
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Część Pierwsza.
– Witaj Wyrocznio. – przywitał kobietę pewien ogromny, młody mężczyzna. Miał na sobie lśniący, piękny pancerz, miecz w pochwie z jaszczura na plecach i zdobiony ornamentami hełm pod pachą. Przetarł dłonią kwadratową szczękę i zarost. Przebiegł niepewnym wzrokiem po surowym pomieszczeniu. Było klaustrofobiczne i mroczne. Był wojownikiem, więc w jego naturze leżało zamiłowanie do przestrzeni. Czuł się tu zagubiony. Oparciem dla jego wzroku, było jedynie kilka, ustawionych w talerzykach świec. Ich płomienie wiły się dynamicznie sprawiając wrażenie, jakby pragnęły jak najprędzej uciec z knotu. Zaskoczyło go to, gdyż wewnątrz nie było śladu wiatru.
Być może ta sławna Wyrocznia, jest w istocie tak potężna, że potrafi panować na żywiołami. – pomyślał. – Cieszę się, że udało mi się ją odnaleźć, mimo, że swoją pustelnie ma tak daleko od mego domu, Akoris.
Spojrzał na nią badawczo. Siedziała przy starym, oblepionym mchem stole, na podłamanym krześle. Tyłem do wejścia. Ubrana była w ciemny płaszcz z samodziału, zasłonięta kapturem. Ni drgnęła.
Czy to prawdopodobne, by mnie nie usłyszała? Wydawało mi się, że mówię wystarczająco donośnie, a moja ciężka zbroja szeleści wystarczająco mocno, by było mnie słychać już z oddali.
– Witaj Wyrocznio. – powtórzył patrząc w jej kierunku. W oczekiwaniu na reakcję, prawie że przestał oddychać.
– Słyszałam cię za pierwszym razem Heliodorze, synu Arfena z kwiecistego miasta Akoris. – trwała w bezruchu. Jej łamiący się, cichy głos ledwo było słychać w progu wejścia. Wojownik zrobił kilka kroków w przód.
– Skąd kobieto znasz me imię, imię mego ojca i ziemię, na której się narodziłem? – przeszedł go dreszcz.
A więc podróżnicy mieli rację! Wie wszystko! Może na prawdę jest córką Temidy? – ta myśl zawiesiła się w jego głowie. Kobieta obróciła się ku niemu. Wzrok wbiła w próżnię, a kościste, pomarszczone dłonie położyła na stole. Heliodor przyuważył, że Wyrocznia jest niewidoma. Wzrok miała bielszy niż śnieg, którego widział wiele lat temu, na ziemiach Damarisu, daleko, daleko stąd.
– Czego chcesz od wygłodzonej staruszki wielki wojowniku? Uczestniku wielkiej bitwy pod Tabaltus.
Czym jeszcze mnie zaskoczy!?
– Podróżnicy opowiadali, że na każde pytanie znasz odpowiedź.
– Być może to prawda. – odparła bez poruszenia.
– Czy teraz jesteś w stanie odpowiedzieć na kilka moich pytań? – rzucił jej na stół sakiewkę. Ta zabrzęczała, wypełniona w złoto.
Staruszka sprawiająca wrażenie powolnej i schorowanej, z prędkością światła zagarnęła wynagrodzenie pod suknię. Pomruknęła i zbiżyła się do twarzy Heliodora oczekując na jego ruch.
– Czym są Krwiste Czeluście? Słyszałem o nich wiele legend.
– Ooo! – zadziwiła się Wyrocznia. – Niewielu miałoby odwagę, by pytać o to miejsce… – zawiesiła głos.
– Jam jest Heliodor i ja mam odwagę by pytać i czynić to, na co nie zbiorą się inni. – przypomniał jej jak wielkim jest wojownikiem.
– Krwiste Czeluście to przedsionek Hadesu! Spalone ziemie, smród rozkładających się ciał i powietrze o smaku krwi! Znalazło się kilku, którzy odważyli się postawić tam stopę, żaden jednak żywy nie powrócił. – uniosła głowę, jak gdyby szperała umysłem w innej rzeczywistości. – Obecność śmiertelników doprowadza Hadesa, boga śmierci, do niewyobrażalnej złości, która wstrząsa zaświatami. Śmiałek nie ma wtedy możliwości powrotu, gdyż jego życie jest wysysane przez zastęp czarnych demonów, bądź potępieńców, a jego ciało zepchnięte w otchłań ognia! Niemożliwym jest przejść całego przedsionka, zachowując życie. Jednakże gdyby się komuś udało, na samym końcu czekają go skarby, o jakich się nikomu jeszcze nie śniło!
– Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Ty najlepiej powinnaś o tym wiedzieć Wyrocznio. – słowa staruszki jeszcze bardziej podsyciły jego pragnienie na wejście do Krwistych Czeluści .Chciał jak najszybciej znać drogę.
– Jesteś szalony! – zaśmiała się. – Wszyscy zbrojni świata wiedzą, jak nieopanowany, waleczny i butny jesteś, mężny wojowniku.
– Wyrocznio powiedz mi zatem, gdzie mam się udać by wejść do Krwistych Czeluści? – odrzekł z nadzieją w głosie. – Wspominałaś, że kilku się to udało. Ja też chcę tego dokonać!
– Skoro chcesz igrać z bogami, to chyba ci życie nie miłe wojowniku. – sama była zaskoczona śmiałością Heliodora.
– Mów kobieto. – ponaglił ją. Nie mógł już wystać w tym obskurnym, zimnym i cuchnącym pomieszczeniu.
– Iść musisz tam, gdzie słońce o świcie ci wskazuje, aż dotrzesz do mroźnych szczytów Harpenowych gór. Kieruj się piaskową ścieżką tak długo, aż napotkasz smutne drzewo, które strzeże ciemnej groty.
– Mam iść za wschodem słońca? – starał się zrozumieć jej bełkot.
– Rzekłam już raz Heliodorze. Zapamiętaj sobie tę drogę dobrze, a znajdziesz to, czego szukasz.
Mężczyzna podziękował, spojrzał raz jeszcze w jej śnieżne, podkrążone oczy. Opuścił pustelnię powtarzając sobie pod nosem jej dziwaczne wskazówki.
Określił wschód i zaczął się tam kierować ujeżdżając zacnego, czarnego wierzchowca. Harpenowe góry było stąd widać na horyzoncie.
Minęły miesiące nim tam dotarł.Wiele razy przejeżdżał przez wsie i miasta, w których spał, poił się i uzupełniał żywność na czas podróży. Czym intensywniej rozmyślał na temat Krwistych Czeluści, tym bardziej ich się nie mógł doczekać.
Będę pierwszym, który przejdzie je całe i powróci do świata żywych. Wszakże me imię roznosi się po każdy zakątek kraju. Kobiety wzdychają na mój widok, a poeci piszą pieśni na mą cześć! Stoczyłem sto walk, zabiłem tysiące wojowników! Jestem najmężniejszym z mężnych! Krwiste Czeluście ugną się przed mąboską odwagą! – był pewien swego. Z resztą był taki od kiedy tylko pamiętał. Być może to właśnie ta niezrównana ambicja, doprowadziła go do sławy, jaką mógł się obecnie cieszyć?
"Smutne drzewo" – słowa Wyroczni dzwoniły mu w uszach, gdy dotarł na koniec piaskowej dróżki. Dostrzegł je w miarę szybko,biegnąc wzrokiem pośród niewielkiego lasku. Na jego pniu wyrzeźbiona była posępna, męska twarz.
– To musi być to smutne drzewo – odparł do siebie – a obok jest i grota. – Zostawił rumaka przed wejściem i dałmu misę wody. Wziął głęboki oddech patrząc w mrok. Fala wilgoci już na starcie zderzyła się z jego twarzą. Przygotował się w czasie wędrówki i zakupił pochodnię. Szybko udało mu się ja rozpalić. Założył lśniący hełm i zatopił sięwciemnościach. Nie chciał czekać.
Pochodnię trzymał przed sobą, nisko – chciał widzieć, gdzie stawia kroki. Co jakiś czas oświetlał sobie także ściany i przestrzeń nad głową. Jak do tej pory, w odpowiednim momencie udało mu się uchylać przed stalaktytami.
W oddali, jego wzrok przykuło światło. Niemrawe, lekko błękitne, niewiadomego pochodzenia, ale jednak światło. Brakowało mu go po kilkugodzinnej wędrówce przed siebie.
Przyspieszył kroku i niedługo potem znalazł się wystarczająco blisko by obejrzeć znalezisko.
Może to już są te pierwsze skarby? – rozochocił się. Uśmiechnął pod nosem.
Było to jednak coś dziwnego. Coś o czym dotąd słyszał z mitów – okręg wykonany ze złota, o średnicy okołopięciu metrów,zdobiony symbolami. Poprzedzało go kilka szerokich schodków, prowadzących do wewnątrz. Nie to jednak było takie zastanawiające. Wewnątrz okręgu,w postaci ściany trwała ciecz, a raczej bezbarwna maź. Była niczym stłuczone lustro, śląc na Heliodora zniekształcone odbicie jego samego, jak i części jaskini. Nawet bulgotało!
Wsadził w "to" lewą dłoń – tej by mu nie było szkoda. Ta bez oporów zanurzyła się, a gdy wojownik cofnął rękę, wszystko wydawało się pozostawać na swoim miejscu. Dla pewności poruszył palcami i nadgarstkiem.
Wygląda na to, że ten portal nie jest pułapką. – nie zastanawiał się długo, to nie leżało w jego naturze. Rozwagą człowiek świata nie zawojuje!
Wszedł w obręb okręgu. Zniknął.
Nie był pewny co czuł przez ostatnie kilka sekund, ani cóż to za ostre światło nie chciało wyjść z jego głowy, mimo że tak krzyczał. Było to nieprzyjemne uczucie, zwłaszcza, że niechybnie zebrało mu się na wymioty. Musiał odreagować. Przez długą jeszcze chwilę czuł się jak bezbronne dziecko – słabe i puste w środku – nim doprowadził się do porządku.
Portal stał za jego plecami, był aktywny. Wyglądał identycznie jak ten, do którego wszedł. Teraz zaczął wątpić, czy to był w ogóle dobry pomysł. Zebrał myśli, ponownie się wyprostował. Obejrzał się dookoła z rozdziawionymi ustami.
Na Zeusa! Atenę! Afrodytę! – znajdował się właśnie na dryfującym w powietrzu, brunatnym kawałku skały. Wyglądało to tak, jakby był w oku cyklonu. Tak daleko jak sięgał jego wzrok, widział prędko lecącą chmurę pyłu, kawałki kamieni i kości. Wszystko naraz i zewsząd.
Podszedł do krawędzi, spojrzał w dół.
– To niewyobrażalne. – szepnął do siebie. W niewielkiej odległościod niego, przesuwały się w powietrzu inne, spore kawałki gruntu, na które mógłby – chyba – bezpiecznie stąpnąć. Były jednak porywane przez fale silnego wiatru, który przemieszczał je w losowe miejsca. Trzeba by zdolności akrobaty, by dopaść jednego z nich, nie mówiąc o skakaniu z jednego, na drugi! Ciężko było mu się w tym wszystkim połapać.
Wyrocznia miała rację. Nikt nie może powrócić stąd żywy, zwłaszcza, że ja poddaję się już na samym początku. – chyba pierwszy raz w życiu zaczerpnął głęboki oddech i zatrzymał się by pomyśleć. – Dopiero teraz czuję, jak bardzo ludzki jestem. – czy chciał, czy nie, gorzki smak porażki przejął jego gorące, dudniące energią serce. Tylko na moment do głowy przyszedł mu pomysł, by zawrócić. – To wszystko przechodzi ludzkie pojęcie! To przedsionek Hadesu, czyste zło! Czuję, ja kmnie rozgniata z każdą minutą. – obejrzał się w stronę portalu. Ten przedstawiał jedynie pusty w środku okręg. Bezbarwna maź zniknęła!
Psia krew!
Koniec Części Pierwszej.
~ Leonek.
Proszę o komentarze i oceny.
Wikipedia:
"Lont to przewód z rdzeniem z materiału wybuchowego lub materiału pirotechnicznego służący do zdalnego lub opóźnionego odpalenia ładunku wybuchowego lub pirotechnicznego."
Nie można tego użyć jako synonimu knotu.
"ni krzty wiatru." ni literacki język.
Ogólnie diagnozuję niedobór spacji.
Reszte tekstu właściwie tylko przebiegłem wzrokiem. Jeśli chodzi o błędy, to jest pole minowe. Lecz w gruncie rzeczy nie ma sensu go rozbrajać, radzę zostawić jako nieużytek. Bo chyba zabrakło pomysłu. To znaczy na pewno zabrakło, i chyba pomysłu.
Cóż spacje takie się pojawiły, gdyż wklejałem to z Worda. Naprawiłem już błąd. A Twoje uwagi wezmę do serca :) Dziękuję.
Lassarze, może były to świece bojowe, z ładunkiem wybuchowym w dolnej części?
Zapis dialogów mocno kuleje, Autorze.
Wszedł w obręb okręgu. Hm. A może zwyczajnie "wszedł w portal"?
Szperanie oczami. Imię roznosi się po każdy zakątek. Łojj... Gorzki smak porażki przejął jego gorące, dudniące energią serce. Że co, że jak proszę?
Dziękuje za wszystkie uwagi :) Miło mi, że mogę się uczyć od lepszych, mimo tego trochę bawi mnie ten Wasz "profesorski żargonik". Nie można po prostu powiedzieć, co jest nie tak?
- "że co, że jak proszę?"
- "ni literacki język"
Ogarnijcie się. Do mistrzów wam jeszcze daleko :)
Przyszedłem tu się uczyć, a nie wysłuchiwać złośliwości.
Więc proszę - use yours brains.
Leonku, ja rzadko się w ten sposób rewanżuję, ale sam chciałeś.
Apel odnosi się przede wszystkim do Ciebie.
Jak Ci ktoś, może i ja, sypnie "profesorskim żargonem", to od przydawek, przysłówków, okoliczników, trybów, stron i pozostałych cholerstw, o których chyba dopiero teraz słyszysz, bo na polskim spałeś, głowa Cię rozboli, kandydacie na ponadmistrza.
Jestem spokojnym człowiekiem :) Znam swoją wartość i potrafię docenić innych. Chce być coraz lepszy. Dla Twojej informacji znam te stwierdzenia, nie musisz się popisywać.
Aaa!... I swoją drogą, rzeczywiście dialogi masz bardzo dobre. Godne podziwu.
Pozdrawiam :)
"Heliodor przyuważył, że Wyrocznia jest niewidoma. Wzrok miała bielszy niż śnieg" - niały wzrok u ślepej kobiety. No to ciekawe:)
"- To niewyobrażalne. - szepnął do siebie." - wszędzie ten sam błąd. przed myślnikiem nie powinno być kropki.
"Harpenowe góry było stąd widać na horyzoncie.
Minęły miesiące nim tam dotarł" - Gość ma dobry wzrok jeżeli widział góry z takiej odległości, gdzie dotarł po wielu miesiącach.
Bardzo miło, że odnosisz się do mitologii. To ciekawe i śmiałe posunięcie. Jednak widać od razu, że jesteś początkującym autorem.
I jeszcze jedno. Bardzo dużo stosujesz (był, byłby, było, być). Staraj się tego unikać. Czy zdanie: "Trzeba by było być akrobatą, by dopaść jednego z nich" nie brzmi lepiej "Potrzaba zdolności akrobaty, by dopaść jednego z nich". Jest i krócej i przejrzyściej.
Pozdro.
Bardzo dziękuję. Przeskanuje Twoje rady.
Wzrok miała bielszy niż śnieg, którego widział wiele lat temu, na ziemiach Damarisu, daleko, daleko stąd. - Który widział wiele lat temu…
rzucił jej na stół sakiewkę. Ta zabrzęczała, wypełniona w złoto. – wypełniona złotem
tym bardziej ich się nie mógł doczekać. – nie składnie to brzmi, tak kaprawo. Tym bardziej nie mógł się ich doczekać. Choć moim zdanie najlepiej brzmiałoby , gdyby nie mógł się doczekać, kiedy do nich zejdzie, Ew. je splądruje. Bo w formie wyżej, brzmi to trochę, jakby te wnętrzności były znajomymi, z którymi się ma spotkać.
Wszakże me imię roznosi się po każdy zakątek kraju. – Me imię znane jest w każdym zakątku kraju. Tak brzmi bardziej po polskiemu.
Dostrzegł je w miarę szybko,biegnąc wzrokiem pośród niewielkiego lasku. – Może badając wzrokiem niewielki lasek?
- chyba pierwszy raz w życiu zaczerpnął głęboki oddech i zatrzymał się by pomyśleć. – To naprawdę nie fajnie brzmi. Tak jakby nigdy w życiu głęboko nie oddychał i nie myślał…
No to ja do znalezionych przez kolegów błędów, donalazłem jeszcze tyle. I nie doszukuj się w moim komentarzu złośliwości, bo widzę że u poprzedników to robiłeś. Ot, wymieniam to, co uważam , że wartałoby poprawić. Ogólnie podobają mi się opowiadania oparte na mitologiach i dawnych wierzeniach, a tutaj widzę potencjał. Czekam na część dalszą.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Dziękuje! Własnie o takie uwagi mi chodziło! :)