
Gdzieś pod górą, tuż przy morzu,
Gdzie człek rzadko się zapuszcza,
Wybuchł wrzask; to setki głosów
Skandowały: ,,Rewolucja!”
Krasnoludzki proletariat
Nie mógł znieść uciemiężenia.
Podpalił więc swe królestwo
I rozpoczął podział mienia.
Rozerwano konstytucję,
Wywleczono władcę z twierdzy,
A żeby dać mu nauczkę,
Ograbiono go z pieniędzy.
,,Co ja złego wam zrobiłem?”,
Krzyczał król, nagi, skopany.
,,W czym, poddani, zawiniłem?
Czemu los taki mi dany?”
,,Boś zgniły kapitalista!”,
Warknął Ninel, wódz rewolty.
,,Burżuj, kutwa, satanista,
W dam żeś zaglądał dekolty.”
Król chciał przeczyć, rzec poddanym:
,,Wydumane te win krocie.”
Dojść do słowa mu nie dano,
Skazano na dożywocie.
W przeciwieństwie do jej męża,
Królową prędko stracono,
Zanim jednak zapadł wyrok
W paru chłopa ją zgwałcono.
Splądrowano wnet i zamek,
Nie ostała się ni łyżka,
Zabito kanarka w klatce,
Bo on też kapitalista.
Ograbiano domy, sklepy,
Podpalono gdzieś kopalnię,
Posłów elfich przeniesiono
Do leśnej kolonii karnej.
Kiedy państwo legło w gruzach,
Zmienione w pobojowisko,
Gdy nie było już co niszczyć,
Ninel wrócił na zamczysko.
,,Pora stworzyć kraj od nowa”,
Głosił z wieży w uniesieniu.
,,Urządzi go proletariat.
Bez bogaczy, mędrków, leniów.”
Obiecywał cuda, dziwy,
Mówił, że kraj będzie złoty,
A gdy skończył, wnet zagonił
Cały naród do roboty.
,,Myśmy wszyscy krasnym ludem”,
Wrzeszczał Ninel na tle flagi;
Choć jej czerwień kłuła w oczy,
Dodawała mu powagi.
Harowano za ideę,
Dostając za trud ochłapy,
A pieniądze szły strumieniem
Do pałacu, jak przed laty.
Gdy mu to wypominano,
Ninel odpowiadał szczerze:
,,Bo są równi i równiejsi.
Że pojmiecie ten fakt, wierzę.”
Lud do pracy zagrzewano
Burzliwymi przemowami,
Lecz lud już nie wiwatował,
Wymachując łopatami.
Ninel mówił, że już stoi
Kraj na progu dobrobytu,
Ale krasny lud miast progu
Widział ogrom deficytu.
Więc szemrano, spiskowano
I twierdzono, że ta władza
Proletariat krasnoludzki
Do upadku doprowadza.
Wnet spiskowców wyłapano,
A sąd parsknął: ,,Komuniści?
Zbyt Zachodem nam przesiąkli.
Zgnili z nich kapitaliści.”
Tak upadał bunt za buntem
Mimo ludu wszego sprytu.
Znikał nieludź za nieludziem.
Kraj szedł w stronę dobrobytu.
A gdy zmarło się wodzowi,
Pojawił się problem wielki,
Mianowicie – kogo wybrać?
Wszak szef nie miał prawej ręki.
Paru było kandydatów,
Co ten urząd zająć chcieli,
Jednak mimo dobrych chęci
Wszyscy oni zaginęli.
Więc radzono i myślano,
A ci co mądrzejsi byli
Wnet wspólników odszukali;
Własną Partię założyli.
Problem jednak wciąż pozostał
Przez Partię nierozwiązany:
Komu tu władzę powierzyć?
Kto wodzem może być zwany?
Wkrótce się zorientowano,
Że świat patrzy na wybory.
,,Uważajmy", rzekła Partia.
,,Przybędą prowokatory."
I nadeszli dziennikarze,
Wyciągnęli mikrofony
I zaczęli wypytywać
O stan kraju i Korony.
Rzecznik Partii coś odchrząknął,
Lecz tknąć nie mógł paparazzi,
Bo po morzu dryfowało
Sto ton czystej demokracji.
Bratnie armie rozpoczęły
Ćwiczenia tuż przy granicy,
A ktoś uznał, że czas sprawdzić
Składy broni – atomicy.
Partia patrząc na te wszystkie
Rutynowe wszak działania
Zarządziła, że wybierze
Władcę w drodze głosowania.
Spisano więc kandydatów:
Partię jako wspólną całość,
Elfa z kraju gdzieś po lewej
I człowieka – Teda Żałość.
Wszyscy się deklarowali,
Że ich pradziad był górnikiem,
Jego żona krasnoludką
I jeździli wagonikiem.
A gdy części zarzucono
Zeznań brak autentyczności,
Sto ton demokracji rzekło:
,,Brak u was praworządności."
Zamilkł więc lud krasnoludzki
Obrzucany obelgami,
Przez sąsiednie kraje zwany
Czerwonymi rasistami.
Pozwolono kandydować
Ludziom, elfom, drzewom, mrówkom,
Lecz mocarstwa wciąż psioczyły
Na Partię Wszechkrasnoludzką.
W końcu nadszedł dzień wyborów.
Państwo Gór zagłosowało
I na wodza swego ludu
Rodzimą Partię wybrało.
Sąsiedzi się oburzyli,
Przystąpili w mig do akcji,
Nakazując swoim wojskom:
,,Nieście żagiew demokracji."
Armie przeszły przez granice;
Żagiew z chęcią w kraj niesiono.
Ograbiano domy, sklepy,
Krasnoludki zaś gwałcono.
Podpalono gdzieś kopalnię,
Rozstrzelano czyjąś żonę,
Podeptano nawet kwiatki,
Bo były one czerwone.
Dla dobra krasnoludzkiego
Obalono ichnią władzę,
A gdy bunt się w kraju podniósł
Sto ton rzekło: ,,O, nie radzę!"
,,Czas stworzyć państwo od nowa",
Ogłosiły bratnie kraje.
,,Aby wszystko poszło dobrze,
Zmieńcie swoje obyczaje."
Obiecano kraj jak z bajek,
W każdym domu kibel złoty;
Gdy skończono, zagoniono
Cały naród do roboty.
Lud do pracy zagrzewano
Burzliwymi przemowami,
Lecz nie miano sił ich słuchać,
Wymachując łopatami.
Harowano za ideę,
Za złota pełną mennicę,
Lecz pieniądze miast do ludu
Płynęły gdzieś za granicę.
Gdzie się mieści ta kraina?
Gdzie miód płynąć miał rzekami?
Gdzie złoto miało być ludu,
A lud żyć miał zabawami?
Skoro tak cię to ciekawi,
Ta odpowiedź ci pomoże:
Ja ją tylko wymyśliłem.
Ale ty w niej mieszkasz może?
No cóż, Czerwona ballada zupełnie nie przypadła mi do gustu. Ułożenie historyjki w zwrotki i okraszenie wątłymi rymami, nie uczyniło z niej wiersza, a obecność krasnoludów i elfów nie wystarczy, aby o rymowance można powiedzieć, że to fantasy. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo dużo transakcentacji – do tego stopnia, że źle się to czyta. Wybierając wiersz o tak wyraźnym rytmie, trzeba dbać o to, żeby odpowiednio dobierać słowa… Rymy też raczej nie najwyższych lotów.
http://altronapoleone.home.blog
Bajka jak bajka, trochę grubymi nićmi szyta, ale ujdzie. Rymy mi się nie podobały. Nie lubię takich gramatycznych. No i widać, że te krasnoludy i elfy to tylko listek figowy.
Aha, najpierw zamykający cudzysłów, potem kropka. I czasem mi brakowało przecinków.
Babska logika rządzi!
Przeczytane z trudnością. Pozdrawiam autora życząc mu większego polotu.