
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Erwin pracuje z ludźmi takimi jak Nolan od dawna, sam poprosił o taki przydział. Długo musiał przekonywać swoich przełożonych, że taka funkcja w ogóle jest potrzebna a potem jeszcze, żeby to właśnie jemu pozwolili się tym zająć.
Jego wygląd wzbudza zaufanie zarówno u pacjentów jak i u ich rodzin. Wysoki o smukłej budowie ciała, siwe włosy do ramion, splecione z tyłu w warkocz. Na pierwszy rzut oka ma około 60 lat, ale im dłużej mu się przyglądać tym więcej pojawia się wątpliwości. Czujne spojrzenie, błękitne spokojne oczy otoczone zmarszczkami, które dodają mu powagi i mądrości. Na nosie dobrze dobrane okulary w rogowych oprawkach, które oprócz zegarka są jedną ozdobą, na jaką sobie pozwala.
Jest specjalistą w swojej dziedzinie i nie ma konkurencji. Z drugiej strony konkurencja nie pcha się specjalnie drzwiami i oknami do tego żeby marnować czas na sprawy tak upierdliwe i mało dochodowe.
Dlaczego zajmuje się Nolanem? Bo Nolan go wybrał. Pewnego dnia Nolan zagubił się tak głęboko, że jego strach czuć było wszystkimi zmysłami. Erwin, który przypadkiem znalazł się w pobliżu nie mógł pozostać obojętny.
Chłopiec kręcił się w koło w przyszpitalnym ogrodzie, chodził w promieniu kilku metrów ograniczony niewidocznymi dla nikogo innego ścianami. Czasami rączkami dotykał niewidzialnych ścian w poszukiwania drzwi lub okna, którym mógłby się wydostać na zewnątrz. W pewnej chwili pochwycił oczami spojrzenie Erwina, zatrzymał się i wpatrywał się błagalnie.
Erwin poszedł do chłopca.
– Jak Ci na imię?
– Nolan proszę pana.
– Co tu robisz?
– Wszyscy gdzieś sobie poszli i zostałem sam. Chodzi o to, że zgubiłem się. Mama zapisała mi kartce gdzie trzeba mnie odprowadzić jak się zgubię, ale… tę kartkę też zgubiłem.
Czy może mnie pan stąd zabrać?
W parku było pełno ludzi. Opiekun grupy siedział na ławce 10 metrów dalej, pochłonięty czytaniem gazety. Chłopak jednak nie widział nikogo innego poza Erwinem.
To był ten dzień, w którym Erwin zdecydował się pomóc małemu. W pewien sposób czuł się odpowiedzialny za jego los. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego jak wygląda rzeczywistość, która ich otacza, z wielowymiarowości płaszczyzny i tego, jaki ma na nich wpływ. On wiedział aż za dobrze.
To tak jakby tłumaczyć postaci narysowanej na kartce, że świat na więcej niż dwa wymiary.
Beznadziejne.
Następnego dnia rano, Erwin umówił się z matką chłopca, miłą kobietą w średnim wieku, która robiła dla swojego syna wszystko, co w jej mocy jednak skromny budżet drastycznie zawężał możliwości.
– Droga pani, chciałbym się podjąć leczenia Nolana, czy ma pani coś przeciwko? Pytam, bo potrzebna będzie pisemna zgodna rodziców.
– Czy mam coś przeciwko… oczywiście, że nie mam. Z tym, że wie pan… nie mamy oszczędności i właśnie z tego powodu wysłaliśmy, Nolana do publicznego ośrodka. Prywatne kliniki dla niepełnosprawnych umysłowo są bardzo kosztowe, nie wspominam o indywidualnej terapii – nawet o tym nie marzyliśmy.
– Kwestia finansowa nie ma w tym przypadku znaczenia, proszę się nie martwić, nie będziecie musieli wydać ani grosza. To, czego oczekuję to aktywna współpraca i wsparcie rodziny.
– Oczywiście. Nie wiem jak panu dziękować… takie szczęście. Wie pan, nasz syn jest bardzo wyjątkowy i inteligentny. Uwielbia matematykę! Z takim zapałem rozwiązuje zadania, lekarz prowadzący nie mógł uwierzyć, że rodzi sobie z nimi zupełnie sam! Ściany jego pokoju całe zapisane są jakimiś równaniami, nie mamy pojęcia skąd je przepisał, bo mąż nie mógł ich znaleźć w książkach, które Nolan od nas dostał.
Matka chłopca trajkotała jak najęta, szczęśliwa, że ktoś chce z nią rozmawiać o jej skarbie. Rodzice traktowali jej macierzyństwo jak karę, na którą nie zasłużyła. Próbowali jej pomóc i odciążyć trochę przejmując część opieki nad wnukiem.
Bez większego powodzenia.
Nolan nie był w stanie docenić starań dziadków. Krzyczał i prężył się jak próbowali go przytulić czy choćby tylko dotknąć. Wszystkie próby zmuszenia dziecka do kontaktu zawsze kończyły się histerycznym płaczem. Okazywał jedynie złość i wrogość, co zniechęcało jego opiekunów do podejmowania kolejnych prób.
Pewnego dnia rodzina zdecydowała, że trzeba chłopca oddać pod opiekę do ośrodka, w którym jest więcej takich osób jak on. Liczyli na to, że profesjonalna opieka medyczna i kontakt z ludźmi podobnymi do niego pomoże mu bardziej niż ich bezskuteczne starania.
– Już idę, już idę. Proszę chwilę poczekać tylko zamknę psa. – Matka Nolana nie spodziewała się gości, więc nie tyle chodziło jej o zamknięcia psa, co o szybkie ogarnięcie mieszkania. – Idę!
– A, to pan Erwin! Dzień dobry, miło, że nas pan odwiedza. Nolan się ucieszy, nie spał dzisiaj najlepiej a wczoraj to w ogóle było źle, ale uspokoił się. Wołał pana przez sen. Muszę przyznać, że czasami to nawet jestem trochę zazdrosna o to, jak bardzo jest do pana przywiązany.
– Witam panią.
Matka Nolana robiąc wokół siebie dużo hałasu i śmiejąc się głośno, odprowadziła Erwina do pokoju syna. Schodząc po schodach krzyczała jeszcze coś o pysznych ciasteczkach, które udało się jej okazyjnie kupić i że pomimo niskiej ceny są wprost nieziemsko pyszne a do tego pieczone prawie bez tłuszczu.
– Jak się masz chłopcze? Miałeś ciężką noc– co? – Erwinowi wystarczyło jedno spojrzenie, żeby ocenić, że chłopiec jest wycieńczony. Pod oczami miał sińce, twarz koloru papieru. W rączce trzymał ołówek, którym rysował na małych karteczkach koty i układał je wokół siebie.
– Cześć Erwin. Dzięki, że mi pomogłeś.
– Nie ma sprawy, chociaż prawdę mówiąc sam sobie pomogłeś.
– Erwin, czy ja jestem chory? Czy ja mam chorą głowę? Słyszałem jak babcia mówiła do mamy, że jestem niedorozwinięty– co to znaczy? Czy inne dzieci są dorozwinięte?
– Chłopcze jest dużo osób takich jak ty, są ich pełne szpitale, bo przez to, że jesteście inni różnicie się od tego, co większość ludzi uznaje za normalność i izolują was.
Widzisz– rzeczywistość ta, którą widzi większość ludzi to tylko jedna warstwa płaszczyzny, jeden wymiar, którego ludzie przeważnie nie opuszczają. To główny powód tego, że nie rozumieją fizyki, która rządzi pozostałymi warstwami.
– To fajnie– tylko, że ja bym wolał być jak inni, nie potrafię się odnaleźć w tych wszystkich dziwnych miejscach, w których się gubię… Możesz tak zrobić?
– Nie mój drogi, ja nie mogę, ale tobie może się to udać, tylko musisz się bardzo starać.
Ludzie nie bez powodu mają zablokowane niektóre funkcje mózgu, właśnie po to, żeby nie byli w stanie opuszczać przeznaczonego dla nich wymiaru. Niestety czasami pojawia się błąd i blokada jest zbyt słaba wtedy kończy się tak jak z twoim przypadku.
Każdy człowiek ma takie możliwości, jakie masz ty – tylko, że u większości są one ograniczone. Ujawniają się wyłącznie podczas snu.
– Marzenia senne Nolanie, to podróże między wymiarami. Dlatego właśnie w czasie snu ludzie są w stanie robić i widzieć rzeczy, które nie mogą mieć miejsca na jawie, kiedy są związani z przeznaczoną dla nich rzeczywistością.
Z tobą jest inaczej, przemieszczasz się w dowolnym momencie, widzisz rzeczy i osoby, których inni ludzie nie widzą.
– Czy to znaczy, że Pani T. nie istnieje?
– Ależ istnieje, jak najbardziej istnieje, tylko, że ty nie powinieneś znaleźć się w miejscu, w którym możesz ją zobaczyć. Dlatego tak ważne jest żebyś zawsze starał się odnaleźć drogę do swojego wymiaru. Myśl o swoim talizmanie, czymś, co Ci się kojarzy z domem, co sprowadzi bezpiecznie do właściwego wymiaru. Myśl intensywnie o tym, co jest logiczne w fizyce waszej płaszczyzny i nie pozwalaj żeby cokolwiek cię rozpraszało.
– Erwin? A skąd ty to wszystko wiesz?
– Odpowiedzi na niektóre pytania niczego nie wyjaśnią. Wierz mi, to przypadek beznadziejny.
Erwin uśmiechnął się do chłopca i pogłaskał po grzebiecie wielkiego brązowego kocura, który leżał przy nogach chłopca.
No cóż, bywa, że wbrew oczekiwaniom i chęciom trzeba napisać co innego...
Druga część jest przykładem zmarnowanej szansy. Rozpisałaś się o Erwinie (ale nie wyjaśniając, kim był, wolontariuszem tylko, czy do tego fachowcem), o kosztach leczenia (co akurat rozumiem), zakończyłaś bardzo nijako.
Po akapicie, w którym mowa o matematycznej pasji Nolana, byłem pewny, że opowieść nie skończy się tak szybko i tak bezbarwnie.
Aha: na początku drogi nikt nie wie, czy jest materiałem na. Cieszyłbym się, gdybyś odstawiła białą flagę do kąta i potrenowała.
Mam wrażenie, że autorka już gdzieś straszyła, że nie chce jej się dalej cignąć "Fizyki wymiaru...". No i widać - druga część jest napisana "poprawnie", to jest tak, jak zwykle się kończą takie opowieści. Co czyni caqłe opowiadanie beznadziejnie zwyczajnym.
Rozumiem, ale nie uważam tego za chwalebne.
Pozostawię bez oceny.