- Opowiadanie: leszekm - Cudowne losy rodziny Dymów (2)

Cudowne losy rodziny Dymów (2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Cudowne losy rodziny Dymów (2)

3.

 

Dziewczyna nazywała się Renata i mogła godzinami opowiadać o tym jak powstaje sok Costa. Recytowała też z pamięci książkę "Radykalne wystąpienia chłopskie w III RP" Stelli Furki i ogrywała wszystkich w wojnę. Miała w sobie to coś; zauważyli to wszyscy na uczelni.

 

Codziennie zaczepiano ją na korytarzu, składano jej propozycje ożenku z hucznym weselem na wsi, zapraszano na mirindę i mr snaki. Chyba nie było faceta, który by nie spróbował jej poderwać.

 

Edmund, elektryk, specjalista od prądu dwufazowego, należał do ekipy remontującej dach. Opowiedział Renacie, że mieszka w porzuconej nad rzeką kabinie Scanii i słucha dużo muzyki kościelnej, a widząc, że Renata pozostaje niewzruszona na jego zaloty, brawurowo wykonał piosenkę "Com przyrzekł Bogu" z repertuaru muzyki kościelnej.

 

Nie mógł wiedzieć, że dawno temu Renatę skrzywdził już jeden specjalista od prądu dwufazowego. Renata pozostała niewzruszona.

 

Tak samo startowali do niej inni. Zbigniew, student pierwszego roku kredoznawstwa i fikołków, zaproponował jej wieczór z filmami Grzegorza Wonsa, znanego choćby z roli Pana Wiesia – "złotej rączki" z serialu "Zespół Adwokacki", czy też brawurowo zagranego konfidenta SB w "Zwolnionych z życia". Renata jednak obejrzała wszystkie filmy z Grzegorzem Wonsem już w dzieciństwie, po za tym nie lubiła jak Zbigniew ciągle opowiada o swoim wujku Januszu który jest surferem w Los Angeles.

 

Renata odrzucała wszystkich, bez względu na to ile miału zgromadzili na zimę, czy potrafili zreperować hulajnogę nie patrząc, znali się na sytuacji politycznej w Hondurasie.

 

Po pewnym czasie stało się jasne, że jeśli komuś będzie dane wysłuchiwać o powstawaniu soku Costa bardziej intymnie, to będzie to albo Dym, albo Mazinga. Byli jedynymi, którzy potrafili dotrzymać jej kroku. Przyjaźń Jana i wesołego kameruńczyka, wzmocniona w międzyczasie planami założenia wspólnej fabryki opon do traktorów, z powodu Renaty była zagrożona.

 

Dym imponował jej przede wszystkim szybkością z jaką potrafił wymówić słowo "młodożeniec", starszy Mazinga dumną przeszłością w MKS Dragon Chełm w sekcji waterpolo.

 

Przez pewien czas widywano ich wszędzie we trójkę. Razem chodzili na szkolne kółka dyskusyjne, na zebrania przyjaciół żab rzekotek, wspólnie wystąpili na festiwalu chodzenia bokiem. Dużo razem ścinali znaków drogowych piłką do metalu, a potem przetapiali je na płozy do sanek w hucie ojca Renaty. Podobno planowali wspólnie zwiedzić Parafię św. Antoniego Padewskiego w Kraśniku.

 

Pewnego dnia Renata zdecydowała się na jednego z przyjaciół. Zdecydowała się na Dyma. Mówiono, że przeważyła jego zdumiewająca znajomość wszystkich baśni o Ciechanie – legendarnym założycielu Ciechanowa. Byli tacy, którzy twierdzili, że zdobył jej serce zapierającym dech w piersiach rysunkiem chorego na jelitozę kościelnego Rafała.

 

Pokonany Mazinga był jednak pewien: Dym omotał Renatę wmawiając jej, że jest w prostej linii potomkiem Pozwizda z dynastii Rurykowiczów, natomiast tak naprawdę jest przecież podrzutkiem, znajdą, sierotą.

 

Mazinga poprzysiągł Dymowi srogą zemstę. Przed końcem czwartego semestru wrócił do Kamerunu, gdzie podobno z dużym sukcesem prowadził stoisko z rajtuzami na bazarze w Jaunde.

 

Tymczasem Dymowi i Renacie nie w głowie były studia.

4

 

Na pierwszą rocznicę związku Dym kupił Renacie "Współczesny system polityczny Księstwa Andory" autorstwa Przemysława Osóbki. Ona wysłała mu rozkład jazdy PKS linii Ptaszkowice – Ldzań w pdfie. Były to właśnie takie prezenty, o jakich skrycie marzyli od dziecka, nieraz już wątpiąc, że nigdy się ich nie doczekają, tymczasem tu trafili nawzajem w swoje najskrytsze pragnienia, co najlepiej oddaje, jak dobraną byli parą.

 

Szkoła przestała ich interesować. Koniunktura się zmieniła i na absolwentów kartografii i temperownictwa kredek nie było już takiego zapotrzebowania, jak gdy zaczynali studia. Czas pokazał, że najrozsądniej było iść na jesionoznawstwo, na co nalegali przybrani rodzice Dyma.

 

Renata i Dym nie podeszli do sesji, cały ten czas spędzili na wspólnym rzucaniu kawałkami azbestu do wisły. Zdecydowali się iść do pracy.

 

On podjął pracę przy wyrobie wabików na jesiotry, ona parzyła kawę w biurze projektantów szalup ratunkowych.

 

Dym doskonale radził sobie w wymagającej precyzji pracy. Zaproponował rozległe usprawnienia do wabików, między innymi zasugerował nadanie im kształtu Mostu św. Rocha, co z niewiadomych przyczyn zwiększało zainteresowanie jesiotrów wabikiem o 600 %. Dym szybko awansował.

 

Renacie szło gorzej. Znała się przede wszystkim na soku Costa, parzenie kawy było jej natomiast zupełnie obce, wskutek czego zaliczała kolejne obsuwy, upomnienia, nagany. Kierownictwo firmy "Szalupex" wchodziło jednak w tym czasie na trudny rynek szalup do łodzi podwodnych i nie miało głowy do zwalniania pracowników. Ona jednak z wolna popadała w depresję, wyrażającą się notoryczną odmową jedzenia Chocapicu i sympatią do postaci Grzybowej z "Plebanii".

 

Dym nie zauważył załamania partnerki, zbyt pochłonięty był projektowaniem specjalistycznej wędki dla niewidomych. Szybko stał się na tyle rozpoznawalny w świecie wędkarstwa, że z powodzeniem reklamował woblery firmy "Bomber" w branżowych "Wiadomościach Wędkarskich".

 

Tymczasem Renacie, choć bardzo się starała, wciąż nie szło w pracy. Doprowadzało ją do rozlicznych nerwic, między innymi nałogowo jadła skitelsy między siedemnastą dwadzieścia a osmienastą, a nawet zaprenumerowała Twój Styl. Dym zbyt był zaaferowany robieniem kariery, by widzieć w jak złym stanie psychicznym znajduje się Renia.

 

Oddalali się od siebie. Rzadziej chodzili razem oglądać opuszczone kioski, przestali też spędzać wieczory na wspólnym oglądaniu TVN Meteo.

 

W dniu, w którym Dym powrócił do domu ze wspaniałą nowiną, chcąc poinformować o wielkim sukcesie jego projektu zielonych woderów, Renata leżała nieprzytomna po próbie samobójczej; przedawkowała colowe Zozole.

 

Zabrano ją do szpitala, z podejrzeniem wylewu Zozoli do mózgu.

Koniec

Komentarze

Za pierwszym razem może na siłę dałoby się to nazwać "odrobinę ciekawe", ale teraz to już jest zwyczajnie nudne i bez sensu. Pomysł się panu wyczerpał przy pierwszej części, panie autorze. 

W 100% zgadzam się z kolegą Mortycjanem. Przy pierwszej części śmiałem się praktycznie co zdanie. Tutaj, ledwie jedno czy dwa wywołało na mych ustach lekie, przypominające uśmiech skrzywienie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

''z dużym sukcesem prowadził stoisko z rajtuzami na bazarze w Jaunde.'' Z powodzeniem chyba byłoby lepiej.
''jak gdy zaczynali studia''. Spójrz, jak to brzmi.
Dla mnie ten tekst to porażka, miałem wrażenie, że czytam sprawozdanie z czyjegoś życia, tak nudnego i bezsensownego, że nie warto nawet o nim wspominać. Daję 2.
Tę mirrinde i mr snaki też mogłeś sobie darować.

Przegiąłeś. Taki absurd przejdzie raz. Ale nie drugi. A, jeśli się nie mylę, zostawiłeś furtkę na trzeci...

Znajduje się w tym bigosie kilka smacznych kęsków, ale wyglada, że to dzieło przypadku, nie celowego wplecenia doprawdy trafnego komentarzyka do rzeczywistości.
Poza tym rację mają przedpiśczyni z przedpiścami.

dzięki za uwagi! pozdrawiam, leszek

Nowa Fantastyka