
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Życie super-bohatera jest ciężkie… zwłaszcza tego, który stawia pierwsze kroki w swojej karierze. A
jeśli jest ich dwoje, można liczyć na kompletną rozwałkę…
Moje krótkie opowiadanie osadzone w realiach Marvel X-Men, tym razem z młodymi bohaterami. Miłej lektury i czekam na komentarze ;). Pozdrawiam!
* * *
X-TEENS
– Jeśli mama i tata się o tym dowiedzą, to cię zatłukę własnymi rękoma. – szepnęła młoda
blondynka, kryjąc się za niewielkimi krzakami znajdującymi się na niewysokim pagórku. Tuż obok
niej stał wysoki, dobrze zbudowany brunet z lornetką w dłoniach. Obserwował okoliczne
wysypisko śmieci.
– Nikt się nie dowie, nie trzęś portkami, Marie. – powiedział, skupiając wzrok na czymś w oddali.
– Skąd ty w ogóle wiesz o takich sprawach, co? – zapytała, patrząc w niebo. Księżyc stał już wysoko
i zaczynało robić się coraz zimniej.
– Mam swoje kontakty. – odparł młodzian, podając nastolatce lornetkę. – Sprawdź sama, już są.
Młoda kobieta bez większego przekonania spojrzała w dal dostrzegając kilkunastu uzbrojonych
mężczyzn i jednego wyróżniającego się z tłumu ziemistą barwą skóry, białymi włosami i potężną
posturą.
– Oszalałeś, Jean-Luc? – spojrzała na chłopaka. – Przecież ten duży to Tombstone, mówili o nim
niedawno w wiadomościach. On jest niebezpieczny.
– Nie uważasz, że tacy są najlepsi? Po co się zajmować płotkami, skoro od razu można upolować
grubą rybę? – uśmiechnął się do niej zadziornie.
– A nie uważasz, że powinniśmy go zostawić policji? Albo Spider-Man'owi? – w głosie Marie
pojawiła się nutka zwątpienia. – Albo Moon Knight'owi? Albo…
– Uspokój się , siostra! – przerwał jej. – Poradzimy sobie, to tylko dwunastu facetów z pukawkami,
nic wielkiego dla takich jak my.
– Mam złe przeczucia. – pokręciła głową.
– Jak zawsze. – podsumował. – Robiliśmy to już kilka razy, wszystko będzie dobrze.
– Oby. Bo jak coś mi się stanie, to cię zabiję. – mruknęła.
– Jesteś monotematyczna, Marie. – odparł na luzie. – Przygotuj się… I pamiętaj, jakby ktoś się pytał,
to ja jestem Smokie, a ty Wonder Girl.
– Co to za beznadziejne pseudonimy… – Marie westchnęła poprawiając niebiesko-żółty kostium ze
stylizowanym „X” w logo.
– Każdy w X-Men jakiś ma, więc nie możemy być gorsi.
– Nie jesteśmy w X-Men, jakbyś nie zauważył, głupku. A jak się ojciec dowie, że przerobiłeś te
kostiumy, to będziemy mieć drugi Wietnam w domu.
– Tyle razy się nie dowiedział, to teraz też się nie dowie. – chłopak puścił jej oczko naciągając
maskę na twarz. – Chyba, że jego kochana córeczka puści farbę…
– Nie spinaj się tak, bo widać ci żyłkę na czole. – podsumowała Marie.
– I kto to mówi. – mruknął Jean-Luc. – Już czas…
Nim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, chłopak zmienił się w dym i spłynął z pagórka
prosto pod wielkie, żelazne drzwi prowadzące na wysypisko. Spętane łańcuchem i kłódką, czekały,
aż na dole pojawi się Marie.
– Wiesz co robić, nie? – zapytał Smokie zakładając dłonie na piersi.
Nastolatka jedynie posłała mu ostre spojrzenie, po czym podeszła do drzwi i położyła dłoń na
kłódce, a ta po chwili stopiła się pod jej dotykiem.
– Pięknie, siostra! – Jean-Luc uśmiechnął się szeroko. – Pora rozbujać tę imprezę.
– Nie uważasz, że powinniśmy zachować… – Marie nie dokończyła, gdy jej brat potężnym
kopniakiem otworzył dwuskrzydłowe drzwi, a huk uderzenia rozniósł się po całej okolicy.
Jean-Luc spojrzał na skonsternowaną blondynkę.
– No co?
– Jajco, głupku. – zdzieliła go przez głowę. – Mogli odkryć naszą obecność!
Seria strzałów przerwała ich rozmowę, zmuszając dwójkę mutantów do działania. Jean-Luc zmienił
się w dym i zaatakował jednego z mężczyzn wnikając do jego płuc. Wonder Girl spętała kolejnych
dwóch telekinetycznym lassem i rzuciła w pobliskie śmieci. Chwilę później spotkali się oboje, gdy
Smokie porzucił nieprzytomne ciało żołnierza Tombstone'a. Już miał zamiar coś powiedzieć, gdy
nadbiegło trzech kolejnych. Z pewnością chłopak zostałby naszpikowany ołowiem, gdyby nie
telekinetyczna ściana, którą wytworzyła Marie, chroniąc swego brata przed obrażeniami. Kolejny
podmuch mocy posłał ich poza mury wysypiska.
– Hej, nie musiałaś tego robić, poradziłbym sobie! – rzucił z wyrzutem Smokie.
– Naprawdę? A więc to nie była twoja gęba mówiąca „ktokolwiek! pomocy!”? – warknęła Wonder
Girl. – Dziwne, bo nie widzę tutaj nikogo innego prócz ciebie…
– Nieważne. – mruknął Jean-Luc posyłając dwa cieniste ostrza w kierunku nadbiegających
przeciwników i powalając ich z miejsca.
Kolejne strzały sprawiły, że dwójka mutantów musiała się wycofać. Kryjąc się za wielką ścianą
śmieci, Smokie wpadł na kolejny pomysł, w jego mniemaniu świetny.
– Możesz użyć swojej mocy, żeby odgarnąć ziemię spod nas?
– Mogę się postarać. – rzuciła Marie. – A po co ci to?
– Jesteśmy nadal na terenie miasta, więc pod nami są rury z gazem… Jeśli naładujesz odpowiednią z
nich swoją mocą, to Tombstonę i jego ekipa wylecą w powietrze.
– Chcesz go zabić? – zapytała.
– Albo on, albo my, kochanie. – uśmiechnął się zadziornie. – Przynajmniej Spider-Man będzie miał
jednego wroga z głowy. – wzruszył ramionami uśmiechając się głupio.
– Postaram się… ale musisz zatrzymać na chwilę jego zbirów. Muszę się skoncentrować.
– Jasne. – rzucił z radością w głosie Smokie i ruszył w kierunku żołnierzy Tombstone'a.
Marie Ann nie wiedziała, co dzieje się z bratem, gdy kumulując swoją moc wyciągała przy jej
pomocy kawałek gruntu odkrywając grubą, rdzewiejącą rurę. Odrzuciła ziemię na bok, wskoczyła
do środka i położyła na niej obie dłonie ładując mocą, gdy usłyszała z góry zachrypły, męski głos.
– Na twoim miejscu trzymałbym rączki przy sobie.
Wonder Girl uniosła wzrok i zobaczyła Tombstone'a, celującego w nią z wyrzutni rakiet.
– Widzisz tę wielką spluwę, cukiereczku? – zapytał retorycznie. – Na twoim miejscu wylazłbym z tej
dziury.
Kątem oka dziewczyna dostrzegła swego brata, który z uniesionymi w górę rękoma wyszedł zza
pleców gangstera.
– Wybacz, siostra. – rzucił Smokie z idiotycznym uśmiechem na ustach. – Zaskoczyli mnie.
Marie bąknęła coś pod nosem, po czym wygramoliła się z rowu, stając naprzeciw Tombstone'a,
przy którym wyglądała jak szmaciana lalka.
– Jak się nazywasz, dziewczynko? – spytał gangster.
– Wonder Girl. – odparła pewnie dziewczyna, choć cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy z
bratem.
– Jesteś X-Man? – Tombstone spojrzał na jej uniform unosząc broń.
Blondynka nie zdążyła odpowiedzieć, gdy uwaga wszystkich skupiła się na hałasie dochodzącym
kilka metrów dalej, gdzie potężnie zbudowany mężczyzna w czerwonym kombinezonie
sukcesywnie przerzedzał szeregi przestępcy.
– Daredevil! – zakrzyknęła Wonder Girl, dostrzegając charakterystyczny symbol na piersi bohatera
w szkarłacie. Machnęła ręką i chwilę potem pożałowała tego gestu. Ładując rurę z gazem swoją
energią, pod wpływem radości zapomniała, że wystarczyło ruszyć mocniej ramieniem, by
aktywować moc.
Tombstone nie zdążył dobiec do Daredevil'a, gdy całym kompleksem wstrząsnęła potężna eksplozja
powalając wszystkich na kolana. Gdy Marie podnosiła się z ziemi, widząc przed sobą jęzory ognia,
poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła głowę i odetchnęła z ulgą – to był Jean-Luc.
– Lepiej się stąd zbierajmy, nim ktokolwiek się zorientuje, że mieliśmy z tym coś wspólnego.
Skinęła mu głową, a ich ucieczce z miejsca zdarzenia towarzyszyły zbliżające się z każdą chwilą
syreny straży pożarnej.
X-teens to przeniesienie komiksu do opowiadania i dokładnie tak się czyta tj. jak komiks - łatwo i przyjemnie. Niepotrzebnie jednak mieszasz imiona bohaterów raz jest Jean-Luc, a raz Smokie. Wiadomo, że to jedna i ta sama osoba, ale trzeba być konsekwentnym. Batman był batmanem tylko wtedy, gdy zakładał jego kostium, a w pozostałym czasie był po prostu Bruce'em Wayne'em.
Dzięki wielkie za opinię, właśnie o to mi chodziło, by wyglądało to jakby było przeniesione z komiksu do opowiadania. Cieszę się, że się podobało, a nad tymi imionami na pewno popracuję, by nie mieszać za bardzo. Pozdrawiam serdecznie! :)
Ja bym to wolałl jednak jako komiks, niż jako opowiadanie. Ale jest nieźle, eksperyment moim zdaniem udany. 4.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Jedyne do czego się przyczepię to dialogi. Moim zdaniem są bardzo sztywne i dziecinne - rozumiem, że bohaterowie są dziećmi, ale myślę, że można się było bardzieć przyłożyć. A co do zapisywania dialogów to odsyłam do poradnika Mortycjana TUTAJ, można się czegoś nauczyć. Fabularnie ciekawie, sam pomysł właśnie osadzenia historii realiach komiksowych bardzo mi się podoba.
Jeśli czytając X-Teens widzicie przed oczami obrazy, tak, jakby to był komiks, to właśnie taki miał być efekt :). Miło mi, że się podoba, bo rzeczywiście jest to dość eksperymentalne podejście do prozy. Ale najważniejsze, że udane ;). Dziękuję za ocenę, Fasoletti :).
Redil, Twój komentarz pojawił się gdy pisałem swój, więc odpowiem w nowym poście. Wiadomo, dialogi mogły być bardziej dopracowane, ale jak na tak krótką historię i tak osobiście nie uważam, żeby były złe. Zwłaszcza, że to klimat komiksowy (X-TEENS, więc młodziaki) a w produkcjach Marvela czy DC czasami da się uświadczyć bardziej "dziecinne" teksty, które idą do druku ;). Oczywiście to Twoja ocena i masz do niej pełne prawo. Niemniej dzięki za opinię i miło mi, że znalazłeś w tym krótkim opowiadaniu coś dla siebie i nie zmarnowałeś swojego czasu ;).
Hmmm bardzo przyjemnie się czyta, ale rzeczywiście coś z tymi dialogami jest coś nie tak...znaczy jak dla mnie zbyt wiele (zwłaszcza na początku) kwestii opisujących czyli : mruknęła, spojrzał, przerwał jej, pokręciła głową... Myślę, że w pewnych miejsach można byłoby je pominąć gdyż sam teks/sens ich rozmowy daje nam, czytelnikom, obraz ich twarzy czy gestów w danej sytuacji. Ale to tylko takie moje odczucie. Generalnie dalabym 4 z duzym plusem. Pozdrawiam
Dzięki, Aga za komentarz i pozytywną ocenę, postaram się skorygować to, o czym napisałaś przy kolejnych produkcjach. W każdym razie już jestem w trakcie pisania kolejnej rzeczy w klimatach komiksów - tym razem na warsztat poszło Gotham i wymyślony przeze mnie bohater. Jeśli dobrze pójdzie, to będziecie mogli poczytać to opowiadanie na dniach, ew. w ciągu kilku(nastu) godzin :P. Zależy na ile mi czas pozwoli ;).
Nawet przyzwoicie napisane. Ode mnie 4 z plusikiem.