- Opowiadanie: ANDO - Ścieżka Orfeusza

Ścieżka Orfeusza

Witam. Po­ni­żej nowa wer­sja opo­wia­da­nia, znacz­nie zmie­nio­na w po­rów­na­niu do wcze­śniej­szej.

Wła­ści­wie, zo­stał z niej tylko po­czą­tek i frag­men­ty w środ­ku.

Za­pra­szam do czy­ta­nia i ko­men­to­wa­nia.

Ko­lej­ne po­praw­ki: do­da­łam kilka słów o bo­ha­te­rach.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ścieżka Orfeusza

Laura prze­sko­czy­ła przez płot na teren opusz­czo­nej fa­bry­ki. Owio­nął ją mrocz­ny chłód tego miej­sca, wy­raź­nie od­czu­wal­ny, po­mi­mo sło­necz­ne­go dnia. Zruj­no­wa­ne bu­dyn­ki stra­szy­ły oczo­do­ła­mi okien i odra­pa­ny­mi ścia­na­mi. Laura klu­czy­ła po­mię­dzy hał­da­mi żwiru, po­roz­rzu­ca­ny­mi ce­gła­mi, ka­wał­ka­mi bla­chy. Serce pod­cho­dzi­ło jej do gar­dła ze stra­chu, ale wie­dzia­ła, że musi wy­trwać.

„Je­stem do­pie­ro na po­cząt­ku drogi, tam na pewno bę­dzie dużo strasz­niej” – pod­szep­ty­wa­ła wy­obraź­nia dziew­czy­ny. „Nie, nie mogę się wy­co­fać, to zbyt ważne…”

Laura przy­po­mnia­ła sobie, jaka była szczę­śli­wa przez ostat­nie dwa mie­sią­ce, odkąd po­zna­ła Ka­mi­la. Wciąż pa­mię­ta­ła ich pierw­sze spo­tka­nie na ko­ry­ta­rzu uczel­ni. Ona uczy­ła się do eg­za­mi­nu z ro­man­ty­zmu, a on wła­śnie prze­niósł się z in­ne­go mia­sta i szu­kał dzie­ka­na­tu. Laura opro­wa­dzi­ła go po wy­dzia­le. Kamil za­pro­sił ją na kawę. Oka­za­ło się, że mają bar­dzo dużo wspól­nych te­ma­tów. Ona czy­ta­ła mu swoje wier­sze. On wy­po­ży­czał dla niej książ­ki z bi­blio­te­ki. Stali się pra­wie nie­roz­łącz­ni. Wy­da­wa­ło się, że każdy ko­lej­ny dzień wsta­je dla nich. A potem: bum. Jedna chwi­la i nagle po Ka­mi­lu zo­sta­ło tylko kilka zdjęć w smart­fo­nie.

Kiedy Laura do­wie­dzia­ła się, że jest szan­sa, by chło­pak wró­cił do życia, nie za­sta­na­wia­ła się długo. Mu­sia­ła mu pomóc. Bez wzglę­du na nie­bez­pie­czeń­stwo. Była pewna, że Kamil zro­bił­by dla niej to samo. Prze­cież po­wta­rzał tyle razy, że ona jest dla niego wszyst­kim.

Laura oglą­da­ła ko­lej­ne me­ta­lo­we drzwi z prze­rdze­wia­łej bla­chy. Szu­ka­ła sym­bo­lu, o któ­rym mó­wi­ła wróż­ka. Po­dob­no mógł go zo­ba­czyć tylko ten, kto na­praw­dę chciał wejść przez te drzwi i gotów był zmie­rzyć się ze swo­imi naj­więk­szy­mi kosz­ma­ra­mi.

Laura do­strze­gła znak na­ma­lo­wa­ny lśnią­cą, nie­bie­ską farbą. Do­tknę­ła go dło­nią i wy­po­wie­dzia­ła za­klę­cie drżą­cym z prze­ję­cia gło­sem. Usły­sza­ła szczęk­nię­cie zamka w drzwiach. Wy­star­czy­ło po­cią­gnąć za klam­kę i wejść. Laura wie­dzia­ła, że wtedy nie bę­dzie już od­wro­tu. W tej samej chwi­li roz­le­gło się wycie, cho­ciaż w po­bli­żu nie było ży­we­go ducha. Laura po­czu­ła dreszcz prze­bie­ga­ją­cy po karku. Na­ci­snę­ła klam­kę.

Drzwi otwo­rzy­ły się z upior­nym skrzyp­nię­ciem.

„Trze­ba być ostat­nim głup­kiem, żeby za życia pa­ko­wać się w za­świa­ty!” – Laura po­wtó­rzy­ła w my­ślach słowa wróż­ki.

Za­pa­li­ła la­tar­kę i za­głę­bi­ła się w ko­ry­tarz, który uj­rza­ła przed sobą. Wie­dzia­ła, że musi zejść do mrocz­ne­go świa­ta zmar­łych. Je­dy­nie w ten spo­sób miała szan­sę, by znowu na­praw­dę żyć. Mu­sia­ła kogoś od­szu­kać. Bez wzglę­du na wszyst­ko.

Nie­spo­dzie­wa­nie la­tar­ka zga­sła. Laura pró­bo­wa­ła ją za­pa­lić, ale nie mogła. Zro­bi­ło się cał­kiem ciem­no. Dziew­czy­nę ogar­nął strach. Miała ocho­tę krzy­czeć, lecz nie chcia­ła in­for­mo­wać istot z pod­zie­mi, gdzie jest. Wie­dzia­ła, że to nie­bez­piecz­ne. Do­tknę­ła zim­nej ścia­ny ko­ry­ta­rza. Za­czę­ła po­wo­li iść na­przód. Ostroż­nie sta­wia­ła kroki, wy­szu­ki­wa­ła po omac­ku drogę. Wokół sły­sza­ła ja­kieś szep­ty, coś po­pi­ski­wa­ło i prze­my­ka­ło obok niej. Laura cią­gle szła na­przód, cho­ciaż miała wiel­ką ocho­tę za­wró­cić.

Ko­ry­tarz skrę­cił nie­spo­dzie­wa­nie, a ciem­no­ści nagle się skoń­czy­ły. Laura zna­la­zła się na placu przy­po­mi­na­ją­cym dwo­rzec au­to­bu­so­wy.

– Pro­szę wsia­dać! Pro­szę się po­spie­szyć! – roz­legł się głos gdzieś z góry.

Na jed­nym z przy­stan­ków stał biały au­to­kar. W tamtą stro­nę szli lu­dzie wy­ła­nia­ją­cy się z tu­ne­li. Laura ru­szy­ła za nimi. Nie­zna­jo­mi wy­glą­da­li zwy­czaj­nie, ale gdy dziew­czy­na przy­pad­kiem do­tknę­ła czy­jejś ręki, po­czu­ła przej­mu­ją­cy chłód.

Tłum za­trzy­mał się przed za­mknię­tym au­to­bu­sem. Na przed­niej szy­bie wozu znaj­do­wa­ła się ta­blicz­ka: „Niebo przez czy­ściec”. Na boku po­jaz­du wy­ma­lo­wa­no ogrom­ne logo z roz­pię­ty­mi skrzy­dła­mi i na­pi­sem „Eden Sp. z o.o.”. Laura wie­dzia­ła od wróż­ki, że po­win­na po­je­chać tym au­to­bu­sem.

Kiedy drzwi się otwo­rzy­ły, lu­dzie za­czę­li pchać się do środ­ka. W końcu Lau­rze udało się do­stać na scho­dy po­jaz­du. Za kie­row­ni­cą zo­ba­czy­ła si­we­go męż­czy­znę. Do bia­łej ko­szu­li miał przy­pię­tą pla­kiet­kę „Piotr”.

Si­wo­wło­sy roz­ma­wiał po kolei z każ­dym nowym przy­by­szem. Tylko wy­bra­nym po­zwo­lił zająć miej­sce w środ­ku. Po­zo­sta­li mu­sie­li wy­siąść.

Kiedy przy­szła kolej Laury, kie­row­ca po­pa­trzył na nią ze zdzi­wie­niem.

– Wra­caj do domu, póki jesz­cze ży­jesz – po­wie­dział. – Pod­zie­mia są dla zmar­łych. Po co tu przy­szłaś?

– Szu­kam kogoś – od­par­ła Laura. – Kamil umarł trzy dni temu. Muszę go od­na­leźć.

Po­pa­trzy­ła bła­gal­nie na kie­row­cę.

– Nie masz po­ję­cia, o co pro­sisz – mruk­nął. – Poza tym, nie do­je­dziesz do swo­je­go Ka­mi­la tym au­to­bu­sem.

– Dla­cze­go? – zdzi­wi­ła się Laura.

– To pro­ste. Twój chło­pak tra­fił do pie­kła – od­parł kie­row­ca.

Laura nie mogła uwie­rzyć w jego słowa. Dotąd wy­da­wa­ło jej się, że Kamil był do­brym czło­wie­kiem. Dla­cze­go zna­lazł się w pie­kle? Laura była pewna, że za­szła jakaś po­mył­ka. Nie za­mie­rza­ła re­zy­gno­wać. Sły­sza­ła wcze­śniej, jak kie­row­ca od­sy­łał ludzi do pie­kła. Kazał im iść wąską, as­fal­to­wą drogą, od­cho­dzą­cą od placu.

– Bar­dzo nie­roz­sąd­ne, pchać się w łapy dia­błów i sa­me­go Lu­cy­fe­ra – po­wie­dział kie­row­ca, jakby od­gadł jej myśli. – Wra­caj do domu!

– Ro­zu­miem, do wi­dze­nia – od­par­ła. Nie za­mie­rza­ła re­zy­gno­wać, ale uzna­ła, że le­piej nie zdra­dzać swo­ich pla­nów.

– Za­wróć! Nie masz szans! – za­wo­łał za nią kie­row­ca.

Laura nie słu­cha­ła dłu­żej. Wy­sia­dła z au­to­bu­su. Znów zna­la­zła się na placu. Kiedy się ro­zej­rza­ła, zo­ba­czy­ła ta­blicz­kę ze strzał­ką i na­pi­sem: „Pie­kło 1283 km. Ży­czy­my miłej po­dró­ży”. Laura po­szła w tam­tym kie­run­ku. Do­tar­ła do bram­ki od­dzie­la­ją­cej szosę od placu. Wokół zgro­ma­dzi­ło się sporo ludzi. Każdy, kto chciał wejść na drogę, mu­siał za­ło­żyć ple­cak, do któ­re­go męż­czyź­ni w czar­nych gar­ni­tu­rach wrzu­ca­li po kilka ce­gieł.

– Czym mogę panu słu­żyć? Pani do pie­kła? Pro­szę ode­brać bagaż i prze­cho­dzić dalej. Pan też wy­bie­ra się w drogę? Wi­ta­my! Ple­ca­czek pro­szę – mó­wi­li z uśmie­chem.

Lu­dzie za­kła­da­li ba­ga­że, po czym prze­kra­cza­li bram­kę i ru­sza­li as­fal­to­wą drogą. Laura przy­glą­da­ła im się z pew­nej od­le­gło­ści. Za­sta­na­wia­ła się, czy za­ry­zy­ko­wać spo­tka­nie z isto­ta­mi przy bram­ce. Jed­nak wy­glą­da­ło na to, że nie ma in­ne­go wyj­ścia.

– Mogę cię pod­wieźć – usły­sza­ła czyjś głos za ple­ca­mi.

Od­wró­ci­ła się. Za nią stał młody męż­czy­zna w blu­zie z kap­tu­rem i w dżin­sach. Z wy­glą­du nie róż­nił się ni­czym od in­nych osób cze­ka­ją­cych w ko­lej­ce, poza jed­nym szcze­gó­łem. Miał po­ma­rań­czo­we oczy.

– Sły­sza­łem twoją roz­mo­wę z Pio­trem. Po­mo­gę ci – po­wie­dział, uśmie­cha­jąc się do Laury.

– Dzię­ku­ję, po­ra­dzę sobie – od­par­ła.

– Przej­dziesz ponad ty­siąc ki­lo­me­trów z ple­ca­kiem? Wąt­pię. Pie­szo nigdy nie znaj­dziesz swo­je­go chło­pa­ka.

Laura nie ufała nie­zna­jo­me­mu.

– Kim je­steś?

– Na­zy­wa­ją mnie Dev.

– Dev od devil?

– Za­le­d­wie ma­lut­ki dia­be­łek. – Uśmiech­nął się. – Je­stem kimś w ro­dza­ju ob­ser­wa­to­ra. Jeż­dżę po oko­li­cy, pa­trzę, co się dzie­je. Nie cier­pię tego waż­nia­ka, Pio­tra. Wy­da­je mu się, że zjadł wszyst­kie ro­zu­my! Po­ka­że­my mu, że się myli. Zo­bacz, tam jest mój po­jazd. Wsia­dasz?

Nie­da­le­ko nich stał za­par­ko­wa­ny mo­to­cykl. Laura zdzi­wi­ła się, że wcze­śniej go nie do­strze­gła.

Wa­ha­ła się, czy przy­jąć pomoc nie­zna­jo­me­go. Wróż­ka mó­wi­ła jej, żeby nie ufała ni­ko­mu poza Pio­trem i tylko z nim je­cha­ła na po­szu­ki­wa­nia. Ale wróż­ka nie prze­wi­dzia­ła, że Kamil znaj­dzie się w pie­kle. Laura chcia­ła go od­na­leźć za wszel­ką cenę.

– Je­dzie­my – zde­cy­do­wa­ła.

– Jeden wa­ru­nek – po­wie­dział Dev. – Po­mo­gę ci, ale ty opo­wiesz mi o sobie.

– Teraz?!

– Nie, póź­niej. Bar­dzo cie­ka­wią mnie tacy lu­dzie, któ­rzy za życia chcą wejść do pie­kła. To jak, zgoda?

– Do­brze – od­par­ła.

Dev wsiadł na motor, a Laura usa­do­wi­ła się za nim.

– Prze­je­dzie­my obok szla­ba­nu. Cza­sem prze­wo­żę dusze, nie po­win­ni się dzi­wić – wy­ja­śnił.

Męż­czy­zna uru­cho­mił sil­nik. Motor za­war­czał, po czym ru­szył.

– Z drogi! – za­wo­łał Dev do ludzi cze­ka­ją­cych przy bram­ce. Na opie­sza­łych za­trą­bił klak­so­nem. Ucie­kli na boki.

Laura po­my­śla­ła, że Dev za­mie­rza sta­ra­no­wać szla­ban, ale o dziwo, prze­szko­da otwo­rzy­ła się przed nimi i nikt nie pró­bo­wał ich za­trzy­mać.

Laura i Dev po­mknę­li as­fal­to­wą drogą, która zda­wa­ła się nie mieć końca. Dev je­chał szyb­ko, cza­sem trą­bił na pie­szych idą­cych środ­kiem. Po obu stro­nach szosy wzno­si­ły się stro­me, nie­mal pio­no­we skały. Oko­li­ca wy­glą­da­ła jak wy­mar­ła, je­dy­nie na dro­dze trwał nie­ustan­ny ruch. Lu­dzie z ple­ca­ka­mi szli po­wo­li, ję­cze­li, a nie­któ­rzy przy­sia­da­li na po­bo­czu. Ktoś chciał za­trzy­mać motor, ale Dev omi­nął go zręcz­nie. Pę­dził coraz szyb­ciej, z gra­cją po­ko­nu­jąc ostre za­krę­ty. Nagle zje­chał z as­fal­to­wej szosy w mniej­szą, wy­ło­żo­ną kost­ką bru­ko­wą.

– Stój! Po­my­li­łeś drogę! – za­wo­ła­ła Laura.

– To skrót! – krzyk­nął Dev.

Laura z nie­po­ko­jem pa­trzy­ła, jak od­da­la­ją się od szosy, po któ­rej wę­dro­wa­li lu­dzie z ple­ca­ka­mi.

– Stop! Za­trzy­maj się! – za­wo­ła­ła, ale Dev jej nie słu­chał.

– Wy­sko­czę! – za­gro­zi­ła. Za­czę­ła go szar­pać za ra­mio­na.

Dev za­ha­mo­wał i za­trzy­mał motor.

– Spo­koj­nie! Nie mo­żesz iść tamtą drogą, bo straż­ni­cy od razu cię zła­pią – po­wie­dział.

– Straż­ni­cy? – zdzi­wi­ła się Laura.

– Szu­ka­ją tych, któ­rzy kom­bi­nu­ją po dro­dze do pie­kła. Straż­ni­cy wy­glą­da­ją, jakby do­pie­ro wsta­li z grobu. Mu­sisz ich uni­kać. Zdra­dzę ci se­kret. W każ­dej chwi­li mo­żesz znów zna­leźć się na po­wierzch­ni. Wy­star­czy, że po­wiesz trzy razy: chcę wró­cić do domu. Jed­nak wtedy nigdy wię­cej nie tra­fisz tutaj za życia.

– Na pewno nie wrócę bez Ka­mi­la – po­wie­dzia­ła Laura.

– Tego nie wiesz. Spo­tka­ją cię różne przy­go­dy. Je­steś śmier­tel­na, isto­ty z za­świa­tów mogą cię zabić, albo spra­wić ci ból. Bar­dzo wiele bólu. Straż­ni­cy zwy­kle ob­dzie­ra­ją ze skóry ta­kich jak ty.

Laura za­drża­ła. Pró­bo­wa­ła uda­wać, że te słowa nie zro­bi­ły na niej żad­ne­go wra­że­nia.

Dev ru­szył, a Laura nie pro­te­sto­wa­ła. Wkrót­ce zna­leź­li się na ulicy mia­sta. Dev je­chał po­wo­li. Laura mogła przyj­rzeć się mi­ja­nym domom. Stra­szy­ły po­wy­bi­ja­ny­mi okna­mi. Miej­sca­mi ścia­ny były zbu­rzo­ne, a dachy po­dziu­ra­wio­ne, jakby przed chwi­lą prze­szedł tam­tę­dy jakiś ka­ta­klizm.

Zmrok za­pa­dał szyb­ko. Wkrót­ce widać było je­dy­nie kon­tu­ry bu­dow­li, z rzad­ka oświe­tla­nych la­tar­nia­mi.

Dev za­trzy­mał mo­to­cykl.

– Wi­dzisz to świa­tło na górze? – za­py­tał. 

– Tak – od­par­ła Laura.

Czer­wo­ny punkt świe­cił w ciem­no­ściach.

– Tam, na wzgó­rzu, stoi dom Lu­cy­fe­ra – po­wie­dział Dev. – Jeśli zdo­łasz do niego do­trzeć, masz szan­sę ne­go­cjo­wać. Je­że­li wcze­śniej zła­pią cię straż­ni­cy, marny twój los. Idź, zanim się tu zja­wią.

– Dzię­ku­ję – od­par­ła, zsia­da­jąc z mo­to­ru.

– Dro­biazg. Po­wo­dze­nia!

Dev od­pa­lił sil­nik i od­je­chał.

Laura zo­sta­ła sama. Na szczę­ście, nie do­strze­gła żad­ne­go straż­ni­ka, ale wie­dzia­ła, że mogli usły­szeć mo­to­cykl. Po­bie­gła w stro­nę czer­wo­ne­go świa­tła na wzgó­rzu.

Nagle usły­sza­ła czy­jeś kroki. Z bocz­nej ulicy ktoś wy­szedł. To mu­siał być straż­nik. W świe­tle la­tar­ni Laura do­strze­gła ohyd­ną twarz trupa. Scho­wa­ła się pod ścia­ną domu. Za­sty­gła w ocze­ki­wa­niu. Miała na­dzie­ję, że straż­nik jej nie za­uwa­ży i pój­dzie dalej, lecz on wark­nął coś gar­dło­wo, po czym ru­szył w jej stro­nę. Laura ze­rwa­ła się do biegu.

Z innej ulicz­ki wy­bie­gło dwóch ko­lej­nych prze­śla­dow­ców. Do­łą­czy­li do po­go­ni. Laura przy­spie­szy­ła. Czuła, że bra­ku­je jej sił. Płuca od­ma­wia­ły po­słu­szeń­stwa, a gar­dło­we po­mru­ki straż­ni­ków sły­sza­ła coraz bli­żej za ple­ca­mi. Przy­po­mnia­ła sobie, co po­wie­dział Dev. Wy­star­czy­ło za­wo­łać trzy razy, że chce wró­cić do domu.

“Nie! Nie mogę” – po­my­śla­ła.

Zo­ba­czy­ła, że przed nią wzno­si się ogrom­ny, biały bu­dy­nek. Przed wej­ściem po­ja­wi­ła się ko­bie­ta w bia­łym far­tu­chu.

– Tutaj! – za­wo­ła­ła do Laury.

Dziew­czy­na sko­rzy­sta­ła z za­pro­sze­nia. Wbie­gła do środ­ka, a ko­bie­ta za­trza­snę­ła drzwi.

– Dzię­ku­ję – wy­dy­sza­ła Laura.

Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się jakoś dziw­nie. Laura zdą­ży­ła za­uwa­żyć, że nie­zna­jo­ma zbli­ża się do niej ze strzy­kaw­ką, a póź­niej za­le­gła ciem­ność.

Laura obu­dzi­ła się na szpi­tal­nym łóżku. Wokół niej krzą­ta­ło się dwoje ludzi w bia­łych far­tu­chach.

– Przy­go­tu­je­my ją do ope­ra­cji – mó­wi­ła ko­bie­ta, która otwo­rzy­ła Lau­rze drzwi.

– Jak zwy­kle? – za­py­tał męż­czy­zna o po­stu­rze za­pa­śni­ka.

– Oczy­wi­ście. Otwo­rzy­my ją na żywo – od­par­ła ko­bie­ta, kła­dąc na stole piłę i skal­pel.

Laura czuła, że ogar­nia ją prze­ra­że­nie. Po­wstrzy­my­wa­ła się, żeby nie krzyk­nąć. Chcie­li ją po­kro­ić żyw­cem. Przy­po­mnia­ła sobie słowa prze­woź­ni­ka. Mogła wró­cić do domu, ale wtedy nigdy już nie zo­ba­czy Ka­mi­la. Laura zo­rien­to­wa­ła się, że nie jest zwią­za­na, lecz wąt­pi­ła, by udało jej się po­ko­nać tych dwoje. Uda­wa­ła, że śpi, a jed­no­cze­śnie go­rącz­ko­wo za­sta­na­wia­ła się, jak uciec. Nadal miała na sobie pra­wie całe ubra­nie, za­bra­li jej tylko buty, skar­pet­ki i kurt­kę.

– Idź po pasy. Mu­si­my ją unie­ru­cho­mić, zanim się obu­dzi – po­wie­dzia­ła ko­bie­ta do to­wa­rzy­sza.

Laura uzna­ła, że to dla niej do­sko­na­ła szan­sa. Kiedy męż­czy­zna wy­szedł, od­cze­ka­ła mo­ment, po czym ze­rwa­ła się z łóżka.

– Stój! – za­wo­ła­ła ko­bie­ta, ale Laura nie za­mie­rza­ła jej słu­chać.

Po­gna­ła ko­ry­ta­rzem przed sie­bie. Mi­ja­ła rzędy pu­stych łóżek. Ktoś za nią biegł. Do­strze­gła otwar­te okno. Nie­wie­le my­śląc, wy­sko­czy­ła przez nie na ze­wnątrz.

Na szczę­ście, było nisko. Upa­dła na trawę. Tro­chę się po­obi­ja­ła, ale szyb­ko wsta­ła i dała nurka po­mię­dzy drze­wa. Wy­so­ko, nad sobą, zo­ba­czy­ła czer­wo­ne świa­tło. Dom Lu­cy­fe­ra. Od celu od­dzie­la­ło ją je­dy­nie ska­li­ste wznie­sie­nie. Ru­szy­ła w tamtą stro­nę. Drża­ła od chło­du. Ka­mie­nie bo­le­śnie ra­ni­ły bose stopy. Ręce gra­bia­ły z zimna.

Laura za­czę­ła się wspi­nać po zbo­czu, które oka­za­ło się bar­dziej stro­me, niż po­cząt­ko­wo wy­glą­da­ło. Sta­ra­ła się nie pa­trzeć w dół. Od dziec­ka miała lęk wy­so­ko­ści. Krę­ci­ło jej się w gło­wie, a ręce drę­twia­ły. Ko­la­na trzę­sły się, od­ma­wia­jąc po­słu­szeń­stwa. Po­śli­zgnę­ła się i omal nie spa­dła. Prze­ra­żo­na, przy­war­ła do skały. Dobrą chwi­lę trwa­ło, zanim tro­chę się uspo­ko­iła. Znów za­czę­ła się wspi­nać.

„Muszę wy­trzy­mać, zaraz bę­dzie po wszyst­kim” – my­śla­ła.

Wresz­cie wgra­mo­li­ła się na szczyt. Ogrom­ny dom przy­po­mi­na­ją­cy pałac wzno­sił się tuż przed nią. Czer­wo­ny lam­pion roz­ta­czał wo­ko­ło upior­ny blask. Laura do­wlo­kła się do wej­ścia. Zła­pa­ła za klam­kę. Drzwi otwo­rzy­ły się cicho.

Prze­stron­nym ko­ry­ta­rzem Laura do­tar­ła do ogrom­nej sali. Na ścia­nie zo­ba­czy­ła mnó­stwo te­le­wi­zo­rów, a na nich obraz z róż­nych czę­ści za­świa­tów.

Na skó­rza­nej ka­na­pie sie­dział przy­stoj­ny, czar­no­wło­sy męż­czy­zna z kozią bród­ką. Był ubra­ny w gar­ni­tur i białą ko­szu­lę. Wy­glą­dał, jakby do­pie­ro wy­szedł z sa­lo­nu mody i od fry­zje­ra.

– Witaj w sie­dzi­bie księ­cia pie­kieł – po­wie­dział, pa­trząc na Laurę prze­ni­kli­wym wzro­kiem.

– Dzień dobry – od­par­ła cicho.

Pod ścia­ną war­cza­ły dwa ogrom­ne wilki. Pil­no­wa­ły drzwi z czer­wo­nym na­pi­sem „Nie prze­szka­dzać!”.

– Cicho, pie­ski! – za­wo­łał ciem­no­wło­sy męż­czy­zna. – Co cię spro­wa­dza w nasze skrom­ne progi? Bo chyba nie żądza przy­gód, co?

– Chcę cię pro­sić, żebyś oddał mi mo­je­go Ka­mi­la. Nie mogę bez niego żyć – po­wie­dzia­ła Laura.

– Hmmm… A co ja będę z tego miał? Mógł­bym po­zwo­lić pie­skom, żeby cię roz­szar­pa­ły. Tro­chę byśmy się ro­ze­rwa­li… – za­chi­cho­tał. – Albo mógł­bym za­brać ci duszę. Uwię­zić cię tu na za­wsze, żebyś mi słu­ży­ła. Zda­jesz sobie spra­wę, w co się wpa­ko­wa­łaś?

– Bez Ka­mi­la moje życie nie ma sensu – od­par­ła. – Pro­szę… Sły­sza­łam, że kiedy chce się kogoś od­zy­skać z za­świa­tów, trze­ba na czymś za­grać. Jak Or­fe­usz. Nie­ste­ty, nie umiem. Wy­my­śli­łam coś in­ne­go.

Laura za­czę­ła śpie­wać cien­kim gło­sem. Sta­ra­ła się z całej siły, ale wy­szło nieco fał­szy­wie.

Nagle drzwi, któ­rych pil­no­wa­ły wilki, otwo­rzy­ły się z hu­kiem.

– Ro­ki­ta! Za­mknij się wresz­cie! Prze­szka­dzasz mi grać! – za­wo­łał ktoś.

Po chwi­li do środ­ka wbiegł Dev. W ręce trzy­mał ga­me­pad od kon­so­li.

– Ja nie śpie­wa­łem! To ona! – Ciem­no­wło­sy wska­zał oskar­ży­ciel­sko na Laurę.

A ona pa­trzy­ła na Deva.

– To ty! – za­wo­ła­ła zdzi­wio­na.

– Nie­spo­dzian­ka – od­parł.

– Dla­cze­go nie po­wie­dzia­łeś mi, że pra­cu­jesz dla Lu­cy­fe­ra?

– Nie py­ta­łaś. Poza tym, wcale dla niego nie pra­cu­ję.

– Prze­cież je­ste­śmy u niego w domu – za­uwa­ży­ła Laura.

– Je­ste­śmy u mnie – od­parł Dev. – Ten bro­da­ty to mój asy­stent. Tylko nie mów, że znów mnie uda­wał! Ro­ki­ta! Tyle razy cię pro­si­łem! Zejdź mi z oczu! Za­bie­raj psy na spa­cer, ale już!

– Jak chcesz – mruk­nął ciem­no­wło­sy. Chwy­cił be­stie za ob­ro­że, po czym wy­niósł się z sa­lo­nu.

Kiedy Dev i Laura zo­sta­li sami, dziew­czy­na po­wie­dzia­ła:

– Nawet nie wie­dzia­łam, że je­cha­łam na mo­to­rze z samym wład­cą pie­kieł. Dev, ma­lut­ki dia­be­łek. A ja dałam się na­brać!

– Nie oszu­ka­łem cię – od­parł. – Po­da­łem ci moje prze­zwi­sko. Czę­sto go uży­wam, za­miast ofi­cjal­ne­go imie­nia. Poza tym, zo­bacz sama, jaki ze mnie mały, bied­ny dia­be­łek. Sie­dzę tu pra­wie sam, ska­za­ny na to­wa­rzy­stwo mo­je­go asy­sten­ta. Można umrzeć z nudów. Do­brze, że cza­sem prze­ja­dę się na mo­to­rze, albo po­znam kogoś cie­ka­we­go. Aż mi jest żal sa­me­go sie­bie.

Dev zro­bił smut­ną minę.

– Jed­ne­go nie ro­zu­miem. Dla­cze­go nie po­roz­ma­wia­li­śmy tam, na placu, tylko do­pie­ro tutaj? – za­py­ta­ła Laura.

– Mu­sia­łem cię spraw­dzić. Poza tym, i tak po­trak­to­wa­łem cię ulgo­wo. Po­lu­bi­łem cię.

– Miło – od­par­ła. – Od­dasz mi Ka­mi­la?

– Być może. W sumie, ostat­nio i tak mamy nad­kom­plet dusz. Ale naj­pierw mu­sisz coś zo­ba­czyć.

Dev pstryk­nął pal­ca­mi. Wy­łą­czył wszyst­kie te­le­wi­zo­ry oprócz jed­ne­go. Na ekra­nie Laura zo­ba­czy­ła Ka­mi­la. Je­chał sa­mo­cho­dem.

– Za­sta­na­wia­łaś się choć przez chwi­lę, dla­cze­go twój chło­pak zna­lazł się w pie­kle? – za­py­tał Dev.

– Bo zabił kogoś w wy­pad­ku?

– Nie tylko – od­parł. – Zo­bacz sama.

Na fil­mie Kamil za­trzy­mał się przed ja­kimś blo­kiem. Cze­ka­ła na niego dziew­czy­na, która rzu­ci­ła mu się na szyję. Za­czę­li się ca­ło­wać.

Laura po­czu­ła się, jakby ktoś ją spo­licz­ko­wał. Nie mogła uwie­rzyć w to, co zo­ba­czy­ła.

– To kłam­stwo! Kamil taki nie jest! – za­wo­ła­ła.

– Na­praw­dę? Spy­taj go sama. – Dev znów pstryk­nął pal­ca­mi. Obok niego po­ja­wił się Kamil, tro­chę wy­mę­czo­ny, w wy­mię­tym ubra­niu.

– Witaj, Romeo – za­drwił Dev. – Opo­wiedz nam o swo­jej dru­giej dziew­czy­nie.

– Kamil! Po­wiedz, że to wszyst­ko kłam­stwo! – za­wo­ła­ła Laura.

Męż­czy­zna zwie­sił głowę i mil­czał.

– Zaraz, jak ona się na­zy­wa­ła? Kasia? Mo­ni­ka? – wtrą­cił się Dev.

– Asia. To była tylko krót­ka przy­go­da. Prze­pra­szam, Lauro – po­wie­dział Kamil.

– I co? Na­praw­dę, chcesz go za­brać ze sobą? Za­słu­żył? Ty dla niego ze­szłaś do pie­kła, a on cię zdra­dził – po­wie­dział Lu­cy­fer.

Laura mil­cza­ła. Spoj­rza­ła na Ka­mi­la. Roz­cza­ro­wał ją, ale prze­cież sam się przy­znał. Wa­ha­ła się. Miała ocho­tę od­wró­cić się na pię­cie i odejść, to znów chcia­ła ra­to­wać Ka­mi­la, mimo wszyst­ko.

– Za­bie­ram go – od­par­ła w końcu.

– Cóż, jak chcesz. Pa­mię­taj, że obie­ca­łaś mi opo­wie­dzieć swoją hi­sto­rię. Kie­dyś, przy oka­zji.

– Pa­mię­tam.

Dev kla­snął w dło­nie.

Laura i Kamil zna­leź­li się przed drzwia­mi fa­bry­ki.

– Je­steś boska! – za­wo­łał Kamil. – Prze­pra­szam, wy­bacz mi. Ja już nigdy…

Chciał przy­tu­lić Laurę.

– Zo­ba­czy­my – od­par­ła, od­su­wa­jąc go od sie­bie.

*

Od wy­pra­wy do pie­kła minął mie­siąc. Laura czuła, że coś się zmie­ni­ło. Nie po­tra­fi­ła już za­ufać Ka­mi­lo­wi. Prze­sta­ło ją nawet ob­cho­dzić, czy on spo­ty­ka się z Asią. A dzi­siaj oznaj­mi­ła mu, że to ko­niec.

Laura szła par­ko­wą alej­ką. Wra­ca­ła do domu po roz­mo­wie z Ka­mi­lem. Była smut­na, ale też czuła się lekko.

– Opo­wiesz mi teraz o sobie? Wresz­cie mamy dużo czasu – usły­sza­ła.

Dev sie­dział na ławce i uśmie­chał się do niej.

– Prze­cież obie­ca­łam – od­par­ła.

 

ANDO

Koniec

Komentarze

Nie po­rwa­ło. Więk­szość tek­stu wy­glą­da jak opis gry i po­sta­ci po­ko­nu­ją­cej ko­lej­ne prze­szko­dy. Twist mało ory­gi­nal­ny, to już by­wa­ło, za­koń­cze­nie z nóg nie zwala, choć ostat­nie zda­nie ma po­ten­cjał. Opis pie­kła i Lu­cy­fe­ra też nie­ory­gi­nal­ny. Scen­ka jak scen­ka, prze­czy­ta­łam kom­plet­nie bez emo­cji. Fa­bu­lar­nie na­iw­ne – ona tak po pro­stu lezie i mówi Lu­cy­fe­ro­wi, że żyć bez fa­ce­ta nie może? No i po­wią­za­nie za­świa­tów grec­kich (prze­woź­nik) z chrze­ści­jań­ską wizją wy­szło zde­cy­do­wa­nie mniej prze­ko­nu­ją­co niż Dan­te­mu :P

Wy­ko­na­nie cał­kiem przy­zwo­ite.

 

Mu­sia­ła GO od­szu­kać. – nie wy­glą­da (i nie brzmi) to naj­le­piej

 

– Muszę od­na­leźć mo­je­go Ka­mi­la. Umarł trzy dni temu. Ty wiesz, gdzie on jest.

Pro­szę, za­wieź mnie do niego – po­wie­dzia­ła jed­nym tchem, pa­trząc bła­gal­nie na prze­woź­ni­ka.

→ nie­po­trzeb­ny nowy aka­pit

 

Spo­tka­ją cię różne przy­go­dy. Je­steś śmier­tel­na, mogą cię zabić, albo spra­wić ci ból. – ta per­so­ni­fi­ka­cja przy­gód to śred­ni po­mysł, w do­dat­ku chyba nie­za­mie­rzo­ny ;)

 

– Nie! Nie mogę – po­my­śla­ła. → myśli nie za­pi­su­je­my w for­mie kwe­stii dia­lo­go­wych

 

– Tutaj! – za­wo­ła­ła do Laury, wska­zu­jąc otwar­te drzwi.

Dziew­czy­na sko­rzy­sta­ła z tego za­pro­sze­nia. Wbie­gła do środ­ka, a ko­bie­ta za­trza­snę­ła drzwi.

 

Był ubra­ny w gar­ni­tur i białą ko­szu­lę z ża­bo­tem. – żabot do gar­ni­tu­ru? mam pro­blem z wy­obra­że­niem sobie tego, a już zwłasz­cza z uzna­niem za dobry gust…

 

Pod ścia­ną war­cza­ły dwa ogrom­ne wil­ko­ła­ki. – skąd wie­dzia­ła, że to wil­ko­ła­ki??

http://altronapoleone.home.blog

Nie­ste­ty moja przed­mów­czy­ni ma rację. “Igrasz­ki z dia­błem” to to nie są i gdzie tam Lau­rze do Kasi którą grała Mag­da­le­na Za­wadz­ka.

Och, jaki to był cudny spek­takl!

http://altronapoleone.home.blog

Mnie też nie rzu­ci­ło na ko­la­na.

Ko­lej­na bo­ha­ter­ka, po uszy za­ko­cha­na w chło­pa­ku, który wcale na to nie za­słu­gu­je. Ile to już ta­kich było? Trud­no mi było jej ki­bi­co­wać.

I za łatwo jej po­szło – w ni­bysz­pi­ta­lu usłuż­nie wszyst­ko wy­pa­pla­li, a skrę­po­wać po­sta­no­wi­li do­pie­ro potem, Lu­cy­fer zgo­dził się wła­ści­wie bez po­wo­du… Tro­chę po­bie­ga­ła i za­ła­twio­ne.

I cie­ka­we, czy prze­woź­nik do nieba też by dziew­czy­nę za­wiózł za garść pier­ścion­ków.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie po­rwa­ło, nie­ste­ty. Ot, taka sobie miał­ka fa­buł­ka o wiel­kim po­świę­ce­niu w imię jesz­cze więk­szej mi­ło­ści, tyle że z całej opo­wiast­ki nic nie wy­ni­ka.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia.

 

– Je­stem do­pie­ro na po­cząt­ku drogi, TAM na pewno bę­dzie dużo strasz­niej – pod­szep­ty­wa­ła wy­obraź­nia dziew­czy­ny. – Nie, nie mogę się wy­co­fać, to zbyt ważne… –> Czy Laura my­śla­ła wiel­ki­mi li­te­ra­mi?

Tu znaj­dziesz po­rad­nik, jak za­pi­sy­wać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Laura do­strze­gła znak wy­ry­so­wa­ny lśnią­cą, nie­bie­ską farbą. –> Jeśli farbą, to na­ma­lo­wa­ny/ wy­ma­lo­wa­ny.

 

Za­pa­no­wa­ły nie­prze­nik­nio­ne ciem­no­ści. Dziew­czy­na usi­ło­wa­ła opa­no­wać na­ra­sta­ją­cą pa­ni­kę. –> Nie brzmi to naj­le­piej.

 

– Cóż, twój wybór. Pła­cisz, je­dzie­my – wrzu­cił nie­do­pa­łek pa­pie­ro­sa do wody…–> – Cóż, twój wybór. Pła­cisz, je­dzie­my.Wrzu­cił nie­do­pa­łek pa­pie­ro­sa do wody

 

Nadal miała na sobie pra­wie całe ubra­nie, za­bra­li jej tylko buty i kurt­kę. –> Ra­czej: Nadal miała na sobie swoje ubra­nie, za­bra­li jej tylko buty i kurt­kę.

 

Ka­mie­nie bo­le­śnie ra­ni­ły bose stopy. –> Dla­cze­go była boso? Wcze­śniej na­pi­sa­łeś, że za­bra­li jej tylko buty i kurt­kę; po­win­na być w skar­pet­kach.

 

Po­śli­zgnę­ła się i omal nie spa­dła w dół. –> Masło ma­śla­ne. Czy mogła spaść w górę?

 

Dobrą chwi­lę trwa­ło, zanim tro­chę się uspo­ko­iła. Znów za­czę­ła się wspi­nać.

– Jesz­cze chwi­la, zaraz bę­dzie po wszyst­kim… –> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Się­gnę­ła po klam­kę. –> Ra­czej: Się­gnę­ła do klam­ki.

 

– Świet­nie! – kla­snął w wy­pie­lę­gno­wa­ne dło­nie. –> – Świet­nie! – Kla­snął w wy­pie­lę­gno­wa­ne dło­nie.

 

Laura po­czu­ła, jakby ktoś ją spo­licz­ko­wał. –> Ra­czej: Laura po­czu­ła się, jakby ktoś ją spo­licz­ko­wał.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Opo­wia­da­nie po­wsta­ło kilka mie­się­cy temu. Wie­dzia­łam, że coś nie gra, ale trud­no jest spoj­rzeć na wła­sny tekst z dy­stan­sem. Dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze. Były po­moc­ne przy po­praw­kach.

Za­mie­ści­łam nową wer­sję opo­wia­da­nia, róż­nią­cą się od po­przed­niej.

Przy oka­zji mam py­ta­nie na­tu­ry tech­nicz­nej. Czy w takim przy­pad­ku jak ten two­rzy się nowe opo­wia­da­nie, czy edy­tu­je to samo?

Kon­struk­cja bo­ha­ter­ki, jej na­iw­ność itp. są ce­lo­we, chcia­łam stwo­rzyć coś w ro­dza­ju dys­ku­sji z mitem o Or­fe­uszu i Eu­ry­dy­ce.

 

 

Ando, le­piej edy­to­wać.

W przed­mo­wie mo­żesz za­zna­czyć, że opo­wia­da­nie jest po po­praw­kach.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Też je­stem za edy­to­wa­niem. Tek­sty czy­ta­ło­by się pa­skud­nie, gdyby lu­dzie w kółko wsta­wia­li to samo, tylko z po­praw­ka­mi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla, fakt, zro­bił­by się ba­ła­gan z tym za­pi­sy­wa­niem no­wych wer­sji. Dzię­ku­ję za cenne uwagi od­no­śnie tek­stu. Nie­któ­rych rze­czy już nie dało się zmie­nić, ale przy­da­dzą się do ko­lej­nych opo­wia­dań.

 

re­gu­la­to­rzy, dzię­ku­ję za po­praw­ki ję­zy­ko­we, szcze­gól­nie za pod­po­wiedź od­no­śnie za­pi­sy­wa­nia myśli bo­ha­te­rów.

 

dra­ka­ina, Je­stem cie­ka­wa, co są­dzisz o nowej wizji za­świa­tów w opo­wia­da­niu i o zmie­nio­nej po­sta­ci Lu­cy­fe­ra.

 

en­de­rek, pew­nie “Igrasz­ki z dia­błem” to nadal nie są, ale za­pra­szam do prze­czy­ta­nia zmie­nio­ne­go tek­stu.

Jest le­piej, bo scena na­bra­ła nieco dy­na­mi­zmu. Prze­ra­bia­nie po­sta­ci mi­tycz­nych na model współ­cze­sny, z grami, kon­so­la­mi itede itepe nie jest nie­ste­ty szcze­gól­nie ory­gi­nal­ne (tłu­ma­czę Rior­da­na, więc coś o tym wiem, a na tym por­ta­lu nie­daw­no było fajne opko Ar­nu­bi­sa w po­dob­nych kli­ma­tach) i trze­ba się nie­źle na­pra­co­wać, żeby po­stać wy­szła prze­ko­nu­ją­co i miała jakiś po­wiew świe­żo­ści, ale idziesz do przo­du i nie pod­da­jesz się, co się chwa­li.

 

Kon­struk­cja bo­ha­ter­ki, jej na­iw­ność itp. są ce­lo­we, chcia­łam stwo­rzyć coś w ro­dza­ju dys­ku­sji z mitem o Or­fe­uszu i Eu­ry­dy­ce.

To bar­dzo am­bit­ny plan. I nadal wy­cho­dzi to trosz­kę zbyt uprosz­czo­ne (ale zob. wyżej, się chwa­li). Jest to wciąż nadal ra­czej na­wią­za­nie do tego mitu, a nie dys­ku­sja z nim. Nie chcę pod­po­wia­dać go­to­wych roz­wią­zań, bo to Twój tekst, ale widzę moż­li­wo­ści roz­wi­nię­cia sa­me­go wątku Or­fe­usza, żeby zro­bi­ło się cie­ka­wiej. Pod­po­wiem tyle: daj bo­ha­te­rom wię­cej hi­sto­rii ży­cio­wej.

 

Ską­d­inąd mo­żesz w przy­szło­ści za­cząć od be­ta­li­sty, tam w bar­dziej kom­for­to­wych wa­run­kach, nie na ogól­nym wi­do­ku, można do woli zmie­niać i po­pra­wiać tekst, kie­ru­jąc się uwa­ga­mi be­tu­ją­cych.

 

http://altronapoleone.home.blog

dra­ka­ina, czy pi­sząc o hi­sto­rii ży­cio­wej masz na myśli tzw. back­gro­und dla bo­ha­te­ra?

Do be­ta­li­sty na pewno zaj­rzę przy ko­lej­nych tek­stach.

Hi­sto­rię ży­cio­wą mo­żesz ująć do­wol­nie, byle czy­tel­nik wie­dział o bo­ha­te­rach coś, co ma szan­se go za­in­te­re­so­wać ich lo­sa­mi. Bo, sorry, że ujmę to do­sad­nie, w spo­sób prze­sa­dzo­ny: w tej hi­sto­ryj­ce jest dziew­czy­na i jest chło­pak. On ginie w wy­pad­ku, ona bez niego żyć nie może. I nie wiemy żyw­cem, dla­cze­go, ile czasu mi­nę­ło itp. W związ­ku z czym spra­wia to wra­że­nie, jakby po pro­stu nie mogła bez chło­pa, a na­stęp­ne­go wziąć jesz­cze nie wy­pa­da. I jakby za­rów­no przed jego śmier­cią była jesz­cze w tych trzech mie­sią­cach, kiedy nie widzi się wad, a po śmier­ci jesz­cze w okre­sie naj­cięż­szej ża­ło­by. A chyba nie chcia­łaś ta­kie­go efek­tu? W tej hi­sto­ryj­ce nie mamy żad­nych pod­staw, żeby współ­czuć Lau­rze, ża­ło­wać Ka­mi­la, za­sta­na­wiać się nad tym, czy był dra­niem, czy nie. Nie znamy tych bo­ha­te­rów, po pro­stu.

Praw­dę mó­wiąc, cie­kaw­sza mo­gła­by być dal­sza hi­sto­ria, w któ­rej roz­wi­jasz to, co się za­po­wie­dzia­ło na końcu, jakoś z tym dia­błem w tle przez cały czas, to w końcu oszust, nie­praw­daż? Masz dia­bła, nie Ha­de­sa, więc to za­sad­ni­czo zmie­nia sy­tu­ację, bo kom­plet­nie inny ar­che­typ po­sta­ci.

http://altronapoleone.home.blog

Na plus, że w za­sa­dzie cały czas coś się dzia­ło, a bo­ha­ter­ka prze­mie­rza­ła swoje ścież­ki bez nie­po­trzeb­nych prze­sto­jów. Czy­ta­ło się płyn­nie.

Na minus, że fak­tycz­nie tro­chę to wszyst­ko zbyt pro­ste, a o po­sta­ciach przed­sta­wio­nych nie do­wia­du­je­my się wy­star­cza­ją­co wiele, by się z nimi jakoś zwią­zać. Prze­sad­nej ory­gi­nal­no­ści też nie do­świad­czy­łem.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Po­mysł jest, ale po­ty­ka się o wy­ko­na­nie. Fa­bu­ła leci jak na sznur­ku – bo­ha­ter­ka na­po­ty­ka na pro­blem, po czym go szyb­ko roz­wią­zu­je. I tak parę razy.

Bo­ha­te­ro­wie też nie są jacyś super. Im krót­szy tekst, tym trud­niej ich na­kre­ślić tak, by czy­tel­nik ich łyk­nął, bo za­czy­na li­czyć się każde słowo. A skąd dziew­czy­na zna moce, po co lezie za chło­pa­kiem do pie­kła, dla­cze­go on tam w ogóle tra­fił itd. Za mało de­ta­li, by z tego zbu­do­wać sen­sow­ny obraz.

Pod­su­mo­wu­jąc: coś tu jest, ale to ra­czej nie jest pełny kon­cert fa­jer­wer­ków.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

dra­ka­ina, dzię­ku­ję za pod­po­wiedź i za pomoc.

 

Nevaz, No­Whe­re­Man, cie­szę się, że wi­dzi­cie coś po­zy­tyw­ne­go w tym opo­wia­da­niu.

 

 

Nie po­rwa­ło mnie :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Anet, dzię­ki za od­wie­dzi­ny. Nie są­dzi­łam, że ktoś od­grze­bie to opo­wia­da­nie. Zo­sta­wi­łam je z sen­ty­men­tu. Cóż, po­cząt­ki pi­sa­nia by­wa­ją trud­ne…

Nowa Fantastyka