- Opowiadanie: BasementKey - Nieśmiertelność

Nieśmiertelność

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nieśmiertelność

 

 – Jak miał na imię twój naj­lep­szy przy­ja­ciel z dzie­ciń­stwa?

To py­ta­nie jest trud­ne i muszę się nad nim do­brze za­sta­no­wić. Już dwa razy źle od­po­wie­dzia­łem.

 – Daj mi chwi­lę, do­brze?

 – Oczy­wi­ście. Mamy prze­cież całą wiecz­ność.

 Nie­ste­ty, na­praw­dę ma to na myśli, bo w tym miej­scu czas nie ist­nie­je. Mój naj­lep­szy przy­ja­ciel z dzie­ciń­stwa, mój naj­lep­szy przy­ja­ciel z dzie­ciń­stwa, mój naj­lep­szy przy­ja­ciel z dzie­ciń­stwa – po­wta­rzam to jak man­trę – myśl, myśl, myśl.

 Cho­dzi­łem kie­dyś do szko­ły i byłem dziec­kiem. Szko­ła miała kształt pu­deł­ka, a ja czu­łem się w niej jak świerszcz, obi­ja­ją­cy się bo­le­śnie to o inne świersz­cze, to o wiecz­ko z dziur­ka­mi. Wspo­mnie­nie fi­zycz­no­ści tego miej­sca razi mnie do tej pory. Smród spo­co­nych dzie­cię­cych ciał, kro­ple wil­go­ci na śli­skich i błysz­czą­cych ścia­nach, szare, prze­po­co­ne koł­nie­rzy­ki na­uczy­cie­li. Był tam jed­nak ktoś, jeden chło­piec. Cho­dził do rów­no­le­głej klasy, spo­ty­ka­łem się z nim na każ­dej prze­rwie, a także po lek­cjach. Miał to coś. Nosił cały czas przy sobie nie­wiel­ki ta­blet pierw­szej ge­ne­ra­cji hy­bry­do­wej, pierw­szy łą­czą­cy real z wir­tem. Jesz­cze nie stu­pro­cen­to­wy wirt, jesz­cze nie chmu­rę z praw­dzi­we­go zda­rze­nia, ale pierw­sze jej ozna­ki, pierw­sze dane za­cią­ga­ne do bio, pierw­sza in­te­gra­cja oso­bo­wo­ści z ma­szy­ną. A ta­blet na­zy­wał się…

 – Hew­lett, mój naj­lep­szy przy­ja­ciel z dzie­ciń­stwa, Hew­lett.

 – Do­kład­nie tak! Hew­lett, jak Hew­lett-Pac­kard. Gra­tu­la­cje, prze­sze­dłeś do ko­lej­ne­go etapu.

 Klik­nię­cie i drzwi w ścia­nie za moimi ple­ca­mi otwie­ra­ją się. Dwa py­ta­nia do końca, myślę, jesz­cze tylko dwa. Kil­ka­na­ście ścian wcze­śniej, a może kil­ka­dzie­siąt, jesz­cze pró­bo­wa­łem oszu­kać ten bez­czas, jesz­cze pró­bo­wa­łem li­czyć dni, ty­go­dnie. Nie­ste­ty, dawno już stra­ci­łem ra­chu­bę. Idę dalej ko­ry­ta­rzem sza­ro­ści, aż znowu do­cie­ram do miej­sca, w któ­rym dal­sza droga jest za­ta­mo­wa­na. Po­now­nie po­ja­wia się Au­ten­ty­ka­tor.

 – Na­stęp­ne py­ta­nie: gdzie po­zna­łeś swoją pierw­szą uko­cha­ną?

 – Że co? – pytam go z wy­rzu­tem. – I niby ja sam wy­my­śli­łem te głu­pie py­ta­nia?

 – Ty je wy­bra­łeś, ale zo­sta­ły wy­my­ślo­ne przez na­szych spe­cja­li­stów od bez­pie­czeń­stwa, wiesz prze­cież.

 Wiem, oczy­wi­ście, że wiem. Nic jed­nak nie szko­dzi tro­chę po­wy­dzie­rać się na Au­ten­ty­ka­to­ra. Wy­pra­ne z ko­lo­rów ścia­ny la­bi­ryn­tu nie niosą ze sobą żad­ne­go prze­sła­nia, żad­nej myśli czy sko­ja­rze­nia. Nie po­win­ny nieść, nikt obcy nie po­wi­nien wi­dzieć tutaj żad­nej wska­zów­ki. Ale prze­cież to byłem ja, nie żaden obcy. Ja, który za­de­cy­do­wa­łem o stwo­rze­niu tej lo­ka­cji i wy­bra­łem do niej tę bez­na­dziej­ną, szarą skór­kę. Ja, który po­sta­no­wi­łem jakie będą py­ta­nia i wpi­sa­łem od­po­wie­dzi. Okre­śli­łem nawet mniej wię­cej wy­gląd i płeć Au­ten­ty­ka­to­ra, który stoi teraz nade mną w sza­rym gar­ni­tu­rze. To mu­sia­łem być ja, a jed­nak… Mój Boże, ile to już lat?

 – Gdzie po­zna­łeś swoją pierw­szą uko­cha­ną?

 – Już pra­wie… Mam to na końcu ję­zy­ka.

 – Oczy­wi­ście – przy­ta­ku­je spo­koj­nie Au­ten­ty­ka­tor. – Każdy tak mówi.

 Po co to zro­bi­łem? Te py­ta­nia i wszyst­ko to tutaj, la­bi­rynt i szare ścia­ny, które nic nie zna­czą? Wiem, po co, to oczy­wi­ste: ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa. Żeby nikt nie­upraw­nio­ny się tutaj nie do­stał, żeby nikt nigdy nie zdo­był… Taaak, nikt nie­upraw­nio­ny, żeby nikt nie uzy­skał do­stę­pu. Moja pierw­sza uko­cha­na.

 To wspo­mnie­nie boli, tego jesz­cze nie na­uczy­łem się wy­łą­czać, na to nie wy­da­li łatki. Ból. Nie pa­mię­tam nawet jak ją po­zna­łem, jakby od za­wsze sie­dzia­ła w mojej gło­wie. Choć to prze­cież nie­moż­li­we, dane o niej mu­sia­ły zo­stać po pro­stu wtło­czo­ne wprost do mo­je­go pro­fi­lu. Wtedy o tym nie po­my­śla­łem i nie dało mi to do my­śle­nia. Nie za­re­ago­wał rów­nież me­na­dżer pro­ce­sów.

 Kim była? Ko­bie­tą do­sko­na­łą. Uwiel­bia­łem z nią roz­ma­wiać, ko­cha­łem jej za­pach, roz­ko­szo­wa­łem się wszyst­ki­mi krą­gło­ścia­mi jej ciała, kiedy le­że­li­śmy nadzy w łóż­kach. W wielu łóż­kach, o róż­nych po­rach dnia. Albo cały czas o tej samej porze. Za­chód słoń­ca przez cały rok? Nie było z tym pro­ble­mu. Aż do znu­dze­nia, aż do wy­rzy­ga­nia. Wszyst­ko się jed­nak po­psu­ło, kiedy za­czą­łem pła­kać.

 Ad­mi­ni Nieba wy­ja­śnia­li mi potem, że to wy­wa­la­ło cer­ty­fi­ka­ty bez­pie­czeń­stwa, to były próby zła­ma­nia hasła. Bu­dzi­łem się rano w mo­krej od łez po­ście­li, nie pa­mię­ta­jąc ni­cze­go, żad­ne­go snu, nawet żad­nej myśli. Za­czą­łem się bać tego cze­goś, tego co spra­wia­ło, że ja, pół­bóg wirtu za dnia, w nocy zmie­nia­łem się w pła­czą­ce bez­rad­nie dziec­ko. No i z tego stra­chu za­czą­łem in­sta­lo­wać różne mury i za­bez­pie­cze­nia i upgrej­dy, jak na przy­kład wtycz­kę, która znio­sła ko­niecz­ność snu. Osta­tecz­nie do ni­cze­go się to jed­nak nie przy­da­ło, ura­to­wał mnie jeden je­dy­ny pro­gra­mik, do­da­ny za darmo, do któ­re­goś z murów.

 Moja uko­cha­na oka­za­ła się ha­ker­ką, która na pi­rac­kim bio wła­ma­ła się do mo­je­go pro­fi­lu, za­blo­ko­wa­ła do­stęp do me­na­dże­ra pro­ce­sów, roz­wa­li­ła mury i w proch star­ła po­zo­sta­łe, re­kla­mo­wa­ne jako nie do przej­ścia, za­bez­pie­cze­nia. We­szła do mo­je­go umy­słu i tam ją na­praw­dę po­zna­łem, tam uj­rza­łem jej praw­dzi­we ob­li­cze. Pro­gra­mik, któ­re­go uży­łem miał jakąś taką sta­ro­świec­ką nazwę, chyba "Przy­cisk Życia", po­cho­dził jesz­cze z pierw­sze­go okre­su przed­wir­ta, kiedy sys­tem się za­wie­szał. Po­wo­do­wał mięk­kie od­ro­dze­nie Użyt­kow­ni­ka, re­start w ostat­niej lo­ka­cji okre­ślo­nej jako głów­na. Wła­śnie wtedy pła­ka­łem po raz ostat­ni. Nie, nie po mięk­kim re­star­cie, dzię­ki któ­re­mu za­cho­wa­łem do­stęp do pro­fi­lu, tylko kilka dni póź­niej, kiedy ad­mi­ni Nieba ją zła­pa­li i wrzu­ci­li w nie­byt. Znik­nę­ła tak szyb­ko i tak po pro­stu, jak po wci­śnię­ciu kla­wi­sza "Del" na kla­wia­tu­rze sta­re­go kom­pu­te­ra. Pła­ka­łem nie tyle z jej po­wo­du, co z żalu za jej wy­obra­że­niem, za tym kim była dla mnie wcze­śniej.

 Po kilku uda­nych ata­kach i prze­ję­ciach pro­fi­li użyt­kow­ni­ków, wpro­wa­dzo­no per­ma­nent­ne lo­go­wa­nie i za­sad­ni­czy brak moż­li­wo­ści wyj­ścia z wirta. Zo­sta­ły je­dy­nie wą­skie ścież­ki, za­po­mnia­ne opcje, jak maj­stro­wa­nie przy haśle.

 – Gdzie po­zna­łeś swoją pierw­szą uko­cha­ną?

Pierw­szą i ostat­nią, po­my­śla­łem. Gdzie ją na­praw­dę po­zna­łem?

 – W umy­śle – od­po­wia­dam. – Moją pierw­szą uko­cha­ną po­zna­łem w swoim umy­śle.

 – Do­brze! – po­twier­dza.

Ko­lej­ne drzwi otwar­te, idę dalej przez la­bi­rynt. Tym razem idę długo, tak mi się przy­naj­mniej wy­da­je. Prze­mknę­ło mi przez myśl, żeby znowu spró­bo­wać mie­rzyć tutaj czas, ale od­rzu­cam ten po­mysł jako bez­sen­sow­ny. Nie od­czu­wam zmę­cze­nia, przy­naj­mniej nie w związ­ku z prze­miesz­cza­niem się w tej, sztucz­nie stwo­rzo­nej, prze­strze­ni. Męczę się my­śle­niem, nie po­wi­nie­nem my­śleć.

 Na­stęp­ny ślepy za­ułek, na­resz­cie. Au­ten­ty­ka­tor ma­te­ria­li­zu­je się tuż koło mnie w tej samej chwi­li, gdy uświa­da­miam sobie, że nie przej­dę. Jest szary jak ścia­ny tego miej­sca, w me­ta­licz­nie po­ły­sku­ją­cej gło­wie tkwią ma­to­we, szare oczy. W tych oczach na tle sza­ro­ści po­ja­wia­ją się coś jakby mi­kro­wy­ła­do­wa­nia elek­trycz­ne, małe burze. To chyba jakaś pro­sta wi­zu­ali­za­cja jesz­cze z cza­sów Nieba.

 – Ostat­nie – mówi po pro­stu Au­ten­ty­ka­tor.

Ja stoję nie­cier­pli­wie i cze­kam.

 – Ostat­nie py­ta­nie wpi­sa­ne zo­sta­ło ręcz­nie przez Użyt­kow­ni­ka. Brzmi: Dla­cze­go to ro­bisz?

 Nie za bar­dzo ro­zu­miem, o co mi wtedy do­kład­nie cho­dzi­ło, ale mimo to znam od­po­wiedź.

 – Nie­śmier­tel­ność – mówię i pa­trzę jak ostat­nia szara ścia­na znika przed moimi ocza­mi.

 Nie­śmier­tel­ność pod opie­ką cy­fro­we­go boga, któ­re­go sami sobie stwo­rzy­li­śmy. Niebo. Ale dla­cze­go to wszyt­ko, po co? Kie­dyś my­śla­łem, że wiem, my­śla­łem, że to jest cel sam w sobie.

Wszech­obec­ne sza­ro­ści zni­ka­ją, do­sta­ję się do środ­ka la­bi­ryn­tu, do czer­wo­ne­go po­miesz­cze­nia, w któ­rym stoi ko­lej­na po­stać, tym razem w nie­bie­skim gar­ni­tu­rze. Jest cała czar­na, o oczach jak dwie małe czar­ne dziu­ry. To re­pre­zen­ta­cja me­na­dże­ra pro­ce­sów mo­je­go bio. Od­su­wam ją na bok sta­now­czym ge­stem, ko­rzy­sta­jąc z upraw­nień ad­mi­ni­stra­to­ra uzy­ska­nych po przej­ściu la­bi­ryn­tu. Za me­na­dże­rem jest stół z kil­ko­ma przy­ci­ska­mi, mnie in­te­re­su­je tylko jeden z nich, z ikon­ką wy­lo­go­wa­nia. Kli­kam sta­now­czo i wy­lo­go­wu­ję się. Ścia­ny za­czy­na­ją mru­gać na czer­wo­no-nie­bie­sko. Za­my­kam oczy i sia­dam na środ­ku po­ko­ju, cze­ka­jąc na nie­unik­nio­ne. Czuję, że je­stem wy­ry­wa­ny z tej prze­strze­ni, zaraz będę wy­rzu­co­ny poza sys­tem. Co będę czuł? Czy bę­dzie mnie fi­zycz­nie boleć? Nie czu­łem fi­zycz­ne­go bólu już tyle czasu… Nie boję się, je­stem spo­koj­ny, po­go­dzo­ny. Zanim mnie po­rwie, na chwi­lę otwie­ram oczy, na mru­ga­ją­cych ra­żą­cy­mi ko­lo­ra­mi ścia­nach wy­świe­tla­ją się ko­men­dy: ak­ty­wa­cja­_pę­tli:_sy­zyf_mo­de, ak­ty­wa­cja­_pę­tli:_sy­zyf_mo­de, ak­ty­wa­cja­_pę­tli:_sy­zyf_mo­de.

 

Koniec

Komentarze

Przy­pusz­czam, że opo­wia­da­nie trak­tu­je o świe­cie, któ­re­go nie znam i który jest mi zu­peł­nie obcy, więc ze smut­kiem wy­zna­ję, że Nie­śmier­tel­no­ści nie zro­zu­mia­łam.

 

w któ­rym dal­sza droga jest za­ta­mo­wa­na.. –> Jeśli na końcu zda­nia miała być krop­ka, jest o jedną krop­kę za dużo, a jeśli wie­lo­kro­pek, bra­ku­je jed­naj krop­ki.

 

tego jesz­cze nie na­uczy­łem się wy­łą­cząć… –> Li­te­rów­ka.

 

No i z tego stra­chu zą­czą­łem in­sta­lo­wać… –> Li­te­rów­ka.

 

tam uj­rza­łem jej pra­wi­dzi­we ob­li­cze. –> Li­te­rów­ka.

 

wpro­wa­dzo­no per­ma­net­ne lo­go­wa­nie i za­sad­nicz­ny brak… –> Li­te­rów­ki.

 

gdy uświa­do­miam sobie… –> Li­te­rów­ka.

 

jakby mikro wy­ła­do­wa­nia elek­trycz­ne… –> …jakby mikrowy­ła­do­wa­nia elek­trycz­ne…

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@re­gu­la­to­rzy – dzię­ki, po­pra­wio­ne. Wła­śnie sobie uświa­do­mi­łem, że edy­tor na stro­nie pod­kre­śla błędy, więc moja wina, że sam nie za­uwa­ży­łem wcze­śniej.

 

“ze smut­kiem wy­zna­ję, że Nie­śmier­tel­no­ści nie zro­zu­mia­łam” – dzię­ki za tę uwagę.

Che mi sento di morir

Za­sad­ni­czy pro­blem tego tek­stu – brak tła. Nie mam po­ję­cia, gdzie dzie­je się scena, kim jest po­stać ze sceny, jakie jest jej osa­dze­nie w świe­cie. Da­jesz tu i ów­dzie jakiś szcze­gół, ale to mało – opcji nadal jest tyle, że aż żadna nie wy­da­je się praw­do­po­dob­na.

Tym nie­mniej widać cień po­my­słu – kwe­stia roz­bu­do­wa­nia tła i za­dba­nia o lep­sze wy­ko­na­nie tech­nicz­ne. Nie­chaj w tym celi służą Tobie po­niż­sze linki:

Dia­lo­gi – mini po­rad­nik Na­zgu­la: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dia­lo­gi – kla­sycz­ny po­rad­nik Mor­ty­cja­na: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Pod­sta­wo­we po­ra­dy por­ta­lo­we Se­le­ne: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o be­to­wa­niu au­tor­stwa Psy­cho­Fi­sha: Betuj bliź­nie­go swego jak sie­bie sa­me­go

Temat, gdzie można pytać się o pro­ble­my ję­zy­ko­we:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szu­kać spe­cja­li­stów do “ri­ser­czu” na wy­bra­ny temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Po­rad­nik łow­ców ko­men­ta­rzy au­tor­stwa Fin­kli, czyli co robić, by być ko­men­to­wa­nym i przez to zbie­rać duży więk­szy “fe­ed­back”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Po­rad­nik Is­san­de­ra, jak do­stać się do Bi­blio­te­ki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Po­wo­dze­nia!

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ta pętla na końcu nie była wg mnie ge­nial­nym za­koń­cze­niem, ale sam po­mysł na wę­drów­kę przez py­ta­nia bez­pie­czeń­stwa jest fan­ta­stycz­ny. Z całym sza­cun­kiem, aż nie chce się wie­rzyć, że wpa­dłeś na niego jako pierw­szy :) (po­dej­rze­wam, że gdzieś na świe­cie po­wsta­ło już opo­wia­da­nie w po­dob­nym stylu). W każ­dym razie ja pierw­szy raz się z czymś takim sty­kam i bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Wy­da­je mi się, że swo­iście po­ję­ty “brak tła” jest tu nawet tro­chę na miej­scu. Warsz­ta­to­wo pew­nie da­ło­by się jesz­cze to i owo po­pra­wić, ale mnie czy­ta­ło się cał­kiem do­brze. Faj­nie, że wpro­wa­dzasz po­praw­ki Reg, to już do­brze ro­ku­je na przy­szłość ;). Na za­chę­tę kli­kam.

 

PS Słowo lo­ka­cja w po­da­nym kon­tek­ście to cią­gle jesz­cze fu­tu­ry­stycz­ny neo­lo­gizm, ale nie zdzi­wię się, jeśli w prze­cią­gu naj­bliż­szych 10-15 lat trafi do słow­ni­ków. Swego czasu sam zła­pa­łem się na tej kalce, a jakiś czas temu ze­tkną­łem się z nią w in­struk­cji do gry Osad­ni­cy Na­ro­dzi­ny Im­pe­rium, na­pi­sa­nej przez po­pu­lar­ne­go pol­skie­go au­to­ra.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

@Ne­vaz – ja sam nie spo­tka­łem się z żad­nym opo­wia­da­niem tego typu, nie “in­spi­ro­wa­łem się” żad­nym opo­wia­da­niem ;) Być może ktoś, gdzieś – wia­do­mo, ale ja o tym nie wiem.

Po­mysł na opo­wia­da­nie za­czerp­ną­łem z życia, mia­łem pro­blem z kom­pu­te­rem w fir­mie, w któ­rej pra­cu­ję i mu­sia­łem kilka razy dzien­nie od­zy­ski­wać hasło za po­mo­cą prze­cho­dze­nia przez tego ro­dza­ju py­ta­nia…

 

Dzię­ki za uwagi, Ko­cha­ni :) i za klik. Jesz­cze nie bar­dzo się tutaj ro­ze­zna­ję, wiec wszel­kie uwagi mile wi­dzia­ne…

 

@No­Whe­re­Man dzię­ki za linki, Man, oba­dam…

Che mi sento di morir

Mam tro­chę jak Reg, że vr i tym po­dob­ne, to bar­dzo rzad­ko moja bajka, ale w tym opo­wia­da­niu coś jest, co wcią­ga. Dobry po­mysł z py­ta­nia­mi, jak dla mnie dobry też ten z Sy­zy­fem. Wiele wię­cej nie na­pi­szę, bo na tech­ni­ka­liach za tym sto­ją­cych się nie znam. Brak tła nie prze­szka­dza mi w takim szor­cie, który opie­ra się na po­my­śle, a ra­czej po­my­sło­wym wa­rian­cie zna­ne­go te­ma­tu. Klik na za­chę­tę, idź w po­dob­nym kie­run­ku z po­my­sła­mi :)

 

Szko­ła miała kształt pu­deł­ka i po­dob­ny kom­fort prze­by­wa­nia w niej.

Coś tu się plą­cze. Kom­fort po­dob­ny do czego?

http://altronapoleone.home.blog

Dzię­ki @dra­ka­ina :)

 

Po­my­ślę nad tym zda­niem… Fak­tycz­nie jest zgrzyt.

Che mi sento di morir

Cał­kiem zgrab­ne opo­wia­da­nie. Po­do­ba mi się po­łą­cze­nie fan­ta­sty­ki z in­for­ma­ty­ką. Wy­szedł cie­ka­wy świat, taki tro­chę na gra­ni­cy ab­sur­du, a jed­no­cze­śnie bar­dzo praw­dzi­wy. Ostat­nio mia­łam oka­zję prze­ko­nać się na wła­snej skó­rze, jak cięż­ko przejść taką we­ry­fi­ka­cję, nawet jako zwy­kły user. Fak­tycz­nie, w tek­ście mogło po­ja­wić się wię­cej opi­sów świa­ta, bo po­mysł jest dość cie­ka­wy. Moim zda­niem, za­koń­cze­nie śred­nio udane.

Dzię­ki @Ando. Mam jesz­cze kilka hi­sto­rii z tego “uni­wer­sum” mniej lub bar­dziej do­pra­co­wa­nych, może uda się je wy­koń­czyć i opu­bli­ko­wać. Nad opi­sa­mi muszę po­pra­co­wać, czuję, że to moja pięta Achil­le­so­wa, naj­chęt­niej gnał­bym z akcją ;)

Che mi sento di morir

Ja też prze­czy­ta­łem :) Faj­nie na­pi­sa­ne, po­mysł na wy­ko­rzy­sta­nie “pod­po­wie­dzi” do haseł bom­bo­wy. Ja tam mam z nimi za­wsze pro­blem. Usta­wi czło­wiek py­ta­nia i od­po­wie­dzi na szyb­ko i pięć lat póź­niej trze­ba zga­dy­wać co się miało na myśli ;) 

Zgo­dzę się jed­nak, że przy­da­ło­by się nieco wię­cej tła, bo nie­ste­ty chyba nie wszyst­ko zro­zu­mia­łem. 

Dzię­ki @o­spa­ły. Tło, tło i jesz­cze raz tło – za­pi­sa­ne do ka­je­tu. Będę się sta­rał, choć wia­do­mo, jak to jest, złe na­wy­ki ;)

Che mi sento di morir

Mnie naj­bar­dziej prze­ko­nu­je re­ak­cja czło­wie­ka/bo­ha­te­ra. Psy­cho­lo­gia po­sta­ci (za­gu­bie­nie w wiecz­no­ści) jest tak w moim gu­ście, aż ża­łu­ję, że prze­czy­ta­łem i sam już nigdy mo­ty­wu nie będę mógł wy­ko­rzy­stać, bez po­rów­ny­wa­nia do Two­jej wizji… Ale to do­bo­rze, będą mu­siał wspiąć się wyżej:) Dobra ro­bo­ta, daję klika :) Ps. To zna­czy dam klika jak do­sta­nę się do kompa i nikt wcze­śniej mnie nie wy­rę­czy i wyśle szor­ta do bi­blio­te­ki ;)

@Black­tom, dzię­ku­ję :) Myślę, że jest po­ten­cjał, żeby ten motyw roz­wi­nąć, a jak już to zro­bisz, to ko­niecz­nie daj znać – chęt­nie się za­po­znam.

A może się kie­dyś usta­wi­my na jakiś po­je­dy­nek te­ma­tycz­ny? Czy­ta­łem, że coś ta­kie­go tutaj funk­cjo­nu­je/funk­cjo­no­wa­ło – wtedy i ja i Ty mie­li­by­śmy kopa, żeby coś do­bre­go na­pi­sać :)

Che mi sento di morir

Taaa… Kie­dyś dałem się za­orać w takim po­je­dyn­ku. Ale chęt­nie roz­wa­żę po­mysł, o ile temat bę­dzie wy­zwa­niem :)

A ile za­ba­wy było przy tym i wsze­la­kich ko­men­ta­rzy :) I ła­ci­na, by­naj­mniej nie po­dwór­ko­wa. Wow, świet­ne do­praw­dy.

 

Może ja wy­my­ślę temat, a Tobie po­zo­sta­wię formę – żeby po­je­dy­nek był spra­wie­dli­wy. Oczy­wi­ście, je­że­li się zgo­dzisz. Ode­zwę się na priv, kiedy wpad­nę na dobry temat :D

Che mi sento di morir

Ok. Cze­kam na kon­kre­ty :)

Po­zdra­wiam :)

Może je­stem zmę­czo­ny, ale nie za bar­dzo ro­zu­miem – zwłasz­cza za­koń­cze­nie nie­wie­le mi mówi. Po­do­ba mi się po­mysł z py­ta­nia­mi bez­pie­czeń­stwa, ale to nie wy­star­czy.

Cóż, żaden autor nie ocza­ru­je wszyst­kich czy­tel­ni­ków :)

Pięk­nie to ują­łeś na ko­niec, @ma­ster :) Cie­szę się, że po­mysł z py­ta­nia­mi Ci sięs po­do­bał, po­sta­ram się ocza­ro­wać Cię in­ny­mi hi­sto­ria­mi ;)

Che mi sento di morir

Mnie się jakoś wszyst­ko sen­sow­nie po­ukła­da­ło. Może tyłka mi nie urwa­ło, ale przy­jem­ność z lek­tu­ry była. 

O, mnie się po­do­ba­ło. Wrzu­casz od razu czy­tel­ni­ka w śro­dek sy­tu­acji, nie do końca wia­do­mo o co cho­dzi, ale opo­wia­da­nie wcią­ga, a że nie­dłu­gie, to nawet nie za­uwa­ży­łam kiedy do­tar­łam do słowa "ko­niec" :). Psy­cho­lo­gia bo­ha­te­ra bar­dzo na plus, nie wiem jak przed­mów­cy, ale ja po­czu­łam za­gu­bie­nie i dra­mat two­jej po­sta­ci. W do­dat­ku szort na­pi­sa­ny spraw­nie, więk­szych błę­dów nie wy­ła­pa­łam, cho­ciaż ja aku­rat eks­per­tem nie je­stem :D

 

Tak czy siak, szort dobry i prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią :)

 

Po­zdra­wiam!

Uży­wa­nie po­praw­nej pol­sz­czy­zny jest bar­dzo sek­sow­ne

@Un­fall – dzię­ki za ko­men­tarz. A dasz radę spre­cy­zo­wać, co było przy­jem­ne, a co nie­ury­wa­ją­ce tyłka? Tak, żebym mógł się pod­cią­gnąć ;)

 

@sy – dzię­ki, dzię­ki! Bar­dzo się cie­szę, że Ci się po­do­ba :) Mam na­dzie­ję, że dłuż­sze też będą wcią­ga­ją­ce, a mam coś już ocze­ku­ją­ce­go w szu­fla­dzie ;)

Che mi sento di morir

Dzię­ku­ję :) Cie­szy mnie, że za­pre­zen­to­wa­na prze­ze mnie hi­sto­ria, przy­pa­dła Ci do gustu :)

Che mi sento di morir

Spodo­bał mi się i po­mysł z la­bi­ryn­tem z py­ta­nia­mi, i za­koń­cze­nie. Gorz­kie.

Wiecz­ność to kawał czasu. Ale może jed­nak jest szan­sa? Prze­cież do VR real jest nie­zbęd­ny – muszą być ser­we­ry, brać skądś ener­gię. A Wszech­świat kie­dyś szlag trafi…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki @Fin­kla!

 

Ser­wer jest w Two­jej gło­wie, tylko, że nie Ty je­steś jego ad­mi­ni­stra­to­rem. Real jest duszą a wirt grzesz­nym cia­łem – wszyst­kim zaś za­rzą­dza bez­dusz­ny cy­fro­wy bóg, który uczy­nił z nas Hio­bów: dał wszyst­ko, by potem wszyst­ko za­brać.

Che mi sento di morir

O re­li­gij­nej in­ter­pre­ta­cji nie po­my­śla­łam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Kur­cze. Prze­ra­zi­ła mnie pu­łap­ka. Nawet je­że­li myślę o pro­ble­mie z kom­pem. Sy­tu­acja bez wyj­ścia.

Cie­szę się, że hi­sto­ria wy­wo­ła­ła emo­cje :) Tro­chę już ży­je­my w takim sta­nie per­ma­nent­ne­go “za­lo­go­wa­nia”, pod­łą­cze­nia do sieci. Przy­szłość może być prze­ra­ża­ją­ca…

Che mi sento di morir

Szko­ła miała kształt pu­deł­ka, a kom­fort prze­by­wa­nia w niej[-,] przy­po­mi­nał także bycie za­mknię­tym w pu­deł­ku.

Nie po­do­ba mi się to zda­nie. Ro­zu­miem, że po­wtó­rze­nie jest za­mie­rzo­ne, ale także su­ge­ru­je, że kom­fort przy­po­mi­nał coś jesz­cze.

Fajne, po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki za od­wie­dzi­ny @Anet. Cie­szę się, że Ci się po­do­ba­ło :) 

To zda­nie już raz prze­ra­bia­łem, też mi nie brzmi, po­my­ślę.

 

Edit: zmie­ni­łem, tro­chę roz­bu­do­wa­łem to zda­nie, cze­kam na ewen­tu­al­ne opi­nie.

Che mi sento di morir

Prze­czy­ta­łam ko­lej­ne Twoje opo­wia­da­nie, które bar­dzo mi się spodo­ba­ło.

 

Masz nie­sa­mo­wi­te i ory­gi­nal­ne po­my­sły.

 

 

Po­zdra­wiam – Goch.

"bądź do­brej myśli, bo po co być złej" Lem

Dzię­ku­ję za ko­lej­ny ko­men­tarz :)

 

Do tej hi­sto­rii mam szcze­gól­ny sen­ty­ment, bo to jedno z pierw­szych opo­wia­dań, które tutaj opu­bli­ko­wa­łem. Hi­sto­ria po­wsta­ła, po epi­zo­dzie w re­al­nym życiu – mia­łem no­to­rycz­ny pro­blem z lo­go­wa­niem na fir­mo­wym kom­pu­te­rze i mu­sia­łem prze­cho­dzić py­ta­nia bez­pie­czeń­stwa, żeby od­blo­ko­wać swój pro­fil

 

Mam fajne po­my­sły, nieco go­rzej z wy­ko­na­niem – cały czas nad tym pra­cu­ję ;)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Che mi sento di morir

“Cho­dzi­łem kie­dyś do szko­ły i byłem dziec­kiem. Szko­ła miała kształt pu­deł­ka, a ja czu­łem się w niej jak świerszcz, obi­ja­ją­cy się bo­le­śnie to o inne świersz­cze, to o wiecz­ko z dziur­ka­mi”. – ład­nie ujęte.

 

 “Klik­nię­cie i drzwi w ścia­nie za moimi ple­ca­mi otwie­ra­ją się”. – szyk jak u baby Yody.

 

“Za­czą­łem się bać tego cze­goś, tego co spra­wia­ło, że ja, pół­bóg wirtu za dnia, w nocy zmie­nia­łem się w pła­czą­ce bez­rad­nie dziec­ko”. – a jakby “się” dać wyraz dalej?

 

“ – Do­brze! – po­twier­dza”. – za­sta­na­wiam się nad tym wy­krzyk­ni­kiem. Wy­glą­da, jakby au­ten­ty­ka­tor miał emo­cje, a nie pa­su­je mi to do niego (tego cze­goś)

 

“Ko­lej­ne drzwi otwar­te, idę dalej przez la­bi­rynt. Tym razem idę długo, tak mi się przy­naj­mniej wy­da­je. Prze­mknę­ło mi przez myśl, żeby znowu spró­bo­wać mie­rzyć tutaj czas, ale od­rzu­cam ten po­mysł jako bez­sen­sow­ny. Nie od­czu­wam zmę­cze­nia, przy­naj­mniej nie w związ­ku z prze­miesz­cza­niem się w tej, sztucz­nie stwo­rzo­nej, prze­strze­ni”. – a tutaj wy­da­je mi się, że nie ma kon­se­kwen­cji. Czas te­raź­niej­szy w jed­nym miej­scu się za­ła­mu­je.

Tym razem idę – teraz

tak mi się przy­naj­mniej wy­da­je – teraz

Prze­mknę­ło mi przez myśl – prze­szły

Nie od­czu­wam zmę­cze­nia – teraz

i dalej – teraz.

 

 

No dobra. Sam po­mysł: ge­nial­ny. Na­pi­sa­ne z wro­dzo­nym dla Cie­bie mik­sem fu­tu­re-stran­ge.

Nie wiem, czy do­brze zro­zu­mia­łem, ale jeśli on prze­cho­dził te wszyst­kie pro­ce­sy tylko po to, by się wy­lo­go­wać i w spo­ko­ju umrzeć, to na­praw­dę zacny po­mysł. 

Sia­dło.

 

Taki tro­chę H. El­li­son w: nie mam ust, a muszę krzy­czeć.

 

Hej, Ca­nu­la­sie,

 

dzię­ki za lek­tu­rę i uwagi. Chyba po­pra­wi­łem wszyst­ko.

 

Cie­szę się, że sia­dło, to chyba pierw­sze tekst na tym por­ta­lu, za­in­spi­ro­wa­ny co­dzien­no­ścią – kie­dyś w ro­bo­cie mia­łem ogrom­ny pro­blem z lo­go­wa­niem i mu­sia­łem ko­rzy­stać z ja­kichś dziw­nych spo­so­bów od­zy­ski­wa­nia hasła, albo in­ne­go lo­go­wa­nia na okręt­kę :) 

El­li­so­na prze­czy­ta­łem póź­niej niż na­pi­sa­łem ten tekst, pew­nie ja­kieś po­do­bień­stwa można zna­leźć, a jeśli tak się ko­ja­rzy – to świet­nie bo to bar­dzo dobre opo­wia­da­nie jest :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie i prze­sy­łam uści­ski!

 

 

Che mi sento di morir

Au­to­rze, Twój szort leżał długo w ko­lej­ce, tro­chę za­po­mnia­ny, ale cie­szę się, że go tam umie­ści­łem. Prze­czy­ta­łem z za­cie­ka­wie­niem i dużą przy­jem­no­ścią. Tak, two­rze­nie za­bez­pie­czeń i po la­tach przy­po­mi­na­nie sobie haseł lub wy­my­śla­nie obejść to zmora. Świet­nie przed­sta­wi­łeś. :)

Cześć, Koalo!

 

Cie­szę się, że tutaj do­dar­łeś, a hi­sto­ria się spodo­ba­ła.

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka