- Opowiadanie: Piotr Damian - Ostatni Dzień Świstaka

Ostatni Dzień Świstaka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostatni Dzień Świstaka

Patrzę w niebo, nic nie widzę, nieruchomy w strugach deszczu. Leżę zapomniany i omijany. Pozostała mi jedynie pogarda, przynajmniej ona… Kurwa, jest gdzieś daleko nieosiągnięta przez nikogo. Ależ paradoks. Kurwa, a nikt jej nie posiadł. Próbuję się uśmiechnąć.

 

Łzy płynął mi z oczu. Chciałbym choć zamknąć powieki, aby tak kurewsko nie piekło. Nie mogę. Tylko szarość jest ze mną, tylko ona nie zapomniała. Nie mam złudzeń, jedynie mały kawałek jest dla mnie. Moczy moje wargi, chłodzi ciało. Potworne zimno przeszywa mnie od stóp do głów. Staram się nie myśleć, chcę zapomnieć o swoim stanie. Daniel, jest gdzieś daleko, kryje się za szarością. Staram przypomnieć sobie jego ciemną twarz, beżowe zęby, krótkie, czarne włosy i szorstki zarost. Tęsknię, chcę być przy nim. To już nigdy się nie uda…

 

***

 

Daniel zawsze był zwyczajny. Od dziecka wpisywał się w schemat współczesnego młodziana. W szkole zawsze miał czwórki. Interesował się piłką nożną, lubił matematykę. Dziewczyny oglądały się za nim na korytarzu, później na salach dyskotekowych. Rodzice zapewnili mu wszystko w zamian za jego normalność. Układ był prosty i wszystkim odpowiadał. Daniel nie ćpał, nie pił zbyt wiele, nie zapuszczał włosów. W zamian dostawał wszystko, od markowych ciuchów, przez samochody, a kończąc na nowiutkim mieszkaniu w modnej dzielnicy. Chłopak podpisał mały, niemy cyrograf ze społeczeństwem i nikt nie twierdzi, że mu to nie odpowiadało. Może czasem, gdzieś w głębi duszy tęsknił za buntem, za glanami i skurzaną kurtką, za nocnymi koncertami i szaleńczym pogo. Może faktycznie tak się czuł, ale nie potrafił tego nazwać, gdyż wolność o jakiej słyszał stanowiła tylko popłuczynę prawdziwej pokazywaną w telewizji.

 

Po studiach, Finansów i Bankowości , przyszedł czas na ślub. Z Anką chodził już od czterech lat. Poznali się w liceum, a później odnowili swoją znajomość na spotkaniu klasowym. Studiowali w tym samym mieście. Ona była córką znanego biznesmana, właściciela kilku firm, w tym dużej sieci sklepów spożywczych. Nie trzeba chyba dodawać, że urodę posiadała równie bogatą, co stan majątkowy rodziny. Daniel nie wyobrażał sobie innej żony to też dbał o Ankę i rozpieszczał ją jak tylko mógł. Spotkać można ich było w restauracjach, modnych klubach, czy nawet na widowni Tańca z Gwiazdami. Świat należał do nich.

 

Po hucznym weselu i bogatej podróży poślubnej zamieszkali u niego. Daniel dostał zatrudnienie u ojca Anki na kierowniczym stanowisku. W zasadzie w większości czasu nic nie robił. Sześć godzin pracy, pięć dni w tygodniu za gigantyczne wynagrodzenie po pewnym czasie sprawiło, że stał się niebywałym skurwysynem.

 

Codziennie biegał. W pobliżu strzeżonego osiedla , na którym mieszkał, rozciągał się przepiękny park stylizowany na japoński ogród. Daniel posiadał sylwetkę atlety. Oprócz porannego joggingu wieczorami odwiedzał siłownię i czasem wyskakiwał na tenisa ze znajomymi z pracy.

 

Tego poranka jak zwykle wybrał się do parku. W słuchawkach, które nosił podczas biegu, brzmiały utwory najlepszych DJów. Daniel lubił te chwile samotności, podczas których miał czas pomyśleć. Mijał odpicowane nastolatki, które często wagarowały i przychodziły tu ze starszymi panami, kobiety w wieku menopauzy, które pchały wózki z wnuczętami niczym Syzyf swój kamień, w końcu lokalnych pedałów, którzy wyprowadzali pieski na spacer. Jednego z nich szturchnął w biegu z nienawiścią, która kipiała z jego żył. Ten odwrócił od niego wzrok, udając, że nic się nie stało i przytulił swojego chau-chau z wyrzutem na twarzy. Daniel splunął przez lewe ramię i kontynuował trucht. Przy jeziorze, na placu zabaw, jak zwykle biegały rozwrzeszczane dzieci. Mężczyzna nie lubił tego miejsca, tak samo jak jego stałych bywalców. Przerażało go tym bardziej, że i on będzie musiał pomyśleć o założeniu kompletnej rodziny. Miał już Ankę, a gdyby w jego życiu pojawiła się jeszcze jedna osoba, której musiałby spełniać każdą zachciankę? Teść coraz częściej dopytywał się o wnuki, tak samo jak rodzice Daniela. Znowu musiał spłacić swój dług, z czym zwlekał wyjątkowo długo.

 

Po zrobieniu kilku rundek dookoła jeziora wrócił do mieszkania. Anka siedziała przed ekranem komputera w skąpej koszuli nocnej, prześwitującej tu i ówdzie. Jej sutki na jędrnych, mlecznych piersiach prawie dziurawiły halkę. Blond włosy opadały na oparcie skórzanego fotela dyrektorskiego, a długie, jedwabne nogi sterczały założone na pufie obok biurka. Daniel szalał na punkcie tych nóg. Musiał jednak powstrzymać rosnącą namiętność. Za godzinę miał być w biurze. Ściągnął koszulkę i spodenki, po czym wskoczył pod prysznic. Na śniadanie zjadł owsiankę, którą przygotowała mu żona. Mało rozmawiali, Daniel wiedział, że nie posiadają wspólnych zainteresowań, ale żadne z nich nie miało do siebie o to żalu. Anka również dysponowała własnym światem: wizyty u kosmetyczki i fryzjera, konsultacje z klientkami Avonu, shoping, czy prowadzenie fanklubu na Naszej Klasie, to wszystko lubiła, kochała, nie potrafiła bez tego żyć. No i mieli siebie, wycieczki do modnych miejsc, wypady do kina, czy znajomych, no i gorący, bardzo przyjemny seks, który uprawiali wszędzie: po ubikacjach, lasach, czy w windzie.

 

Daniel pocałował żonę na dowidzenia i ruszył do garażu. Podróż jego sportowym BMW trwała dwadzieścia minut, nieco krócej niż zwykle, bo nie było korków. W biurze zjawił się więc wcześniej. Magda, sekretarka, na jego widok zaczęła parzyć kawę, kłaniając się po pas. – Niedługo jej cycki zaczną dotykać ziemi. – Pomyślał po czym wszedł do gabinetu. W niewielkim pomieszczeniu ledwo mieściło się ogromne, drewniane biurko gabinetowe, a na nim wielki, płaski ekran komputera. Przed meblem, za wielkim oknem z widokiem na całe miasto stał obrotowy fotel. Daniel trochę z niechęcią spojrzał na kilka papierów spoczywających przy monitorze. Trochę faktur, potwierdzenia wpłat, kilka większych zleceń. Usiadł na fotelu, przekręcił się kilka razy i odpalił pasjansa. Kawa była gotowa za pięć minut. Gdy Magda wychodziła Daniel patrzył na jej rozkołysany niczym wahadło tyłek.

 

Dzień w pracy minął nudno. Nikt go nie odwiedził, nie przybyło papierów, a z tym co znalazł wcześniej uporał się w kilku podejściach między łykiem kawy, a surfowaniem po sieci. Po pracy postanowił wybrać się na siłownię. Wieczorem Anka planowała wspólne wyjście do pubu z siostrą i jej chłopakiem, więc miał jedyną okazję.

 

Na miejsce dotarł wyjątkowo zdenerwowany. Tym razem korki dały mu się we znaki. Podróż, którą mógłby przebyć pieszo w niecały kwadrans, samochodem zajęła mu godzinę. Z frustracją zamknął auto i poszedł do celu, udając, że nie widzi bezdomnego, siedzącego na chodniku, w koszulce z patetycznym napisem „Chwytaj dzień. Może być ostatnim.” Brodaty mężczyzna jadł kebab, a obok niego siedziała punkówa, a może emo w glanach, skórzanej sukience i jeansowej kurtce z czarnymi włosami ulizanymi na bok i mocnym makijażem. Grała na gitarze, jej głos wzbudzał zachwyt. Do futerału na instrument ludzie czasem wrzucali kilka złotych.

 

„No dalej skacz, skacz w tę przepaść

I ścigaj wszystkich, co spadają.

To nie są skrzydła, ich ci brak,

Bo nad przepaścią leciałbyś jak ptak.

Patrzeć w twą stronę nie jest łatwo,

Ale ja frunę, bo zerwałam jabłko.”

 

– Dziecko. Ogarnij się. – pomyślał z frustracją, oddalając się od dziwnej dziewczyny. Czuł się źle. Stracił ochotę na ćwiczenia, to też szybko opuścił siłownię. Dochodziła osiemnasta, gdy wsiadał do samochodu. Śpiewającej nastolatki już nie było, pewnie poszła nakarmić bezdomnych, a później po działkę heroiny. Zamyślony Daniel mknął spokojnymi ulicami centrum. Czuł smutek i żal. Uczucia z każdą chwilą nasilały się, potem pojawił się niepokój. – Coś jest nie tak. – Pomyślał, gdy w bok jego auta uderzyła rozpędzona furgonetka. Przejechał na czerwonym świetle, nie było szans aby to przeżył.

 

***

 

Idą, omijają mnie, czasem spluwają w moją stronę. Nie widzę ich twarzy, żaden nie ma odwagi, by spojrzeć w mi oczy. Tylko szarość jest ze mną. Słyszę ich szepty, szydzenie i żarty. Jest mi źle, mimo, że nie znam żadnego z nich, a ich zachowanie bezpośrednio mnie nie dotyka. Któryś nawet zadzwonił po pomoc. Skurwysyn, dał mi nadzieję, zrobił to celowo, abym przeżywał jeszcze większe cierpienia.

Zaraz potem przeszedł po kałuży mojej krwi, po czym zniknął. Słyszałem jak zostawia czerwone ślady podeszew swoich butów.

 

Oprócz tych, którzy mną gardzą są inni, jeszcze gorsi. Nic ich nie obchodzę. Przechodzą obojętnie, mijając moje ciało, nawet nie zwracają uwagi. Rozmawiają przez telefony, prowadzą psy na smyczy. Gdy któreś z ich zwierząt staje, by napić się mojej krwi natychmiast go odciągają i karcą spojrzeniem. Czuję to, to wszystko jest we mnie, każde spojrzenie i jego brak. Odczuwam cały świat, to boli, ale powtarzam sobie, że on gdzieś tam jest, że może mnie odnajdzie, może nadjedzie wreszcie, Daniel. Co on najlepszego zrobił…

 

***

 

Obudził się cały mokry. Czuł duży dyskomfort i chciało się wymiotować. Wilgotna pościel kleiła się do ciała. Na razie nie chciał myśleć. Anka jeszcze spała. Wziął prysznic i poszedł biegać. – Co to było. – Pomyślał kierując się do parku. – Na pewno nie sen, to zbyt rzeczywiste. – Spojrzał na datę w swoim zegarku, dokładnie taka sama jak wczoraj, to znaczy w dniu, w którym umarł. Wszystko się zgadzało i pokrywało z tym co widział, z tym co zakończyło się jego śmiercią. Te same nastolatki, te same baby z wózkami, ten sam pedał. Tym razem szturchnął go mocniej, aż się przewrócił, tłukąc sobie łokieć.

– Chuju! – krzyknął ze łzami w oczach, pies uciekł, wlokąc za sobą smycz.

 

Na placu zabaw zastał te same dzieci. Gdyby nie wykonywały identycznych czynności, uspokoiłby się trochę. Tylko, że one biegały równie szalenie, w tych samych kierunkach, nawet wykrzykując identyczne słowa. Wrócił do domu przestraszony i zmieszany. Anka przygotowywała owsiankę. Usiadł przy stole i popatrzył na swoją żonę.

– Aniu, możesz mi powiedzieć co wczoraj robiłaś, co robiliśmy? – zapytał maskując przerażenie.

– Dlaczego o to pytasz? To dziwne, hmm. – Zastanowiła się kobieta. – Rano zrobiłam ci tosty gdy poszedłeś biegać, a później wzięłam prysznic, gdy przyszedłeś i wyszykowałeś się do pracy wsiadłam z tobą i podwiozłeś mnie do klubu fitness…

– Dobrze, wystarczy. – Daniel zmarszczył czoło. Jego żona opowiadała dzień, który on także pamiętał, ale przed tym, gdy nastąpiła jego śmierć. Przez chwilę nie mógł dojść do siebie. Milczał. Anka próbowała go wypytać co się dzieje, ale ją spławił. Pojechał do pracy, z nadzieją, że tym razem nie da się zabić. Magda przygotowała kawę. Pograł w pasjansa, zrobił co musiał, trzęsąc się ze strachu i co chwilę spoglądając na zegarek. O szesnastej wyszedł na obiad do restauracji na parterze, po czym skierował się do domu taksówką. Trzy kwadranse później był już w mieszkaniu. Anka gdzieś wyszła. Włączył telewizor. W Wiadomościach nie usłyszał niczego, co mogłoby mieć jakiś związek z jego przeżyciem. Postanowił wziąć prysznic. Rozebrał się i nie zauważając mydła na posadzce poślizgnął o nie, uderzając ciemieniem w umywalkę. Śmierć nastąpiła na miejscu.

 

***

 

Patrzę w niebo, nic nie widzę prócz szarości. Po mej twarzy spływają łzy zmieszane z kroplami deszczu. Co się stało? To tylko on potrącił mnie swym pojazdem i odjechał, uciekając od odpowiedzialności. Skurwiel położył mnie sparaliżowanego na asfalcie, krwawiącego i odczuwającego cały ten burdel. Nikt Go nie widział i nie wie kim jest. Nawet mało kto twierdzi, że tu był. Z resztą, takim kutafonom uchodzi wszystko na sucho. Są ponad prawem, mogą robić co zechcą, spoglądając z rozbawieniem na takich jak ja spośród szarości. Dlatego gdy Daniel umierał chciałem, by wyrosły mi skrzydła, chciałem odlecieć, ale on nie pozwolił.

 

***

 

Obudził się, z przerażeniem otwierając oczy. Tkwił w bezruchu jakieś pół godziny. Anka, spoglądając na niego z niepokojem, uczesała włosy, po czym zrobiła sobie śniadanie. Obserwował ją uważnie, każdy ruch jej gołego tyłka, prześwitującego spod koszuli nocnej.

 

Kobieta nigdy nie przeżyła takiego seksu jak wtedy. Daniel położył ją na stole po czym zaczął ostro penetrować jej cipkę. Kobieta wyła z rozkoszy. Jej piersi falowały to w górę, to w dół. Usta i suki poczerwieniały, naprężyły się i uniosły ku górze. Kutas Daniela sprawiał jej taką przyjemność, jakiej nigdy nie przeżyła. Później eksplodował, prawie rozrywając jej pochwę. Anka poczuła jak krew spływa jej z mózgu i zemdlała.

 

Ułożył ją na łóżku, a sam poszedł się wykąpać. Nałożył kurtkę i wyszedł, wcześniej zabierając nóż kuchenny z kredensu. Podjechał pod park. Pedał właśnie kierował się do swojego mieszkania. Daniel wyszedł z auta, zabierając ze schowka taśmę klejącą i podszedł do niego, pytając o ogień.

– Nie mam. – odpowiedział krótko i wyniośle. – Nie pale tytoniu.

Byli sami, drzewa za parkingiem ich zasłaniały. Daniel uderzył potężnie chłopaka, a ten upadł na bruk. Mężczyzna chwycił go za twarz, zasłaniając usta, po czym związał psią obrożą i zakleił usta. Odjechał, wsadzając go wcześniej do bagażnika. Zatrzymał się w lesie, gdzieś na prowincji, nawet sam nie był pewien gdzie dojechał.

 

Pedał miał oczy pełne łez, a gacie pełne gówna.

-Zafajdałeś mi bagażnik skurwysynu! – wrzasnął Daniel, wyrzucając go z auta. Chłopak poturlał się po leśnej ściółce, dopóki nie zatrzymał się uderzając bokiem o drzewo. Daniel odlał się na jego twarz, po czym wbił mu nóż w bebechy, rozpruwając jego brzuch. Zwymiotował, na widok ludzkich flaków, ale nadal czuł szaleńczy trans. Rozczłonkował jego ciało i rozrzucił po lesie palce, łokcie, stopy, nawet łeb. Gdy wszystko minęło przebrał się w zapasowe ciuchy, które zawsze woził w aucie i pojechał do firmy. Magda powiedziała, że nikt o niego nie pytał, ale nie powinien się tyle spóźniać.

– Bądź u mnie za dziesięć minut – odpowiedział tylko i czekał.

 

Kobieta po upływie tego czasu weszła do środka. Nie widziała nikogo. Drzwi za jej plecami zamknęły się nagle i wtedy się odwróciła. W oczach Daniela coś się zmieniło. Przerażało ją to. Cofnęła się w stronę biurka.

– Przestraszył mnie pan – powiedziała, właściwie wypiszczała widząc jego zbrukane krwią dłonie.

– Ależ nie ma czego się bać – stwierdził spokojnie. – Jak to możliwe, że pracujemy ze sobą tak długo i jeszcze nie poznaliśmy się bliżej?

 

Kobieta zapłakała. Daniel zastawiał drzwi swoimi plecami, nie miała szans ucieczki. Podszedł do niej odgarnął jej brązowe włosy za ucho i pocałował w usta. Kobiecie łzy spływały po policzkach. Jej szef rozbierał ją. Najpierw zdjął jej gorset i białą koszulę, później stanik. Zaczęła krzyczeć, ale natychmiast przestała, gdy uderzył ją potężnie w twarz.

– Albo będziesz grzeczna – stwierdził. – Albo zabawimy się ostrzej. – Jego usta ułożyły się w paskudny grymas zadowolenia.

 

Kobieta uległa, przynajmniej tak mu się wydawało. Zaczął dotykać jej piersi i zdjął jej spódnicę. Kiedy dobierał się do koronkowych, białych majtek uderzyła go w twarz kolanem, po czym złapała za nożyczki z jednej z szuflad jego biurka i rzuciła się na niego krzycząc potwornie. Daniel powstrzymał cios, łapiąc ją za dłoń, a później za kark. Nożyczki upadły na podłogę, a głowa kobiety uderzyła o ścianę zostawiając na niej czerwonego kleksa. Poczuła coś twardego między nogami. Nie chciała patrzeć. Upadła bezwładnie na podłogę, pozbawiona wszelkich sił uległa napastnikowi.

 

Po chwili jednak, przesuwając dłoń kilka centymetrów natrafiła na metalowy przedmiot. Chwyciła nożyczki z całych sił i wbiła je znienacka Danielowi w szyję. Krew trysnęła jej w twarz. Mężczyzna zaczął miotać się po pokoju, trzymając się pod brodą i wymachując penisem we wszystkie strony. W końcu rozbił okno biura i spadł na chodnik, czyniąc ze swojego ciała mielonego.

 

– To był normalny sąsiad – powiedziała starsza kobieta, dla wieczornego wydania Wiadomości. – Dzień dobry powiedział, ukłonił się, w kościele czasem bywał. Nikt by się po nim nie spodziewał czegoś takiego.

 

***

 

W oddali słyszę dźwięk karetki. Jest tak wspaniały, koi mój ból, tłumi kąsające ciało zmysły. Czekam na lekarzy, na kogoś kto mi pomoże. To ideał, marzenie, tak bardzo tego pragnę. Od tak dawna tkwię tu uwięziony. Powinna już tu być, ale wiem, że się spóźniają, mają tylu chorych. W szpitalu nie ma łóżek, ale nadzieja, tylko ona mi pozostaje. Może nadjedzie w końcu i mnie zabierze, może wreszcie ktoś mnie uleczy. Może nawet przyszyją skrzydła? Nie mogę o tym myśleć, ale o nim jeszcze bardziej. Daniel zniszczył naszą szansę. Nawet on, Woźnica, który mnie potrącił dawał mu znaki, lecz wolał być ślepy.

 

***

 

Kolejne przebudzenie było potwornie ciężkie. Daniel cały ranek wymiotował. Anka, aż zadzwoniła do jego matki. Ta nie przypominała sobie, by jej syn na coś chorował. Mężczyźnie łzy lały się z oczu strumieniami. Był przerażony sobą, tym do czego się posunął, co zrobił. Kiedy wyszedł z łazienki położył się do łóżka, zasypiając.

 

Anka zdążyła poinformować ojca, że Daniel nie przyjdzie do pracy. Ten zdenerwował się trochę, ale zaraz potem uspokoił i powiedział, że nie ma sprawy. Kobieta krzątała się po domu cały dzień. Chciała dziś powiedzieć mężowi, że jest w ciąży. Czekała z tym jednak do wieczora, gdy mieli wyskoczyć z siostrą i jej chłopakiem do pubu. Widząc jednak, że Daniel nie jest w formie, żeby dziś gdzieś wychodzić, postanowiła odwiedzić siostrę i odwołać spotkanie, przy okazji obwieszczając jej w tajemnicy wesołą nowinę.

 

Mężczyzna obudził się po południu. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Po chwili zadumy zamówił taksówkę do śródmieścia. Nie mógł patrzeć na swoje auto, nie po tym co zrobił przy jego pomocy. Dziewczyna śpiewała swoją piosenkę anielskim głosem, grając spokojną melodię na gitarze. Obok siedział brodaty bezdomny, który klaskał co jakiś czas. Daniel stanął przed dziwaczną parą i zapłakał. Kogut nie zapiał.

 

Daniel wrzucił do futerału sto złotych, aż dziewczyna ze zdumienia przestała grać.

– Hej! Dzięki. – Uśmiechnęła się szeroko. Wtedy zobaczył jaka jest piękna. Pod kilogramem makijażu kryły się zielone, głębokie oczy, mały nosek i białe zęby. Dziewczyna podała stówę bezdomnemu. – Masz Wiesiek. Kup nam wszystkim po kebabie, dla mnie wegetariański.

 

Bezdomny radośnie pognał do okolicznej budki. Daniel usiadł obok dziewczyny.

– Wiesz – stwierdził. – Pięknie grasz. Słyszałem cię już kiedyś.

– To niemożliwe – odpowiedziała. – Pochodzę z Pomorza, dziś jestem tutaj po raz pierwszy.

Daniel zamilkł. Dziewczyna znowu zaczęła grać. Wiesiek przyniósł kebaby.

– Przykro mi chłopcze – stwierdził podając mu potrawę. – Miałeś szansę by chwycić swój ostatni dzień. – Daniel spojrzał jeszcze raz na jego t-shirt. – Może kiedyś…

Mężczyzna zerwał się na nogi. Dymiący kebab wypadł mu z rąk na ziemię.

– Co wiesz?! – Złapał Wieśka za ramiona. – Powiedz, co mam zrobić.

Ludzie przechodzący obok patrzyli na niego jak na wariata, dziewczyna grała jeszcze głośniej.

– Powiedz. Gdybyśmy mieli zamienić się miejscami, gdybyś mógł odzyskać to co straciłeś pod postacią tych łachów rzuconych przez Caritas, gdybyś miał cieszyć się każdą złotówką podarowaną przez siksę taką jak ta, chciałbyś? Wybrałbyś takie życie?

 

Daniel odszedł, zastanawiając się jak tym razem chce umrzeć. Wybór padł na tramwaj, a raczej to on wpadł pod niego.

 

***

 

Patrzę w niebo, tylko ono, szare, nie takie jak powinno. Nie mam złudzeń, nawet ludzie przestali mną wzgardzać. Już nie myślę o Woźnicy, który mnie potrącił, on i tak zapomniał. Tylko w uszach mam ten dźwięk jednostajny, który z każdą chwilą jest coraz głośniejszy, lecz mnie nie zabiera. Moja krew już poczęła wpadać do ściekowej studzienki. Kiedyś przynajmniej koty ją lizały. Pozostaję. Chyba jestem na to skazany. Czym syrena karetki byłaby beze mnie. A czym ja bez niej?

Koniec

Komentarze

niemy cyrograf - osobiście jakoś mi zgrzytnęło
gdyż wolność o jakiej słyszał stanowiła tylko popłuczynę prawdziwej pokazywaną w telewizji. - pokazywaną jest chyba źle odmienione.
z jej siostrą i jej chłopakiem, więc miał jedyną okazję. - z siostrą i jej chłopakiem. Mówimy o Ance, więc jasne, o czyjej siostrze mowa - raz. Dwa, nie ma powtórki jej.
Rozmawiają przez telefony, prowadzą psy na smyczy. Gdy któryś staje, by napić się mojej krwi. - brzmi trochę tak, jakby to ludzie stawali, by napić się krwi. Wrzuć tam gdy któyś z czworonogów/ sierściuchów... a będzie wszystko jasne.

A odnośnie tekstu... Masz dobry, ciekawy i przyjemny styl. Zrobiłeś długie wprowadzenie, które często kończy się zniechęceniem czytelnika. Tu jest inaczej. Opowiadasz historię Daniela umiejetnie, a niektóre zdania, porównania, to małe perełki. Pomysł też niezły, choć przyznam, że zgubiłam się nieco po drodze i nie wszystko jest dla mnie jasne. Ale może jestem za tępa.

To biurko za oknem z widokiem jakoś nie pasuje:) tak jak łzy lejące się strumieniami.
Są drobiazgi, nad którymi trzeba popracować, ale generalnie pomysł tu jest i nawet historia, choćbanalna to zgrabnie opowiedziana. Prawie 4 ode mnie;)

Jeszcze młodziana bym zniosła, ale "a długie, jedwabne nogi"?? No rany, co to ma być?! :D

Nie podobało mi się, trudno.

Pomysł nienowy, ale dobrze wykonany. Zazwyczaj w takich historiach wszystko kończyło się dobrze, a tu mamy nieuniknioną śmierć. Nie wiem dlaczego nastąpił ten jeden dzień brutalności.

Hej, ten jeden brutalny dzień to chęć pokazania tego co może tkwić wewnątrz każdego z nas. Daniel nigdy by czegoś takiego nie zrobił, ale świadomość, że i tak następnego dnia się obudzi otworzyła przed nim nowe możliwości. Nie wiadomo dlaczego zabił, może chciał sprawdzić jakie to uczucie, może wpadł w szał spowodowany bezsilnością, ale zabił. To samo ze swoją asystentką. Może od dawna miał ochotę na romans, a może to coś gorszego, może chciał zrobić to brutalnie.

Średni tekst, ale tez wcale nie najgorszy. 3 z plusem.

Nowa Fantastyka