- Opowiadanie: aniol..milosci - Ostry dyżur

Ostry dyżur

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostry dyżur

Lato. Dwóch chirurgów, anestezjolog, instrumentariuszka. Kązdy myślami w krainie elfów, smoków, wiedźminów: śledzący losy dragonezy. Pracowali, jak zawsze w takim stanie, na najwyższych obrotach. Każdy znał swoje miejsce. Jak perfekcyjny mechanizm, jak doskonały balet.

– Już niedługo, jeszcze tylko trochę, jeszcze jeden. I… koniec roboty.

 

– Pieprzona robota – westchnął drugi – znowu wierzga

 

– Co chcesz – odpowiedział straszy chirurg – Każdy chce żyć. Daj mu więcej tego halotanu, nie możemy czekać. Akord to akord. – Jak nie starczy potem dla Ciebie, to postawię Ci piwo – starszy był miły – Albo wino. Tanie.

 

Rozeszli się w przeciwnych kierunkach stołu,

 

– Ależ wierzga to bydlę! Silny jest. A podobno przywieźli go z utrzymującym się krwawieniem z rany pooperacyjnej – zagaił starszy – Jak to pozory mogą mylić…

 

– No tak, chustę mu zaszyliśmy – wyjaśnił drugi – Tej, co Mariolka nie mogła znaleźć. Żółtą tą.

 

– Prawda Mariolka? – chciał zawstydzić siostrę – Daj tu jeszcze jedną.

 

Opodal leżała sterta wczoraj przywiezionych nowych chust chirurgicznych. Mariolka dała dwie – na wypadek, jakby jedna nie wystarczyła.

 

– O, k…wa serce ustaje – mruknął niechętnie któryś z mężczyzn. – Daj tu defibrylator szybko.

 

– I jak tu, cholera, w takich warunkach pracować? – zdenerwował się drugi. – Masz to cholerstwo, tylko uważaj, bo izolacja się przetarła i kopie – po czym odszedł na bezpieczną odległość.

 

– Poczekaj, po co go męczyć – włączyła się Mariolka. – Jak silny to przeżyje. Załóż tylko dren do jamy otrzewnowej, żeby stołu nie pobrudził. Bo domyć potem nie można.

 

Pacjent zaczął drżeć.Rękami machał nieskoordynowanie, jakby coś chciał powiedzieć.

 

– Wariat, cholera – zdenerwował się starszy chirurg – Nie znam migowego. Mówiłem daj mu halotanu. Jemu, pacjentowi, a nie sam się szprycuj – wyjaśnił, jakby otumaniony anestezjolog nie zajarzył od razu – Salę przecież nam ciul jeden rozpindrzy. No albo mu od razu przy..ol!

 

Jego kolega, uchylił maseczkę i splunął w kąt sali…

 

– Temu to już nic nie pomoże. Nawet halotan – stwierdził. – Zabrać go i niech poczeka na OIOM, aż procesy życiowe ustaną. Potem – kostnica, jak zawsze.

 

– Dobra – powiedział drugi. – Daj tylko go zaszyję, żeby ładnie wyglądał. To ważne dla rodziny. Ja zresztą lubię haftować, bo się na chirurga plastycznego uczę teraz – A ty Mariolka wieź następnego – zaszczycił siostrę – Kogo mamy?

 

– Motocyklista. Uraz wielonarządowy, jak Zientarski. Hi, hi – zachichotała zalotnie – Ale biedniejszy. Do tego wstrząs hipowolemiczny z rozwijającym się zespołem wykrzepiania wewnątrznaczyniowego z utrzymującym się krwawieniem do jamy otrzewnowej – z drenów asekuracyjnych około 2500 ml krwi.

 

– To on jeszcze żyje – zainteresował się anastazjolog – Batman jaki, czy co? A może ma jakieś środki jednak?

 

– Dobra, zaczynamy – starszy był bezlitosny – Randkę mam o 16.

 

– Może poczekamy, aż zaszyjemy tamtego – zapytał drugi – Bo jakoś macha reką cały czas. – Może przeżyje.

 

– Nie ma co – skwitował starszy – Dzisiaj nie może być znowu obsuwy. Akord to akord. Jak ja mówię, ze nie przeżyje, to nie przeżyje! Założysz się?

Koniec

Komentarze

"Zadziwiające" podobieństwo do tego opowiadania Sawaszkiewicza.

Poza tym - interpunkcyjno-dialogowa porażka. Korekta nie boli, naprawdę.

Mortycjan:
eee..., no wiesz, zażenowany jestem nieco
korekta nie jest moją pasją
co do Sawaszkiewicza, to fragment  pomysłu rzeczywiście wykorzystany. zdołałeś zauważyć inny przedmiot opowiastki ?
ale  dosć o "oczywistych oczywstościach" ....  coś in meritum?

ale dosć o "oczywistych oczywstościach" .... coś in meritum?

Tak. To, że wg mnie to właściwie plagiat. Ale nie chciałem tego pisać, bo zaraz się wielki raban podniesie... 

a to w takim razie: co to jest według Ciebie plagiat?

Co to plagiat? A na przykład to:

Pogrubione: Sawaszkiewicz

Pochylone: "Twoje" 


w stronę tej soczystej zieleni, co wprost zapraszała do południowego odpoczynku.
Kązdy myślami w krainie elfów, smoków, wiedźminów: śledzący losy dragonezy.

- Pieprzona robota - westchnął jeden.
- Pieprzona robota - westchnął drugi -

- Co chcesz - odpowiedział straszy chirurg
- Co chcesz - odpowiedział jego kolega.

- Akord to akord.
Akord to akord.

- Ależ ciężkie bydlę!
- Ależ wierzga to bydlę!

- Wariat, cholera - powiedział jeden.
- Wariat, cholera - zdenerwował się starszy chirurg

Jego kolega splunął.
Jego kolega, uchylił maseczkę i splunął w kąt sali...


I tak dalej, i tak dalej. Zmieniłeś tylko scenerię, a rżnąłeś praktycznie słowo w słowo. Nabrałem dziwnej ochoty przyjżeć się reszcie twoich ("twoich"?) tekstów... 

 

"przyjżyj się" też temu - do końca, skoro zaczałes: w ten sam sposób.

pomijam już, co jest przedmiotem opowiadania Sawaszkiewicza, a co - tego.

pnawiam też prośbę, która skierowałem do Ciebie:

wskaż prosze, jaką definicją plagiatu posługujes sie.

Napisze wprost: chodzi o to, by nie przedłużać dyskusji.

i jeszcze jedno: wydaje mi sie, ze te Cytaty" wyrwałes z kontekstu dłuższej całości.

W ten sposób, to możemy uznać Pismo Święte za scenariusz do pornosa.... Słowa wszak są użyte te same. Niekiedy. W porównaniu zachowaj zatem układ treści obu opowiadań. Tak bym nie podejrzewał Cię o "złą wolę":):):)

Nie ośmieszaj się już. Mam nadzieję, że reszta użytkowników spojrzy w tym kierunku, a redakcja szybko podejmie odpowiednie kroki. 

no to nie zawracaj mi gitary, jak nie potrafisz się wyrazić, co jest podstawą Twoich sądów.

co to jest utór i o jego rodzajach poczytaj sobie tak w wiki, jak w prawie autorskim (jeśli Cię interesują źródła).

co to jest plagiat - w opracowaniach. Niestety p. nie jest pojeciem prawnym, stąd pewna trudnosć.

W szerokim ujeciu za plagiat uznamy każdą opowiesć o "smokach", "ghulach" - etc.

Niestety Aniele, nie zgodzę się z Tobą. Jak sam przyznałeś, nie jest to pojęciem prawnym, ale (jak sam też wskazałeś na wikipedię) czytamy tam, że:

Plagiat jawny polega na przejęciu całości lub fragmentu cudzego utworu i opatrzenia go własnym nazwiskiem.

Plagiat ukryty występuje wtedy, gdy autor przejmuje fragmenty z cudzego utworu bez podania źródła i pierwotnego autora, a następnie wplata je do własnych wywodów. Odnosi się to nie tylko do dosłownych zapożyczeń (słowo w słowo, kopiowanie), ale również na odwzorowaniu danego utworu przy użyciu innych wyrazów, oddających jednak dokładnie tę sama treść i konstrukcję myślową (rodzaj wywodu).

Więc twój tekst plagiatem można nazwać.

wiki wskazałem jako pomoc w zdefiniowaniu terminu "utwór".

co do plagiatu - odesłąlem do opracowan. i wskazałem czemu.

Jednakze w tejże wiki, na którą się powołujesz, zdefinowanodość dokłądnie , czym jest plagiat, zaznaczajac, ze to termin "potoczny".

Mowa o zawłaszczaniu "cudzych elementów twórczych". Przytoczyłaś dwie definicje, ale chyba - nie zrozumiałaś.

Ani treść ta sama - na co zwróciłem uwagę wyzej.

Konstrukcja myślowa? tyż chiba nie do końca; jeśli już, to bardziej sposób napisania, warsztat. znajdziesz kilka co najmniej moich tekstów napisanych w ten sposób.

Konstrukcja nie, bo na co innego starałem się położyć akcent tworzac karykaturę zawodu zaufania. stąd ten halotan, komentarze o Zientarskim, zaszyte chusty, sposób "leczenia".

a co do inspiracji "akordem" pracy, to - przyznaję się (i przyznałem): wpasowało mi się idealnie. ale to nie plagiat.

to tak - ze strony "madrości ludowej"

a ze strony prawa: to moje jest , w moim przekonaniu, opartym na (......:)) samodzielnym, autorskim utworem. i trudno byłoby, bedąc przy zdrowych zmysłach, twierdzić inaczej.

bez urazy:)

a bez niedomówień:
"opartym na (......:))", tzn. : spotykam się z takimi sprawami zawodowo.
choć, czasem, rzeczywiście granica między "utworem", a "tworzeniem" jest zaskakująco cienka:)

W kwestii rzekomego plagiatu się nie wypowiem, bo co miało być powiedziane, powiedziane zostało, a nie mnie oceniać, kto ma rację. Sam tekst mnie nie zachwycił. Brak tu jakiejkolwiek fabuły. To po prostu kawałek życia wyrwanego z kontekstu. Praca lekarza przedstawiona miała być w zamyśle w humorystyczny, czy cyniczny sposób, ale jakoś to do mnie nie przemawia. Poza tym spora ilość błędów stylistycznych i interpunkcyjnych jak na tak krótki tekst.

Zrozumiałam zarówno to co zacytowałam jak i Twoje wypowiedzi. Wiem tyle, że jeżeli takiego wydarzyłoby się przy pracy licencjackiej/magisterskiej itp. to nikt nie miałby wątpliwości. A co do tego na czym się wzorowałeś,to owszem przyznałeś się, ale w momencie, gdy zwrócono na to uwagę. Tyle z mojej strony.
Dziękuję za uwagę i życzę miłego dnia.

przecież wspomniane prace mają taką konstrukcję, nie spotkałem innej:)

odwzajemniam się życzeniami

A ja się przyznam bez bicia, że czytam te miniatury z czystego obowiązku Lożowicza. W ogóle mi sie nie podobają. No, za wyjątkiem tej jednej o Stalinie. Ot, moja czysto subiektywna opinia.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti:

wyluzuj:)

nie czytaj mnie, przecież nie o to chodzi. dla mnie to zabawa, w chwili wolnej od pracy. czasem zdarzy się komentarz coś wnoszący, ale pisać o olejnym smoku, o kolejnym wiedźminie, o kolejnym ... . albo wikłac się w zagmatwana fabułe, w której nie wiadomo czego wiecej: sztampy, czy archetypu:) no nie. jeśli ktos bawi sie ze mna, to fajnie. jesli nie - to pewnie zniknę, niebawem. jak wielu:)

rip, Fasoletti:D

ps. mam jakieś podobne do "stalina". nie przepadam za nimi, dlatego nie wklejam. wkleje, albo - może napiszę coś nowego bazując na paradoksie. wtedy dam Ci znać.

A Ty nie zawsze przejmuj sie tym co ja piszę. Zawsze jesli jakis tekst przeczytam, staram sie zostawić po sobie ślad, takim czy innym komentarzem. Pewnie gdybym nie był Lożowiczem i tak bym twoje opka przeczytał.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Hm, nie widzę nigdzie w opowiadaniu wzmianki, że tekst był zainspiowany... Etc.
Brzydko, bo brzydko, ale plagiat.

Można czasem wybaczyć podobieństwo do czegoś, mocną inspirację, przypadkowe wymyślenie takiego samego słowa jak wydawany autor, co już na tym portalu widziałam nie raz... Ale tutaj wyraźnie widać inspirację. I nie byłoby to problemem, gdybyś zaznaczył to od razu :|.

"Inspirację" w sensie negatywnym.

A co do: "aniol..milosci 2010-09-23 16:08
przecież wspomniane prace mają taką konstrukcję, nie spotkałem innej:)" - zaproponowalabym przeczytanie na przykład mojej... Ale po co.
Każdy mierzy własną miarą :)

niezgoda.b

1. inspiracja to nie plagiat. te terminy mają odmienny zakres znaczeniowy. obowiązku przywoływania czym się inspirowałem - nie mam:)

oj- w tym tekscie - wstyd się przyznać - Sawaszkiewicz nie był "główną" inspiracją. ale tego nikt nie podnosi... nie zauważył? naprawdę:D?

2. zdziwiłabyś się, ile śladów - w Twojej pracy - cudzej aktywności intelektualnej możnaby znaleźć. w każdej pracy właściwie. kwestia paru minut, względnie oprogramowania:)

no, chyba, ze wyprowadziłaś nowy wzór matematyczny... ale... czy na pewno, też w tym wypadku można mówić o pracy -autorskiej? czy może - autonomicznej?

@aniol..milosci - użyłam słowa "inspiracja" bo nie chcę rzucać oskarżeń. Jednak wynika to tylko z mojej obłudy, ponieważ w głębi duszy nazywam cię plagiatorem :P

Ad 2 - W pracy przekładoznawczej wbrew pozorom takich śladów jest niewiele, a czasem nawet - wcale ich nie ma. A jeśli przytacza się teorię, przytacza się ją w cudzysłowie ;)

@ niezgoda

w ostatnim- nie tylko w gebi duszy:D; w innych -chyba nie mogłaś się jednak zdecydować, stad rozrżnienie. co do pkt 2 - gratuluję wiary:):)

cały wydód jest o tyle bez sensu, że jak wspomniałem, plagat ma/ moze mieć dość szeroki zakres znaczenoiowy. lepiej używać innych terminów.

Oczywiście. Można również: "Odchodzę na raka tchawicy - jestem zdrowa inaczej" :P

dobra: poddaję się: bij - zabij waćpanna, wstydu a sromu oszczędź:D
jesoooo!:D:D:D

Nowa Fantastyka