
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Na Panteonie było zimno, ponuro, a w dodatku bez przerwy wiał ten okropny wiatr. Nawet Boski Plac Zabaw Thu'ha'ha-na opiekuna dzieci był pusty i ponury, mgła była tak gęsta, że trzeba by było się przez nią przebijać z maczetą w dłoni. Skrzypiące liny huśtawek dopełniały widoku, który przywoływał na myśl scenę kiepskiego horroru klasy „D". Stepy Opiekuna Koni były tak samo zarośnięte i opustoszałe. Boski Opiekun Koni gdzieś zniknął… jak wszyscy bogowie. Zresztą wszystko na Panteonie wydawało się martwe i zapuszczone. Nie latały nawet malutkie muszki, co Popo uważał za szczególnie smutne. Bądź co bądź był Bogiem Małych Muszek, a bogowi wypada żeby martwił się o swoich podopiecznych. Popo siedział po pas w śmierdzącym bagnisku, Wielkiej Boskiej Ostoi Małych Muszek. Niestety! Bagnisko ani nie cuchnęło, ani nie latały nad nim muszki, ani nawet żaby z wyższego nieba nie rechotały. Coś okropnego musiało się stać w wyższych niebach. Popo od miesiąca zauważał że małych muszek jest coraz mniej… a od paru dni znikły zupełnie! Niedobrze, bardzo niedobrze. Już teraz był najniższym rangą bogiem Panteonu, aż strach pomyśleć co powie Wielki Kubb Stwórca kiedy się dowie, że źle zajął się powierzonymi mu pod opiekę małymi muszkami! A jak odbierze mu jego małe bagnisko? To straszne! Popo naprędce spakował parę najważniejszych rzeczy, słoik ze śmierdzącą breją bagniska i zgniły kij. Do podpierania znaczy się. Wszystko czego potrzebował Bóg Małych Muszek.
*
Popo mozolnie wspinał się stromym wejściem do górnych niebios, przeszedł już Boski Bór Żubrów, przeszedł Wspaniałe Pole Wiecznej Pszenicy. Sklepienie wyższych niebios było tak samo szare jak te z niższych. Nie przenikały żadne promienie słońca. Wszystko było jakby czas zatrzymał się w jakiś ponury jesienny wieczór, taki bez ciepłej czekolady i bez kominka w którym płonie ogień. Nie spotkał żadnych podopiecznych bogów, nie wspominając już o samych bogach. Wszyscy jakby wyparowali. Popo był bliski histerii. Kiedyś już się tak zdarzyło, że Ułamatha Bóg Małych Zwierzątek Futerkowych Umarłych Gwałtowną Śmiercią powiedział mu, że małe muszki bardzo lubią bawić się z ropuchami. Cholerny bożek rozkładających się krawawych kłaków! Prawie doprowadził do ostatecznej zagłady małych muszek. Konsekwencje byłyby straszliwe! Na przykład… no dobra! Nic by się nie stało. Może teraz któryś wpadł na to żeby go nabrać na to że został sam samiutki na Panteonie? I przekupili nawet małe muszki żeby się pochowały i zdradziły swe potężne bóstwo? Nie! To niemożliwe, małe muszki zawsze były mu wierne. Chlip… I jak tu pozbyć się kompleksów bycia najmniej ważnym z bóstw? Tak. Świat jest zdecydowanie zbyt okrutny dla Popo i małych muszek. Zacisnął dłonie na podgniłym kiju podróżnym i ruszył jeszcze wyżej, choć był to niewybaczalny nietakt to pójdzie do Stworzyciela Wszystkiego, do Boskiego Wielkiego Kubba. I niech ci wszyscy, którzy z ponurymi gębami brzęczą, że najwyżsi bogowie mogą się z nim widzieć wsadzą sobie głęboko w swoje… świątynie te prawdy. Przecież jest bogiem, na miłość boską! Przytaknął stanowczo głową, jakby samego siebie upewniając w decyzji.
*
Brodził przez kiedyś rwącą, a teraz niemal stojącą Niekończącą się Rzekę Uloma, ryby w niej pływały niektóre brzuchem do góry, niektóre jakby zahipnotyzowane i pozbawione swego rybiego uroku i czaru, który sprawiał że zawsze były rybimi duszami towarzystwa. Popo wzdrygnął się i ruszył dalej. Nigdy nie przepadał za rybami, zwłaszcza tymi, które żywiły się małymi muszkami, ale to było barbarzyństwo! Z przestrachem w oczach wyszedł szybko z szerokiej boskiej rzeki. Bramy najwyższego nieba były otwarte na oścież, co było chyba największym zaskoczeniem w dzisiejszego dnia. Gdzie ośmionogie byki o diamentowych rogach pilnujące wejścia do domu najważniejszych bogów? Te cholerne boskie parzystokopytne z rodziny jeleniowatych nigdy nie podarowałby sobie radości jaką dawało wyśmianie niższych bogów, często mówiło się że to przez brak ośmionogich samic są takie wredne (te czteronożne ich pewno nie chciały mutantów jakiś). Przechodząc przez złotą bramę poczuł dreszcz, odwrócił się na pięcie w stronę niższych nieb i pokazał z pełną ekspresją zgięty łokieć – macie swoją hierarchię! Popo Władca Małych Muszek rządzi! Pierwszy raz zaszedł do tak wysokich niebios. Przereklamowane. Mówili o złotych trawach i rubinach zwisających z drzew, o trzech słońcach, o rzekach piwem płynących… A tutaj step, parę skarłowaciałych choinek i pochmurne niebo, ponure jak morda windykatora . I co było najbardziej tragiczne – nawet tu nie latały małe muszki. Popo stanął jak wryty. Pośrodku tej nudnej i szarej tajgi rozciągał się niekończący się pas płaskiego niemal jak papier czarnego kamienia, z dwoma białymi pasami po środku. Czyżby tak wyglądały domy bogów z najwyższego nieba? Ciekawe… czego patronem jest bóg Boskiego Kamiennego Płaskiego Paska? Przekroczył go bardzo ostrożnie. Bardzo, bardzo ostrożnie. Może coś z niego wyskoczy? Albo jest nagrzany tak że aż się zwęglił! TAK! To na pewno pułapka na włamywaczy. Już był bliziutko nadnieba… Tak często wyobrażał sobie jak to będzie wyglądać… Może ogromny tron z masła, diamentów, kutej stali i złota? Albo nie! Na pewno wielka wieża z niezniszczalnych magicznych skał poprzetykana grudkami cukru a wszędzie w około latają dziarsko małe muszki… Kiedy wszedł na szczyt Panteonu dyszał już jakby miał wyzionąć ducha. Gnijący kijek już dawno porzucił, tylko w glinianym słoju chlupotało jeszcze jego śmierdzące bagno. Teraz na czworaka już się wspiął ten ostatni metr, a w końcu przed oczami pokazała mu się wielka bryła z równiutko ociosanego szarego kamienia z przeźroczystymi kwadracikami tu i tam. Fuj. Co to ma być?! Tu mieszka Wielki Kubb? Przeźroczysta ściana do której podszedł rozsunęła mu się przed nosem, a z góry zawiało obleśnie świeże, czyste i orzeźwiające powietrze. Kiedy wszedł do Wielkiego Kamiennego Kloca Wielkiego Kubba ściana od razu się zasunęła. Przed nim rozpościerała się jakaś komnata, liniami wszędzie były pomalowane białe prostokąty, jeden obok drugiego. Całe pomieszczenie podtrzymywały zaś dziesiątki kamiennych okrągłych słupów. To na pewno sala do odprawiania największych rytuałów. Z pewnością tak. Szedł dalej. Dziwaczne schody prowadziły gdzieś w górę budynku i już ciekawość pchała Popo wprost na nie, ale w samiuśkim rogu wielkiej komnaty zobaczył coś bardzo dziwnego. Na rozsypującym się prostym krześle z oparciem siedział starzec. Nie taki dostojny który może ciskać pioruny i spopielić wzrokiem. Taki przygarbiony, z zaniedbaną brodą, tak długą że z całej jego sylwetki widać było twarz i ręce. W brodzie widać było jakiś ruch – niechybny znak że buszują w niej myszy. Albo tygrys. Popo podszedł do niego powoli. Cerę dziadzio miał bladą jak wapno, pociętą zmarszczkami. Tu i ówdzie rosły na nim drobne porosty.
– Proszę pana? – Bóg Małych Muszek postukał dziadka po barku, który wydał dźwięk jak zżarty przez korniki pień, ale on spał w najlepsze. A kiedy już miał odejść, przebudził się. Ziewnął donośnie, zamlaskał ustami a otwierające się powieki chrupnęły jakby nieużywane od wieków.
O! – Ucieszył się starzec – W końcu ktoś przyszedł. Zrób coś pożytecznego Johnny i podaj mi gazetę i kawę. A ten raport ze wczoraj możesz złożyć na jutro… – Dziadek podrapał się zgrzybiałą ręką po łysinie i zastanowił się na coś. – A słyszałem że ty i Susan macie mieć dzieciaczka. Zgłoś się do działu finansowego po premie…
Majaczy! Wielki Kubb zwariował! Mówi o jakiś dziwnych rzeczach i nazywa go tym idiotycznym imieniem. Może to test i sprawdza jego boskość? Taaaaak! Ha!
– Witaj o wielki maślany stwórco wszechrzeczy co swym spojrzeniem i myślą ogarniasz cały świat…
– Tak, tak Johnny ale prosiłem cię o gazetę. Jest u sekretarki. Pośpiesz się proszę, i powiedz jej że te protokoły z zebrania zarządu mają być na trzecią popołudniu.
Teraz to był już koniec. Kubb oszalał ze szczętem, kto naprawi świat? Przecież coś znów nawaliło! Może bateryjki się znów wyczerpały? Albo co gorsza… popsuło się coś na dole! Na pewno, śmiertelni znów uwarzyli jakiegoś bigosu. Popo zakasał rękawy gnijącej koszuli. Są takie chwile w życiu najniższego z bogów, że trzeba zrobić to co… no… co trzeba zrobić! Otworzył słoik ze śmierdzącym bagniskiem i chlusnął nim o ścianę, po czym wskoczył w śmierdzącą plamę znikając gdzieś w ścianie. Nie-za-wielki Kubb mlasnął jeszcze raz.
– Dobrze, dobrze Johnny jedź sobie na te narty, ale pamiętaj o raportach! – Krzyknął z rezygnacją za Popo który zniknął w ścianie. Coraz trudniej o porządnego księgowego.
*
Nosicielka spodni-dzwonów i naciągniętych swetrów szła przez miejscowy żulpark. W swojej kultowej torebce mozolnie wyszydełkowanej przez babcie Giecie niosła tanie wino nieznanej nikomu marki. Klasycznie spędzane sobotnie popołudnie. I już miała siadać na oponie przy brudnym jeziorku (znanym z tego że służy do spożywania trunków nie droższych niż pięć złotych, przez ludzi nie starszych niż szesnaście lat), kiedy usłyszała głośne chlupnięcie i słowa, które miały na zawsze odmienić jej życie.
– Panteon cacy, ziemia nie-cacy… – Z jeziorka zaczął wygrzebywać się dziwnie ubrany mały facecik z poczochranymi czarnymi włosami. Dobrogniewa wstała z opony i zręcznie omijając gruz i rozbite butelki podeszła do krawędzi jeziora.
– Co jest bracie? – zapytała miło. Może jakieś dresy go skopały i zwiewał? Będzie miała praktykę, w końcu co polska studentka psychologii to polska studentka psychologii!
– Co jest?! Śmiertelni niszczą Panteon swoimi głupimi działaniami… to znaczy nie wiem co robią ale nic dobrego! Jesteś świadoma tego co stało się z Wielkim Kubbem?!
Naćpany… o cholera nagrzany jak się patrzy, Dobrogniewa prawie podskoczyła z radości (z trudem unosząc swój wielki naciągnięty i kolorowy jak tęcza sweter). W końcu brat, który podróżuje po swojej świadomości.
– Pokój i miłość bracie! – krzyknęła a Popo się przestraszył. Jakaś nienormalna… A może prosi żeby ją oszczędził? W końcu jest potężnym bóstwem! Władcą Małych Muszek! Wyszedł powoli z wody, cały ociekając śmierdzącym brudnym jeziorkiem. I z radością stwierdził że są tu małe muszki! Świat jest uratowany! Poprawił swoją koszulę i skórzane spodnie sięgające kolan. Ona na pewno jest jego najwyższą kapłanką w świecie śmiertelników!
– Powiedz mi zacna kobieto, pytam o to ja! Pan Małych Muszek! Dlaczego ludzie zniszczyli Panteon?!
Hipiska zaczęła się gorączkowo zastanawiać nad jego słowami. Może jest walnięty? W sumie szpital psychiatryczny był niedaleko żul-parku… można się upewnić. Albo jest prorokiem! Prorok natury i Boga halucynogenów! Peace & Love! I wtedy ją olśniło. Oczywiście, to zakonspirowany działacz!
– O wielki, mam stówkę od rodziców na żarcie… weźmiemy pociąg i jedziemy do Rospudy! Tam jest front walki o życie! Kipiące miłością miejsce, na które mają wjechać buldożery! I ci idioci z Partii Polskich Rodzin ciskają się znów!
Nie miał pojęcia o czym mówi. Pewnie to było coś tak głupkowato nieistotnego, że przejmują się tym tylko śmiertelnicy przejmują. Ale to może być zalążek całej klęski pra-bogów Panteonu! Postanowione – pójdą do tej całej Rospudy i ją uratują!
*
Radioodbiornik trzeszczał okropnie, miał już pewnie ze sto lat. Babcia Giecia szydełkowała czapkę w kolorach tęczy dla Dobrogniewy, a z radia dobiegał bezosobowy, hipnotyzujący głos jakiegoś mężczyzny.
– Niech będzie pochwalony Ojciec Dyrektor i Maryja zawsze dziewica… Pomioty piekielne niszczą rajski porządek rzeczy i uchwały naszego Ministra Edukacji! Ich przywódca oddający cześć pogańskim bóstwom przeforsował ustawę o nienaruszalności pogańskiego bagniska w dolinie Rospudy! – Grzmi głos z radioobiornika, a Giecia bujając się w fotelu na biegunach klnie pod nosem na głupie audycje na tej cholernej fali. – Szatańskie małe muszki czterokrotnie powiększyły swą liczebność na terenie tego bagna, przyrodnicy mówią że to naturalna kolej rzeczy…
Teraz już wyłączyła radio – ile można?! Tak, to wszystko wina żydów, masonów i małych muszek. A niech sobie te muszki nad bagniskiem latają na zdrowie, a wszyscy którzy się nimi opiekują mają długie i szczęśliwe życie. Teraz przynajmniej nie ma ich w miastach. A każda babcia to powie : nie ma na świecie nic ważniejszego niż brak muszek w domu. A jeśli ktoś się do tego przyczynił to jest najważniejszą osobą w panteonie natury.
"Ułamatha Bóg Małych Zwierzątek Futerkowych Umarłych Gwałtowną Śmiercią" :D
PS Dobrze żarło, ale zdechło.
a od paru dni znikły zupełnie - "od paru dni ich nie było" albo "zniknęły parę dni temu"
Świetne nazwy, niezły pomysł. Szczególnie ten futerkowy bóg, jak napisała imć niezgoda. :)
Trochę za bardzo się środek rozwlókł jak dla mnie. W każdym razie Adam Wajrak byłby zachwycony.
Wesołe nazwy wywołujące uśmiech, ciekawy pomysł. Spodobało mi się ostatnie zdanie, które ładnie wszystko kończy. Zgodzę się, z Goldengate, że trochę rozwlekły ten środek.
Brak kilku przecinków, w całkiem istotnych miejscach.
Fajny pomysł plus adekwatny awatar :) Ode mnie 4.
...always look on the bright side of life ; )