- Opowiadanie: ac - W cieniu kontuaru

W cieniu kontuaru

Dawno nic nie wrzu­ca­łem, więc za­pra­szam do czy­ta­nia i ko­men­to­wa­nia szor­ta, który po­wstał jako ćwi­cze­nie warsz­ta­to­we. Oba­wiam się, że prze­cin­ki ku­le­ją, ale po­sta­no­wi­łem tek­stu nie be­to­wać.  Ra­czej nie spra­wi, że mózg eks­plo­du­je, ale mam na­dzie­ję, że komuś przy­pad­nie do gustu.

Za­pra­szam!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

W cieniu kontuaru

Stary, mo­sięż­ny dzwo­nek za­brzę­czał mu nad głową, gdy Piotr otwo­rzył drzwi. Obej­rzał się zu­peł­nie nie­przy­zwy­cza­jo­ny do ta­kich po­wi­tań. Był za­sko­czo­ny, ale miło i w spo­sób bu­dzą­cy dobre wspo­mnie­nia. Czemu dziś nie ko­rzy­sta się już z tak uro­kli­wych roz­wią­zań? In­ter­kom i do­mo­fo­ny to nie ta liga, choć nie można od­mó­wić im prak­tycz­no­ści, to chyba nie tylko o nią cho­dzi, praw­da?

Przy­sło­nił dło­nią usta, czu­jąc jak z każ­dym od­de­chem wcią­ga w płuca wia­dro kurzu i wspo­mnień. Po chwi­li przy­zwy­cza­ił się i za­pach an­tycz­nych ru­pie­ci roz­bu­dził wy­obraź­nię. Magia sta­rych an­ty­kwa­ria­tów była nie­pod­wa­żal­na. Za­sta­no­wił się jak to moż­li­we, że nie za­glą­dał w po­dob­ne miej­sca czę­ściej.

Słoń­ce wpa­da­ło do po­miesz­cze­nia smu­kły­mi smu­ga­mi, w któ­rych le­ni­wie tań­czy­ły dro­bin­ki kurzu. Jasne pro­mie­nie za­miast oświe­tlać wnę­trze, tylko kon­tra­sto­wa­ły z od­wiecz­ny­mi kon­tu­ara­mi i kre­den­sa­mi to­ną­cy­mi w mroku. Ciszę, która za­le­ga­ła w tym miej­scu, jakby przy­gnie­cio­ną skon­den­so­wa­ną prze­szło­ścią, można by kroić nożem.

Piotr przy­po­mniał sobie wszyst­kie opo­wie­ści z dzie­ciń­stwa o daw­nych do­mo­krąż­cach, sprze­daw­cach pa­mią­tek i ar­te­fak­tów, któ­rzy za­wsze cenę wy­ra­ża­li w licz­bie dusz i uczyn­ków. Weź to, a ja kie­dyś zgło­szę się do cie­bie po za­pła­tę. Tak, to przy­wra­ca­ło wspo­mnie­niom barwy.

An­ty­kwa­ria­ty to zde­cy­do­wa­nie brama do in­ne­go wy­mia­ru.

– Mogę w czymś pomóc? – Piotr aż pod­sko­czył, wy­rwa­ny z tych roz­wa­żań. Za­po­mniał, że takie miej­sca rów­nież mają pra­cow­ni­ków.

Z cie­nia wy­ło­nił się, a jakże, przy­gar­bio­ny sta­ru­szek z wian­kiem si­wych wło­sów. Miał ła­god­ny uśmiech, który mógł umknąć przed wzro­kiem roz­mów­cy i skryć się pod prze­past­nym przy­kry­ciem su­mia­stych wąsów. Ciem­ne, ni­czym węgle, oczy skie­ro­wał na Pio­tra.

– Prze­pra­szam – chrząk­nął, po­pra­wia­jąc gar­ni­tur. Przy­gła­dził włosy, jakby tym pro­stym ru­chem chciał uwol­nić się od kłę­bią­cych myśli. – Dzień dobry panu. Wspa­nia­ły sklep.

– Dzień dobry. Dzię­ku­ję – od­parł sta­rzec, za­ci­ska­jąc sę­ka­te palce na kra­wę­dzi kon­tu­aru. – Szuka pan cze­goś?

Piotr omiótł wzro­kiem wnę­trze i wi­dząc znisz­czo­ne to­misz­cza na re­ga­łach, lub sta­ran­nie uło­żo­ne w równe stosy na pod­ło­dze, czy mo­de­le stat­ków w bu­tel­kach, in­stru­men­ty, na któ­rych zręcz­ne palce daw­nych mu­zy­ków od­gry­wa­ły zna­jo­me nuty, czuł, że tak na­praw­dę po pro­stu szu­kał tego miej­sca. Ni­cze­go wię­cej.

Jed­nak tego dnia po­trze­bo­wał kon­kret­nej rze­czy, choć jesz­cze nie wie­dział, czym była.

– Ow­szem – od­po­wie­dział, od­wza­jem­nia­jąc uśmiech. – Wła­ści­wie, to szu­kam pre­zen­tu dla córki i szcze­rze mó­wiąc, my­śla­łem o skrzyp­cach…

– In­stru­men­ty to za­wsze pięk­ny pre­zent – przy­tak­nął mu sprze­daw­ca. – Za­pra­szam, kącik mu­zycz­ny jest nieco dalej.

– Sta­iner wy­da­je mi się roz­sąd­nym roz­wią­za­niem, Stra­di­va­riu­sy są dla mnie zbyt pre­ten­sjo­nal­ne – za­czął Piotr, roz­glą­da­jąc się wokół, sta­ra­jąc wy­ła­pać każdy szcze­gół daw­nych hi­sto­rii. Nie­gdyś był mi­ło­śni­kiem sta­ro­ci, lecz chyba o tym za­po­mniał, po­grą­ża­jąc się w pracy i w co­dzien­nym życiu. – Zresz­tą trud­no o ory­gi­nał. Na­to­miast… Dobry Boże!

Piotr sta­nął jak wryty, gdy jego oczom uka­zał się zaj­mu­ją­cy nie­mal całą ścia­nę za ladą ol­brzy­mi go­be­lin. Wcze­śniej, skry­ty w mroku, cho­wał się przed jego wzro­kiem, lecz gdy oczy męż­czy­zny przy­zwy­cza­iły się do ciem­no­ści mógł przyj­rzeć się nie­zwy­kłe­mu zna­le­zi­sku.

– Po­tknął się pan? Prze­pra­szam, muszę tu po­sprzą­tać. Pełno tu tego cho­ler­stwa…

– Nie, nie, w po­rząd­ku – od­parł Piotr, nie od­ry­wa­jąc oczu od tka­ni­ny. – Czy to jest na sprze­daż?

Arras był, w spo­sób oczy­wi­sty, bar­dzo stary. Gdzie­nie­gdzie pod­gry­zły go mole, a w nie­któ­rych miej­scach zwy­czaj­nie ple­śniał, lub miał dziu­ry. Jeden z dol­nych rogów był nie­mal w ca­ło­ści czar­ny, lata wcze­śniej stra­wio­ny przez ogień.

– Co? – zdzi­wił się sta­ru­szek, który wi­docz­nie my­śla­mi był już przy skrzyp­cach. – Ach, to. Nie. To tylko ozdo­ba.

– Jak to tylko? – zdzi­wił się Piotr, któ­re­go go­be­lin wręcz onie­śmie­lał. Licz­ne znisz­cze­nia nie tylko ni­cze­go mu nie uj­mo­wa­ły, a wręcz nada­wa­ły mu wy­glą­du groź­ne­go wo­jow­ni­ka, który na stare lata schro­nił się w swym zamku, w chwa­le i nie­po­ko­na­ny.

Przed­sta­wiał ol­brzy­mie drze­wo, utka­ne zło­ty­mi nićmi, gdzie na końcu każ­dej z licz­nych ga­łę­zi za­pi­sa­ne zo­sta­ło pięk­ny­mi, bo­ga­to zdo­bio­ny­mi li­te­ra­mi, imię i na­zwi­sko. Nie­któ­re zo­sta­ły za­tar­te przez czas lub ob­fi­te znisz­cze­nia, ale cały, łącz­nie z ba­jecz­nym błę­kit­nym nie­bem w tle, był wy­ko­na­ny tak mi­ster­nie, że nie można było ode­rwać od niego oczu.

– No może nie tylko – przy­znał sprze­daw­ca, przy­glą­da­jąc się go­be­li­no­wi. – To pa­miąt­ka. Oso­bi­sta.

– Na­praw­dę? – za­chwy­cił się Piotr, zu­peł­nie za­po­mi­na­jąc o skrzyp­cach, za to w pełni przy­po­mi­na­jąc sobie o daw­nych pa­sjach. – Mógł­by mi pan coś o nim opo­wie­dzieć?

Sta­rzec spoj­rzał swymi wę­giel­ny­mi ocza­mi na nie­do­szłe­go kupca in­stru­men­tu i po chwi­li wzru­szył ra­mio­na­mi, jakby stwier­dził: czemu nie?

– Do­brze, tylko przy­po­mi­nam, że nie jest na sprze­daż – mruk­nął, ale wi­dząc, że Piotr kiwa głową oży­wił się. – Jest w na­szej ro­dzi­nie od po­ko­leń. Był oczy­wi­ście uzu­peł­nia­ny przez te lata, można za­uwa­żyć, w któ­rych miej­scach są śwież­sze ko­lo­ry.

– Ma­gicz­ny – mruk­nął Piotr, urze­czo­ny, choć nigdy by nie po­my­ślał, że ka­wa­łek tka­ni­ny może w nim wy­wo­łać takie uczu­cia.

– Dziw­ne, że użył pan aku­rat tego słowa.

– Na­praw­dę? Dla­cze­go? – Męż­czy­zna w końcu od­wró­cił wzrok od ścia­ny i spoj­rzał na sta­re­go an­ty­kwa­riu­sza, który wy­glą­dał jakby prze­szłość, którą gro­ma­dził tu la­ta­mi, cią­ży­ła i jemu.

– Widzi pan te uszko­dze­nia? Są licz­ne, bar­dzo rzad­ko wy­stę­pu­ją tam, gdzie nie ma na­zwisk. Na­to­miast ten zwę­glo­ny frag­ment, to nie­mal pół po­ko­le­nia ze stro­ny mojej babki.

– To drze­wo ge­ne­alo­gicz­ne, tu nie­mal wszę­dzie są na­zwi­ska – stwier­dził Piotr, oglą­da­jąc wska­za­ne mu punk­ty. – Co w tym dziw­ne­go?

– To, że na­zwi­ska za­cho­wa­ne w ca­ło­ści na­le­żą tylko do tych moich krew­nych, któ­rzy jesz­cze żyją – szep­nął sta­ru­szek, teraz już prze­stra­szo­ny, choć w ciem­nych oczach czaił się dziw­ny blask. – A ro­dzi­na mojej babki zgi­nę­ła w wiel­kim po­ża­rze pod War­sza­wą, ja­kieś sześć­dzie­siąt lat temu. Mu­siał pan sły­szeć.

Piotr żach­nął się. Nie był przy­go­to­wa­ny na to, że w tak cu­dow­nym miej­scu miły star­szy pan bę­dzie sta­rał się wci­snąć mu taką ba­jecz­kę. Ow­szem, był pod wra­że­niem sa­me­go go­be­li­nu i był go­to­wy sporo za niego za­pła­cić, ale strasz­na w za­my­śle hi­sto­ryj­ka tylko zmio­tła cały jego sen­ty­men­tal­ny na­strój. Praw­do­po­dob­nie pod dywan, gdzie miał leżeć razem z ku­rzem, aż ktoś w końcu nie zaj­rzy tam rurą od od­ku­rza­cza.

Był nieco ro­ze­źlo­ny, że an­ty­kwa­riusz po­świę­cił tyle trudu, by zro­bić z niego idio­tę i już miał przy­po­mnieć o tych nie­szczę­snych skrzyp­cach, bo uro­dzi­ny córki nie mogły po­cze­kać aż bę­dzie miał lep­szy humor, gdy dzwo­nek nad drzwia­mi po­now­nie ob­wie­ścił swym uro­kli­wym dźwię­kiem na­dej­ście klien­ta.

Piotr i stary sprze­daw­ca jed­no­cze­śnie zwró­ci­li na niego wzrok. I obaj w tym samym mo­men­cie wstrzy­ma­li od­dech.

– Wy­ska­ki­wać z kasy, ale już! – wrza­snął przy­tłu­mio­nym przez ko­mi­niar­kę gło­sem.

– Czło­wie­ku, uspo­kój się – wy­stę­kał Piotr, dzwo­niąc zę­ba­mi, które mogły teraz sku­tecz­nie za­stą­pić dzwo­nek nad drzwia­mi. – Po­wo­li, to an­ty­kwa­riat, tu nie ma pie…

Rabuś się­gnął dło­nią w za­na­drze sztruk­so­wej kurt­ki i przez krót­ką chwi­lę nawet się z nią sza­mo­tał. Na tyle długo, by Pio­tro­wi prze­szło przez myśl, by spró­bo­wać go teraz obez­wład­nić. Widok re­wol­we­ru sku­tecz­nie ode­gnał ten po­mysł.

– Morda w kubeł – wark­nął. – Ja nie żar­tu­ję.

I jakby na dowód wła­snych słów wy­cią­gnął w bok rękę z pi­sto­le­tem i strze­lił. Huk, który roz­to­czył się po an­ty­kwa­ria­cie uniósł kurz i wy­da­wał się oży­wić duchy tego miej­sca. Do uszu Pio­tra, w któ­rych ogłu­sza­ją­co dzwo­ni­ło, do­biegł drugi dźwięk. Przy­po­mi­na­ło stuk­nię­cie, od­głos cze­goś spa­da­ją­ce­go, ude­rza­ją­ce­go o pod­ło­gę. Od­wró­cił się, by zo­ba­czyć nogi sta­rusz­ka wy­sta­ją­ce zza kon­tu­aru.

Męż­czy­zna w ko­mi­niar­ce rzu­cił się ku sta­rej kasie i wy­szarp­nął z niej rap­tem parę bank­no­tów. Klnąc na czym świat stoi, uciekł, nie oglą­da­jąc się nawet.

Piotr na klęcz­kach pod­szedł do le­żą­ce­go sprze­daw­cy. Zbladł i po­czuł, że chyba zaraz ze­mdle­je, gdy tuż nad przy­pię­tą do pu­lo­we­ra, na wy­so­ko­ści pier­si, pla­kiet­ką z na­pi­sem „Pan Wła­dek” zo­ba­czył szyb­ko ro­sną­cą plamę krwi. Nie mógł pojąć, jak kula mogła tak zry­ko­sze­to­wać, by tra­fić star­ca pro­sto w serce. Prze­cież zło­dziej nawet nie ce­lo­wał w tę stro­nę. Skie­ro­wał lufę gdzieś w ścia­nę. Sze­ro­ko otwar­te oczy pana Wład­ka świad­czy­ły o tym, że jego sa­me­go nie cie­ka­wi­ło to już ani tro­chę.

Piotr od­wró­cił się, cho­wa­jąc twarz w dło­niach. Przez zdrę­twia­łe palce, jak we śnie, zo­ba­czył, że na go­be­li­nie po­ja­wi­ło się nowe uszko­dze­nie, z któ­re­go wciąż jesz­cze są­czy­ła się siwa wstąż­ka dymu. Dziu­ra roz­dzie­la­ła do­kład­nie imię i na­zwi­sko.

Wła­dy­sław Star­lec­ki.

Koniec

Komentarze

Jak dla mnie, tro­chę za mało zda­rzeń jak na tę licz­bę zna­ków. Bar­dzo wolno się roz­krę­ca, opi­su­jesz, jak wy­glą­da an­ty­kwa­riat… No, ja bym te opisy cięła, aż by świsz­cza­ło. Ale może inni uzna­ją, że to bu­do­wa­nie na­stro­ju.

Ale koń­ców­ka dużo lep­sza, cho­ciaż pu­en­ta prze­wi­dy­wal­na.

Stary, mo­sięż­ny dzwo­nek za­brzę­czał mu nad głową, gdy otwo­rzył drzwi.

Co jest pod­mio­tem w dru­giej czę­ści zda­nia i dla­cze­go dzwo­nek? Toż to pierw­sze zda­nie, ono musi być do­piesz­czo­ne!

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

– Sta­iner wy­da­je mi się roz­sąd­nym roz­wią­za­niem, Stra­di­va­riu­sy są dla mnie zbyt pre­ten­sjo­nal­ne – mówił, roz­glą­da­jąc się wokół, sta­ra­jąc wy­ła­pać każdy szcze­gół daw­nych hi­sto­rii. Nie­gdyś był mi­ło­śni­kiem sta­ro­ci, lecz chyba o tym za­po­mniał, po­grą­ża­jąc się w pracy i w co­dzien­nym życiu. – Zresz­tą trud­no o ory­gi­nał. Na­to­miast… Dobry Boże!

Czy to mówi Piotr? Bo przez chwi­lę nie byłam pewna. 

Fajny kli­mat, choć szko­da, że pu­en­ta nie jest bar­dziej za­ska­ku­ją­ca. 

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Fin­kla,

Może tekst by na tym zy­skał, ale je­stem ra­czej za­do­wo­lo­ny z efek­tu, więc uznam to za bu­do­wa­nie kli­ma­tu. ;) Choć muszę przy­znać, że po­wol­ne roz­krę­ca­nie fa­bu­ły to moja bo­lącz­ka.

wy­bra­nietz,

Tak, to mówi Piotr.

Oczy­wi­ście w obu przy­pad­kach po­pra­wi­łem, do­da­jąc pod­miot. Cie­szę, że zna­la­zły­ście coś, co Wam się po­do­ba­ło. Nie­ste­ty pu­en­ta jest, po­wiedz­my dy­plo­ma­tycz­nie, kla­sycz­na. I na tym za­koń­czę. ;)

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i ko­men­tarz! No i klika!

Hmmm. Coś tego do­da­ne­go pod­mio­tu nie widzę. Jak dzwo­nek otwie­rał drzwi, tak otwie­ra.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Bo to ma­gicz­ny dzwo­nek! Jutro po­pra­wie. Z tel nie mam jak. Co za czuj­nosc!

Fa­bu­lar­nie – po­mysł cał­kiem, cał­kiem, acz­kol­wiek koń­ców­ka bar­dzo przy­spie­szo­na w po­rów­na­niu do po­cząt­ku, choć lubię po­wol­ną nar­ra­cję, więc jakoś bar­dzo mi to nie prze­szka­dza­ło. Nie bar­dzo ku­pu­ję to roz­wią­za­nie z ry­ko­sze­tem pro­sto w serce i to tuż obok pla­kiet­ki. Trosz­kę fa­bu­lar­nie po­sze­dłeś na skró­ty. I ta scena z ban­dy­tą w sumie słaba – an­ty­kwa­riusz mógł rów­nie do­brze do­stać za­wa­łu albo co. Po­mysł jest, ale po­zo­sta­wia nie­do­syt i tro­chę roz­cza­ro­wa­nie.

 

Nie po­do­ba mi się, nie­ste­ty, styl. Nie bar­dzo mi pa­su­ją np. “smu­kłe smugi” – smu­kła jest syl­wet­ka, a smuga za­sad­ni­czo jest wąska, więc jakoś tak to razem takie mar­ga­ry­no­wa­te masło mi wy­cho­dzi. Oraz za dużo krót­kich nie­roz­wi­nię­tych zdań w tym opi­sie.

Nie leżą mi też prze­ła­do­wa­ne cięż­ka­wy­mi me­ta­fo­ra­mi zda­nia: “Ciszę, która za­le­ga­ła w tym miej­scu, jakby przy­gnie­cio­ną skon­den­so­wa­ną prze­szło­ścią, można by kroić nożem.” czy “Miał ła­god­ny uśmiech, który mógł umknąć przed wzro­kiem roz­mów­cy i skryć się pod prze­past­nym przy­kry­ciem su­mia­stych wąsów.“

Prze­cin­ki też tro­chę szwan­ku­ją.

“An­ty­kwa­ria­ty[-,] to zde­cy­do­wa­nie brama do in­ne­go wy­mia­ru.”

Z tym, tak OT, to się zga­dzam. Uwiel­biam an­ty­kwa­ria­ty.

 

“Piotr[+,] wy­rwa­ny z wła­snych myśli, aż pod­sko­czył.” – albo “Wy­rwa­ny z wła­snych myśli, Piotr aż pod­sko­czył.” I w sumie te “wła­sne” myśli zgrzy­ta­ją, bo ra­czej nie czyta cu­dzych myśli, nic w każ­dym razie na to nie wska­zu­je…

 

“– Prze­pra­szam – chrząk­nął męż­czy­zna” – nie­do­brze tu ten męż­czy­zna brzmi, chyba lep­sze by­ło­by po­wtó­rze­nie imie­nia z dwoj­ga złego.

 

“chrząk­nął męż­czy­zna, po­pra­wia­jąc gar­ni­tur i przy­gła­dził włosy, by tym pro­stym ru­chem uwol­nić się od kłę­bią­cych myśli” – coś tu gra­ma­tycz­nie nie tego

 

“Pełno tu tego cho­ler­stwa…“ – jakoś mi to nie pa­su­je do tego sta­rusz­ka

 

“mu­siał spło­nąć w po­mro­ce dzie­jów.“ – mam wra­że­nie, że je­dy­ną do­pusz­czal­ną ko­lo­ka­cją dla tego fra­ze­olo­gi­zmu jest za­gi­nąć

 

“w ca­ło­ści przy­po­mi­na­jąc sobie o daw­nych pa­sjach“ – w ca­ło­ści?

 

“wę­giel­ny­mi ocza­mi” – ??

 

he­ral­dy­ka – pi­szesz o imio­nach i na­zwi­skach, a nie her­bach, więc nie he­ral­dy­ka

 

“Nie był przy­go­to­wa­ny na to, że w tak cu­dow­nym miej­scu[-,] miły star­szy pan bę­dzie sta­rał się wci­snąć mu taką ba­jecz­kę.“

 

“ale w za­my­śle strasz­na hi­sto­ryj­ka tylko zmio­tła cały jego sen­ty­men­tal­ny na­strój“ – coś tu z kon­struk­cją zda­nia nie tak, bo mia­łam wra­że­nie, że w za­my­śle zmio­tła. Może “strasz­na w za­my­śle…”. No i to zmie­ce­nie na­stro­ju? Może jed­nak roz­wia­ła, zbu­rzy­ła, roz­bi­ła – coś, co się łączy fra­ze­olo­gicz­nie z na­stro­jem?

http://altronapoleone.home.blog

Przy­dłu­gi wstęp nie prze­szka­dza mi, zna­la­złam w nim sporo kurzu i kli­ma­tu wła­ści­we­go nie­któ­rym an­ty­kwa­ria­tom. A choć finał opo­wie­ści ni­czym nie za­sko­czył, czy­ta­ło się cał­kiem nie­źle. ;)

Czy to na pewno fan­ta­sy? Bo w szor­cie do­strze­głam ra­czej cień hor­ro­ru.

 

za­chwy­cił się Piotr, zu­peł­nie za­po­mi­na­jąc o skrzyp­cach, za to w ca­ło­ści przy­po­mi­na­jąc sobie o daw­nych pa­sjach. –> Nie brzmi to naj­le­piej.

Pro­po­nu­ję: …za­chwy­cił się Piotr, cał­kiem za­po­mi­na­jąc o skrzyp­cach, za to w pełni przy­po­mi­na­jąc sobie daw­ne pa­sje.

 

i już miał się przy­po­mnieć o te cho­ler­ne skrzyp­ce… –> Ra­czej: …i już miał przy­po­mnieć o tych cho­ler­nych skrzyp­cach… Lub: …i już miał się u­po­mnieć o te cho­ler­ne skrzyp­ce

 

gdy dzwo­nek nad drzwia­mi po­now­nie ob­wie­ścił swym uro­kli­wym dźwię­kiem na­dej­ście go­ścia. –> Do skle­pu za­zwy­czaj przy­cho­dzą klien­ci, nie go­ście.

 

Piotr i stary sprze­daw­ca jed­no­cze­śnie zwró­ci­li wzrok na no­we­go klien­ta. –> By unik­nąć po­wtó­rze­nia, pro­po­nu­ję: Piotr i stary sprze­daw­ca spoj­rze­li na niego jed­no­cze­śnie.

 

– Wy­ska­ki­wać z kasy, ale już! – wrza­snął na nich… –> Ra­czej: …wrza­snął do nich

 

Rabuś się­gnął dło­nią za połę sztruk­so­wej kurt­ki… –> Ra­czej: Rabuś się­gnął dło­nią w za­na­drze sztruk­so­wej kurt­ki

Za SJP PWN: poła «dolny frag­ment jed­nej z dwóch czę­ści ubio­ru roz­pi­na­ją­ce­go się z przo­du» za­na­drze daw. «miej­sce pod wierzch­nim ubra­niem na pier­si»

 

uciekł, nie oglą­da­jąc się za sie­bie. –> Masło ma­śla­ne. Czy mógł obej­rzeć się przed sie­bie?

Pro­po­nu­ję: …uciekł, nie oglą­da­jąc się. Lub: …uciekł, nie pa­trząc za sie­bie.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nie bar­dzo ku­pu­ję to roz­wią­za­nie z ry­ko­sze­tem pro­sto w serce i to tuż obok pla­kiet­ki.

Dra­ka­ino, ja to zro­zu­mia­łam w ten spo­sób, że na­past­nik za­strze­lił dy­wa­nik, ale od tego zmarł czło­wiek. I po­mysł na takie drze­wo ge­ne­alo­gicz­ne mi się spodo­bał.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­mysł mi się też po­do­ba, ale że to dzia­ła w obie stro­ny…? Inni też umie­ra­li od znisz­czeń go­be­li­nu? A po­zo­sta­li żyją? Wtedy rabuś po­wi­nien być łowcą po­lu­ją­cym na dłu­go­wiecz­nych?

http://altronapoleone.home.blog

Fin­kla, po­pra­wi­łem pod­miot. Tym razem chyba do­brze. ;) No i masz rację z za­strze­le­niem dy­wa­ni­ku.

Po­mysł mi się też po­do­ba, ale że to dzia­ła w obie stro­ny…?

Jak widać, dzia­ła. :) A rabuś, to nie­ste­ty tylko rabuś. Chyba, że o czymś nie wiem.

 

Reg, dra­ka­ino, dzię­ku­ję bar­dzo za ła­pan­kę, chyba po­pra­wi­łem wszyst­ko. Za wi­zy­tę, ko­men­ta­rze i klika oczy­wi­ście też!

Po na­my­śle zmie­niam rów­nież z fan­ta­sy na hor­ror. Jesz­cze raz dzię­ki!

Cze­piam się (bo po­mysł mi się po­do­ba):

 

Ale w takim razie co z tymi, któ­rych na­zwi­ska są nadal na go­be­li­nie?

 

I w takim razie rabuś miał wy­jąt­ko­we­go pecha/szczę­ście, że tra­fił ide­al­nie w śro­dek imie­nia/na­zwi­ska an­ty­kwa­riu­sza. Trosz­kę to jed­nak zbyt­ni zbieg oko­licz­no­ści.

http://altronapoleone.home.blog

Tak, teraz pod­mio­ty są w po­rząd­ku.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale w takim razie co z tymi, któ­rych na­zwi­ska są nadal na go­be­li­nie?

Żyją oczy­wi­ście. Jak sama za­uwa­ży­łaś go­be­lin dzia­ła w obie stro­ny, więc znisz­cze­nie na­zwi­ska po­wo­du­je śmierć jego no­si­cie­la w ana­lo­gicz­ny spo­sób do znisz­cze­nia, także je­że­li pan X zgi­nął w kon­kret­nych oko­licz­no­ściach od­bi­je się to na sta­nie go­be­li­nu. Dłu­go­wiecz­nych brak, osoby, które zmar­ły ze sta­ro­ści zo­sta­wi­ły swoje na­zwi­ska “za­tar­te przez czas”, spru­te, po­strzę­pio­ne, nie­czy­tel­ne.

I w takim razie rabuś miał wy­jąt­ko­we­go pecha/szczę­ście, że tra­fił ide­al­nie w śro­dek imie­nia/na­zwi­ska an­ty­kwa­riu­sza. Trosz­kę to jed­nak zbyt­ni zbieg oko­licz­no­ści.

Przy­pad­ki cho­dzą po lu­dziach, ekhem… go­be­li­nach? A może wła­śnie taki miał za­pi­sa­ny los? ;)

Tak, teraz pod­mio­ty są w po­rząd­ku.

Uff… :)

 

Ac, cie­szę się, że uzna­łeś uwagi na przy­dat­ne. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dłu­go­wiecz­nych brak, osoby, które zmar­ły ze sta­ro­ści zo­sta­wi­ły swoje na­zwi­ska “za­tar­te przez czas”, spru­te, po­strzę­pio­ne, nie­czy­tel­ne.

OK, to mi umknę­ło, jeśli jest opi­sa­ne – może byś to wzmoc­nił, żeby było bar­dziej zro­zu­mia­łe, jak ten go­be­lin dzia­ła? “na­zwi­ska za­cho­wa­ne w ca­ło­ści na­le­żą tylko do tych moich krew­nych, któ­rzy jesz­cze żyją” i o tym za­tar­ciu też niby jest, ale coś mi się tu nadal kłóci z ogól­nym wra­że­niem, jakie robi na Pio­trze go­be­lin, bo jak czy­ta­łam opis, to mia­łam wra­że­nie, że oprócz drob­nych uste­rek jest on w świet­nym sta­nie, a z tego wy­ni­ka, że tylko część współ­cze­sna jest za­cho­wa­na. Masz np. tak: “Nie­któ­re zo­sta­ły za­tar­te przez czas lub ob­fi­te znisz­cze­nia“ – to mi chyba na­su­nę­ło myśl o dłu­go­wiecz­nych, bo “nie­któ­re” su­ge­ru­je, że nie­licz­ne, a to po­win­na być jed­nak więk­szość na­zwisk, jeśli drze­wo sięga choć­by trzy po­ko­le­nia wstecz. (Chyba że jakiś przo­dek ma w XXI w. setkę pra­pra­wnu­ków ;)

Po­wta­rzam, że cze­piam się, bo po­mysł zacny, a nie­ste­ty moja nie­wia­ra tro­szecz­kę się od­wie­sza na te dro­bia­zgi i zbie­gi oko­licz­no­ści.

http://altronapoleone.home.blog

Ro­zu­miem i po­my­ślę nad tym, jak to pod­kre­ślić, bo jed­nak mia­łem na myśli, że na­zwi­ska “nie­ak­tu­al­ne” są nie­czy­tel­ne, ale Piotr nie przy­glą­dał się do­kład­nie i nie pró­bo­wał od­cy­fro­wy­wać sta­re­go, znisz­czo­ne­go go­be­li­nu. Po pro­stu po­że­rał wzro­kiem jako ca­łość. :)

Za­sta­no­wię się jak zna­leźć śro­dek mię­dzy prze­ka­za­niem sensu, a unik­nię­ciem ło­pa­to­lo­gii. :) Cie­szę się, że po­mysł przy­padł Ci do gustu!

Do­brze się czy­ta­ło, a gdy po­ja­wił się go­be­lin, bar­dzo mnie za­in­try­go­wał.

Naj­bar­dziej za­zgrzy­ta­ła mi chyba pla­kiet­ka “Pan Wła­dek”, bo trud­no było mi sobie wy­obra­zić an­ty­kwa­riu­sza, który taką nosi. W każ­dym razie nie w tak kli­ma­tycz­nym miej­scu ;).

Po lek­tu­rze ko­men­ta­rzy za­czą­łem się jed­nak bar­dziej za­sta­na­wiać nad na­tu­rą ar­te­fak­tu i nieco zdzi­wi­ło mnie, że Wła­dy­sław nie ze­chciał le­piej go za­bez­pie­czyć.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Po lek­tu­rze ko­men­ta­rzy za­czą­łem się jed­nak bar­dziej za­sta­na­wiać nad na­tu­rą ar­te­fak­tu i nieco zdzi­wi­ło mnie, że Wła­dy­sław nie ze­chciał le­piej go za­bez­pie­czyć.

Myślę, że sam nie po­dej­rze­wał go­be­li­nu o dzia­ła­nie w obie stro­ny. A chciał mieć go pod ręką, poza tym był prze­cież bar­dzo z niego dumny! Jak mógł­by go gdzieś po pro­stu scho­wać… ;)

Dzię­ki!

– Dzień dobry, panu.

Po co tu ten prze­ci­nek? To nie jest: dzień dobry, panie Wład­ku ;)

Przy­jem­ny szor­cik, z tym, że przez jego kli­mat od razu wia­do­mo, że nie­wie­le się wy­da­rzy. W sumie facet wcho­dzi do an­ty­kwa­ria­tu po skrzyp­ce, wpada mu w oko go­be­lin (hmm… wła­śnie to sobie zwi­zu­ali­zo­wa­łam), który oka­zu­je się ma­gicz­ny. Koń­ców­ka nie za­ska­ku­je, ale czyta się nie­źle :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Prze­ci­nek po­pra­wio­ny. :)

Bar­dzo mnie cie­szy, że nie­źle się czy­ta­ło i kli­mat jest za­uwa­żal­ny! Dzię­ku­ję, Anet!

Po­dej­rze­wa­łam, że an­ty­kwa­riat ma ma­gicz­ną na­tu­rę – swoją drogą, an­ty­kwa­ria­ty są bar­dzo fan­ta­stycz­ne, przez co rów­nież czę­sto uży­wa­ne – a w mo­men­cie po­ja­wie­nia się ra­bu­sia do­my­śli­łam się też, co się sta­nie.

 

Z opi­sa­mi nie mam pro­ble­mu, ale ja opisy lubię, więc nie je­stem obiek­tyw­nym sę­dzią. Jed­nak tekst byłby kli­ma­tycz­niej­szy, gdyby oszczę­dził tego prze­sad­ne­go cho­le­ro­wa­nia.

 

Moja uwaga:

 

“dziko dzwo­ni­ło” → Mam sko­ja­rze­nia z ja­kimś en­tu­zja­stycz­nym go­ściem wa­lą­cym pa­łecz­ką w trój­kąt mu­zycz­ny… Ra­dzi­ła­bym zmie­nić przy­miot­nik :)

Chyba masz rację, że dwie cho­le­ry na tak krót­ki tekst, to trosz­kę za dużo, więc jed­nej się po­zby­łem.

Co do “dziko”, to cóż… Twój opis był tak barw­ny, że sam nie mam już nic in­ne­go przed ocza­mi i to rów­nież zmie­ni­łem. Mam na­dzie­ję, że jest le­piej. :)

Dzię­ki!

Do­pa­dłeś cho­le­rę :) Nowy przy­miot­nik zde­cy­do­wa­nie lep­szy.

Uff… :)

Zwar­ta, pro­sta hi­sto­ria, opar­ta na jed­nym po­my­śle. Ide­al­nie skro­jo­na na po­trze­by szor­ta. Zbu­do­wa­łeś fajny kli­mat an­ty­kwa­ria­tu, w któ­rym czuć kurz uno­szą­cy się w smu­gach świa­tła sło­necz­ne­go. Wy­my­śli­łeś nie­po­ko­ją­cy “ar­te­fakt”, ład­nie go opi­sa­łeś, po­dob­nie jak resz­tę wnę­trza. Ca­łość ują­łeś zgrab­nie w słowa, które two­rzą dosyć pla­stycz­ne ob­ra­zy w gło­wie czy­tel­ni­ka. Może nie ma za­sko­cze­nia, może po­mysł nie jest szcze­gól­nie od­kryw­czy, ale jest to do­brze na­pi­sa­na i skom­po­no­wa­na opo­wieść nieco w stylu retro. Nie tylko ze wzglę­du na miej­sce akcji ;)

Drob­ne po­tknię­cia i zgrzy­ty nie psują sa­tys­fak­cji z lek­tu­ry. Wska­żę może przy­kład, w któ­rym aku­rat gu­bisz pod­miot i zdaje się czy­tel­ni­ko­wi, że to pan Wła­dek chrzą­ka:

 

Ciem­ne, ni­czym węgle, oczy skie­ro­wał na Pio­tra.

– Prze­pra­szam – chrząk­nął, po­pra­wia­jąc gar­ni­tur. Przy­gła­dził włosy, jakby tym pro­stym ru­chem chciał uwol­nić się od kłę­bią­cych myśli. – Dzień dobry panu. Wspa­nia­ły sklep.

– Dzień dobry. Dzię­ku­ję – od­parł sta­rzec, za­ci­ska­jąc sę­ka­te palce na kra­wę­dzi kon­tu­aru. – Szuka pan cze­goś?

 

Pod­su­mo­wu­jąc – po­do­ba mi się ten tekst, dla­te­go daję bra­ku­ją­ce­go klika do bi­blio­te­ki.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Magia sta­rych an­ty­kwa­ria­tów była nie­pod­wa­żal­na. Za­sta­no­wił się jak to moż­li­we, że nie za­glą­dał w po­dob­ne miej­sca czę­ściej.

Słoń­ce wpa­da­ło do po­miesz­cze­nia smu­kły­mi smu­ga­mi, w któ­rych le­ni­wie tań­czy­ły dro­bin­ki kurzu. Jasne pro­mie­nie za­miast oświe­tlać wnę­trze, tylko kon­tra­sto­wa­ły z od­wiecz­ny­mi kon­tu­ara­mi i kre­den­sa­mi to­ną­cy­mi w mroku. Ciszę, która za­le­ga­ła w tym miej­scu, jakby przy­gnie­cio­ną skon­den­so­wa­ną prze­szło­ścią, można by kroić nożem.

 

No i pięk­nie. Już mnie “ku­pi­łeś” sa­my­mi tylko opi­sa­mi. Pod­no­szę zatem “łapkę w górę”.

mr.maras, bar­dzo cie­szą mnie Twoje słowa! Opi­sa­łeś do­kład­nie to, co chcia­łem osią­gnąć. Tym bar­dziej się cie­szę, że uzna­łeś tekst za sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy. We wska­za­nym frag­men­cie chyba usu­wa­łem po­wtó­rze­nie i wy­szło, co wy­szło. ;) Dzię­ku­ję za dobre słowa i klika!

ma­ciek­zol­now­ski, to super, że po­do­ba­ją Ci się opisy, też je­stem z nich za­do­wo­lo­ny. ;) Dzię­ki za wi­zy­tę!

Długo się roz­krę­ca, ale gdy już do­tar­łeś do mię­ska, wy­szło bar­dzo cie­ka­wie :) Kom­po­zy­cja daje radę, język też. Pod­su­mo­wu­jąc, przy­jem­ny szort :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Co Wy tak z tym mię­sem? Wła­śnie przed se­kun­dą Fin­kla mi o nim wspo­mnia­ła i przed nosem wy­ma­chi­wa­ła, gdy ana­li­zo­wa­ła kwe­stie do­ty­czą­ce po­jem­no­ści fa­bu­lar­nej drab­bel­ków. Zacne. Zacny temat. ;)

Widać zgłod­nie­li­śmy… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

NWM, dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz. :) Bar­dzo mnie cie­szy, że Ci po­do­ba­ło.

Mię­so­żer­cy, żebym miał taki ruch pod betą jak tu. :(

Za­koń­cze­nie zde­cy­do­wa­nie ra­tu­ję szor­ta, bo po­czą­tek wy­da­je mi się odro­bi­nę prze­ga­da­ny. Na szczę­ście póź­niej jest le­piej.

Z dwoj­ga złego le­piej w tę stro­nę. ;) Dzię­ki!

Zde­cy­do­wa­nie le­piej :)

Kli­ma­tycz­ne an­ty­kwa­ria­ty za­wsze w cenie.

Arras nie jest sy­no­ni­mem go­be­li­nu.

Gu­bisz jesz­cze pod­mio­ty do­myśl­ne przy wy­po­wie­dziach ra­bu­sia. Zo­bacz, że każ­do­ra­zo­wo nie on jest pod­mio­tem w po­prze­dza­ją­cym zda­niu.

Dzię­ki. :) Przyj­rzę się temu.

Pro­sta hi­sto­ria z dość prze­wi­dy­wal­nym za­koń­cze­niem. Na­pi­sa­ne do­brze, choć nie wzbu­dzi­ło u mnie więk­szych emo­cji. 

 

Może na­stęp­nym razem. ;) Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz!

Tro­chę Ci, Ac, tekst od­ku­rzę, ale w tym tu­ma­nie kurzu to chyba bez róż­ni­cy. ^^

Opo­wia­da­nie dla mnie stoi kli­ma­tem – cał­kiem ład­nym, bu­do­wa­nym stop­nio­wo, peł­nym pa­mią­tek i ech prze­szło­ści – oraz cie­ka­wym po­my­słem na go­be­lin. Po lek­tu­rze za­czę­łam za­sta­na­wiać się, w jakim tak na­praw­dę celu zo­stał stwo­rzo­ny? Bo naj­wy­raź­niej nie cho­dzi­ło je­dy­nie o przy­po­mi­na­nie sobie o ko­rze­niach ro­dzi­ny, a o coś jesz­cze, skoro, gdy w koń­ców­ce ar­te­fakt zo­stał po­strze­lo­ny, Star­lec­ki od­szedł w za­świa­ty; takie po­nie­kąd kon­tro­lu­ją­ce życie drze­wo ge­ne­alo­gicz­ne – co się sta­nie z tka­ni­ną w miej­scu na­zwi­ska i imie­nia, to naj­wy­raź­niej to samo dzie­je się z ich wła­ści­cie­lem. 

Wiem, że to w sumie py­ta­nie wy­kra­cza­ją­ce poza ob­ję­tość tego szor­ta, ale cóż, może w przy­szło­ści spod Twego pióra, Ac, wyj­dzie na nie od­po­wiedź. (;

…ale żeby nie było zbyt ko­lo­ro­wo, tę­czo­wo, etc., to zgrzyt­nę­ła mi tro­chę koń­ców­ka; taka wła­śnie przy­spie­szo­na w sto­sun­ku do po­cząt­ku. 

Nowa Fantastyka