- Opowiadanie: MPJ 78 - Sam wybrałeś swój los, komandarmie

Sam wybrałeś swój los, komandarmie

Opowiadanie szykowałem na 15 sierpnia, ale niestety dopadły mnie inne zajęcia, potem brak weny albo wina i jakoś tak wyszło, że dokończyłem je dopiero teraz

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Sam wybrałeś swój los, komandarmie

10 sierpnia roku 1920

Komandarm Michaił Tuchaczewski próbował zasnąć w kwaterze polowej. Mimo, iż była już trzecia w nocy, sen nie przychodził. Przymknął oczy, ale zamiast upragnionej ciemności, wyobraźnia podsuwała mu mapy terenów na wschód od Warszawy.

– Potrzebuję walnej bitwy, w której zmiażdżę Polaków i po trupie pańskiej Polski zaniosę płomień rewolucji zniewolonym ludom Europy – wyszeptał.

– To się da załatwić.

Michaił natychmiast złapał leżący na stoliku przy łóżku nagan i wycelował w mówiącego.

– Po co te nerwy?

– Wy kto?

– Jestem przyjacielem.

– Jakoś w to nie wierzę – odrzekł komandarm. – Jesteście szpiegiem nasłanym na mnie przez białych lub Polaków.

– Skąd taki wniosek? – Przybysz wydawał się być rozbawiony.

– Po pierwsze mundur was zdradza, krasnoarmijcy nie noszą złoconych epoletów z bulionami, po drugie moi podwładni wiedzą, że zastrzelę każdego, kto mi nie daje spać.

– Właśnie dlatego jestem tu o tej porze, żeby nikt nam nie przeszkadzał…

Przybysz wszedł we wpadające przez okno światło księżyca. Ubrany był archaicznie: w granatową kurtkę mundurową z epoletami i postawionym wysokim kołnierzem zdobionym wzorem w liście laurowe, wyhaftowane złotą nicią. Przypominała ona raczej frak niż krasnoarmijską gimnastorkę. Do tego nosił białe, obcisłe spodnie, wysokie buty z przodu sięgające nad kolano. Na jego piersi połyskiwał rząd orderów,

– A czemu jesteś w mundurze z czasów mojego pradziada? – Lufa nagana skierowała się na głowę obcego.

– Jestem wielki książę Konstanty Pawłowicz Romanow.

– On od dawna nie żyje. Kim ty u diabła jesteś?

– Ciepło, ciepło. – Oczy przybysza rozbłysły czerwoną poświatą niczym nocne niebo nad płonącym miastem. – Jestem kimś, kto chce ci pomóc.

– Niby jak?

– Sprawa wygląda tak. Jest zaledwie dwóch poważnych pretendentów do tego, aby sięgnąć po władzę w Rosji.

– Macie na myśli towarzyszy Lenina i Trockiego?

– Jednemu zostały ledwie cztery lata życia, z czego połowę przechoruje, drugi sam nie wie czego chce.

– Wiec niby kto będzie rządził, biali generałowie?

– Są bez szans. Mam wiedzę, której ci brak. Mogę ci dać carską koronę.

– W zamian pewnie mam dać ci duszę. Tyle, że ja już nie wierzę w te zabobony. – Komandarm skrzywił się z pogardą.

– Nic mi po czymś, co już dawno należy do piekła.

– W piekło też nie wierzę.

– Ono nie jest kwestią wiary, wiem coś o tym. – Konstanty wzruszył ramionami. – Władzę ostatecznie zdobędziesz ty lub Stalin.

– Ten komisarz polityczny co jest w sztabie Jegorowa? Znam go, ambitny, ale to nie jest nikt poważny.

– Nie doceniasz go…

– A wy go przeceniacie. Skoro zaś macie wiedzę mi niedostępną powiedzcie, jak byście uderzyli na Polaków.

– Wcale.

– I tyle warte wasze doradztwo. – Michaił popatrzył z pogardą na księcia.

– Są ważniejsze sprawy…

– Dla mnie priorytetowe jest zdobycie Warszawy.

– Skrwawisz armię, która mogłaby dla ciebie zdobyć Moskwę i carską koronę. Nie boisz się, że Polacy do obrony stolicy mogą zgromadzić wszelkie dostępne rezerwy?

– Nie tylko mogą, ale na pewno to robią – Michaił spojrzał z wyższością na Konstantego. – To, co nowego wojska mają, zbierają w Warszawie i właśnie tam je zniszczę.

– Warszawa jest na lewym brzegu Wisły, jeśli wysadzą mosty… – Przybysz znacząco zawiesił głos. – Staniecie.

– Kiedy moi chłopcy uderzą na Polaków i powtórzą sukces sołdatów marszałka Suworowa, to po tamtej stronie Wisły zupełnie morale upadnie i skapitulują, a wtedy zaniosę sztandar rewolucji uciemiężonym masom pracującym całej Europy.

– Wątpię, by was tam wyglądali.

– Komunizm zwycięży, ja zaś zaniosę sztandar rewolucji na zachód.

– Skoro się upierasz i odrzucasz carską koronę, to idź po śladach swego pradziada.

– W Rosji nie będzie już carów tylko rządy rad robotniczych.

– To się nie uda. Lud pragnie cara, obojętne białego czy czerwonego. Najważniejsze byś pozbawił Stalina sprzymierzeńców. Zacznij od konarmii Budionnego, a potem…

Wystrzał sprawił, iż Tuchaczewski poderwał się na łóżku. Ręka, którą trzymał nagana, zsunęła się z nocnej szafki, pistolet uderzył o ziemię i wypalił. W pokoju nie było nikogo innego. Komandarm szybko odprawił żołnierzy, którzy wpadli do pokoju sprawdzić, co się stało. Przez chwilę zastanawiał się nad wydarzeniami ze snu. Jako człowiek nowoczesny oczywiście nie wierzył, iż nawiedził go duch Konstantego. Uznał go za kreację podświadomości. Pomysł, by uderzyć na Warszawę obchodząc ją od północy, wydał mu się niezły. Postanowił go jednak odrobinę zmodyfikować, wiążąc obrońców polskiej stolicy również atakiem na wprost. Zwycięstwo zdawało się być w zasięgu ręki.

 

18 sierpnia roku 1920

Noc już niemal się kończyła, kiedy zmęczony komandarm mógł wreszcie choć na chwilę zasnąć. Ledwie przymknął powieki, usłyszał kroki. Po chwili stanął przed nim Konstanty Romanów.

– Oszukałeś mnie – rzekł z wyrzutem Tuchaczewski.

– Nieprawda.

– Przez ciebie przegrałem bitwę.

– Ja ci radziłem odpuścić sobie Warszawę, a wziąć się za Moskwę. Sam wybrałeś swój los, komandarmie.

– Precz, białogwardyjska żmijo!

– Mogę ci dać drugą szansę i jeszcze raz pomóc zdobyć carską koronę.

– Won!

– Jak chcesz. Przyjdzie taki dzień, w którym pożałujesz, że nie posłuchałeś mojej rady.

 

11 czerwca roku 1937

Zmaltretowany, pozbawiony wszystkich stopni i odznaczeń Michaił Tuchaczewski szedł korytarzem Łubianki na własną egzekucję. Nie czuł strachu. Po tym, co przeszedł w śledztwie, śmierć nie wydawała mu się wcale taka straszna. Starał się maszerować z dumą, ale dla enkawudzistów była to okazja do dodatkowych drwin. Drzwi przed nim otworzyły się, a ze środka ktoś zawołał.

– Towarzysz Tuchaczewski proszony na posiedzenie Biura Politycznego!

– Nie strzelacie do mnie, rozstrzeliwujecie Armię Czerwoną! – zawołał.

Ledwie wszedł do środka. Padł strzał.

– Partacze – wyszeptał Michaił, leżąc na ziemi.

– Ja bym tego tak nie określił. – Konstanty stał nad nim.

– Przecież żyję, na chwilę zemdlałem?

– Jesteś martwy. Zastrzelili cię całkiem fachowo.

– Jak to możliwe, przecież materializm dialektyczny… – Tuchaczewski patrzył na swe leżące ciało.

– Trzeba było zaufać nie jego teoretykom, ale mnie. Byłbyś dziś władcą na Kremlu, a nie trupem w piwnicach Łubianki.

– Podczas kampanii roku dwudziestego oszukałeś mnie, pomagając pańskiej Polsce. Nie mogłem ci wierzyć!

– O to nie możesz mieć żalu, ja zawsze chciałem być Polakiem i jako taki, nie mogłem postąpić inaczej.

– Przecież ty z Romanowów, carów.

– Carowie też mogą mieć marzenia i realizować je po swojemu. Widziałeś przecież, co robi Stalin…

– On nie jest carem! – automatycznie zareagował Michaił.

– Marszałku, wyście nic nie zrozumieli. No nic. Na was już czas. Żegnam.

 

Konstanty znikł, a przed Tuchaczewskim pojawił się ciemny tunel, na końcu którego migotało coś jakby płomienie. Wlatując tam ciągle słyszał słowa „Sam wybrałeś swój los, komandarmie.”

Koniec

Komentarze

Koncept niezły, ale wybór pretendenta zawalił wszystko. Tuchaczewski był zwyczajnie głupi. Za głupi na pretendenta wybranego przez Piekło. Człowiek, który potrafił jedynie zagazowywać rosyjskich chłopów, a na prawdziwrj wojnie, z jej logistyką (strategia taranowa – jeden z większych idiotyzmów!) w ogóle się nie orientował, byłby może dobrym politrukiem, ale na pewno nie carem. Co innego Stalin. Ten przerósł samego Iwana Groźnego. Z drobniejszych uwag – popoprawiaj rosyjskie słowa, są z błędami.

W mim opowiadaniu Konstanty podkreśla że chciał być Polakiem, wybranie na cara kandydata który jest słaby, mogłoby być dla Polski korzystne ;) 

Jest pomysł, jest Konstanty. Poniekąd dobry wybór, bo Wielki Książę Polaków kochał bez wzajemności, a jakkolwiek o Moskwę, a nie Warszawę niby się tu rozchodzi, bohater właściwy. Poza tym Konstanty był – wbrew polskiej propagandzie – chyba najinteligentniejszy z braci, więc taki pomysł w jego głowie mógł się narodzić. Choć pewnie sama pograłabym tym, że on nadal marzy o tym, żeby zostać królem Polski, z Wyspiańskim bym pograła.

 

Niestety mocno zawodzi wykonanie i to od samego początku. Pierwszy akapit zawiera i zaimkozę, i zły przecinek.

“Komandarm Michaił Tuchaczewski próbował zasnąć w swej polowej kwaterze. Mimo[-,] iż była już trzecia w nocy, sen nie przychodził.“

 

Druga rzecz – mam wrażenie, że forma “Romanów” nijak nie tłumaczy się w języku polskim i nigdy nie była używana. Jest, owszem, “Psałterz Dawidów” Kochanowskiego, ale to jest dawna forma, która dziś brzmiałaby “Dawidowy”, a powiedziałoby się w ogóle “[kogo] Dawida”. Tymczasem jakkolwiek nazwisko “Romanow” bierze się od “Romana” nie oznacza, że Konstanty czy ktokolwiek inny należy do jakiegoś Romana. Od biedy można by naciągać, że “Romanowy potomek” (na dodatek symbolicznie, bo linia męska rodu wygasła w pierwszej połowie XVIII w. i potem już chyba nawet w sukcesji pokrewieństwa nie było, tylko powinowactwo), ale używana forma to “Romanow” i nie ma sensu pseudo spolszczanie jej na siłę.

 

Aha, w tytule przed “komandarmie” powinien być przecinek. W tekście w tym samym zwrocie zresztą też.

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałam bez przykrości, ale, jako że to zupełnie nie moja bajeczka, obyło się i bez szczególnej satysfakcji.

 

– Skąd taki wnio­sek – Przy­bysz wy­da­wał się być roz­ba­wio­ny. –> Brak pytajnika po wypowiedzi.

 

– Jed­ne­mu zo­sta­ło le­d­wie czte­ry lata życia… –> – Jed­ne­mu zo­sta­ły le­d­wie czte­ry lata życia

 

– Ono nie jest kwe­stią wiary, wiem coś o tym – Kon­stan­ty wzru­szył ra­mio­na­mi. –> Brak kropki po wypowiedzi.

 

Po­mysł, by ude­rzyć na War­sza­wę ob­cho­dząc ją od pół­no­cy, wydał mu nie­zły. –> Po­mysł, by ude­rzyć na War­sza­wę, ob­cho­dząc ją od pół­no­cy, wydał mu się nie­zły.

 

Noc już nie­mal się koń­czy­ła, kiedy zmę­czo­ny Ko­man­darm mógł… –> Dlaczego wielka litera?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wskazane poprawki naniosłem, za uwagi dziękuję smiley

W "mimo iż" nadal straszy zbędny przecinek.

http://altronapoleone.home.blog

Mam jak Reg. Nie czytało się jakoś bardzo źle, ale cudów na drągu tu nie widzę. Ot, diabeł odwiedza znanego (mnie raczej słabo) z historii człowieka, proponuje układ.

Interpunkcja… Takie zestawienie “wołacze i przecinki”. Mówi Ci to coś, MPJ?

Mimo, iż była już trzecia w nocy, sen nie przychodził. Przymknął oczy,

O przecinku w środku spójnika już było. Dorzucę jeszcze ucieczkę podmiotu.

Babska logika rządzi!

ucieczka podmiotu czyli?

 

sen nie przychodził. Przymknął oczy,

W pierwszym zdaniu mowa o śnie. A w drugim? Odruchowo przyjmuje się, że skoro Autor nie podał nowego obiektu, to zostaje ten sam. Czyli to sen przymknął oczy. To chciałeś przekazać?

Babska logika rządzi!

Interesujący koncept, ale trochę mało. W sensie bardziej interesujące mogło by być pociągnięcie tego pomysłu dalej w czynach, bo same spotkania Tuchaczewskiego z diabłem i ich rozmowy to trochę mało. Czytało się nieźle, ale chrzęściło nie raz i nie dwa.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ok z tym podmiotem zdaje się załapałem o co chodzi. :) 

 

Im dłużej czytam komentarze tym bardziej mam ochotę dopisać coś co by rozjaśniło obraz sytuacji.

Nie krępuj się. Pewnie ktoś jeszcze zajrzy, niech czyta rozjaśnione. ;-)

Babska logika rządzi!

Antony Beevor w monografii wojny domowej w Hiszpanii kilka razy łączył stosowanie przestarzałych teorii przez sowieckich dowódców z upadkiem Tuchaczewskiego. Albo się mylił, albo upraszczał, albo Tuchaczewski nie był aż tak głupi ;-). Tu całkiem ciekawa dyskusja.

 

Łącząc dwie historyczne postaci w bardzo krótkim tekście musiałbyś wymyślić dość oryginalną puentę, żeby wszystko zapadło w pamięć. Refleksja, czy Stalin był, czy nie był carem, nie spełnia dla mnie tej roli. Zastanawiam się też nad sposobem wypowiadania się twojego bohatera. Dość podniosły. Myślisz, że naprawdę tak mówił? Choć fakt, że rozmówca był duchem, mógł nie być tu bez znaczenia…

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Był głupi i niedouczony. Jego "strategia taranowa" to po prostu ścinanie drzewa obuchem siekiery. Sami Rosjanie mawiają, że tak TEŻ można, tylko… po co?

Tuchaczeski nie był aż tak głupi. Sama w sobie koncepcja tarana brzmi dobrze. Zniszczyć wroga na początku operacji,  za pomocą zmasowanego ataku a potem gonić resztki nieprzyjaciela. Dowcip polegał na tym że Polacy nie dali mu tej bitwy. Chyba dla tego potem tworzył on w Rosji potężne wojska pancerne i spadochronowe 

 

Tiaaa, atakować leząc na ślepo naprzód czystą masą, BEZ zachowanego JAKIEGOKOLWIEK odwodu i rezerw strategicznych… Zaiste mędrzec…

NIE STWORZYŁ ani wojsk pancernych, ani spadochronowych. Co do pancernych – proponował wyprodukowanie (mizernej wówczas sowieckiej gospodarce), na przełomie lat 20 i 30 XX w. w KILKA LAT! – 100 TYSIĘCY czołgów. USA miały ich wówczas kilkadziesiąt, Wielka Brytania kilkaset, Francja też coś koło tego. Wg modelu i osiągów z końca I wś. I niech sobie stoją. W polu. i rdzewieją. Z pewnością obroniłyby ZSRR przed Niemcami w 1941. Nic dziwnego, że go Stalin odsunął, a potem ubił. Z takim wodzem armii i Hitler nie był potrzebny, by Rosjanie wymarli z głodu co do jednego, już kilkanaście lat przed wojną.

Co do wojsk spadochronowych – tu decyzję podjął sam Stalin – bo korpusy powietrznodesantowe do desantów na Europę Zachodnią powstawały w latach 1939-1941. Czyli już PO odsunięciu Tuchaczewskiego. W momencie ataku Niemiec były niepotrzebne i poszły w całości pod nóż, czyli do zatykania dziur we frontach.

Sam Tuchaczewski był WIEEEELKIM wodzem. Ale osiągnięcia militarne (a raczej ludobójcze) miał WYŁĄCZNIE w gazowaniu zrewoltowanych rosyjskich chłopów w guberni Tambowskiej na początku lat 20. . Wyciął ich tam kilkaset tysięcy w sumie. sam nie ukończył żadnej liczącej się szkoły, a te kursy jakie miał – pasowały raczej politrukowi a nie strategowi i planiście.

proponował wyprodukowanie (…) w. w KILKA LAT! – 100 TYSIĘCY czołgów. (…) I niech sobie stoją.

To mi przypomina Austro-Węgry, które miały pod koniec XIX w. jeden liczący się port w Trieście oraz nie posiadały kolonii, ale ponieważ wszyscy wokół budowali pancerniki, to i oni postanowili mieć flotę pancerników. Żeby sobie stały w porcie. Jedynym wymiernym efektem był wzrost antyaustriackich nastrojów we Włoszech, ponieważ Włosi byli przekonani, że Austria się zbroi, żeby odzyskać tereny w Italii…

http://altronapoleone.home.blog

Sama propozycja produkcji 100 tys czołgów w kraju, w którym wtedy nawet Magnitki i Donbasu nie było, a żołnierze w okręgach polarnych mieszkali w namiotach, jak zwierzęta, trąci bezmózgowiem totalnym. Bo ilu trzeba żołnierzy do obsady tych pierwowzorów czołgów? Do konserwacji, zapewnienia części, paliw, amunicji? Ie sprzętu do ich przewozu, Cała RKKA by nie wystarczyła! I to w czasie pokoju. Amerykanie w czadie wojny w Zatoce policzyli: Aby jeden abrams mógł z powodzeniem prowadzić działania bojowe, trzeba było zatrudnić w łańcuchu dostaw i obsługi circa 50 tys ludzi! Tuchaczewski to był fantasta a nie strateg. O, mógłby rosyjską wersję Czterech pancernych napisać (tam czterech wystarczy, by czołg grał i buczał gdzie popadnie). Tyle że z pisaniem też miał podobno kłopoty i inni to za nieho robili, wg "światłych wskazówek".

rybak ciutkę przesadzasz. Nawet w roku 1941 tuż przed wojną z Niemcami Rosjanie nie mieli 100 000 czołgów tylko około 20 000 czyli jakieś dwa razy więcej niż wszystkie inne państwa świata razem wzięte :) Większość tego parku pancernego stanowiły maszyny o podobnym uzbrojeniu, opancerzeniu i mobilności jak reszta świata.

Polacy w 1920 manewrowali i nie dali mu wymarzonej bitwy, w której zmiażdżyłby ich “masami taranującymi”. Tuchaczewski więc wyciągnął z tego wnioski i chciał mieć armię, która dogoni wroga i rozjedzie go taranem. Żeby mieć pewność, iż wróg go znów nie wymanewruje, stworzył wojska powietrzno-desantowe. Tak się bowiem składa, że pierwsze duże rosyjskie jednostki powietrzno-desantowe dały popis na manewrach w 1935 roku, a więc znacznie wcześniej niż twierdzisz ;)

Co do zaplecza dla tego pancernego tarana, to Rosjanie wbrew temu co twierdzisz mieli go całkiem sporo. Samych składów paliwa jakie Niemcy w czerwcu 1941 roku zdobyli starczyło na pokrycie 90% niemieckiego zapotrzebowania na paliwo mniej więcej do grudnia 1941. Ponadto to zaplecze było wstanie zasypać Niemców chmarami T-34. np pod Kurskiem na jeden (1) zniszczony niemiecki czołg przypadało  SIEDEM (7) rosyjskich a i tak Niemcy przegrali.  

Ja tu nawet pomijam fakt, iż szkoły oficerskie to on pokończył jeszcze za czasów carskich i przy pozostałych marszałkach CCCP był świetnie wykształcony. W CCCP to on wykładał, szkolił i co najwyżej robił sobie kursy polityczne.

 

Kiedy czytam coś historycznego i to o czasach, które mnie nie interesują, zależy mi na haczyku, który by mnie pociągnął. W tej historii tego zabrakło, tym bardziej, że znowu jakieś kontrakty z diabłem? Tego jest tak dużo. Twoje podejście do tematu też mnie nie ujęło – fajnie, że rozgorzała dyskusja i jest kilka punktów widzenia, ale to się wydarzyło pod tekstem. Postacie o których co nieco wiemy są takie… miałkie. 

Szkoda, bo uwielbiam historyczne klimaty. 

Sorki,nie mam czasu teraz walczyć z komórką, powiem tylko tyle, że nie masz racji. Dziś tylko króko: O Trandafiłłowie słyszałeś?

Deirdriu haczykiem miały być podpuchy Konstantyna i jego stwierdzenie, że chciał być Polakiem.

 

rybak chętnie podyskutuję :) 

podpuchy Konstantyna – chyba Konstantego? Tak się go odmienia po polsku

http://altronapoleone.home.blog

Z podpuchami to wyszedłby niezły żarcik, ale podczas czytania miałam wrażenie, że wszystko jest na poważnie. A takich historycznych opowiadań z absurdalnym odcieniem… hmm… to by było coś. 

Tyle, że ja już nie wierze w te zabobony.

Literówka.

Sam wybrałeś swój los[+,] komandarmie.

– Precz[+,] białogwardyjska żmijo!

Konstanty znikł, a przed Tuchaczewskim pojawił się ciemny tunel[+,] na końcu którego migotało coś jakby płomienie. Wlatując tam ciągle jakby słyszał słowa „Sam wybrałeś swój los[+,] komandarmie.”

No, nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Poprawki naniosłem 

 

drakaina – masz rację powinno być Konstantego

 

Nadal z komórki, więc krótko o głupocie Tuchaczewskiego: Proponuję lekurę "Oczyszczenia" Suworowa. M.in. genialny opis tej propozycji Tuchaczewskiego, by w ZSRS wprodukowano 100 tys czołgów w roku 1928. I co by z tego dla ZSRS wyniknęło. O innych kłopotach intelektualnych , min z liczeniem, tego tuza myśli wojskowej, też spiro, cytując w dodatku źródła. Pozdr.

 

No wiesz te 100 000 to było pokłosie pokutującej wówczas w Europie koncepcji wsadzenia każdego żołnierza w czołg (tankietkę) i w ten sposób uniknięcia powtórki z I WŚ. Czyli może słabo liczył ale umiał czytać po francusku :D 

Nie było takiej koncepcji u wojskowych.

Jednak była,  w swoich wspomnieniach opisał ją między innymi  Montgomery i jeszcze był dumny, że uznał ją za błędną ponieważ wedle niego piechota miała być zawsze podstawową siłą

 

Nowa Fantastyka