- Opowiadanie: tomaszg - Przyjemność

Przyjemność

Po­niż­sze opo­wia­da­nie w ulep­szo­nej wer­sji uka­za­ło się w grud­niu 2019 w zbior­ku "A miało być tak pięk­nie" (do­stęp­ny pod ad­re­sem https://ridero.eu/pl/books/a_mialo_byc_tak_pieknie/ - ebook bez­płat­nie, wer­sja dru­ko­wa­na od­płat­nie).

Je­że­li cho­dzi o osoby z tego por­ta­lu, to bar­dzo dzię­ku­ję za pomoc szcze­gól­nie Fin­kli, re­gu­la­to­rom (zapis z małej li­te­ry w for­mie ory­gi­nal­nej) i No­Whe­re­Ma­no­wi (po­zo­sta­łym oczy­wi­ście rów­nież, na­to­miast ta trój­ka była naj­bar­dziej ak­tyw­na i wy­trwa­ła w po­ka­zy­wa­niu mi błę­dów i nie­do­ró­bek w mojej wcze­śniej­szej twór­czo­ści).

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Przyjemność

Śmier­tel­nie zmę­czo­ny szef in­spek­tor stał i pa­trzył ze znu­że­niem na białą ko­bie­tę, która le­ża­ła z sze­ro­ko roz­ło­żo­ny­mi no­ga­mi i pre­zen­to­wa­ła swoje wdzię­ki po­śród czar­nych okrą­głych koszy na śmie­ci.

Długi jasny płaszcz męż­czy­zny fa­lo­wał w po­wie­wach lek­kie­go wia­tru, sze­ro­ki ka­pe­lusz za­sła­niał go od pie­ką­ce­go słoń­ca, zaś przy­ku­rzo­ne buty z wy­so­ki­mi cho­le­wa­mi sku­tecz­nie chro­ni­ły od kurzu i brudu ca­łe­go świa­ta.

„Młoda, zgrab­na i jędr­na” – po­my­ślał sto­jąc z lekko opusz­czo­ną głową i za­czął za­sta­na­wiać się co zro­bić w tej jakże nie­for­tun­nej sy­tu­acji.

Pro­blem tkwił w wi­dzach.

Był go­rą­cy czerw­co­wy dzień i dar­mo­we wi­do­wi­sko zdą­ży­ło zgro­ma­dzić dzie­siąt­ki spra­gnio­nych sen­sa­cji wy­rost­ków i bez­ro­bot­nych madek z ba­cho­ra­mi na ręku. Wszy­scy trzy­ma­li się wpraw­dzie w bez­piecz­nej od­le­gło­ści i nie ro­bi­li ob­sce­nicz­nych ge­stów ani nie fil­mo­wa­li ca­łe­go zaj­ścia, nie­mniej jed­nak szef in­spek­tor wie­dział, że sy­tu­acja mogła się zmie­nić do­słow­nie w każ­dej chwi­li.

„Orzeł, gwałt. Resz­ka, za­zdro­sny ko­cha­nek. A na sztorc sa­mo­bój­stwo”. – Wy­pluł ze zło­ścią wy­ka­łacz­kę z zębów, pod­rzu­cił mo­ne­tę z po­ry­so­wa­nym awer­sem, zła­pał ją i ener­gicz­nie przy­kle­pał na od­wró­co­ną grzbie­tem dłoń, na­stęp­nie po­du­mał nad wy­ni­kiem i pod­szedł do zna­jo­mych po­li­cjan­tów, któ­rzy po­wo­li i me­to­dycz­nie prze­cze­sy­wa­li każdy cen­ty­metr miej­sca zbrod­ni.

– Cześć, co macie? – za­py­tał pró­bu­jąc rów­no­cze­śnie za­sło­nić twarz połą płasz­cza i tym samym uchro­nić się od wszech­obec­ne­go smro­du.

– Czo­łem. – Jeden z tech­ni­ków po­chy­lo­nych nad zwło­ka­mi od­wró­cił się, wy­pro­sto­wał i sta­nął na bacz­ność. – Ta dzie­wi­ca leży tu co naj­mniej go­dzi­nę, na razie ana­li­zu­je­my ślady.

– Świad­ko­wie?

– Za­uwa­żył ją tam­ten młody czło­wiek, co to wy­no­sił śmie­cie. Poza tym stan­dard. Nikt nic nie wi­dział, nikt nic nie sły­szał, nikt nic nie wie. – Męż­czy­zna wy­szcze­rzył wy­bie­lo­ne zęby i wska­zał głową kogoś z tyłu.

– Gwałt, ko­chan­ka czy coś in­ne­go?

– Trud­no po­wie­dzieć. – Tech­nik wzru­szył ra­mio­na­mi. – Nie widać śla­dów gwał­tu, nie widać śla­dów prze­mo­cy… je­dy­ne co mnie dziwi to do­kład­nie wy­cię­te włosy.

– Że co?

– Do­brze sły­szysz, ktoś zro­bił z niej łysą pałę, wszę­dzie i to bez żad­nej fi­ne­zji, jeśli mam być szcze­ry.

– Eeee, pokaż.

Tech­nik cof­nął się kilka kro­ków i pod­niósł czar­ny worek rzu­co­ny na głowę ko­bie­ty, a szef in­spek­tor po­chy­lił się, spoj­rzał i tylko z lekka gwizd­nął.

– Co my­ślisz? – spy­tał się tech­ni­ka.

– To było praw­do­po­dob­nie zaraz po śmier­ci, wię­cej bę­dzie można po­wie­dzieć do­pie­ro po do­kład­nej sek­cji.

– Baba jest ro­ze­bra­na, czy to nie dziw­ne? Może to dziw­ka?

Tech­nik roz­ło­żył ręce i po­dra­pał się po gło­wie:

– My­ślisz?

– Każdy orze jak może. Kto ją tam wie? Mogła mieć ubra­nie na go­dzi­ny i to się roz­pu­ści­ło.

– No w sumie. Nie wy­glą­da mi na ty­po­wą kurwę, ale w sumie może masz rację.

– Dobra, za­słoń­cie to kino, ja po­roz­ma­wiam ze świad­kiem i po­krę­cę się wokół.

– Tak jest. – Tech­nik za­sa­lu­to­wał i wró­cił do pracy.

Szef in­spek­tor od­szedł od śmiet­ni­ka, uśmiech­nął się służ­bo­wo do za­wie­dzio­nych gów­nia­rzy, na­stęp­nie osten­ta­cyj­nie wy­cią­gnął pacz­kę czer­wo­nych Marl­bo­ro, wsu­nął jed­ne­go do ust i za­pa­lił go za­ma­szy­stym ru­chem ory­gi­nal­nej me­ta­lo­wej za­pal­nicz­ki Zippo.

Wy­pa­lił spo­koj­nie aro­ma­tycz­ne­go pa­pie­ro­sa, potem pew­nym i zde­cy­do­wa­nym kro­kiem pod­szedł do świad­ka, który stał nie­opo­dal, śmiał się i kop­cił ta­nie­go szlu­ga roz­ma­wia­jąc z pil­nu­ją­cym go funk­cjo­na­riu­szem.

– I wtedy on pod­szedł… – Aku­rat mówił do męż­czy­zny młody po­li­cjant, gdy szef in­spek­tor bez­ce­re­mo­nial­nie mu prze­rwał. – Dzień dobry, pro­szę mi po­wie­dzieć co pan wi­dział.

Obaj męż­czyź­ni spo­waż­nie­li, a świa­dek wy­rzu­cił pa­pie­ro­sa, za­dep­tał go i wzru­szył ra­mio­na­mi wy­ja­śnia­jąc ze wzro­kiem wpa­trzo­nym w be­to­no­wy chod­nik:

– Wy­no­si­łem śmie­ci, ko­bit­ka le­ża­ła i nie dy­cha­ła, to za­dzwo­ni­łem.

„Coś ukry­wa i chce bon z dwie­ście plus” – po­my­ślał do­świad­czo­ny po­li­cyj­ny wyga i za­py­tał się wprost:

– Ja­kieś za­ku­py, to­reb­ka, rze­czy?

Męż­czy­zna znowu wzru­szył ra­mio­na­mi:

– Nic panie wła­dzo ko­cha­ny.

„No pew­nie, za grzecz­ny je­steś, pie­nią­dze wzią­łeś i zaraz pój­dziesz na tanie wino”. – Od razu przy­szła in­spek­to­ro­wi do głowy na­tręt­na myśl, ale nie miał pod­staw do prze­szu­ka­nia i mu­siał kon­ty­nu­ować tę ko­me­dię:

– Ja­kieś krzy­ki, po­dej­rza­ni lu­dzie?

– Nic, to bar­dzo spo­koj­na oko­li­ca.

„Jasne”. – Szef in­spek­tor po­my­ślał, że tam­ten za­cho­wu­je się wy­jąt­ko­wo hardo i bez­czel­nie, ale dodał spo­koj­nie:

– Gdyby pan coś sobie przy­po­mniał pro­szę się do nas zgło­sić.

– Jasne.

– Trzy­na­sty po­ste­ru­nek. Pro­szę za­pa­mię­tać. Może pan iść.

Nie było sensu pytać o nic wię­cej, osie­dle Lunik X cie­szy­ło się bar­dzo złą sławą i nawet naj­mniej­szy nie­przy­ja­zny gest wobec każ­de­go miesz­kań­ca mógł zo­stać uzna­ny za akt bru­tal­no­ści, który bę­dzie do­sko­na­łym pre­tek­stem do wie­lo­ty­go­dnio­wych za­mie­szek.

Szef in­spek­tor był przy­zwy­cza­jo­ny do tego, że tutaj nawet każde źdźbło trawy miało oczy i uszy.

Praw­dę mó­wiąc miał głę­bo­ko w dupie, ilu ludzi tra­fi­ło­by w za­miesz­kach do wię­zie­nia, szpi­ta­la czy kost­ni­cy, waż­niej­sze dla niego było to, że w sy­tu­acjach awa­ryj­nych po­li­cjan­ci za­wsze ko­czo­wa­li w cia­snych su­kach, a żar­cie dum­nie zwane po­sił­ka­mi re­ge­ne­ra­cyj­ny­mi było po­ni­żej wszel­kiej kry­ty­ki i mu­siał le­czyć po nim roz­dy­go­ta­ny żo­łą­dek.

Za­czął ob­cho­dzić miej­sce zbrod­ni. Wszyst­ko było tu wy­be­to­no­wa­ne i spraw­cy mogli spo­koj­nie pod­je­chać sa­mo­cho­dem czy nawet spo­rym busem, do tego śmiet­ni­ki umiesz­czo­no w małej al­tan­ce i zwło­ki le­ża­ły nie­źle za­sło­nię­te przed wzro­kiem cie­kaw­skich do­słow­nie z każ­dej stro­ny.

„Pełno blo­ków i ludzi, ale nie ma na­grań ani praw­dzi­wych świad­ków. Tyle zmar­no­wa­ne­go czasu i pie­nię­dzy przez jedną głu­pią ku­rew­kę” – po­my­ślał ze zło­ścią ko­piąc le­żą­ca pusz­kę.

Wie­dział, że ko­bie­ta pew­nie była miej­sco­wa i mogli jej nie mieć w bazie pra­wo­rząd­nych oby­wa­te­li, a to w prak­ty­ce ozna­cza­ło N.N. i spra­wę dla „Ar­chi­wum X”.

– Cho­le­ra jasna – za­klął, bo spra­wie moż­na­by szyb­ko skrę­cić łeb, gdyby nie nad­miar śla­dów, z któ­rych każdy na­le­ża­ło ska­ta­lo­go­wać i do­kład­nie spraw­dzić.

– Zna­leź­li­ście cho­ciaż jakąś to­reb­kę? – za­py­tał się pod­cho­dząc znowu do tech­ni­ków.

– Było nawet kilka śmie­ció­wek od Wit­t­che­na, ale bez do­ku­men­tów. Po­ka­za­ła nam bab­cia co za­dzwo­ni­ła na sto dwa­na­ście.

„A to skur­wy­syn, jed­nak krę­cił. Czyli albo po­de­słał go któ­ryś z miej­sco­wych albo spra­wa jest tak nie­waż­na, że koleś mógł sam grać na boku”. – Za­czął się za­sta­na­wiać nad mo­ty­wa­mi dzia­ła­nia pi­jacz­ka.

Wie­dział, że tutaj nawet gówno nie stało na bacz­ność bez po­zwo­le­nia jed­ne­go z gan­gów i znacz­nie bar­dziej praw­do­po­dob­na była pierw­sza opcja, a to ozna­cza­ło, że ko­bie­ta rze­czy­wi­ście mogła być jedną z oko­licz­nych dzi­wek.

„Czy tak czy ina­czej to chyba nic waż­ne­go”. – Pod­su­mo­wał w my­ślach i do­py­tał się tech­ni­ka:

– To na kiedy mo­że­cie mieć ten ra­port?

– Dużo ostat­nio tych ko­biet, ty­dzień jak nic.

– Aha, to in­for­muj­cie mnie na bie­żą­co.

– Tak jest.

Szef in­spek­tor od­wró­cił się i za­czął iść ener­gicz­nym kro­kiem do sto­ją­ce­go nie­opo­dal służ­bo­we­go auta, które pil­no­wa­li ko­le­dzy w ozna­ko­wa­nym ra­dio­wo­zie.

Nie wzru­szał go smród i wąt­pli­we wa­lo­ry es­te­tycz­ne hałd śmie­ci na traw­ni­kach, nie zwra­cał uwagi na ob­raź­li­we graf­fi­ti, tylko za­cią­gał się ko­lej­nym pa­pie­ro­sem i za­sta­na­wiał nad tym, co tu można zro­bić. Po­trze­bo­wał na gwałt suk­ce­su, ostat­nio dra­ma­tycz­nie wzro­sła ilość wszel­kich nie­wy­ja­śnio­nych zgo­nów, co przy­spa­rza­ło im nie­ma­ło ro­bo­ty i po­wo­do­wa­ło, że re­gu­lar­nie ob­ci­na­no wiek­szosc do­dat­ków.

„Bied­ne­mu za­wsze wiatr w oczy wieje” – po­my­ślał i jak na za­wo­ła­nie po­czuł dym i smród ja­kiejś spa­le­ni­zny z bloku, przy któ­rym aku­rat prze­cho­dził.

„Co z nich wy­ro­śnie?”. – Zadał sobie w gło­wie nie­we­so­łe py­ta­nie pa­trząc na wy­rost­ków, któ­rzy ma­so­wo sie­dzie­li na scho­dach kla­tek scho­do­wych i nawet nie ukry­wa­li nie­przy­ja­znych spoj­rzeń.

„Dobra zmia­na, kurwa jego mać”. – przy­szły mu na myśl nie­daw­ne słowa mi­ni­ster edu­ka­cji, która mie­siąc wcze­śniej od­cię­ła o dzie­sięć pro­cent dłu­gość wszyst­kich go­dzin lek­cyj­nych…

***

– Wi­dzia­łeś? Czego to lu­dzie nie wy­my­ślą? – Wie­lo­let­ni part­ner szef in­spek­to­ra pod­su­nął mu „Ga­ze­tę wy­biór­czą” po­ka­zu­jąc brud­nym tłu­stym pa­lu­chem jeden z ar­ty­ku­łów:

„Przed Sądem Okrę­go­wym toczy się roz­pra­wa w spra­wie za­bój­stwa. Jo­an­na G. zo­sta­ła przy­wią­za­na do łóżka i za­kne­blo­wa­na, na­stęp­nie za­ło­żo­no jej sze­reg mę­skich wi­bra­to­rów i po­da­no w In­ter­ne­cie ich ad­re­sy sie­cio­we. Sąd i bie­gli mają pro­ble­my z usta­le­niem kto jest za­bój­cą, po­dej­rza­nym jest je­dy­nie kon­ku­bent ko­bie­ty, który miał ją skrę­po­wać. Jego obroń­cy bro­nią go mó­wiąc, że nie wie­dział nic o za­gro­że­niu, ofia­ra lu­bi­ła po­dob­ne za­ba­wy ero­tycz­ne i on tylko speł­niał jej za­chcian­ki, do czego zo­stał zmu­szo­ny fi­nan­so­wo i psy­chicz­nie”.

– A spie­przaj mi z ta szma­tą. – Szef in­spek­tor ode­pchnął ga­ze­tę. – Nadal czy­tasz pro­pa­gan­dę? W sumie miała przy­jem­ną śmierć, a na pewno lep­szą niż wielu fa­ce­tów.

Był zły, bo dalej nie miał po­ję­cia, jak ugryźć spra­wę ko­biet.

– A wie­cie, że jedna panna za­rze­ka­ła się kie­dyś, że jako dziec­ko za­szy­to ją na kilka go­dzin w czy­ichś zwło­kach? – dodał z dru­giej stro­ny biur­ka Mirek, ich dobry kom­pan od kie­lisz­ka.

– A idź ty, ty i te twoje głu­pie hi­sto­rie. – Szef in­spek­tor mach­nął ręką.

– Jak słowo ho­no­ru, to jakaś Ame­ry­kan­ka była. – Tam­ten nie ustę­po­wał.

– To tak jak te twoje hi­sto­rie, że Pol­ska wygra jeden do zera z Ja­po­nią.

– Ale ja to na­praw­dę wi­dzia­łem.

– Szko­da, że cię wtedy na krew nie wzię­li, jesz­cze by mu­sie­li al­ko­mat do na­pra­wy brać, a sam wiesz jakie braki w bu­dże­cie.

– Jak mi nie wie­rzy­cie, to nie, łachy bez.

– No nie wie­rzy­my.

– To się pier­dol­cie, wy i wasza pra­wo­rząd­ność. – Tam­ten udał ob­ra­żo­ne­go i od­wró­cił się osten­ta­cyj­nie.

„Na przy­jem­ność trze­ba za­słu­żyć" – po­my­ślał szef in­spek­tor i wró­cił do swo­ich fi­lo­zo­ficz­nych roz­wa­żań i dłu­ba­nia w nosie. „Tamto jed­nak musi mieć ja­kieś pod­ło­że sek­su­al­ne. Na świe­cie liczy się tylko dupa i kasa”.

***

– Iiiii – za­pisz­cza­ła wy­stra­szo­na psy­cho­log wpa­da­jąc w ob­ję­cia szef in­spek­to­ra w drzwiach swo­je­go ga­bi­ne­tu.

– Pie­kło chyba za­mar­z­ło. – Bły­ska­wicz­nie od­sko­czy­ła i rów­nie szyb­ko od­zy­ska­ła swój nor­mal­ny kpią­cy ton.

– Prze­stań, jesz­cze ci mało? – burk­nął i opu­ścił zło­żo­ną do pu­ka­nia pięść rów­nie za­sko­czo­ny jak ona.

– No dobra, wchodź – po­wie­dzia­ła z sze­ro­kim uśmie­chem rów­no­cze­śnie po­pra­wia­jąc włosy, potem cof­nę­ła się i tym samym za­pro­si­ła go do przy­tul­ne­go wnę­trza swo­je­go nie­wiel­kie­go służ­bo­we­go ga­bi­ne­tu.

– Widzę, że po­sprzą­ta­łaś

– A po­sprzą­ta­łam – od­po­wie­dzia­ła z prze­ką­sem.

– Poza tym nic się nie zmie­ni­ło – dodał z uzna­niem pa­trząc na jej biur­ko, dwa fo­te­le, ka­na­pę, regał z książ­ka­mi i od­świe­żo­ną wy­kła­dzi­nę na pod­ło­dze.

– A nie zmie­ni­ło. – Po­ło­ży­ła ręce na bio­drach i za­czę­ła mówić z wi­docz­ną pasją w oczach. – Kurwa, śmier­dzia­ło jak cho­le­ra, sam zresz­tą do­brze wiesz, jak śmier­dzą gumy, jeśli zo­sta­wić je na dłu­żej. Mu­sia­łam coś z tym zro­bić. Ale nie przy­sze­dłeś chyba pytać się o tamto? Ty taki macho?

– Ple ple ple – uśmiech­nął się sze­ro­ko ro­biąc ręką znak "mo­ja-rę­ka-mó­wi". – No, teraz to przy­naj­mniej je­steś au­ten­tycz­na.

– A pier­dziel się… panie… – To ostat­nie słowo po­wtó­rzy­ła z wi­docz­nym prze­ką­sem. – Pa-Nie ledwo mia­no­wa­ny szef in­spek­to­rze.

Znał ją nie od dziś, więc zi­gno­ro­wał jej za­czep­kę, roz­siadł się wy­god­nie w fo­te­lu i za­py­tał pro­sto z mostu rów­no­cze­śnie czę­stu­jąc jej nie­bie­skim Marl­bo­ro:

– Co mo­żesz mi po­wie­dzieć o zmia­nach za­cho­wań ko­biet w prze­cią­gu ostat­nich pię­ciu lat?

– Tak, dzień dobry. Tak, do­brze się czuję. I tak, dzię­ku­je, że się py­tasz.

Stała cięż­ko dy­sząc, więc spoj­rzał głę­bo­ko w jej prze­pięk­ne brą­zo­we oczy i wy­ja­śnił. – No prze­stań, wiesz do­brze, że we­wnętrz­ne mnie wtedy ob­ser­wo­wa­ły.

Dy­sza­ła, kilka razy coś chcia­ła po­wie­dzieć, w końcu uspo­ko­iła się tro­chę, spo­waż­nia­ła, gwał­tow­nie klap­nę­ła na drugi fotel, roz­sia­dła jak basza, rów­nież za­pa­li­ła pa­pie­ro­sa i z za­du­mą stwier­dzi­ła:

– No tak, z su­ka­mi to za­wsze trze­ba mocno uwa­żać. Ale nawet. Mo­głeś się kurwa ode­zwać, a ty cały ten czas byłeś cicho i teraz przy­cho­dzisz mi tu jak gdyby nigdy nic i wa­lisz z gru­bej rury. Co ci od­pier­da­la? I co? Niby mia­ła­bym ci pomóc?

– Mamy coraz wię­cej skó­rek, które zo­sta­ły za­tłu­czo­ne. Po­ma­gasz nie mnie tylko im. To raz. – Za­czął wy­li­czać na pal­cach. – Spró­buj­my od­dzie­lić pracę od przy­jem­no­ści. To dwa. I zrób­my coś wię­cej niż inni, któ­rzy się tylko opier­da­la­ją. To trzy.

– Od­dzie­lić pracę od przy­jem­no­ści. Dobre sobie. – Prych­nę­ła pod nosem ni­czym kotka. – Po­wiedz mi coś czego nie wiem.

– Młode, stare, ładne, brzyd­kie, naj­gor­sze, że sek­cja nic nie wy­ka­zu­je i nie wiemy w ogóle jakie jest tego pod­ło­że. Mój dzia­dek pew­nie by my­ślał, że to jakiś se­ryj­ny za­bój­ca, ale nie ma żad­nych punk­tów wspól­nych ani pod­pi­su, do tego ży­je­my w kraju szczę­śli­wej matki Polki, którą prze­cież wszy­scy ko­cha­ją. – Za­koń­czył z prze­ką­sem.

– A od kiedy ty się tak du­pecz­ka­mi przej­mu­jesz? Wiesz, że po­win­nam cię za­de­nun­cjo­wać? Wbij sobie w końcu do tego pu­ste­go łba, że wszyst­kie ko­bie­ty są pięk­ne i w świe­tle prawa nie można o nich ina­czej mówić. – Za­czę­ła go na­śla­do­wać, a nawet lekko prze­drzeź­niać.

– Praca… tak, to praca… praca tak ludzi wzbo­ga­ca… – Szef in­spek­tor wy­wró­cił zna­czą­co oczy.

– No do­brze, już do­brze, ty mój ogie­rze, ujmę to tak. Nic w przy­ro­dzie nie ginie. Po usta­wach bruk­sel­skich ko­bie­ty do­sta­ły to co chcia­ły i naj­now­sze ba­da­nia mówią, że ich agre­syw­ność wzro­sła o dwie­ście pro­cent…

– Ja nie o tym…

– Cicho tam. – Mach­nę­ła ręką. – Ja­dwi­ga Se­ne­szyn już dawno mó­wi­ła, że fa­ce­ci będą się mścić.

– Se­ne­szyn? Z tam­tych Se­ne­szyn?

– Tak, pra­wnucz­ka że­la­znej, jak jej tam było, Anny czy Jo­an­ny. No więc baba już dawno na­pi­sa­ła grube to­misz­cze „O ob­ro­cie ciał przy­ziem­nych” w któ­rym po­stu­lo­wa­ła, że ko­bie­ty strze­la­ją sobie sa­mo­bó­ja. Jeśli to co mó­wisz jest praw­da to jest to pierw­sza fala…

– Coś o tym nie sły­sza­łem.

– Książ­ka jest na in­dek­sie i mogą ją czy­tać je­dy­nie nie­któ­re cipki. Hi­sto­rię za­wsze piszą zwy­cięz­cy i nie ma co dawać głu­pot nie­uświa­do­mio­ne­mu ele­men­to­wi.

Wy­pi­ła tro­chę kawy z fi­li­żan­ki na stole i kon­ty­nu­owa­ła:

– No więc kie­dyś fe­mi­nist­ki po­lo­wa­ły na skal­py.

In­spek­tor spoj­rzał się dziw­nie, na co ona do­da­ła:

– No co? Za każ­de­go fa­ce­ta wro­bio­ne­go w gwałt były spe­cjal­ne punk­ty i bo­nu­sy. Im waż­niej­szy, tym wię­cej wła­dzy można było zy­skać. Na­wia­sem mó­wiąc, dla­te­go tak bar­dzo słyn­na była spra­wa nie­ja­kie­go Li­nu­sa To­rvald­sa. No i teraz jeśli te babki są go­lo­ne, to może to być takie samo po­lo­wa­nie, ale w drugą stro­nę.

– Ale za to grozi kara śmier­ci.

– Ty wiesz le­piej, we­dług mnie robi to osoba lub grupa, która nie znosi ko­biet. Nie wiem, może zna­leź­li me­to­dę na szcze­pion­ki albo coś in­ne­go… Aaaaa, i jesz­cze jedno, nie wiesz nic o książ­ce… za samo ga­da­nie o niej można do­stać stry­czek…

– No już do­brze, chodź tu do mnie…

***

Od na­mięt­nej roz­mo­wy z ko­le­żan­ką mi­nę­ły dwa dni, trze­cie­go szef in­spek­tor z rana zna­lazł na swoim biur­ku wy­ni­ki au­top­sji ko­bie­ty w spra­wie okre­ślo­nej ro­bo­czo jako „Bu­szu­ją­ca w śmiet­ni­ku”.

„Wresz­cie” – po­my­ślał, potem po­szedł do au­to­ma­tu z kawą, wró­cił, usiadł na fo­te­lu, wy­cią­gnął nogi na biur­ko, otwo­rzył tecz­kę i za­czął od pod­su­mo­wa­nia:

„Wy­ni­ki badań obiek­tu Elfik 23 w nor­mie, brak śla­dów prze­mo­cy, brak pi­guł­ki gwał­tu czy in­nych nie­do­zwo­lo­nych środ­ków.”

„No tak, jak mogą zna­leźć pi­guł­kę, jak ta sama znika” – po­my­ślał z roz­ba­wie­niem, potem rzu­cił ze zło­ścią tecz­kę na stół i głę­bo­ko się za­my­ślił.

Wojny płcio­we wy­da­wa­ły się już za­mknię­tym te­ma­tem, ko­bie­ty wy­gra­ły i wszę­dzie dyk­to­wa­ły wa­run­ki z tyl­ne­go rzędu.

Ow­szem, było wiele od­chy­leń od normy, ale od dawna znie­sio­no cho­ciaż­by obo­wiąz­ko­we po­twier­dza­nie chęci na seks, które stało się po pro­stu nie­po­trzeb­ne.

Świat był zmę­czo­ny.

Ni­ko­go nie ba­wi­ły już oskar­że­nia o gwałt po czter­dzie­stu la­tach ani za­bój­stwa z pre­me­dy­ta­cją, które wy­da­wa­ły się czymś nie z tej epoki, bia­łym kru­kiem takim jak „Mein Kampf” czy „O ob­ro­tach ciał nie­bie­skich”, które na­pi­sa­ła Ko­per­nik.

I wła­śnie dla­te­go szef in­spek­tor był roz­ba­wio­ny tym, że ktoś mógł­by chcieć za­sto­so­wać tak sta­ro­mod­ną me­to­dę jak pi­guł­ka…

To z jed­nej stro­ny, z dru­giej za dużo razy wi­dział sy­tu­acje, gdzie jedna se­kun­da de­cy­do­wa­ła o resz­cie czy­je­goś życia.

Cios w afek­cie, „tak” albo „nie” przed oł­ta­rzem, krzy­we spoj­rze­nie w pracy czy nawet zwy­kły nor­mal­ny wy­trysk w złym mo­men­cie.

Proza życia, w któ­rym nic nie dzia­ło się zgod­nie z lo­gi­ką.

Czy tu było po­dob­nie? Czy dziew­czy­na zna­la­zła się w nie­od­po­wied­nim miej­scu w nie­od­po­wied­nim cza­sie? Czy od­burk­nę­ła coś któ­re­mu z bos­sów? Czy źle uśmiech­nę­ła się do klien­ta? A może pro­wa­dzi­ła nor­mal­ne życie, a ktoś po­sta­no­wił się za­ba­wić i wy­brał ją na chy­bił tra­fił?

Tyle pytań i zero od­po­wie­dzi…

***

Szef in­spek­tor czy­tał wła­śnie przy swoim biur­ku książ­kę, gdy nagle mi­ło­śnik „Wy­biór­czej” pod­szedł od tylu i wręcz wrza­snął mu do ucha:

– Zbie­raj się, ko­lej­na de­nat­ka.

– Znowu? – Od­wró­cił się na swoim ob­ro­to­wym fo­te­lu pod­no­sząc zmę­czo­ne ob­li­cze.

– Bądź do­brym Ga­dże­tem i nie na­rze­kaj, tym razem w do­brej dziel­ni­cy, więc może być cie­ka­wie.

– Po­cze­kaj, do­koń­czę roz­dział.

– Zabił kel­ner.

– Ale tu nie ma kel­ne­ra.

– No dobra, to ksiądz albo mi­ni­strant.

– An­drze­ju nie de­ner­wuj się, zaraz po­je­dzie­my, a teraz to ty le­piej pójdź w po­ko­ju na fajka.

– Dobra, już dobra, będę cze­kał w ga­blo­cie.

Ko­le­ga po­szedł, a szef in­spek­tor spo­koj­nie dopił przy­dzia­ło­wą kawę, odło­żył książ­kę i sze­ro­ki­mi scho­da­mi zszedł do ga­ra­żu, gdzie stał ich służ­bo­wy Stra­to­po­lo­nez 2500 z An­drze­jem za kie­row­ni­cą, który prze­glą­dał ja­kie­goś świersz­czy­ka.

– Nie za stary je­steś na te głu­po­ty? – za­py­tał się wsia­da­jąc.

Tam­ten wzru­szył ra­mio­na­mi, na co szef in­spek­tor dodał. – Nie jedź­my na bom­bach, nie chcę znowu rzy­gać.

An­drzej tylko się uśmie­chał, ale speł­nił jego proś­bę.

Z Ban­ko­we­go prze­je­cha­li na Mar­szał­kow­ską, prze­mknę­li przez rondo Dudy, ulicę Lecha i plac Ja­ro­sła­wa, zje­cha­li na Czer­nia­kow­ską, skrę­ci­li w stro­nę No­we­go Wi­la­no­wa i w końcu po­mknę­li eks­pre­sów­ką trze­ciej RP do Kon­stan­ci­na.

– Zwol­nij, znowu nas wy­su­sza i bę­dzie trze­ba to od­krę­cać.

– Nie pa­ni­kuj, dzi­siaj po­sta­wią ich za dwie go­dzi­ny, spraw­dza­łem.

– Jezu, nie mogli wziąć kogoś bli­żej, Via­toll nas zje. – Szef in­spek­tor za­czął ni stąd ni zowąd na­rze­kać.

– Pie­przysz trzy po trzy i pro­sisz się o kło­po­ty za blu­znie­nie, mało ci jesz­cze? – An­drzej go zga­sił.

– To chyba ty jak pie­przysz o kle­chach w biu­rze. – od­pa­ro­wał szef in­spek­tor a tam­ten od razu zmie­nił temat. – Wiesz, że Do­mi­nik zna­lazł sobie nowy cel?

– I co, już kłóci się z bie­da­kiem czy na razie go tylko ob­ser­wu­je?

– Czuję w ko­ściach, że cie­ka­wie bę­dzie już w tym ty­go­dniu.

– Jak my­ślisz, znowu chlap­nie coś przed sadem?

– Jak ostat­nio? Nie, ra­czej bę­dzie ostroż­ny.

Nie trze­ba było do­da­wać nic wię­cej, Do­mi­nik, taka mała zdra­dziec­ka wsza, był zmorą ca­łe­go wy­dzia­łu. Wszy­scy trak­to­wa­li go jak le­gen­dar­ne­go obe­rleut­nan­ta Fran­za von No­gaya, zaś jego ostat­nim nu­me­rem było bez­pod­staw­ne oczer­nie­nie ko­le­gi w sa­dzie i obu­rze­nie się, że ten w po­dob­ny spo­sób wy­ka­zał rze­czy­wi­ste braki tego bo­ha­te­ra.

Nie była to zresz­tą pierw­sza po­dob­na akcja i Do­mi­nik jak dotąd za­lazł wielu lu­dziom za skórę, a ci go nie zno­si­li, bo wy­szu­ki­wał wszyst­kie praw­dzi­we i uro­jo­ne uchy­bie­nia i do­no­sił o nich prze­ło­żo­nym, któ­rzy też byli już nim zmę­cze­ni.

Za­pa­dła cisza, a oni w końcu do­tar­li do bar­dziej eks­klu­zyw­nej czę­ści Kon­stan­ci­na.

– Ulica Kon­wa­lio­wa 5 – prze­czy­tał szef in­spek­tor na ekra­nie te­le­fo­nu. – To chyba z lewej stro­ny.

Willa rze­czy­wi­ście stała na końcu dłu­giej ulicz­ki, którą za­cie­nia­ły stu­let­nie dęby.

– Dzień dobry, po­li­cja. – Kie­row­ca po­wie­dział do do­mo­fo­nu przez otwar­te okno sa­mo­cho­du.

Brama otwo­rzy­ła się i za­je­cha­li do po­sia­dło­ści po­ło­żo­nej w ogro­dzie z rów­nie pięk­ny­mi drze­wa­mi co na ze­wnątrz.

Przed willą widać było ra­dio­wóz ko­le­gów w mun­du­rach, a jeden z nich stał i po­ka­zał im, żeby we­szli i udali się na lewo.

Uchy­li­li drzwi, a w po­ko­ju na lewo zo­ba­czy­li kilka babć w spor­to­wych dre­sach które sie­dzia­ły i po­pi­ja­ły drin­ki go­rącz­ko­wo o czymś dys­ku­tu­jąc.

„Bab­cie turbo” – po­my­ślał, pod­szedł, wy­twor­nie się ukło­nił i po­wie­dział:

– Dzień dobry pa­niom.

Bab­cie umil­kły, po chwi­li jedna po­wie­dzia­ła z fał­szy­wą nie­śmia­ło­ścią:

– Ehh, ko­cha­niut­ki. Izka była jedna z nas, a ten by­dlak ją zabił. Nigdy was nie ma, jak je­ste­ście po­trzeb­ni.

Zi­gno­ro­wał za­czep­kę i za­py­tał się bez owi­ja­nia w ba­weł­nę:

– Dla­cze­go panie tak myślą?

– Bo nie mógł to być nikt inny, ona taka dobra była do wszyst­kich, nie­wdzięcz­ny gnój, tyle przy­jem­no­ści mu tu da­je­my. – Mó­wiąc to ba­wi­ła się za­lot­nie wło­sa­mi, pod­czas gdy resz­ta ko­biet de­li­kat­nie się uśmiech­nę­ła. – Eeee… da­wa­ły­śmy.

– Ro­zu­miem, zaj­mie­my się tym sza­now­na pani. Prze­pra­szam, że za­py­ta­my się teraz o kilka rze­czy, ale ro­zu­mie­ją panie… taka nie­wdzięcz­na ro­bo­ta.

– Pytaj się panie ofi­ce­rze, od­po­wie­my, po­ka­że­my, a jak któ­raś bę­dzie nie­grzecz­na to pro­szę użyj pan tych tam kaj­da­nek i in­nych środ­ków przy­mu­su bez­po­śred­nie­go, jak je ład­nie na­zy­wa­cie. – Ko­bie­ty wy­bu­chły dzi­kim śmie­chem, a oni mi­mo­wol­nie się uśmiech­nę­li.

– Co się wła­ści­wie stało? By­ły­śmy na spo­tka­niu kółka ró­żań­co­we­go. – Tu ko­bie­ty znowu wy­bu­chły śmie­chem. – A jak wró­ci­li­śmy, to ten gnój sie­dział spo­koj­nie w kuch­ni a po chwi­li pod­je­cha­ła ka­ret­ka.

– I co potem?

– Le­ża­ła na górze, pró­bo­wa­li ją ra­to­wać, a potem zja­wi­ła się po­li­cja. Po­li­cja! I to u nas w tak sza­now­nej oko­li­cy, wy­obra­ża pan sobie? Co za wstyd!

– Czyli pań wtedy nie było?

– No nie, ale to prze­cież jasne jak słoń­ce co się stało.

– Czyli wszyst­ko jasne, dzię­ku­ję pa­niom bar­dzo. – od­po­wie­dział dy­plo­ma­tycz­nie.

– Mo­że­my jesz­cze po­ka­zać panu pię­ter­ko. – Jego roz­mów­czy­ni uśmiech­nę­ła się fi­glar­nie, a resz­ta pań po­twier­dzi­ła to de­li­kat­nym ski­nie­niem głowy.

– Na pewno przy­ja­dę jesz­cze, żeby do­kład­nie wszyst­ko spraw­dzić bez tych wszyst­kich ludzi.

– To pro­szę za­dzwo­nić że­by­śmy wszyst­kie były w domu.

– Do­sko­na­le, na razie dzię­ku­ję i po­now­nie skła­dam wy­ra­zy współ­czu­cia. Jesz­cze raz moje usza­no­wa­nie. – Skło­nił się wy­twor­nie, od­wró­cił na pię­cie i prze­szedł z part­ne­rem scho­da­mi na górę, skąd sły­chać było roz­mo­wy tech­ni­ków.

Męż­czyź­ni pra­co­wa­li w dosyć nie­wiel­kim sy­pial­ni.

– Cześć, co z nią?

– A cześć. Szyb­ko je­ste­ście. Za­bra­li ją już, od­by­wa­ła sto­su­nek około dwóch go­dzin temu i to stało się zaraz potem.

– Za­bez­pie­czy­li­ście ma­te­riał?

– Tak, guma le­ża­ła w śmiet­ni­ku, mamy rów­nież po­ściel i wszyst­kie za­baw­ki.

– Co my­śli­cie?

– Śmierć chyba na­tu­ral­na, o trzy­na­stej zero zero jej serce biło szyb­ciej niż serce nie­jed­nej dwu­dzie­sto­lat­ki, o trzy­na­stej trzy­na­ście bran­so­let­ka szczę­śli­wej sta­ro­ści za­ra­por­to­wa­ła za­trzy­ma­nie akcji serca, a ka­ret­ka była trzy mi­nu­ty póź­niej. Jak dla mnie czy­sta spra­wa, baba się pie­przy­ła i prze­krę­ci­ła, pro­po­nu­ję tylko zro­bić sek­cję eks­pre­so­wą, bo to có­recz­ka ja­kiejś waż­nej szy­chy.

– Zgoda, zejdę teraz do po­dej­rza­ne­go.

– Czo­łem. – Tech­nik za­sa­lu­to­wał i wró­cił do swo­ich obo­wiąz­ków.

Ze­szli do kuch­ni, gdzie męż­czy­zna sie­dział na pod­ło­dze.

– Po­wiem krót­ko koleś, masz prze­sra­ne, twoja ko­bie­ta się prze­krę­ci­ła i już to po­wo­du­je, że grozi ci stry­czek. – Szef in­spek­tor ode­zwał się groź­nym tonem.

Męż­czy­zna się sku­lił, objął nogi rę­ko­ma i wtu­lił głowę mię­dzy ko­la­na i bąk­nął pod nosem:

– Prze­cież we­zwa­łem od razu ka­ret­kę.

– Co ty tam mó­wisz? – Szef in­spek­tor zbli­żył się do niego.

– Prze­cież we­zwa­łem od razu ka­ret­kę. – Tam­ten po­wie­dział tro­chę gło­śniej i bar­dziej wy­raź­nie.

– Gówno to nas ob­cho­dzi, śmierć to śmierć, a ty… – Tu szef in­spek­tor po­ka­zał oskar­ży­ciel­sko pal­cem na męż­czy­znę. – … a ty je­steś wi­nien.

– Ale my się tylko ko­cha­li­śmy.

Szef in­spek­tor na­chy­lił się do niego i gło­sem przy­ja­zne­go le­ka­rza do­mo­we­go ogła­sza­ją­ce­go śmier­tel­ną dia­gno­zę po­wie­dział mu cicho pro­sto w twarz:

– Koleś, może i się pie­przy­li­ście… ale czy to na­praw­dę mi­łość? Chcia­ła cię rzu­cić czy jak? Na­rzę­dzie zbrod­ni masz ze sobą, więc dla sądu spra­wa bę­dzie jasna, czy­sta i kla­row­na.

Męż­czy­zna za­milkł, a szef in­spek­to­ro­wi zro­bi­ło się go nawet tro­chę szko­da…

***

– Pani Kry­siu, pani Kry­siu, pani się tak nie prze­mę­cza – po­wie­dział uśmiech­nię­ty szef in­spek­tor, gdy scho­dził do pro­sek­to­rium i zo­ba­czył wy­pię­ty tyłek sprzą­tacz­ki, która skru­pu­lat­nie czy­ści­ła ścia­nę ko­ry­ta­rza.

– A co go to ob­cho­dzi? Brud­no to i czy­ści. – Pani Kry­sia od­po­wie­dzia­ła bez­oso­bo­wo zrzę­dli­wym tonem rodem z po­przed­niej epoki i kon­ty­nu­owa­ła swoje pa­sjo­nu­ją­ce za­ję­cie.

– Pięk­nie pani dzi­siaj wy­glą­da. – Nie­zra­żo­ny ni­czym szef in­spek­tor wy­ra­ził swój za­chwyt, a ko­bie­ta od­wró­ci­ła się, ob­da­rzy­ła go spoj­rze­niem „Nie ze mną te nu­me­ry” i za­py­ta­ła się wprost. – Czego chce? Wziął­by się za jakąś babę, a nie ba­je­ro­wał star­szą sta­tecz­ną panią.

– Pani Kry­siu, ja dla pani wszyst­ko. Pani prze­cież wie – Szef in­spek­tor ude­rzył się w pierś, a ona za­śmia­ła się. – Niech mówi.

– No więc po­trze­bu­ję klu­cza.

– Nie ma.

– Nie, nie, nie, po­trze­bu­ję wsta­wić kwia­ty ko­le­żan­ce, pani może przy tym być.

– Och wy mło­dzi, myśli, że nie wiem, co ro­bi­cie?

– Samo życie pani Kry­siu, samo życie.

– Do­brze, przy­nie­sie i się zo­ba­czy.

***

– Gwałt, gwałt, gwałt. – Po­li­cjan­ci sta­cjo­nu­ją­cy w nie­dzie­lę w Śród­mie­ściu usły­sze­li w słu­chaw­kach hasło klucz.

Funk­cjo­na­riu­sze z je­dyn­ki rzu­ci­li na ulice kubki z kawą i torbę z ham­bur­ge­ra­mi z Wie­śnia­ka i ru­szy­li bie­giem do ra­dio­wo­zu. Prze­stęp­stwo na­le­ża­ło do naj­cięż­sze­go ka­li­bru i od zgło­sze­nia do zła­pa­nia po­dej­rza­ne­go roz­li­cza­ni byli z każ­dej se­kun­dy, do­dat­ko­wo jako zwy­cięz­cy w tym po­ści­gu mogli li­czyć na duże bo­nu­sy i sza­cu­nek prze­ło­żo­nych przez dłu­gie mie­sią­ce.

– Je­dyn­ka go­to­wa.

– Dwój­ka na Hożej.

– Trój­ka na sy­gna­le przy Ro­tun­dzie.

– Spraw­ca ucie­ka Mar­szał­kow­ską.

– Skrę­ca w Złotą.

Ko­mu­ni­ka­ty za­czę­ły na­pły­wać z szyb­ko­ścią wy­strza­łów ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go, a oni z ra­do­ścią my­śle­li, że będą pierw­si, tym­cza­sem za jed­nym z za­krę­tów oka­za­ło się, że ubie­gli ich ko­le­dzy z fa­bry­ki, któ­rzy trzy­ma­li po­dej­rza­ne­go na musz­ce.

Męż­czy­zna się uśmie­chał i za­czął krzy­czeć:

– Liga rzą­dzi…

Padł strzał, wy­krzy­ki­wa­nie hasła ligi męż­czyzn było wy­star­cza­ją­cym po­wo­dem do uży­cia broni i szcze­rze mó­wiąc stró­że prawa i tak wy­ka­za­li się sporą cier­pli­wo­ścią.

– Gwałt na Mic­kie­wi­cza.

– Gwałt na Kra­siń­skie­go.

– Gwałt na Ka­czyń­skie­go.

Ko­lej­ne mel­dun­ki na radio do­ty­czy­ły tego sa­me­go, ale do­słow­nie w całym mie­ście…

„To nie dzie­je się na­praw­dę” – po­my­ślał szef in­spek­tor po­pra­wia­jąc słu­chaw­kę w uchu, ale po chwi­li jakby na po­twier­dze­nie usły­szał. – Akcja hia­cynt, po­wta­rzam akcja hia­cynt. Wszyst­kie jed­nost­ki po­wrót na swój ko­mi­sa­riat po sprzęt cięż­ki…

Był zły i cie­szył się, gdy kil­ka­na­ście minut wcze­śniej od­stą­pił od wy­pi­sy­wa­nia man­da­tu sta­rusz­ce sprze­da­ją­cej kwiat­ki i pie­trusz­kę. Re­ago­wa­nie na takie cięż­kie prze­stęp­stwa było jed­nym z jego pod­sta­wo­wych obo­wiąz­ków i nie zno­sił tego, bo sta­rusz­ki do­ra­bia­ły do bar­dzo skrom­nej eme­ry­tur­ki i więk­szość oby­wa­te­li nie po­pie­ra­ło dzia­łań wła­dzy, ale mu­siał to robić… a wszyst­ko przez pie­przo­ną ta­jem­ni­czą sprze­daw­czy­nię, która bu­dzi­ła więk­sze emo­cje nawet niż kon­tro­le skar­bów­ki w fir­mach…

„Masz ko­bie­ci­no szczę­ście” – po­my­ślał idąc do ra­dio­wo­zu. – „Mo­głaś do­stać wię­zie­nie, a teraz kurwa muszę wy­peł­nić tonę pa­pier­ków i mam dzie­sięć punk­tów kar­nych. No po pro­stu wy­kur­wi­ście!”

***

Jed­nost­ka szef in­spek­to­ra od kilku dni sta­cjo­no­wa­ła w po­bli­żu ko­ścio­ła Świę­te­go Krzy­ża, on sam sie­dział w za­par­ko­wa­nym na chod­ni­ku Po­lo­ne­zie i pa­trzył się z za­zdro­ścią na ko­le­gów, któ­rzy w busie po dru­giej stro­nie ulicy mogli wy­pro­sto­wać kości i po­grać w karty.

„Zwy­kłym kra­węż­ni­kom za­wsze wszyst­ko ucho­dzi na sucho” – po­my­ślał gorz­ko.

Ostat­nie dni mocno go zmę­czy­ły i z ca­łe­go serca nie­na­wi­dził tego, że mu­siał spę­dzać cały czas na ulicy, srać do toy-toy­tow i pam­per­sów i uże­rać się z gów­nia­rza­mi.

„Kon­sty­tu­cja” – wrzesz­cze­li naj­czę­ściej, a on był wście­kły, że nie można było ich po ludz­ku od serca po­trak­to­wać pałą.

Jakby tego mało, to pierw­sze­go dnia cały ko­mi­sa­riat do­sta­wał sprzecz­ne roz­ka­zy i sami mu­sie­li wy­cią­gać spod ziemi do­słow­nie cały sprzęt, do tego ka­za­no im ści­gać opo­zy­cję i wszyst­kich rze­czy­wi­stych i wy­du­ma­nych wro­gów sys­te­mu.

Nie skoń­czy­li za­da­nia, gdy wpro­wa­dzo­no go­dzi­nę po­li­cyj­ną i na­ka­za­no pa­tro­lo­wać każdą moż­li­wą dziu­rę, a potem po­sa­dzo­no na Kra­kow­skim w imię obro­ny de­mo­kra­cji.

I to może nie by­ło­by jesz­cze naj­gor­sze, gdyby nie zimne po­my­je do je­dze­nia czy głu­pie szcze­niac­kie żarty, które cały czas im ro­bio­no.

Ow­szem, było kilka cie­ka­wych epi­zo­dów jak pa­le­nie ro­syj­skie­go "Metra" pod uni­wer­kiem, ale przez zme­cze­nie te ja­wi­ly mu się ni­czym sen i był teraz zły, że jego part­ner przy­sy­piał, a on go­to­wał się w ka­mi­zel­ce.

„Pie­przo­na bu­dże­tów­ka” – po­my­ślał pa­trząc na po­krę­tła pa­ne­lu od ukła­du kli­ma­ty­za­cji który od dawna był pusty. – „Pie­przo­na Unia i eko­oszo­ło­my, pie­prze­ni wszy­scy”.

Za je­dy­ną kli­ma­ty­za­cję w ich wy­słu­żo­nym ra­dio­wo­zie słu­ży­ły opusz­czo­ne szyby. I nic w tym dziw­ne­go. Była ona takim do­brem luk­su­so­wym, że w wielu au­tach za­rów­no pry­wat­nych jak i służ­bo­wych uży­wa­no jej wy­łącz­nie do pierw­sze­go ser­wi­su, a firmy po­mi­mo wcze­śniej­szych de­kla­ra­cji ocią­ga­ły się z uży­wa­niem dwu­tlen­ku węgla czer­piąc ko­lo­sal­ne zyski ze sprze­da­ży czyn­ni­ków chło­dzą­cych.

Do­cho­dzi­ło do ich re­gu­lar­nych kra­dzie­ży i zło­dzie­je po­tra­fi­li na przy­kład pod­je­chać na nie­strze­żo­ny par­king, otwo­rzyć po­kry­wy sil­ni­ków i wy­cią­gnąć wszyst­ko co było w ukła­dach w sto­ją­cych tam au­tach.

Jeden skok wy­star­czał, żeby całe grupy prze­stęp­cze miały środ­ki na dłu­gie mie­sią­ce, nie było rów­nież ty­go­dnia, żeby go­spo­dar­czy nie od­nie­śli o wy­kry­ciu ja­kie­goś więk­sze­go prze­krę­tu w tym ob­sza­rze.

Świat do­ma­gał się chło­du, tym­cza­sem szef in­spek­tor Rysio sie­dział, pier­dział, śmier­dział, po­pi­jał Ma­zow­szan­kę i le­ni­wie śle­dził akcję opar­tej o kie­row­ni­cę książ­ki.

Była to jedno z ta­nich se­ryj­nych i obo­wiąz­ko­wych czy­ta­deł nie­ja­kie­go Mroza wzię­te z wy­dzia­ło­wej bi­blio­te­ki i szef in­spek­tor wciąż nie wie­dział, czy zabił kel­ner, ksiądz czy mi­ni­strant.

Męż­czy­zna prze­rzu­cił wła­śnie sfa­ty­go­wa­na stro­nę, gdy nagle od stro­ny Zamku usły­szał coraz gło­śniej­sze sy­re­ny i kilka po­je­dyn­czych strza­łów.

„Co u licha?”. – Zdą­żył po­my­śleć, gdy zo­ba­czył szyb­ko zbli­ża­ją­ce się zde­ze­lo­wa­ne nie­miec­kie auto, za któ­rym po­my­ka­ły ra­dio­wo­zy.

Z ra­dio­wo­zów strze­la­li po­li­cjan­ci, w pew­nym mo­men­cie tylna opona ści­ga­ne­go wozu pękła, a ten skrę­cił i wbił się w za­byt­ko­we scho­dy przed wej­ściem do ko­ścio­ła.

„Szko­da paska”. – Mi­mo­wol­nie za­uwa­żył szef in­spek­tor, pod­czas gdy z auta wy­do­stał się krwa­wią­cy i uty­ka­ją­cy męż­czy­zna, po­biegł po scho­dach i sła­nia­jąc się wbiegł przez otwar­te wrota do środ­ka ko­ścio­ła.

Zanim wy­raź­nie nie­na­wy­kli do akcji po­li­cjan­ci wy­sy­py­wa­li się z sa­mo­cho­dów, szef in­spek­tor zdą­żył wy­sko­czyć z Po­ld­ka, za­brać z uchwy­tu mię­dzy sie­dze­nia­mi swój ka­ra­bin i ru­szyć bie­giem do świą­ty­ni. Wbiegł do środ­ka przez otwar­te za­byt­ko­we drzwi i za­trzy­mał się nie­pew­nie ce­lu­jąc z ra­mie­nia do męż­czy­zny w su­kien­ce, za któ­rym widać było sła­nia­ją­ce­go się ucie­ki­nie­ra.

– Na zie­mię – krzy­cze­li ko­le­dzy in­spek­to­ra, któ­rzy po­ja­wi­li się se­kun­dę za nim.

– Dzie­ci, to dom boży. – Spo­koj­nie od­po­wie­dział ksiądz roz­kła­da­jąc sze­ro­ko ręce.

– Cicho pin­gwin.

Po­li­cjan­ci zbli­ża­li się, w końcu okrą­ży­li nie­sta­wia­ją­ce­go oporu księ­dza i skuli ucie­ki­nie­ra, który nie sta­wiał zbyt wiel­kie­go oporu. Ksiądz pa­trzył się smut­no, ale już nie pro­te­sto­wał.

– Nie żal księ­dzu, to gwał­ci­ciel – po­wie­dział szef in­spek­tor za­bez­pie­cza­jąc ka­ra­bi­nek.

– Dziec­ko moje, to tylko za­błą­ka­na owiecz­ka, a oskar­że­nie też może być nie­praw­dzi­we.

Po­li­cjan­ci wy­szli ze świą­ty­ni bez żad­ne­go słowa.

***

„U mnie z rana”. – Szef in­spek­tor prze­czy­tał suchą wia­do­mość od psy­cho­log i pełen nie­do­brych prze­czuć po­szedł do niej o ósmej zero zero na­stęp­ne­go dnia.

– Co to, kurwa, ma niby być? – Za­py­ta­ła się bez ogró­dek po­ka­zu­jąc na kwia­ty, gdy tylko za­mknął drzwi jej ga­bi­ne­tu.

– Kwia­ty, nie widać? – pod­niósł ze zdzi­wie­nia brew.

– Nie o to cho­dzi. Chcesz, żebym miała pro­ble­my?

– Nie da­jesz, źle. Da­jesz, jesz­cze go­rzej. Żad­nej nie do­go­dzisz. Masz ciotę czy jak?

– Ty mi tu le­piej nie pod­ska­kuj.

– Eeee

– Dobra, spie­przaj. Nie je­stem dzi­siaj w na­stro­ju.

– Mąż nie do­go­dził? – Szef in­spek­tor nie wy­trzy­mał, wbił szpi­lę i nie cze­ka­jąc na od­po­wiedz wy­szedł z wy­so­ko pod­nie­sio­ną głową, a ona chcąc się do­war­to­ścio­wać prych­nę­ła i po­ka­za­ła jego ple­com drzwi…

***

„Śro­dek plem­ni­ko­bój­czy w pre­zer­wa­ty­wach po­wo­du­je trwa­łą bez­płod­ność albo śmierć part­ne­rów”. – Szef in­spek­tor prze­czy­tał pierw­sze zda­nie na dru­giej stro­nie, za­mknął z ci­chym trza­skiem swoja tecz­kę i po­pa­trzył na zdez­o­rien­to­wa­ne miny ko­le­gów.

– To jest opis sek­cji córki bonza z Kon­stan­ci­na – ode­zwał się ka­pi­tan, który ob­ser­wo­wał ich od kilku minut. – Po­dob­ne re­zul­ta­ty mamy z trzy­dzie­stu in­nych spraw, oka­za­ło się też, że od­czyn­ni­ki do wy­kry­cia tego gówna kosz­tu­ją for­tu­nę i dla­te­go przez długi czas nie mo­gli­śmy tego wy­kryć.

W po­ko­ju od­praw po­now­nie za­pa­dła mar­twa cisza.

– Te do­sta­li­śmy dzi­siaj, lu­dzie skądś się do­wie­dzie­li i stąd te gwał­ty – kon­ty­nu­ował ka­pi­tan.

„Gwał­ci­cie­le zy­ska­li życie” – po­my­ślał szef in­spek­tor.

– Mamy cichy nie­ofi­cjal­ny roz­kaz z góry, żeby tro­chę mnie gor­li­wie łapać tych wszyst­kich gwał­ci­cie­li. Dziet­ność jest i tak mała, więc męż­czyź­ni są po­trzeb­ni.

„Na­tu­ra się broni” – po­my­ślał szef in­spek­tor cho­ciaż wie­dział, że to nie na­tu­ra, a sami lu­dzie wy­pro­du­ko­wa­li ten śro­dek.

***

Wie­czo­rem męż­czy­zna bez­wied­nie skie­ro­wał kroki w stro­nę Kra­kow­skie­go Przed­mie­ścia, pod­czas gdy w gło­wie miał mę­tlik.

„Dla­cze­go świat jest tak urzą­dzo­ny?”

„Co po­wo­du­je, że ko­bie­ty są tak wy­bred­ne?”

„Skąd ta cała pie­przo­na po­li­tycz­na po­praw­ność?”

„Czy lu­dzie prze­sta­ną w końcu zaj­mo­wać się pier­do­ła­mi?”

In­for­ma­cja o środ­ku w gum­kach wy­wo­ła­ła wstrząs na całym ko­mi­sa­ria­cie i cho­ciaż for­mal­nie nic się nie zmie­ni­ło, to ko­bie­ty stały się ja­kieś takie cich­sze, mniej wład­cze i mniej opry­skli­we.

Szef in­spek­tor po­włó­czył no­ga­mi i nagle zna­lazł się obok ko­ścio­ła, gdzie zła­pa­li do­mnie­ma­ne­go gwał­ci­cie­la.

„Trze­ba zna­leźć tam­te­go księ­dza” – po­my­ślał wcho­dząc.

Trwa­ła msza i usły­szał czy­ta­nie:

„I rzekł Pan do Moj­że­sza: Jesz­cze jedną plagę ześlę na fa­ra­ona i na Egipt, potem wy­pu­ści was stąd (…) Tak mówi Pan: O pół­no­cy przej­dę przez Egipt. I pomrą wszy­scy pier­wo­rod­ni w ziemi egip­skiej, od pier­wo­rod­ne­go syna fa­ra­ona, który sie­dzi na jego tro­nie, aż do pier­wo­rod­ne­go syna nie­wol­ni­cy, która jest za­ję­ta przy żar­nach, i wszel­kie pier­wo­rod­ne bydła. I po­wsta­nie wiel­ki krzyk w całej ziemi egip­skiej, ja­kie­go przed­tem nie było i ja­kie­go już nie bę­dzie”.

Msze od­pra­wiał ksiądz, któ­re­go w życiu nie wi­dział… za­uwa­żył za to zna­jo­me­go po­li­cjan­ta, który pil­no­wał po­rząd­ku i pra­wo­rząd­no­ści i nie miał zbyt dużo ro­bo­ty, bo w li­tur­gii ani ka­za­niu nie było nic nie­spo­dzie­wa­ne­go.

Po mszy udał się do za­kry­stii, gdzie sta­nął jak wryty wi­dząc na ścia­nie zdję­cie męż­czy­zny, któ­re­go stał przed nim dzień wcze­śniej.

– Czy mogę w czymś pomóc? – Wzdry­gnął się, gdy ksiądz z mszy za­koń­czył swoje spra­wy i w końcu za­uwa­żył jego obec­ność.

– Nie… a wła­ści­wie pro­szę mi po­wie­dzieć kim jest męż­czy­zna ze zdję­cia?

– To był wiel­ki czło­wiek. Żył w cza­sach, gdy lu­dzie wie­rzy­li w „So­li­dar­ność”. To w czym mogę pomóc?

– W ni­czym. Dzię­ku­ję bar­dzo. – Szef in­spek­tor wy­biegł jakby zo­ba­czył ducha.

***

– No co? Mo­głam się po­my­lić. Mia­łam okres. – Młoda ko­bie­ta zie­wa­ła pa­trząc się z bez­czel­ną miną na po­li­cjan­tów.

– No ale ska­zać nie­win­ne­go męż­czy­znę ma śmierć?

– Za­słu­żył kutas. Jesz­cze sobie przez niego pa­zno­kieć zła­ma­łam. Winny był. I co to w ogóle za py­ta­nia? Gdzie mój ad­wo­kat? I grzecz­niej mi tu. – Ko­bie­ta za­czę­ła oglą­dać swoje krwi­ste pa­znok­cie, a szef in­spek­tor nie wy­trzy­mał, rzu­cił tecz­ką na stol i wręcz wy­biegł z po­ko­ju prze­słu­chań.

– I jak ja mam kurwa pra­co­wać w ta­kich wa­run­kach. – Za­czął wrzesz­czeć nie wia­do­mo do kogo na ko­ry­ta­rzu.

– Uspo­kój się, idio­tek nie sieją, same się rodzą. – Jego part­ner po­ja­wił się nie wia­do­mo skąd i po­kle­pał go po ple­cach. – Pro­ku­ra­tor już po­twier­dził, że męż­czy­zna bę­dzie wy­pusz­czo­ny, a zdzi­rę mamy za­trzy­mać na czter­dzie­ści osiem do czasu de­cy­zji. Uśmiech­nij się. Wraca nor­mal­ność.

– No ale żeby być tak wy­ra­cho­wa­nym?

– To leży w ich na­tu­rze, ale nie wiń ich, za­wsze cho­dzi o zna­le­zie­nie naj­lep­sze­go samca. Chodź le­piej na je­dze­nie, nie myśl tyle o tym.

Zdzi­sław zmu­szał szef in­spek­to­ra do lun­chu wręcz każ­de­go dnia. W dzi­siej­szych cza­sach po­li­cjan­ci wzo­rem nie­któ­rych kor­po­ra­cji mieli za­pew­nio­ne je­dze­nie, ale rów­nież ubra­nie, opie­kę den­ty­stycz­ną i to co jest po­trzeb­ne do życia. Nie do­sta­wa­li pen­sji i każdy po­si­łek był dla nich nie­zwy­kle ważny szcze­gól­nie że jak wszyst­ko w bu­dże­tów­ce pa­trzo­no na kosz­ty i nie roz­piesz­cza­no ich zbyt wiel­ki­mi por­cja­mi.

***

– Co macie? – za­py­tał się szef in­spek­tor pa­to­lo­ga kilka dni póź­niej, gdy po­ka­zy­wa­no mu ko­lej­ną za­bi­tą ko­bie­tę.

– Znowu ko­bie­ta, ale tutaj jest coś cie­ka­we­go. Po­bra­łem wy­ci­nek i dałem do głęb­szej ana­li­zy, ale nawet bez niej wy­glą­da to na ja­kieś pa­rzy­deł­ka.

– Po co one?

– Mogę tylko zga­dy­wać, że to jakaś obro­na przez gwał­tem.

– Do­mnie­ma­nym albo rze­czy­wi­stym – dodał z za­du­mą szef in­spek­tor stu­ka­jąc pal­cem o zęby.

– Tak.

***

– Coś ty taki smut­ny panie szef in­spek­to­rze? – Za­py­tał się go tego sa­me­go dnia Zdzi­sław.

– To już pewne, po­ten­cjal­ni gwał­ci­cie­le są za­bi­ja­ni jadem.

– A czemu się dzi­wisz? My rzą­dzi­my świa­tem, a nami ko­bie­ty. Życie od za­wsze było snem wa­ria­ta, cho­ro­bą prze­no­szo­ną drogą płcio­wą…

Koniec

Komentarze

Czy zdajesz sobie sprawę, Tomaszug, że im więcej tekstów zamieścisz jednego dnia, tym mniej osób je przeczyta?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

słońca, zaś przykurzone buty z wysokimi cholewami skutecznie chroniły od kurzu i brudu całego świata.

szyk

 

„Młoda, zgrabna i jędrna” – pomyślał [+,] stojąc z lekko opuszczoną głową [+,] i zaczął zastanawiać się co zrobić w tej jakże niefortunnej sytuacji.

przecinki

 

bezrobotnych madek z bachorami

literówka

 

Ta dziewica leży tu co najmniej godzinę, na razie analizujemy ślady.

Dlaczego “dziewica”? Archaizm, czy wniosek po przebadaniu zwłok?

 

– Baba jest rozebrana, czy to nie dziwne? Może to dziwka?

Jak dziwka to raczej nie dziewica

 

uśmiechnął się służbowo

Czyli jak?

 

Wynosiłem śmieci

Wcześniej użyłaś formy “śmiecie”.

 

„Jasne”. – Szef inspektor pomyślał, że tamten zachowuje się wyjątkowo hardo i bezczelnie, ale dodał spokojnie

Z dialogów wynika, że zachowywał się raczej potulnie i kulturalnie.

 

Wszystko było tu wybetonowane i sprawcy mogli spokojnie podjechać samochodem czy nawet sporym busem, do tego śmietniki umieszczono w małej altance i zwłoki leżały nieźle zasłonięte przed wzrokiem ciekawskich dosłownie z każdej strony.

bardzo długie i nieco kulawe zdanie

 

krokiem do stojącego nieopodal służbowego auta, które pilnowali koledzy w oznakowanym radiowozie.

którego

 

….

 

Poniższe zdania po części odebrały mi chęć dalszego czytania. I żebyśmy się zrozumieli, nie jestem wrogiem wulgaryzmów o ile coś wnoszą, bądź są uzasadnione. Tutaj jednak wydały mi się dość płytkie i zabrakło im polotu. Żule czasem potrafią barwniej wkomponować “kurwy” w swoje wypowiedzi.

No w sumie. Nie wygląda mi na typową kurwę, ale w sumie może masz rację.

 zaraz pójdziesz na tanie wino

Tyle zmarnowanego czasu i pieniędzy przez jedną głupią kurewkę

gówno nie stało na baczność

 

Generalnie opowiadanie ma potencjał. Historia wzbudza zainteresowanie i nie nudzi, niestety wykonanie pozostawia jeszcze trochę do życzenia, i jest to główny powód, który mnie zniechęcił. Dialogom przydałoby się więcej polotu. Zbyt dużo jest też wyświechtanych wyrażeń potocznych:

 

– Cześć, co macie?

czy tak zwraca się inspektor na służbie do podwładnych?

 

Poza tym standard.

– Że co?

jeśli mam być szczery

etc.

 

Szkoda, że nie skusiłaś się na betowanie, bo większość z tych niuansów zostałaby wyłapana.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Hmmm. Dla mnie tekst trochę chaotyczny, pogubiłam się w nim. Niby są jakieś sposoby zabijania gwałcicieli, ale policjanci znajdują głównie trupy kobiet. Tyle ich, że nie wiedziałam, o czym mówi przesłuchiwana na końcu kobieta. Do tego dorzucasz dystopię rodem z “Seksmisji”, żarty polityczne, jakiś matriarchat, słabo żywiona policja bez pensji… No, w sumie nie wiem, jak wygląda Twój świat.

Sprawy nie ułatwia wykonanie. Literówki, dziwne konstrukcje, już pal licho kulejącą interpunkcję.

a firmy pomimo wcześniejszych deklaracji ociągały się z używaniem dwutlenku węgla czerpiąc kolosalne zyski ze sprzedaży czynników chłodzących.

Co znaczy, że firmy ociągały się z używaniem CO2? Nie hodowali kwiatków w biurach? Nie rozumiem tego zdania. Za to przydałby się w nim przecinek.

Babska logika rządzi!

Na początku miałam wrażenie, że zanosi się na kryminał, ale w miarę czytania wrażenie rozmywało się w nie do końca zrozumiałych realiach, niezbyt jasno przedstawionego świata. Dobrnąwszy do końca nie umiem powiedzieć, co Autorka miała nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

sze­ro­ki ka­pe­lusz za­sła­niał go od pie­ką­ce­go słoń­ca… –> Szerokie było pewnie rondo kapelusza, nie sam kapelusz.

 

Był go­rą­cy czerw­co­wy dzień… –> Wcześniej napisałaś: Długi jasny płaszcz mężczyzny falował w powiewach lekkiego wiatru, szeroki kapelusz zasłaniał go od piekącego słońca, zaś przykurzone buty z wysokimi cholewami… –> Zastanawiam się, dlaczego inspektor jest ubrany w płaszcz i buty z wysokimi cholewami, skoro rzecz dzieje się w czerwcu, a dzień jest gorący?

 

za­py­tał pró­bu­jąc rów­no­cze­śnie za­sło­nić twarz połą płasz­cza… –> …za­py­tał, pró­bu­jąc rów­no­cze­śnie za­sło­nić twarz klapą płasz­cza

Za SJP PWN: poła «dolny fragment jednej z dwóch części ubioru rozpinającego się z przodu»

 

– Za­uwa­żył ją tam­ten młody czło­wiek, co to wy­no­sił śmie­cie. –> – Za­uwa­żył ją tam­ten młody czło­wiek, kiedy wy­no­sił śmie­cie.

 

uśmiech­nął się służ­bo­wo do za­wie­dzio­nych gów­nia­rzy… –> Na czym polega uśmiech służbowy?

 

wy­cią­gnął pacz­kę czer­wo­nych Marl­bo­ro… –> …wy­cią­gnął pacz­kę czer­wo­nych marl­bo­ro

Nazwę papierosów zapisujemy małą literą. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

po­my­ślał do­świad­czo­ny po­li­cyj­ny wyga i za­py­tał się wprost: –> …po­my­ślał do­świad­czo­ny po­li­cyj­ny wyga i za­py­tał wprost:

 

za­klął, bo spra­wie moż­na­by szyb­ko skrę­cić łeb… –> …za­klął, bo spra­wie moż­na ­by szyb­ko ukręcić łeb

Skręca się kark, łeb się ukręca.

 

za­py­tał się pod­cho­dząc znowu do tech­ni­ków. –>…za­py­tał, pod­cho­dząc znowu do tech­ni­ków.

 

Pod­su­mo­wał w my­ślach i do­py­tał się tech­ni­ka: –> Pod­su­mo­wał w my­ślach i do­py­tał tech­ni­ka:

 

re­gu­lar­nie ob­ci­na­no wiek­szosc do­dat­ków. –> Literowki.

 

pod­su­nął mu „Ga­ze­tę wy­biór­czą” po­ka­zu­jąc… –> …pod­su­nął mu „Ga­ze­tę Wy­biór­czą, po­ka­zu­jąc

 

Ale nie przy­sze­dłeś chyba pytać się o tamto? –> Ale nie przy­sze­dłeś chyba pytać o tamto?

 

Znał nie od dziś, więc zi­gno­ro­wał jej za­czep­kę, roz­siadł się wy­god­nie w fo­te­lu i za­py­tał pro­sto z mostu rów­no­cze­śnie czę­stu­jąc jej nie­bie­skim Marl­bo­ro… –> …z mostu, równocześnie czę­stu­jąc się jej nie­bie­skim marl­bo­ro

Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

I tak, dzię­ku­je, że się py­tasz. –> I tak, dzię­ku­ję, że py­tasz.

 

ko­bie­ty wy­gra­ły i wszę­dzie dyk­to­wa­ły wa­run­ki z tyl­ne­go rzędu. –> Co to są warunki z tylnego rzędu?

 

gdzie stał ich służ­bo­wy Stra­to­po­lo­nez 2500… –> …gdzie stał ich służ­bo­wy stra­to­po­lo­nez 2500

Nazwę pojazdów też zapisujemy małą literą.

 

który prze­glą­dał ja­kie­goś świersz­czy­ka. –> …który prze­glą­dał ja­kiś świersz­czy­k.

 

pro­sisz się o kło­po­ty za blu­znie­nie… –> Literówka.

 

– Jak my­ślisz, znowu chlap­nie coś przed sadem? –> Literówka.

 

taka mała zdra­dziec­ka wsza… –> …taka mała zdra­dziec­ka wesz

 

bez­pod­staw­ne oczer­nie­nie ko­le­gi w sa­dzie… –> Literówka.

 

– Ulica Kon­wa­lio­wa 5 – prze­czy­tał… –> – Ulica Kon­wa­lio­wa pięć – prze­czy­tał

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

kilka babć w spor­to­wych dre­sach… –> Masło maślane. Dresy są sportowe z definicji.

 

ona taka dobra była do wszyst­kich… –> …ona taka dobra była dla wszyst­kich

 

Prze­pra­szam, że za­py­ta­my się teraz o kilka rze­czy… –> Prze­pra­szam, że za­py­ta­my teraz o kilka rze­czy

 

– Pytaj się panie ofi­ce­rze… –> – Pytaj, panie ofi­ce­rze

 

Ko­bie­ty wy­bu­chły dzi­kim śmie­chem… –> Ko­bie­ty wy­bu­chnęły dzi­kim śmie­chem

 

Tu ko­bie­ty znowu wy­bu­chły śmie­chem. –> Tu ko­bie­ty znowu wy­bu­chnęły śmie­chem.

 

Męż­czyź­ni pra­co­wa­li w dosyć nie­wiel­kim sy­pial­ni. –> Literówka.

 

– … a ty je­steś wi­nien. –> Zbędna spacja po wielokropku.

 

i za­py­ta­ła się wprost. –> …i za­py­ta­ła wprost.

 

rzu­ci­li na ulice kubki z kawą… –> Literówka.

 

sie­dział w za­par­ko­wa­nym na chod­ni­ku Po­lo­ne­zie i pa­trzył się z za­zdro­ścią… –> …sie­dział w za­par­ko­wa­nym na chod­ni­ku po­lo­ne­zie i pa­trzył z za­zdro­ścią

 

ale przez zme­cze­nie te ja­wi­ly mu się ni­czym sen… –> Literówki.

 

śmier­dział, po­pi­jał Ma­zow­szan­kę… –> …śmier­dział, po­pi­jał ma­zow­szan­kę

Nazwę napojów też zapisujemy małą literą.

 

szef in­spek­tor zdą­żył wy­sko­czyć z Po­ld­ka… –> …szef in­spek­tor zdą­żył wy­sko­czyć z po­ld­ka

 

okrą­ży­li nie­sta­wia­ją­ce­go oporu księ­dza i skuli ucie­ki­nie­ra, który nie sta­wiał zbyt wiel­kie­go oporu. –> Powtórzenia.

 

Ksiądz pa­trzył się smut­no… –> Ksiądz pa­trzył smut­no

 

– Co to, kurwa, ma niby być? – Za­py­ta­ła się bez ogró­dek po­ka­zu­jąc… –> – Co to, kurwa, ma niby być? – za­py­ta­ła bez ogró­dek, po­ka­zu­jąc…

 

żeby tro­chę mnie gor­li­wie łapać… –> Literówka.

 

Msze od­pra­wiał ksiądz… –> Literówka.

 

zdję­cie męż­czy­zny, któ­re­go stał przed nim dzień wcze­śniej. –> …zdję­cie męż­czy­zny, któ­ry stał przed nim dzień wcze­śniej.

 

– Co macie? – za­py­tał się szef in­spek­tor… –> – Co macie? – za­py­tał szef in­spek­tor

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aha, i jeszcze część dialogów wydała mi się niepotrzebna, bo niewiele wnosiła do sprawy – te wszystkie przekomarzanki, kłótnia z policjantką o kwiaty… Wyglądały jak zapychacze.

Babska logika rządzi!

Nie wiem do końca o czym był tekst. I czy to komedia, kryminał? Nie mam pojęcia. Na pewno akcja prędko gna do przodu. Mnóstwo literówek. Mimo to czytało się całkiem, całkiem.

Też nie wiem, czy to kryminał, czy raczej prezentacja pewnego komediowego pomysłu na świat. Absurdu w ogóle nie odczułem – a przynajmniej nie w humorystycznym zakresie. Mam wrażenie, że gdzieś po drodze zmieniła się koncepcja tekstu.

Bohaterowie w ogóle nie chwycili. Inspektor policji wydał mi się na początku nieczułym gnojkiem, a potem, w miarę jak postępowała komedia, stracił jakąkolwiek wiarygodność jako postać. Jak nie czułem bohatera, to i fabuły niestety nie poczułem.

Wykonanie ma sporo błędów. Literówki, wcięte znaki.

Podsumowując: jest chaos, brak fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Zgadzam się z przedpiścami. Wykonanie takie sobie (choć tragedii nie ma) – poprzednicy ładnie wskazali większość błędów i niezręczności. Treść niestety nie porwała. Wydawać by się mogło, że miksowanie stylów, łączenie kryminału z luźnymi motywami komediowymi i umieszczenie tego w dziwnym, trochę jakby alternatywnym, a trochę absurdalnym świecie, to znakomity pomysł. Ba, może i rzeczywiście znakomity, ale pomysł jedno, a przerzucenie go na jakąś ciekawą i spójną fabułę, to juz zupełnie co innego. U Ciebie te wszystkie elementy nie zagrały, miks wyszedł mętny i mdły, wdarł się chaos – ani to serio, ani specjalnie zabawnie, świat jakoś mało konsekwentnie zarysowany – trzeba pamiętać, że nawet absurd musi być spójny i sensowny. 

Cóż, tym razem nie wyszło, ale potencjał jest.

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Podobnie jak w innych tekstach dziękuję za uwagi i szczególnie za szczegółowe recenzje/korekty.

Teksty oczywiście będzie przerobiony…

Przepraszam za brak szybkiej reakcji.

Powyższe opowiadanie w ulepszonej wersji ukazało się w grudniu 2019 w zbiorku "A miało być tak pięknie" (dostępny pod adresem https://ridero.eu/pl/books/a_mialo_byc_tak_pieknie/ – ebook bezpłatnie, wersja drukowana odpłatnie).

Jeżeli chodzi o osoby z tego portalu, to bardzo dziękuję za pomoc szczególnie Finkli, regulatorom (zapis z małej litery w formie oryginalnej) i NoWhereManowi (pozostałym oczywiście również, natomiast ta trójka była najbardziej aktywna i wytrwała w pokazywaniu mi błędów i niedoróbek w mojej wcześniejszej twórczości).

Nowa Fantastyka