- Opowiadanie: Michał Moore-Beton - Rusałka

Rusałka

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Rusałka

Czasami marzenia się spełniają, pomyślał Filip, patrząc z radością na swój myśliwski karabinek. Kilka dni temu upolował bażanta. Wuj go oprawił, a matka zrobiła z niego przepyszną kolację. Teraz chłopak (nie bażant) siedział przy ognisku i słuchał opowieści, która nie tylko zainteresowała go do żywego, ale też dała mu pomysł. 

Łoboszów to niewielkie miasteczko w którym się urodził i wychował. Jedyną porządną rozrywką, na którą mógł sobie pozwolić, oprócz jeżdżenia w weekend do większego miasta na kluby i dyskoteki, były polowania. Łoboszów był wyjątkowym zadupiem i odludziem. Kilkutysięczne miasteczko nie oferowało dla młodych niczego poza spokojem i dobrym, lokalnym życiem. Jedynym dorobkiem, którym mogło podzielić się miasteczko był cały wachlarz opowieści i historii, które przydarzyły się dziadom i pradziadom. Taka opowieść właśnie trafiła się Filipowi i słuchał jej z zapartym tchem.

– Niektórzy się z nas śmieją – powiedział jego wuj, zapalając papierosa. – Ale jest to śmiech przez łzy zazdrości, które później wylewają we własne poduszki, nie mogąc spać w swoim szarym, ubogim życiu.

– Ale… Tak było naprawdę?

– Tego nie wie nikt – zaśmiał się wujek. – Ale jak inaczej wytłumaczysz to, że wszyscy w naszej rodzinie są tak nienaturalnie piękni?

To był fakt. Cała jego rodzina składała się z ludzi atrakcyjnych. Przystojnych facetów i ślicznych dziewczyn. Jego rodzice mogliby być modelami, a wujek wyglądał tak, jakby właśnie wyszedł z teledysku amerykańskiego zespołu, w którym rwał same ślicznotki na kampusie akademickim. On sam, też zaliczał się do tych przystojniejszych. Co roku wygrywał konkurs piękności w szkole, co miesiąc umawiał się z inną dziewczyną i zawsze były to najlepsze ślicznotki. Nawet jego babka wyglądała po królewsku, starzała się świetnie. Dziadek wyglądał jak stary, emerytowany żołnierz, przystojny, siwy i twardy jak skała. W całej rodzinie nie było nikogo otyłego, niezgrabnego, ani brzydkiego.

– Myślisz, że mnie też to może spotkać? – zapytał wujka z nadzieją w głosie.

– Oczywiście – wujek roześmiał się. – Ty możesz mieć każdą dziewczynę, nawet rusałkę. Jesteś ideałem.

Filip zastanowił się nad tym. Oczywiście, wiedział, że szczęściu trzeba dopomóc. Siedzieli przy ognisku i grzali się. Wiosna była idealnym czasem, żeby się zakochać. A Filip wiedział, że musi odszukać kogoś wartego jego uczucia. Właśnie w tej chwili, wujek dał mu wytyczne, dał mu duchowy kompas, za którym chciał podążyć. I wiedział, że ta ścieżka go nie zawiedzie. Że mu się uda. Zawsze, całe życie mu się udawało.

Siedzieli tam jeszcze ze dwie godziny i Filip zaczynał się niecierpliwić. W końcu wuj poszedł spać, zostawiając go samego przy ognisku. Tylko na to czekał. Zagasił szybko ogień, gdy tylko starszy mężczyzna zniknął za drzwiami domu. Zadeptał dokładnie ostatnie iskierki, zarzucił sobie pasek strzelby na plecy, zapiął pod samą szyję kurtkę i ruszył.

Wiedział, w którym kierunku ma iść. Czasami chodził na polowania wieczorem, ale nigdy wcześniej nie robił tego w nocy. Po ciemku jest o tyle trudno, że łatwo jest postrzelić swojego towarzysza, nie widząc zupełnie nic i licząc, że ruch w krzakach przed tobą to nie wilki ani niedźwiedzie. Widocznie wujek twierdził, że jest za to zbyt młody. Na wschodzie od kilku lat ponownie można było spotkać prawdziwe drapieżniki. Filip nie bał się jednak, wiedział, że świat mu sprzyja, że poprowadzi go tak, jak poprowadzić go musi. Wiedział, że uda mu się osiągnąć cel, odszukać spełnienie i dopomóc swojemu szczęściu.

Ruszył przed siebie, przez gęste krzaki, przez zarośla i bezdroża, żeby dotrzeć do wydeptanej ścieżki przez las, prowadzącej do niewielkiego jeziorka nad którym w dzieciństwie łowił ryby z kuzynostwem.

Las był stary, bogaty w najróżniejsze gatunki roślin i zwierząt. Mimo, że nie był typową puszczą, którą można zaobserwować w okolicy Białowieży, był w takim stopniu naturalny, że Unia Europejska chciała otoczyć go płotem i pokazywać swoim turystom jak ma wyglądać przyroda wschodnich granic. Filip uwielbiał las. Wiedział dokładnie w których miejscach jest więcej zwierzyny, gdzie rosną grzyby, gdzie rosną jagody i gdzie zbierać dziady. Wiedział jak żyć z lasem w zgodzie. Teraz jego kroki prowadziło boskie natchnienie pełne wiary w idealne jutro i w jego własne szczęście.

Szedł, przedzierając się przez gałęzie i zarośla i uśmiechał się do siebie. W końcu stanął na polance, chmury rozstąpiły się i chłodne światło księżyca oświetliło jego oblicze. Do pełni brakowało jeszcze tylko dwóch, może trzech nocy i w tym świetle, cały las skrzył się srebrem, tak jasnym, że Filip mógł iść spokojnie jak w dzień, wiedząc, że nie zgubi się. Poza tym znał te ścieżki jak własną kieszeń i mógłby tam trafić nawet będąc oślepionym, czy z zawiązanymi oczami.

Oczy przyzwyczaiły mu się do półmroku. Idąc, gwizdał bardzo cichutko jakąś starą piosenkę, której słów i tak nie mógłby sobie przypomnieć. W końcu, gdzieś pomiędzy gałęziami zobaczył blask tafli jeziora. Było na tyle duże, że nadawało się idealnie do pływania małymi łódkami. Widział ich ciemne sylwetki, kołyszące się na delikatnych falach, przycumowane przy niewielkich pomostach Przystani Dreptaczy. Przystań Dreptaczy to idealne miejsce do zabrania dziewczyny na randkę. Jest obsadzona małymi altankami w których każdy mógł się schronić w razie załamania pogody, czysta, schludna i bezpieczna. Miała nawet plażę, na której można leżeć na piasku i gapić się w niebo, słysząc cichy szum wody z wpływającej do jeziora rzeki i stukanie łódek o drewno pomostów. Teraz, przystań była zupełnie pusta, cicha i spokojna.

– Znajdę ją – powiedział sobie twardo, poprawiając pasek strzelby na piersi. Był zdecydowany i konsekwentny. 

Podszedł do brzegu jeziora i spojrzał na wodę. Uspokajała go lekkim kołysaniem. Odbicie księżyca marszczyło się podczas ruchu delikatnych fal, jakby stary łysy chciał go pozdrowić, mrugnąć do niego okiem. Zanurzył dłoń w chłodnej wodzie i spojrzał na swoją twarz. Uśmiechnął się. Będę miał szczęście, pomyślał. Musi mi się udać. I zaczął iść brzegiem wody, wypatrując jakiegokolwiek ruchu. Po kilkunastu minutach zobaczył to, na co czekał.

 Usłyszał cichy plusk. Szedł powoli i cicho, skradał się niemalże, prawie nie wydając dźwięku. Nie chciał wystraszyć rusałki. Nikt nie lubi, gdy ktoś zaskakuje go podczas kąpieli.

Nie widział dokładnie piękności, którą chciał “przypadkiem” spotkać, ale wiedział, że ją znajdzie, że jest mu przeznaczona.

Tak mówiła opowieść, którą usłyszał od wuja. Podobnie jego prapradziad gdy był jeszcze młodym chłopcem poszedł w nocy na polowanie, wiosną, jeszcze przed nocą Walpurgii. Nocny mróz pokrył krzaki i liście bielutkim, niewinnym jak pierwszy śnieg szronem. Pradziad szedł ciemną nocą, głodny i zmarznięty. Musiał zdobyć pożywienie, żeby pomóc rodzicom. Był przygnębiony, ale prowadziło go poczucie obowiązku. I wtedy, na brzegu jeziora spotkał piękność, cudowną, idealną, wymarzoną kobietę. Zobaczył ją, gdy wynurzała się akurat z zimnej wody jeziora. Widział, jak kropelki wody odbijały światło księżyca, jak spływają po jej nagim ciele, jak błyszczą na jej skórze. Zakochał się w mgnieniu oka, zabrał ją do domu i założył ich gałąź rodziny.

Teraz przeznaczenie wezwało Filipa. Widział ruch, pomiędzy gałęziami krzaków. Szedł powoli i cichutko, jak prawdziwy łowca. Jak myśliwy, zbliżając się do ofiary.

– Witaj, nieznajoma! – krzyknął, widząc postać wynurzającą się z toni wodnej. Spojrzał i stanął jak wryty. Stał tam, jak trafiony zaklęciem.

Z wody wynurzyła się postać, która była mu pisana i przeznaczona. Nie była taka, jak sobie wyobrażał, jaką wierzył, że znajdzie, jaką chciał uchwycić, niby przypadkiem podczas kąpieli.

Błyszczące w świetle księżyca kropelki spływały po świetlistej skórze. Długie, kręcone lekko włosy opadały na ramiona z lekkością piórek anioła. Filip wiedział, że jest jego przeznaczeniem.

– Witaj, łowco – odpowiedziała mu naga postać, ruszając w stronę brzegu na którym stał.

Pojedyncze kropelki wody spływały po gęstwinie brody, kapiąc na pokaźne, kudłate piersi i wielkie, włochate brzuszysko. Wielki, nagi chłop niedźwiedziej postury stanął przed nim, patrząc z wyraźnym zainteresowaniem.

– Jestem Piotruś – powiedziała Rusałka, zbliżając się do niego.

Odrzucił na bok broń i zaczął się rozbierać, zakochany, zaczarowany. Wypełniło się jego przeznaczenie.

Koniec

Komentarze

Teraz siedział przy ognisku i słuchał opowieści, która nie tylko zainteresowała go do żywego

Bażant? Ja to tak zrozumiałem :D

 

Kilkutysięczne miasteczko nie oferowało dla młodych niczego poza spokojem i dobrym, lokalnym życiem. Jak każda wioska, Łoboszów oferował

To w końcu miasteczko, czy wieś?

 

Moje uwagi to pewnie tylko czepialstwo, może nawet nie są poprawne, więc się nie martw. Ogólnie fajne, zakończenia się nie spodziewałem, a nawet się trochę uśmiechnąłem. 

Pozdrawiam i powodzenia, na pewno przeczytam więcej Twoich opowiadań.

 

,,Celuj w księżyc, bo nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami,, ~ Patrick Süskind

No nie wiem. Trochę zreferowałeś to opowiadanie. Miejscami widać było, ze ci się spieszy. Sam pomysł jak dla mnie oryginalnością nie powala a w swoje subiektywne odczucia określił bym jako ciężkie westchnienie i wyrozumiałość dla młodości.

Przecinki to nawet ja widzę, że jest źle więc jest źle.

 

to nie wilki, ani nie niedźwiedzie.

To nie wilki ani niedźwiedzie jedno zaprzeczenie w zupełności wystarczy.

 

W końcu, gdzieś pomiędzy gałęziami zobaczył blask tafli jeziora.

Zaczynanie zdania od “W końcu” to jakiś dramat. Jakbyś nie wiedział co napisać.

Arcydzieło to to nie jest.

jego wuj oprawił, a jego matka

Wuja, znaczy?

 Teraz siedział przy ognisku

Bażant?

 pochłonęła całe jego zainteresowanie

Przez słomkę?

 ale też dała mu nadzieję

Ale dlaczego nie miałaby?

 wioseczką w której

Wioseczką, w której. Przeformułowałabym: Łoboszów to mała wioseczka. Mieszkał w niej od urodzenia.

 na którą mógł pozwolić sobie

Składnia: na którą mógł sobie pozwolić.

 Na wschodzie kraju, gdzie miasta są rzadziej rozrzucone, gdzie tereny leśne i polne zajmują większość terenu, Łoboszów był wyjątkowym zadupiem i odludziem.

Coś tu się logicznie sypło – non sequitur.

 nie oferowało dla młodych

Nie oferowało młodym.

 Jak każda wioska, Łoboszów oferował też cały wachlarz opowieści i hisotrii

No, to coś oferowało. I to była wieś – czy miasto? Historii. Cały wtręt o Łoboszowie za długi.

 w swoich szarych, ubogich życiach.

Nie po polsku.

 naprawde

Naprawdę.

 że wszyscy w naszej rodzinie są tak nienaturalnie piękni

Oraz skromni.

 On sam, też

Bez przecinka.

 konkurs piękności w szkole

Co to za szkoła? Konkursy piękności? Dla chłopców?

 Nie zauważał tego aż do tej pory

Jakim cudem?

 w pełni zdrową

Hmm.

 Jesteś ideałem, kochanie.

To mówi wujek do siostrzeńca? Uhm…

 pozbawiając swoje ciała wieczornego chłodu wiosny

Bardzo purpurowe i nie na miejscu.

 zaczynał być coraz bardziej zniecierpliwiony

Raczej: zaczynał się niecierpliwić.

 ostatnie nawet iskierki

Raczej: wszystkie, albo najmniejsze (tylko Ty możesz zapobiec pożarom lasu!).

strzelby do polowań

Wiemy, po co ma strzelbę.

 Wiedział w którym

Wiedział, w którym.

 łatwo jest postrzelić swojego towarzysza

To wymówka. ;)

 odszuać

Literówka.

 ostre krzaki,

Że co?

 Las był stary

Pokaż go.

 wiedział gdzie

Wiedział, gdzie. Wiedział, jak. I tak dalej.

 Teraz, jego

Bez przecinka. Reszta zdania śmiesznie zadęta.

 w tym świetle, cały las

Bez przecinka.

 wiedząc że nie zgubi się

Wiedząc, że się nie zgubi.

 ciemność nie jest mu straszna

Przecież jest jasno?

Poza tym, znał

Przecinek zbędny.

 nawet będąc oślepionym

Może raczej: na ślepo.

 Źrenice przyzwyczaiły

To nie źrenice, a tęczówki akomodują. Ja napisałabym "oczy".

 Była obsiana małymi altankami

O ile wiem, altanki nie wyrastają z nasion.

 Posiadała nawet własną plażę

Miała.

 Po kilkunastu minutach, zobaczył

Bez przecinka.

 delikatny plusk i zobaczył kropelki, rozbryzgujące się za krzakami, w bocznej odnodze tafli jeziora.

Cichy plusk. Jakoś mnie te kropelki nie przekonują.

kształtu piękności

Kształtu? I nie do końca przypadkiem, skoro specjalnie tam poszedł.

 nocą walpurgii

Dużą literą.

 upstrzył krzaki i liście bialutkim

Bielutkim. I nie nazwałabym tego "upstrzeniem". Może "pokrył"?

 musząc zdobyć pożywienie

Brzmi to nienaturalnie.

 Nie była taka, jak sobie wyobrażał

To jaka była? "Postać" jest bardzo niekonkretna, trzeba ją szybko opisać.

 

Nooo… szału nie ma. Napisane to-to trochę na kolanie, ale trzyma się, mniej więcej, kupy. Mogłoby być zabawniejsze. Pracuj dalej, na razie niewiele więcej mogę Ci poradzić.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zachwycona nie jestem, ale potencjał jest. Zgadzam się, że opowiadanie nie ma równego tempa. Pędzi ku zakończeniu na łeb na szyję dużymi skrótami, jakbyś chciał napisać szorta, ale wymyślił zbyt długą historię, by się zmieściła w odpowiednio niewielkiej ilości znaków. Zakończenie zabawne, choć udało mi się przed samym końcem domyślić, że rusałka pewnie jednak nie będzie tym, czego się spodziewał. Język tutaj jednak leży i płacze, żeby się nim zaopiekować, czyli krótko mówiąc: należy pracować nad samą techniką. Interpunkcja nie wygląda dobrze, czasami używasz nieodpowiednich form odmiany czasownika czy deklinacji rzeczownika. Składnia zdań mogłaby być lepsza. Bohaterowie (tudzież bohater) wydawali się mało wiarygodni, trudno mi było wyobrazić sobie tego człowieka, którego tu opisałeś, jako prawdziwą osobę. 

Pracuj dalej nad swoim warsztatem, a jestem pewna, że jeszcze nas zaskoczysz. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dziękuję za komentarze, szczególnie Tobie Tarnina – za dobrą poprawę edytorską (wiem, mój warsztat jest jeszcze w powijakach – poprawki wprowadzę w pierwszej wolnej chwili)

Teraz siedział przy ognisku i słuchał opowieści, która nie tylko zainteresowała go do żywego

Bażant? Ja to tak zrozumiałem :D

No coż… Nawet martwy bażant z przyjemnością posłucha, jak dobra bajka ;)

 

 ciężkie westchnienie i wyrozumiałość dla młodości.

Za to będę dozgonnie wdzięczny – jestem dopiero na początku mojej drogi z piórem, ale mam mocne postanowienie poprawy.

 

Napisane to-to trochę na kolanie

W tym wypadku tak właśnie było.

 

Pozdrawiam! 

Zacznę od tego, że konkursy piękności w szkole na prowincji to fantastyka i dość hardkorowa. laugh

 

Mam problemy z rozszyfrowaniem czym jest ten Łoboszów, bo raz to wioseczka, raz miasto.

 

Z tego co pamiętam sezon polowań na bażanty zaczyna się pod koniec września i kończy w styczniu albo lutym. Co daje pewne problemy odnośnie zidentyfikowania czasu w którym dzieje się to opowiadanie opowiadanie ponieważ piszesz

“Kilka dni temu upolował bażanta…”

 

a kilka linijek dalej

“Siedzieli przy ognisku i grzali się, pozbawiając swoje ciała wieczornego chłodu wiosny.”

No chyba że twoi bohaterowie nie tyle zajmują się polowaniem co kłusownictwem.

 

Zakończenie kojarzy mi się z unijnymi grantami. 

A ja miałam wrażenie, że niektóre rzeczy niepotrzebnie rozwlekasz, powtarzasz po kilka razy. W sumie niewiele się dzieje: rozmowa z wujkiem, droga przez las i spotkanie. A zabrało to prawie 9 kilo znaków.

Czy pradziadek był bigamistą? Bo poszedł do lasu, żeby zapewnić byt rodzinie, a po powrocie założył nową gałąź. Czy matka i ojciec chłopaka byli ze sobą spokrewnieni, skoro obydwoje odziedziczyli nienaturalną urodę? I coś jest nie tak z tą pięknością dawaną przez rusałki, skoro randka trafiła się niezbyt śliczna.

Nad wykonaniem jeszcze warto popracować. Co z tymi błędami, które miały być poprawione?

patrząc z radością na swój myśliwski karabinek. Kilka dni temu upolował bażanta, którego jego wuj oprawił, a jego matka zrobiła z niego przepyszną kolację.

Czy te wszystkie zaimki są niezbędne? Bardzo często używasz słowa “który”. Teraz karabinek, a pod koniec strzelba. To są synonimy?

Teraz siedział przy ognisku i słuchał opowieści, która nie tylko zainteresowała go do żywego, pochłonęła całe jego zainteresowanie,

Powtórzenie.

Babska logika rządzi!

Kilka dni temu upolował bażanta, którego jego wuj oprawił, a jego matka zrobiła z niego przepyszną kolację.

Skoro piszesz, że wuj i matka, to domyślamy się, że głównego bohatera. Nie ma sensu tego zaznaczać. Zaznacz, gdyby chodziło o rodzinę kogoś innego.

Na wschodzie kraju, gdzie miasta są rzadziej rozrzucone, gdzie tereny leśne i polne zajmują większość terenu,

hisotrii

Literówka.

Filip zaczynał być coraz bardziej zniecierpliwiony.

Dobrym nawykiem będzie unikanie zwrotów w stylu zaczynał być. Czemu nie po prostu: niecierpliwił się?

 gdzie zbierać dziady

Nie znam tego określenia. Przywoływać dziady – kumam, ale zbierać?

W końcu stanął na polance, chmury rozstąpiły się i stanął w chłodnym świetle księżyca.

dwoch

Poszukiwany – polski znak.

Odbicie księżyca marszczyło się podczas ruchu delikatnych fal, jakby stary łysy chciał go pozdrowić, mrugnąć do niego okiem. Zanurzył dłoń w chłodnej wodzie i spojrzał na swoje odbicie.

Po kilkunastu minutach, zobaczył to, na co czekał.

 Usłyszał delikatny plusk i zobaczył kropelki

kudłate piesi

Literówka.

 

Nawet zabawne. Ale to bardziej rozwleczony do nieprzyzwoitych rozmiarów żart niż opowiadanie. Nie jest źle, ale też trzeba trochę popracować. Taka historyjka do herbaty.

Czytałem przedwczoraj, ale komentarz dzisiaj.

Całkiem ciekawy koncept, jednak moim zdaniem mocno spłycony. Bohater nagle odkrywa swą atrakcyjność (serio nigdy się nie skumał?), idzie zapolować na rusałkę… i tyle. Szkoda, bo masz całkiem ciekawy język narracji (choć najeżony błędami), a sama historia wciąga. A teraz sprawia wrażenie niedokończonej. No cóż, bywa.

Ode mnie jeszcze linki, pomogą w doszlifowywaniu elementów technicznych:

Ale spoko, każdy kiedyś zaczynał. Chwytaj przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Opowiadanie niespecjalnie przypadło mi do gustu, a cała rzecz wydaje mi się szalenie niewiarygodna. Kto w dzisiejszych czasach wierzy w rusałki i chodzi nad jezioro by je spotkać. Jeśli to miał być element fantastyczny, to, niestety, zdał mi się zgoła mało fantastyczny.

 

w swo­ich sza­rych, ubo­gich ży­ciach. –> …w swo­im sza­rym, ubo­gim ży­ciu.

Życie nie ma liczby mnogiej.

 

Nawet jego babka wy­glą­dą­ła po kró­lew­sku… –> Literówka.

 

nie robił tego w nocy. Po­lo­wa­nie w nocy jest o tyle trud­ne, że łatwo jest po­strze­lić… –> Powtórzenia.

 

Ru­szył przed sie­bie, przez gęste, ostre krza­ki, przez za­ro­śla i bez­dro­ża, żeby do­trzeć do wy­dep­ta­nej ścież­ki przez las… –> Powtórzenia.

Krzaki mogą być kolczaste, ale chyba nie ostre.

 

pro­wa­dzą­cej do nie­wiel­kie­go je­zior­ka, do oczka wod­ne­go… –> Zbędne dopowiedzenie. Wiadomo czym jest jeziorko.

 

Las był stary, bo­ga­ty w naj­róż­niej­sze ga­tun­ki ro­ślin i zwie­rząt. Mimo, że nie był ty­po­wą pusz­czą, którą można było za­ob­ser­wo­wać w oko­li­cy Bia­ło­wie­ży, był w takim… –> Objaw byłozy.

 

bo­skie na­tchnie­nie pełne wiary w ida­el­ne jutro… –> Literówka.

 

Przy­stań Drep­ta­czy była ide­al­nym miej­scem do za­bra­nia dziew­czy­ny na rand­kę. Była ob­sia­na ma­ły­mi al­tan­ka­mi w któ­rych każdy mógł się schro­nić w razie za­ła­ma­nia po­go­dy, była czy­sta, schlud­na i bez­piecz­na. Po­sia­da­ła nawet wła­sną plażę, na któ­rej można było leżeć na pia­sku i gapić się w niebo, sły­sząc cichy szum wody z wpły­wa­ją­cej do je­zio­ra rzeki i stu­ka­nie łódek o drew­no po­mo­stów. Teraz, przy­stań była zu­peł­nie pusta, cicha i spo­koj­na.

– Znaj­dę ją – po­wie­dział sobie twar­do, po­pra­wia­jąc pasek strzel­by na pier­si. Był zde­cy­do­wa­ny i kon­se­kwen­ty. –> Byłoza. Literówka.

 

go pod­czas ką­pie­li. Nie wi­dział do­kład­nie kształ­tu pięk­no­ści, którą chciał przy­pad­kiem spo­tkać pod­czas ką­pie­li… –> Powtórzenie.

 

gdy był jesz­cze mło­dym chłop­cem… –> Masło maślane. Chłopiec jest młody z definicji.

 

Za­ko­chał się w mgnie­niu oka, za­brał ją do domu i za­ło­żył ich gałąź ro­dzi­ny. –> Założył rodzinę gdy jeszcze był chłopcem?

 

kro­pel­ki sply­wa­ły po świe­tli­stej skó­rze. –> Literówka.

 

Po­je­dyń­cze kro­pel­ki wody… –> Po­je­dyn­cze kro­pel­ki wody

 

sta­nął przed nim, pa­trząc na niego z za­in­te­re­so­wa­niem. –> Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm…

 

Zasadniczo przedpiścy wypunktowali już wszystko. 

Ja mogę dodać tylko tyle, że tekstowi przydałoby się skrócenie (no tak z 1/3 co najmniej), no i oczywiście poprawienie błędów.

 

Historyjka może mnie nie porwała, ale na koniec się uśmiechnęłam (chociaż spodziewałam się takiego obrotu sprawy ;)). 

Jeśli lubisz mocne i zaskakujące puenty, może warto trochę poćwiczyć, pisząc drabble?

Wstępnie poprawione. Chociaż patrząc na warsztat i ilość błędów, mam ochotę napisać całość od nowa. 

Taka historyjka do herbaty

Chyba w takich będę się specjalizował ;)

 

Chwytaj przydatne linki:

Dzięki – przyda się na sto procent!

 

Jeśli lubisz mocne i zaskakujące puenty, może warto trochę poćwiczyć, pisząc drabble?

Ćwiczyć będę, ale na drabble jeszcze trochę za wcześnie.

 

 

 

Wiem, powinienem zrobić te poprawki sporo wcześniej. Następnym razem będzie lepiej.

Pozdrawiam i dziękuję wszystkim za pomoc. 

 

 

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka