wychodziła na duży taras, na którym stały ogromne donice z mizerną trawą. Sam czarownik siedział skulony na drewnianej ławie i żuł suszone figi z miseczki.
Po jasnozielonej szacie Eniaki rozpoznał, że Lugasz jest wybrankiem Kozy Karmicielki. Wyglądał cudacznie, ale daleko mu było do miana potwora. Twarz miał pociągłą, a oczy – barwy miodu i o pionowych źrenicach – dziwnie blisko skroni, tuż obok sterczących na boki uszu. Pod bladymi wargami widniała rzadka, biała capia bródka. Włosy skrywała zielona czapka rozszerzająca się ku górze jak ceber. Z rękawów wystawały chude jak patyki, porośnięte gęstymi, brązowymi kudłami ręce z okropnie zniekształconymi palcami. Reszta sylwetki ginęła w fałdach ubrania.
Imperator przyniósł skądś dwa zydle, przycupnęli na nich naprzeciw maga.
– Czcigodny Lugaszu, to mój syn i następca, o którym wspominałem radzie. – Czarownik pokiwał głową. – Przyszedłem do ciebie po radę w sprawie przyszłorocznych zbiorów.
Eniaki nie potrafił zrozumieć odpowiedzi maga. Dźwięki wydobywające się z jego ust nie przypominały ludzkiej mowy. Nie były podobne nawet do narzeczy barbarzyńskich plemion z północy! Chrapliwe, nieprzyjemne, zdawały się składać głównie z przeciągniętych samogłosek. Do księcia docierały wyłącznie słowa ojca:
– Czy pamiętasz podobną sytuację?
– Po ilu latach wtedy skończyła się susza?
– Jak mógłbym zadbać o błogosławieństwo Kozy Karmicielki?
Te pytania Eniaki pojmował doskonale. W pałacu się tego nie odczuwało, ale z rozmów z nauczycielami wiedział, że od trzech lat większość rolniczych prowincji prześladuje susza. Do tego w ubiegłym roku spichlerze największej świątyni Kozy w Temeku strawił pożar. Sytuacja jeszcze nie była katastrofalna, ale już zła. Handel między regionami nie wystarczał, kraj musiał sprowadzać ziarno z zagranicy. Skarbiec powoli zaczynał pokazywać dno, a i tak pszenica bezustannie drożała. Lada moment mogło z tego powodu dojść do zamieszek, zwłaszcza na przednówku. Imperium potrzebowało dobrych zbiorów.
Kiedy ta dziwna, bo dla Eniakiego jednostronna, rozmowa się skończyła i wracali z ojcem do serca pałacu, Aszkur spytał:
– Zrozumiałeś coś z tego, co mówił Lugasz?
– Ani słowa!
– Na to trzeba czasu. Ja zacząłem cokolwiek pojmować dopiero po kilku miesiącach.
– Ojcze, a czy nie można poprosić maga, żeby wyczarował więcej pszenicy?
– Nie, synu, tego zrobić nam nie wolno.
– Dlaczego?
– Czarownicy płacą koszmarną cenę za każde rzucone zaklęcie. Im większego cudu wymagamy, tym wyższy koszt.
– Jaka to cena?
– To sekret magów i bogów. Może kiedyś cię do niego dopuszczą, a może sam odgadniesz.
8. Rytuał Płodności
Kapłanki Kozy Karmicielki i Przedwiecznej Żółwicy donosiły, że za kilka dni nastąpi najlepszy moment na siewy w Temeku, rolniczej prowincji o ciepłym klimacie, który umożliwiał dwa zbiory w ciągu roku. Wprawdzie w stolicy zimy trwały dłużej i miejscami śnieg ciągle zalegał na polach, szczególnie na południowych zboczach, ale już nie można było odkładać Rytuału Płodności.
Tuż po śniadaniu cały dwór w radosnej procesji, śpiewając hymny sławiące Karmicielkę, przekroczył mury pałacu, a potem miejskie. Na czele szedł imperator z pierwszą żoną u boku, za nimi reszta rodziny. Aszkur stanął jak wryty, kiedy w kobiecie towarzyszącej Eniakiemu rozpoznał matriarchinię Wilka, ale czujna Ninga pociągnęła męża i nikt nie zauważył zaskoczenia.
Po około półtorej świecy pochód dotarł na miejsce – niewielkie pole na nasłonecznionym stoku, gotowe do orki. Imperator stanął na środku, zdjął z ramion płaszcz podbity futrem, rozesłał na ziemi.
Ninga w tym czasie oglądała wskazaną przez małżonka kapłankę Królicy. Była zadowolona z wyboru. Kobieta zbliżała się do trzydziestki, a to świadczyło, że imperator ciągle radzi sobie z obowiązkami bez stymulująco młodych ciał. Oby Aszkurowi starczyło wigoru jeszcze na długie lata! I nie chodziło tylko o to, że po koronacji następcy Ninga utraciłaby rangę matriarchini. Nie. Mąż dobrze rządził, a Eniaki był jeszcze o wiele za młody na przejęcie steru. Szybko się uczył, miał potencjał, ale lepiej, żeby jeszcze poczekał.
Wybranka miała jeszcze jedną, bardzo istotną zaletę – dość głęboki odcień jej sukni wskazywał, że miała około dziesięciorga dzieci. To wiele jak na dwudziestokilkuletnią kobietę. Musiała zatem często rodzić bliźnięta. Zajście w ciążę podczas Rytuału Płodności zawsze zwiastowało udane zbiory. Ale gdyby w łonie kapłanki zagnieździło się dwoje dzieci… Nadchodzący urodzaj rozwiązałby wiele problemów imperium.
Służki Królicy doprowadziły koleżankę do rozścielonego płaszcza i rozebrały. Bez celebrowania – koniec zimy to nie najlepszy czas na nagość. Imperator – do wtóru sprośnych piosenek – jak najszybciej jął rozgrzewać wybrankę. Wkrótce kobieta zaczęła pojękiwać z rozkoszy. Jeśli udawała, robiła to bardzo przekonywająco. Ninga jednak nie sądziła, że kapłanka udaje – mimo ukończonych czterdziestu dwóch lat i pierwszych siwych włosów, Aszkur ciągle potrafił więcej niż zadowolić partnerkę.
Miarowe ruchy męża przywołały wiele słodkich wspomnień, ale Ninga nie zazdrościła wybrance. Sama dorównywała wiekiem imperatorowi i ekscesy na zamarzniętej ziemi dawno straciły smak dzikiej przygody.
Wreszcie i mężczyzna osiągnął spełnienie, co zebrany tłum powitał radosnymi owacjami.
Kapłanka pospiesznie się ubierała, gdy przyprowadzono białego wołu z pomalowanymi na złoto rogami. Bydlę zaprzężono do czekającego pługa i władca zaczął orać ziemię. Po spirali, od uświęconego rytuałem miejsca pod imperatorskim płaszczem. Gdy dotarł do krańców pola, ze wszystkich stron przystąpili wysłannicy z dwunastu prowincji kraju. Każdy wyciągnął worek i naładował do niego ziemi, by potem przekazać księciu, który z kolei rozproszy użyźniony grunt po własnym łanie i wyśle po worku do każdego podległego regionu. W ten sposób zapłodniona przez imperatora ziemia miała zapewnić urodzaj na niwach całego państwa.
9. Nocą wracali z uczty
Po Rytuale Płodności pochód przeszedł do najbliższej osady na ucztę pod gołym niebem.
Eniaki siedział na prowizorycznie skleconej ławie i podziwiał matkę. Wyglądała pięknie i elegancko w pomarańczowo-białej sukni sygnalizującej, że Ninga przybyła tu i jako żona imperatora, i jako kapłanka Domolubnej. Rozmawiała z dziesiątkami ludzi i bez przerwy się uśmiechała. Wydawała się odporna na tłum i zgiełk, które przyprawiały księcia o ból głowy.
Ojca też podziwiał. Eniaki już niejednokrotnie oglądał Rytuał Płodności, ale dzisiaj po raz pierwszy obserwował go oczyma następcy, ze świadomością, że kiedyś to on będzie musiał posiąść kapłankę Królicy, by zapewnić ludowi zbiory. Tak przy setkach gapiów, komentujących i ryczących zbereźne piosenki! Na samą myśl czuł, jak siły witalne opuszczają jego męskość i zbierają się w policzkach, by tam rozpalać rumieniec wstydu miast żądz. Nigdy nie podoła temu zadaniu!
Skończyły się występy akrobatek, nadeszła kolej na muzyków. Zaczął flecista. Od przenikliwego pisku migrena potężniała z każdym taktem. Ale innym melodia chyba się spodobała. Gdy grajek odsunął flet od ust, Itsumi zaklaskała, oderwała udko kapłona i rzuciła muzykowi. Ten odruchowo zrobił unik, mięso trafiło cytrzystę, który szykował się do własnego występu. Pozostałe żony przewróciły oczyma. Rozległy się szepty, że ta dzikuska po dwóch latach mieszkania wśród cywilizowanego ludu mogłaby wreszcie nabrać nieco ogłady. Książę jął zastanawiać się, co pamięta o gospodarce Nibaru. Zdaje się, że na wyspach nie występowały kruszce. Złoto i srebro osiągały tam niezmiernie wysokie ceny i dominował handel wymienny. Może stąd wziął się zwyczaj nagradzania występujących jadłem? A może po prostu Itsumi, tak jak Eniaki, wolała gorące pieczyste? Na chłodzie wiosennego popołudnia wszystko stygło, nim trafiło na stoły. Biały, zakrzepły tłuszcz odbierał chłopcu apetyt.
Nudząc się śmiertelnie, mało co jedząc, jeszcze mniej pijąc – Garaga dolewała mu do wina tyle wody, że niemal traciło smak – i unikając kręcenia bolącą głową, Eniaki czekał zmierzchu. Wreszcie nadeszła pora, gdy wstanie od stołu nie było już grubiaństwem. Książę natychmiast to wykorzystał, strażniczka pośpieszyła za nim.
Cisza i spokój wąskich uliczek, raźny marsz oraz wieczorny ziąb odgoniły natrętne bóle. Eniaki odetchnął z ulgą. Nagle Garaga przytuliła się do niego jak podlotek do wybranka. Chłopak zdziwił się, bo kapłanka nigdy wcześniej nie dała znaku, że pragnie towarzyszyć mu również nocami, ale przecież nawet ojciec zachęcał… Pod wpływem zapachu kobiety poczuł, że jednak potrafiłby dopełnić Rytuału Płodności. A inni niech patrzą i podziwiają! Już składał wargi do pocałunku, gdy strażniczka wyszeptała:
– Nie oglądaj się. Ktoś nas śledzi. Jeden mężczyzna.
– Co mam robić? – odparł przejęty następca.
– Zostaw to mnie. Idź dalej, jakbyś nic nie wiedział.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale nie wątpił, że z ich dwojga to kobieta ma większe doświadczenie w walce. Następne chwile dłużyły się niemiłosiernie. Garaga to przyspieszała, to zwalniała. Eniaki domyślił się, że próbuje sprowokować śledzącego do ataku w bardziej dogodnym dla niej miejscu. Ale ciągle nic się nie działo. Bez przeszkód wrócili do miasta – w tę noc zostawiano otwartą furtkę. Widząc białe szaty, strażnicy nie ośmielili się zatrzymywać księcia. Eniaki obejrzał się, mijając bramę, lecz nikogo nie dostrzegł. Kapłanka prowadziła i nie wybrała najkrótszej drogi do pałacu. Mimo to nie zgubili prześladowcy. Po przejściu kilku uliczek książę usłyszał za plecami ciche szurnięcia stóp po nierównym bruku.
Kiedy napięte czekanie stało się nie do zniesienia, Garaga nagle popchnęła Eniakiego, aż musiał zrobić dwa szybkie kroki, by nie upaść. Odwrócił się do niej oburzony i zobaczył, że już po wszystkim – na ziemi leżał ciemny kształt, spod szarego wojskowego płaszcza wychylała się biała koszula.
– Przecież to Uro! – krzyknął Eniaki.
Garaga spojrzała na niego z zaskoczeniem.
– Oczywiście. Nie poznałeś rytmu kroków?
– Zabiłaś go?!
– Ciszej. Nie. Pozbawiłam przytomności.
– Ale przecież on nie mógł… – zaczął, ale ugryzł się w język.
– Celował w nerki. – Kopnęła sztylet, który zabrzęczał na kamieniach. – Masz rozcięty płaszcz.
Eniaki sprawdził. Rzeczywiście – z tyłu ziała dziura.
– I co teraz zrobimy?
– Zaniosę go do świątyni Wilka.
– Ja go zaniosę. Jestem mężczyzną.
Drwiące spojrzenie Garagi przypomniało chłopcu o każdym dniu dzielącym go od dorosłości.
Ostatecznie musieli dźwigać Uro na zmianę. Dziewiętnastolatek wzrostem przewyższał ojca i okazał się zbyt ciężki, by którekolwiek z nich mogło go nieść przez dłuższy czas. Do tego najwyraźniej wypił zbyt dużo wina, jego zapach dodatkowo drażnił Eniakiego.
– A może… jedno z nas… pójdzie do… świątyni… po pomoc? – wysapał chłopak, niezbyt delikatnie zrzucając brzemię na niski murek dookoła czyjegoś ogrodu. Tylko tyle mógł zrobić. Czar maga Domolubnej nie pozwalał mu nawet na kopnięcie zdradzieckiego przyrodniego brata.
– Nie zostawię samego ani ciebie, ani nieprzytomnego księcia – odburknęła Garaga. – Już niedaleko.
10. Narada nad ciałem
Posłaniec znalazł Ningę, gdy wracała do pałacu. Natychmiast pospieszyła do świątyni Wilka. Kapłanka w jasnoczerwonej krótkiej szacie zaprowadziła ją do pomieszczenia, gdzie czekał następca tronu wraz ze strażniczką i nadal nieprzytomnym bratem.
Imperatorowa długo nie mogła uwierzyć w słowa Gorgi.
– Siostro, jesteś pewna, że Uro zaatakował sztyletem Eniakiego? Przecież to niemożliwe! Gdyby Kasziru manipulował przy zaklęciu, Domolubna nie darowałaby takiego buntu wobec imperium! Jeśli nawet by go nie zabiła, to posunąłby się o wiele dalej w przem… – Ninga urwała nagle.
– Ty znasz Kotkę lepiej. – Gorga wzruszyła ramionami. – Ale Uro dźgnął. Specjalnie odczekałam, mogłam pozbyć się go wcześniej.
– Synu, czy ty możesz skrzywdzić brata?
– Nawet kopnąć go nie mogę! – wybuchnął książę.
– Nigdy o czymś takim nie słyszałam… Spytam matriarchini Żółwicy, może ona zna podobne przypadki. Albo opowiem o wszystkim radzie.
Gorga pokiwała z aprobatą głową, po czym zapytała:
– Może cała Rada Czarowników chce zgładzić naszego następcę?
– Nieustanna gra o wpływy. Żadnemu magowi nie wolno ufać. Pamiętaj o tym, Eniaki. Ale teraz zastanówmy się, co zrobić z tym… – Ninga wskazała podbródkiem nieprzytomnego pasierba. Jej dłonie bezwiednie zacisnęły się w pięści.
– Tu nie może zostać – oznajmiła młodsza kapłanka.
– Oczywiście – przytaknęła Ninga. – Nie możemy go również zabić ani porzucić na ulicy, bo tam mógłby go dobić każdy włóczęga. Gdyby zginął syn imperatora, mag Żółwicy na pewno doszedłby, kto się do tego przyczynił… Jeśli mógłby przy okazji rzucić podejrzenia na którąś z nas…
– Uwięzić? – podsunęła Gorga.
– To na nic – odparła starsza kobieta. – Mag szybko go znajdzie, a jeśli ten gnojek odzyska przytomność, dowie się zbyt wiele. A później będzie nam szkodził, choćby z zemsty.
– A gdyby zostawić go w świątyni Królicy? – zapytał książę.
Obie kapłanki popatrzyły na niego z uznaniem.
Ostatecznie Uro, napojony winem w takiej ilości, że nie powinien pamiętać nic z mijającej nocy, trafił do jednej z luksusowych komnatek w przybytku Łagodnej, a u jego boku legła młoda kapłanka.
11. Spotkanie w jadalni
Eniaki ponownie spotkał się z bratem kilka dni później. Uro usiadł obok niego w sali jadalnej. Tutaj strażniczka, jako kobieta, nie mogła księciu towarzyszyć – została przed wejściem, żując swoje twardsze od kamieni suchary. W obliczu wroga następca najpierw uświadomił sobie własną bezbronność, aż go coś w brzuchu zakłuło. Potem doszedł do wniosku, że brat nie ośmieli się zaatakować w miejscu pełnym ludzi. Wreszcie Eniaki zdecydował, że nie włoży do ust nic, co choćby na chwilę wypuści z ręki. I tak ser nagle zamienił się w oślizgłą kulę, a placek zaczął drapać w gardle.
– Kiedy przestaniesz wiecznie chować się za spódnicą matriarchini, tchórzliwy wypierdku? – syknął Uro, skrapiając swój plaster pieczeni oliwą.
– O czym ty mówisz?!
– Kobieta, która niby to robi do ciebie słodkie oczy, jest matriarchinią Krwiożerczego. Nie udawaj, że o tym nie wiesz!
– Naprawdę? Matriarchini? Taka młoda? Myślałem, że to co najwyżej diakonessa. – Eniaki klął w duchu. Powinien był się zorientować, że Gorga rozmawia z matką jak równa z równą.
– Ojciec wspomniał, że ją rozpoznał podczas Rytuału Płodności.
Następca tronu rozpogodził się. To żaden wstyd oberwać po głowie od matriarchini boga wojny! Przypuszczalnie żaden mężczyzna w pałacu nie potrafiłby dotrzymać jej pola. Ninga musiała się naprawdę martwić o życie syna.
– Nie miałem pojęcia. A dlaczego o nią pytasz?
– Oddal ją i rozstrzygnijmy sprawę dziedziczenia tronu po męsku, w starciu.
– Zaiste! To musi być wielki honor dla dziewiętnastoletniego mężczyzny pokonać chudego piętnastolatka. Przyprowadź co najmniej dwóch skrybów i poetę, aby uwiecznili tę walkę! Jeszcze twoje wnuki będą się uczyć na pamięć jej opisu…
– Podoba mi się, jak piejesz, koguciku. – Uro roześmiał się i próbował kuksnąć brata pod żebra. Eniaki odruchowo zasłonił się łokciem, ramię starszego księcia nadziało się na przeszkodę, aż ten się skrzywił. – A więc zgadzasz się ze mną, że o objęciu tronu powinno decydować starszeństwo? A nie kaprys kobiety, matki jednego z kandydatów…
Następca triumfował. Mógł zasłaniać się przed ciosami brata! Nie był tak całkiem bezbronny! W uniesieniu drwił dalej:
– Czyli po pokonaniu mnie zamierzasz oddać władzę Batsziemu? To bardzo wielkoduszne z twojej strony, wszak nasz najstarszy brat ma tak wielki brzuch, że nie zdołałby sięgnąć do miecza przy boku…
– Jeśli Batszi wyrazi takie życzenie, chętnie stanę do walki z nim. Ale teraz rozmawiamy o starciu między nami.
– Och, tak. Ojciec na pewno pobłogosławi tego z nas, który przyniesie mu głowę brata…
– Nie zależy mi na twojej śmierci. Zupełnie wystarczy, jeśli dasz książęce słowo, że nie sięgniesz po władzę. W ostateczności okaleczę cię, żebyś nie nadawał się na imperatora. Na przykład wykastruję. A uwierz mi, ta część ciała potrafi dać mężczyźnie wiele satysfakcji… Czy to prawda, co szepczą łaziebne, że ciągle jesteś prawiczkiem?
Wściekłość i nowa wiara w siebie wydały owoce w postaci szaleńczego planu:
– Dobrze! Spotkajmy się na dziedzińcu treningowym za… sześć dni, dwie świece po zmroku.
– Myślisz, że przez te kilka dni nadrobisz lata zaniedbań we władaniu mieczem, pogromco traktatów?
– Nie. Wtedy będzie pełnia, Gorga będzie musiała wziąć udział w obrzędach w świątyni, jakoś zdołam się wymknąć jej zmienniczce.
– Jednak masz jaja, Eniaki! – Uro z rozmachem walnął brata w plecy. – Za tę decyzję będę szanował cię do końca życia.
12. Potomkowie Kasziru
Ninga otrzymała list od Tritii, matriarchini Przedwiecznej Żółwicy. Aby nikt nie poznał treści, staruszka napisała wiadomość na tabliczce, włożyła ją do glinianego pojemnika o cienkich i kruchych ściankach, wyryła imię i tytuły adresatki – Siostra Ninga, córka Maszeby, matriarchini Domolubnej Kotki, Pierwsza Żona Imperatora Aszkura II – a potem wypaliła. Dlaczego sama nie przyszła lub nie zaprosiła koleżanki do świątyni Żółwicy? Odpowiedź musiała kryć się w środku.
Ninga niecierpliwie stłukła pojemnik. Okazało się, że Tritia zakodowała treść, używając szyfru, który przyszłe kapłanki poznawały w pierwszych latach nauki w akademii. Imperatorowa korzystała z niego wystarczająco często, aby móc płynnie przeczytać wiadomość:
Najdroższa Siostro Ningo!
Oby Najstarsza Dwunastka nieustannie obsypywała Cię łaskami, a Domolubna Kotka sprzyjała wszystkim Twym zamiarom.
Wzięłam sobie głęboko do serca kwestię, którą poruszyłaś na ostatniej radzie. Niestety, w świątynnym archiwum nie znalazłam satysfakcjonujących odpowiedzi. Udałam się więc do Szi-En-Gar, prowincji, z której wywodzi się mag Kasziru, wspierający mocą Domolubnej Kotki i mądrymi radami Imperatora Aszkura II, oby bogowie jeszcze przez długie lata patrzyli na niego z miłością.
Oto, czego dowiedziałam się w bibliotece w Du-Eri: Kasziru po raz pierwszy ujrzał źrenicę Słonecznego Orła 413 lat temu, w maleńkiej osadzie dwa dni drogi od Du-Eri. Wioska ta nie istnieje od dawna, gdyż strumień dający jej życie zmienił bieg. Kasziru, nim stracił zapał do obcowania cielesnego, miał kilkanaście żon, a z nimi 28 synów i 31 córek (tyle dożyło szesnastych urodzin). Zgodnie z nakazami Domolubnej Kotki, kochał i dbał o wszystkie swoje dzieci, a także ich dzieci i dzieci ich dzieci… Jako wybrankowi bogini złota nigdy mu nie brakowało, więc wszyscy jego potomkowie wiedli dostatnie życie. Jeden z prawnuków Kasziru został kupcem, handlował między innymi z Nibarem. Spędzał na największej wyspie wiele czasu i miał tam co najmniej jedną żonę.
Zapewne pamiętasz, jak wielkim szacunkiem cieszą się kruszce u Nibaryjczyków. Bogactwo kupca z Szi-En-Garu zapewniało wysoką pozycję jego potomkom. Około 200 lat temu skoligacili się z arystokracją, a niedługo potem z domem panującym.
Tyle faktów zebrałam. Jak wynika z moich badań, nadobna Itsumi, a zatem i najmłodszy syn Aszkura II, oby Jego Dostojność żył jak najdłużej, są w prostej linii potomkami Kasziru.
Wysłałam młodą arcykapłankę do Nibaru, by sprawdziła szczegóły pochodzenia księżniczki, jednak nie żywię najmniejszych wątpliwości. Sama ruszam w drogę powrotną do stolicy. W moim wieku zajmuje to mnóstwo czasu, więc ślę niniejszy list, który niewątpliwie wyprzedzi lektykę.
Jeszcze raz polecam Ciebie i Twego syna opiece Pierwszej Dwunastki,
Siostra Tritia
Matriarchini Przedwiecznej Żółwicy
Ninga poczuła się wzruszona poświęceniem Tritii. O hierarchii wśród kapłanek Żółwicy decydował wiek. Matriarchini musiała mieć chyba ze sto lat i niechętnie opuszczała bibliotekę w sercu świątyni.
13. Pojedynek braci
Noc pojedynku nadeszła o wiele szybciej, niż Eniaki sobie życzył.
Jak najciszej przebrał się w przeszywanicę. Dziryt od ojca owinął w płótno i przytroczył na plecach. Reszta ekwipunku czekała w zbrojowni. Zdmuchnął kaganek i otworzył okiennice. Okrągły księżyc wisiał pięść nad horyzontem. Książę miał jeszcze trochę czasu, ale wcale nie za dużo.
Znowu skorzystał z używanej od dziecka drogi ucieczki z sypialni – po winorośli oplatającej północne ściany pałacu. Jeden jedyny raz chłopięca postura okazała się atutem. Eniaki podejrzewał, że pędy nie utrzymałyby dorosłego mężczyzny.
W zbrojowni założył gruby kirys torsowy. Strasznie niewygodnie robiło się to samemu, ale podociągał rzemienie, jak najlepiej potrafił. Nagolenniki, lewy karwasz. Prawe ramię zamierzał chronić tarczą. Otwarty hełm. Do pasa przypiął pochwę z lekkim i krótkim mieczem. Na wierzch narzucił paradny płaszcz w kolorze książęcej bieli. Dopiero teraz rozwinął dziryt. Grot zaświecił mdłym blaskiem. Jeszcze wielka tarcza i Eniaki był gotów do walki z bratem.
Uro już czekał. On zdecydowanie stawiał na atak, nie na obronę. Parsknął śmiechem na widok młodszego księcia:
– Aleś się opancerzył! Od razu widać, że częściej się modlisz do Żółwicy niż do Wilka! Nie zapomniałeś aby, że wilk zawsze wyprzedzi żółwia w wyścigu do nagrody? Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej wróżby! No, zaatakuj, tchórzu! Zobaczmy, jakie serce kryjesz pod skorupą!
Długo krążyli dookoła siebie. Uro drwił bez przerwy, lecz Eniaki nie zamierzał dać się sprowokować. Tylko wywijał dzirytem nad głową i wrzeszczał. Wreszcie starszy brat skrócił dystans i wyprowadził pierwsze cięcie. Młodszy przyjął je na tarczę. Prawa ręka aż zamrowiła od siły ciosu. Wymyślony w jadalni plan już nie wydawał się taki błyskotliwy, ale teraz nie było odwrotu. Wróg ani myślał rzucać się brzuchem na żelazny kolec pośrodku tarczy ani piersią na nadstawiony dziryt, tylko bez przerwy nacierał. Miecz błyskał to z prawej, to z lewej…
14. Nocne obowiązki
Jak każdego wieczoru, Ninga krążyła po tajnych przejściach, szukając informacji. Albo czegokolwiek, co mogłaby przedstawić mężowi, aby chronić syna. Kiedyś przyrzekała, że nie zdradzi sekretów budowy pałacu nikomu, oprócz swojej następczyni, kolejnej matriarchini Domolubnej. Teraz gotowa była plunąć na przysięgi, gdyby tylko miała pewność, że będzie co pokazać Aszkurowi. Ale spiskowcy zachowywali się nieprzewidywalnie. Itsumi często spotykała się z Uro i sączyła w jego uszy jad złudnych obietnic: „Twoja tylko godna tron”, „Za twoja iść wojsko, a to waźne bardzo, bardzo”, „Twoja męźcizna, nie słuchać gadanie kapłanki”… Dzisiaj jednak najmłodsza żona siedziała samotnie w sypialni. Coś czytała w świetle kaganka. Chyba list z Nibaru, ale nie była na tyle uprzejma, by odwrócić go w stronę szpiegowskiego otworu.
Uro dokądś poszedł, jego komnata ziała ciemną ciszą, Ninga nie słyszała nawet pochrapywania. Nie spędzał również nocy u żadnej ze swoich dwóch żon.
Matriarchini wróciła myślami do listu od Tritii. Jej odkrycie wiele wyjaśniało. Domolubna nie karałaby zbyt surowo za spiskowanie na rzecz własnej rodziny czy nawet modyfikowanie zaklęcia chroniącego imperatorskich synów przed wzajemną agresją. W takim razie może nie cała Rada Czarowników knuła przeciwko matriarchiniom, tylko jeden Kasziru próbował zabić następcę i pewnie potem jeszcze zasugerować, że Uro pochodzi z nieprawego łoża. Takie podejrzenie rzucone na matkę od razu wyeliminowałoby jej trzech młodszych synów.
Szkoda, że Aszkur nie uwierzy Nindze na słowo w kwestii pochodzenia Itsumi. Zapewne udałoby się go skłonić, by poprosił czarownika Żółwicy o sprawdzenie, czy ta nibaryjska przybłęda faktycznie pochodziła od Kasziru. Niestety, nie można było przedstawić zaszyfrowanego listu imperatorowi. Jego żona musiała czekać, aż Tritia wróci, a lektyką podróżowało się tak niemiłosiernie wolno…
Służka Kotki zajrzała jeszcze do sypialni syna. Nie zamknął okiennic, księżyc oświetlał puste łóżko. Dziwne, Eniaki nigdy dotychczas nie wychodził wieczorami. Może spędzał czas z ojcem, ucząc się obowiązków imperatora? Dreszcz przebiegł po plecach pierwszej żony. Chłód wiosennej nocy czy niepokój? Kilka kroków w prawo, spojrzenie przez dziurkę ukrytą w płaskorzeźbie. Dwie kapłanki Wilka stały przed komnatą następcy! Dlaczego nie poszły za nim?!
Poczuła, że musi sprawdzić, gdzie podział się jej syn.
Pospieszyła do wyjścia z tajnego korytarza. Już miała odsunąć ruchomą płytę, gdy usłyszała jakieś głosy po drugiej stronie. To gwardziści grali w kości i popijali piwo w ciemnym załomie. Na czterdzieści dwie nogi Pierwszej Dwunastki! Nie mogli wybrać innego miejsca?!
Strach coraz silniej chwytał Ningę za gardło. Ściany w wąskich przejściach zdawały się napierać na ramiona, jakby chciały zmiażdżyć słabą kobietę. Z trudem, niemal bez tchu, dotarła do następnego wyjścia. Tutaj już nikt nie przeszkadzał. Po odsunięciu skobla deska pokryta cieniutką warstwą kamienia otworzyła się jak drzwi. Matriarchini zablokowała przejście, przekręcając tarczę wojownika na płaskorzeźbie.
Znalazła się dość daleko od sypialni syna. Ruszyła w jej stronę, z trudem powstrzymując się od podkasania sukni i biegu. Pierwszej żonie nie przystoi takie zachowanie, pierwsza żona powinna nie mieć uczuć. A jeśli już ośmieli się mieć, to nie wolno ich okazywać.
Natknęła się na pudełko ze świecami, wzięła jedną i odpaliła od pochodni na ścianie. W sercu pałacu nocą oświetlano korytarze, ale pamiętała, że w komnacie następcy będzie ciemno. Wreszcie dotarła pod drzwi.
– Gdzie Eniaki?! – wrzasnęła do dwóch strażniczek.
– Wewnątrz, dostojna siostro – odpowiedziała ta nieco wyższa.
Ninga wparowała do środka, dwie młode kapłanki tuż za nią.
Ta, która wcześniej się odezwała, zabrała imperatorowej świecę, wychyliła się przez okno.
– Tędy wyszedł! Zdarł korę i uszkodził liście! – Kobieta rozejrzała się i dodała: – Dziryt zniknął.
Ninga pospieszyła do pokoiku, w którym spała Gorga. Pomieszczenie leżało obok sypialni pierwszej żony, z dala od serca pałacu. Coraz częściej napotykała puste korytarze. Przebiegała je, aż płomień świecy tańczył spazmatycznie, a gorący wosk ściekał po palcach. Zwalniała odrobinę, do nerwowego marszu, napotkawszy gwardzistów lub służbę.
W końcu, łapczywie łapiąc hausty powietrza, załomotała do drzwi matriarchini Wilka. Ta otworzyła po chwili, rozebrana do koszuli. Na policzku miała odciśnięte fałdy poduszki, ale oczy patrzyły czujnie, a prawa dłoń trzymała obnażony miecz.
– Eniaki… zniknął… Uciekł po… winorośli… – wydyszała Ninga.
– Na dziedziniec treningowy! Dogonię cię!
Imperatorowa posłuchała bez namysłu. Gorga dołączyła do niej po czterech korytarzach. Zdążyła się ubrać, przypiąć pas z mieczem i zabrać jakąś sakwę. Złapała starszą kapłankę za rękę i ciągnęła, zmuszając do jeszcze szybszego przebierania nogami. W ogóle nie przejmowała się ludźmi, oddziałek gwardzistów idących zmienić wartowników po prostu musiał przylgnąć do ściany, by przepuścić pędzące kobiety. Mimo wysiłku służka Krwiożerczego mogła mówić bez zadyszki:
– Kilka dni temu Eniaki rozmawiał z Uro. W jadalni. Odtąd dużo trenował.
Ninga nie mogła zdobyć się na odpowiedź.
Kiedy dobiegły na dziedziniec, było już po wszystkim.
Eniaki leżał na wznak na ziemi, obok gwardziści kończyli krępować Uro. Przy następcy klęczał imperator i, przyciskając do jego twarzy ciemny od krwi płaszcz, powtarzał:
– Nie umieraj, Eni, nie umieraj! Posłałem po czarownika Kruka, zaraz tu będzie. Wytrzymaj jeszcze chwilę, nie umieraj…
– Żyje! – szepnęła Ninga z ulgą. – Wy dwaj! – Skinęła na dwóch gwardzistów, którzy już odsunęli się od związanego Uro. – Biegnijcie do świątyni Kruka, powiedzcie, co tu się stało, niech natychmiast przyślą najlepsze uzdrowicielki od ran.
– Zostańcie – zaprotestował Aszkur. – Już posłałem do świątyni.
W tym czasie Gorga przeskoczyła przez ciało, padła na kolana naprzeciwko imperatora, odsunęła jego dłonie.
– Nie tak mocno! Udusisz go! Wybaczcie, najdostojniejszy panie…
Aszkur przypomniał sobie, kim jest ta kobieta, pozwolił jej działać i puścił uchybienie w niepamięć. Gorga szarpnęła za rzemyk przy swojej sakwie, a ta rozwinęła się, ukazując wnętrze pełne kieszonek z bandażami, maściami i innymi medykamentami. Matriarchini ostrożnie zdjęła hełm Eniakiego. Starła krew z twarzy nieprzytomnego następcy i zaczęła badać ranę.
– Czym walczył Uro? – zapytała.
– Mieczem – odrzekł Imperator, po czym zwrócił się do żony: – Byliśmy z czarownikiem Puchacza na wieży astronomicznej, jak każdej pełni. Usłyszałem krzyki i zobaczyłem, że dwóch ludzi trenuje na dziedzińcu. Początkowo nie zwróciłem na to uwagi, ale gdy zauważyłem, że jeden z walczących ma mój szczęśliwy dziryt o magicznie świecącym ostrzu, a drugi białe książęce szaty… Wiesz przecież, że to niemożliwe!
– To nie jest śmiertelna rana – orzekła Gorga. – Pomóżcie mi zdjąć zbroję.
Epilog
Ninga patrzyła z rozrzewnieniem na śpiącego syna.
Przybyła wkrótce matriarchini Kruka potwierdziła diagnozę Gorgi – rana na policzku była niegroźna, chociaż obficie krwawiła. Miecz nie uszkodził kości, chłopakowi zostanie tylko blizna. Być może nawet podobna do tej, która zdobiła twarz jego ojca.
Itsumi w niełasce, Uro uwięziony we własnej komnacie, czarownik Kasziru wygnany… Oto, do czego zdołał doprowadzić Eniaki jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności! Wystarczyło, że podstawił ojcu pod nos widok Uro wywijającego mieczem. A jadowite języki ośmielały się twierdzić, że Ninga przy wyborze następcy kierowała się bardziej matczynymi uczuciami niż talentami kandydatów!