Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Wypijmy za zdrowie króla. – Powiedział markotnie Mithun Protabury, wznosząc cynowy kufel napełniony gorącym piwem. Jego słowom zawtórował zduszony jęk elfiego jeńca, który otrzymał siarczystego kopniaka w brzuch od pilnującego strażnika.
Znajdowali się na szerokim płaskowyżu, skrytym w cieniu ogromnej skały. Zbliżał się zmierzch i można było obserwować jak słońce powoli chowało się za stromymi zboczami gór. Pogoda była spokojna, nie wiał wiatr i nie sypało śniegiem. W większości siedzieli na drewnianych karłach, skupieni wokół starego i koślawego piecyka, postawionego niedaleko wejścia do górskich tuneli.
– Trzeba pomyśleć o tym, co zrobimy z twoją rodziną. – Podjął zachrypniętym głosem Hynre Alvarat, wciąż krzywiąc się po tym jak domowa, krasnoludzka siwucha przetoczyła mu się przez gardło. – Prędzej czy później i tobie przypadnie dola zdrajcy. Do tego czasu, twoi bliscy powinni znajdować się poza zasięgiem miłościwie nam panującego.
– Nie można ukryć ich w górach. – Mruknął Eberhoz Mandtuta, który zajmował się dokładaniem węgla do piecyka. – Bezpieczne tereny są pod nadzorem królestwa, a głębiny zamieszkują dzikie plemiona goblinów, trolli, olbrzymów i pewnie jeszcze jakiegoś świństwa.
– Dobrze mówi, musi pan skierować rodzinę gdzieś za granicę. – Odezwał się Khalib Etrussen, jako jedyny z towarzystwa, będący człowiekiem. – Moi ludzie mogą się tym zająć, mam parę kontaktów w kraju elfów. Nie będą mogli się tam zbyt długo zatrzymać, ale gdyby pan podjął odpowiednią decyzję, mógłbym zorganizować podróż do naszych miast. Pańska rodzina odnajdzie tam spokój.
– Nie uda im się. – Wydusił z siebie elf, dając popis biegłej znajomości języka krasnoludów. Porzucono go w cienkich łachmanach na pastwę mrozu, niedaleko krawędzi wyżyny.
– Ucisz go, Daldwinn. – Rzucił Protabury do strażnika, który niemal w tej samej chwili zdzielił więźnia w twarz opancerzoną pięścią. – To nie brzmi najgorzej. Zastanawiam się tylko, w którym miejscu poniosę porażkę. Nie mógłbym się pokazać przed obliczami przodków, przegrawszy podczas samej przeprawy do naszych linii. Panie Etrussen, czy mógłbyś mnie przetransportować przez elfie posterunki tak, jak zamierzałeś uczynić z moją rodziną?
– Naturalnie, przy czym zastanawiam się, dlaczego nie miałby pan wyruszyć razem z nimi. Skoro z góry wiadomo w jaki sposób skończy się pańska kariera, czemu by nie skorzystać z ratunku? Przyniosło by to więcej korzyści zarówno panu jak i pańskim najbliższym. Gdyby zaginął pan w drodze na front, nikomu nie wydałoby się to dziwne.
Krasnoludy odpowiedziały milczeniem. Protabury zdusił w sobie beknięcie, Alvarat wlepił wzrok w swój pękaty gąsior, Mandtuta zamknął drzwiczki do pieca. Daldwinn pociągnął nosem spuszczając nieznacznie głowę. Wszyscy przyjęli posępne miny.
– Nie ucieknę. – Powiedział cicho Mithun.
– To szaleństwo, doskonale pan o tym wie.
– Niech pan nazywa to wedle uznania, nie będę strzępił języka na pompatyczne gadki o honorze. Po prostu nie ucieknę. I nie poruszajmy tego więcej. Jestem ciekaw natomiast, w jaki sposób konkretnie ma pan zamiar przerzucić mnie za linie wroga.
– To nie będzie trudne. Elfy puszczają przez własne szeregi wielu uchodźców, upewniwszy się że nie będą stanowili wsparcia dla oddziałów Denzberka. Oczywiście, w pańskim przypadku nie dojdą do prawdy. Kobiety i dzieci praktycznie nie napotykają na żadne trudności, mężczyzn zazwyczaj się zatrzymuje. Pana również nie będzie to dotyczyć. W większości przypadków nikt nie doznaje żadnej krzywdy, z tego względu, że siły Przymierza kładą fundamenty pod nowy ład w kraju gór. Zgodnie z tym co słyszałem, na leśnym pograniczu tworzone są już pierwsze oddziały krasnoludów, sprzymierzonych z elfami. Tak więc z ich strony nie musimy się niczego obawiać, jeżeli tylko zadeklarujemy chęć przyłączenia się. Naturalnie, zdarzają się przypadki kiedy jakichś paru ostrouchych znęca się nad waszymi, lecz moje układy z elfami uchronią pańską rodzinę przed niepotrzebnym okrucieństwem. Faktycznym problemem może być wydostanie się zza umocnień Górnego Akllenu. Strażnicy pod groźbą śmierci zakazują spływów w dół rzeki i trzymają podziemne doki pod kluczem. Tutaj, przydałoby mi się pańskie wstawiennictwo.
– Załatwione. Zastanawia mnie tylko, jak daleko sięga pańska znajomość z elfami. Nader łatwo mógłby pan skierować nowego dowódce głównych sił królestwa w ich ręce.
– Niech mi pan wybaczy, ale jakie to ma znacznie kto jest dowódcą tej rozsypującej się armii? Nie zapominajmy, że pańska misja jest przegrana głównie ze względu na to, że obejmuje pan dowodzenie nad oddziałami rannych niedobitków. Poza tym, zmiana na tym stanowisku jeszcze nie miała miejsca. W polu ciągle stacjonuje armia Denzberka, a nie Protaburego. Równie dobrze mógłbym przyprowadzić im każdego krasnoluda, mówiąc że oto złapałem dowódce sił uderzeniowych królestwa. Nie wspominając już, że dołożyłem wszelkich starań w trakcie ostatnich pięciu lat, aby zapracować sobie na zaufanie króla.
– Przepraszam. Za daleko się posunąłem w swoich wywodach.
– Niech pan nie odbiera źle mojej propozycji. Nie chciałem nakłaniać nikogo do zdrady. Po prostu jestem świadomy nieuchronnej klęski i wyraziłem skłonność do pomocy, gdyby postanowił pan się ratować, co byłoby nawiasem mówiąc bardzo rozsądne.
– Dajmy spokój moim domysłom. Ostatnie wydarzenia wyjątkowo silnie podburzyły we mnie paranoję. Odkąd nasze siły oddają pole, coraz bardziej pogrążam się w teoriach spiskowych. Oczywiście, niczego panu nie zarzucam.
Wiatr zawył wyjątkowo głośno, silny podmuch zatrząsł piecykiem.
Protabury zaczerpnął piwa i otarł pianę ze swojej kruczo-czarnej brody.
– Co tam słychać u naszego szpiega? – Podjął po dłuższej chwili. – Błagał o litość? Powoływał się na konwencje międzyrasowe? Czy ten chłystek w ogóle jeszcze żyje, Daldwinn? Przypominam ci, że my tu robimy przesłuchanie, a nie egzekucje.
– Nie oczekuj zbyt wiele po tym jak kazałeś mi go bić na tej zimnicy. – Odburknął strażnik, podchodząc do piecyka. – Dycha. Uważam, że ten sukces zawdzięczamy wyłącznie mojej technice katowskiej.
– Nikt ci nie odmawia wprawy. – Prychnął Mandtuta. – Lata praktyki, podczas współżycia z małżonką na pewno nauczyły cie niejednej sztuczki.
– Zamknij się.
– Nawet nie zaczynajcie. – Uciął Protabury. – Skoro stanowicie ten pieprzony trzon dowództwa to chociaż zachowujcie dla siebie wasze dziecinne docinki. Król ma racje. Najlepsi już polegli podczas tej wojny, a nikła nadzieja na przetrwanie spoczywa teraz w rękach pośledniejszych krasnoludów.
Powiedziawszy to, dźwignął się ze swojego karła i ruszył w stronę elfa, trzęsącego się z zimna.
Kiedy już stanął nad nim, zajrzał do swojego kufla aby przekonać się ile piwa jeszcze w nim zostało. Ciemny napój zalegał już blisko dna.
– Masz, łachudro. – Powiedział, stawiając parujące naczynie przed jeńcem. – Grzany, krasnoludzki porter. Powinien cie trochę orzeźwić.
Elf przyglądał się chwile Mithunowi mrużąc napuchnięte powieki. Niepewnie wyciągnął roztrzęsioną rękę w kierunku resztki piwa, zostawionej przez krasnoluda. Gdy jego palce dotknęły kufla, skrzywił się jakby pod naporem ciosu, który miał na niego spaść. Nic takiego się nie wydarzyło.
– No dalej. – Ponaglił Protabury. – Bo zaczynam się rozmyślać.
Nie musiał się później powtarzać, jeniec łapczywie przylgnął do kufla i za jednym zamachem wlał w siebie to, co w nim znalazł. Niemal natychmiast potężnie się zakrztusił.
– Słowo daje, masz fantazję gnojku. – Ciągnął krasnolud. – Gdyby nie uszy, mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że masz nawet jaja. Zapuściłeś się głęboko na nasze terytorium i przeżyłeś na tyle długo, aby zorganizować małą dywersję. Co najmniej miesiąc czaiłeś się w najciemniejszych zakątkach królewskich korytarzy, zdobywając informacje oraz szerząc dezinformacje, za sprawą krasnoludów których udało ci się przeciągnąć na swoją stronę. Kradłeś, oszukiwałeś oraz szantażowałeś. Niech mnie przodkowie wyklną jeśli kiedyś pochwalę taką metodę walki, lecz pomimo tego zdradzieckiego procederu byłeś na tyle odważny aby w ogóle podejmować jakieś działania. Za tą odwagę dostałeś piwa. Ale na tym się kończą akty miłosierdzia. Od tej chwili rozdaje kopniaki. Domyślasz się czym można sobie na nie zarobić?
Jeniec kiwnął szybko.
Pomimo posiniaczenia i ran twarzy, można było dostrzec na jego czole oraz policzkach wytatuowane symbole i motywy przedstawiające pnącza.
– Dobrze. Zaczniemy od czegoś prostego. Czy nazywasz się Almethus Dmoole'Ethiren?
– Tak.
– Ilu was przedarło się przez nasze granice?
– Ośmiu.
– Jakiej rasy byli twoi towarzysze?
– Krasnoludy.
– Komu podlegacie?
Elf przełknął ślinę, lecz nie wydusił z siebie kolejnego zeznania.
Wydawał się kilka razy podchodzić do próby odpowiedzi, jednak nie udało mu się jej wypowiedzieć. Skutek był niemalże natychmiastowy; ciężka podeszwa krasnoludzkiego buta spadła na jego dłoń przy cichym chrzęście miażdżonych kości.
– Gdyby mateczka natura nie obdarzyła cie takimi fikuśnymi uszkami, mógłbym pomyśleć że nie dosłyszałeś. – Wycedził Protabury.– Ale znasz pytanie. Odpowiadaj.
– Tajne… Służby… Przymierza. – Wydukał jeniec.
Wkrótce po tym jego zniszczona dłoń znowu znalazła się pod naciskiem krasnoludzkiej stopy, jeszcze większym niż poprzednio.
– Nie próbuj mnie robić w chuja, cwaniaku. „Tajne" są Oddziały Specjalnej Piechoty Polnej elfów, „tajną" nazywacie Leśną Brygadę Wywiadowczą, „tajny" jest Przygraniczny Batalion Nożowników. Jak widzisz, słowo „tajny" nie sprawia że dana formacja jest dla nas nieznana. A wiesz dlaczego? Bo formacje których nie znamy, nie istnieją. A teraz nie każ mi siebie powtarzać, bo byłbym zmuszony zaryzykować przerwanie przesłuchania z powodu niefortunnej śmierci przesłuchiwanego. Mów.
Przeczytałem obie części i muszę przyznać, że jest naprawdę nieźle, choć z 12-letnim stażem w RPG przyzwyczaiłem się, że krasnoludy trochę inaczej odnoszą się i do siebie, i do elfów ;). No i elfy w moim mniemaniu są bardziej honorowe, ale jeśli to Twoje autorskie uniwersum, a nie opierające się na utartym schemacie, to OK :). Generalnie, gdybym mógł dodawać noty, to dałbym solidną czwóreczkę, bo przebrnąłem przez tekst szybko i bez większych zgrzytów. Pozdrawiam!
To znaczy, swoją wizję elfów opierałem na utartym schemacie kruchego ninja, który czai się w lesie z łukiem. Trzymając się tego założenia, starałem się wymyślić strategię walki dla tej rasy, która najbardziej odpowiadałaby ich predyspozycjom. Oczywiście, cała rozkmina nie była zbyt głęboka bo potrzebowałem tego tylko do naszkicowania jako takich realiów. W każdym razie, doszedłem do wniosku, że w elfickim kodeksie walki nie ma miejsca na konwencjonalne pojęcie honoru. Ale, ale! Dzięks za komentarz ;D. Cieszę się, że przypadło do gustu.
Bardzo dobra kontynuacja, trzymająca poziom pierwszej częśći. Jak już mówiłem, jest miejscami zabawnie, poza tym dobrze napisane. Tekst godny przeczytania.
Pozdrawiam gorąco.
No i poszła ta moja "czwóreczka" ;). Jutro zabieram się za część trzecią, bo teraz to już trzeba się powoli kłaść spać - rano do pracy... :)