- Opowiadanie: krisbaum - Funky Koval i zagadka garbatych aniołków (FUNKY)

Funky Koval i zagadka garbatych aniołków (FUNKY)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Funky Koval i zagadka garbatych aniołków (FUNKY)

– Mówię ci Brenda, coś jest na rzeczy. Doniesienia z wielu stron świata nie mogą być przekłamane. W Australii i Japonii padało rybami i żabami już sto lat temu. Może to nowa ewolucyjna adaptacja ryb migrujących? Albo jakiś gatunek anadromiczny przystosował się już nie tylko do wędrówek pomiędzy słoną i słodką wodą, lecz także pokonał barierę woda – powietrze. Ja to widzę tak. Grupa jesiotrów gra w karty z łososiami, oczekując na trąbę powietrzną, tudzież huragan. Gdy ten nastąpi, traktują go jako katapultę startową. Potem rozstawiają płetwy i lecą lotem szybowcowym, wyszukując kominów termicznych. W ten sposób mogą pokonywać duże odległości. Niewielką powierzchnię skrzeli, uniemożliwiającą normalnie rybie oddychanie tlenem atmosferycznym, rekompensuje silny strumień powietrza je omywający. Jeżeli mam rację i ryby wykształciły sobie możliwość dalekich lotów, to tym bardziej mogły i żaby, bo płazy stoją wyżej w drabinie ewolucyjnej. Teraz wystarczy tylko czekać na kontrę drapieżników, która musi nastąpić. Nie zdziwi mnie, jeżeli niebo wkrótce zaroi się od latających niedźwiedzi, bądź też bocianów z szeroką paszczą, umożliwiającą im polowanie na żaby w powietrzu, tak jak wieloryby wyławiają kryl. Chciałem wypytać o to niedźwiedzie w zoo, ale zatrzymała mnie ochrona.

Brenda pokiwała głową, udając że coś z tego rozumie. Funky nerwowo szamotał się w kaftanie bezpieczeństwa. Do izolatki wszedł lekarz.

– Niestety już koniec odwiedzin, pacjent potrzebuje spokoju.

– Czy jest jakaś nadzieja na poprawę?

– Współczesna medycyna coraz lepiej radzi sobie z tego typu przypadkami, ale niestety, na razie nie wygląda to dobrze.

– Czy ten kaftan jest konieczny?

– To dla dobra pacjenta. Gdy tu trafił był nieco agresywny. Awanturował się, że musi wrócić na wybieg dla niedźwiedzi. To miało związek z jego urojeniami.

– Rozumiem. Gdyby mu się polepszyło, proszę mnie natychmiast zawiadomić.

– Oczywiście. A teraz pani wybaczy, wzywają mnie sprawy służbowe.

Uścisnęli dłonie na pożegnanie. Brenda wyszła z kliniki psychiatrycznej i wyjęła z kieszeni komunikator.

– Paul, udało się. Nic nie podejrzewają.

 

W szpitalu psychiatrycznym od pewnego czasu działy się dziwne rzeczy. Pacjenci ulegali jakiejś zbiorowej halucynacji, wszyscy jak jeden mąż zgodnie twierdząc, że w nocy odwiedzają ich garbate aniołki. Pomimo przeprowadzenia gruntownych badań, w ich organizmach nie stwierdzono obecności narkotyków. Zeznania strażników i zapisy kamer monitoringu wykluczały obecność dziwnych gości. Po tygodniu sytuacja stała się niebezpieczna. Pacjenci robili się nerwowi, pomimo zwiększenia dawki leków uspokajających. Gdy nadchodził wieczór, większość trzeba było ubierać w kaftany, bądź przypinać pasami do łóżek. Zaniepokojony dyrektor szpitala, profesor Tannenbaum, nie potrafiąc sobie poradzić z dziwną sytuacją, zdecydował się wynająć agencję detektywistyczną Universs. Paul Barley, jej obecny szef, postanowił że sprawie przyjrzy się Funky Koval. Ponieważ nie można było wykluczyć udziału pracowników szpitala, musiał tam przeniknąć jako pacjent.

 

Strażnik zakończył obchód. Na oddziale przygaszono światła i w izolatce zapanowały ciemności. Funky odczekał jeszcze około godzinę, by upewnić się, że nikt go nie obserwuje. Wymacał ręką wszczepiony pod skórą nadajnik, którym wyłączył elektroniczne zabezpieczenie kaftana bezpieczeństwa. Oswobodził ręce i wstał. Nagle zakręciło mu się w głowie. Świat zaczął wirować i dopadła go senność. Poczuł, że nogi ma niczym z waty.

– Co do cholery… Przecież implant korowy miał tłumić działanie leków?!

Padł na wznak, tracąc przytomność.

 

Funky leżał w łóżku i oglądał telewizję. Była noc. Zza okna dobiegały jakieś krzyki, słychać było brzęk tłuczonego szkła. Poderwał się z łóżka.

– Psiakrew, znowu ta banda żuli!

Podszedł do okna. Na dworze panowała dziwna szarówka. Ledwo dostrzegał samochody na ulicy i sylwetki osób, jakby otaczała ich jakaś mgła. Funky przetarł oczy, myśląc że to coś z jego wzrokiem, lecz pokój widział wyraźnie. Pokiwał głową i wrócił do łóżka. Po chwili zaczęły się dziać jeszcze dziwniejsze rzeczy. Najpierw pod oknem pojawiły się drzewa, mniej więcej metrowe brzózki, wyrastające sobie jak gdyby nigdy nic wprost z podłogi. Funky podniósł się, i wtedy zauważył, że na jego łóżku rośnie mała choinka.

– Już wiem! Zasnąłem i śnią mi się jakieś pierdoły! Muszę się obudzić! Muszę się obudzić!

 

Obudził się z wrzaskiem. Znajdował się w izolatce. Otrząsnął się szybko i przystąpił do akcji. Zdjął kaftan bezpieczeństwa i podszedł do drzwi. Dwa dni wcześniej Matt i Jack, w przebraniach techników, przygotowali w ścianie skrytkę, otwieraną ukrytym w obiciu przyciskiem, który znajdował się na prawo od wejścia. Funky z łatwością natrafił na drobne zgrubienie, po przyciśnięciu którego jedna z płytek obicia odpadła, odsłaniając pudełko rozmiarów książki. W środku znajdował się pistolet, urządzenie otwierające zamki pomieszczeń, oraz nadajnik, którym mógł wezwać grupę wsparcia oczekującą niedaleko szpitala. Otworzył drzwi izolatki i wyszedł na korytarz, rozświetlany nikłym światłem nocnych lampek. Po cichu zakradł się do pomieszczenia ochrony i ostrożnie zajrzał do środka. Strażnicy spali jak susły.

"To się nazywa fachowe podejście do pełnienia obowiązków służbowych", pomyślał Funky, lecz gdy przyjrzał się im uważniej, zauważył że strażnicy śpią w dziwnych pozycjach. Jeden w zaciśniętej dłoni nadal trzymał długopis, jak gdyby sen dopadł go podczas rozwiązywania krzyżówki. Drugi siedział wyprostowany, nie wypuszczając z rąk nadgryzionej kanapki. Koval podszedł i uniósł mu powieki. Ochroniarz patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem.

– Pobudka! – Funky krzyknął mu prosto do ucha. Żadnej reakcji.

– No pięknie, coraz lepiej to wygląda. Zobaczmy co z monitoringiem. – powiedział i podszedł do monitorów.

Nacisnął przycisk przewijania, lecz sprzęt nie reagował, pomimo że kontrolki sugerowały prawidłowe funkcjonowanie, a na ekranie zegar niezmiennie odliczał czas.

– Na mojego nosa, to ktoś zakłóca kamery albo wprowadził jakąś pętle, by nagrywały ten sam obraz, ale to zajęcie dla ekspertów z firmy.

Naraz usłyszał wrzaski z jednego z pomieszczeń dla chorych.

– Chyba mamy gości. – Funky włączył nadajnik i wyciągnął pistolet.

 

Dwa aniołki, ubrane w zwiewne białe szaty, unosiły się nad podłogą, łopocząc skrzydłami wyrastającymi z potężnych garbów. Jeden z nich trzymał w dłoni dziwne urządzenie, migające kolorowo lampkami, na szczycie którego obracała się owalna radarowa antenka. Aniołki rozglądały się po pomieszczeniu, nic sobie nie robiąc z wrzeszczących i szamocących się na łóżkach wariatów. Jeden z nich, ten który trzymał w rękach aparat, spojrzał na drugiego i pokiwał przecząco głową. Odwrócili się do tyłu, i wtedy dostrzegli Kovala, mierzącego do nich z pistoletu.

– Pomyślałbym że znowu śpię, gdyby nie to, że dobre kilka razy szczypałem się w tyłek! Zresztą, gdy zobaczyłem że macie po cztery łapska, od razu domyśliłem się coście za jedni! No! Ściągać maski drolle! Tylko bez głupich numerów!

– Funky?! Tutaj?! Przecież sprawdzaliśmy ochronę szpitala…

– Trzeba było zajrzeć do rejestru pacjentów, patałachy. I skończcie się w końcu wygłupiać z tą maskaradą. Na ziemię!

– Ale to przecież niemożliwe żebyś nie spał! Mamy elektronicznego usypiacza, nie działa tylko na wariatów!

– Mam implant korowy, miał chronić mnie przed działaniem leków psychotropowych. Nie ustrzegł mnie przed zaśnięciem, ale zachowałem świadomość. To pozwoliło mi odkryć co się ze mną dzieje. Ale to nie ja mam śpiewać. Wiem już kim jesteście, i widzę że czegoś szukacie. Nie wiem tylko czego, i po co te głupie kostiumy.

– Nasz usypiacz nie działa na chorych psychicznie, bo ich mózgi wytwarzają dziwaczne encefalogramy, których nie potrafimy zdekodować. Dlatego postanowiliśmy przebrać się za jakieś baśniowe stworzonka z waszych opowiadań. Myśleliśmy, że nikt nie zwróci uwagi na jakieś majaczenia wariatów.

– Pomysł niby dobry, lecz miał jeden feler. Każdy nabierze podejrzeń, gdy wszyscy wariaci mają te same omamy. Trzeba było zmieniać kostiumy, tak by różne grupy pacjentów widziały kogoś innego, raz Napoleona, innym razem Boga i tak dalej. Teraz gagatki, gadać czego szukacie!

– Tego ci nigdy nie powiemy! Złożyliśmy przysięgę!

– To może mieć związek z historią tego miejsca, Funky. – do sali wszedł Paul Barley i uzbrojeni agenci Universs. – To nasze aniołki?

– Tak. Jeszcze ich dokładnie nie obszukałem, ale wydaje mi się, że te garby, to jakiś rodzaj mechanizmu napędzający te skrzydła.

– Ściągnąć im te ubranka i sprawdzić czy nie mają broni!

Agenci przystąpili do działania, tymczasem Funky i Paul odeszli na stronę.

– Coś odkryliście?

– Tak. Brenda przeglądała historię szpitala i odkryła, że kilkadziesiąt lat temu mieścił się tu departament NASA, w którym przechowywano różne dziwaczne znaleziska, na jakie natrafiono podczas eksploracji kosmosu. Być może ktoś ukrył tu coś, na czym zależy drollom.

– No to sprawa jest prosta, mają przy sobie jakiś rodzaj wykrywacza. Możemy się nim posłużyć.

 

Funky, Paul i dwaj drolle, eskortowani przez agentów grupy uderzeniowej, przez kilka godzin sprawdzali pomieszczenie za pomieszczeniem w wielkim kompleksie kliniki psychiatrycznej. W końcu, w sali w której znajdowało się archiwum, czerwona lampka zmieniła kolor na zielony. Mała antenka radaru przestała się obracać, wskazując jedną ze ścian.

– To musi być tutaj! Odsuńmy ten regał!

Paul i Funky, wspierani przez dwóch agentów, z trudem odsunęli masywny mebel, obciążony setkami dysków magnetycznych. Koval popukał ścianę w kilku miejscach, aż odgłos wskazał, że pod tynkiem znajduje się pusta przestrzeń.

– Na korytarzu jest siekiera strażacka, skujcie tynk w tym miejscu!

Jeden z agentów wykonał polecenie. Po kilku uderzeniach ze ściany wypadło małe metalowe pudełko. W środku znajdowała się okrągła płytka.

– Tyle zachodu o taką pierdułkę? – Funky patrzył z niedowierzaniem na niewielkie błyszczące kółko.

– Ech… Pewnie prędzej czy później i tak odkryjecie do czego to służy. – powiedział skruszony droll.

– Tak, masz rację Ard'ti, nie warto się dłużej upierać. Lepiej powiedzmy prawdę. Widzisz Funky, te małe kółeczko to nośnik pamięci, który zawiera niewygodne dla nas informacje. Spójrz na te kolorowe plamki? Żeby go odtworzyć, wystarczy nacisnąć zieloną. – dodał drugi.

– Myślicie że macie przed sobą kretyna? Gdy robicie się nazbyt uprzejmi, odruchowo sięgam po pistolet.

– Masz rację Funky, wciśnij czerwony. – powiedział Paul.

– Chwileczkę… A co jeżeli oni wiedzą, że ja wiem i tak dalej?

– No dobra, sprawdźmy najpierw czy to nie jakaś bomba. Dajcie spektrograf! – Paul zawołał jednego z agentów, który wyciągnął z kieszeni urządzenie i przeskanował obiekt.

– Brak materiałów wybuchowych. Tylko jakieś metalowe obwody, źródło zasilania, plus trochę krzemu. – zameldował.

– Więc to chyba rzeczywiście jakiś nośnik pamięci. Dobra, to wciskamy czerwony?

– Ok! Niech będzie czerwony!

Funky nacisnął na plamkę. Kółko zaiskrzyło i stopiło się w bezkształtna masę.

– Kurwa mać!

 

Drolle chwyciły się za ręce i podskakiwały z radości.

– Zadanie wykonane! Wielki Planista hojnie nas wynagrodzi!

– Ha! Ha! Ha! Głupi ciekawscy ludzie! Cokolwiek byście nie nacisnęli, płytka uległa by autodestrukcji. Zamiast tego wystarczyło włożyć ją do pierwszego lepszego odtwarzacza.

– Skoro dowody przepadły, chyba możecie powiedzieć nam, co było na tym dysku?

– Pewnie! Twoja mina będzie dodatkową nagrodą, gdy dowiesz się co miałeś w ręku, i co w tak głupi sposób zniszczyłeś. Na tym dysku znajdowały się dokładne plany zagospodarowania waszego układu planetarnego, wykorzystania ludzi jako siły roboczej, i ogołocenia waszej planety z cennych surowców. Dysk pochodził z czasów, gdy mieliśmy przyczółek na DB-4. W zasadzie dzisiaj to porzucona koncepcja, lecz mimo wszystko, gdyby te dane wpadły w wasze ręce, zapewne ludzkość podejrzliwie zapatrywałaby się na program budowy terminala. Dlatego Wielki Planista kazał nam odnaleźć i przechwycić dysk, bądź zniszczyć go za wszelką cenę. I to się udało! Dowody przepadły! Przechytrzyliśmy cię Koval, ciebie, któremu nie dało rady tak wielu innych!

Funky roześmiał się.

– Zdajecie sobie sprawę, że gdybyście nie szukali tego dysku, nie byłoby całej sprawy? Pewnie za kilkanaście lat, gdy terminal funkcjonowałby od dawna, wyburzono by tą ruderę, wywieziono gruz i wszelki ślad po tych informacjach przepadłby na zawsze.

– No dobrze, może i masz rację. Ale i tak osiągnęliśmy cel.

– Czyżby? – Funky sięgnął do kieszeni i wyjął małe urządzenie. – Poznajecie?

– Tak. Zakłócaliśmy tym kamery.

– Właśnie. Jest wyłączone od paru godzin. A teraz spójrzcie tam, w róg przy suficie.

Drolle obróciły głowy we wskazanym kierunku. W narożniku świeciła czerwona dioda kamery monitoringu.

– Koval ty skurwysynu!!! Ty parszywy pomiocie!!!

– Ubrać w kaftany i do izolatki!- rozkazał Funky.

Agenci siłą wyciągnęli szamocących się drolli.

 

– Zdajesz sobie sprawę, że poselstwo się wyprze? Nagranie uznają za sfabrykowane, a tych gagatków za przekupionych zdrajców. Nic nie zyskaliśmy poza rozwiązaniem zagadki.

– To już dużo Paul. Każdy kolejny kamyk paru ludzi nastawi nieufnie względem drolli. Bardziej martwi mnie inna sprawa. Jeden element tej wariackiej układanki pozostał tajemnicą. Ktoś kilkadziesiąt lat temu ukrył ten przedmiot w ścianie. Kto? I dlaczego? Chciał ukryć to przed nami? Czy zabezpieczyć, by nie wpadło w ręce drolli?

– Tego się pewnie nigdy nie dowiemy, Funky. Zresztą diabli z tym! Ja mam na dzisiaj dosyć. Idziemy na piwo?

– Taa… Pewnie. – powiedział patrząc na dziurę w ścianie. Po chwili wyrwał się z zamyślenia i podążył za Barleyem.

Koniec

Komentarze

Cudem zdążyłem na konkurs. Pisałem zupełnie inne opowiadanie, ale wczoraj gdy wróciłem z pracy, młodszy brat zwalił mnie z nóg takim tekstem:

- Cześć! Wyłożył sie Windows, ale spoko, sformatowałem twardziela i zainstalowałem od nowa.

A ja miałem backup na pendrive tylko pierwszych paru akapitów... 21000 znaków poszło psu na budę. Na szczęście w głowie miałem rezerwowy pomysł, który początkowo miał być pozakonkursowym shortem o Funkym w wariatkowie. Udało mi się rozwinąć go do postaci opowiadania, które chyba wyszło mi lepiej niźli pierwotny pomysł. Zresztą, oceńcie sami. Miłego czytania.

OK, do konkursu. :)

BTW. Jeśli "poszło" to "psu w dupę". "Psu na budę" może się coś "zdać". W sensie: " nie przydać do niczego". Ale to tak BTW. "Słownik frazeologizmów" pewnie mówi o tym więcej. :) 

Kurde, szukam i szukam gdzie w opowiadaniu walnąłem takiego babola, i dopiero teraz zauważyłem że to w komentarzu :)

To pierwsze opowiadanie z serii (FUNKY) jakie przeczytałam, i zapewne ostatnie. Oceny nie daję, bo się nie znam, ale myślę, że skoro mówię, że pierwsze i ostatnie, to już komplement.

Z miejsca przypomina mi się świetny komiks "Gwidon i Giwi", czy jakoś tam tak, który kiedyś w odcinkach publikował "Świat Młodych". Na dworze króla Bimbula organizowano turniej rycerski, w którym "dla zwycięzcy nie przewidziano nagrody ani kary, co mozna traktować jako nagrodę".

 

PS Przez niezgodę.bi przypaliłem szpinak na obiad. Czy dostanę za to jakieś dodatkowe punkty w konkursie? Przy tak silnej obsadzie (aż trzy, słownie: 3  opowiadania) każdy ułamek punkta jest na wagę złota z zęba Hogaty, złej wiedźmy z kreskówki Smerfy.

 

Ale konkursu chyba nie wygrywa ten, kto ma najwyższą ocenę punktową?
Poza tym przypalanie szpinaku jest złe. Szpinak to całkiem niewinne warzywko.

Na pewno nie wygrywa, ale żeby Ci (wiem, nie jesteśmy na "ci") nie było przykro, zaniże se średnią wstawiając jedynkę.

Dobry podliz nie jest zły.
Czyli znów ocena wyjściowa wyszła... Ale może kogoś zachęci do rzetelnej oceny.

Nowa Fantastyka